sobota, 5 kwietnia 2025

Pełny obraz kompromitacji Bazura

 Pełny obraz kompromitacji Bazura
 Kandydat na prezydenta Trzaskowski na spotkaniu z wyborcami w kampanii wyborczej chwalił "Polską gospodarkę" trzymając ręku słoik ogórków wyprodukowanych w Niemczech dla firmy Urbanek  i wafelki Prince Polo

Rolna produkcja ogórków w Niemczech jest już bardziej opłacalna niż w Polsce. Polska importuje ogórki i wyroby z nich. W tym słoiku to polskie są tylko słowa na etykiecie.
Podobnie Maspex czy Rolnik.

Zakład Olza produkujący wyroby cukiernicze, producent Prince Polo został sprzedany w 1993 roku i obecnie należy do amerykańskiej korporacji Mondelez.

Możliwe są takie wyjaśnienia:
-Pan Trzaskowski nie umie czytać lub czuje wstręt do czytania
-Trzaskowski wszystko powie co mu podsunie sztab bez refleksji i sprawdzenia
-Ktoś w jego sztabie wyborczym jest kretem z PiS
-Niemcy to dla członków PO  pierwsza ojczyzna.
-Jest Patriotą gospodarczym państwa niemieckiego i USA.
-Uważa lemingów za zakochanych w nim idiotów zamkniętych w bańce do których nie dociera żadna prawdziwa informacja
-Dziwne by było gdyby reklamował coś wyprodukowanego przez  Polska firmę.
-To było Lokowanie produktu. Niemcy i Amerykanie dobrze zapłacili
-Po drogich niemieckich drzewach kupionych dla Warszawy, niemieckie ogórki.

I ktoś taki miałby być prezydentem Polski. To mamy pełny obraz kompromitacji Bążura.

czwartek, 3 kwietnia 2025

Prof. Kolodko: Polska nie ma strategii, marnujemy pieniadze. To się zemsci

 Prof. Kolodko: Polska nie ma strategii, marnujemy pieniadze. To się zemsci
https://www.onet.pl/biznes/businessinsider/prof-kolodko-polska-nie-ma-strategii-marnujemy-pieniadze-to-sie-zemsci/v75me3t,211f4564
"Tak, warto przystępować do strefy euro, bo sprzyjać to będzie poprawie konkurencyjności polskiej gospodarki i, w konsekwencji, dynamizacji jej rozwoju — twierdzi prof. Grzegorz Kołodko. Były wicepremier i minister finansów nie widzi też sensu rosnących wydatków na zbrojenia. — Nie, nie mamy "potężnych potrzeb zbrojeniowych", tylko na potęgę się zbroimy bez obiektywnej potrzeby. Te "potężne potrzeby", o których nieustannie słyszymy, są wytworem polityki, a nie realiów — uważa.
Rok temu w naszym wywiadzie stwierdził Pan, że Polsce "brak kompleksowej strategii rozwoju". Podtrzymuje Pan to stanowisko?
Prof. Grzegorz W. Kołodko, ekonomista, wicepremier i minister finansów w latach 1994–1997 i 2002–2003: W pełni. Niestety, nie ma strategii gospodarczej, która ambitnie, a zarazem realistycznie odpowiadałaby na piętrzące się wewnętrzne i zewnętrzne wyzwania rozwojowe. Niejasne są cele polityki gospodarczej, niespójne są zamiary krótkookresowe z długofalowymi planami, niezborne są przedsięwzięcia realizowane w różnych sektorach gospodarki, a nade wszystko brakuje koordynacji działań w skali makroekonomicznej. Gospodarka wciąż idzie do przodu, ale nie w wyniku urzeczywistniania stosownej do uwarunkowań linii polityki gospodarczej rządu, lecz przede wszystkim wskutek pozytywnej inercji wcześniej uruchomionych procesów oraz efektywnej przedsiębiorczości w skali mikro i sprawności lokalnych samorządów. Ale to się nie składa w skuteczną strategię rozwoju, bo wyraźnie daje o sobie znać błąd złożenia: suma racjonalności mikroekonomicznych – a tych też nie zawsze starcza – sama z siebie nie daje racjonalności makroekonomicznej.

Premier Donald Tusk niedawno zaprezentował plan rozwoju inwestycji. Satysfakcjonujący?

Określenie "plan" w tym przypadku jest wielką przesadą, więc o jakiej satysfakcji miałaby tu być mowa? Rząd nie ma "planu rozwoju inwestycji", a to, co zaprezentował premier, z jednej strony odnosi się do właśnie wspomnianej inercji, z drugiej zaś nie wnosi nic nowego. Za dużo pary idzie w gwizdek, za mało w koła. Poziom inwestycji w Polsce w relacji do dochodu narodowego, około 17,5 proc. PKB, utrzymuje się na wyjątkowo marnym poziomie. Stopa inwestycji jest najniższa w ostatnich trzech dekadach, a zarazem jest rekordowo niska w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej. Zwłaszcza inwestycje prywatnego kapitału są skromne, pomimo że przedsiębiorcy dysponują setkami miliardów złotych mało produktywnie ulokowanych na rachunkach bankowych. Jednym z powodów tak niskiego poziomu inwestycji jest właśnie brak strategii długofalowego rozwoju, która mogłaby inspirować biznes do większej dozy optymizmu i skłaniać do podejmowania ryzyka inwestycyjnego na szerszą skalę.

Na czym powinna dziś opierać się strategia rozwoju Polski?

