poniedziałek, 29 maja 2023

Wrzesien 1939 r.: Polscy generalowie przyczynili się do kleski

 Wrzesien 1939 r.: Polscy generalowie przyczynili się do kleski
https://www.rp.pl/historia-polski/art36973991-wrzesien-1939-r-polscy-generalowie-przyczynili-sie-do-kleski
"Podczas kampanii wrześniowej najwyżsi polscy dowódcy zawiedli. Poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami dowodzili źle, walnie przyczyniając się do klęski, a za ich błędy najwyższą cenę zapłacili zwykli żołnierze.
 Kiedy w 1700 r. Dania, Rosja i Saksonia (wciągając w to na siłę Rzeczpospolitą) postanowiły zaatakować Szwecję, wszyscy, jak Europa długa i szeroka, skazywali młodziutkiego i niedoświadczonego Karola XII na pożarcie. Tymczasem szwedzki władca okazał się wybitnym wodzem i przez wiele lat bił jak chciał przeważające siły agresorów. W 1939 r. Stalin rzucił potężne siły Armii Czerwonej na niewielką Finlandię. Dzięki sprzyjającym warunkom klimatycznym, determinacji, ale także dobremu dowodzeniu Finowie zatrzymali bolszewicką nawałę. „Umysł i charakter człowieka! – skreślcie te czynniki, a dzieje narodów staną się niezrozumiałe” – napisał przed laty jakże słusznie Paweł Jasienica. Wybitność lub małość przywódców politycznych i wojskowych niejednokrotnie w decydujący sposób wpływała na dzieje całych narodów. Nie inaczej było we wrześniu 1939 r.
Fatalne decyzje naczelnego wodza
W ówczesnych warunkach geopolitycznych (w kleszczach dwóch największych totalitaryzmów w dziejach), gospodarczych (druzgocące dla naszego kraju skutki Wielkiego Kryzysu) i militarnych (wstępna faza modernizacji armii) Polska nie miała możliwości samotnie powstrzymać Hitlera. Uratować nas mogło jedynie wypełnienie zobowiązań sojuszniczych przez Francję i Anglię lub sojusz z którymś z agresywnych sąsiadów. Ale wojna w 1939 r. mogła wyglądać inaczej, mimo dysproporcji sił mieliśmy wystarczający potencjał, by bronić się dłużej, a przede wszystkim ponieść mniejsze straty w ludziach. Warunek był jeden – polską armią musieli dowodzić generałowie doskonale znający się na swoim rzemiośle, rzutcy, odważni, inteligentni. Niestety, naczelnemu wodzowi marszałkowi Edwardowi Śmigłemu-Rydzowi, członkom jego sztabu, a także większości dowódców stojących na czele głównych związków operacyjnych (armii i SGO) tych przymiotów brakowało.
 O błędach i zaniechaniach naczelnego wodza w 1939 r. napisano już dziesiątki opracowań, nie będę więc ich teraz wszystkich przypominał, tym bardziej że lista jest długa. O jednym jednakże, w kontekście poruszonego tematu, trzeba wspomnieć, a mianowicie o w większości fatalnych decyzjach personalnych na szczeblu dowodzenia operacyjnego. O ile przed wybuchem wojny nie można było jednoznacznie przewidzieć, że nominacje takich generałów, jak Fabrycy, Rómmel czy Dąb-Biernacki, będą aż tak nietrafione, o tyle oddawanie w ręce tych skompromitowanych oficerów kolejnych związków operacyjnych tworzonych już w trakcie kampanii, jak armia „Warszawa” czy Front Północny, było zbrodniczą głupotą, której nie da się niczym usprawiedliwić. Było sabotażem, jakiego naczelny wódz dokonał na podległej mu armii.
Także „niewykorzystanie w żadnym określonym charakterze aż do 10 września gen. Kazimierza Sosnkowskiego, pomimo jego natarczywych próśb, musi zdumiewać, choćby tylko z racji uzasadnionego autorytetu, jakim cieszył się w wojsku” (Paweł Wieczorkiewicz, „Rozważania o kampanii 1939 roku”). Sosnkowski, bez wątpienia najlepszy strateg w Wojsku Polskim w okresie tuż przed wojną, nie został dopuszczony do prac sztabowych nad planem „Zachód”, a na początku kampanii wrześniowej Śmigły-Rydz odrzucił kilka jego śmiałych i trafnych koncepcji, jak np. utworzenie z armii „Warszawa”, „Poznań”, „Pomorze” i „Łódź” grupy armii celem maksymalnie długiego związania sił niemieckich w rejonie Warszawy. Czy byłby lepszym naczelnym wodzem niż Śmigły-Rydz? No cóż, to chyba pytanie z gatunku retorycznych. Niestety, mimo że należał do najbliższych współpracowników Piłsudskiego, w walce o prymat polityczno-wojskowy przegrał z tandemem Rydz – prezydent Mościcki głównie dlatego, że ten drugi wolał dzielić władzę z generałem mniej ambitnym i zdolnym.
 Sosnkowski pokazał także, że mimo trudnych, niemal beznadziejnych okoliczności można było we wrześniu 1939 r. sprawnie dowodzić dużym zgrupowaniem wojska. Kiedy w końcu został powołany na stanowisko dowódcy Frontu Południowego, wyznaczył sobie realny cel (przebicie się do Lwowa) i konsekwentnie go realizował. „Wyczucie położenia, przyjęty kierunek działań, sposób ich realizacji, utrzymanie ciągłości dowodzenia, a zarazem realizacja zasad celowości, aktywności, manewrowości, a także najtrudniejszej wśród nich – zasady ekonomii sił – świadczą o kunszcie dowódczym gen. Sosnkowskiego” – uważają Daniel Koreś i Juliusz S. Tym, autorzy niezwykle ciekawej analizy postawy polskich dowódców w 1939 r. opublikowanej na łamach „Polski Zbrojnej”.
Jednak Sosnkowskich czy Kleebergów było we wrześniu 1939 r. stanowczo zbyt mało, przeważały generalskie miernoty. A jak zauważył wybitny znawca tematu, historyk Paweł Wieczorkiewicz: „wobec miażdżącej przewagi przeciwnika – w tym technicznej, również w zakresie łączności, a więc szybkości przekazywania informacji – żadnego błędu w sztuce dowodzenia, żadnej błędnej decyzji nie dawało się już później naprawić, a ich skutki miały charakter kaskadowy, tak w czasie, jak i w przestrzeni”. Tych „błędów w sztuce” we wrześniu 1939 r. przydarzyło się zbyt wiele. W telegraficznym skrócie, podpierając się wrześniowym ordre de bataille polskiej armii, przeanalizujmy dokonania naszej najwyższej kadry dowódczej.
Dwa oblicza dowodzenia
Najbardziej na południowy wschód znajdowała się armia „Karpaty” gen. dyw. Kazimierza Fabrycego. Wojska niemieckie i słowackie na tym odcinku nie były zbyt silne, a jednak odniosły sukces, i to pomimo mężnej postawy polskich brygad górskich. Był to przede wszystkim efekt fatalnego dowodzenia przez gen. Fabrycego, jednego z najgorszych polskich dowódców podczas kampanii wrześniowej. W zasadzie wszystkie rozkazy, jakie wydał, miały katastrofalny skutek, co zresztą nie może dziwić w świetle faktu, że od pierwszego dnia walk nieustannie przesuwał stanowisko dowodzenia z dala od pierwszej linii frontu, przez co nie miał odpowiedniego rozeznania w bieżącej sytuacji. Po serii porażek wysłał fałszywe meldunki do naczelnego wodza, w których oskarżył podległe mu oddziały o demoralizację i brak chęci walki, a kiedy tchórzliwie zadekował się w silnie umocnionym Lwowie, odmówił opuszczenia miasta, by… objąć dowództwo sformowanej naprędce armii „Małopolska”. Tak właśnie działał sztab naczelnego wodza – zamiast czym prędzej odsunąć nieudolnego dowódcę, dawał mu kolejne odpowiedzialne zadanie. Choć brzmi to kuriozalnie, nie był to, niestety, przypadek odosobniony.
A że można było lepiej, pokazują działania podjęte przez gen. bryg. Antoniego Szyllinga, dowódcę armii „Kraków”. Ten najsilniejszy związek operacyjny, jaki wystawiliśmy w wojnie w 1939 r., miał za zadanie chronić Górny Śląsk i zachodnią Małopolskę w obronie stałej, ponieważ w myśl planu Śmigłego-Rydza stanowił zawias całego manewru odwrotowego pozostałych związków operacyjnych na linię wielkich rzek. Generał Szylling nie zamierzał jednak trzymać się tej koncepcji za wszelką cenę. Kiedy polskim jednostkom zagroziło oskrzydlenie, wymógł na Śmigłym-Rydzu zgodę na odwrót, który przeprowadził w sposób zorganizowany, tocząc nieustanny bój z przeważającymi siłami wroga, nie dając się pobić i zachowując integralność całej powierzonej mu armii. Nie ryzykował i zawsze wybierał optymalne rozwiązania. Umożliwiło to podjęcie dalszych walk na linii Wisły i Sanu, a później na Lubelszczyźnie w składzie wojsk gen. Piskora.
Samo dno
Można powiedzieć, że gen. Szylling miał pecha, ponieważ jego armia usytuowana była pomiędzy związkami operacyjnymi, na których czele postawiono, jak się później okazało, najgorszych generałów pośród całej najwyższej kadry dowódczej WP. Na lewym skrzydle miał wspomnianego gen. Fabrycego, na prawym gen. Juliusza Rómmla, dowódcę armii „Łódź”, a za plecami gen. dyw. Stefana Dęba-Biernackiego i jego armię odwodową „Prusy”.
Płk Stefan Rowecki scharakteryzował gen. Juliusza Rómmla następująco: „Typ wodza do wykonania nieskomplikowanych operacji, ale wymagających temperamentu i gwałtowności”. Tymczasem dowodzenie armią „Łódź”, która przyjęła jeden z najsilniejszych ciosów od Wehrmachtu, a która zajmowała ważny, strategiczny rejon, wymagało czegoś zupełnie przeciwnego – chłodnej głowy, nieszablonowego myślenia i wyrafinowanych manewrów. Rómmel co prawda względnie nieźle poradził sobie podczas bitwy granicznej, ale potem górę wzięły jego najgorsze cechy charakteru – słaba determinacja (a może raczej brak odwagi osobistej) i próżność. Już pierwszy atak niemieckich bombowców na jego stanowisko dowodzenia sprawił, że porzucił swe wykrwawiające się wojska i uciekł do Warszawy, co spowodowało utratę łączności z jednostkami i chaos organizacyjny. W stolicy na tchórzliwego generała czekała… nominacja na stanowisko dowódcy armii „Warszawa”! Podczas obrony miasta bardziej szkodził, niż pomagał, na całe szczęście prawdziwy dowódca garnizonu gen. Walerian Czuma jakoś dał sobie radę z puszącym się kabotynem. Rozbite oddziały armii „Łódź” uratował od całkowitej klęski gen. bryg. Wiktor Thommée, który tocząc zacięte boje, doprowadził je do twierdzy w Modlinie. Rómmel nie udzielił pomocy zarówno jemu, jak i armiom „Poznań” i „Pomorze”, przebijającym się do stolicy po bitwie nad Bzurą.
Rómmel wykazał się tylko w jednej kwestii – spisując po wojnie charakterystykę gen. Stefana Dęba-Biernackiego, chyba najgorszego dowódcy we wrześniu 1939 r. Jedynego, który za swoją postawę został zdegradowany do stopnia szeregowca, choć z pewnością był to zbyt niski wymiar kary; powinien raczej na wiele lat trafić do więzienia. Co prawda opinia Rómmla jest z gatunku „przyganiał kocioł garnkowi”, ale nie sposób odmówić jej trafności: „Pewny siebie i swoich »doświadczeń«, zarozumiały, nie uznający żadnych nowych technicznych osiągnięć na Zachodzie, które nawet wyśmiewał i którymi pogardzał. (…) Generał bardzo nie lubiany w wojsku, nierówny w stosunkach służbowych i nietaktowny. (…) Warchoł na dużą skalę! Druga wojna światowa pokazała, że swoją odwodową, najsilniejszą armię »Prusy« zmarnował i zniszczył w ciągu jednej doby, bo tak nią dowodził, że pomieszał wszystko, wprowadzając chaos i dezorganizację u wszystkich dowódców i w ich oddziałach – a potem zwalił całą winę na swoich żołnierzy, którzy według zdania wypowiedzianego wobec Marszałka Śmigłego, »nie chcieli się bić«. Typ ujemny pod każdym [względem], wykorzystujący swoje stanowisko dla własnych korzyści materialnych”.
 I jeszcze Paweł Wieczorkiewicz: „Oburzenie budzi powierzenie w kolejnej fazie działań kluczowego stanowiska dowódcy Frontu Północnego skompromitowanemu doszczętnie jako dowódca i oficer w początkowym etapie wojny gen. Dębowi-Biernackiemu. (…) Pod Tomaszowem, gdy jego chaotyczne dowodzenie doprowadziło do kryzysu tej może najważniejszej w całej kampanii bitwy, przebrawszy się w cywilne ubranie, ponownie zbiegł z pola walki, dając dowód nie tylko braku kompetencji wojskowych, ale i haniebnego tchórzostwa. Jego podkomendny, gen. Rudolf Dreszer, bez ogródek nazwał go w meldunku do Rydza »przestępcą wojennym«”.
Właściwy człowiek na niewłaściwym miejscu
Kolejnym błędem Śmigłego-Rydza była nominacja gen. dywizji Tadeusza Kutrzeby na dowódcę armii „Poznań”. Bynajmniej nie dlatego, że Kutrzeba był oficerskim beztalenciem. Wprost przeciwnie, był to bardzo zdolny sztabowiec, co udowodnił jeszcze podczas wojny z bolszewikami w 1920 r. I zapewne lepiej przysłużyłby się ojczyźnie, opracowując cele strategiczne dla polskich armii, niż dowodząc na polu bitwy. Jeden z jego podkomendnych, gen. bryg. dr Roman Abraham, napisał, że „jego wartości dowódcze umniejszała wysoka kultura osobista i zbyt daleko posunięte poczucie koleżeństwa, co powodowało brak żołnierskiej bezwzględności w zdecydowanym wymuszaniu powziętych decyzji. Raczej dyskutował i uzgadniał działania niż rozkazywał”. Zemściło się to na polu bitwy nad Bzurą, kiedy to gen. Kutrzeba nie potrafił dostatecznie skoordynować działań wszystkich podległych mu jednostek i skontrolować, czy jego plan, zresztą bardzo dobry i odważny, jest właściwie realizowany. W szczególności dotyczyło to oddziałów armii „Pomorze”, fatalnie dowodzonych przez załamanego psychicznie i siejącego defetyzm gen. dyw. Władysława Bortnowskiego. Mimo że nie ustrzegł się błędów, gen. Kutrzeba, autor jedynego polskiego zwrotu zaczepnego w całej kampanii wrześniowej, to jednak jeden z nielicznych pozytywnych bohaterów tej smutnej wojennej historii.
 Wspomniany wyżej gen. Bortnowski jest na biegunie przeciwnym. Ponoć był zdolnym oficerem, szykowano go nawet na następcę marszałka Śmigłego-Rydza. Cóż jednak po talentach wojskowych, skoro ma się słabą psychikę. W czasie pokoju można to jeszcze jakoś zamaskować, ale w ogniu walk wszystkie słabości charakteru szybko zostają obnażone. I tak też stało się w przypadku gen. Bortnowskiego. Podległe mu dywizje ze względów politycznych zostały rozmieszczone w tzw. korytarzu pomorskim w tak niefortunny sposób, że niemal z góry skazywało je to na porażkę w sytuacji ofensywy niemieckiej. Bortnowski zdawał sobie sprawę z nierealności założeń sztabowców i jeszcze przed 1 września usilnie starał się przekonać naczelnego wodza do znacznie sensowniejszej koncepcji wycofania armii „Pomorze” na przedmoście bydgoskie. Oczywiście Śmigły-Rydz odmówił. Po klęsce w bitwie w Borach Tucholskich Bortnowski przeżył wstrząs psychiczny, z którego nie otrząsnął się już do końca kampanii.
Z armią „Pomorze” miała współdziałać armia „Modlin”, która obsadzała jeden z najważniejszych strategicznie odcinków obrony – południową granicę z Prusami, od której było jedynie 120 km do Warszawy. Rolę dowódcy powierzono gen. bryg. Emilowi Przedrzymirskiemu-Krukowiczowi, oficerowi o co najwyżej dostatecznych umiejętnościach i wątpliwej determinacji w działaniu. Już pierwszy kryzys w nocy z 3 na 4 września 1939 r. sprawił, że Przedrzymirski i jego sztab spanikowali, wydając wzajemnie wykluczające się rozkazy.
Jeszcze gorzej było na skrajnym prawym skrzydle polskiej armii, gdzie wysiłek i poświęcenie żołnierzy oraz oficerów (np. podczas obrony linii Wizny) dość silnego zgrupowania, jakim była Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew”, zostały zmarnowane przez jej nieudolnego dowódcę – gen. bryg. Czesława Młota-Fijałkowskiego. Nadawał się on co najwyżej na dowódcę dywizji, a nie dużego związku armijnego. Gdy jego ukochana 18. DP została rozbita, podobnie jak Bortnowski załamał się nerwowo i do końca walk nie wykazał najmniejszej inicjatywy. Jeśli naprzeciwko gen. Heinza Guderiana, jednego z najzdolniejszych dowódców Wehrmachtu, stawialiśmy takiego przeciętniaka, wynik starcia był z góry przesądzony.
Wielka (i udana) improwizacja
W trakcie walk polskie dowództwo ad hoc organizowało nowe związki operacyjne, które miały zastąpić rozbite armie. Jednym z najważniejszych była armia „Lublin”, utworzona 4 września, której zadaniem była obrona rejonu środkowej Wisły. Na jej dowódcę mianowano kolejnego legionistę, gen. dyw. Tadeusza Piskora. Mimo słabości naprędce formowanej armii prowadzona do boju przez gen. Piskora dość skutecznie powstrzymywała w dniach 9–12 września niemieckie próby sforsowania rzeki. Potem było już gorzej – błędy taktyczne, zbytni optymizm przy słabym rozpoznaniu i zła organizacja systemu dowodzenia sprawiły, że podległe mu wojska (wzmocnione dodatkowo resztkami armii „Kraków”), zostały pod Tomaszowem Lubelskim okrążone i zmuszone do kapitulacji. Gen. Piskor nie miał się więc ani zbytnio czym pochwalić, ani nie musiał się za bardzo wstydzić.
 Na zdecydowane wyróżnienie zasługuje natomiast gen. bryg. Franciszek Kleeberg, obok gen. Szyllinga i gen. Sosnkowskiego najwybitniejszy dowódca polski w wojnie 1939 r. Z cofających się jednostek z innych zgrupowań oraz oddziałów zapasowych stworzył Samodzielną Grupę Operacyjną „Polesie”, którą dodatkowo umiejętnie wsparł Flotyllą Pińską. Wykazał się: inicjatywą, odwagą, determinacją, rozmachem, uważnym planowaniem i skutecznym dowodzeniem na polu bitwy. Świetnie manewrował i zmuszał przeciwnika do przyjęcia walki w niekorzystnym położeniu. W rezultacie zablokował na długi czas operacje niemieckiego XIX Korpusu Armijnego, skutecznie opóźniał działania wojsk sowieckich, by ostatecznie pod Kockiem w dniach 2–5 października stoczyć ostatnią bitwę kampanii. Bitwę taktycznie wygraną – polskie oddziały skapitulowały jedynie ze względu na brak amunicji. Wojska SGO „Polesie”, choć w znacznym stopniu improwizowane, do końca działań zachowały wysokie morale. „Przykład gen. Kleeberga i SGO »Polesie« oraz Armii »Łódź« po przejęciu dowodzenia przez gen. Thommée potwierdza tezę, że jakość dowodzenia miała znaczne przełożenie na postawę moralną podległych wojsk” (Daniel Koreś i Juliusz S. Tym, „Ranking dowódców kampanii wrześniowej”).
Bohaterstwo i nieudolność
Pomijając kwestie polityczne, do klęski w wojnie obronnej w 1939 r. doprowadziły przede wszystkim zbyt duża dysproporcja w wyposażeniu armii w nowoczesne środki walki (dotyczy to głównie lotnictwa) oraz chaos i nadmierna ilość błędów w dowodzeniu na poziomie operacyjnym. Oczywiście przypadki dezercji, załamania nerwowego czy niskich umiejętności żołnierskich występowały na każdym szczeblu, od szeregowca po generała, zresztą tak samo jak przypadki bohaterstwa i poświęcenia. Ale to od najwyższych dowódców możemy wymagać więcej. To oni powinni patrzeć poza horyzont, wykazać się inteligencją i dobrym planowaniem, dawać przykład determinacji i męstwa, prowadzić swoich podkomendnych do zwycięstwa lub przynajmniej przegrać z twarzą i zminimalizować straty.
Za podsumowanie naszych rozważań niech posłuży pewna smutna historia z początku wojny. 7 września gen. Wiktor Thommée wysłał do sztabu armii „Łódź” w Julianowie mjr. dypl. Cezarego Niewęgłowskiego. Ten na miejscu znalazł jedynie ślady pospiesznego wyjazdu (w zasadzie panicznej ucieczki) i był tak wstrząśnięty tym ewidentnym zaniedbaniem obowiązków przez gen. Juliusza Rómmla i jego sztab, że po złożeniu meldunku gen. Thomméemu odebrał sobie życie! W liście pożegnalnym skreślił znamienne słowa: „(…) Byłem żołnierzem z zamiłowania, nie dla kawałka chleba, byłem patriotą, może gwałtownym w swej ambicji, ale szczerym. Wierzyłem w swych wodzów, ale głęboko się zawiodłem. Przegranie wojny w pięć dni przez państwo o 34 mln ludzi – to klęska nie wojenna, lecz moralna. [...] Wykazała naszą nieudolność organizacyjną, brak przewidywania, a przy tym pyszałkowatość i bezdenną pewność siebie u różnych »wielkich« ludzi. To mnie załamało, gdyż ten zamęt i chaos, jaki zapanował, sprowadza na nas upokorzenia nie do zniesienia. Przez te kilka dni byłem na froncie świadkiem bohaterstwa i waleczności naszego żołnierza i nieudolności dowódców”. "

