czwartek, 15 sierpnia 2024

Armia w ruinie

 Armia w ruinie
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/zolnierze-mowia-wprost-co-by-sie-stalo-gdyby-doszlo-do-wojny-fragment-ksiazki/dz48rn7,79cfc278
"Żołnierze mówią wprost, co by się stało, gdyby doszło do wojny [FRAGMENT KSIĄŻKI]

— Oczywiście politycy PiS-u oszukiwali społeczeństwo, wmawiając ludziom, że stworzą trzystutysięczną armię. Jeśli już rzeczywiście tworzono nowe struktury, to metodą kanibalizmu. To jest rzecz, za którą i politycy, i wojskowi powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Bo jednostki, które miały zdolności bojowe, dziś ich nie mają — mówi oficer wojsk lądowych. — Co się stanie, jakby Ruscy do nasz weszli? Co mam odpowiedzieć? Giniemy pięknie w okopach, bo amunicja nie dojedzie, bo nie ma skąd dojechać, a sami jej przecież nie produkujemy — dodaje kolejny oficer w książce dziennikarki Onetu pt. "Armia w ruinie".
Doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: W jakim stanie jest dziś polska armia? Odpowiedź strategiczna: w stanie nieakceptowalnym. Ze względu na poziom współczesnych zagrożeń i wyzwań, jakie przed nią stoją, jej stan jest nieakceptowalny i niewystarczający. Wojsko jako komponent militarny nie jest w stanie realizować postanowień Konstytucji, czyli nie jest w stanie skutecznie bronić granic państwa.Ten rozkład nie zaczął się osiem lat temu. Obserwujemy go od dwudziestu lat. Po wejściu do NATO politycy zaczęli wprowadzać społeczeństwo w błąd. Mówili, że nie musimy rozwijać sił zbrojnych. Przypominam, że jak wchodziliśmy do NATO, mieliśmy sto dziewięćdziesiąt osiem tysięcy, jeszcze była też zasadnicza służba wojskowa. Potencjał, zdolności i zasoby, również rezerwowe, były dużo, dużo wyższe niż teraz.

Najważniejszym zasobem każdej armii, o czym często zapominamy, bo dyskutujemy o umowach, sprzęcie, modernizacji, są zasoby osobowe. Mówiąc wprost – żołnierze. Trzeba zacząć od tych, którzy dowodzą i zarządzają – od generalicji. Co tu mamy? Wyjątkowo słaby poziom przygotowania i wyszkolenia. Spowodowały to czystki wśród generalicji z 2016 roku, a później przyspieszony system awansowania. Nie dano często bardzo wartościowym oficerom rozwijać się w takim tempie, w jakim powinni zdobywać kompetencje zawodowe. Tu też kłaniają się przyspieszone, zaoczne "tajne komplety" sobotnio-niedzielne.

Przypominam, że wcześniej kurs generalski to był prawie rok ciężkiej, wytężonej pracy. Oficerowie spędzali codziennie po osiem, dziesięć godzin na wykładach, były podróże studyjne. Jeździli do najważniejszych jednostek wojskowych. Bywali w Kwaterze Głównej NATO, w dowództwie do spraw operacji, w NATO Defense College i innych ważnych instytucjach sojuszniczych oraz unijnych. Teraz to już nie funkcjonuje. Generałowie, którzy obecnie dowodzą armią, są kiepsko do tego przygotowani. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Pod względem jakościowym mamy tutaj potężne tąpnięcie.

To był szczebel strategiczno-operacyjny. Teraz jedźmy w dół. Szczebel operacyjno-taktyczny, tu też historia się powtarza. Nie twierdzę, że przed 2016 rokiem było dobrze. Nie, nie było. Wcześniej armia też była niszczona, osłabiana, włączano niewłaściwe programy modernizacyjne. Ale to, co stało się po 2016 roku, było już świadomym niszczeniem zasobów osobowych w korpusie oficerów starszych. Awansowano młodzież w przyspieszonym tempie, bo chodziło o to, by statystycznie wszystko się zgadzało. Dlatego mamy tutaj bardzo podobną sytuację do tej w korpusie generalskim.Bardzo wiele niekompetentnych osób po przyspieszonych awansach znalazło się na ważnych stanowiskach. Do tego dołóżmy niewydolne szkolnictwo wojskowe, które zajmuje się głównie kształceniem osób cywilnych, a nie żołnierzy. Mało tego, ważniejsze jest to, by żołnierz miał tytuł licencjata czy magistra niż zawodowe kompetencje do tego, aby dowodzić armią.
"Zaprzepaściliśmy ogromną szansę"

Solą ziemi czarnej w każdej armii jest korpus podoficerski. Oficerowie wypinają piersi do orderów, jeśli osiągną sukces. Nigdy go jednak nie osiągną, jeśli armia nie będzie miała profesjonalnych zmotywowanych, dobrze opłacanych, zawodowych i rezerwowych podoficerów. Na nich stoi wojsko. Tymczasem my w ostatnim czasie straciliśmy podoficerów po służbie w Iraku i Afganistanie. To była naprawdę wielka siła.Jeśli ktoś był w strefie działań wojennych, wykonując tam różne funkcje, miał świadomość, że z dnia na dzień jego życie jest zagrożone, to wartość takiego żołnierza, jego wiedza, którą przekazywał podwładnym, jest bezcenna. To byli ludzie z realnym doświadczeniem bojowym. Ich obecność w jednostkach bardzo owocowała w procesie szkolenia.