Tak jak ujmuję to w nowym pragmatyzmie, powinna to być długookresowa, kilkunastoletnia strategia rozwoju potrójnie zrównoważonego: gospodarczo, społecznie i ekologicznie. Współcześnie między tymi sferami występują coraz silniejsze sprzężenia. Nie można mieć jednej równowagi – a dokładniej mówiąc akceptowalnych poziomów nierównowag – bez zapewnienia dwu pozostałych. Nie może być równowagi gospodarczej – między produkcją i sprzedażą, oszczędnościami i inwestycjami, dochodami i wydatkami finansów publicznych, eksportem i importem, odpływem kapitału za granicę i jego stamtąd dopływem, emigracją i imigracją siły roboczej – bez równoważenia stosunków społecznych, zwłaszcza limitowania skali nierówności dochodowych i majątkowych oraz utrzymywania niezbędnej dozy spójności społecznej, oraz zadbania o równowagę ekologiczną pomiędzy aktywnością gospodarczą a środowiskiem naturalnym. Tym bardziej potrzebne jest kompleksowe podejście do wyzwań rozwojowych. A tego zdecydowanie brakuje. Wiadomo, kto jest w Polsce głównym prawnikiem, kto głównym militarystą, kto głównym księgowym, ale gdzie jest główny ekonomista RP?
Jak obserwuje Pan politykę Donalda Trumpa, to co pan widzi? Szaleństwo i chaos czy realizację planu? Jeśli tak, to jakiego?

Jeśli "plan" mamy rozumieć jako inteligentny, spójny, wewnętrznie niesprzeczny koncept zawierający jasne cele, do których się dąży, oraz instrumenty osiągania takich celów, to polityka prezydenta Trumpa jest zaprzeczeniem planu. Na początku kwietnia nakładem wydawnictwa PWN ukazuje się moja nowa książka pod wymownym tytułem "Trump 2.0 Rewolucja chorego rozsądku". Tak trumponomika, a więc ekonomiczne dogmaty, wiedza i ignorancja, na których opiera się obecna amerykańska polityka gospodarcza, jak i trumpizm, przez co rozumiem coś szerszego – swoistą ideologię i wynikającą z niej wiązkę pozaekonomicznych działań – jest zdecydowanie bliżej tego, co określa Pan jako szaleństwo i chaos. Jeśli ktoś sądzi, że w tym szaleństwie jest metoda, że to sposób na osiągnięcie głoszonych celów, skądinąd niespójnych, to się myli.

Jak Polska powinna reagować na politykę Białego Domu?

Wielotorowo. Po pierwsze, powinna wyzwolić się z dominującego przez wiele minionych lat serwilizmu wobec Stanów Zjednoczonych. Ten wielki kraj zawsze troszczył się jeśli nie wyłącznie, to przede wszystkim o własne interesy, i to często akurat kosztem innych. Obecnie stało się to tak jaskrawe, jak nigdy wcześniej. Po drugie, trzeba wspierać bezpośrednią współpracę amerykańskich i polskich przedsiębiorstw oraz wzmacniać kontakty w sferze nauki i kultury. Po trzecie, powinniśmy czynić co w naszej mocy, aby sprzyjać pogłębianiu i poszerzaniu się Unii Europejskiej; razem raźniej, a i łatwiej przeciwstawiać się rozmaitym fanaberiom Białego Domu. Po czwarte, pragmatycznie rozwijać dwu— i wielostronnie korzystną współpracę z Chinami, które w odróżnieniu od z jednej strony USA, a z drugiej strony Rosji dobrze życzą Unii Europejskiej, bo jej ekspansja sprzyja chińskiej gospodarce. Po piąte, nie dać się naciągać na jeszcze większą niż dotychczas skalę na bezproduktywny import amerykańskiego uzbrojenia. Po szóste, trzeba podwoić podczas najbliższych kilku lat udział nakładów na badania i rozwój w PKB z 1,5 do 3 procent. Po siódme, należy szybciej wypracować nową kompleksową Strategię dla Polski, która uwzględniać musi również niekonwencjonalne uwarunkowania rozwojowe wynikające z ekscesów 47. amerykańskiego prezydenta, a których konsekwencje kładły będą się długim cieniem na stosunkach międzynarodowych jeszcze w latach, w których w Oval Office zasiadać będą kolejni, bardziej zrównoważeni prezydenci.
Mamy obecnie potężne potrzeby zbrojeniowe. Czy Pana zdaniem są zasadne, w świetle zmiany polityki Stanów Zjednoczonych?

Nie, nie mamy "potężnych potrzeb zbrojeniowych", tylko na potęgę się zbroimy bez obiektywnej potrzeby. Te "potężne potrzeby", o których nieustannie słyszymy, są wytworem polityki, a nie realiów. Bezpieczeństwo zapewnia się poprzez wielostronnie korzystną współpracę międzynarodową i wyrafinowaną dyplomację, a nie kosztownym wyścigiem zbrojeń, który zwiększa napięcia. Zasadnicze jest utrzymywanie równowagi militarnej, a nie usiłowanie osiągnięcia przewagi, bo to akurat może zagrażać bezpieczeństwu. Sztuka polega na tym, aby utrzymywać równowagę przy jak najniższym, a nie coraz wyższym poziomie wydatków militarnych wszędzie – w Rosji też – nazywanych obronnymi. Polska, będąc największym importerem sprzętu wojskowego pośród 27 państw Unii Europejskiej, nakręca koniunkturę przemysłom zbrojeniowym i ich zapleczom polityczno-medialnym w kilku innych państwach, poczynając od USA. Z rekordowymi wśród 32 państw NATO wydatkami militarnymi szybko zbliżającymi się do 5 proc. PKB marnujemy coraz więcej grosza publicznego, którego nie starcza na inne cele, głównie na kapitał ludzki oraz infrastrukturę. Gospodarka w ten sposób staje się relatywnie mniej konkurencyjna, standard życia ludności jest względnie mniejszy, niż byłby w przypadku racjonalnej polityki i sensownej strategii rozwoju. Nie może mieć wspaniałej przyszłości kraj, który przeznacza na militaria ponad trzykrotnie więcej niż na badania i rozwój. To się zemści. Tak jak nikt na Polskę nie napadł, gdy wydawaliśmy na obronę 2 proc. PKB, tak też nikt na nas nie napadnie, gdy wydawać będziemy 5 proc. Z czasem, gdy okaże się to już oczywiste dla wszystkich, militaryści będą fałszywie wywodzić, że to dlatego, iż uzbroiliśmy się po zęby i wroga wystraszyliśmy, podczas gdy tak naprawdę akurat tak się stanie, ponieważ nikt na nas napadać nie zamierza, bo nie ma w tym żadnego interesu. Szkoda wielka, że w międzyczasie marnować będziemy dziesiątki, setki miliardów złotych, których nie starcza na finansowanie dynamicznego potrójnie zrównoważonego rozwoju.
A może Polska powinna postawić na większą federalizację w ramach UE w czasie obecnych turbulencji geopolitycznych?