piątek, 26 maja 2023

800 plus, czyli jak nas wybierzecie, to wam zaplacimy

 800 plus, czyli jak nas wybierzecie, to wam zaplacimy
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2213792,1,800-plus-czyli-jak-nas-wybierzecie-to-wam-zaplacimy.read
"Jeszcze rok temu prezes PiS mówił tak: „700 plus to posunięcie proinflacyjne. Ale to nie oznacza, że zaniechamy pomocy dla rodzin. Trzeba najpierw zdusić inflację”. Cóż, jak mawiał Lec, łatwiej kręcić katarynkę niż melodię.

Alexis de Tocqueville, francuski myśliciel polityczny, autor słynnej książki „O demokracji w Ameryce” (1835–40; wyd. polskie 1976), napisał: „Demokracja skończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”. Wielokrotnie cytowałem ten fragment w moich felietonach, ale nigdy nie było lepszego kontekstu niż zapowiedź waloryzacji świadczenia 500 plus do 800 plus.

Pan Morawiecki tak to skomentował: „Jest jeden warunek, aby to realizować – to kontynuacja rządów PiS, najbardziej prorodzinnego obozu politycznego w historii III Rzeczpospolitej, i wierzę, że to zostanie dostrzeżone”. To wyjątkowo szczere wyznanie, że jeśli nas wybierzecie, to za to zapłacimy.

Żeby rzecz wyglądała bardziej wzniośle, premier wyjawił: „Dokonaliśmy w polityce rodzinnej rewolucji kopernikańskiej. Ten przewrót kopernikański będziemy kontynuować”. To ładnie brzmi z uwagi na trwający Rok Kopernikański (wypada 550. rocznica urodzin wielkiego astronoma). Mamy też jego godnego następcę, mianowicie p. Glapińskiego, najlepszego (jak sam twierdzi) z prezesów banków centralnych na naszej planecie, a może i w całym kosmosie, twórcę odwróconego prawa Greshama-Kopernika. Wersja oryginalna stwierdzała, że pieniądz gorszy (np. monety z brązu) wypiera pieniądz lepszy (np. monety ze złota), natomiast prawo Glapińskiego głosi, że pieniądz lepszy (np. złoty) wypiera pieniądz gorszy (np. euro). Zapewne zostanie ono wykorzystane do pokrycia waloryzacji 500 plus (24 mld), bo uzasadnia np. drukowanie pieniędzy (im więcej złotówek, tym mniej euro, a więc wszystko gra).
Nie obyło się przy tym bez prodemokratycznego uzasadnienia. Najtrafniej rzecz ujął p. Soboń, zasłużony wędrowiec po rządowych stanowiskach. Gdy został zapytany, czy nie lepiej byłoby wprowadzić jakieś kryterium dochodowe przy przyznawaniu 500 plus, odpowiedział (tj. przysobonił): „nie odbierze się najbogatszym, bo to program powszechny, jestem zwolennikiem szerokiego wachlarza”.

I tak wygląda dobrozmienna demokracja w działaniu. Niech wszyscy się bogacą, ale bogaci, zwłaszcza „my”, bardziej. To znakomicie uzasadnia wachlarz tak szeroki, że obejmuje willowanie plus, np. zakup drogich działek po cenach preferencyjnych, kolekcjonowanie obligacji skarbowych przez państwowych notabli, lewy etat dla rodziny itd. De Tocqueville miałby wyjątkowo obszerny materiał dla swych uwag o końcu demokracji, gdyby żył w obecnej Polsce.
Początkowo zatytułowałem niniejszy felieton taką formułą: „Bańki mydlane z dobrozmiennego ula”. PiS wybrał sobie warszawskie hale produkcyjne telewizji Polsat, stacji, której programy informacyjne coraz częściej przypominają TVP(Dez)Info, na przedwyborczą pasiekę. W samej rzeczy dni 13–14 maja miały stanowić „weekend ważnych rozmów – ul programowy Prawa i Sprawiedliwości”. Jak to ujął p. Poręba, europoseł i szef sztabu wyborczego PiS: „po wielu miesiącach spotkań i dyskusji z Polakami PiS robi kolejny programowy krok. (...) Nazwa konwencji, czyli Programowy UL Prawa i Sprawiedliwości, nie jest przypadkowa. Z badań socjologicznych wynika, że jedną z głównych zalet PiS w oczach Polaków jest pracowitość. Sądzi tak również wielu wyborców opozycji. Dlatego w najbliższy weekend czeka nas intensywna praca w Ulu”.
Nie wiem, na jakie sondaże powołuje się p. Poręba, ale nie mam wątpliwości, że PiS ciężko pracuje. W Ulu (z trzech pisowni, mianowicie ul, Ul i UL, wybieram tę środkową, niewątpliwie kompromisową) pojawił się p. Sławomir Szmal, były bramkarz reprezentacji Polski w piłce ręcznej, czyli szczypiorniaku. Być może jego nazwisko symbolizuje wyjątkowo ciężką pracę dobrozmieńców w zakresie willowania plus, np. (uzupełniając wcześniej podane przykłady) w związku z urządzaniem apartamentu p. Jojo Brudzińskiego w Warszawie. Już kilka lat temu akronim PiS był dekodowany jako „Pycha i Szmal”. Wygląda na to, że drugi człon tej nazwy znalazł symboliczny wyraz w postaci szczypiornisty w Ulu, mającego pomóc w produkcji programowego miodu pod przewodnictwem Jego Ekscelencji.

Samo wydarzenie zyskało rangę wyjątkowego, o czym świadczy liczna ochrona towarzysząca p. Kaczyńskiemu i spore siły policyjne czające się w pobliskim (w stosunku do pasieki) zagajniku. Słusznie, bo licho nie śpi i najwyższa czujność jest pożądana, gdy rozmaite obiekty peregrynują nad polską przestrzeń powietrzną i nie zawsze znajdzie się kobieta identyfikująca upadłe rakiety w czasie przejażdżki konnej. Tak czy inaczej, zabezpieczenie pracy w programowym Ulu musiało kosztować sporo szmalu, ale na godziwe cele nie warto skąpić. W przeciwieństwie np. do wydatków na zarobki w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.
Jak Kaczyński naprawił demokrację

Programowe konwencje wyborcze partii politycznych są po to, aby przekonać społeczeństwo do głosowania na dane stronnictwo. W czasach PRL nie było z tym problemu z powodu braku wyborów na rzecz głosowania, w których przewodnia siła narodu uzyskiwała ok. 95 proc. poparcia. Niemniej nawet wtedy dbano o pozory, że partia sprawująca kierowniczą rolę chce przekonać obywateli do głosowania na nią. Trąbiono więc o dotychczasowych sukcesach (zwłaszcza w porównaniu z okresem międzywojennym), przewagach wobec Zachodu, symbolizowanym przez niemiecki rewizjonizm, i roztaczano wizję przyszłej szczęśliwości, o ile tylko dotychczasowa linia (władza) będzie kontynuowana.

Stałym elementem propagandowym rozmaitych politycznych konwentykli czasów słusznie minionych były opowiadania o wzmacnianiu demokracji socjalistycznej i obronie suwerenności.

Pół wieku później Prezes the Best opowiada: „My doprowadziliśmy, użyję tutaj słów łagodnych, do naprawy naszej demokracji, bo demokracja to rządy narodu, obywateli, kiedyś zawsze używało się określenia »rządy ludu«. Otóż ich istotą jest wyłanianie władzy w procesie wyborczym, który ma charakter konkurencyjny, przy czym to jest konkurencja wolna, tzn. poza pewnymi marginesami wszyscy mają prawo w tym uczestniczyć, mówię tu zarówno o obywatelach, jak i organizacjach, na ogół są to partie polityczne”.
Narzędzia tej naprawy w postaci Pegasusa, inwigilacji w hotelach czy ograniczania praw wyborczych tam, gdzie tzw. dobrej zmianie nie wiedzie się najlepiej, są widocznym znakiem, że p. Kaczyński użył łagodnych słów w swoim gaworzeniu o naprawie demokracji.
Komu Morawiecki bije brawo

Najważniejsze w propagandzie przedwyborczej są sprawy ekonomiczne. W czasach gierkowskich symbolem rozwoju Polski była Huta Katowice. Gdy Gierek otwierał kolejny Zjazd PZPR (to było wydarzenie ważniejsze niż jakaś tam konwencja przedwyborcza, ale też nakierowane na uzasadnienie sukcesu przy głosowaniu), stało się to w dniu, gdy można było z dumą zakomunikować, że ruszył pierwszy wielki piec w rzeczonej inwestycji.

Waloryzację 500 plus zapowiedział Jego Ekscelencja, bo któż mógłby to lepiej uczynić, ale dalsze hasła typu „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” zostały zgłoszone przez p. Morawieckiego. Oto jego projekt: (1) mniejszy ZUS dla małych firm; (2) obniżka CIT dla małych i średnich firm do 9 proc.; (3) wyprawka w wysokości 300 zł dla uczniów; (4) 23 mld zł na program dla seniorów Dostępność plus; (5) 5 mld zł na stworzenie nowego funduszu dróg lokalnych.
Pan Duda, inny plenipotent Prezesa the Best, dodał do tego postulat (6) – zapewnienie pomocy niepełnosprawnym, i tak sprawę skonkludował: „będzie »szóstka Morawieckiego«, która zostanie z powodzeniem zrealizowana dla dobra Rzeczypospolitej, dla polskiego społeczeństwa, dla nas wszystkich”. Godne uwagi jest to, że p. Morawiecki nagle stał się bohaterem tzw. dobrej zmiany. Sam p. Kaczyński wołał w Ulu, że imię Mateusz od razu kojarzy się z realizacją programu PiS, i stwierdził: „ktoś, kogo los nie oszczędzał w ostatnich latach: premier na trudny czas – Mateusz Morawiecki. (...) Kolejny polityk jednoczący Polskę pod biało-czerwonym sztandarem”.

Wprawdzie p. Mateusz (na razie nie „Mateusz, Mateusz i jeszcze raz Mateusz”; ta formuła jest obecnie zarezerwowana dla p. Antoniego) był w Belinie w trakcie pierwszego dnia Ula. Ale gdyby nie to, „na pewno siedziałby w pierwszym rzędzie i bił brawo. Oczywiście państwu. Nie mnie”. Pan Prezes raczył żartować. To jasne, że p. Mateusz biłby brawo Jego Ekscelencji, po prawdzie także i sobie, skoro państwo to „my”.
Wyrwać Polaków, Unię przegonić

Pomijając ceremonialne detale, Prezes the Best znalazł to, o czym zapewniał Gierek, mianowicie że PiS naprawił demokrację i skutecznie walczy z biedą. To pierwsze było równie zdawkowe („przywróciliśmy sens demokracji”), jak naprawa demokracji socjalistycznej, ale drugie (równoważne trosce o sprawy gospodarcze) dominowało w oracji Jego Ekscelencji. I tak: „Musimy stworzyć tutaj podstawy do wielkiego inwestowania. Stąd ta propozycja, by powstała jedna, wielka strefa ekonomiczna dla inwestycji zagranicznych. Żeby cała Polska była taką strefą. (...) Chcemy iść w dalszym ciągu tą samą drogą szybkiego rozwoju, doganiania najbogatszych państw UE, budowania dobrobytu na poziomie tego, który został osiągnięty w tych zamożnych państwach. (...) Musimy przede wszystkim doprowadzić do tego, żeby nasza gospodarka zaczęła się bardziej niż dotychczas rozwijać w oparciu o postęp technologiczny. Postęp, który przynosi dzisiejsza niezwykle rozwinięta technika. Ta technika jest dziś w Polsce. Bo mamy tutaj wiele osiągnięć i musimy do nich sięgać”.
Pan Mateusz temu basował: „Chcemy dogonić, a nawet przegonić najlepszych. Przegoniliśmy już pod względem zarobków Portugalię i Grecję. Gonimy Hiszpanię i Francję. A przegonimy także Niemcy – szybciej, niż się komentatorom wydaje”.

Te oświadczenia dorównują niegdysiejszej propagandzie sukcesu. Nic dziwnego, że dobrozmienna TVP niemal bez przerwy popularyzowała te zapowiedzi, aranżując rozmowy ze strażakami, rolnikami, robotnikami, samorządowcami, studentami itd., którzy (które) solennie zapewniali(ły), że nigdy im nie było tak dobrze jak w okresie ośmiu lat tzw. dobrej zmiany.

Prezes the Best jasno określił strategię: „Z tym naszym przekazem musimy dotrzeć do milionów Polaków, bo naprawdę istnieje w naszym kraju ta rzeczywistość urojona, już powiem wprost, TVN-owska. Ze sfery tej rzeczywistości niektórzy ludzie przeżywają, jakby była rzeczywistością naprawdę. Musimy jeszcze wielu Polaków wyrwać, wtedy nasze zwycięstwo będzie naprawdę zdecydowane i pójdziemy do przodu”. Podobnie mówiono o „urojeniach” audycji emitowanych w Radiu Wolna Europa i wyrwaniu mas pracujących miast i wsi ze szponów imperialistycznej propagandy.
Będzie drugi Budapeszt

A jak to było z waloryzacją 500 plus jeszcze parę miesięcy temu? Gdy p. Petru przypuścił, że PiS użyje tej karty w propagandzie przedwyborczej, p. Maląg, ministerka rodziny i polityki społecznej, wyjaśniła: „Nie pracujemy nad waloryzacją 500 plus. Ryszard Petru wie lepiej, co planuje PiS? Dla nas liczy się kompleksowe wsparcie dla rodzin. Na ten moment nie pracujemy nad zmianami”.