Co mamy teraz? Do młodych żołnierzy przychodzi teoretyk, który się czegoś naczytał, naoglądał albo wziął udział w kilku szkoleniach, które też prowadzili teoretycy. Z tej mąki chleba nie będzie. Gdzieś po drodze zaprzepaściliśmy więc ogromny zasób i ogromną szansę strategiczno-szkoleniową w postaci weteranów ostatnich wojen. Powód? Armia szukała oszczędności, ale nie tam, gdzie powinna. Dlatego korpus podoficerski, tak jak oficerski, również wygląda dziś bardzo słabo.Zejdźmy już na sam dół wojskowej hierarchii. Korpus szeregowych. Dlaczego miałoby być tu dobrze, skoro wszędzie indziej jest źle? Fakt, wiele osób zaciąga się dziś do wojska. Na przykład przychodzą jesienią, biorą pieniądze i pełne umundurowanie. Wszyscy się cieszą. Słupki rosną. Tyle że na początku roku, po szkoleniu podstawowym, wielu z tych gości już w armii nie ma. Tak się dzieje i w dobrowolnej służbie wojskowej, i w WOT. Ci ludzie idą do wojska tylko po to, by poprawić swoją sytuację finansową przed świętami, ale to się nie przekłada na zdolności armii, choć kosztuje ją bardzo dużo. Statystycznie też nieźle to wygląda, bo mamy przeszkolonego żołnierza, ale jaki jest jego poziom wyszkolenia, poziom motywacji? Bardzo niski.Był taki minister, Mariusz Błaszczak się nazywał. Mówił, że mamy sto osiemdziesiąt sześć tysięcy żołnierzy pod bronią. To nieprawda. Może tak to wygląda statystycznie, ale to nie są żołnierze, którzy stanowią realny zasób militarny. Jeśli dziś wciąga się do statystyk wojskowych osoby po pięćdziesiątym roku życia, kucharki, księgowe, sprzątaczki, które mami się podwyżkami, by włożyły mundur, to coś tu jest nie tak.Nie twierdzę, że osób starszych w wojsku ma nie być, ale jak obserwuję ostatnie przysięgi, to wyraźnie widać, że proporcje są zachwiane. Trzon armii to ma być grupa ludzi między dwudziestym a trzydziestym piątym rokiem życia. Wszyscy pozostali będą ważnym, cennym uzupełnieniem, wsparciem dla tych warriorów, którzy naprawdę mogą coś zrobić na polu walki, jeśli się ich dobrze przygotuje.
Rak, który zżera polską armię

Oficer wojsk lądowych: Najgorszy jest brak wizji rozwoju armii zarówno u wojskowych, jak i polityków. To jest rak, który zżera nas od środka. Żeby była jasność, nie mam nawet aż tak dużej pretensji o to do polityków. Oni robią wszystko pod publikę i wybory, ale mam pretensje do naszych generałów, że oni nie mają wizji tego, jak siły zbrojne powinny wyglądać. Żaden z nich nie wziął na siebie ciężaru odpowiedzialności, nie walczy o wojsko, o bezpieczeństwo Polski. Zaczynając od góry, mamy kryzys przywództwa. Nie mamy już w armii prawdziwych liderów, którzy cieszą się autorytetem, szacunkiem wśród żołnierzy, ale również potrafią balansować, rozmawiając z politykami, by załatwiać nasze sprawy.
Po gen. Gocule, który był ostatnim prawdziwym żołnierzem i jednocześnie twardym negocjatorem interesów armii, przyszedł gen. Surawski. Pierwszorzędny oficer liniowy, szkoleniowiec, ale bez kompetencji na stanowisko szefa sztabu. Potem trafił nam się może i zdolny, na pewno młody, ale niedoświadczony gen. Andrzejczak. Zamiast twardo walczyć o swoje pomysły, o naprawę systemu szkolenia wojska i rezerw, o zmiany w korpusie podoficerskim i szereg innych rzeczy, obraził się na polityków i zamknął na szklanej górze. Po nim przyszedł już naprawdę prawdziwy naturszczyk, za to wytrawny populista – gen. Kukuła.Jak budował WOT, to w mediach zaczęto snuć opowieść, która niewiele miała wspólnego z rzeczywistością, ale była miła dla ucha. Polacy to kupili. Ale czym dziś jest WOT? Nie wiadomo, bo te wojska nie zostały nigdy rzetelnie sprawdzone. Może wkrótce przejdą z podporządkowania ministrowi obrony pod szefa sztabu. Zadam teraz podchwytliwe pytanie: kto jest szefem sztabu? No właśnie, szefem sztabu jest twórca tych wojsk, gen. Kukuła. Dla mnie to jest kuriozum i żenada.Kto teraz te wojska porządnie i przede wszystkim uczciwie scertyfikuje? Jeżeli wcześniej nie zostały sprawdzone na poziomie plutonu, kompanii, brygady, to jak teraz zostanie sprawdzony cały WOT? Znowu, tak jak za PiS-u, wszystko robione jest pod publikę, bo polityk, w tym przypadku minister Kosiniak-Kamysz powiedział, że WOT ma być sprawdzony. No i wojskowi to robią, chociaż na kilometr pachnie to oszustwem."Najgorszy dla armii jest strach dowódców przed politykami"