Dobrze byłoby. W warunkach nieodwracalnej globalizacji, której szkodzi, ale przecież nie zablokuje całkowicie ani nowy nacjonalizm czy neoliberalizm, ani Trump 2.0 czy druga zimna wojna, Polska, aby kontynuować kroczenie ścieżką względnego sukcesu posocjalistycznej transformacji gospodarczej, powinna wewnętrznie zmierzać ku pełnokrwistej społecznej gospodarce rynkowej, a na zewnątrz sprzyjać wzmacnianiu Unii Europejskiej i jej mechanizmów koordynacji polityki. To jest imperatyw, jeśli mamy skutecznie radzić sobie z narastającą konkurencyjnością gospodarek Chin i USA. UE popełnia strategiczny błąd, słuchając rad amerykańskiego prezydenta i ulegając militarystycznej dewiacji, zamiast posłuchać sugestii płynących z raportu Mario Draghiego i zainwestować setki miliardów euro w badania i rozwój. Federalizacja UE sprzyjałaby i Polsce, i całej Unii, ale niestety nie widać tego nawet na horyzoncie ze względu na panoszenie się nacjonalizmu, populizmu, militaryzmu. Przegrywamy na kolejnym historycznym zakręcie.
Jak dalece groźna jest dla nas wojna celna między USA a Europą? Możliwe jest też przecież zaostrzenie polityki handlowej z Chinami, czego dowodem są cła na samochody elektryczne. To zagrożenie?

Każda wojna celna jest szkodliwa, te obecne też. Przegrywają wszyscy w nie zaangażowani, aczkolwiek w różnej mierze. Najwięcej stracą Stany Zjednoczone, czego Donald Trump i jego akolici nie pojmują, najmniej Chiny i Indie, z którymi warto rozwijać stosunki gospodarcze. Co do Unii Europejskiej, to straci relatywnie tym mniej, im mądrzej i bardziej praktycznie ułoży sobie stosunki z Chinami, wykorzystując do tego obecne zamieszanie. To wymaga określonej reorientacji geostrategicznej, ale nie jestem pewien, czy stać na to obecną Komisję Europejską. Tam też nie starcza mężów stanów na te ciężkie czasy. Na tym przecież polegają kryzysy, że poza ich opłakanymi kosztami stwarzają niecodzienne szanse. Trzeba tylko chcieć i umieć je wykorzystać. Na razie nie widać tego ani w Warszawie, ani w Brukseli. Zresztą w Berlinie i Paryżu oraz paru jeszcze innych stolicach też nie.

Niemcy właśnie przeprowadzają radykalny zwrot swojej polityki fiskalnej. Jak wielka to zmiana i czy jest dobrą wiadomością dla Polski?

No właśnie, wspomniałem Berlin. Ten niemiecki zwrot jest zasadny, ale nie wiem, czy nie nadmierny. Tak jak dotychczas Niemcy przesadzały z twardymi ograniczeniami budżetowymi, tak teraz mogą przeholować z ich rozmiękczaniem. Trzeba uważać. Dla nas natomiast w stosunkach dwustronnych może to stwarzać dodatkowe perspektywy ożywienia eksportu niektórych branż przemysłowych, a zwłaszcza usług budowlano-montażowych związanych z ekspansją inwestycji infrastrukturalnych za Odrą i Nysą. Ale będą też inne konsekwencje odejścia od dotychczasowej ortodoksji fiskalnej wykraczające poza gospodarką niemiecką, które wpływać będą na rynki kapitałowe, kursy walutowe oraz unijne finanse. Te konsekwencje, między innymi nasilenie się mechanizmów inflacji popytowej, będą wielostronne, ale sądzę, że na dłuższą metę pozytywne wezmę górę. Problem w tym, że każdy długi okres składa się z krótkich.
Jak dziś w ogóle można ocenić kondycję budżetową Polski?

Zdecydowanie negatywnie. Rząd z coraz większym trudem panuje nad sytuacją w tej materii. Ani nie potrafi zredukować innych wydatków wraz ze śrubowaniem wydatków wojskowych, ani nie potrafi zwiększyć przychodów budżetowych poprzez podniesienie podatków. Bynajmniej tego nie doradzam, ale sądzę, że rząd i jego premier nabiorą więcej odwagi po wyborach prezydenckich i wtedy, zamiast ograniczać udział wydatków militarnych w budżecie, podniosą podatki. W rezultacie zwiększy się i tak już nadmierny fiskalizm i antyefektywnościowa redystrybucja budżetowa, co ani nie poprawi warunków życia ludności, ani nie zwiększy produktywności przedsiębiorstw. Minister finansów robi, co może, sprawnie zarządzając bieżącymi strumieniami i rolując rosnący dług publiczny, ale nie jest w stanie przełamać syndromu nadmiernego finansowania z deficytu, bo nie on decyduje o jego wielkości i nie on przesądza kierunki alokacji środków publicznych.

Powinien czekać nas okres zaciskania pasa? Czas zwiększania wydatków społecznych już minął?

Bezsprzecznie minął czas zwiększania udziału wydatków socjalnych w PKB. Mogą ona nadal rosnąć, ale nie w tempie przewyższającym dynamikę dochodu narodowego. Pożądane byłoby nawet umiarkowane przycięcie tego udziału. To szersza sprawa. Trzeba dokonać kompleksowego przeglądu wydatków i je zracjonalizować. Nie brakuje bowiem źle zaadresowanych i nawet społecznie, a nie tylko ekonomicznie nieuzasadnionych transferów. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić, ale przyjdzie czas, kiedy będzie to nieuchronne.
W naszej poprzedniej rozmowie wskazywał Pan na konieczność stopniowego podwyższania wieku emerytalnego i przystępowania do euro. Podtrzymuje Pan to stanowisko, czy okoliczności się zmieniły?