Ciekawe, że p. Petru, bytujący gdzieś na marginesach polityki, jednak wiedział lepiej, co planuje PiS, od czołowej dobrozmiennej aktywistki od polityki społecznej.

Jest jednak coś na usprawiedliwienie p. Marlenki, mianowicie stanowisko Jego Ekscelencji z czerwca 2022 r. Gadał wtedy tak: „700 plus to właśnie posunięcie proinflacyjne. Nie sądzę, żeby było. Ale to nie oznacza, że my zaniechamy pomocy dla rodzin. Trzeba najpierw zdusić inflację”.
Inflacja nie została zduszona, ciągle jest jedną z najwyższych w Europie i efektywnie gonimy Węgry, co chyba oznacza, że w Warszawie rychło będziemy mieli Budapeszt, co od dawna stanowi marzenie p. Kaczyńskiego. Wszelako Jego Ekscelencja zmienił zdanie w sprawie waloryzacji i teraz 800 plus (i inne słodkości z dobrozmiennego Ula) już, jego zdaniem (i wiernych mu akolitom), nie jest proinflacyjna. Ciekawa arytmetyka, bo inflacja nadal oscyluje koło 15 proc., więc nie zmieniła się od roku, p. Glapiński prognozuje jednocyfrową na koniec 2023, ale chyba tylko dzięki wspomnianemu odwrotnemu prawu Greshama-Kopernika, p. Morawiecki nie jest wprawdzie takim optymistą jak szef NBP i liczy na 12,2 proc., chociaż nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie.

Jakby nie było, inflacja ma spaść najwyżej o 2,8 proc., stawka 500 plus wzrasta o ponad 50 proc. i to ponoć nie jest działanie proinflacyjne. Prezes the Best wyjaśnił przy tym: „kontynuujemy i rozwijamy. (...) Od nowego roku 500 plus to będzie ciągle nazwa (...), ale suma będzie już inna: 800 plus”. Sprytne, bo jakby inflacja wzrosła z powodu 800 plus, powie się, że wprawdzie nazwa inna, ale kwota ta sama. Cóż, jak mawiał Lec, łatwiej kręcić katarynkę niż melodię, zwłaszcza w dobrozmiennym Ulu.
To by trzeba było zmienić budżet...

Koalicja Obywatelska spłatała dobrozmieńcom psikusa, bo wniosła projekt waloryzacji 500 plus do 800 plus już od 1 czerwca 2023 r., a nie od 1 stycznia 2024. Pan Mateusz dostał niejakiego szału, nazwał p. Tuska oszustem (ciekawy kalambur u Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym, zwłaszcza w świetle jego bajdurzeń o krystalicznie czystych interesach w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju) i zagrzmiał: „Nie gramy do muzyki, którą gra Tusk, bo inaczej byśmy dawno zbankrutowali. (...) Nasze propozycje są bardzo konkretne, mamy rozpisany nasz program między konwencją, która właśnie się zakończyła, a wrześniową; mamy sekwencję bardzo precyzyjnych propozycji”.

Z odsieczą pospieszył p. Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS i wicemarszałek Sejmu, gardłujący, że dyskusja na temat projektu KO przypomina rozmowę ze ścianą. Prowadząca rozmowę zauważyła, że to raczej p. Terlecki przypomina ścianę, ponieważ unika odpowiedzi na proste pytanie. A p. Kaczyński dodał: „To jest po prostu całkowicie niepoważne, niemożliwe do przeprowadzenia. Ja nie ukrywam, że niewysoko oceniam kwalifikacje pana Tuska jako premiera, ale nie aż tak nisko, żeby on nie wiedział, że w ciągu dwóch tygodni zmienić budżetu – bo to by trzeba zmienić budżet, zapewnić nowe środki dla tego budżetu i dokonać wielu innych zmian, które są potrzebne, żeby to zaczęło działać – to jest przedsięwzięcie po prostu niewykonalne”.

Chyba stracił pamięć (o kompetencjach nawet nie warto wspominać), ponieważ budżet był sześciokrotnie nowelizowany w latach 2015–21, przy czym w trzech przypadkach od uchwalenia przez Sejm do podpisu p. Dudy upłynęło mniej niż 30 dni. To dlaczego nie można by znowelizować tegorocznej ustawy budżetowej na tak szczytny cel jak pomoc polskim rodzinom, zważywszy że chodziłoby o niewielki procent finansów państwa?

Sprawa natychmiast się wyjaśnia, jeśli wziąć pod uwagę korupcyjny sens operacji ukrywanej pod nazwą „programowy Ul”. Do spraw tych wrócę za tydzień. Okaże się, że stan państwa sprokurowany przez tzw. dobrą zmianę pozostaje w zasadniczym kontraście z obiecywanymi fruktami szóstki Morawieckiego i zapewnieniami, że rozwijamy się najszybciej w Europie."

wtorek, 23 maja 2023

Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 94

 Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 94

 Centrum cywilizacji naukowo technicznej na koniec XIX wieku przesunęło się z Europy do USA.
Obecnie zdumiewa skala i nowoczesność potężnych (na zdjęciu Shanghai Interchange ) inwestycji m.in. infrastrukturalnych w Chinach.

 Zachodzą szybkie zmiany w światowej gospodarce i polityce.
Trzy lata temu Chin nie było w pierwszej dziesiątce światowych eksporterów samochodów.  W I kwartale 2023 roku Chiny wyeksportowały  1.069 miliona samochodów podwyższając w ciągu roku wynik o 25%. Japonia wyeksportowała  0.952 mln samochodów ze spadkiem  5%.
Sześciu największych chińskich producentów w 2023 roku wyprodukuje panele o łącznej mocy 285 GW osiągając r/r wzrost o 50 %.To już nie jest wzrost. To jest tsunami.
W pięcioleciu 2023-2028 Chiny będą miały aż 22.6 % udziału w światowym wzroście gospodarczym. Niemcy 2.6%. 
 Chiny mają praktycznie światowy quasi monopol w telekomunikacji i przetwarzaniu danych !
Objęty sankcjami USA Huawei bez AMD, NVIDIA, Qualcomm .. opracował własne procesory. Nie są w niczym gorsze co wzbudza już wielkie zaniepokojenie. 
Chińskie władze odwetowo zakazały  firmom kupowania mikroprocesorów od amerykańskiego producenta Micron Technology. Pekin twierdzi, że stanowią one poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Pekin uderza w największego producenta chipów w USA.
 Wojna handlowa USA z Chinami w ogóle im nie szkodzi bowiem handel z USA to tylko 11% handlu zagranicznego Chin.
Chiny kupują od Rosji w dużej ilości uran. Na zdjęciu pociąg z Rosji z uranem przybył do Chin. W takie transakcji może też być trochę głowic termojądrowych.
Gdy świat prześciga się w wykorzystaniu w praktyce sztucznej inteligencji  Włosi tymczasowo zabronili korzystania z ChatGPT, bo rzekomo narusza on unijne prawo. Włochy toną !

 Polski przemysł się kurczy i spadły w związku z tym emisje CO2   Przykładowo produkcja stali surowej w Polsce w 2022 roku była 8,5% niższa r/r . W kwietniu 2023 roku wartość produkcji sprzedanej przemysłu była aż o 6,4% niższa niż rok wcześniej – podał Główny Urząd Statystyczny. To trzeci z rzędu ujemny wynik, po tym jak marcu odnotowano roczny spadek 3% (po rewizji z -2,9%), a w lutym o 1%. Ponadto jest to wynik dużo gorszy od prognoz.
Polski nierząd na problem z wielką ilością wwiezionych nielegalnie  zbóż z Ukrainy:
-Klęska. Klęska urodzaju, panie drogi.
-No, to zrozumiałe... Zboże podrożeje.
-Ba, jedynie w tym wypadku, jeżeli rząd zacznie magazynować zboże.
-A kto panu powiedział, że nie zacznie?!
-Co pan mówi?! Królu złoty! Co pan mówi? Czy to już postanowione?
-Na razie projekt…
 „Sumy bajońskie” to olbrzymie sumy jakie Księstwo Warszawskie „było winne” Napoleonowi głównie za udział Polaków w wojnie Francji przeciw Rosji ! To zapomniany gigantyczny przekręt z początku XIX stulecia.
Amerykanie teraz wyciągają od polskich idiotów gigantyczne pieniądze  na swoją wojnę z Rosją przez ukraińskiego pośrednika.
Adam Wielomski. Wizja polityczna pelikana: Rosja upada i zostanie podzielona na księstwa; Niemcy w agonii i będą nam płacić reparacje, które pójdą na programy "plusowe". Przyszłość należy do unii polsko-ukraińskiej, która przy wsparciu USA będzie rozdawać karty w tej części świata.

 Na tle mocy konwencjonalnej energetyki moc strumienia energii Słońca docierająca do Ziemi jest przeogromna. Zaznaczone figury na obszarze Afryki zapewniają generacje PV dla świata, EU i  Niemiec.
 Ogromną wadą zielonej generacji jest jej niesterowalność a dodatkowo w przypadku PV m.in. bardzo duża moc szczytowa na tle mocy średniej. W marcu  2023 roku  w Kalifornii procent 5-minutowych interwałów z ujemnymi cenami energii elektrycznej wynosił 6,664 %.
 http://www.caiso.com/Documents/MonthlyRenewablesPerformanceReport-Mar2023.html

 Od momentu  uruchomienia w Polsce nowego systemu  1 lipca 2024 roku nadwyżki energii odsyłane do sieci energetycznej przez prosumentów PV będą rozliczane według taryf dynamicznych, w ujęciu godzinowym.
 
 Szeroko pojęta energetyka stanowi niewielką część nowoczesnej gospodarki. Z tego punktu widzenia nie należałoby jej poświęcać dużo czasu.
Założenia futurystycznej transformacji energetycznej EU FF55 wymagają od Polski gigantycznych inwestycji i faktycznie dramatycznego porzucenia trudnej do określenia części obecnego „przestarzałego” majątku wytwórczego. W Polsce do tych inwestycji produkuje się niewiele i ogromną większość trzeba importować. Tymczasem albo mamy deficyt lub tylko niewielką nadwyżkę handlową ze światem.
Możliwości pożyczkowe Polski są niewielkie i im więcej pożyczymy od świata dewiz tym droższa będzie obsługa kredytu. Polska nie drukuje Dolara ani Euro i nadmierne zagraniczne zapożyczenie się jest niebezpieczne.
Trudno przewidzieć czy EU nie odstąpi od bardzo ambitnego celu FF55. Jeśli nie odstąpi to czeka Polskę marginalizacja w EU.
Środki z opłat emisyjnych CO2 rządy polskie przejadały zamiast inwestować uważając że jakoś tam będzie. 
Dobry Wojak Szwejk: „Jak tam było tak tam było, ale jeszcze nigdy tak nie było żeby jakoś nie było”

 Wodne elektrownie Szczytowo - Pompowe wykonują w skali świata 95% pracy magazynowania energii elektrycznej. To magazynowanie energii jest konieczne dla systemów zielonej energetyki. Gdy buduje się je w odpowiednim miejscu i w odpowiednim tempie ich moc jednostkowa jest stosunkowo tania i kosztuje około 1000 $/KW mocy.  Sprawność wielkich jednostek w cyklu magazynowania przekracza 75%.
Polsce elektrownie SP są  strasznie potrzebne !
Trzy największe elektrownie szczytowo-pompowe na świecie:
Elektrownia SP Fengning (Chiny) – moc 3.6 GW, magazynowanie rzędu 40 GWh
Elektrownia SP Guangdong (Chiny) – moc 2.4 GW, magazynowanie rzędu 20 GWh
Elektrownia SP Huizhou (Chiny) – moc 2.4 GW, magazynowanie rzędu 15 GWh
Największe Elektrownie szczytowo-pompowe w Polsce:
Elektrownia PS Żarnowiec – moc 716-800 MW, magazynowanie 3.6 GWh
Elektrownia PS Porąbka-Żar – moc 500-540 MW, magazynowanie 2 GWh
Planowane elektrownie szczytowo-pompowe w Polsce:
Elektrownia SP Młoty (Kotlina Kłodzka) – budowę rozpoczęto w roku 1972, po czym w 1981 ją wstrzymano.  Projektowana moc 750 MW, magazynowanie 4 GWh
Elektrownia SP Kadyny/Tolkmicko (pow. elbląski). Projektowana moc 1040 MW, magazynowanie 12 GWh
Elektrownia SP Rożnów II. Projektowana moc 700 MW, magazynowanie 3,5 GWh

 Elektrownia SP stanowi z elektrownią jądrową ( ona ma nędzne własności regulacyjne a praktycznie musi pracować ze stałą mocą ) doskonały duet. Szczęśliwie budowy elektrowni PS Żarnowiec nie porzucono choć porzucono elektrownie jądrową Żarnowiec z tej pary.
O ile budowy elektrowni jądrowych czasem ciągną się w nieskończoność to budowy elektrowni SP mogą być całkiem sprawne.
Gdyby rząd PiS w 2015 roku podjął decyzje i intensywne działania to  elektrownie SP by już działały !  Ale rząd wyrzucił wiele miliardów na przekop Mierzei, Ostrołękę, lotnisko Warszawa-Radom, Mieszkanie Plus, Milion aut elektrycznych, Polskie Szwalnie, Plan Morawieckiego, Stępka Plus, Helikopter, Szczepionki ...
Wybrano inną ścieżkę: walki z wiatrakami i wulgarne złodziejstwo.
„Ponad 1 mln 140 tys. zł w ciągu roku zarobił w Enei jako wiceprezes szczeciński radny, Marcin Pawlicki. Zarobki radnego z PiS-u oburzyły nawet jego partyjnych kolegów. Z jednej strony burzą się ci, którzy uważają, że tyle nie powinno się zarabiać. A inni oburzają się, dlaczego oni tyle nie dostają. Nie ma kompetencji, by zasiadać na tak wysokim stanowisku. Jest jednak wierny PiS. W każdym regionie jest grupa wpływów i w Szczecinie należy do niej Marcin. Zakres jego obowiązków jest nieznany. Jest to synekura. Z upublicznionego przez portal "Poufna rozmowa" e-maila wynika, że w lutym 2019 r. Pawlicki przesłał swoje CV do Joachima Brudzińskiego, wiceprezesa PiS. Niecałe dwa tygodnie później szczeciński radny zasiadał już w radzie nadzorczej Grupy Azoty S.A. Tarnów. W 10 miesięcy zarobił ponad 126 tys. zł. Do Enei trafił w październiku 2020 r. Najpierw zarabiał około 30 tys. zł miesięcznie, rok później 55 tys., a w 2021 r. średnio jego miesięczny dochód z Enei wyniósł 95 tys. zł”
Ale była urzędniczka prezydenta Dudy Sadurska na synekurze w PZU bierze  rocznie ponad 2 mln złotych i wyciągnęła już blisko 7 mln złotych.

DARPA i Siły Powietrzne USA - Możemy dodać „latanie wojskowym myśliwcem” do listy zadań, które może dobrze wykonywać AI.

W Niemczech najbogatszy 1% mieszkańców miał w 1895 roku 50% udział w całym bogactwie. Obecnie jest to 27%. Pozytywne zmiany zaszły w okresie 1914 – 1952. Trend egalitaryzacji zatrzymał się w latach osiemdziesiątych razem ze spowolnieniem wzrostu z czego prosty wniosek że neoliberalizm i nadmierne nierówności dochodowe i majątkowe są bardzo złe !
Jakie powinno być kryterium dla optymalizacji działania wspólnej ochrony zdrowia ? Może  powinna to być suma wydłużonych żyć wszystkich. Taka funkcja celu oczywiście wyklucza nieracjonalne użycie  bardzo drogich leków dla wybranych jednostek i zabójcze porzucenie leczenia i profilaktyki większości. System danych Medycyny Opartej o Dowody pozwoli ustalić listę realnie ( bez czekania przez chorego latami.. gdy on w końcu umrze) dostępnych dla wszystkich świadczeń.
Osoby czerpiące wielkie korzyści z korupcji w ochronie zdrowia oczywiście będą chciały grać na emocjach i ogłupiać Polaków i dalej ich okradać. Każdy winien pamiętać że emocje to bardzo zły doradca.

 Trafione ( czyli optymalne ) inwestycje ( muszą być finansujące je oszczędności ) powiększają produktywność pracy i ogólne bogactwo. Słowo „Trafione”  nie da się łatwo przełożyć na wzór do oceny jakości i łańcuch decyzji inwestycyjnych. Kraje szybko się rozwijające mają wysoką stopę inwestycji. 
Ale są ekstremalnie uproszczone zależności pozwalające się zorientować w racjonalności określonej sytuacji.  Złota reguła akumulacji kapitału Phelpsa podaje stopę oszczędności, która maksymalizuje wielkość konsumpcji w gospodarce znajdującej się w stanie ustalonym w modelu wzrostu Solowa. Rząd powinien tu wpływać dla optymalności na zmianę stopy oszczędności.
Gdy oszczędności są za małe ( i za duża jest konsumpcja ) za małe są inwestycje.
Generalnie długookresowy wzrost gospodarczy wymaga zrównoważenia wszystkich czynników wzrostu oraz równoważenia inwestycji i konsumpcji.

