Wiek zloty. O zbednosci prawnikow
https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1400519,wiek-zloty-o-zbednosci-prawnikow
"Po łacinie zachwyt nad złotym wiekiem ludzkości brzmi tak:
"Aurea prima sata est aetas, quae vindice nullo,
Sponte sua, sine lege, fidem rectumque colebat.
Poena metusque abernt; nec verba minacia fixo
Aere legebantur: nec supplex turba timebant
Judicis ora sui; sed erant sine judice tuti",
co w najlepszym i do dziś nieprzedawnionym tłumaczeniu Brunona Kicińskiego, dało następujący obraz świata bez prawa i prawników:
"Złoty pierwszy wiek nastał. Nie z bojaźni kary,
Z własnej chęci strzeżono i cnoty i wiary.
Kary trwogi nie było. Groźnych nieczytano
Ustaw na miedzi rytych; ani się lękano
Sędziów ostrych; bez sędziów byli bespiecznemi.."
Owidiusz żył w czasach upadku rzymskiej republiki i ślady tego widać w jego wiekopomnych "Przemianach", w owej tęsknocie za złotymi czasami ludzkości, harmonijnymi, szczęśliwymi, obywającymi się bez prawa, a zwłaszcza jego stróżów, bo wystarczała naturalna cnota, pozwalająca na dobrowolne, samoczynne "sponte sua" utrzymywanie porządku rzeczy, a ten zapewniał obfitość bez wysiłku, bo:
"Przestając na pokarmie zrodzonym bez pracy,
Z drzew owoc, z gór poziomki zbierali wieśniacy"
a poza tym wiosna była wieczysta, wiatry łagodne, zboże samo rosło, a nektar, miód i mleko lały się obfitymi strumieniami. Niestety, potem wraz z nadejściem panowania Jowisza rok podzielił się na cztery pory, z nieprzyjazną zimą, gorącym latem i niestałą jesienią. To był wiek srebrny. Jeszcze nie najgorszy, bo tym okazał się wiek trzeci, miedziany, dziki i niespokojny, w którym na świecie pojawiły się wojny i zbrodnie, a wszystko dlatego, że:
"Wprzód wspólną jak powietrze, jak słoneczną jasność,
Człowiek ziemię pomierzył i przemienił w własność,
Nie tylko z niej owoce i zboża ciągniono,
Więcej chciano, zaczęto pruć jej własne łono".
Oczywiście wraz z wiekiem miedzianym, czy też raczej w oryginale spiżowym, wraz z ową własnością i ludzką pogonią za zyskiem, musieli pojawić się prawnicy, bo bez nich owego nieszczęścia ludzkości zorganizować się nie dało. Tyle Owidiusz, którego możemy podziwiać, ale niekoniecznie słuchać, wiedząc przy tym, że złoty wiek ludzkości to żadna przeszłość, tylko przyszłość i to całkiem bliska, bo już za następnym świtem, no kilkoma, możemy wyglądać krainy wiecznej szczęśliwości, bez żadnej własności i wszystkich nieszczęść przez nią niesionych. Zwłaszcza, że zapanujemy nad klimatem i będziemy go mogli kształtować regulując "emisje".
Perspektywy są dobre i zapewne niedługo "ostatnie pokolenie" będzie się mogło przemianować na "pierwsze". Pierwsze żyjące w wieku naprawdę złotym, o ile uda się szybko pokonać populistów, czyli tych tkwiących korzeniami w czasach spiżowych, gdzie trzeba ciężko pracować, brać woły i inne zwierzęta w jarzmo, ścinać sosny na okręty, przemierzać na nich morza w poszukiwaniu zysku, ale też wytyczać mieczem granice - w tę czy inną stronę.
Skoro jednak jeszcze tkwimy w owej strasznej miedzi, na której wyryto pierwotne surowe zasady, to musimy zastanawiać się nad przydatnością prawników, słusznie przeważnie nielubianych, a jednak ponad wszelkie miary wynagradzanych, a przy tym otulanych w masę przywilejów, nieznanych ludziom trudniącym się niezbędniejszymi zajęciami. Sam zachodzę w głowę, jak to jest w normalnej ekonomii możliwe, że kancelaria adwokacka produkująca tony puchu i mgły w sprawach o nic, mających za przedmiot spór o to, czy jeden pan słusznie nazwał drugiego złamanym, generuje większy udział w PKB niż rolnik produkujący żywność dla kilkuset konsumentów. Ale to są realia naszego systemu społecznego, a w nich ten elegancki i wygadany prawnik, wielkomiejski i wielkopański, znaczy więcej niż dziesięciu, albo nawet stu rolników, a jeśli jest profesorem doktorem habilitowanym nauk prawnych, to ho, ho. Bóg. I tu się zaczyna kłopot, bo bogowie mają swoje prawa, rzadziej obowiązki, a szczególnie podatni są na daniny i hołdy, a przy tym głęboko przekonani o swojej sprawczości. Zwłaszcza bogowie prawa, co to mają moc wydawania rozkazów. A bez nich żyć się nie da, bo społecznie nie jesteśmy w stanie egzystować, bez tych imperativusów tworzących państwo. Niestety, ci wszyscy pracujący, orzący, siejący, piekący, pływający, handlujący mogą się wymieniać swoimi dobrami tylko w ramach państwa i tworzonego przez nie prawa, a to grunt dla ludzi profesjonalnie zajmujących się tworzeniem zasad wymiany. Są niezbędni, ale tylko wtedy, gdy nie wychodzą ze swojej pomocniczej roli, w polszczyźnie najlepiej właśnie oddanej słowem "prawnik" z jego oczywistą etymologią, odwołującą się do sprawności. W momencie gdy wychodzą z roli, gdy ich działania nie służą organizacji pracy i wymiany, nie spełniają wobec nich funkcji pomocniczych, rola prawników traci społeczny sens, a zaraz za tym swoją sprawczość, bo uczciwa wymiana może się opierać tylko na autonomii woli stron i swobodzie jej oświadczania, a prawo ma tu tylko funkcję ochronną. Jeśli ją traci, jeśli sądy przestają być instytucjami zabezpieczającymi pewność obrotu, to państwo traci sens i jest zastępowane przez grupy tych, co potrafią mocniej i skuteczniej przygwiazdolić. Tyle, że w takim świecie nie ma też miejsca dla prawników.
Bogowie kast niesłusznie mniemają, że dewastując państwo dla własnych celów, poprowadzą ludzkość do wieku złotego. Nic z tych rzeczy, droga po której nas ciągną, nie tylko zresztą w Polsce, wiedzie do miejsc, w których wiek spiżowy byłby tylko błogim wspomnieniem, opisanych przez innego poetę z Italii. Porzućcie wszelką nadzieję, ci którzy w tę stronę idziecie, zwłaszcza jeśli nosicie togi."
W USA prawnicy to cały "przemysł" produkujący tylko szkody
OdpowiedzUsuń