Emerytowany generał: Przyszedł Macierewicz. Zaczął WOT budować. Wszyscy narzekali na niego. Ja również narzekałem, bo jako dowódca brygady straciłem wtedy prawie setkę ludzi, którzy poszli do WOT-u po pieniądze i awanse. Ale ja, w przeciwieństwie do moich wielu kolegów, z dzisiejszej perspektywy uważam, że to było potrzebne. Należało powołać WOT, bo jest to spory potencjał dla przeciwnika do odstraszania. Potem była budowa 18. Dywizji. To też było potrzebne, bo na wschodzie była luka. Ale to, co później Błaszczak nakręcił – budowa 1. Dywizji, 8. Dywizji – to już był populizm. Te formacje nigdy nie powstaną. One nawet nie mają racji bytu. Siłą rzeczy mamy dziś siły zbrojne pełne frazesów, pełne niezrealizowanych, niedokończonych projektów.Mamy zakupy pół tysiąca HIMARS-ów, tysięcy czołgów, które nigdy do nas nie dojadą. Fizycznie nie jest możliwe wyprodukowanie takich ilości sprzętu w tak krótkim czasie. Amerykańska armia ma mniej HIMARS-ów, niż my zamówiliśmy, a jest od naszej dziesięciokrotnie większa. To wszystko jest napompowane populizmem. A najgorsze jest to, że generałowie, którzy dowodzą dziś armią, powielają ten populizm. Nikt tak naprawdę nie wie, do czego nasze siły zbrojne mają się przygotowywać, do jakiej wojny.Doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: Mamy chroniczny brak kompetencji. Sztabem generalnym dowodzi człowiek, który nie miał czasu nauczyć się ani strategii, ani taktyki, mało tego, nie brał udziału w ćwiczeniach, nie kierował niczym, niczym nie dowodził. On po prostu awansował z politycznego nadania. Najgorszy dla armii jest strach dowódców przed politykami, którym zawdzięczają wszystko. Od bardzo wielu lat generałowie nawet nie próbują przekonywać polityków do swoich racji, jak to się dzieje w wielu armiach na świecie. U nas milczą i wykonują polecenia. Głos odzyskują dopiero wtedy, gdy już z armii odejdą.Na Zachodzie generalicja mówi do swoich ministrów: "Tak, to pan wytycza kierunki, mówi, jakie są cele polityczne, ale jak to zrealizować, to my wiemy, bo pan przecież nie ma o tym zielonego pojęcia". U nas tak się nie dzieje. Oficerowie kładą uszy po sobie, żeby tylko zachować stanowisko i apanaże. Nie dyskutują. Do takiego stanu politycy doprowadzili polskich generałów. To nie są przywódcy, którzy prowadzą za sobą siły zbrojne. Nie, to są panowie, którzy próbują lepiej czy gorzej się ustawić.A wie pani dlaczego? Bo nie mają alternatywy w cywilu. W Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji generałowie są natychmiast zatrudniani przez państwo w różnej formie. A w Polsce w najlepszym razie stają się akwizytorami obcego sprzętu zbrojeniowego i to przez krótki czas, dopóki nie zostaną wyeksploatowani. Później wszyscy o nich zapominają. Wiem, że to przykra diagnoza, ale tak to u nas działa od ponad dwudziestu lat. To nie do końca jest wina generałów. Owszem, to, że się boją, są spolegliwi i nie walczą o wojsko i państwo, to jest ich wina i odpowiedzialność, ale to, że nikt o nich nie dba, jak odchodzą z armii, to już jest grzech państwa.
"Politycy PiS-u oszukiwali społeczeństwo"

