wtorek, 20 sierpnia 2024

Kara smierci dla funkcjonariuszy sanacji byla sluszna

 Kara smierci dla funkcjonariuszy sanacji byla sluszna

 Polska była jednym ze współsprawców II Wojny Swiatowej.
Gdy Brytyjczycy cofnęli uznanie emigracyjnemu rządowi londyńskiemu ludzie z sanacyjnej szajki  nie chcieli wracać do Polski słusznie bojąc się odpowiedzialności karnej. Podejmowali się w Anglii najgorszej pracy !
Londyńska Parada Zwycięstwa ( London Victory Celebrations of 1946)  odbyła się 8 czerwca 1946 dla uczczenia zwycięstwa nad Niemcami oraz Japonią w II wojnie światowej. Z parady wykluczono  polskich żołnierzy, którzy walcząc w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie byli jedną z liczniejszych walczących nacji po stronie sił alianckich. Zaproszono do udziału w paradzie byłych pilotów Dywizjonu 303, którzy mieli maszerować w szeregach RAF, ale odmówili po tym, jak inne polskie oddziały nie zostały zaproszone na paradę.
Sowieci pojmanych w 1939 roku funkcjonariuszy sanacji uważali za zbrodniczy element pasożytniczy czyli wrogów ludu. Prostych żołnierzy i urzędników szybko zwolnili a resztę pasożytów zastrzelili.
Anglosasi doskonale wiedzieli o masakrze katyńskiej.  W 1946 r. w procesie norymberskim prokurator sowiecki Roman Rudenko wniósł akt oskarżenia przeciwko Niemcom o popełnienie zbrodni mordu na 11 tysiącach polskich oficerach w Katyniu. Świat tylko oficjalnie nie podzielał ideologicznego poglądu sowietów o tym że był to zbrodniczy element pasożytniczy, który należało zlikwidować. Sowieci chcieli całkowicie zamknąć, niebezpieczną dla ZSRS, sprawę masakry. Dopuszczono dowody w procesie. W wyroku ogłoszonym w dniach 30 września i 1 października 1946 r. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze nie uznał Niemców za winnych dokonania zbrodni katyńskiej, jednak nie wskazał winnych. W ogóle nie poruszono tej kwestii w sentencji wyroku.
 
 Ustanowiony przez Zwyciezców Trybunał Norymberski sądził funkcjonariuszy III Rzeszy jako członków związku przestępczego. Gdyby nie sprowokowany przez Stalina konflikt z USA i Wielką Brytanią  surowych wyroków byłoby wielokrotnie więcej. Władze reżimowi III Rzeszy dali zdesperowani wyborcy i nie można było mówić o uzurpacji!
Polska po Zamachu Stanu w 1926 roku zaczęła się staczać po równi pochyłej. Nawet bez agresji zewnętrznej Polskę czekała wojna domowa. W takiej sytuacji wkroczenie sąsiadów celem zaprowadzenia spokoju zakończyłoby rozbiorem istnienie Polski na zawsze.
Sanacyjne "władze" były uzurpacyjne i nie miały żadnego tytułu do sprawowania władzy a grabienie Polaków na luksusową konsumpcje było tysięcznym rozbojem zbrojnym.

Ocena każdej władzy uzurpacyjnej zależy od efektów sprawowania tej władzy. Po zamachach stanu rzadko zdarzały się uczciwe reżimy wprowadzające kraje na ścieżkę rozwoju i po pewnym czasie oddające władze w uczciwych wyborach. Poza samym formalnym zamachem trudno jest taki rezim o coś potępić bowiem rządy przyniosły ogólną korzyść wszystkim. Zasługiwali na pochwałę a nie na karę.

 Sanacyjna szajka to najgorsze mendy pod Słońcem. Wielki Kryzys w Polsce był najcięższy w świecie. Biorąc za punkt wyjścia 100% udział produkcji przemysłowej w 1913 roku na terenach stanowiących później II RP w produkcji światowej  to relatywny udział w produkcji światowej w 1938 roku stanowił już tylko 42 % ! To negatywny rekord świata !  W przedwojennej Polsce nie powstała ani jedna duża prywatna firma !

"Rząd" sanacji nie był rządem ale Grupą Przestepczą. Jeśli chodzi o skale grabieży to reżim sanacyjny nie odbiegał wiele od zachowania reżimu okupacyjnego III Rzeszy !     
Rządy sanacji czuły się bezkarne a przecież działalność w Grupie Przestępczej nie łagodzi ale mocno zaostrza odpowiedzialność karną.