Okoliczności wielce się zmieniły, ale bynajmniej nie w sposób, który skłaniałby do zmiany tamtego stanowiska. Tak, należy stopniowo podnosić wiek emerytalny, ponieważ jest to imperatywem zarówno z punktu widzenia bilansowania systemu finansów publicznych, jak i rynku siły roboczej. Tak, warto przystępować do euro, bo sprzyjać to będzie poprawie konkurencyjności polskiej gospodarki i, w konsekwencji, dynamizacji jej rozwoju. O ile – to zawsze podkreślam – przystąpimy do obszaru wspólnej waluty europejskiej przy właściwym kursie konwergencji. To powinien być kurs, który zapewnia międzynarodową konkurencyjność dobrze zarządzanym firmom, gdyż długookresowa strategia wzrostu gospodarczego musi być ciągniona przez eksport, którym powinien rosnąć szybciej niż ogólna produkcja, będąc jeszcze jednym kołem zamachowym tego wzrostu."

Apartheid w Estonii usilnie prowokujacej interwencje Rosji

 Apartheid w Estonii usilnie prowokujacej interwencje Rosji
 Według danych z 2022 roku Estonia miała zaledwie 1.32 mln ludności ale jej populacja dalej maleje.
Estończyków jest 67.9 % a Rosjan 25.6%. Językiem estońskim posługuje się 67,3% ludności a  rosyjskim 29,7%. Zatem popularność języka rosyjskiego wynosi ponad 44% popularności estońskiego.  Kolejną mniejszością są Białorusini.
Po odzyskaniu niepodległości w 1992 roku wprowadzono restrykcyjne szowinistyczne prawa o obywatelstwie.
W 2007 roku miały miejsce gwałtowne zamieszki w Tallinnie organizowane przez rosyjską mniejszość. Spowodowane były przeniesieniem pomnika żołnierza radzieckiego z centrum miasta na cmentarz wojskowy.
26 marca 2025 parlament Estonii Riigikogu  dokonał zmiany konstytucji, która cofa prawo głosowania w wyborach lokalnych zamieszkałym w tym kraju mniejszościom rosyjskim i białoruskim. Zmiana w konstytucji jest jawnie wymierzona w populację rosyjską.
"Rosja wykorzystuje obywateli jako część swojej wojny hybrydowej" Podjęto decyzję o odebraniu prawa głosowania w wyborach samorządowych obywatelom państw agresorów, czyli Rosji i Białorusi — powiedział przewodniczący estońskiego parlamentu Lauri Hussar.

 Tereny Estonii od wczesnego średniowiecza aż do początków XX wieku były pod totalnym wpływem Niemiec i kultury niemieckiej. Często rządzili tam Szwedzi i Rosja. Trudno powiedzieć czy istnieje coś takiego jak kultura Estonii  czy tożsamość estońska. Obiektywnie garstka ludzi trwale i silnie zdominowanych przez obcych nie mogła czegoś takiego wykształcić.

Słowo "apartheid" zostało wprowadzone w RPA podczas kampanii wyborczej w 1948 r. przez  partię Herenigde Nasionale DF Malana  (HNP – „Zjednoczona Partia Narodowa”). Segregacja rasowa obowiązywała w Południowej Afryce przez wiele dziesięcioleci.

Władze Estonii bez przerwy występują z nonsensownym oskarżeniami wobec Rosji. Żadne z nich nie znajdują potwierdzenia. Światowe media przestają się interesować bredniami.
Papież Franciszek w wywiadzie dla włoskiego dziennika "Corriere della Sera"  stwierdził, że jednym z możliwych powodów rosyjskiej napaści na Ukrainę mogło być "szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO".

poniedziałek, 31 marca 2025

Szkice polsko-rosyjskie: czy jestesmy gotowi na odwrocenie sojuszy („czwarta zdrade Zachodu”)?

 Szkice polsko-rosyjskie: czy jestesmy gotowi na odwrocenie sojuszy („czwarta zdrade Zachodu”)?
https://isp-modzelewski.pl/serwis/szkice-polsko-rosyjskie-czy-jestesmy-gotowi-na-odwrocenie-sojuszy-czwarta-zdrade-zachodu/
"Być może niedługo przyjdzie się nam zmierzyć z „odwróceniem sojuszy” naszych protektorów, czyli inaczej mówiąc „czwartą zdradą Zachodu”. Jest to wysoce prawdopodobne a inicjatorem owego odwrócenia będzie nowy prezydent USA, który nie ukrywał takich zamiarów podczas wygranej kampanii wyborczej. Jakie prawdopodobnie będą najważniejsze elementy nowej układanki światowej lat 2025-2029? Być może będzie tak:

    szybkie zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej nie jest tu jakimkolwiek celem, lecz środkiem (wstępem) do realizacji ważniejszego celu,
    celem tym jest rozluźnienie a w najlepszym przypadku rozerwanie sojuszu rosyjsko-chińskiego oraz dekompozycja BRICS: dopóki „kolektywny Zachód” prowadzi wojnę z Rosją za nasze pieniądze (krwią Ukraińców), umacnia się sojusz i integracja Rosji z Globalnym Południem, które jest i będzie antyzachodnie a przede wszystkim antyamerykańskie (na długo),
    Chiny są i będą najważniejszym wrogiem USA, więc Waszyngton działając racjonalnie, czyli w swoim interesie, musi wrócić do dobrej, dziewiętnastowiecznej współpracy z Rosją, bo słabną nieliczni sojusznicy tego państwa w Azji (Korea Południowa i Japonia), a przede wszystkim wymierają w bezprecedensowym tempie, a potencjalni przeciwnicy USA przeżywają eksplozję demograficzną,
    pokój na Ukrainie w osiągnięty na rosyjskich warunkach (status quo casus bellum) pod protektoratem amerykańskim jest ceną, którą trzeba zapłacić za co najmniej neutralność Rosji w zimnej wojnie USA i Chin,
    antyrosyjska polityka prowadzona przez państwa europejskie ma skończyć się dla nich wielopłaszczyznową klęską (polityczną, ekonomiczną i prestiżową), która ma osłabić a w zasadzie zlikwidować przywódczo-federacyjne zapędy Berlina (Trump nigdy nie ukrywał niechęci wobec „europejskiego przywództwa” Niemiec),
    państwa UE mają dalej wykrwawiać się ekonomicznie poprzez absurdalną transformację energetyczną, która jest dla nich z istoty nieopłacalna oraz zbrojenia w związku z „zagrożeniem rosyjskim” a także utrzymaniem tej części Ukrainy, która nie będzie okupowana przez Rosję; subwariantem tej części układanki jest wciągnięcie w wojnę z Rosją jakiegoś państwa NATO (najlepiej Polski), od której to wojny „światowe przywództwo” będzie się mogło bez przeszkód zdystansować (to będzie „wasza wojna”),
    klęska polityki wschodniej państw UE może również doprowadzić (już doprowadza) do trwałych zmian układu sił politycznych w głównych stolicach europejskich, a zwłaszcza upadku rządów, które popierały Kamalę Harris w ostatnich wyborach; będzie to przysłowiowym rachunkiem wystawionym przez nowe „światowe przywództwo”.