Oficer wojsk lądowych: Jeśli chodzi o rozlokowanie sił zbrojnych, to powiem tak: do 2016 roku ciągle broniliśmy się przed NATO. Nasze najsilniejsze związki taktyczne, dywizje były rozlokowane na zachodzie Polski. To, co było na wschodzie, czyli 1. Dywizja w Legionowie, która miała bronić stolicy, na początku XXI wieku została rozwiązana. W Wesołej pod Warszawą została tylko brygada pancerna, ta, do której Macierewicz przeniósł później czołgi z Żagania. Snem szaleńca są jednak papierowe dywizje 1. i 8., które przed wyborami zaczął tworzyć Błaszczak. Dobrze wiemy, że poziom zgrywania pododdziałów jest na szczeblu plutonu i na szczeblu drużyny. Przy czym drużyna to dziesięć osób, pluton to trzydzieści osób, a my mówimy o dywizji, która powinna liczyć kilkadziesiąt tysięcy ludzi.Oczywiście politycy PiS-u oszukiwali społeczeństwo, wmawiając ludziom, że stworzą trzystutysięczną armię. Tyle że nikt nie powiedział, ile to będzie brygad, a właśnie z tych brygad wynikałaby liczba dywizji. Natomiast jeśli już rzeczywiście tworzono nowe struktury, to metodą kanibalizmu. To jest rzecz, za którą i politycy, i wojskowi powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Bo jednostki, które miały zdolności bojowe, dziś ich nie mają.Oficer ze sztabu: Uważam, że jeśli nie stać nas na wszystko, a nigdy nie będzie nas stać na wszystko, to odpowiedzmy sobie na pytanie, po co mamy siły zbrojne? Jaki jest ich cel? Odpowiedź na to pytanie powinny dawać dokumenty strategiczne, których nie mamy. Nie mamy strategii obronnej. Strategia bezpieczeństwa jest słaba, bo ona była jeszcze za Macierewicza pisana na kolanie na potrzeby polityczne. Tam jest dużo frazesów, a nie ma konkretów."Mijają dwa lata wojny w Ukrainie, nic się nie dzieje"

Doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: Żebyśmy wiedzieli, dokąd zmierza polskie państwo i siły zbrojne, to musimy mieć aktualne dokumenty strategiczne. Podstawową cezurą dla bezpieczeństwa Polski i Europy jest 24 lutego 2022 roku. Po wybuchu pełnospektaklowej wojny na Ukrainie wszyscy, którzy mają świadomość zagrożeń, jakie się z tym wiążą, zmienili lub poprawili swoje dokumenty strategiczne. Także NATO wydało wówczas nową strategię.

Można dyskutować, czy dobrą, czy złą, ale ona jest. W polskim państwie nic się nie zadziało. Najpóźniej do lutego 2023 roku powinniśmy mieć ten dokument, choć jako państwo przyfrontowe powinniśmy to zrobić nawet wcześniej. A wojsko nie przeprowadziło nawet przeglądu obronnego, żeby sprawdzić, na czym stoimy. A nie zrobiono tego, bo wyszłyby wtedy te wszystkie błędy, niedostatki, niedoinwestowania, a to psułoby obraz wojska.Mijają dwa lata wojny, nic się nie dzieje, armia nadal nie ma własnego przeglądu obronnego. Mało tego, nawet nic nie słyszymy na temat prac nad takim dokumentem ze strony władz. Jak nie mamy strategii, to chociaż moglibyśmy opracować na szybko jakąś koncepcję i na jej podstawie działać. Gdyby zebrać ekspertów, to moglibyśmy ją opracować w miesiąc. A tu nic, kompletnie nic się nie dzieje.Jak nie mamy tych podstawowych dokumentów, to doktryna obronna czy wszystkie plany współpracy wojska z instytucjami cywilnymi w razie wojny również nie mogą zostać opracowane, bo na jakiej podstawie? Gotujemy potrawę bez przepisu i mamy nadzieję, że może ona będzie do zjedzenia. Wcale nie musi taka być, choć zawsze można udawać, że smakuje.

Jeszcze raz podkreślam, podstawowym dokumentem w państwie jest strategia bezpieczeństwa narodowego. Natomiast jeśli jest na to czas, to świetnie, jeżeli jest ona poprzedzona wydaniem tzw. białej księgi. Opisuje ona zagadnienia strategiczne w sposób szerszy, tłumaczy pewne zjawiska i procesy. To bardzo ważny dokument dla społeczeństwa. Ale ostatnia biała księga została wydana w 2013 roku.Pół biedy, gdybyśmy dziś mogli powiedzieć: "Nie mamy aktualnych dokumentów, ale trwają przeglądy. Zespoły ekspertów intensywnie pracują". Ale zapewniam, że gdyby je pisano, tobym o tym wiedział. Na razie nic na ten temat nie słyszałem. Obecny minister obrony wytknął tylko poprzednikom, że tego nie zrobili, i bardzo słusznie. To jest ich grzech śmiertelny i podstawowy. Za to naprawdę powinni odpowiedzieć. Ale wytknięcie błędów to za mało.Sytuację mamy więc taką: odziedziczyliśmy po poprzednikach auto. Wkrótce odkryliśmy, że jest zepsute. Pogroziliśmy palcem i dalej jedziemy. Jak stanie, to znów zwalimy winę na poprzedników.

Oficer wojsk pancernych: Jeżeli na wojsko popatrzymy systemowo, to to, co było osiem, dziesięć lat temu, może nie było najlepsze, ale przynajmniej było spięte w jakiś system. Mniej więcej dekadę temu zaczęto jednak siły zbrojne reformować i do dziś trwa ta niekończąca się odyseja reform, które doprowadziły do tego, że dziś jesteśmy w całkowitym rozkładzie.