Rządy z podatków finansują zadania publiczne a pasożytnicze złodziejskie szajki jak sanacyjna powinny być sądzone za tysięczny rozbój.

 Kodeksy Karne wyróżniały i wyrózniają trzy przestępstwa przeciwko mieniu:
-Przywłaszczenie i sprzeniewieżenie jako forma kwalifikowana
-Kradzież i kradzież z włamaniem jako forma kwalifikowana
-Rozbój i rozbój z użyciem broni (palnej) jako forma kwalifikowana.
 Rozbój był w całym świecie traktowany bardzo surowo. Ustawodawstwo PRL było typowe w tej mierze:
Art.  210.
§  1.Kto zabiera w celu przywłaszczenia mienie, używając lub grożąc natychmiastowym użyciem gwałtu na osobie albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
§  2. Jeżeli sprawca rozboju posługuje się bronią palną lub innym niebezpiecznym narzędziem albo działa wspólnie z osobą, która posługuje się taką bronią lub takim narzędziem,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci.
 
Także za samo wystawienie Polski na niemieckie uderzenie należała się kara śmierci.

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/07/13/dojenie-niepodleglej-ile-naprawde-zarabiali-ludzie-wladzy-w-przedwojennej-polsce/
"Dojenie Niepodległej. Ile naprawdę zarabiali ludzie władzy w przedwojennej Polsce?
"Teraz, panie, wszyscy kradną! Dawniej to byli prawdziwi mężowie stanu". Dawniej, czyli kiedy? Bo chyba nie w II Rzeczpospolitej. Gdybyś przeniósł się w czasie, na widok przekrętów i afer polityków sanacji oraz przepychu, w jakich żyła ówczesna władza, trafiłby Cię szlag!

Przy okazji wszelkich politycznych przesileń wraca w Polsce temat zarobków rządzących. Czy prezydent Duda nie zarabia za dużo? Czy kancelaria prezydenta Komorowskiego nie pożerała zbyt wiele publicznego grosza? Czym rozbijają się ministrowie i najważniejsze osoby w państwie? Czy parlamentarzyści piszą ustawy pod swoje interesy?

W czasach, gdy wielu obywateli i polityków domaga się nowej „sanacji” mającej uzdrowić życie polityczne w Polsce, warto rzucić okiem na to, jak naprawdę wyglądała gloryfikowana II RP.
Prezydencki blichtr

W budżecie na rok 1937/1938 (ustawa skarbowa na okres od 1 kwietnia 1937 do 31 marca 1938) roczne uposażenie prezydenta Rzeczypospolitej określono na kwotę 195 tysiąca (równowartość blisko 2 milionów współczesnych złotych!). W preliminarzu budżetowym na rok 1929/1930 było to nawet 240 tysięcy złotych, a w roku 1931/1932 – 300 tysięcy!
Nie mówimy więc o sytuacji wyjątkowej, lecz typowej dla rządów Ignacego Mościckiego. Dostawał miesięcznie nawet 25 tysięcy złotych! Ale to nie koniec wydatków na głowę państwa. Miał przecież swoją kancelarię cywilną i wojskową – roczne koszty ich funkcjonowania (wliczając uposażenie prezydenta) określono w 1937 roku na około 2,7 miliona złotych.

A nie były to jeszcze najwyższe szacunki, czasami żądano więcej – w preliminarzu budżetowym na rok 1929/1930 kwota ta przekroczyła 3,8 miliona złotych! Opozycja utyskiwała, że to zdecydowanie zbyt wiele, bo podczas gdy polskie władze chciałyby wydawać na głowę państwa nawet około czterech milionów złotych, w bogatej Czechosłowacji przeznaczano na podobny cel równowartość 3,9 miliona złotych, a we Francji i USA 1,3 miliona.

Dla porównania, okręt podwodny ORP „Orzeł”, duma polskiej marynarki wojennej, kosztował około 8–10 milionów złotych. Drogi, jak na polskie możliwości, bombowiec PZL.37 Łoś kosztował pół miliona złotych. Eksportowy PZL.23 Karaś – ćwierć miliona. Podobnie nowoczesny lekki czołg 7TP.
Jak żył przeciętny Kowalski?

Jak wyglądało uposażenie prezydenta w odniesieniu do realiów płacowych zwykłego obywatela? W 1935 roku pracownicy umysłowi dostawali przeciętnie 170–280 złotych miesięcznie, czyli od dwóch do nieco ponad trzech tysięcy rocznie. Niższa wartość w tych widełkach dotyczy kobiet, wyższa mężczyzny.

