sobota, 30 września 2017

Czy islam stanowi zagrożenie dla waszego kraju?

Czy islam stanowi zagrożenie dla waszego kraju?

Sondaż Fondapol dla Le Figaro - % odpowiedzi "tak"

Tak zwana Polska nauka

Tak zwana Polska nauka

Politolog, poseł Kinga Gajewska do Mazurka: Właśnie skończyłam "Annę Kareninę". Autor? Bułhakow. Głuptasek Kinia robi doktorat.
Tu się nie ma z czego śmiać bowiem pani poseł od papieru toaletowego przynależy do ważnej sejmowej podkomisji stałej do spraw młodzieży. "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie".

Tak zwana polska nauka co jakiś czas jest przedmiotem niewybrednych kpin gdy publikowane są światowe rankingi najlepszych uczelni. Polskie uczelnie "wyższe" zaniżają poziom Polski w wielu innych kategoriach ! Miejsce Polski w świecie jest znacznie lepsze niż postkomunistycznej  "nauki".

Polska nauka ekonomi w świecie w ogóle nie istnieje. 
Ciemniak, szarlatan i oszust bez dorobku naukowego, dr. hab. Leszek Balcerowicz twierdzi, ze Petru i Rzońca należeli do jego najlepszych studentów. Jaki wykładowca tacy uczniowie ! Skoro prześmieszny Rysiu Petru jest najlepszy to co można powiedzieć o pozostałych studentach - siedzą na kasie w Biedronce czy czerwony układ dał im synekury ? Ciemniak uczył jednego... sprzedawać wszystko co może przynosić zyski za grosze i dużą łapówkę.
Balcerowicz miał wyleczyć gospodarkę Ukrainy. Wyszło to samo co u Nas -  triumf korupcji oraz pogrom gospodarki i społeczeństwa. 

Budżet bardzo ładnie rozchodzi się po znajomości na tak zwaną "naukę".
Grant na prawie pół miliona złotych  na badanie o drożdzowkach dla Boniego ( TW Znak. Tego co to mu Korwin Mikke obił pysk ) to znaczy dla Zofii Boni :)
Dreimal 100 Advokaten – Vaterland, du bist verraten; acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren!
Trzy razy stu adwokatów - Ojczyzno, jesteś zdradzona; osiemdziesięciu ośmiu profesorów - Ojczyzno, jesteś zgubiona.

Tekst ten przypisywany jest Otto von Bismarckowi. Miał tak powiedzieć o Parlamencie Frankfurckim (1848-1849) reprezentującym  kraje wcześniejszego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Posłowie byli na tle obywateli bardzo wykształceni a dominowali tam prawnicy co miało wzbudzić przerażenie Bismarcka.

https://www.salon24.pl/u/energetyk77/810169,co-bedzie-z-innowacyjnosci-gdy-uczelnie-stana-sie-domami-spokojnej-starosci
"Co będzie z innowacyjności, gdy uczelnie staną się domami spokojnej starości?
Na Narodowym Kongresie Nauki min. J. Gowin zapowiedział zniesienie obowiązku habilitacji i minimów kadrowych. Jeżeli tak się stanie, to wkrótce uczelnie staną się przytulnymi miejscami dożywotniej pracy i dobrej płacy dla tysięcy adiunktów, którzy na poziomie doktoratu osiągnęli swój stopień niekompetencji.

Polskie uczelnie zawsze stały, jak zresztą wiele innych, przed nakłonieniem pracowników do prowadzenia badań naukowych, ponieważ tylko w ten sposób można transferować nowoczesną wiedzę do dydaktyki i gospodarki. Przyczyn było wiele i wcale chodziło o niskie płace. W początku lat 80. ubiegłego wieku podjęto próbę podniesienia poziomu naukowego uczelni poprzez obowiązek wykonania pracy habilitacyjnej. Wprowadzone wówczas przepisy pozwalały zatrudniać osobę ze stopniem doktora na stanowisku adiunkta na trzy okresy, z których każdy nie mógł być dłuższy niż 3 lata. Możliwe były trzy ścieżki: (a) praca naukowa i wykonanie habilitacji w ciągu 9 lat, (b) przejście na stanowisko wykładowcy lub (c) odejście z uczelni.

Po upadku ówczesnego systemu politycznego zniesiono obowiązek habilitacji. W praktyce oznaczało to, że adiunkt niewykonujący pracy naukowej, przynajmniej takiej, która mogłaby być zweryfikowana przez recenzje i kolokwium habilitacyjne mógł pracować do emerytury ograniczając swoją w aktywności do pracy dydaktycznej i pewnych obowiązków administracyjnych.