Na początek zaczął się dewastować proces szkolenia. Nasiliło się to, kiedy na stanowiska dowódcze przyszli ludzie, którzy wcześniej niczym nie dowodzili. Śmiało można powiedzieć, że najbardziej to dotknęło jednostki wojskowe nie za Macierewicza, bo on tylko wymieniał górę, ale za Błaszczaka. Błaszczak sam wyznaczał oficerów już od pułkownika. Jeżeli kadrowiec, który przez całe wojskowe życie siedział w biurze, zostaje wówczas dowódcą brygady, to jak w tej armii ma być dobrze?Kiedy na dowódców brygad poszli ludzie, którzy niczym nie dowodzili, nie mają doświadczenia, ominęli cały system, a awansowali tylko ze względów polityczno-barowo-restauracyjnych, to jest ten moment, od którego armia dołuje. Sami zniszczyliśmy standardy.
"Złamaliśmy wszystkie obowiązujące standardy"

Oficer wojsk lądowych: Co mnie boli? Chyba najbardziej to, że złamano system szkolenia, stąd tyle wypadków na poligonach. Wojsko nie znosi próżni. Wypadki, jeszcze w takiej liczbie jak ostatnio, wynikają z tego, że system szkolenia umarł. Śmierć następowała powoli. Zaczęło się od tego, że na stanowiska wyznaczano ludzi kompletnie nieprzygotowanych, którzy nigdy nie prowadzili szkoleń. Nie może mi teraz pan Kukuła mówić o budowaniu systemu rezerw, kiedy on sam nie przeszedł ćwiczenia mobilizacyjnego rezerwy, nie uczestniczył w szkoleniu rezerwy. On nie wie, jak to wygląda.Siły zbrojne bardzo często porównuję do medycyny, a żołnierzy do lekarzy. Jeżeli jesteś studentem medycyny, kończysz studia, wchodzisz do systemu, tak jak młody podporucznik. W medycynie musisz jednak przechodzić wszystkie kolejne staże, kolejne etapy, zanim zaczniesz operować, zostaniesz ordynatorem czy profesorem. A w armii? To tak, jakby człowiek bez wykształcenia, czyli student piątego roku medycyny, został ordynatorem, a lekarz rezydent został dzisiaj głównym lekarzem kraju. To jest problem naszej armii, że złamaliśmy wszystkie obowiązujące standardy. Mamy lukę pokoleniową. W siłach zbrojnych nadal jest garstka starych oficerów, którzy pamiętają jeszcze dawny system szkolenia, ale za nimi ławą już idą ludzie, którzy tylko z pobudek politycznych zostali awansowani.

Spójrzmy teraz na te nasze zakupy dla armii z perspektywy domowego gospodarstwa. Mamy mały dom pod miastem z niewielkim ogródkiem. W takich warunkach potrzebujemy auta. Po co więc dodatkowo kupujemy ciągnik, koparkę i spycharkę? Ten sprzęt nawet na naszą działkę nie wjedzie, do garażu się nie zmieści. A armia nakupowała różnego sprzętu, w dodatku od różnych dostawców. Mamy sprzęt amerykański, koreański, niemiecki, postsowiecki. Mówiąc wprost, rozwaliliśmy logistykę w drobny mak. Ona nie istnieje.

Ukraina natomiast pokazuje, że bez logistyki nie wygramy żadnej wojny. Tam najważniejsze jest odtwarzanie zdolności bojowych. Mówimy tu nie tylko o ludziach, o rezerwie, ale również o sprzęcie, który trzeba remontować, naprawiać, usprawniać. Żeby to robić, trzeba mieć części zamienne i co najważniejsze, własne zdolności naprawcze, specjalistów. U nas to nie istnieje, bo nasz system logistyczny dawno temu przestawiliśmy na system pokojowy. Nie mamy wojennego systemu logistycznego. Nikt się tym nie zajmuje nawet po wybuchu wojny w Ukrainie."Za kulawy system dowodzenia odpowiada PO"

Oficer ważnej instytucji wojskowej: Dziś gen. Kukuła, szef sztabu, krzyczy o rezerwach osobowych. Oprócz krzyczenia nic więcej z tym nie robi, bo tego systemu zwyczajnie nie zna. Mówi o szkoleniu ludzi. Dobrze. Ale zapomina o logistyce czasu wojennego, która dziś u nas nie funkcjonuje, bo nawet nie mamy jak zmobilizować zakładów przesyłowych. Jeśli coś się wydarzy, to wszystko będzie robione ad hoc. Do tego dochodzi jeszcze nasz niewydolny system dowodzenia, bo on jest naprawdę niewydolny. No i mamy ogromną skalę dramatu.

Przy czym należy powiedzieć to jasno i wyraźnie, że nie PiS, a Platforma Obywatelska odpowiada za kulawy system dowodzenia. To za ich rządów powstało dowództwo generalne i operacyjne, których utworzenie było bardzo akademickim, a nie praktycznym podejściem do kwestii sił zbrojnych. Od momentu wejścia w życie tej reformy mamy cały czas spory kompetencyjne pomiędzy szefem sztabu, dowódcą operacyjnym i generalnym.