Wśród robotników ten rozrzut był jeszcze bardziej widoczny: kobieta zarabiała średnio dwanaście złotych tygodniowo, mężczyzna dwadzieścia cztery. Biorąc pod uwagę, że ona pracowała przeważnie 30 tygodni w roku, a on  26 tygodni, daje to roczne zarobki rzędu 360–620 złotych.
W praktyce prezydent zarabiał więc jakieś sto razy więcej od przeciętnej nauczycielki! O robotnikach nie ma nawet co wspominać… Wszystko to działo się w czasach, gdy kilogram ziemniaków kosztował 3 grosze, litr mleka – 14 groszy, w knajpie można było zjeść obiad za złotówkę, a krowa kosztowała 146 złotych.

Na upartego, prezydent Mościcki mógłby kupić w ciągu roku 1500-2000 dojnych krów. Współczesnych naszych prezydentów nie stać byłoby nawet na setkę (dziś za krowę trzeba zapłacić mniej więcej 3 tysiące złotych).
Reprezentacyjne rumaki

Głowa państwa musi też mieć czym jeździć. Tyle że prezydentowi Niemiec przysługiwały dwa auta, zaś Ignacy Mościcki miał ich do dyspozycji aż dwadzieścia dziewięć! Posiadał między innymi cadillaca, buicka i limuzynę mercedes, otrzymaną w 1938 roku w prezencie od Hermana Goeringa.
Cadillaca wartości 70 tysięcy złotych sprowadzono również dla marszałka Józefa Piłsudskiego. A od 1933 roku dysponował on rolls-royce’em (który przejął po jego śmierci kolejny marszałek, Edward Śmigły-Rydz). Notabene, wszyscy wiedzieli, że akurat Piłsudski bardziej kocha konie prawdziwe, niż mechaniczne.

Na rządzących w latach 30. opozycja nie pozostawiała suchej nitki. Wskazywała na olbrzymi wzrost wydatków na prezydenta Rzeczypospolitej, od kiedy Stanisława Wojciechowskiego zastąpił Ignacy Mościcki. Podejrzanie wyglądały też wielomilionowe fundusze dyspozycyjne. Na przykład ten marszałka Józefa Piłsudskiego – 8 milionów złotych, czy ministra spraw wewnętrznych – 6 milionów.

Buduje się zamki myśliwskie dla dygnitarzy, luksusowe wagony dla niektórych ministrów, płaci się kosztowne podróże – utyskiwał w 1931 roku PPS-owiec Marian Porczak.
Mościcki – polityk czy celebryta?

Ostatniemu prezydentowi II RP życie faktycznie zawróciło w głowie! Prezydencki adiutant Henryk Comte, tak porównywał Wojciechowskiego i Mościckiego:

Wojciechowski obowiązki reprezentacyjne spełniał niejako z przymusu i robił na mnie wrażenie człowieka, który źle się bawi na spektaklu. Mościcki przeciwnie – na reprezentacjach promieniał!.
 Pod wpływem zaszczytów i luksusów Mościcki z biegiem czasu stracił zupełnie kontakt ze zwykłymi ludźmi. Na zdjęciu Mościcki (siedzi obok kierowcy) przed rezydencją w Spale (źródło: domena publiczna).

Nawet leśniczy z prezydenckiej rezydencji w Spale zauważył, że Wojciechowski prowadził się skromnie, a Mościcki stworzył wokół siebie istny dwór, tracąc kontakt ze zwykłymi ludźmi…

Do tego wystawnego życia prezydenta dochodziła jeszcze iście celebrycka otoczka. Mościckiemu towarzyszyła bowiem od 1933 roku młodsza o prawie trzydzieści lat druga żona, Maria. Widać ją na ponad dwustu zdjęciach, zrobionych przez ówczesnych paparazzich. Czego tam nie ma!