Ponownie obwiązek habilitacji wprowadzono w 2012 roku ustając ustawowo, że praca na stanowisku adiunkta, tylko z doktoratem, jest możliwa przez okres nie dłuższy niż 8 lat. Zarówno w latach 80. jak i obecnie można było obserwować pozytywne skutki obowiązku habilitacji. Pracownicy ze stopniem doktora na stanowisku adiunkta mając perspektywę odejścia z uczelni zintensyfikowali pracę naukową, co zaczęło skutkować zwiększoną liczbą habilitacji. Gdyby obowiązek habilitacji dla adiunktów został utrzymany poziom polskich uczelni uległby znacznej poprawie.

Po 10-15 latach pracy na stanowisku adiunkta można liczyć na pensję w wysokości 5-6 tys. złotych miesięcznie. Może to mało, ale obowiązków też nie za dużo. Pensum (obowiązkowa liczba wykładów, ćwiczeń i projektów) adiunkta to 240 godzin pracy dydaktycznej rocznie. Jeżeli dodamy do tego egzaminy, kolokwia i prace administracyjne, to można założyć około 500 godzin obowiązków rocznie. Po podzieleniu przez 10 miesięcy pracy – dwa miesiące wakacji są standardem – otrzymujemy średnio 50 godzin miesięcznie, a przecież normatywny czas pracy w Polsce to 42 godziny tygodniowo. Czyli można otrzymywać na uczelni niezłą pensję za czas pracy niewiele większy od tygodniowego czasu pracy zwykłego pracownika.

Oczywiście większość adiunktów nie ogranicza się do pracy 50 godzin miesięcznie, ale podejmuje dodatkowe zatrudnienia, najczęściej w innych szkołach lub prowadząc własną działalność gospodarczą. Przy pewnym wysiłku można dorobić drugą pensję mając jednocześnie dobre niewymagające zbytniego wysiłku zajęcie, bo przecież wykłady i projekty po kilku latach prowadzenia można poznać na pamięć. Jednak główną zaletą pracy na uczelni jest mały zakres odpowiedzialności, bo dla wielu nie ma różnicy czy student dostanie 3 czy 3.5. Są co prawda oceny okresowe i hospitacje, jednak pracownik może zawsze od negatywnych ocen odwołać się, tak że zwolnienie adiunkta, który nie prowadzi pracy naukowej jest w praktyce niemożliwe, jak również nakłonienie go, w jakiejkolwiek formie, do takiej pracy.

Przed reformą systemu emerytalnego w 2017 roku zakładano, że pracownicy uczelni przechodzą na emerytury z osiągnieciem wieku emerytalnego. Było to najpierw 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, a następnie 67 lat dla wszystkich, z wyjątkiem profesorów tytularnych, którzy odchodzą na emerytury w wieku 70 lat. Nowe przepisy zmieniają przejście na emeryturę z obowiązku na przywilej. Kto jednak będzie chciał przywilej ciepłej posady i niezłej pensji, nie wymagającej wysiłku pracy naukowej, zamienić na „przywilej” znacznie niższej emerytury.

Spada liczba studentów ze względu na niż demograficzny. Redukcja pracowników niewykonujących prac naukowych jest bez obowiązku habilitacji praktycznie niemożliwa. Wiele uczelni wstrzymuje zatrudnienie. Zdolni doktoranci nie będą mogą liczyć na kontynuację pracy naukowej w swoich uczelniach, które staną się oazą dla ich starszych kolegów, którzy swoja pracę naukową zakończyli wiele lat temu poprzestając na stopniu doktora. Można mieć tylko nadzieją, że w konsultacjach ta propozycja upadnie."

Parę faktów o "polskich" sądach 32

Parę faktów o "polskich" sądach 32

1. Janusz Wojciechowski‏: Uczeni w piśmie przekonują, że skarga nadzwyczajna naruszy pewność prawa. Tysiące krzywd sądowych pewności prawa nie narusza.
A czy sędziowie będą musieli zwracać łapówki, jak im prawomocne wyroki obalą ?

2. Jan Bury był przedstawicielem Sejmu RP IV, V i VI kadencji w Krajowej Radzie Sądownictwa. Sąd w związku z aferą z jego udziałem odmówił jego aresztowania. Teraz Bury w pałacu ze złotymi klamkami pije drogą whisky.

3. W SN są najbardziej zdegenerowani sędziowie, którzy kariery rozwijali w stanie wojennym. Matka pani Małgorzaty Gersdorf prezes Sądu Najwyższego była czerwonym specjalistą i w latach osiemdziesiątych pracowała w Sądzie Najwyższym ! Sami swoi. Chów wsobny czerwonych klanów. Pani Małgorzata Gersdorf była zaś radcą prawnym ITI a teraz realizuje interesy postkomunistycznego układu w SN !
Sąd Najwyższy w II RP dekretem powołał Józef Piłsudski. Obecny SN powołali sowieci w 1945 roku. Nie ma żadnego stulecia SN.

4. Kuriozalny wyrok zapadł przed sądem w Tychach, który skazał polskich kibiców za wywieszenie baneru z napisem „German death camps” na ogrodzeniu stadionu.