 Pierwsze pneumatyczne regulatory PI pojawiły się w latach trzydziestych. Powstał problem optymalnych nastaw regulatorów.
Ustawione parametry  regulatorów mają istotny wpływ na przebieg kontrolowanego procesu „producyjnego” rzutując na koszty i  zyski. Silne koncerny dekadami gromadziły wiedzę i doświadczenie na polu regulacji i sterowania. W zasadzie tylko one potrafiły wybrać właściwy do obiektu regulator i go dobrze ustawić.
Obecna wiedza teoretyczna pozwala regulatorami kontrolować obiekty wielowymiarowe. Gdy mają duże opóźnienie normą jest stosowanie systemu MPC – Model Prediction Control. 
Teoria radzi sobie z nieliniowością obiektów, ograniczeniem i strefą martwą a w tym tarciem oraz  z obiektami całkującymi  i oscylacyjnymi  a gorzej z nieminimalnofazowymi. 
Niektóre programy do automatyzacji  procesów mają zaawansowane programowe regulatory. Opinie o efektywności tych systemów są bardzo podzielone.

Sformułowanie kryterium oceny ( do optymalizacji ) w różnych dziedzinach jest bardzo trudne. Optymalizowany transformator może być najtańszy, najmniejszy, najlżejszy... Można też uwzględnić trwałość wynikająca z temperatury pracy. Można optymalizować w okresie 20-30 lat koszt transformacji z uwzględnieniem kosztu % użytego kapitału.  Możemy indukcyjność rozproszenia ograniczyć od dołu lub góry.   I tak dalej.
W Polsce optymalizacji jest bardzo rzadko spotykana.
Od optymalnej alokacji kapitału zależy szybkość rozwoju gospodarczego. Można odnieść wrażenie że polskie społeczeństwo jeszcze nie dorosło do kredytu hipotecznego.

Dla optymalizacji procesu regulacji trzeba sformułować kryterium jakości odpowiedzi pętli regulacji na skok wartości zadanej lub inny zadany sygnał. W najprostszym razie dla obiektu liniowego są to:  
1.ISE, Integral of Squared Error. Całka z kwadratu błędu regulacji (uchybu)  regulacji
2.ITSE, Integral of Time-weighted Squared Error.  Całka kwadratu błędu jest z wagą czasu
3.IAE, Integral of Absolut Error. Całka z modułu błędu regulacji
4.ITAE, Integral of Time-weighted Absolut Error. Całka modułu błędu z wagą czasu
5.LMS, Least Median of Squares. Mediana kwadratów błędu regulacji
6.ADM, Average Distance from Median. Średnia odległość  od mediany.
7.Ts, Time Set. Czas regulacji do określonego poziomu błędu. Na przykład 2-5% lub innego

Zwróćmy uwagę że kwadrat napięcia, prądu... jest proporcjonalny do mocy i stąd ISE ma naturalne uzasadnienie.
Aby utemperować sterowanie można z wagą ( WagaS ) do każdego z tych kryteriów dodać koszt ( trudno jest wybrać wagę i nie zawsze jest sens) zmian akcji sterującej tam gdzie ten koszt realnie występuje.  

Obiektami regulacji do wyboru są:
1.Obiekt dwuinercyjny z opóźnieniem
2.Obiekt trzyinercyjny
3.Obiekt oscylacyjny
4.Obiekt oscylacyjny z opóźnieniem
5.Obiekt inercyjno-całkujący
6.Obiekt dwucałkujący
7.Obiekt trzyinercyjny z nieminimalnofazowym zerem
Gdy All=1 na wykresie zostaną pokazane wszystkie zmienne stanu obiektu a gdy All=0 tylko jego wyjście. 

Sygnałem zadanym w programie jest:
1.Skok o podanej amplitudzie
2.Jedna półsinusoida Sin o podanej amplitudzie o sensownym czasie trwania.
 
Regulator może być:
1.P Z uwagi na brak astatyzmu nie można go użyć do obiektów niecałkujących
2.PI
3.PIf z wagą sygnału zadanego dla części proporcjonalnej P czyli DOF ( Degree od Freedom, współczynnik f od freedom ).
4.PD Z uwagi na brak astatyzmu nie można użyć do obiektów niecałkujących
5.PD' czyli z różniczkowaniem tylko sygnału z obiektu. Z uwagi na brak astatyzmu nie można użyć do obiektów niecałkujących
6.PID
7.PID'
8.PfID  z wagą sygnału zadanego dla części proporcjonalnej P czyli DOF.
9.PfID' z wagą sygnału zadanego dla części proporcjonalnej P czyli DOF.
10.PfID4  z wagą sygnału zadanego dla części proporcjonalnej P czyli DOF z Ti/Td=4.
11.PfID'4  z wagą sygnału zadanego dla części proporcjonalnej P czyli DOF z Ti/Td=4.

Czyli optymalizowanych parametrów jest co najwyżej 4 – K, Ti, Td, f. Punkt startowy x0 dla każdego obiektu wybrano tak aby optymalizacja była względnie  szybka. Wartość fo=0.5 jest zawsze wystarczająca.

Wyjście ograniczone ( liniowego jest nieograniczone Lim=0 ) regulatora  jest w zakresie asymetrycznym 0...1 (Lim=1) lub symetrycznym  -1..+1 ( Lim=2).
W programie uwzględniono 4 algorytmy Anty Wind Up.  AWU=
1.Ograniczenie poziomu integratora do takiego zakresu jak wyjścia regulatora przy nasyceniu wyjścia regulatora.
2.Dodatkowe podanie ze wzmocnieniem ( Kolejny nieoptymalizowany kłopotliwy Kawu parametr ! ) integratorowi różnicy sygnału z regulatora przed i za jego wyjściowym ogranicznikiem.
3.Zatrzymanie całkowania w kierunku nasycenia wyjścia przy nasyceniu wyjścia regulatora.
4.Eksponencjalne zapominanie stanu integratora z jego stałą czasową przy nasyceniu wyjścia regulatora.

Parametry regulatora ( należy wybrać obiekt, regulator... ) można też automatycznie wyznaczyć metodą Astroma – Hagglunda AS,   http://matusiakj.blogspot.com/2016/09/archiwum-automatyczne-strojenie_16.html. Można go użyć do wyznaczenia punktu startowego x0 dla funkcji fminunc() ( o niej dalej ) optymalizacji.
Stosując regulator P i ręcznie zwiększając wzmocnienie aż do oscylacji przeprowadzimy metodę strojenia Zieglera – Nicholsa ZN. 
Obserwując odpowiedzi pętli ( należy wybrać... ) i wartość funkcji oceny zmieniać parametry ręcznie strojąc system regulacji podobnie jak w rzeczywistości. 

W sumie ilość kombinacji jest „nieskończona”.
 Nie da się wycisnąć „krwi z cebuli”. „Z pustego i Salomon nie naleje”. Jeśli wybierzemy nieodpowiedni do obiektu regulator to efekt optymalizacji zawsze jest słaby. Z obiektem całkującym regulator z całkowaniem praktycznie musi być typu DOF ( f około 0.45 ) bowiem inaczej zero transmitancji da potężny przerzut odpowiedzi !   Zawsze należy stosować różniczkowanie tylko sygnału z obiektu D' a zastosowanie DOF ( <1 ale dla obiektów o bardzo dużym opóźnieniu >1 czyli feedforward ) z reguły znacznie zmniejsza przeregulowanie.  Użycie stałego stosunku Ti/Td=4 nie jest dobre.
Metoda AS jest lepsza niż ZN ale obie nie są dobre i są zawodne.

Generalnie. Gdy występuje nasycenie regulatora Zatrzymanie całkowania jest dobre a  eksponencjalne zapominanie stanu integratora jest bardzo dobre. Metoda 1 jest najgorsza zaś metoda 2 wymaga podania kolejnego parametru a efekt jest niepewny. Zdecydowanie należy je odrzucić.
Obecnie regulatory są realizowane programowo mikrokontrolerami i realizacja typu PfID' niewiele komplikuje algorytm. Także zapominanie stanu integratora w miejsce zatrzymania całkowania jest tanie realizacyjnie.

Z częścią obiektów i regulatorów optymalne nastawy dla różnych kryteriów jakości różnią się do circa +-15% co jest dość optymistyczne. Ale.... już w prostym przypadku regulatora PID z obiektem dwuinercyjnym z opóźnieniem i zadanym skokiem ( liniowo  bez nasycenia ), wzmocnienie dla wskaźnika ITAE wynosi średnio circa 60% tego co dla pozostałych wskaźników a w dodatku Td=0 czyli regulator zrobił się PI. Z takimi samymi warunkami z regulatorem PID dla obiektu oscylacyjnego bez opóźnienia kryterium LMS daje wzmocnienie ca 1.4% tego pozostałe kryteria co musi wywołać zdziwienie.
Generalnie kryteria jakości LMS i ADM, które miały dawać systemy  ”odporne” nie sprawdzają się !
„Sterowanie odporne” ma zapewnić poprawne działanie regulatora gdy parametry obiektu ( lub ich część ) są niepewne czyli niedokładnie wyznaczone lub będą się zmieniać w ograniczonym zakresie. Niepewność parametrów może  być w dziedzinie częstotliwości lub dziedzinie czasu.
Sterowanie odporne potrzebuje  informacji a priori o granicach niepewności lub zmienności parametrów. Gdy zmiany leżą w pewnych granicach to nie trzeba zmieniać przyjętej odpornej regulacji. Matlab (i pochodne ) ma „Robust Control Toolbox”. Można zdefiniować  modele z niepewnymi parametrami i  przeprowadzić analizę odporności.
 Teorie wrażliwości z pożytkiem zastosowano do projektowania analogowych aktywnych filtrów RC. Zależnie od rodzaju (schematu) filtru II rzędu - członu ( w filtrze wyższego rzędu jest ich kaskada ) jego wrażliwość na zmiany elementów R i C  rośnie liniowo lub kwadratowo z dobrocią Q.  ACTIVE RC FILTER DESIGN. M. Berka J.C. Herpy.  Elsevier Science, 1986,  zawiera tabele z funkcjami wrażliwości poszczególnych filtrów.
Zatem gdy dobroć Q członu jest „duża” trzeba użyć odpowiedniego członu ! Dobroć Q rośnie z selektywnością filtru. Czyli selektywny filtr budujemy z odpowiednich członów II rzędu. Im wyższa jest dobroć Q tym bardziej oscylacyjna jest odpowiedź członu.  Czyli cała analiza wrażliwości sprowadza się do bardzo prostego wyboru członów o wrażliwości adekwatnej do dobroci Q.
Identycznie jest w układzie regulacji. Im bardziej oscylacyjna jest odpowiedź tym większa wrażliwość pętli regulacji na zmiany parametrów. W końcu oscylacyjność przejdzie w oscylacje.
Czyli Robust Control istotnie wnosi niewiele.  

 Na wykresie pokazano rezultat optymalizacji pętli z obiektem trzyinercyjnym (All=1 i są na wykresie wszystkie jego zmienne stanu ) i regulatorem PI gdzie podano zadany skok o amplitudzie 0.5. Wyjście regulatora jest ograniczone do asymetrycznego zakres= 0...1 ale pracuje on tu bez nasycenia. Wybrano AWU=1 co jest bez znaczenia skoro nie ma nasycenia wyjścia.  Nie uwzględniono kosztu zmian sygnału sterującego obiekt i WagaS=0. Wybrano kryterium IAE.
 Im więcej funkcja ma parametrów do optymalizacji  tym większe szanse na niepowodzenie.
 Do znalezienia optymalnych ustawień według kryterium  jakości odpowiedzi pętli regulacji użyto funkcji fminunc - „Find minimum of unconstrained multivariable function”  x = fminunc(fun,x0,options).
Funkcja fminunc w dokumentacji MathWorks ( i naśladowców ) jest wystarczająco dobrze opisana i bezcelowe jest jałowe powtarzanie obszernych informacji.  
Oczywiście użycie poprawnych wartości początkowych jest zawsze bardzo ważne dla osiągnięcia minimum globalnego. Jeśli startowe x0 jest marne lub wybraliśmy niewłaściwy do obiektu regulator to moglibyśmy otrzymać w wyniku nonsensowne ujemne wartości parametru/ów ! Aby temu zapobiec dano na początku w funkcji symulacyjnej abs(x) a próba dania ujemnego parametru jest sygnalizowana. Wtedy optymalny parametr najczęściej będzie zerowy.

 Właściwie użyte metody optymalizacji dają znaczne korzyści. Ale mają one ograniczenia. Dla optymalizacji dużych systemów trzeba zebrać bardzo dużo danych !
Przykładowo trzeba wiedzieć jak szybko chorzy po różnych zabiegach wrócili do zdrowia i pracy a ilu zostało rencistami i umarło.
 

Sprawdzenie.
1.Wymień znane metody optymalizacji nieliniowej bez ograniczeń
2.Jakie wady ma optymalizacja z ograniczeniami metodą kary
3.Jakie wady i zalety ma optymalizacja z ograniczeniami „Augmented Lagrangian methods ” i jej wariant „Alternating direction method of multipliers” (ADMM) 
4.Podaj praktyczne przykłady zastosowania metody optymalizacji punktu wewnętrznego ( Interior-Point Methods ).

Cwiczenie.
Używając opisanego programu optymalizacji regulatora w wielu konfiguracjach ustal
-Jakie jest najbardziej uniwersalne kryterium jakości odpowiedzi pętli regulacji ?
-W jakich przypadkach ono zawodzi  i jakie kryteria są wtedy lepsze ?

poniedziałek, 22 maja 2023

Ciarki mi przechodza, gdy słysze, ze kobieta jest 'niedoinwestowana'

 Ciarki mi przechodza,  gdy słysze, ze kobieta jest 'niedoinwestowana'
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,29767346,ciarki-mi-przechodza-gdy-slysze-ze-kobieta-jest-niedoinwestowana.html
"Działaczka społeczna Sylwia Bujak w 1928 roku po powrocie ze wsi pisze o mieszkających tam kobietach, że z przemęczenia żyją na granicy męczeństwa. Są w ciąży lub w połogu, harują od świtu do nocy, są niedożywione, śpią czasami razem ze zwierzętami, są licho ubrane, myją się dwa razy w roku. Trudno sobie wyobrazić, jak te realia wyglądały.

W "Chłopkach" opisuję głównie Polskę międzywojenną, także w okresie światowego kryzysu, który przeorał polską wieś. Lekarze i społecznicy byli zdruzgotani tym, co widzieli na wsi. Dzięki ich relacjom znamy bardzo dużo opisów bezgranicznej biedy, wyniszczenia kobiet i ich bezsilności wobec losu.

Jedna z lekarek, autorka relacji zamieszczonej w konkursowych "Pamiętnikach lekarzy", po siedmiu latach pracy na wielkopolskiej wsi pisała, że chłopi żyją jak w średniowieczu, i pytała retorycznie: Kto wie, co się dzieje z ludnością wsi polskiej? Rzucam to pytanie tym, co są wykształceni i rozumni. Czy wiedzą, czy zdają sobie sprawę z nędzy, jaka panuje w chatach najkulturalniejszej nawet dzielnicy polskiej?
Życie kobiet na wsi jawi się jako nieustanne unikanie ryzyka: gwałtu podczas pasionki (jak w historii siedmiolatki pasającej gęsi), kazirodczych nadużyć, z których córki rodziły ojcom dzieci, przemocy mężów, śmierci w trakcie kolejnego porodu.

To najbardziej drastyczne sytuacje, ale rzeczywiście każdy z etapów mógł okazać się bardzo ciężki dla wiejskiej dziewczyny. Wiele z nich pracowało od dziecka, część oddawana była na służbę do bogatych gospodarzy za wikt. Zamiast do szkoły niektóre wysyłane były na pastwisko i do pracy, a gdy dorosły, rodzice decydowali, za kogo wyjdą za mąż.
    Moim zdaniem te niechciane zamążpójścia, właściwie sprzedaż dziewczyny za morgi, to było jedno z silniejszych i bardziej traumatycznych wydarzeń w ich życiu. Wielu z nich nikt nie pytał o zdanie, rodziny ubijały interes. Ten dawał krowę, tamten kilka morgów, zapisywali, kto kogo w rodzinie spłaca, i już, po swatach. Teraz do kościoła.

Relacje dziewczyn, które błagały, uciekały, chciały odebrać sobie życie, byle tylko nie wyjść za mąż za wskazanego przez rodzinę mężczyznę, są wstrząsające. Szczerze mówiąc, nie byłam wcześniej świadoma skali ani tego, że to jeszcze tak działało właściwie do lat 40. XX wieku.

Piszę w książce o tym, że każda wieś miała swój rejestr złamanych serc. Dziewczyny zakochiwały się, ale słyszały, że nie mogą poślubić chłopaka, bo to "dziad". Albo one okazywały się "dziadówkami". Mężczyźni oczywiście też mieli łamane serca w ten sposób. Władza należała do rodziców w sposób bezwzględny.
Przed "Chłopkami. Opowieścią o naszych babkach" napisała pani "Służące do wszystkiego" – o tym, jak trudne, nieprzewidywalne i mało sprawcze było życie kobiet na służbie. Dla mnie chłopki to jednak dwa kręgi piekielne głębiej.

Nie w każdym przypadku. Ale jeśli chodzi o te z najuboższych rodzin, można się zastanowić – znając dwie perspektywy, realiów wiejskich i służby w mieście – czy poleciłybyśmy im wyjazd, czy raczej pozostanie.
Sugerowałabym opuścić wieś międzywojenną. Pomimo dużego ryzyka, że źle się trafi – w domu państwa w mieście będą złe warunki bytowe, praca okaże się ponad siły, pani będzie kapryśna, a pan być może będzie chciał je molestować seksualnie. Ale nawet jeśli się wyląduje w okropnym miejscu, to istnieje zawsze szansa na poprawę losu na kolejnej służbie.
Dziewczyny na służbie miały własne pieniądze i mogły poza pracą robić, co chcą.

Choćby wyjść za mąż, nie pytając nikogo o zgodę. Przy odrobinie szczęścia miały nie tylko własne łóżko, ale nawet pokoik, służbówkę.

    Pozostanie na wsi na ogół oznaczało znój, brak perspektyw, własnego łóżka i własnych pieniędzy, harówkę, bezwzględne podporządkowanie rodzinie i być może wydanie za mąż za morgi.