Na szczytach armii funkcjonuje trzech ludzi, których zadania się nakładają, dlatego PiS rozgrywał generałów na prawo i lewo. Teraz koalicja robi to samo. Oni się w tym niczym nie różnią od PiS-u. Rozgrywają dowódców jak pionki na szachownicy. Wszystko dlatego, że nie ma jednoosobowej odpowiedzialności. Każdy z tych trzech panów chce się przypodobać politykom. Nigdy nie będzie dobrze, dopóki nie ustalimy, kto dowodzi. To ma być jeden człowiek, jeden generał, a nie tak jak teraz – trzech. Tylko jeden dowódca ma wskazywać cele, ma określać kierunki rozwoju.Już od dawna aż się prosi o dużą reformę systemu dowodzenia sił zbrojnych, a co się szykuje? Jakieś dowództwo transformacji gen. Kukuła wymyśla. My lubujemy się w tym, że najpierw wymyślamy dowództwo, a potem oficerom, który tam służą, szukamy roboty. Za dużo wodzów, żadnych Indian. Za ministra Kosiniaka-Kamysza wracamy do tego samego, co było. Do mieszania herbaty, lecz ona od tego słodsza nie będzie. Bez wizji i jasno sprecyzowanych zadań sił zbrojnych nigdy nic nie osiągniemy. Dlatego mój obraz naszej armii jest mało optymistyczny.Doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: Struktury armii są niewydolne. Błąd popełnił rząd Platformy Obywatelskiej, który przeforsował reformę systemu dowodzenia, próbując dublować armię amerykańską. Włączono do wojska absolutnie obcą strukturę zarówno w wymiarze tradycji, jak i kultury organizacyjnej. Jeśli ma się milionową armię, jak Amerykanie, która działa na wszystkich teatrach wojennych w wymiarze globalnym, to sztab połączony, operacyjny ma tam uzasadnienie. Ale jeżeli chodzi o średnie państwo w Europie, to wprowadzono bardzo niewłaściwy system. On po prostu nie działa. Wyraźnie to było widać podczas przeróżnych ćwiczeń. Dowódcy, zamiast współpracować, rywalizowali ze sobą, bo nie wiadomo było, kto komu podlega. Przy tym nawzajem się wyszydzali, robili sobie przytyki, złośliwości.

Po 2016 roku system dowodzenia trochę poprawiono. Wprowadzono zmianę polegającą na tym, że wszyscy dowódcy podlegają szefowi sztabu generalnego. Wówczas pojawił się jednak kolejny problem. Poszczególni szefowie sztabu zostali zmarginalizowani przez cywilne kierownictwo resortu obrony. Najpierw wojskiem dowodził ręcznie Macierewicz, potem Błaszczak, a szefowie sztabu siedzieli cicho jak myszy pod miotłą."Doszło do tego, że pułkownik dowodził generałem"

Emerytowany generał: Niszczenie wojska to nie było jedno wydarzenie, to był proces. Te wszystkie zjawiska narastały. Wcześniej też nie było lekko, ale wojsko jeszcze się wzajemnie szanowało od pierwszego żołnierza, czyli od szefa sztabu generalnego w dół. Politycy wcześniej też w różny sposób oddziaływali, też podejmowali głupie decyzje bez konsultacji z wojskiem, przez lata nie było podwyżek. Mógłbym tu jeszcze szereg innych powodów dawać, natomiast wojsko jako instytucja trzymało się – od szeregowego do generała.Natomiast to, co robiło PiS od dojścia do władzy, a zaczęło się od zrezygnowania z Caracali, pisma dowódcy Garnizonu Warszawa, żeby oglądać wiadomości tylko w TVP Info, przez rozporządzenie ministra, że żołnierza można awansować o dwa stopnie wyżej, po prostu nas dobiło. Doszło do sytuacji, że pułkownik w korpusie dowodził generałem. Rozumie pani?

Być może takim gwoździem do trumny były te pikniki, a szczególnie ten z udziałem dowódcy 25. Brygady Kawalerii Powietrznej w Uniejowie, gdzie żołnierze stali z tyłu na scenie, a z przodu stał Jarosław Kaczyński i pluł na opozycję i innych Polaków. Wróg u bram, wojna na Ukrainie, a żołnierze robią za statystów. Od razu przypomniałem sobie rok 1989 i kampanię wyborczą przed wyborami 4 czerwca. Wówczas wojsko tak samo instrumentalnie było wykorzystywane przez Siwickiego i Kiszczaka. Też robili takie właśnie różne przedsięwzięcia. Śmiechu to było warte. Ale to był 89 rok. Myśmy wychodzili z komunizmu. A tutaj mamy rok 2023 i co? Wojsko w takiej samej sytuacji się znalazło jak za komuny. Zatoczyliśmy przez te kilkadziesiąt lat koło i jesteśmy w tym samym miejscu. Najsmutniejsze, że za demokracji.