5. Nysa: sędzia wydziału rodzinnego zawieszony za doradzanie stronie sporu.

6. W Ministerstwie Sprawiedliwości musi być sporo kretów. Zbigniew Ziobro powołał do państwowej komisji egzaminacyjnej dla sędziow byłego I sekretarza KM PZPR który skazywał opozycję w stanie wojennym.

7. Głównym hamulcem w prowadzeniu polityki polskiej racji stanu jest opłakany stan polskich "elit". Zepsuta do cna zupełnie nadzwyczajna kasta nie dostrzega już śmieszności i braku logiki w swoich wypowiedziach. PRL-owscy prawnicy to obecnie półświatek umysłowych dewiantów. Kasta ma od początka III RP nieprawdopodobne wręcz przywileje i stąd też potworna korupcja. Cymbały chcą dalej "orzekać" czyli  szerzyć bezprawie.

8. Nadzieja na powolne wyzwalanie się ze skorumpowanej  sędziokracji powoli stanie się rzeczywistością.

9. Mało kto chciał w Sejmie słuchać pani Gersdorf.

piątek, 29 września 2017

Reparacje wojenne 8

Reparacje wojenne 8

1. Został  w końcu odnaleziony dokument ONZ z 1969 roku, który zawiera stanowiska kilkunastu państw, w tym Polski, na zapytanie Sekretarza Generalnego organizacji w sprawie przygotowania studium określającego kryteria odszkodowań wojennych oraz zasady odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości.
Rząd PRL w swej odpowiedzi postulował, aby kwestia odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości nie ograniczały się do odpowiedzialności karnej wobec sprawców takich zbrodni, ale aby w dokumencie ONZ ująć również zasady odpowiedzialności materialnej agresora za szkody wojenne. W końcowej części dokumentu przedstawiono zasady określania odszkodowań wojennych oraz wymieniono kategorie osób uprawnionych. Rząd PRL stwierdził również, iż odszkodowania za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości nie mogą być rozpatrywane na podstawie ustawodawstwa agresora, lecz na podstawie przepisów międzynarodowych
Polska absolutnie nie zrzekła się praw do odszkodowań wojennych od Niemiec ! Treść dokumentu przez lata nie była znana opinii publicznej, mimo zwracania się o to do ONZ przez zespół doradców przy prezydencie Lechu Kaczyńskim.

2. Alexander Gauland, jeden z liderów "Alternatywy dla Niemiec" (AfD), w trakcie przemówienia wygłaszanego do swoich partyjnych sympatyków stwierdził, że współcześni Niemcy powinni być dumni z osiągnięć niemieckich żołnierzy podczas II wojny światowej.

https://dorzeczy.pl/historia/36552/Goetz-Aly-Wszyscy-Niemcy-wzbogacili-sie-na-Holokauscie.html
"Götz Aly: Wszyscy Niemcy wzbogacili się na Holokauście
Poparcie Niemców dla Hitlera i lojalność wobec nazistowskiego rządu wynikały z ich udziału w łupach wojennych. Z pieniędzy ze sprzedaży majątku zamordowanych Żydów wypłacano żołnierzom Wehrmachtu żołd i utrzymywano niskie podatki w Niemczech. Wszyscy Niemcy wzbogacili się na Holokauście. To samo dotyczy również majątku ludzi innych narodowości uznanych za wrogów politycznych albo Polaków wysiedlonych z terenów przyłączonych do Rzeszy - mówi niemiecki historyk Götz Aly.
 Adam Tycner: Czy III Rzesza była państwem opiekuńczym?

Götz Aly: Tak. Narodowosocjalistyczny rząd prowadził politykę solidarności społecznej, oczywiście wyłącznie dla „czystych rasowo” Niemców. Wymagało to ogromnych pieniędzy, więc przed wojną Niemcy żyły na kredyt, a w czasie wojny państwo opiekuńcze utrzymywano za pieniądze pochodzące z rabunku. Mieszkańcy podbitych krajów utrzymywali dobrostan w III Rzeszy.

Zostańmy na razie w latach 30. Co to znaczy, że Niemcy żyły na kredyt?

Hitler wprowadził mnóstwo reform, które zabezpieczały byt biedniejszej części społeczeństwa. Poprawił sytuację chłopów, którzy byli wówczas bardzo zadłużeni. Ustanowił stałe ceny skupu produktów rolnych i odszkodowania na wypadek suszy albo nieurodzaju. W czasie kryzysu ekonomicznego ogromna liczba ludzi traciła swoje mieszkania, bo nie stać ich było na czynsz albo spłacanie kredytu. Hitler z dnia na dzień wstrzymał eksmisje. Z roku na rok malało bezrobocie, bo narodowosocjalistyczny rząd powiększał armię, inwestował w rozbudowę infrastruktury i przemysł zbrojeniowy. Wprowadził też nowy system podatkowy, którego podstawą było założenie, że – jak głosi niemieckie powiedzenie – „silne ramiona mogą dźwigać większy ciężar”.

Wyższe podatki dla najbogatszych?