Czy to po "Służących" narodził się w pani głowie pomysł na rozbudowanie w kolejnej książce wątku chłopek przybywających do miast na służbę?

Nie. "Chłopki" wynikły z tego, jak zostały przyjęte "Służące". Dostałam mnóstwo sygnałów świadczących o tym, że opisywane przeze mnie historie są żywą częścią rodzinnych opowieści, a tytułowe służące to konkretne babcie i prababcie. Widziałam, jaki wielki ból wywołuje mówienie o ich losie, biedzie i poniewierce, szczególnie w kobietach, które często opowiadały mi o swoich babciach ze ściśniętym gardłem. Odzew był tak emocjonalny, że uznałam, iż powinnam sięgnąć głębiej i napisać o chłopkach. O tych wszystkich babciach i prababciach, które nie miały butów i którym rodzina wypominała, że są „darmozjadami", zanim uciekły do pracy do miasta, a także o ich matkach i siostrach.
Trudne emocje wzięły się z wcześniejszej niewiedzy i odkrycia bolesnej prawdy? Bo można mieć suchą informację, że "jednooka prababcia urodziła dwanaścioro dzieci", a można się dowiedzieć, że ostatnie urodziła w wieku 46 lat, a nie miała oka, bo mąż ją tak pobił, że je straciła.
Wiele osób mówiło mi: Aha, to na tym polegała praca służącej, to już wiem, dlaczego babcia nigdy nie chciała o tym opowiadać. Jedna z kobiet napisała mi, że bardzo trudno jej się czytało tę książkę, a jednocześnie zaczęła rozumieć, "dlaczego babcia była taka, jaka była". Czyli nieprzystępna, pochłonięta religią i lękiem przed przyszłością.
    Wiele osób tak naprawdę mało wie o życiu swoich chłopskich rodzin w poprzednich generacjach. Zwłaszcza młodsze pokolenia, które nie miały już nic wspólnego ze wsią, których rodzice awansowali społecznie, przenieśli się do miast.

Często te rodziny odcinały się od swoich bliskich, przestawały ich odwiedzać, bo babcia miała wychodek i nie chcieli patrzeć na wiejską biedę. "Miastowi" czuli, że należą do innego świata, wstydzili się wsi i nie byli ciekawi przeszłości swoich rodzin.
A teraz chcemy poznać te historie?

W ostatnich latach mamy do czynienia z tzw. ludowym zwrotem, powstało sporo literatury poświęconej chłopom, pańszczyźnie i jej konsekwencjom. To wywołało większe zaciekawienie własną historią rodzinną i potrzebą zadawania pytań.
Część ludzi nie identyfikuje się z tradycją elit, nie odnajduje się w niej ze swoją choćby nawet mglistą wiedzą o tym, kim byli ich dziadkowie, pradziadkowie czy rodzice. W przedwojennej Polsce 70 proc. ludzi mieszkało na wsi. Natomiast w przekazie – także tym kształtowanym przez dziennikarzy – pokazuje się elegancję i zabawę elit w miastach. "To były czasy!" – tak się prezentuje II RP. A gdzie bose chłopki i ubodzy robotnicy, czyli razem jakieś 90 proc. społeczeństwa? Ludzie mają dosyć pompatycznego i nieprawdziwego przedstawiania polskiej historii.  
Zgadzam się z panią. Jak dwudziestolecie, to eleganckie kamienice, bale w Adrii, szykowna generałowa Beckowa. Wieś i bieda ledwie przeciera się w tych opowieściach. A w kamienicy o pięknej fasadzie, ale na szóstym podwórku studni, na strychu, w jednej izbie mieszkała wielodzietna rodzina, a na dworcu w Warszawie stacjonowały przedstawicielki misji dworcowej, które wyłapywały, kierując się oceną wyglądu, dziewczyny ze wsi narażone na uwikłanie w prostytucję. Czy spodziewała się pani tego, co znajdzie, zagłębiając się w historię chłopek?
Nie wiem, czy bym się na ten temat zdecydowała, wiedząc, jak trudnym okaże się wyzwaniem. Nie tylko emocjonalnie. Wymagał też znalezienia właściwej tonacji i formy, by nie przytłoczyć czytelnika opisywanym morzem cierpienia. Nam, wychowanym do hedonizmu, poszukiwania szczęścia i bodźców, aby było jeszcze milej, trudno ze spokojem patrzeć na los tych kobiet, który polegał niemal wyłącznie na znoju, próbie – często nieludzkim wysiłkiem – zapewnienia sobie i swoim dzieciom jedynie podstawowych potrzeb, rezygnacji z pragnień i wszelkich ambicji, z ewentualną nagrodą za to wszystko w życiu pozagrobowym.
Oczywiście inaczej wyglądało życie córki kmiecia, bogatego chłopa, choć stanowili oni margines, a inaczej wyrobnika rolnego czy gospodarza na kilku morgach. A mimo to bogatsze chłopki też harowały ponad swoje siły i były zależne od mężczyzn: ojca, a potem męża.
Chłopki czuły swoją krzywdę?

Na wielu poziomach i z wielu stron! I wbrew powszechnemu przekonaniu, że były uległe i pogodzone z losem, że były pokornymi dewotkami. Miały poczucie, jak jedna napisała w pamiętniku, że są "cichymi bohaterkami".

    Czuły się spracowane, samotne, schorowane, a 30-latki wyglądały jak staruszki. Wiele z nich miało poczucie, że ich los nie może być inny, religia wpajała im, że powinny bez skargi znosić swój krzyż, co nie znaczy, że nie cierpiały.

Jedna z nich wspominała, że kiedy wypłakiwała się babci i opowiadała o swoim ciężkim małżeństwie, ta mówiła jej: Nie płacz, każda kobieta to niewolnica i twój los inny nie będzie. Takie życie.
Jak dawało się je przeżyć?

Wiele kobiet przystosowywało się do swego losu, oddając się bez reszty religii i żyjąc dla dzieci. Ten model polskiej rodziny bardzo długo był powszechny. Z własnego dzieciństwa pamiętam, że w wielu rodzinach żona i dzieci miały swój świat, a mąż jechał bocznym torem, traktowany trochę jak złota rączka, techniczny, ktoś, kogo się nie lubi, z kim właściwie nie ma się kontaktu. Te dwa światy zazwyczaj funkcjonowały w małżeństwach niedobranych, zawartych z pragmatycznych powodów.
Inne chłopki po prostu uciekały ze wsi, najczęściej na służbę. Nie tylko przed biedą, ale właśnie przed władzą ojca albo żeby nie słyszeć, że są "darmozjadami".

Wiele marzyło od dziecka, by 'zostać panią". Nie harować, ładnie wyglądać, jeść dobre rzeczy. To się udawało nielicznym, jeśli rodziców było stać, aby wysłać córkę do seminarium nauczycielskiego albo do szkoły handlowej, ale dla większości chłopskich rodzin edukacja inna niż podstawowa była poza zasięgiem.

    Problemem przedwojennej wsi było też to, że nawet gdy ktoś się wykształcił, to uciekał ze wsi, niewielu wracało i ją modernizowało. Największym marzeniem było dać drapaka, dlatego też wieś słabo się zmieniała.

Ale kobiety chciały zmian i lepszego życia. Te bardziej świadome, kiedy tylko miały możliwość, zapisywały się do rozmaitych organizacji, stowarzyszeń, uczyły się gotować, szyć, zakładały ogródki. Starały się mierzyć z losem aktywnie.
Miasto od wsi dzieliła przepaść.   

Kolosalna. Miasta się modernizowały, medycyna szła w nich do przodu, dostęp do edukacji był dużo łatwiejszy. Miasto odjechało wsi bardzo daleko. Chłopi pozostali wciąż wykluczonymi, a chłopki tym bardziej. Bo rodzinę rzadko było stać na wykształcenie wszystkich dzieci i najczęściej pierwszy w kolejce był syn. Babom szkoły przecież nie potrzeba, bo celem ich życia jest rodzenie dzieci.

Chłopów nie było stać na leczenie i to był dramat.
    Przedwojenną wieś przedstawia się jako biedną, ciemną i zabobonną, często obwiniając o to jej mieszkańców. To nieporozumienie, bo przecież chłopi płacili nędznym życiem za wieki wykluczeń. Do hamulcowych, którym nie zależało na zmianie, należał przede wszystkim Kościół katolicki.

Który trzymał w szachu kobiety, narzucając im, że przed ślubem mają być czyste jak źródło, a później mają nieść swój krzyż przez życie.

Jak zawsze chodziło o to, żeby mieć kontrolę nad kobietą i jej ciałem. W latach 30. lekarze prowadzili kampanię na rzecz aborcji z przyczyn społecznych i regulacji poczęć. Chodziło o naukę antykoncepcji. Powstała wielka awantura, Kościół oczywiście zrobił wszystko, aby do tej poprawki nie dopuścić, a poradniom świadomego macierzyństwa przypiął łatkę morderców dzieci. Rodzenie było zresztą nie tylko obowiązkiem religijnym, ale także patriotycznym. Kto nas obroni, jak kobiety przestaną rodzić? Wiemy wszyscy, jak to się skończyło.
Traumy przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Czy z chłopskością też tak być może jest?

Pewne przekonania tkwią w nas głęboko i czasem nie mamy świadomości, że to pokoleniowy przekaz. W ostatnim rozdziale oddaję głos wnukom i wnuczkom chłopek i jedna z nich mówi o tym, że jej chłopska mama tak formułowała swoją filozofię życiową: Kto się pod ławką urodził, ten na nią nie wejdzie.

Działaczka społeczna Sylwia Bujak w 1928 roku po powrocie ze wsi pisze o mieszkających tam kobietach, że z przemęczenia żyją na granicy męczeństwa. Są w ciąży lub w połogu, harują od świtu do nocy, są niedożywione, śpią czasami razem ze zwierzętami, są licho ubrane, myją się dwa razy w roku. Trudno sobie wyobrazić, jak te realia wyglądały.

W "Chłopkach" opisuję głównie Polskę międzywojenną, także w okresie światowego kryzysu, który przeorał polską wieś. Lekarze i społecznicy byli zdruzgotani tym, co widzieli na wsi. Dzięki ich relacjom znamy bardzo dużo opisów bezgranicznej biedy, wyniszczenia kobiet i ich bezsilności wobec losu.

Jedna z lekarek, autorka relacji zamieszczonej w konkursowych "Pamiętnikach lekarzy", po siedmiu latach pracy na wielkopolskiej wsi pisała, że chłopi żyją jak w średniowieczu, i pytała retorycznie: Kto wie, co się dzieje z ludnością wsi polskiej? Rzucam to pytanie tym, co są wykształceni i rozumni. Czy wiedzą, czy zdają sobie sprawę z nędzy, jaka panuje w chatach najkulturalniejszej nawet dzielnicy polskiej?
Życie kobiet na wsi jawi się jako nieustanne unikanie ryzyka: gwałtu podczas pasionki (jak w historii siedmiolatki pasającej gęsi), kazirodczych nadużyć, z których córki rodziły ojcom dzieci, przemocy mężów, śmierci w trakcie kolejnego porodu.

To najbardziej drastyczne sytuacje, ale rzeczywiście każdy z etapów mógł okazać się bardzo ciężki dla wiejskiej dziewczyny. Wiele z nich pracowało od dziecka, część oddawana była na służbę do bogatych gospodarzy za wikt. Zamiast do szkoły niektóre wysyłane były na pastwisko i do pracy, a gdy dorosły, rodzice decydowali, za kogo wyjdą za mąż.

    Moim zdaniem te niechciane zamążpójścia, właściwie sprzedaż dziewczyny za morgi, to było jedno z silniejszych i bardziej traumatycznych wydarzeń w ich życiu. Wielu z nich nikt nie pytał o zdanie, rodziny ubijały interes. Ten dawał krowę, tamten kilka morgów, zapisywali, kto kogo w rodzinie spłaca, i już, po swatach. Teraz do kościoła.

Relacje dziewczyn, które błagały, uciekały, chciały odebrać sobie życie, byle tylko nie wyjść za mąż za wskazanego przez rodzinę mężczyznę, są wstrząsające. Szczerze mówiąc, nie byłam wcześniej świadoma skali ani tego, że to jeszcze tak działało właściwie do lat 40. XX wieku.

Piszę w książce o tym, że każda wieś miała swój rejestr złamanych serc. Dziewczyny zakochiwały się, ale słyszały, że nie mogą poślubić chłopaka, bo to "dziad". Albo one okazywały się "dziadówkami". Mężczyźni oczywiście też mieli łamane serca w ten sposób. Władza należała do rodziców w sposób bezwzględny.   
Żony dyplomatów na przyjęciu. Wśród pań: pierwsza dama Maria Mościska, Jadwiga Becka oraz Izbela Szembek.
Dwudziestolecie międzywojenne było czasem niepowtarzalnego stylu w modzie? "To nie do końca prawda"
Przed "Chłopkami. Opowieścią o naszych babkach" napisała pani "Służące do wszystkiego" – o tym, jak trudne, nieprzewidywalne i mało sprawcze było życie kobiet na służbie. Dla mnie chłopki to jednak dwa kręgi piekielne głębiej.

Nie w każdym przypadku. Ale jeśli chodzi o te z najuboższych rodzin, można się zastanowić – znając dwie perspektywy, realiów wiejskich i służby w mieście – czy poleciłybyśmy im wyjazd, czy raczej pozostanie.

Sugerowałabym opuścić wieś międzywojenną. Pomimo dużego ryzyka, że źle się trafi – w domu państwa w mieście będą złe warunki bytowe, praca okaże się ponad siły, pani będzie kapryśna, a pan być może będzie chciał je molestować seksualnie. Ale nawet jeśli się wyląduje w okropnym miejscu, to istnieje zawsze szansa na poprawę losu na kolejnej służbie.
Na przybywające ze wsi do miasta dziewczęta czyhają handlarze żywym towarem. Pomocy przybyszkom udzielają rozmaite towarzystwa kobiece. Dziewczyny na służbie miały własne pieniądze i mogły poza pracą robić, co chcą.

Choćby wyjść za mąż, nie pytając nikogo o zgodę. Przy odrobinie szczęścia miały nie tylko własne łóżko, ale nawet pokoik, służbówkę.

    Pozostanie na wsi na ogół oznaczało znój, brak perspektyw, własnego łóżka i własnych pieniędzy, harówkę, bezwzględne podporządkowanie rodzinie i być może wydanie za mąż za morgi.

Czy to po "Służących" narodził się w pani głowie pomysł na rozbudowanie w kolejnej książce wątku chłopek przybywających do miast na służbę?

Nie. "Chłopki" wynikły z tego, jak zostały przyjęte "Służące". Dostałam mnóstwo sygnałów świadczących o tym, że opisywane przeze mnie historie są żywą częścią rodzinnych opowieści, a tytułowe służące to konkretne babcie i prababcie. Widziałam, jaki wielki ból wywołuje mówienie o ich losie, biedzie i poniewierce, szczególnie w kobietach, które często opowiadały mi o swoich babciach ze ściśniętym gardłem. Odzew był tak emocjonalny, że uznałam, iż powinnam sięgnąć głębiej i napisać o chłopkach. O tych wszystkich babciach i prababciach, które nie miały butów i którym rodzina wypominała, że są „darmozjadami", zanim uciekły do pracy do miasta, a także o ich matkach i siostrach.
Na mieszkanie w kamienicy czynszowej stać było nawet przeciętnego urzędnika, a 'bliżej ulicy' - inteligencję przedwojenną, inżynierów, nauczycieli wyższych uczelni, lekarzy. Mieszkali tu też drobni przedsiębiorcy
Mieszkania z początku XX wieku wymagają ogromu codziennej pracy, którą kiedyś wykonywali służący
Trudne emocje wzięły się z wcześniejszej niewiedzy i odkrycia bolesnej prawdy? Bo można mieć suchą informację, że "jednooka prababcia urodziła dwanaścioro dzieci", a można się dowiedzieć, że ostatnie urodziła w wieku 46 lat, a nie miała oka, bo mąż ją tak pobił, że je straciła.
Wysyłanie dzieci na służbę do bogatszych gospodarzy to dla najuboższych rodzin wielodzietnych ratunek przed głodem.

Wiele osób mówiło mi: Aha, to na tym polegała praca służącej, to już wiem, dlaczego babcia nigdy nie chciała o tym opowiadać. Jedna z kobiet napisała mi, że bardzo trudno jej się czytało tę książkę, a jednocześnie zaczęła rozumieć, "dlaczego babcia była taka, jaka była". Czyli nieprzystępna, pochłonięta religią i lękiem przed przyszłością.

    Wiele osób tak naprawdę mało wie o życiu swoich chłopskich rodzin w poprzednich generacjach. Zwłaszcza młodsze pokolenia, które nie miały już nic wspólnego ze wsią, których rodzice awansowali społecznie, przenieśli się do miast.

Często te rodziny odcinały się od swoich bliskich, przestawały ich odwiedzać, bo babcia miała wychodek i nie chcieli patrzeć na wiejską biedę. "Miastowi" czuli, że należą do innego świata, wstydzili się wsi i nie byli ciekawi przeszłości swoich rodzin.

A teraz chcemy poznać te historie?

W ostatnich latach mamy do czynienia z tzw. ludowym zwrotem, powstało sporo literatury poświęconej chłopom, pańszczyźnie i jej konsekwencjom. To wywołało większe zaciekawienie własną historią rodzinną i potrzebą zadawania pytań.