Prezydent wraz z żoną na polowaniu. W nogach ustrzelony niedźwiedź. Prezydent z małżonką podczas wypoczynku w Wiśle. Oboje w prostych fotelach turystycznych, Maria głaska psa. Prezydent z żoną podczas przejażdżki samochodowej. Na twarzach charakterystyczne gogle. Jedno łączy wszystkie fotografie: piękny, beztroski uśmiech Marii – opisuje Kamil Janicki w książce „Pierwsze damy II Rzeczpospolitej”.
Dodajmy, że prezydenckie żony dysponowały oczywiście budżetem reprezentacyjnym, z którego opłacały między innymi imprezy (niekoniecznie charytatywne) na Zamku Królewskim…

Żłób parlamentarzystów

W odróżnieniu od pierwszej osoby w państwie, reszta rządzących nie miała aż takiego dolce vita. Wynagradzani byli w zależności od rangi. Istniało kilkanaście takich grup płacowych. Z „Małego rocznika statystycznego” (1939) wynika, że urzędnik I grupy uposażenia (czyli premier) dostawał miesięcznie 3 tysiące złotych, a urzędnicy II grupy (ministrowie i prezes NIK) otrzymywali po 2 tysiące złotych.

Rzecz jasna, w praktyce otrzymywali więcej, dzięki specjalnym dodatkom i przysługującym im przywilejom. Na przykład od 1933 roku dodatki funkcyjne podwajały zarobki premiera i ministrów. A były jeszcze dodatki lokalne, służbowe…
 Jako minister Józef Beck otrzymywał 2 tysiące złotych samej podstawowej pensji. Do tego oczywiście należy dodać liczne dodatki. W efekcie zarabiał on wielokrotnie więcej niż jego odpowiednik w III RP (źródło: domena publiczna).

Parlamentarzyści też nie mieli powodów do narzekań. Na mocy konstytucji kwietniowej (1935) zasiadało na Wiejskiej 208 posłów i 96 senatorów. W budżecie na rok 1937/1938 diety posłów określono na kwotę 2,47 miliona złotych, czyli każdy z nich mógł liczyć na zasadnicze wynagrodzenie rzędu nieco poniżej 12 tysięcy zł rocznie.

W przypadku senatorów, przy zabudżetowanych dietach o łącznej wartości 1,20 miliona złotych, było to jakieś 12,5 tysiąca rocznie. Bez szału, ale i tak byłoby ich stać na dwa razy więcej dojnych krów, niż obecnych deputowanych.
Afery i skandale

Poza tym i tutaj wchodziły w grę dodatki, specjalne uprawnienia, przywileje. No i rzecz jasna, przed rządzącymi zawsze stała otworem – czasem trudna do odparcia – możliwość zarabiania i dorabiania „na boku”. Choćby dzięki wprowadzaniu takich, a nie innych ustaw lub wyboru konkretnych kontrahentów do państwowych zamówień.

Głośna była afera łapówkarska z generałem Michałem Żymierskim, odpowiedzialnym za kontrakt na dostawę masek gazowych dla wojska (co nie przeszkodziło mu później, już w czasach Polski Ludowej, zostać marszałkiem!). Bulwersowały Polaków przekręty przy wznoszeniu budynku Poczty Głównej w Gdyni. W latach dwudziestych mieliśmy też w II RP ówczesną odmianę „afery gruntowej” (tak zwana afera dojlidzka).
W tamtym czasie opozycyjna prasa zajęła się też interesami majątkowymi Władysława Grabskiego, byłego premiera. Otóż z zadłużonego po uszy „zrujnowanego właściciela ziemskiego” szybko zamienił się w bogacza. A to dzięki korzystnemu, acz niezbyt sprawiedliwemu dla wierzycieli „ustawowemu przerachowaniu długów”. Zdaniem opozycji, Grabski wykorzystał prawną patologię, którą sam współtworzył.
Synowie narodu

W okresie międzywojnia tradycyjnie intratne było reprezentowanie Polski za granicą. Gdy II RP okrzepła, konsule generalni mogli liczyć na pensję sięgająca nawet 2700 złotych. Na niższych stanowiskach zarabiało się mniej, ale nadal „znośnie” (konsul: do 1900 złotych, wicekonsul: nawet 1500 złotych, sekretarze konsularni około 1000 złotych). Do tego dochodziły znaczące dodatki reprezentacyjne i darmowe mieszkania dla kierowników placówek i ich zastępców – opisuje historyk profesor Wojciech Skóra.

Władza potrafiła więc się wyżywić. Dbała też o tych, którzy byli w stanie zapewnić spokój w kraju, czyli o wojsko i policję. Pod koniec lat 30. generałowie mieli uposażenia zasadniczego od 1000 do 2000 złotych miesięcznie. Kapitan utrzymujący rodzinę dostawał 400 złotych, kapral – 167.
Ponadto stosowano w wojsku dodatki funkcyjne, na przykład dowódca pułku mógł liczyć na 350 złotych, a plutonu na 75. Biorąc pod uwagę nie tylko ceny i koszty utrzymania, ale także estymę, jaką cieszyła się wówczas armia w społeczeństwie, żołnierzom żyło się znacznie lepiej, niż dziś. Pracownicy fizyczni czy rolnicy mieli im czego zazdrościć.