Tak. Podatek dla przedsiębiorstw, który w 1933 r. wynosił 20 proc., regularnie wzrastał i w czasie wojny osiągnął 55 proc. Jednocześnie najbiedniejsi płacili bardzo mało. Swoją drogą wiele tych rozwiązań funkcjonuje w Niemczech do dziś, na przykład podział ludności na cztery klasy ze względu na dochody czy wyższe podatki dla bezdzietnych. Problem polegał na tym, że ten system był na dłuższą metę nie do utrzymania. Bogatych było za mało. Nie mogli pokryć wszystkich kosztów.

W takim razie z czego finansowano ten system?

Z pożyczek. Wtedy, podobnie jak dziś, mało kogo obchodziło, że państwo nadmiernie się zadłuża. Zresztą mało kto miał wówczas wyobrażenie o tym, jak wyglądają finanse państwa, bo jedną z pierwszych decyzji Hitlera było utajnienie budżetu. Narodowi socjaliści mieli też inne sposoby na finansowanie państwa opiekuńczego. Po prostu dodrukowywali pieniądze.

To powinno było wywołać inflację.

Hitler zamroził ceny. W dyktaturze da się to zrobić, w demokracji nie. Zamrożono również płace, co nieco rozsierdziło robotników. Udobruchano ich korzystnymi stawkami podatkowymi i obniżeniem składek na ubezpieczenie społeczne przy jednoczesnym zwiększeniu różnych świadczeń. Dla przeciętnego Niemca, który w tym czasie dwa razy oglądał każdą markę, zanim ją wydał, te reformy były zbawienne, ale budżet na dłuższą metę nie mógł wytrzymać takiej polityki.

Z tego wynika, że przed wojną Niemcy były na dobrej drodze do katastrofy gospodarczej.

Zgadza się. W 1938 r. niemieccy przedsiębiorcy nie chcieli już kupować rządowych obligacji. Uważali, że to zbyt ryzykowna inwestycja. Rząd musiał wykonywać karkołomne manewry podobne do tych, jakie dziś wykonuje Europejski Bank Centralny, czyli przez pośredników skupować własne obligacje, żeby utrzymać odsetki na znośnym poziomie. Jednak to nie mogło trwać w nieskończoność.

Czy w takim razie wojna była ucieczką do przodu? Ratunkiem przed katastrofą gospodarczą?

To oczywiście nie był główny powód rozpoczęcia wojny, ale jedna z istotnych przyczyn. Pod koniec lat 30. Niemcy żyli na kredyt, bo dla nazistowskiej wierchuszki było jasne, że państwo spłaci go pieniędzmi pochodzącymi z rabunku wojennego.

Jednak wojna wiąże się przecież z ogromnymi kosztami.

Tak, ale Niemcy wymyślili system, dzięki któremu to nie oni za wszystko płacili. Prowadzili wojnę na koszt mieszkańców podbitych krajów. Było na to wiele sposobów. Władze okupacyjne sprawdzały, ile wynosił ostatni budżet zajętego kraju i dokładnie tyle zbierały na utrzymanie wojska. Były to tak zwane „koszty okupacyjne”. Z tych pieniędzy Niemcy wypłacali żołnierzom żołd, kupowali żywność, sprzęt, benzynę i wszystko, co było potrzebne do prowadzenia wojny. Na przykład rozmieszczone w Polsce lazarety dla niemieckich żołnierzy rannych na froncie wschodnim utrzymywano za złotówki z podatków zebranych od Polaków. W ten sam sposób za Wał Atlantycki zapłacili Francuzi, a na benzynę do samolotów, które startowały z belgijskich lotnisk, by bombardować Anglię, pieniądze musieli wyłożyć Belgowie.

Jaki to wszystko miało wpływ na gospodarki okupowanych krajów?

Niemcy doprowadzali je do ruiny. W 1942 r. w Generalnym Gubernatorstwie oszacowali liczebność swoich oddziałów na 400 tys., choć w rzeczywistości stacjonowało tam 80 tys. żołnierzy. Pięciokrotne zawyżenie tej liczby pozwoliło narzucać pięciokrotnie wyższe świadczenia. Za te pieniądze Niemcy skupowali w Polsce tyle żywności, że brakowało jej dla Polaków. Jednak nie chodziło wyłącznie o podatki, kontrybucje i zwykły rabunek, który też odbywał się na wielką skalę. Opracowano wiele zmyślnych sposobów na to, jak finansować wojnę i utrzymywać dobrobyt w Niemczech dzięki cudzym pieniądzom. Wymuszano na przykład na okupowanych krajach ogromne, nieoprocentowane kredyty. Formalnie rzecz biorąc, III Rzesza była winna dziesiątki miliardów marek okupowanym, neutralnym i sojuszniczym krajom europejskim.

Niemcy utrzymywali w podbitych krajach miejscowe waluty. Był w tym jakiś głębszy zamysł?