Oczywiście nie mam pewności, że ten scenariusz sprawdzi się (tylko nasi politycy wiedzą lepiej, jaka będzie przyszłość i nawet wiedzą dokładnie za ile lat Rosja zaatakuje Polskę), ale to jest jeden z dość prawdopodobnych wariantów. Nie mam żadnych złudzeń, że klasa polityczna w naszym kraju jest w stanie przygotować jakiś plan reakcji na taki (lub podobny) obrót sprawy. Chyba jednak już wiedzą (i po prostu boją się), że drzwi do Białego Domu mają zamknięte i nic nie pomogą tzw. zaklęcia o (niezmiennie) proamerykańskiej postawie wszystkich bez wyjątku członków tej klasy. Nikt w Waszyngtonie w to nie uwierzy, bo przypięta im łatka nienaprawialnych rusofobów jest już dożywotnio nieusuwalna. Realizacja powyższego scenariusza lub jego subwariantów ma (zgodnie z przewidywaniami) doprowadzić do degradacji ekonomicznej i politycznej większości państw starej Europy, a przede wszystkim docelowo odbudowy dużo mniej kosztownej niż dotychczas wersji amerykańskiego protektoratu w tej części świata.

Cóż my powinniśmy zrobić, aby uciec przed konsekwencjami klęski polityki wschodniej prowadzonej przez ostatnie lata? Odpowiedź jest dość prosta: po prostu trzeba:

    przestać się bać Rosji,
    kierować się interesami polskich obywateli, umieć zmienić zdanie zgodnie ze znaną (nie u nas) zasadą polityczną, że należy możliwie najszybciej opuścić przegrywającą koalicję i przejść na stronę zwycięzców,
    pozbyć się balastu w postaci ludzi, dla których wszystkie ważne w tym świecie drzwi będą na długo zamknięte.

Ale czy POPiS będzie do tego zdolny? Zobaczymy."

"Platforma bez matury" - cenzura totalna

"Platforma bez matury" - cenzura totalna
Temat "Platformy bez matury" został teraz z internetu usunięty. Został JEDEN link.
https://matusiakj.blogspot.com/2013/09/platforma-bez-matury.html
"Platforma bez matury

 Wieloletni pracownik wywiadu PRL czyli Sluzby Bezpieczenstwa, a później szef UOP generał Gromosław Czempiński był ojcem miłosciwie nam panujacej Platformy Obywatelskiej, ktora kazdego dnia pragnie nam przychylic nieba. W rozmowie z Niezależną.pl podał informacje o swoim decydujacym udziale w załozeniu Platformy Obywatelskiej. "Nie było łatwo im wytłumaczyć, że mogą nadać nowy impet na scenie politycznej" - mówił Czempiński o swoich rozmowach z Tuskiem i Olechowskim.

Jak dokładnie opisał, PO powstała dzięki jego rozmowom z politykami i cierpliwym przekonywaniu ich do zalozenia partii według jego pomysłu.
Wielokrotnie rozmawiał z trójką tych, których później niesłusznie nazwano ojcami założycielami, trzema tenorami - Olechowskim, Płażyńskim, Tuskiem.
- "A potem jak przystało na człowieka ze służb nie rościłem sobie żadnych pretensji do tego, aby być członkiem partii albo działać. Ludzie ze służb nie powinni być w polityce"- wyjaśnił Niezależnej.pl Czempiński.

Dzieki gadulstwu Czempinskiego wiemy zatem dokładnie jak w okrągłostołowej Najjasniejszej Pomrocznej powstaja partie polityczne , ktorym nastepnie w demokratycznym procesie wyborczym oddajemy pełnie władzy.
Chorazy pokoju, ojciec narodów czyli Józef Stalin mawiał ze nie wazne kto głosuje ale wazne kto liczy głosy. Nauczeni ta madroscia wspólczesni bezpieczniakowie doszli do wniosku ze fałszerstwa wyborcze sa nieleganckie i prymitywne a wazne jest kto zaklada partie polityczne. Tak wiec na kogo bys nie zaglosował to i tak zaglosujesz na partie zalozona przez ukryte siły wyzsze. A "demokracja" jest po to aby było ładniej.

Nota Bene kiedy lata temu mówiło sie ze Kongres Liberalno Demokratyczny bedacy poprzednim wcieleniem Platformy przezwany przez lud Aferałami, został zalozony przez oficerow bezpieki PRL wyrazano oburzenie o dawanie posłuchu teoriom spiskowym.
Nie miejmy zreszta zadnych watpliwosci ze PiS jest w czyms lepsze lub gorsze od Platformy.