Podobnie było z policjantami. Inspektor miał miesięczna pensję 700 złotych, komisarz – 335, posterunkowy – 150. I ponownie dochodziły do tego dodatki funkcyjne (od 40 do 800 złotych) plus ryczałt dla oficerów na uzupełnienie umundurowania.

Żyć nie umierać? Czasy niestety były niespokojne. Nawet jeśli władza, wojsko i policja zarabiały lepiej niż dzisiaj, to wisiało nad nimi widmo śmiertelnych niebezpieczeństw. A Eldorado skończyło się wraz z 1939 rokiem…
Inspiracja

Inspiracją do napisania tego artykułu stała się książka profesora Pawła Samusia pod tytułem „Minister Józef Beck. Dom rodzinny i lata młodzieńcze”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2016.
Wybrana bibliografia:

    Celej Piotr, Samochody władzy. Cadillac Piłsudskiego Mercedes od Goeringa, ZIS Gomułki i inne, [dostęp: 10.07.2016].
    Dz.U. z 1929 r. Nr 20, poz. 183
    Dz.U. z 1931 r. Nr 28, poz.188
    Dz.U. 1933 nr 102 poz. 781
    Dz. U. 1937 nr 23 poz. 147
    Janicki Kamil, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Znak 2012.
    Malinowski Ludwik, Dramaty ludzi władzy II Rzeczypospolitej, Oficyna Wydawnicza Stopka 2001.
    Mały rocznik statystyczny, GUS 1939.
    Plens Krzysztof, Ile zarabiali nasi dziadkowie przed wojną?, [dostęp: 10.07.2016].
    Porczak Marian, Piatiletka sanacyjna. W piątą rocznicę zamachu majowego 1926 r., Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego 1931, [dostęp: 10.07.2016].
    Robak Kazimierz, Prezydencka limuzyna [dostęp: 10.07.2016].
    Skóra Wojciech, Służba konsularna Drugiej Rzeczypospolitej: organizacja, kadry i działalność, Wydawnictwo Adam Marszałek, 2006.

9 komentarzy:

  1. Teraz jestesmy wrabiani w sprawstwo możliwej III Wojny ! Czarna rozpacz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę Pana: oczywiście nie pochwalamy tego — ale to wszystko było prawie 100 lat temu. Chyba o wiele ciekawszy byłby tekst o nadużyciach obecnej władzy — a jest o czym pisać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Junta sprywatyzowała sobie budzet i na nic nie było forsy bo wszytko przepuszczali
      Neosanacja robi to samo. Wirtualna amunicja Morawieckiego za 14 mld zl.

      Usuń
    2. Ale owej „neosanacji” nie ma u władzy już od prawie roku. Nie zauwazył Pan? Obecnie inni kradną.

      Usuń
  3. Dlaczego Polacy wysługują się innym narodom i uważają to za swoją powinność? (prof. Adam Wielomski i Łukasz Kopczyk)

    https://banbye.com/watch/v_7yEX6Yz2bcjx?tab=0

    OdpowiedzUsuń
  4. „Głośna była afera łapówkarska z generałem Michałem Żymierskim, odpowiedzialnym za kontrakt na dostawę masek gazowych dla wojska (co nie przeszkodziło mu później, już w czasach Polski Ludowej, zostać marszałkiem!).”

    To dlatego, że „władza ludowa” wcale nie miała nic przeciwko „łatwo sterowalnemu” dygnitarzowi. A łatwość ta wynikała właśnie z tego, że były na niego „haki”.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisowcy rozkradli 100 mld zł. Biskup wytłumaczył wiernym, że zrobili to dla Narodu i Pana Jezusa.
    Następna tura dorwała się do koryta. A my zasuwajmy na nich i na miskę ryżu i mirabelek

    OdpowiedzUsuń
  6. W sprawie Katynia w Sekretariacie ONZ NIE jest zarejestrowany zaden wyrok trybunału ! Takie to mamy rządy i lewników. Swiat Katyn olał tak samo jak i katasfrofe smoleńską.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dyktatura sanacji był zbrodnicza ! Tylko kara śmierci jest oczywista.

    OdpowiedzUsuń