Były oficer wojsk lądowych: My żołnierze, oficerowie byliśmy pierwszą grupą społeczną, która powiedziała PiS-owi nie. Wielu z nas służyło za różnych ministrów i różnych prezydentów. Mirek Różański, po tym jak odszedł z wojska, powiedział, że najważniejsza jest Konstytucja. Jednocześnie pokazał, że ma trzy gwiazdki, każdą wręczył mu inny prezydent. Pierwszą dostał od Kwaśniewskiego, drugą od Kaczyńskiego, trzecią od Komorowskiego. To jest taki symbol, że w wojsku jest ciągłość. Nagle przychodzi ekipa rewolucjonistów i całą wierchuszkę armii albo wyrzuca, albo zmusza do odejścia.Jeśli dziś pani pyta o obraz naszej armii, to jest to obraz jak po przegranej bitwie. Armia jest słaba, rozedrgana i upolityczniona. Najgorsze jest jednak to, że nowe władze w Ministerstwie Obrony nie chcą tego dostrzec i wziąć byka za rogi.

Oficer ze sztabu: W grudniu 2023 roku zmieniają się władze w MON-ie. Wojskowi ze stajni gen. Kukuły robią rozpoznanie i lekko zmieniają taktykę. Swojska, przaśna retoryka o "złej zagranicy" przy obecnej władzy się nie sprawdzi. "Pielgrzymkowi oficerowie", którzy nie "lubili Niemca", dziś stają się otwarci i proeuropejscy. Zmieniają maski i mają się świetnie. Już wiedzą, że żadnej weryfikacji kadrowej po rządach PiS w armii nie będzie. Mało tego, dostają wolną rękę. Swoich kolegów, tak samo jak oni bez doświadczenia, wykształcenia, znajomości języka angielskiego, lecz z przeszłością w WOT, obsadzają na kluczowych stanowiskach w armii. Ludzie, którzy klęczeli przed Błaszczakiem, teraz stoją przy nowej ekipie i dowodzą armią.

W wojsku i departamentach MON-u nadal są ludzie oddani i lojalni wobec ministra Błaszczaka, ale też nadal pracujący dla niego. Nie mam wątpliwości, że Błaszczak czy Macierewicz mają nadal bardzo dobry kontakt z oficerami, których awansowali. Najlepszym tego dowodem jest gen. Krzysztof Radomski, który dostał miejsce na liście PiS-u w wyborach samorządowych. Z tymi ludźmi nie da się jednak stworzyć sprawnej armii. Im szybciej kierownictwo MON-u sobie to uświadomi, tym szybciej pójdziemy do przodu.

Emerytowany generał: Żadnych zmian w MON-ie za Kosiniaka-Kamysza nie było. Jest PiS-bis. Proszę zobaczyć, jak gen. Adam Duda, szef Inspektoratu Uzbrojenia za Macierewicza nie chciał kupować tego, czego sobie minister życzył, to go minister wyrzucił. Potem, jak gen. Bogdan Dziewulski nie chciał kupować tego, czego sobie Błaszczak życzył, to Błaszczak też go wyrzucił. Do Agencji Uzbrojenia PiS wstawił więc swoich BMW – biernych, miernych, ale wiernych – którzy podpisywali wszystko, jak leci. A nowa władza nadal ich trzyma, choć wiadomo, że z umowami międzynarodowymi jeszcze będą bardzo duże kłopoty.W wojsku przez ostatnie osiem lat zniszczono hierarchię i dyscyplinę. Podstawy funkcjonowania armii.

Edyta Żemła: Szef BBN-u Jacek Siewiera stwierdził, że państwa wschodniej flanki NATO mają "trzyletni horyzont czasowy na przygotowanie się do konfrontacji" z Rosją. Czy nasza armia jest przygotowana na taki scenariusz?

Oficer ze sztabu: Gdyby Rosjanie uderzyli, to nie oszukujmy się, będziemy mieli duże straty. Ostatni raz gotowość bojowa naszych jednostek była sprawdzana, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, i gen. Andrzejczak podniósł niektóre związki taktyczne. Zresztą podniesienie gotowości nie odbyło się nawet wówczas alarmem, lecz stopniowo. Gen. Kukuła na ten temat w ogóle nie ma zielonego pojęcia. Dlatego u nas ten system w razie wojny nie zadziała, bo my nie wiemy, jak on wygląda. Będzie tak jak na Ukrainie. Wielka improwizacja. Ukraina za swój brak przygotowania zapłaciła krwią. My natomiast nie wyciągnęliśmy z tej wojny żadnych wniosków. Żadnych. Nasi oficerowie, którzy byli na Ukrainie, po wybuchu wojny wysyłali do Polski tajne meldunki. Pisali, jak ta wojna tam przebiega, na co musimy się szykować, jakie wnioski wyciągać. Nikt tych meldunków nie czytał. Wpłynęły i leżą na półkach. Dlaczego? Ponieważ nikt nie bierze odpowiedzialności za system i nikt tej odpowiedzialności nadal nie chce wziąć. Bo to nie jest widoczne, to nie jest medialne, to nie jest fajna sprawa, która przykuje uwagę polityków.