Oczywiście. To umożliwiało prowadzenie rabunkowej polityki. Niemcy utrzymywali w okupowanych krajach banki centralne i emisyjne, do których wprowadzali swoich urzędników. Pozwalało im to na różne manipulacje. Na przykład sztucznie zaniżali kursy obcych walut. Rzesza sprowadzała z podbitych państw bardzo dużo towarów, żywności i surowców, więc dzięki sztucznie obniżonym kursom franka, złotówki czy rubla import był tańszy.

III Rzesza wyzyskiwała swoich sojuszników?

Sytuacja Rumunii, Słowacji czy Węgier wcale nie była znacznie lepsza niż krajów okupowanych. Sojusznicy musieli płacić tak zwaną składkę na pokrycie kosztów wojennych. To też były ogromne kwoty.

Czy to wszystko było zaplanowane już przed wojną, czy Niemcy na bieżąco wymyślali kolejne sposoby wyprowadzania pieniędzy z państw europejskich?

Niemiecka inteligencja intensywnie pracowała nad tymi zagadnieniami przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Różni naukowcy szukali odpowiedzi na dwa zasadnicze pytania: „Gdzie popełniliśmy błędy w czasie I wojny światowej?” i „Co zrobić, żeby następnym razem się udało?”. Wojskowi zajmowali się obmyślaniem nowej taktyki, a ekonomiści pracowali nad sposobami zarządzania gospodarką wojenną.

Na czym polegały te błędy popełnione w czasie I wojny światowej?

Było kilka problemów. Po pierwsze, Niemcy nie radziły sobie wówczas z rozdziałem żywności, co powodowało niezadowolenie ludności cywilnej. Po drugie, nie udało się zapobiec inflacji wojennej. Po trzecie, zdecydowaną większość kosztów związanych z prowadzeniem wojny ponosiło niemieckie społeczeństwo. Tym razem miało być inaczej. Założenie było proste: jeśli ktoś ma głodować, to nie my. Jeśli wojna musi powodować inflację, to niech ta inflacja będzie za granicą.

Inflację też udało się wypchnąć za granicę?

Tak. Gdy zaczęła się wojna, w Niemczech zwiększyło się zatrudnienie, ludzie mieli więcej nadgodzin i dodatkowe zmiany. Zgodnie z regulacjami wprowadzonymi przez hitlerowski rząd musieli za to wszystko otrzymywać dodatkowe wynagrodzenie. Mieli więcej pieniędzy, a jednocześnie na rynku zaczęło brakować towarów dla cywili, bo znaczną część produkcji przestawiono na cele wojenne. Jednym słowem – było za dużo pieniędzy i za mało towarów, więc inflacja musiała zacząć rosnąć.

Jednak nie zaczęła.

Zaczęła, ale za granicą. W banku Rzeszy wymyślono, że za zarekwirowany w krajach okupowanych dobytek Niemcy będą płacić specjalnymi kuponami. W pierwszej połowie wojny wypłacano również w tych kuponach żołd żołnierzom wojsk okupacyjnych. Niemcy wprowadzali je do obiegu na masową skalę i sprowadzali za nie towary, zaspokajając popyt w kraju. Mieszkańcy okupowanych terenów przyjmowali te kupony, bo można je było bez problemu wymienić na miejscową walutę. Jednak było to możliwe tylko dlatego, że Niemcy kazali miejscowym bankom emisyjnym drukować pieniądze, którymi je pokrywano. Jeśli na przykład Wehrmacht rekwirował jakiemuś Francuzowi konia, to ten Francuz odzyskiwał pieniądze, ale z francuskich podatków. Niemcy nie płacili za niego ani feniga. Wartość franków, rubli i złotówek zżerała inflacja, ale marka pozostawała stabilna, a przeciętny Niemiec miał poczucie, że jego oszczędności są bezpieczne. Inflacja w okupowanych krajach czasem wymykała się spod kontroli, co nie było korzystne dla Niemców. Wtedy interweniowali i żeby ją powstrzymać, używali na przykład złota wymordowanych Żydów. Taka operacja została przeprowadzona w Grecji.

Czy to wszystko były pomysły hitlerowskich ekonomistów?

Nie, wiele z nich pojawiło się, jeszcze zanim Hitler stał się popularny. Później minister finansów Lutz Schwerin von Krosigk, który objął stanowisko przed dojściem nazistów do władzy, i jego podwładni wielokrotnie w specjalnych raportach objaśniali te mechanizmy Hitlerowi i całej wierchuszce NSDAP. Musieli przy tym używać możliwie prostego języka, żeby przywódcy III Rzeszy wszystko zrozumieli. Dzięki tym raportom mnie jako historykowi łatwiej było pojąć, na czym to wszystko polegało.

Czy da się ustalić, ile III Rzesza zarobiła na majątku zamordowanych Żydów?