Platforma Obywatelska założyła elektroniczną bazę danych swoich członków do ktorej dotarła Gazeta Wyborcza i wygrzebała z niej sensacyjną informację. Co druga osoba (14.1 tysiecy) zapisana do partii ma jedynie podstawowe wykształcenie. Baza zawiera dane 42 tysiecy czlonkow ale dane o wyksztalceniu podalo tylko 70% czlonkow partii. W gruncie rzeczy moze byc jeszcze gorzej. Inteligencki etos Platformy jest tylko niepotwierdzoną legendą a dokładniej bujda na resorach. Zreszta wystarczy posłuchac co do powiedzenia maja promineci Platformy aby dojsc do wniosku ze nie grzesza oni mysleniem. Platforma jest typową bezideowa partia władzy i interesu. Do dzierzenia wladzy powołał ja generał Gromosław Czempiński i jej członkowie nie maja nic do powiedzenia. Moga czerpac pelnymi garsciami konfitury wladzy. Moga posadzic na urzedowych stołkach swoje zony, corki i synow. Moga bezczelnie krasc i defraudowac do woli. Moga sobie krecic lody o kazdym smaku. Nawet o smaku Amber Gold.

Objasnia sie zatem dlaczego biedni dotad dzialacze Platformy sa az tak łasi na cygara, drogie wina, sukienki i luksusowa bielizne, zegarki , limuzyny, helikoptery i avionetki. To jest po prostu ich 5 minut w szarym zyciu, wygrany los na loteri i oni tak to odbieraja. Jest jedyna, niepowtarzalna okazja aby sie nakrasc i najesc do syta. Wracajacy po wojnie zolnierze sowieccy mieli na reku po 10 zrabowanych zegarkow. Czyz moze teraz dziwic istnienie Ministerstwa Zegarkow ?

Nastepna zwycieska partia oczywiscie wyrzuci z ciepłych stolkow ludzi Platformy i posadzi tam zady swoich czlonkow. A ludzie Platformy nie beda mieli zadnych pretensji bowiem oni poprzednio tak samo oproznili pozadane stołki. Po prostu tak zaprojektowana została okraglostolowa III RP.

Swoja droga moze sie wydac bardzo dziwne ze 42 tysiace co najwyzej przecietnych obywateli jest baza do rekrutacji urzednikow i "biznesmenow" na panstwowym w narodzie ktory ma 38 milionow obywateli z ktorych 99.9% jest w kazdym calu lepszych od cudakow z Platformy.! "

niedziela, 30 marca 2025

Imigrant imigrantowi nierowny. Jedni będą skarbem dla panstwa, inni kula u nogi

 Imigrant imigrantowi nierowny. Jedni będą skarbem dla panstwa, inni kula u nogi
https://forsal.pl/gospodarka/demografia/artykuly/9767348,imigrant-imigrantowi-nierowny-jedni-beda-skarbem-dla-panstwa-inni-ku.html
"Europa pogrąża się w kryzysie demograficznym. Część ekspertów i polityków twierdzi, że lekarstwem na niską dzietność może być masowa imigracja. Jak jednak przekonują demografowie, to rozwiązanie, z którym związane są olbrzymie zagrożenia. Imigrant z Afryki Północnej będzie miał inny wpływ na gospodarkę niż przybysz ze Szwecji czy Holandii.
 Imigrant uratuje naszą demografię?

W 2024 roku w Polsce urodziło się 250 tys. dzieci. Jeszcze 7 lat temu liczba urodzeń przekraczała 400 tys., a należy pamiętać, że w liczbie urodzeń z 2024 roku zawiera się także kilkanaście tysięcy, za które odpowiedzialne są migrantki. Na podstawie liczby urodzeń oszacować można także dzietność w 2024 roku. Ta wyniosła 1,1.
Co oznacza ta liczba? Gdyby kobiety rodziły przez całe życie z taką intensywnością jak w 2024 roku, przez całe życie wydawałyby na świat średnio 1,1 dziecka. To wynik kiepski, żeby nie powiedzieć, że tragicznie niski. Wyobraźmy sobie, że powstaje w Polsce nowe miasto, do którego przesiedlamy 100 tys. młodych Polaków, w tym połowę stanowią kobiety. Pokolenie to miałoby zaledwie 55 tys. dzieci i 30 tys. wnuków. Nietrudno sobie wyobrazić, z jakimi problemami będzie się to wiązać.

Niestety, spadająca dzietność jest problemem globalnym i poza nielicznymi krajami (których sytuacja jest wyjątkowa i niepowtarzalna w swoim charakterze) nie ma miejsc, gdzie udało się ją utrzymać na wysokim poziomie. Nawet w biedniejszych państwach obserwujemy systematyczne spadki współczynnika dzietności. Jeśli nawet hojne programy prodemograficzne (jakim jest np. Rodzina 500 Plus) nie dają wymiernych korzyści, coraz więcej polityków zaczyna spoglądać w kierunku migrantów.
Idea jest niezwykle prosta — jeśli ściągniemy do kraju tanią siłę roboczą z biedniejszych państw, to uda się zagwarantować niezwykle konieczną dla gospodarki podaż pracy. Pracujący imigrant to skarb, który może napędzić gospodarkę kraju przyjmującego. Jak jednak wskazują demografowie, imigranci to także koszt. Jak pokazują badania z Danii oraz Holandii, niektórzy migranci okazują się dla krajów przyjmujących żyłą złota. Ściąganie siły roboczej z innych regionów świata może jednak okazać się dla gospodarza niezwykle kosztowne.
Imigrant imigrantowi nierówny

W Polsce możemy mówić o pewnym szczęściu. Do naszego państwa przybywali głównie imigranci z Ukrainy i Białorusi. Bliskość kulturowa sprzyjała asymilacji. Dodatkowo Ukraińcy czy Białorusini to dobrze wykwalifikowani pracownicy, którzy przyjechali do nas, żeby zarabiać. Z badania „The contribution of immigration from Ukraine to economic growth in Poland” dowiedzieć się możemy, że napływ pracowników z tego kraju odpowiadał za 13% wzrostu PKB Polski w latach 2013-2018.