Oficer z ważnej instytucji wojskowej: Wojny zaczynają żołnierze zawodowi, kończą rezerwiści. To bardzo wyraźnie widać na przykładzie Ukrainy. Jak u nas wygląda system szkolenia rezerw? No właśnie. I tu jest pies pogrzebany. Gen. Andrzejczak, trochę za namową gen. Kukuły, wówczas dowódcy WOT-u, zaproponował większe związanie byłych żołnierzy i osób z przeszkoleniem wojskowym za pomocą pieniędzy, trochę na modłę WOT-u. Tak powstała tak zwana rezerwa aktywna. W zamian za wynagrodzenie ludzie deklarują, że będą przez określony czas stawiać się do jednostek wojskowych na ćwiczenia. Później ten pomysł wykorzystał Jarosław Kaczyński i wpisał go do ustawy o obronie Ojczyzny.Mamy więc rezerwę aktywną. Tylko że nadal nie jest to system szkolenia rezerw, lecz jak zwykle u nas statystyka. Żeby stworzyć system, muszą być ośrodki szkolenia rezerwistów, rezerwiści muszą mieć przydział do konkretnej jednostki. A my nadal tego nie budujemy. Mamy komunistyczny system, czyli masowy. Załóżmy, że mamy pół miliona rezerwistów, ale nie wiemy jakich. Musimy wiedzieć, jakie są potrzeby na uzupełnienie strat, na zbudowanie jednostek rezerwowych, które w drugiej kolejności pójdą na front. Jednak żeby to wiedzieć, musimy zbudować jednostki rezerwowe, a my takich nie mamy. Dziś do jednostek operacyjnych ściąga się rezerwistów, szkoli się ich tam na masę i zapełniamy słupki w Excelu. Co z tego? Ile to jest modułów bojowych, jakich specjalności? Tego nie wiemy. My sobie nawet tych pytań nie zadajemy.

Oficer wojsk lądowych: Pyta pani, co się stanie, jakby Ruscy do nasz weszli? Co mam odpowiedzieć? Giniemy pięknie w okopach, bo amunicja nie dojedzie, bo nie ma skąd dojechać, a sami jej przecież nie produkujemy. To jest duży problem, choć widzę też światło w tunelu. Nasze dwie dywizje na wschodzie jako tako są gotowe do walki. To one mają pierwsze przyjąć na siebie przeciwnika. Dlatego amunicję na określony czas powinny mieć ze sobą. Nie może ona być dopiero dowożona, bo przeciwnik nie da nam na to czasu. Na szczęście składy są już budowane przy jednostkach. Czego nie było wcześniej.

Żeby jednak te wschodnie formacje dały sobie radę, powinny prowadzić działania na kierunku praktycznie codziennie. Tak powinny być trenowane. Dowódcy czołgów muszą wiedzieć, gdzie mają zaparkować wóz i dlaczego on właśnie tam ma stać. Tak jak było za komuny. Alarm i wszyscy wychodzą. Niestety zapomnieliśmy już, jak to się robi. Bo widzi pani, dziś mamy taki problem, że tkwimy mentalnie w uwarunkowaniach pokojowych. Na wypadek wojny jako kraj przyfrontowy nie jesteśmy przygotowani do działań. Każda dywizja powinna mieć swój obszar, pozycje i stanowiska, a składy amunicji powinny być przy wojsku.Wojskowi to z grubsza wiedzą, ale nie da się rozwinąć skrzydeł, bo mamy cholernie dużo ograniczeń prawnych czasu P, czyli pokoju. Żeby zrobić wyjście wojska alarmem na bojowo, to musi być ogłoszony przynajmniej kryzys. Muszą zapaść decyzje polityczne. Wojsko jest tylko wykonawcą.

Nie ćwiczyliśmy tak, jak należy, częściowo z winy polityków, ale nie ćwiczymy także w rejonach odpowiedzialności, co już jest winą samych wojskowych. Wszyscy się nauczyli pokazów dla VIP-ów, pikników, a nie mamy ćwiczeń. Żeby coś się zmieniło, trzeba skończyć z pokazami i urealnić szkolenia. Ale żeby je urealnić, to trzeba je przeprowadzać, a my nadal robimy strzelanie do wody albo przejazdy na poligonie przez zakrzaczenia. Pic na wodę, fotomontaż"

2 komentarze:

  1. Rok 1939 i 2024:
    -Egzotyczne, nic nie warte sojusze
    -Szalona korupcja przy zakupie szalenie drogiej broni
    -Silni, Zwarci, Gotowi
    Silni w pysku.
    Zwarci przy korycie
    Gotowi do ucieczki za granicę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne że mamy wiecej generałow niz USA i Chiny !
    Nie mamy Indian do walki !

    OdpowiedzUsuń