Bardzo trudno to ustalić, bo niemieccy urzędnicy starannie zacierali ślady po operacjach finansowych na mieniu wywłaszczanych, a później wymordowanych Żydów. Ten majątek sprzedawano miejscowej ludności albo niemieckim żołnierzom, a uzyskane w ten sposób pieniądze zawsze w jakiś sposób zasilały budżet Rzeszy. W okupowanych krajach trafiały one początkowo do ich kasy, ale rządy kolaboracyjne albo niemiecka administracja okupacyjna ostatecznie przekazywały je w jakiejś formie do niemieckiego budżetu. Z pieniędzy ze sprzedaży majątku zamordowanych Żydów wypłacano żołnierzom Wehrmachtu żołd i utrzymywano niskie podatki w Niemczech. Wszyscy Niemcy wzbogacili się na Holokauście. To samo dotyczy również majątku ludzi innych narodowości uznanych za wrogów politycznych albo Polaków wysiedlonych z terenów przyłączonych do Rzeszy.

Jak to wszystko przekładało się na życie przeciętnej niemieckiej rodziny? Czy w czasie wojny Niemcy żyli w dostatku?

Ostrożnie licząc, III Rzesza ściągnęła z zewnętrznych źródeł równowartość dwóch bilionów euro. Dzięki tym pieniądzom do czasu rozpoczęcia zmasowanych bombardowań miast Niemcom żyło się w czasie wojny wygodnie. Rodziny żołnierzy Wehrmachtu otrzymywały dwa razy wyższe świadczenia niż rodziny żołnierzy amerykańskich czy brytyjskich. Przez całą wojnę nie nałożono żadnego dodatkowego podatku wojennego. Wskutek Holokaustu, terroru, eksploatacji i wyzysku okupowanych krajów przeważająca część mniej zamożnych Niemców miała w czasie wojny więcej pieniędzy niż przed jej rozpoczęciem.

Czy to dlatego Niemcy byli tak lojalni wobec Hitlera?

Często mówi się o zaślepieniu Niemców narodowosocjalistyczną ideologią. Uważam, że to chybiona diagnoza. Oczywiście, propaganda robiła swoje, ale podstawą poparcia dla Hitlera i lojalności wobec nazistowskiego rządu był podział łupów wojennych. Kiedy widać było oznaki niezadowolenia, rząd sypał groszem i wszystko wracało do normy. Na przykład jesienią 1943 r., gdy było już jasne, że na froncie wschodnim Niemcom idzie źle, starsze pokolenie zaczęło narzekać i wróżyć czarną przyszłość. Ludzie mówili, że przypomina im to I wojnę światową, że zaraz przyjdzie głód, a potem klęska. Co zrobił Hitler? Nie wysłał ich do obozów, tylko z dnia na dzień zarządził podwyższenie emerytur o 15 proc. Oczywiście nikt nie wnikał, skąd się wzięły te pieniądze.

A skąd się wzięły?

Podwojono składki społeczne dla robotników przymusowych. Oczywiście nie dostawali oni ani grosza z niemieckiego systemu socjalnego, całość ich składek była przeznaczona dla Niemców. Zakłady, w których pracowali, musiały odprowadzać więcej pieniędzy do budżetu, co odbijały sobie później, zwiększając im normy. Takimi sposobami Hitler zyskiwał przychylność społeczeństwa. Nie trzeba było do tego nazistowskiego zaślepienia, wystarczyło sypnąć groszem.

Czy rzeczywiście tak było? Jest takie przemówienie Goebbelsa, w którym pytał on ludzi, czego chcą: masła czy armat. I ludzie odpowiedzieli chórem, że chcą armat.

To było w berlińskim Pałacu Sportu w 1942 r. Goebbels ogłosił właśnie rozpoczęcie wojny totalnej. Publiczność rzeczywiście krzyczała, że chce armat, ale to nie byli przypadkowi ludzie, tylko starannie dobrana publiczność. Większości społeczeństwa najbardziej zależało na bezpieczeństwie socjalnym.

Czy można wszystko sprowadzić do ekonomii? Z takiej perspektywy wytłumaczenie fenomenu poparcia dla nazistów ogranicza się do pieniędzy.

W latach 30. z poglądem, że Polacy są biedni, brudni, nie mają pojęcia o kulturze i w ogóle są mniej wartościowymi ludźmi, zgodziłaby się większość Niemców. Większość nie lubiła również Żydów albo im zazdrościła. Czy to oznacza, że wszyscy oni byli zaślepieni narodowosocjalistyczną propagandą? Raczej nie. Po prostu mieli różne uprzedzenia, wierzyli w stereotypy. Jednak nie byli żadnymi fanatykami. To właśnie tacy ludzie byli bazą społeczną, na której nazistowski rząd mógł oprzeć swoją władzę dzięki polityce socjalnej. Dlatego ta polityka nie mogła się zachwiać. Hitler nie mógł sobie pozwolić na wygłaszanie apeli, przemówień o krwi, pocie oraz łzach i żądać, by Niemcy płacili za wojnę. To by podważyło jego autorytet. Dla Hitlera było więc jasne, że musi maksymalnie eksploatować zdobyte tereny.