Z polskich oraz zagranicznych danych policyjnych wynika z kolei, że zarówno Ukraińcy jak i Białorusini należą do grup narodowych, których przestępczość można ocenić jako niską (często niższą od autochtonów, co jest rzadkim zjawiskiem). Nawet jednak imigracja z Ukrainy ma swoje koszty, a im większa będzie jej skala, tym większe będą zagrożenia. Jeśli asymilacja nie będzie przebiegać poprawnie, pojawią się z czasem getta dla migrantów. To niekorzystne zjawisko, które znać możemy m.in. ze Szwecji czy Francji.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak dużą lukę w urodzeniach obecnie mamy. Gdybyśmy chcieli utrzymywać stałą liczbę mieszkańców, to w ciągu najbliższych czterech lat Polska musiałaby przyjąć milion imigrantów. Nawet zakładając, że to pożądany przez nas kierunek, trudno jest wyobrazić sobie sposób, w jaki mielibyśmy ściągnąć nad Wisłę tak dużo migrantów. Niewykonalność to jednak jedynie jeden z argumentów przemawiających za ograniczeniem planów związanych z przyjmowaniem imigrantów w Polsce.

Duński badacz Jonatan Pallesen postanowił zestawić z sobą wyniki z dwóch badań. Oba traktowały o ekonomicznym rachunku migracji. Pierwsze badanie przybliżało sytuację w Holandii, a drugie dotyczyło sytuacji w Danii. Wyniki z obu badań zostały zestawione na wykresie. Tym, co może zaskakiwać, są zaskakująco podobne wyniki. Utwierdza to w przekonaniu, że nie są one oderwane od realiów. Okazuje się, że migranci z Wielkiej Brytanii, Francji oraz Ameryki Północnej wiązali się z dużymi korzyściami dla budżetów obu państw. W przypadku przybyszów zza Atlantyku mówimy o ponad 500 tys. euro zysku dla finansów Holandii oraz ok. 13 tys. euro zysków rocznie w Danii.

 Opłacalne było także ściąganie imigrantów z Włoch, Hiszpanii czy Niemiec. W przypadku Węgier, Polski, Rumunii, Litwy oraz Chin wpływ nie jest jednoznaczny — mówimy o niewielkim zysku w przypadku jednego kraju i stracie w drugim badaniu. Są jednak kierunki, które można jednoznacznie ocenić jako kosztowne dla kasy państwa. Z niewielkimi stratami wiązali się imigranci z Łotwy, Bułgarii, Filipin, Tajlandii czy Wietnamu. Wyraźnie gorzej było w przypadku Pakistanu, Turcji czy Maroko. Przybysze z Bliskiego Wschodu wiązali się z dużymi stratami (rzędu 16 tys. euro rocznie i ok. 400 tys. w ciągu życia). Najgorzej w tym zestawieniu wypadali imigranci z Półwyspu Somalijskiego.
Czy opłaca się nam ściągać imigrantów do Polski?

Dane te jasno pokazują, że ściąganie do naszego kraju migrantów wymaga dokładnych analiz. Polska powinna określić strategię, w której opisana będzie nie tylko wielkość migracji, ale również jej kierunki. Z uwagi na bliskość kulturową i językową, dobre wykształcenie oraz bardzo wysoki poziom aktywności zawodowej, preferowane przez nas kierunki to Ukraina i Białoruś.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że już przyjęliśmy tysiące imigrantów z tych kierunków i to źródło zaczyna już wysychać. Warto zauważyć, że kraje te same mierzą się z niską dzietnością, co wyraźnie ogranicza możliwości sprowadzania kolejnych osób. Z drugiej strony należy pamiętać, że emigracja powinna być jedynie dodatkiem do aktywnej polityki prodemograficznej, która wspiera dzietność autochtonów.
Jeśli jednak przyjmujemy już migrantów, to należy zadbać o odpowiednią asymilację. Często konieczne może okazać się opłacanie lekcji języka polskiego czy wsparcie socjalne. Właśnie dlatego należy skupić się na imigrantach zarobkowych z państw nie tylko bliższych kulturowo, ale także z dobrą jakością edukacji oraz niskim poziomem przestępczości.

piątek, 28 marca 2025

Odwracanie sojuszy

 Odwracanie sojuszy

 Ukraina właśnie doświadcza tego że bycie sojusznikiem USA jest śmiertelne.

Taktyka polityczna Bismarck'a była ogromnie skuteczna. Pragmatyczny Bismarck unikał upokarzania pobitych uważając że przecież historia się nie kończy.
Podstawowa zasada taktyki politycznej Bismarck'a: Zawsze starać się zachować możliwość sojuszu z każdym z pozostałych państw, zawsze starać się ograniczać możliwości koalicyjne rywali.

„Gdyby europ. przywódcy byli rozsądniejsi, skorzystaliby z okazji stworzonej przez decyzję Trumpa o rozmowach z Putinem i natychmiast podjęliby własne niezależne rozmowy z prez. Rosji. W geopolityce zawsze mądrze jest poszerzać swoje opcje”  K. Mahbubani
https:// https://foreignpolicy.com/2025/03/26/europe-us-alliances-russia-ukraine-nato/

Przecież to proste.
"Prezydent Federacji Rosyjskiej
Szanowny Panie Prezydencie
 Bohaterski Polski Żołnierz przy boku Armii Czerwonej ścinał łeb niemieckiej bestii nurzającej się w krwi dziesiątków milionów zamordowanych.
Czy mogę czuć się zaproszony na uroczyste obchody 80 lecia Zwycięstwa w II Wojnie.
Z poważaniem
Andrzej D.

Odpowiedź.
Tak. Proszę ewentualnie przewidzieć godzinę na poufną rozmowę.
Z poważaniem
Władimir P"

Rzeczywiste Opinie Polakow o imigracji

Rzeczywiste Opinie Polakow o  imigracji
https://wiadomosci.wp.pl/w-polsce-obawy-przed-odsylanymi-migrantami-bylismy-w-niemieckim-centrum-wyjazdowym-7131917567322624a

Pierwszych dziesięć komentarzy o największej liczbie głosujących na nie. Ilość głosujących Tak:Nie

Jak to było? "Nikt mnie w Europie nie ogra" i "Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego". Żartowniś.  1700:37

Niemcy zapraszali,to niech przyjmują! 1700:31

Niech ich tusk w swoim domu przyjmuje.  1600:65

Wpuśćmy tych biednych  ludzi , później sprawdzimy kim oni są.
Ja tylko przypominam że pan Joński i szczerba biegali z pizzą i domagali się otwarcia granicy z Białorusią .
Ehh jaki ten naród jest głupi … 1200:24