Część ludzi nie identyfikuje się z tradycją elit, nie odnajduje się w niej ze swoją choćby nawet mglistą wiedzą o tym, kim byli ich dziadkowie, pradziadkowie czy rodzice. W przedwojennej Polsce 70 proc. ludzi mieszkało na wsi. Natomiast w przekazie – także tym kształtowanym przez dziennikarzy – pokazuje się elegancję i zabawę elit w miastach. "To były czasy!" – tak się prezentuje II RP. A gdzie bose chłopki i ubodzy robotnicy, czyli razem jakieś 90 proc. społeczeństwa? Ludzie mają dosyć pompatycznego i nieprawdziwego przedstawiania polskiej historii.  
Zgadzam się z panią. Jak dwudziestolecie, to eleganckie kamienice, bale w Adrii, szykowna generałowa Beckowa. Wieś i bieda ledwie przeciera się w tych opowieściach. A w kamienicy o pięknej fasadzie, ale na szóstym podwórku studni, na strychu, w jednej izbie mieszkała wielodzietna rodzina, a na dworcu w Warszawie stacjonowały przedstawicielki misji dworcowej, które wyłapywały, kierując się oceną wyglądu, dziewczyny ze wsi narażone na uwikłanie w prostytucję. Czy spodziewała się pani tego, co znajdzie, zagłębiając się w historię chłopek?

Nie wiem, czy bym się na ten temat zdecydowała, wiedząc, jak trudnym okaże się wyzwaniem. Nie tylko emocjonalnie. Wymagał też znalezienia właściwej tonacji i formy, by nie przytłoczyć czytelnika opisywanym morzem cierpienia. Nam, wychowanym do hedonizmu, poszukiwania szczęścia i bodźców, aby było jeszcze milej, trudno ze spokojem patrzeć na los tych kobiet, który polegał niemal wyłącznie na znoju, próbie – często nieludzkim wysiłkiem – zapewnienia sobie i swoim dzieciom jedynie podstawowych potrzeb, rezygnacji z pragnień i wszelkich ambicji, z ewentualną nagrodą za to wszystko w życiu pozagrobowym.

Oczywiście inaczej wyglądało życie córki kmiecia, bogatego chłopa, choć stanowili oni margines, a inaczej wyrobnika rolnego czy gospodarza na kilku morgach. A mimo to bogatsze chłopki też harowały ponad swoje siły i były zależne od mężczyzn: ojca, a potem męża.
Chłopki czuły swoją krzywdę?

Na wielu poziomach i z wielu stron! I wbrew powszechnemu przekonaniu, że były uległe i pogodzone z losem, że były pokornymi dewotkami. Miały poczucie, jak jedna napisała w pamiętniku, że są "cichymi bohaterkami".

    Czuły się spracowane, samotne, schorowane, a 30-latki wyglądały jak staruszki. Wiele z nich miało poczucie, że ich los nie może być inny, religia wpajała im, że powinny bez skargi znosić swój krzyż, co nie znaczy, że nie cierpiały.

Jedna z nich wspominała, że kiedy wypłakiwała się babci i opowiadała o swoim ciężkim małżeństwie, ta mówiła jej: Nie płacz, każda kobieta to niewolnica i twój los inny nie będzie. Takie życie.
Jak dawało się je przeżyć?

Wiele kobiet przystosowywało się do swego losu, oddając się bez reszty religii i żyjąc dla dzieci. Ten model polskiej rodziny bardzo długo był powszechny. Z własnego dzieciństwa pamiętam, że w wielu rodzinach żona i dzieci miały swój świat, a mąż jechał bocznym torem, traktowany trochę jak złota rączka, techniczny, ktoś, kogo się nie lubi, z kim właściwie nie ma się kontaktu. Te dwa światy zazwyczaj funkcjonowały w małżeństwach niedobranych, zawartych z pragmatycznych powodów.
Jesienią potrzebne są kopaczki. Wykopki ziemniaków trwają około trzech tygodni, więc można zarobić trochę grosza.

Inne chłopki po prostu uciekały ze wsi, najczęściej na służbę. Nie tylko przed biedą, ale właśnie przed władzą ojca albo żeby nie słyszeć, że są "darmozjadami".

Wiele marzyło od dziecka, by 'zostać panią". Nie harować, ładnie wyglądać, jeść dobre rzeczy. To się udawało nielicznym, jeśli rodziców było stać, aby wysłać córkę do seminarium nauczycielskiego albo do szkoły handlowej, ale dla większości chłopskich rodzin edukacja inna niż podstawowa była poza zasięgiem.

    Problemem przedwojennej wsi było też to, że nawet gdy ktoś się wykształcił, to uciekał ze wsi, niewielu wracało i ją modernizowało. Największym marzeniem było dać drapaka, dlatego też wieś słabo się zmieniała.

Ale kobiety chciały zmian i lepszego życia. Te bardziej świadome, kiedy tylko miały możliwość, zapisywały się do rozmaitych organizacji, stowarzyszeń, uczyły się gotować, szyć, zakładały ogródki. Starały się mierzyć z losem aktywnie.
Miasto od wsi dzieliła przepaść.   

Kolosalna. Miasta się modernizowały, medycyna szła w nich do przodu, dostęp do edukacji był dużo łatwiejszy. Miasto odjechało wsi bardzo daleko. Chłopi pozostali wciąż wykluczonymi, a chłopki tym bardziej. Bo rodzinę rzadko było stać na wykształcenie wszystkich dzieci i najczęściej pierwszy w kolejce był syn. Babom szkoły przecież nie potrzeba, bo celem ich życia jest rodzenie dzieci.

Chłopów nie było stać na leczenie i to był dramat.

    Przedwojenną wieś przedstawia się jako biedną, ciemną i zabobonną, często obwiniając o to jej mieszkańców. To nieporozumienie, bo przecież chłopi płacili nędznym życiem za wieki wykluczeń. Do hamulcowych, którym nie zależało na zmianie, należał przede wszystkim Kościół katolicki.

Który trzymał w szachu kobiety, narzucając im, że przed ślubem mają być czyste jak źródło, a później mają nieść swój krzyż przez życie.

Jak zawsze chodziło o to, żeby mieć kontrolę nad kobietą i jej ciałem. W latach 30. lekarze prowadzili kampanię na rzecz aborcji z przyczyn społecznych i regulacji poczęć. Chodziło o naukę antykoncepcji. Powstała wielka awantura, Kościół oczywiście zrobił wszystko, aby do tej poprawki nie dopuścić, a poradniom świadomego macierzyństwa przypiął łatkę morderców dzieci. Rodzenie było zresztą nie tylko obowiązkiem religijnym, ale także patriotycznym. Kto nas obroni, jak kobiety przestaną rodzić? Wiemy wszyscy, jak to się skończyło.
Traumy przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Czy z chłopskością też tak być może jest?

Pewne przekonania tkwią w nas głęboko i czasem nie mamy świadomości, że to pokoleniowy przekaz. W ostatnim rozdziale oddaję głos wnukom i wnuczkom chłopek i jedna z nich mówi o tym, że jej chłopska mama tak formułowała swoją filozofię życiową: Kto się pod ławką urodził, ten na nią nie wejdzie.

    Takie myślenie było bardzo długo żywe – przynajmniej w mojej generacji. Dziewczyny chowane były wciąż wyłącznie na matki i żony, uczone bierności i podporządkowania, słyszały w domach: unikaj ryzyka, nie wychylaj się, to nie jest dla ciebie, po co ci to.

Bierność, niewiara we własne siły, ograniczanie własnych ambicji i brak poczucia sprawczości to między innymi jest ta spuścizna, z którą wielu chłopskich potomków się mierzy, nie tylko kobiety, ale one szczególnie.
Ja z chłopskością współcześnie utożsamiam się w dwóch sferach. Pierwsza to fakt, że jestem jak koń pociągowy – zasuwam w pracy, zasuwam po pracy, porządek, pranie, okna, dzieci. Siadam, kiedy się kładę spać, a po całym dniu mam ręce do ziemi.

Kobieta musi być pracowita. Piszę o tym w książce, że od dziecka przygotowuje się ją do roli harowaczki. Leniwa kobieta to koszmar! To jeden z tych przekazów, który próbujemy w sobie współcześnie zwalczyć. Nie jest to łatwe. Tak nas programowano.
Druga kwestia to bycie dzielną. Mam z tyłu głowy, że muszę sobie radzić. Samodzielne matki, kobiety w niechcianych ciążach, matki dzieci z niepełnosprawnościami – muszą podołać i kropka. Całkiem jak sto lat temu służąca z nieślubnym dzieckiem syna dziedzica, którego rodzina umyła ręce od skandalu.
To się jednak zmienia. Nadal staramy się być dzielne, ale już z poczuciem, że przerzucanie na nas odpowiedzialności nie jest OK. W moim pokoleniu, kiedy wchodziłyśmy w życie, buntowanie się przeciwko władzy mężczyzn, konfrontowanie się było naprawdę czymś trudnym. Należało się do mniejszości, natychmiast dostawało się etykietkę kłótliwej baby i feministki, a była to kilkutonowa obelga.
To, co się stało w ostatnich latach, jest wspaniałe. Kobiety zaczęły się przede wszystkim integrować, doceniać wspólnotę doświadczeń i solidaryzować ze sobą. Przestały się bać mówić o własnych oczekiwaniach wobec mężów, pracodawców, współpracowników. Oczywiście, chciałoby się, żeby to poszło szybciej i łatwiej, ale mamy za sobą lata, a nawet wieki ćwiczeń do bycia "pokorną służką", jak określił swoją babcię jeden z moich rozmówców.
"Chłopki" nie są optymistyczne, ale na duchu podnosi przepaść między tamtymi czasami a współczesnymi realiami.

Przeszliśmy niezwykłą transformację społeczną i jesteśmy rzeczywiście w innym miejscu. Aż dziwne, że codziennie za to nie dziękujemy losowi, a wciąż wydaje nam się, że mamy za mało.
Co zostawiły w pani "Chłopki"?

Smutną świadomość, że mimo tak trudnych doświadczeń biedy i wykluczenia nie chcemy być społecznie solidarni. Uważam, że jesteśmy raczej społeczeństwem egoistów.

    Dla wielu polityka socjalna to rozdawnictwo pieniędzy. Większość wyszła z trudnych warunków, ale nie ma zamiaru się dzielić i wszystkie życiowe osiągnięcia przypisuje samemu sobie, zapominając, jak ważne dla indywidualnego rozwoju i osiągnięć są choćby impulsy rodzinne, moment, w jakim weszło się na rynek pracy, miejsce zamieszkania i wiele innych wektorów od nas niezależnych.

Oczywiście umiemy pięknie pomagać, ale wtedy, gdy uznamy to za stosowne, akcyjnie. I bardzo szybko zapominamy o tym, skąd przyszliśmy.
Słuchając rozmów krążących wokół narzekania na nianie czy sprzątaczki, mam wrażenie, że cofam się sto lat w czasie i słyszę panie na włościach utyskujące na służbę.

Ile ja się nasłuchałam po "Służących do wszystkiego", jak współczesne panie traktują te, które u nich sprzątają. A przecież wiele z tych pań to potomkinie służących, ubogich, pogardzanych chłopek. Ludzie wywodzący się z klasy ludowej bardzo szybko wskakują w papcie szlacheckie i inteligenckie i często zaczynają się wynosić ponad pracujących fizycznie, gorzej ubranych, o "zbyt plebejskim guście", pogardzają tymi, którzy nie mają nic albo dużo mniej niż oni, przejmując wyższościowy ton.
    Ciarki mi przechodzą, jak słyszę, że ktoś mówi o swojej koleżance, że jest „niedoinwestowana". Same hrabiny i hrabiowie wkoło, wydawałoby się.

Mam poczucie, że taka postawa tkwi w nas bardzo głęboko i wiele naszych problemów wynika właśnie z przeszłości naszych rodzin, której część nie chce pamiętać albo nie odnosi do siebie.
Coś się jednak zmienia i młodsze pokolenia już się tak nie zgrywają, niektórzy mówią nawet o modzie na afiszowanie się tym, że pochodzi się z klasy ludowej. I świetnie, w końcu przywracamy właściwe proporcje. Mam nadzieję, że "Chłopki" choćby w minimalnym stopniu pomogą zrozumieć tamten świat i się w nim odnaleźć z własnymi rodzinnymi historiami.
Joanna Kuciel-Frydryszak. Dziennikarka, absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Autorka biografii "Słonimski. Heretyk na ambonie", nominowanej w najważniejszych konkursach na Historyczną Książkę Roku, cenionej biografii Kazimiery Iłłakowiczówny "Iłła" , oraz bestsellerowej książki "Służące do wszystkiego". Jej najnowsza książka książka to "Chłopki. Opowieść o naszych babkach".

Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie i toczy boje podczas autoryzacji wypowiedzi, kiedy rozmówcy chcą "wygładzać" swoje najbardziej wyraziste opinie."

czwartek, 18 maja 2023

Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 93

 

 

 Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 93

 Udział wytwórczości w amerykańskim PKB maleje od ponad 40 lat. Obecnie wytwórczość zatrudnia tam około 6% pracowników tworząc zaledwie około 8 % PKB. Spory udział w przemyśle USA  ma produkcja broni. Wiele nowoczesnych produktów nie jest w USA w ogóle produkowanych i import zapewnia 100% potrzeb.  Miejsca pracy w nowoczesnym przemyśle są bardzo drogie a w większości usług są  taniutkie. 

NASA ciągnąca kiedyś do przodu technologię w całych USA  zupełnie traci na znaczeniu.  

 W Polsce mamy NCBiR i wielomiliardowe oszustwa na „innowacje”.
 Założycielka „firmy biotechnologicznej” Theranos, Elizabeth Holmes przez długi czas była gwiazdą amerykańskiego sektora biotechnologii ( kapitalizacja firmy 4.5 mld dolarów ), a magazyn "Forbes" umieścił ją na jednej ze swoich okładek w 2014 roku.
Żadnego wynalazku nie było. Były tylko kłamstwa i nic więcej. Skala ujawnionych oszustw sprawiła, że Holmes wymienia się wśród największych oszustów w dziejach, a wśród kobiet pod tym względem nie ma sobie równych. Pod koniec 2022 roku skazano ją na 11 lat więzienia i wypłatę gigantycznego odszkodowania dla poszkodowanych przez nią osób.

 Przez ostatnie 30 lat Polska korzystała z wielkiej jednorazowej (!) dywidendy demograficznej ( określenie autora nie zdobyło popularności ), która mocno podnosiła tempo wzrostu gospodarczego. Teraz to się powoli kończy i trzeba będzie za to słono zapłacić.
Zmiana demograficzna niesie ze sobą ryzyka ale i szanse. Ryzyka trzeba świadomie minimalizować i wykorzystać szanse.
Obecne systemy ubezpieczeń społecznych i podatków zupełnie nie przystają do nowych okoliczności w państwach ze słabą demografią. Ich konieczna zmiana narusza interesy części elektoratu i tak niefunkcjonalne państwa idą na dno ! 

 Firma doradcza EY na 600 mld zł ( 135 mld euro ) w maju 2023 roku, oszacowała konieczne nakłady na transformację energetyczną w Polsce do roku 2030.
Wyliczenia zawarto w raporcie dla Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej - stowarzyszenia polskiego sektora elektroenergetycznego.
Wyliczenia EY nie pozostawiają wątpliwości, iż niezbędna modernizacja polskiej energetyki i związane z nią działania osłonowe przekracza możliwości inwestycyjne polskich przedsiębiorstw.
Zatem konieczne jest wsparcie spółek energetycznych, na których spoczywa ciężar transformacji energetycznej Polski.

 Motyw potężnego uprzywilejowania Zielonej Energetyki wymaga wyjaśnienia.
 W historii wiele dziedzin technologii przez pewien okres czasu rozwijało się prawie eksponencjalnie. Wykładnik tej funkcji to szybkość uczenia się. Ale po okresie rozwoju bywa i stagnacja. Podstawowym światowym materiałem konstrukcyjnym jest stal a rozwój jej technologii po 1980 roku jest bardzo powolny. Żaroodporna stal stopowa gatunku T24 która była nadzieją do bloków ultranadkrytycznych okazała się wadliwa ! Opóźniona Polska w związku ze stalą  T24 nie poniosła szkód co jest ilustracją z renty zapóźnienia. 
Uważano że technologia PV i wiatraków będzie się doskonalić a koszt jednostkowy generacji energii będzie spadać. Aby przyśpieszyć inwestycje a w tym procesie napływ pieniędzy na autentyczne prace badawczo - rozwojowe i budowę zdolności produkcyjnych - przemysłowych stosowano wysokie dotacji dla budowy generacji PV i generacji z wiatru. W istocie więc Zielona Energetyka była napędzana dotacjami. Gdy po pierwszym kryzysie energetycznym w USA wycofano dotacje wiatraki zostały porzucone. Jednak faktem jest że jednostka mocy PV w okresie 2010-2020 spektakularnie, drastycznie staniała.
W wielkich zamówieniach kilowatogodzina pojemności akumulatorów litowo – jonowych spadła w 2021 roku do 132 dolarów ale już dalej nie spada i raczej rośnie.
Zrzucenie wysokich systemowych kosztów funkcjonowania Zielonej Energetyki na tradycyjną energetykę w zamiarze strategów transformacji energetycznej miało drastycznie pogorszyć opłacalność funkcjonowania tradycyjnych elektrowni ( nierentowne ! ) i metodą zwiększonej awaryjności doprowadzić do skrócenia ich żywota oraz zniechęcić inwestorów do budowy konwencjonalnych elektrowni. Naciskano też na banki aby nie udzielały kredytów na nowe tradycyjne elektrownie. W rezultacie mamy w Europie… potężne podwyżki cen energii elektrycznej.
Na Zachodzie prace badawczo – rozwojowe na węglowymi kotłami energetycznymi porzucono na początku XXI wieku i nowoczesne kotły węglowe są z... Chin.