Z tego wynika, że w odniesieniu do II wojny światowej nie powinno się używać określenia „naziści”, tylko po prostu „Niemcy”, bo nawet ludzie o bardziej umiarkowanych poglądach wspierali Hitlera ze względu na materialne korzyści.

Zgadza się. W niemieckich mediach co chwila słychać, że wojnę wszczęli „narodowi socjaliści”. Jednak czy miliony żołnierzy, którzy zaatakowali sąsiedni kraj, to byli „narodowi socjaliści”? Wydaje mi się, że była to niemiecka armia. Hitlera nie popierała grupa nazistowskich ideologów, tylko większość społeczeństwa. Dzisiaj zdecydowanie nadużywa się określenia „naziści”.

W Polsce mało kto używa tego określenia. Na Niemców, którzy najechali nasz kraj w 1939 r., mówi się po prostu Niemcy.

I słusznie.

Czy Niemcy ostatecznie zarobiły na II wojnie światowej?

Nie, to wszystko skończyło się katastrofą również dla Niemiec. Kraj stracił 7 mln ludzi i dwie piąte terytorium. Większość miast została obrócona w perzynę. Jednak odbudowa była możliwa między innymi dlatego, że Niemcy nie wypłaciły odszkodowań wojennych. Zresztą po wojnie wszyscy u nas bardzo wzbraniali się przed podawaniem jakichkolwiek oficjalnych danych na temat transferów pieniędzy w czasie wojny. Niemcy robią to do dziś we własnym interesie, bo ułatwiłoby to składanie wniosków o odszkodowania, których nie byłyby w stanie wypłacić.

Kiedy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy, powołał zespół do oszacowania strat, które Niemcy wyrządzili tylko w polskiej stolicy. Rachunek wynosiłby ponad 45 mld dol.

W zasadzie Kaczyński miał rację. Włosi domagają się odszkodowań za masakry cywili przeprowadzone w odwecie za ataki partyzantów. Niemcy mogliby wypłacić te odszkodowania, to byłoby dla naszego budżetu niezauważalne obciążenie. Problem w tym, że we Włoszech było kilkanaście takich masakr, w Grecji kilka. Jednak jeśli policzy się, ile powinniśmy zapłacić Rosjanom, Polakom czy mieszkańcom byłej Jugosławii, to te kwoty okażą się niewyobrażalne. Gdyby trzeba było je zapłacić, Niemcy po prostu by zbankrutowały. Dlatego nie ma szans na precedens. Włosi nie dostaną odszkodowań.

Götz Aly jest niemieckim historykiem, profesorem na Uniwersytecie w Salzburgu i autorem licznych prac na temat nazizmu i hitlerowskich Niemiec. W 2006 r. w Polsce ukazała się jego książka „Państwo Hitlera”. "

Parę faktów o "polskich" sądach 31

Parę faktów o "polskich" sądach 31

1. Wiceminister Jaki stwierdził: "Zmiany w III RP są bardzo trudne. III RP została zbudowana na zgniłym kompromisie przy Okrągłym Stole – sprywatyzowano wymiar sprawiedliwości... Ta korporacja przez 30 lat mówiła, że sobie poradzi. Żadna ekipa nie miała odwagi tam wejść i zrobić porządek... Nie bądźmy naiwni, jeśli przez 30 lat nie naprawili sądownictwa …, to już nie są w stanie to zrobić." 
Kiedy wreszcie odbędą się pierwsze wolne wybory do sądów i trybunałów ? Posłów i senatorów wybrał Naród. Sędziów wybrali sędziowie zainstalowani kiedyś przez sowietów.
Sądy Narodu muszą być wolne od polityków w togach. Trzeba usunąć politykujące "SSP Iustitia Judges" z Polskich sądów. Jest to 3,5 tysiąca polityków w togach sędziów.
Polacy nienawidzą sędziów i gardzą nimi. Wymuszony na Polakach przemocą i terrorem posłuch to nie jest szacunek i nigdy nim nie będzie. Postkomunistyczna Stajnia Augiasza, to kloaka kloak, to dno dna szamba.

2. Zainstalowane przez stalinowskie NKVD "sądy" są według kasty samowybieralne i samokontrolujące się ! To ewenement światowy. 
Efekty braku jakiejkolwiek kontroli nad kastą wszyscy znamy.