Zamknąć granicę z Niemcami. To proste jak drut kolczasty! 1200:13

Szanowni Państwo nie 1000 osób rocznie, a ile się da, zatem może to być 10 000 - 100 000 nielegalnych migrantow rocznie 1100:23

Gdzie jest policja?  1000:9

Nie ma zgody na brudzenie naszego kraju 970:9

Zaczyna się zardzewiały wdraża plan destrukcyjny.  925:13

EFEKT  TUSKA  804:22

środa, 26 marca 2025

Vaginet osobliwosci Tuska zamienia sie w drake

 Vaginet osobliwosci Tuska zamienia sie w drake

 Ekscentryczna pani dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie w foyer wystawiła wielką rzeźbę złotej vaginy – żeby publiczność nie miała wątpliwości, do jakiego miejsca weszła.
Złota wagina „została wniesiona do Teatru Dramatycznego w orszaku" „To symbol wartości, które wyznajemy i którymi będziemy się kierować, transformując Teatr Dramatyczny w feministyczną instytucję kultury”- mówiła dyrektor
Ten Teatr to dziesiątki milionów złoty z budżetu Warszawy od towarzysza Trzaskowskiego.

Dyrektor też określenia „vaginet” po raz pierwszy innowacyjnie użyła na swój gabinet, w którym urzędowała.
Pani dyrektor ma taki sam światopogląd jak rząd Tuska.

https://wiadomosci.wp.pl/koalicjanci-zignorowali-apel-premiera-tuska-w-rzadzie-klotnia-za-klotnia-7138972069260032a
"Koalicjanci odrzucają apel Tuska. Miał być spokój, jest awantura

W rządzie wrze. Koalicjanci w ogniu kampanii zarzucają sobie hipokryzję, bezczelność i sabotowanie projektów ustaw. Ministrowie i szefowie klubów kłócą się o wszystko: pieniądze dla Kościoła, aborcję i podatki. Nie jest w stanie uspokoić ich nawet premier, którego niedawny apel o zaprzestanie sporów trafił w próżnię...
Ministrowie, wiceministrowie, szefowie klubów, partyjni liderzy, szeregowi posłowie - czy to na spotkaniach z wyborcami, czy w wywiadach, czy na portalach społecznościowych - zarzucają sobie kłamstwa, hipokryzję, bezczelność, forsowanie złych pomysłów, sabotowanie ich czy podkradanie. A to wszystko w ogniu kampanii wyborczej.

Jak słyszymy nieoficjalnie od naszych rozmówców, atmosfera w obozie władzy jest kiepska, koalicjanci ignorują apele premiera, a szef rządu od początku grudnia nie zorganizował spotkania ze wszystkimi liderami koalicji - Włodzimierzem Czarzastym, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią. Panowie rozmawiają osobno i to nieszczególnie często...

Ale to - jak mówią nieoficjalnie rozmówcy z rządu - paraliżuje prace w wielu obszarach. Jak tłumaczy Jakub Stefaniak - "jest pewna gradacja tematów" i nie wszystko może zostać zrealizowane "od razu".

- Umówiliśmy się z Polakami na okres całej kadencji, nie można oczekiwać, że wszystkie tematy zostaną rozwiązane w ciągu jednego roku. Są pewne priorytety, są czynniki zewnętrzne, które nie są zależne od rządu - przekonuje w rozmowie z nami Stefaniak.

Jak dodaje: - W pierwszej kolejności są tematy związane z obronnością i na tym trzeba się skupić. A dopiero później rozwiązywać inne problemy.

Gdy zauważamy, że żadne "czynniki zewnętrzne" nie wpływają na wysokość składki zdrowotnej w Polsce, Fundusz Kościelny czy prawo do aborcji - a do zmian w tych obszarach wystarczy uchwalenie ustawy - polityk PSL odpowiada, że "aby móc uchwalić ustawę, to trzeba mieć większość".  

 Vaginet musi wpierw zadowolić swoich mocodawców którzy zorganizowali my zwycięzkie wybory: Niemcy (uśmiechaja się ), mafia bankowa (uśmiecha się ), mafia VAT (uśmiecha się ), mafia developerska jest zniesmaczona Tuskiem  a tyle forsy wydali ... Esbecy już są zadowoleni z emerytur od Tuska

wtorek, 25 marca 2025

Parytety Vaginetu Tuska

 Parytety Vaginetu Tuska

 Alkoholik, wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna wielokrotnie w Sejmie był pijany i pił alkohol. Ciągle chodzi pijany. Walczy on z nałogiem - przekazuje Wirtualnej Polsce rzecznik MSZ Paweł Wroński.
Ma dostęp  do materiałów ściśle tajnych a ABW nie dała mu poświadczenia bezpieczeństwa. Zrobił to minister Sikorski prawdopodobnie karalnie przekraczając swoje uprawnienia.
"Minister Radosław Sikorski w ostatnich dniach, po publikacji "Gazety Wyborczej", rozmawiał z wiceministrem Andrzejem Szejną. Otrzymał zapewnienie, które sprowadza się do dzisiejszego oświadczenia, że wiceminister poddał się terapii."

Wirtualna Polska ujawniła również, że Prokuratura Kielce-Zachód od stycznia prowadzi postępowanie dotyczące nieprawidłowości przy rozliczaniu kosztów funkcjonowania biura poselskiego i rozliczaniu wyjazdów służbowych, tzw. kilometrówek Andrzeja Szejny.

Posłanka Beata Maciejewska, była wiceprzewodnicząca Nowej Lewicy przytoczyła relację, z której wynika, że Andrzej Szejna stosował brutalną przemoc wobec jednej z partyjnych działaczek. Pobił kiedyś [tu pada nazwisko partyjnej działaczki]. Miała złamany nos, a ona go szantażowała, że pójdzie z tym do mediów jeśli nie będzie jej opłacał mieszkania i życia w Warszawie i tak bal trwa do dziś..." — przekazała relacje byłego działacza Lewicy Maciejewska.

TUSK osiągnął w swoim Vaginecie parytety:
-Alkoholików
-Oszustów
-Bandziorów