III RP energetykę odziedziczyła po PRL i inwestowano w nią niewiele. Sporą częścią kredytów „dolarowych” Gierka finansowano właśnie tamtą wielką  rozbudową energetyki i przemysłu ciężkiego.
Para państwowe polskie koncerny energetyczne są niesprawne czy wręcz skorumpowane tak jak całe państwo. Są dawcami synekur za miliardy. Starawy spadek po PRL trzeba dalej szanować aby nie było wyłączeń dostaw energii i ona nie była bardzo droga.
III RP w zasadzie niczego nie potrafi zbudować: 
„Program »Mieszkanie Plus« zostanie zamknięty. »Mieszkanie Plus« nie wypaliło, ja, uczciwie rzecz biorąc, nie uczestniczyłem w tym procesie. (...) Dzisiaj posprzątam po »Mieszkaniu Plus«, to znaczy zaproponuję za chwilę rozwiązanie, które zamknie ten temat. (...)” - powiedział 16.05.2023 minister Buda w programie "Rzecz o polityce" na portalu rp.pl.
"Kompletna klapa". Flagowy program PiS zamknięty. Bez przesady. Dojna zmiana +, rodzina na swoim +, fikcyjna posada żony i kochanki  + , willa + , podatki + i jeszcze dziesiątki tych plusów wyszły im całkiem nieźle. Ale Polakom wyszły bokiem. Generalnie pyknął tylko  projekt  „Skok na kasę plus” !
Następne w kolejce do zamknięcia setki „projektów”: lotnisko w Radomiu, przekop Mierzei, CPK ( chociaż jego nie zaczęto budować), samochód elektryczny mIzera... 
Obecny rząd nie różni się od poprzednich. To jest państwo pasożytnicze !
Najłatwiej jest podnieść podatki, wydrukować pieniędzy i przekupywać elektorat jego własnymi pieniędzmi.

 Trzeba więc uprzywilejowanie Zielonej Energetyki nad energetyką tradycyjną powoli, rozsądnie zmniejszać. Tak aby „zielonych” inwestorów nie wystraszyć ale jednak nie szkodzić też starym elektrowniom, póki nie ma nowych elektrowni i innych koniecznych systemów.
 W 2023 roku do maja polski system elektroenergetyczny trzy razy nie był w stanie przyjąć nadmiaru mocy generowanej ze źródeł odnawialnych. Operatorzy sieci zmniejszyli produkcję farm wiatrowych i farm  fotowoltaicznych PV, ponieważ tylko to mogli od razu uczynić.  Takie sytuacje będą występowały coraz częściej. Już teraz nie ma sposobów na zwiększenie szczytowych mocy wprowadzanych przez OZE do systemu elektroenergetycznego. Wyłączanie instalacji prowadzi do marnotrawstwa energii czyli mniejszego zwrotu zainwestowanych środków własnych i subsydiów.
Obecnie odrzucany jest co drugi wniosek prosumentów o instalacje odpowiedniego licznika energii. Trzeba wszystkich producentów OZE uczynić odpowiedzialnymi za fizyczne bilansowanie swojej produkcji poprzez zagwarantowanie sobie odpowiednich rezerw mocy. Rozporządzenie Komisji Europejskiej z 2019 roku (2019/943) w art. 5 wymaga fizycznego samobilansowania się instalacji OZE o mocy większej niż 200 kW. Wystarczy je w Polsce wdrożyć do czego zresztą jesteśmy zobowiązani.
Przy braku magazynów energii obecnie jedyną możliwością pozostaje wyłączanie instalacji OZE. Adekwatny magazyn energii z akumulatorami litowo - jonowymi jest jednak znacznie droższy niż same panele PV lub wiatrak!
Zapaść gospodarcza po stanie wojennym sprawiła że faktycznie porzucono większość projektów budowy wodnych elektrowni pompowo – szczytowych a w Polin ich nie budowano. Trzeba je zbudować jak najszybciej !

Niesterowalni prosumenci z ogromnymi przywilejami destabilizują system elektroenergetyczny. Mają w Polsce około 9000 MW mocy szczytowej PV czyli 75 % całości mocy paneli PV. Wprowadzają energię w dowolnej wielkości i czasie gdy mocno świeci Słońce. Są źródłem problemów z regulacją systemu i w końcu przy dalszej rozbudowie mogą  w zbiegu okoliczności doprowadzić do blackoutu.
Na razie nikt w Polsce nie myśli o sterowalności prosumentów co jest trudne w realizacji.
Wzmożona regulacja systemu elektroenergetycznego przez elektrownie węglowe skutkuje ich mocno podniesiona awaryjnością oraz obniżona sprawnością czyli jest kosztowna ! Elektrownie jądrowe ( które mają powstać w Polsce ) mają generalnie nędzne i kosztowne własności regulacyjne i nie wiadomo jak przyszły polski  system elektroenergetyczny z dużym udziałem zielonej generacji ma pracować i co ma dostarczać usługi regulacyjne.
Przy ogromnej zmienności zielonej generacji trzeba zarówno ograniczyć maksymalny pobór mocy z systemu jak i powiększyć minimalny pobór mocy.
Od dawna rozważane jest inteligentne użycie jako rozproszonych systemowych magazynów energii akumulatorów samochodów elektrycznych EV. Nigdzie temat nie doczekał jednak praktycznej całościowej realizacji.
Szczytowym odbiorcą mocy i energii ma też być elektroliza wody czyli produkcja wodoru.

 Invertery wprowadzające energie z paneli PV do sieci nn muszą się wyłączyć przy niebezpiecznym podniesieniu napięcia o 10% w stosunku do nominalnego napięcia fazowego 230 V czyli do 253   V. Istnieje więc niedoskonały mechanizm samoregulacji. Generacja paneli PV jest największa gdy równolegle często największa jest temperatura otoczenia. To wyjaśnia wzrastającą awaryjność transformatorów dystrybucyjnych tam gdzie obsługują one dużą moc prosumentów. Jednocześnie przeciążone mogą być napowietrzne i kablowe linie nn i SN. Przegrzane linie napowietrzne mają niebezpiecznie duży zwis a przegrzane linie kablowe szybko tracą trwałość. Linie kablowe są drogie w budowie i ich przeciążanie jest nieomal szaleństwem.
Aby zapobiec zbyt dużemu i niebezpiecznemu wprowadzeniu energii z PV do systemu należy zablokować obniżającą napięcie SN regulacje transformatora WN-SN w GPZ ( Główny Punkt Zasilania). Tam gdzie nie ma prosumentów ma być typowo napięcie 230 V a tam gdzie są i oddawana jest moc do sieci SN napięcie ma być wyższe niż 230 V.
Tradycyjna regulacja napięcie w GPZ jest nieodpowiednia.

 Na wykresie pokazano sprawność typowego transformatora SN-nn o mocy S=100 KVA przy obciążeniu rezystancyjnym od 0 do 100 % Sn z napięciami 90/100/110 % Un.. Moc przy której transformator ma maksimum sprawności szybko rośnie z napięciem pracy ! Przy pracy z dużą mocą podniesienie napięcia ponad 100% Un jest korzystne dla transformatora i systemu energetycznego !
Przy pracy systemu z bardzo małą mocą korzystne jest niewielkie obniżenie napięcia. 
 Podobnie ma się rzecz z silnikiem asynchronicznym z tym że przy nominalnym napięciu zasilania najlepsza sprawność mają przy około 3/4 nominalnej mocy. Przy za małym napięciu w stosunku do obciążenia silnik się zatrzyma ( Utknięcie - Stall) lub nie ruszy.

 Inną sprawą jest trwałość odbiorników energii elektrycznej zasilanych podwyższonym napięciem sieciowym.
W zasilaczach urządzeń elektronicznych większej mocy ( czyli TVC, PC „blaszak”, nowoczesna lodówka i pralka z inwerterem, klimatyzacja – pompa ciepła... ) napięcie circa 400 Vdc na kondensatorze elektrolitycznym 220-470 uF / 450 V stabilizowane jest układem PFC. Sprawność PFC i całości  ( także trwałość ) odrobinę rośnie z rosnącym sieciowym napięciem zasilania ale gdy jest ono za duże praca układu PFC jest zaburzona na wiele sposobów charakterystycznych do użytego kontrolera i stwarza zagrożenie. Wpływ podniesionego o 10% napięcia sieciowego na trwałość kondensatorów X / X2 filtru przeciwzakłóceniowego EMC jest znikomy.
Rośnie także sprawność kuchni indukcyjnej choć nie ma tam układu PFC.
Przy napięciu sieciowym 110% Un moc grzałek w urządzeniach AGD wzrośnie do 121 % Pn ale faktycznie mniej bowiem materiał grzałki ma z reguły dodatni temperaturowy współczynnik rezystancji. Grzałka może być sterowana termostatem lub elektronicznie i nie dojdzie do jej przegrzania. Awaryjność grzałki mocy zależy od jej projektu i wykonania. Wpływ napięcia sieciowego może być żaden lub wielki.
Silnik indukcyjny konwencjonalnej lodówki ma z reguły maksymalną sprawność w typowym punkcie pracy przy nominalnym napięciu sieciowym i przy sieciowym napięciu podwyższonym ona odrobinę spadnie.
Zachowanie żarówek LED w funkcji napięcia sieciowego jest różne.
Jednofazowa ładowarka samochodu elektrycznego maksymalnie pobiera z sieci prąd 16A i moc maksymalna jest proporcjonalną do napięcia sieciowego. Jedna z ładowarek EV przestaje pracować przy napięciu sieciowym ponad 249 Vac. Pracująca z pełną mocą ładowarka obniża napięcie sieciowe w domowej instalacji co daje efekt histerezy. Gdy ta pracująca ładowarka się wyłączy przy za wysokim napięciu sieciowym to napięcie sieciowe podnosi ( impedancja sieci ) się i załączy się ona dopiero po znacznym spadku napięcia sieciowego. 
 
 Ceny na rynku są bardzo ważną informacja dla przedsiębiorców. Jednak szybkie, ogromne różnokierunkowe zmiany cen energii są szumem a nie cenną informacją. Ujemne ceny energii są takim właśnie dezinformującym, szkodliwym szumem. Jak już podnoszono są działy gospodarki gdzie rynek musi być regulowany aby spełniał swoją rolę.

 Crest Factor czyli współczynnik kształtu to ściśle iloraz napięcia szczytowego do skutecznego w określonym odcinku czasu. W telekomunikacji antenowy wzmacniacz mocy RF musi bez zniekształceń podołać szczytom sygnału co przy rosnącym CF obniża średnia moc i sprawność wzmacniacza. Duży CF ( w szerszym znaczeniu i dłuższym przedziale czasu ) ma sygnał mowy i muzyki.
W skali czasu jednego dnia największą zmienność poboru mocy i „CF” mają pojedynczy odbiorcy. W ciągu roku w całym polskim systemie energetycznym iloraz szczytowego poboru mocy do minimalnego przekracza 2 razy.
Profile dziennego poboru mocy przez różnych odbiorców w porach roku są znane.
Transformator energetyczny ma najwyższą sprawność przy około 50% pozornej mocy nominalnej Sn. Musi podołać obciążeniu maksymalnemu w największej temperaturze otoczenia. Stąd uśrednione straty mocy w transformatorze (i oczywiście w liniach) są tym większe im bardziej przy ustalonym zużyciu  zmienny jest pobór ( ale też Zielona Generacja ) mocy przez  odbiorcę. Aby nie budować absurdalnie drogich sieci dystrybucyjnych i przesyłowych konieczne jest magazynowanie zielonej energii u prosumentów i maksymalne jej zużywanie przez nich w porze generacji. 
Dobrą informacją o realnym, faktycznym natężeniu problemu stwarzanego przez prosumentów są maksymalne  temperatury transformatorów dystrybucyjnych SN-nn wywoływane przez generacje PV u prosumentów. Doraźne zmierzenie temperatury transformatora SN-nn na słupie wymaga jednak odpowiedniego pirometru i/lub zbliżenia go do transformatora. Dobrym rozwiązaniem byłby zdalny pomiar temperatury z użyciem do komunikacji radiowej systemów 3G, 4G i 5G lub światłowodu tam gdzie istnieje odpowiednia sieć.
Dla systemu ogrzewania budynku ważna jest temperatura efektywno – radiacyjna Ter biorąca po uwagę temperaturę otoczenia ale też wiatr, (wilgotność) i nasłonecznienie. Konstrukcje sensora Ter omówiono w serii „Sensory...” Różnica między Ter a samą temperatura powietrza  może przekroczyć 5 C. Trwałość izolacji transformatora czyli transformatora spada o połowę przy wzroście temperatury pracy o 5-8 C zależnie od temperatury.
Temperaturę w transformatorze można zmierzyć lub gdy nie ma sensora T rekonstruować z prądów i napięć biorąc pod uwagę inercje nagrzewania ale też Ter oraz szkodliwe zniekształcenia prądu.
Podwyższona temperatura otoczenia zmniejsza moc maksymalną transformatora ale równolegle zmniejsza też sprawność paneli PV i generowaną moc.

Zatem „chwilowy” nadmiar mocy w przyszłym systemie zielonej energetyki:
-Zasili wodne elektrownie pompowo – szczytowe
-Zasili potężne i mniejsze ( u prosumentów ) magazyny energii z akumulatorami
-Zasili elektrolizernie produkujące wodór
-Naładuje akumulatory wszelkich samochodów elektrycznych EV
-Zasili wyjątkowo energożerne procesy produkcyjne
-Zasili inteligentne pralki, zmywarki, lodówki, pompy ciepła...

 W konwencjonalnym systemie energetycznych państwa czy kontynentu jak w UE częstotliwość napięcia sieciowego jest stabilizowana i w Europie wynosi 50.00 Hz. Jest regulowana przez generatory synchroniczne elektrowni. Nie niesie zatem żadnej informacji. W tej regulacji nie uczestniczą systemy PV i wiatraki.  
Napięcie jest regulowane wzbudzeniem generatorów synchronicznych elektrowni, transformatorami regulacyjnymi i „generatorami” mocy biernej. Nie niesie zatem praktycznie żadnej informacji dla odbiorcy ale już niesie informacje dla prosumentów  W tej regulacji z reguły nie uczestniczą systemy PV i wiatraki.  
Natężenie prądu pobieranego przez największych domowych odbiorników energii  (ładowarka EV i Pompa Ciepła ) jest ograniczone wytrzymałością cieplną instalacji elektrycznej. Ale wydaje się że pobierany prąd ( i moc ) przy obniżeniu napięcia poniżej nominalnego powinny być szybko obniżane co pozytywnie wpłynie na stabilność zagrożonego systemu energetycznego.   

 Dla stabilności płomienia w węglowym kotle energetycznym jego minimalna moc może wynosić 40% nominalnej czyli jest duża. Po upadku systemu energetycznego kraju momentalnie odłączane są od sieci przesyłowej generatory i odcinany jest dopływ pary do turbiny turbozespołu. Moc kotła jest redukowana na minimum i po chwili trzeba go odstawić. Przestaje też działać zielona generacja. Ponowne uruchomienie bloku po odstawieni kotła trwa bardzo długo. Restauracja systemu ( bez napraw !) może trwać godziny a nawet dni.  Aby szybko nie odstawiać kotła pracującego z minimalną mocą, świeżą parę można rozprężyć i schłodzić ( stacja redukcyjno - schładzająca ) a następnie skierować do skroplenia do kondensatora. Wymagana dodatkowa instalacja parowa nie jest skomplikowana i droga. Kocioł może też z mniejszą mocą stabilnie pracować zasilany gazem lub mazutem. Bez odstawiania kotłów inteligentna połowiczna restauracja systemu może trwać kilka minut a przy dużych uszkodzeniach sieci przesyłowej elektrownie lub bloki mogą dalej pracować lokalnie.
W „Fault Tolerant” opisano potężne elektryczne obciążenie ( zblokowane typowe rezystory rozruchowe mocy z lokomotyw elektrycznych plus potężna dmuchawa chłodząca ) bloku elektrowni pozwalające na utrzymanie go w  ruchu z minimalną mocą po awaryjnym odłączeniu go od sieci.
Obecnie takie stratne obciążenie też może ratować stabilność systemu energetycznego. W elektrociepłowni można potężnymi grzałkami elektrycznymi nagrzewać zbędną w systemie energią elektryczną wodę sieciowa do systemu CO i CWU miasta. 
W czasie pokoju nie myśli się o wojnie a system elektroenergetyczny jest bardzo podatny na atak. Przerażające są nocne zdjęcia ciemnej Ukrainy. Wszystkie konflikty pokazują jak ważny jest początek wojny. Gdy państwo i gospodarka atakowanego państwa działa, to morale jest wysokie i agresor trafia na mur nie do przebycia.       

 Polska rzekomo będzie kiedyś miała elektrownie jądrowe.
 Drugi blok elektrowni jądrowej w Ostrowcu został w maju 2023 przyłączony do sieci. Pełną moc osiągnie do końca 2023 roku. Elektrownia ta o mocy 2 x 1200 MW ma produkować 18,5 TWh energii rocznie, co zaspokaja 40% potrzeb energetycznych Białorusi.

 Czy wojny przyspieszają ogólny rozwój technologi i nauki ? Teza ta jest kontrowersyjna i nawet wątpliwa. II Wojna Światowa była następstwem Wielkiego Kryzysu który zahamował a potem spowolnił rozwój technologii na całe dekady ! Czy wojny przyniosły kiedyś coś dobrego ?
W majowym 2023 roku sondażu dla RMF oraz DGP nie znalazł się ani jeden respondent popierający udział Wojska Polskiego w wojnie na Ukrainie. Społeczeństwo nie wyraża również zgody na udział polskich ochotników w wojnie. Inne rodzaje pomocy poza humanitarną, również popiera zdecydowana mniejszość społeczeństwa. W ciągu roku nastąpiła  duża zmiana. Zatem w retoryce „Partii Wojny” circa 90% Polaków to "ruskie onuce" i nastąpił proces onucyzacji całego polskiego społeczeństwa.
Nie oddamy guzika, prawda ! Silni, zwarci, gotowi ! 

 Unia Europejska powinna unikać wciągania się w rywalizację opartą na zasadzie gry o sumie zerowej między USA a Chinami – wynika z projektu dokumentu przygotowywanego przez unijną dyplomację. USA mają poważne obawy, że niektóre państwa europejskie nie chcą dalszej hegemonii Ameryki w Europie. Prezydent Macron miał odwagę to jasno powiedzieć i ma racje. USA są na skraju bankructwa, a amerykańskie papiery wartościowe stają się często bezwartościowe, co widać obecnie po plajcie kilku banków. Ten proces jest nieodwracalny i tylko ślepi wasale dalej wierzą w trwałą, wieczną potęgę USA.
Chiny są jedynym zwycięzcą wojny NATO – Rosja na Ukrainie ! Naiwni neokonowie bez styku z realiami zabrali się żwawo za budowanie chińskiej potęgi przez oddanie Chinom Rosji.

 ChatGPT w nowszej wersji jest już całkiem sprytny i wielu obszarach dorównuje ludziom.
Wyszukiwarki internetowe  podawały i podają nam linki do stron, na których były szukane frazy i gdzie ewentualnie mogliśmy znaleźć interesujące nas informacje. Teraz AI zbiera więc dla nas i za nas informacje, przetwarza je i przedstawia gotowe w formie odpowiedzi na zadane pytanie.
Prof. Zybertowicz powiedział że ogromna większość ludzi jest  fizjologicznie niezdolna do wykonywania prac kreatywnych, co wywołało poruszenie. Ale jest to niestety prawda i AI niedługo intelekt tej większości ludzi może zastąpić.    


 Medyczna AI odpowiada na pytania  prawie jak superlekarz !

Postępy robotów androidalnych z firmy Boston Dynamics są imponujące lub zachwycające. Biegną w trudnym terenie i radzą sobie z pokonywaniem przeszkód. Rzadko upadają ale i tak wstają momentalnie.  Niedługo będą mogły być wsparciem dla żołnierzy do najgorszych zadań o dużej śmiertelności.  Jako pierwsze wybiegną zza budynku lub podbiegną do okopu wroga.

 Coraz mniej firm z Wall Street wymaga  stacjonarnej pracy w biurze. Z nowego badania firmy Scoop z 2023 rok , przeprowadzonego wśród 251 firm z branży finansowej wynika, że tylko 20 % firm świadczących usługi finansowe wymaga pracy biurowej w pełnym wymiarze godzin. Coraz więcej firm przechodzi na hybrydowe rozwiązania. AI może niedługo zastąpić zdalnych pracowników.

Zachwycając się językowymi - tekstowymi zastosowaniami AI tracimy z pola widzenia istotne sprawy.
Maleje na przykład produktywność kapitału i pracy w poszukiwaniu surowców naturalnych i to mimo użycia coraz lepszej aparatury i programów. Przetwarzane są masowo coraz słabsze rudy co jest kosztowne i energożerne. Pokłady zasobów są coraz głębsze i ich udostępnienie także sporo kosztuje. Oczywiście zasoby naturalne nie wyczerpią się z dnia na dzień ale surowce będą cały czas drożeć.
Ostatnio średniej wielkości pokłady węglowodorów odkryła ambitna Turcja. Takie optymistyczne informacje maja na przykład wpływ na ... inflacje.

 Efekty inteligentnej integracji systemów transportowych są takie sobie ale systemy takie dają ogromne korzyści. W Polsce temat ten nie istnieje. Zresztą optymalizacja systemu z autostradami – pijawkami jak A2 i A4 nie ma większego sensu.

Technologiami aktualnego cyklu globalizacji są m.in technologie manipulacji genetycznych oraz technologie zarządzania i przetwarzanie wiedzy, a nawet kreacji wiedzy!
Zarządzanie i przetwarzanie wiedzy pozwala miedzy innymi łatwo użyć w wojnie nowego typu arsenałów broni ekonomicznych, socjotechnicznych i informacyjnych. Mowa o wojnie przeciwko krnąbrnym i emancypującym się peryferiom, których nie można eksploatować rękami skorumpowanych miejscowych rządów podporządkowanych Centrum „tradycyjnymi” mechanizmami zależności.

 Na tle świata  Europa rozwija się wolno a Japonia stoi w miejscu. Dobrobyt w Chinach nie zwiększył się jednak od 2000 roku circa 13 razy jak można by naiwnie dumać z danych o nominalnym PKB. Na nominalny wzrost PKB składa się:
-rzeczywisty fizyczny przyrost podaży produktów i usług
-nowe, nowoczesne produkty o cenach coraz bardziej I światowych 
-zmiana struktury produkcji i konsumpcji  na lepsze i droższe produkty 
-wyższe, bardziej I światowe  ceny za te same produkty po przyrośnięciu PKB per capita
-inflacja dolara, euro...
-zastosowanie w wyliczeniu substytucji towarów i ich jakości
-wliczenie do PKB szarej i czarnej strefy gospodarki a nawet narkotyków i  prostytucji...
-I Tak Dalej.
Publikowane PKB to wynik zabawy liczbami. 

 Okres rządów Leonida Breżniewa w ZSRR nazwano epoką zastoju. Szalała korupcja i pojawiła się "gospodarka cienia" czyli tamtejsza wczesna, niejawna i nielegalna prywatyzacja nomenklaturowa. Blokada technologiczna rozwinięta i uszczelniona przez prezydenta Reagana dała efekty czego są liczne przykłady. Monolityczne układy scalone do odbiorników TVC linii K174... rozpoczęto produkować w 1976 roku. Były to kopie zachodnich układów jak TDA440, TBA120, TBA810... sprzed 2-4 lat a wiec bardzo nowoczesne jak na sowietów. Ale masowa produkcja miała być powiększona po zakupie zachodniej technologii do czego jednak  nie doszło skutkiem blokady technologicznej. W efekcie w masowej produkcji TVC tych układów użyto dopiero w 1985 roku. Z planowanej pod koniec lat siedemdziesiątych masowej produkcji mikrokontrolerów do sprzętu Audio i TVC nic nie wyszło do upadku ZSRR a Rosja produkcję elektroniki faktycznie porzuciła. W Polsce rozwój mikroelektroniki zakończył się w 1978 roku wraz z brakiem dewiz na zakup technologii a w ZSRR mocno spowolnił. 
   
 Europa Zachodnia swoją pozycje od wieków budowała na innowacjach technologicznych, militarnych, politycznych i na brutalnej przemocy. Przyszłość gospodarcza Europy zależy od jej zdolności do międzynarodowego konkurowania na gruncie innowacji.
Statystyka gospodarcza od ponad 4 dekad jest narzędziem propagandy. W Peryferyjny Kapitalizm Zależny, dostępny w GoogleBooks, podano przykłady niezgodności par danych Export - Import w statystykach dwóch państw uczestniczących jednocześnie w tych operacjach gospodarczych. Zawsze państwa w parach zawyżały swój eksport a zaniżały import.
Gigantycznym wyłudzeniom podatku VAT towarzyszył udawany polski Export. Gdy Polska „była” wielkim exporterem m.in. smartfonów oczywiście Import Niemiec z Polski był mniejszy niż pozorowany polski Eksport.

 Niemcy poszukują nowego modelu wzrostu gospodarczego. Ich przemysł jako dotychczasowa lokomotywa Europy  jest od 2018 roku w sekularnym spadku. Niemcy chcieli być światowym dostawcą do budowanej globalnie Zielonej Energetyki ale nie mają szans w rywalizacji z Chinami.  Dzwony na alarm biją też w innych krajach zdających sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie ma pomysłu co robić. Generalnie konkurencja z Chinami jest coraz trudniejsza w każdej dziedzinie. Polska jako poddostawca jest klockiem w Wielkiej Europejskiej Przestrzeni Gospodarczej a jako peryferia może szybko odczuć zmiany.  

Rozwój Niemiec w XIX wieku przyśpieszył po zjednoczeniu ich przez Bismarcka i po otrzymaniu gigantycznych reparacji wojennych od Francji za to że wywołała wojnę 1870 roku. Od 1870 roku do teraz Niemcy rozwijają się ostatecznie w tempie 1.68 % rocznie. I Wojna pogrążyła Niemcy. Dyktatura Adolfa Hitlera rabująca całą Europę prowadzi do potrojenia, a następnie totalnego załamania PKB do poziomu prawie z 1870 roku. Łatwo odbudowywana gospodarka „cudu gospodarczego” przez pierwsze dwie dekady rośnie w tempie 8% rocznie. Potem wzrost systematycznie słabnie do poziomu poniżej 2% rocznie. Ostatnie trzy dekady  to kontynuacja trendu okresu  1870-1914.
W bogatej nowoczesnej gospodarce wzrost gospodarczy bazuje na innowacjach a nie na eksperymentach ( zadłużenie , druk pieniądza ) i rabunku.
Oczywiście Chiny po okresie  ich „cudu gospodarczego” też zwolnią z rozwojem  i dlatego tak mocno stawiają na innowacje !
Uzyskanie wysokiego wzrostu po wcześniejszym załamaniu gospodarczym jest regułą. Dlatego po 1992 roku wzrost gospodarczy Polski był szybszy niż innych demoludów bowiem one nie doświadczyły tak głębokiego załamania w latach osiemdziesiątych jak Polska. 

Chiny są największym eksporterem sprzętu i wyposażenia OZE. Zdominowały światowy rynek. Eksport EV, paneli PV i baterii litowych w 1Q23 wyniósł 38 miliardów dolarów i był o 67% wyższy r/r. Błyskawicznie unowocześniają wyroby, szybko wprowadzają nowe produkty i zmniejszają koszty. Wszystko na to wskazuje że korzystają przy tym z AI !

Na wykresie pokazano względny, do przeciętnych dochodów  PC, dochód dolnych 20% społeczeństwa.  Rosja za Putina pozytywnie się zmieniła wychodząc z IV Światowej zapaści po degeneracie Jelcynie. Poor people in rich countries - Biedni ludzie w bogatych krajach. USA są najbogatszym krajem III Świata. 

 Polski nierząd liczy się tylko z grupami nacisku które narobią dużo hałasu i zmniejszają rządzącej partii słupki poparcia w sondażach wyborczych. Na wykresie pokazano liczbę godzin nauczania nauczycieli w szkolnictwie publicznym. Rząd PiS chce dać nauczycielom jeszcze wcześniejsze emerytury ! To jest paranoja. 


 

 EU wprowadza nową serię rozporządzeń środowiskowych. Kraje członkowskie muszą je wprowadzić u siebie. W Niemczech od przyszłego roku zakazane będzie budowanie systemu ogrzewania budynków z piecami gazowymi i olejowymi. Gdy zepsuje się piec, trzeba będzie wstawić pompę ciepła. W kolejnych latach nie będzie można też zamieszkiwać domów nie spełniających kategorii energetycznej D. Remont lub  rozbiórka. Jest to najważniejszy temat w niemieckich mediach ale w Polsce trwa ... dziwna cisza.
Problematyka ochrony klimatu i zrównoważonego rozwoju dla firm ma prawie 2000 pytań. Firma musi odpowiedzieć na każde pytanie u każdego dostawcy.
Polska jest na 8 pozycji wśród krajów EU pod względem zużycia ciepła na m2 powierzchni lokalu. W 2020 roku 33 % domów nadal nie miało ocieplenia. Circa 70 % energii w gospodarstwach zużywamy na ogrzewanie. 

 Nowoczesną technologie cyfrowego przetwarzania sygnałów umasowił i wprowadził pod strzechy potężny wtedy duet Sony - Philips wraz z odtwarzaczem CD. Nie ma ona korzeni militarnych. Ponieważ udało się wtedy masowo i tanio  wytworzyć tylko przetworniki DAC 14 bitowe celem osiągnięcia 16 bitowej jakości zastosowano 4x oversampling cyfrowymi filtrami i modulator Sigma Delta. Dodatkowo uprościł się analogowy filtr rekonstrukcyjny.
W latach dziewięćdziesiątych przetwornik DAC i ADC SD o szybkości akustycznej osiągnęły poziom 20 bitów a powolne do 24 bitów. Później zintegrowano je w mikrokontrolerach.
W samej idei od 20 lat niczego nie wynaleziono.

 W największej ilości w automatyce przemysłowej stosowane są sensory temperatury. Nadal najdokładniejszym i najbardziej uniwersalnym przemysłowym sensorem temperatury jest RTD PT100. Ma niezły, uniwersalny zakres temperatury roboczej. Jest dość niezawodna i stabilna długoczasowo. Według niemieckiej normy DIN  “Deutsches  Institut für Normung,” popularna i niedroga cieńkowarstwowa PT100 klasy B ma przy temperaturze 0 C błąd  +-0.3C, przy 50 C błąd +-0.55 C a przy 100 C błąd +-0.8C.  Sensory klasy dokładności A mają w przybliżeniu połowę tych błędów a sensory „1/3 Class B” mają 1/3 błędów. Są jednak drogie i rzadko spotykane.
Układy Analog Devices AD7124-4 i AD7124-8 pracują bezpośrednio z sensorami PT100. Mają 24 bitowy przetwornik ADC metody SD. Przy najwolniejszej pracy ( czas cyklu ponad 1 sec ) szumy wynoszą  21.7 bitów i rosną wraz z szybkością pracy. Dokumentacja PDF układów ma aż 93 strony. Sensory PT100 mogą być przyłączone 2,3 lub 4 przewodami. Na wykresach pokazano błędy pomiaru wprowadzane przez układy pracujące w temperaturze ( parametry trzech linii wykresów ) -40 C, 25 C i 105 C z sensorem PT100 mierzącym temperaturę. W układzie 2 przewodowym oporność przewodów sensora jest odjęta. Jak widać układy te wprowadzają małe błędy na tle sensora klasy B. Mogą też sensownie pracować z dokładniejszymi sensorami PT100. Czyli dokładniejsze układy nie są potrzebne. Układy wymagają elementów ochrony przez zakłóceniami EMC a w warunkach przemysłowych ochrony przed destrukcyjnymi przepięciami. Analog Devices tematy omawia w osobnych artykułach.
Peryferia ( a w tym takie jak wymienione układy )  z mikrokontrolerem komunikują się interfejsem szeregowym. 

Sensory MEMS X-Y-Z są już stosowane do bieżącego nadzoru nad pracującymi maszynami. Oczywiście sygnały z sensora po uszkodzeniu maszyny wzrastają. Na wykresie pokazano sygnały z maszyn sprawnych i niesprawnej. Czasem bardziej użyteczne do diagnozy jest spektrum sygnałów otrzymane przy pomocy FFT. Obecnie moc obliczeniowa procesorów jest bardzo tania i wykonanie transformaty Fouriera jest tanie.
Dawniej stosowano proste binarne mechaniczne sensory mocnych wibracji. Gdy na przykład wibracje wirówki były zbyt duże, wyłączano ją podnosząc jednocześnie alarm. Obecnie dzięki sensorom MEMS alarm można podnieść w początkowej fazie rozwijanie się awarii. Przykładowo przy starcie rakiety na paliwo ciekłe nadzoruje się dźwięki i wibracje podczas sekwencji startowej i gdy są niepokojące sygnały przerywa się ją nawet po inicjacji silników głównych. Możliwość przerwania startu  jest wielką zaletą rakiety na paliwo ciekłe. W rakiecie na paliwo stałe start jest niemożliwy do przerwania.     

Sprawdzenie
1.Teoretyczny Crest Factor dla modulacji QPSK, 64QAM, WCDMA (downlink) jest wysoki ale dla praktyki ( dla znośnego kosztu i sprawności wzmacniacza mocy nadajnika ) przyjmuje się że wynosi on odpowiednio 1.76 dB, 3.7 dB i 10.6 dB.
-Jaki jest teoretyczny CF dla wymienionych modulacji ?
-Przez jaki % czasu sygnał tych modulacji wychodzi poza praktyczny CF ?

2.Po analizie Service Manual ze schematem Pompy Ciepła.
-Jaki jest zakres napięć zasilania ?
-Jak można by obniżyć ( zmiany w algorytmie ) pobór mocy przy obniżonym napięciu zasilania ( mocniej niż maksymalnym prądem 16 A ) tak aby nie dochodziło do przeciążenia sieci energetycznej o ograniczonej mocy ? 

Cwiczenie
1.Poprzez autotransformator dający napięcie do 260 V i miernik mocy zasilane są różne żarówki LED oraz osobno odbiornik TVC – LED ze stałym wybieranym obrazem i dźwiękiem. Napięcie przy którym startują żarówki LED jest różne i rozpoczyna się od 60 V. Zmianę ich strumienia świetlnego można obserwować światłomierzem w prowizorycznym urządzeniu.
-Jaki zakres napięcia zasilania pewnie toleruje ten TVC. Przy jakim napięciu zasilania pobiera najmniej mocy ?  
-Zmierz zmiany strumienia światła żarówek LED w szerokim zakresie  napięć zasilania. Na podstawie ich schematów wytłumacz zachowanie żarówek. Przy jakim napięciu zasilania mają najlepszą sprawność ?

2.Układ Philipsa PCF8591 z interface I2C to „4-channel, 8-bit Mux ADC and one DAC”
Autor bardzo dawno do analogowych wejść układu PCF8591 podłączył tranzystor jako samowzmacniający czujnik temperatury, fototranzystor, fotoopornik i sensor wilgoci a na wyjściu DAC diodę LED z tranzystorem. Komunikacja programem w Turbo Pascalu z komputerem PC DOS jest portem drukarki. To nadal dobrze działa.
Do systemu uruchomieniowego z mikrokontrolerem PIC32 dołączony jest interfacem I2C MPU-9250 ( 3-Axis gyroscope, 3-Axis accelerometer, 3-axis magnetometer ) i pomiary są prezentowane na PC. 
Po dołączeniu płytki z PCF8591 (i ustawieniu adresu na I2C jumperami ) do systemu uruchomieniowego: 
-Rozbuduj program w C aby dodatkowo prezentować pomiary z sensorów dołączonych do PCF8591. Natężenie świecenia LEDa ma się płynnie quasi przypadkowo zmieniać.