3. Sędzia z Poznania zatwierdzała jawnie fałszywe "testamenty". Wiedziała że testamenty są podrobione przez jej męża. Dzięki temu jej mąż "odziedziczył" drogą kamienice w Poznaniu. Sędzia została przez kolesiów skazana za... przestępstwo NIEUMYŚLNE, co później pozwoliło jej dalej pracować w zawodzie sędziego! Mąż sędzi został skazany na 4 lata więzienia. Sędzia została skazana na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata za przestępstwo z art. 231 par. 3 kodeksu karnego, polegające na trzykrotnym  NIEUMYŚLNYM niedopełnieniu obowiązków sędziego poprzez poświadczenie nieprawdy w postanowieniach o stwierdzenie nabycia spadku, wiedząc, ze przedstawione w tych sprawach testamenty zostały sfałszowane.
"Nadzwyczajna kasta" przestępców potrafi być niezwykle pobłażliwa dla siebie. Sędzia z kryminalną przestępczą przeszłością sądzi ludzi. Postępowanie dyscyplinarne w sprawie odwołania pani sędzi z urzędu zostało umorzone, gdyż termin przedawnienia karalności wykroczenia dyscyplinarnego minął. Sędzia uwikłana w gigantyczną aferę, polegającą na wyłudzaniu własności kamienic w Poznaniu, majątku o wartości idącej w dziesiątki milionów złotych pozostała bezkarna.

4. http://www.se.pl/wiadomosci/polska/zamosc-brutalny-gwalt-na-niepelnosprawnej-26-latce-na-cmentarzu-czemu-sprawe-umorzono_1020107.html
"Zamość: ZGWAŁCIŁ chorą 26-latkę na cmentarzu. Teraz uniknie kary?!
Bulwersująca sprawa z Zamościa... Prokuratura zdecydowała się umorzyć sprawę gwałtu na 26-letniej niepełnosprawnej dziewczynie, ponieważ z akt śledztwa nie wynika, by poszkodowana stawiała opór. Adwokat 26-latki już złożył zażalenie na decyzję śledczych.
Monika... to 26-latka, która jest niepełnosprawna - nie potrafi odczytać godziny na zegarku, ma problemy z orientacją w terenie i niewyraźnie mówi. Jej dramat rozegrał się 6 listopada w 2016 roku. Dziewczyna poszła wówczas zapalić znicz na grobie własnego ojca i tam została zgwałcona przez 51-letniego hydraulika. - Płakała, była rozdygotana. Pytałam, co się stało. Nie mogła wydusić słowa. Powiedziała tylko, że jest brudna - powiedziała Gazecie Wyborczej matka skrzywdzonej 26-latki. Tuż po urodzeniu dziecka, dziewczyna trafiła do szpitala psychiatrycznego, a jej dzieckiem - dziewczynką z wrodzoną wadą serca - zaopiekowała się rodzina. Co jednak najbardziej bulwersujące, prokuratura zdecydowała się umorzyć postępowanie w sprawie gwałtu na dziewczynie. Śledczy powołują się na akta, z których wynika, że nie doszło do czynu zabronionego, że Monika nie stawiała oporu. Pełnomocnik kobiety złożył już zażalenie na tę decyzję.
Ojciec dziecka, 51-letni hydraulik wyrzekł się ojcostwa. Nie zgadza się również na testy DNA."
Ściągawka dla przygłupów z prokuratury. Aresztowany przestępca na nic nie musi się zgadzać - art 74 Kodeksu Postępowania Karnego. Po prostu należy pobrać materiał do badań DNA. Jak to się wyrzekł ? Co to za cymes ?
Art. 198 Kodeksu Karnego.
Kto, wykorzystując bezradność innej osoby lub wynikający z upośledzenia umysłowego lub choroby psychicznej brak zdolności tej osoby do rozpoznania znaczenia czynu lub pokierowania swoim postępowaniem, doprowadza ją do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

5. W programie redaktor Gawryluk doskonale była widoczna pycha, głupota, hipokryzja, nadęcie i pogarda dla obywateli ze strony palantów z Iustitii i KRS'u. 87% uczestników sondy Polsatnews  było za rewolucją w sądach !
Parlament i rząd mają bardzo mocny mandat społeczny i przyzwolenia aby wziąć za mordę posowiecką dzicz. Bat, sznur, dyby i loch.

Cezary Mech: Plan Balcerowicza zepsuł polską gospodarkę

Cezary Mech: Plan Balcerowicza zepsuł polską gospodarkę
http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/308299914-Cezary-Mech-Plan-Balcerowicza-zepsul-polska-gospodarke.html#ap-1
"Po co oddawać liberałom ekonomiczne stery kraju?
Z dużym zainteresowaniem odnotowałem rozpoczęcie przez „Rzeczpospolitą" dyskusji na temat implementacji planu Morawieckiego. Zapoczątkował ją artykuł Mariana Piłki. Artykuł mówi o tym, że plan Morawieckiego ma bardzo dobrą diagnozę, z której jednak nie wypływają działania rekomendowane przez nauki ekonomiczne, lecz kontynuowana jest poprzednia polityka oparta na wspieraniu wpływowych grup interesów, którą często nazywa się planem Balcerowicza.

Ze zdziwieniem zauważyłem jednak, że nie nastąpiło pogłębienie debaty i próby wyjaśnienia paradoksu, dlaczego można nawet bardzo ostro atakować personalnie Leszka Balcerowicza, uznawać jego działania za źródło wszelkiego zła i przyczynę wszystkich wypaczeń gospodarczych, i jednocześnie – po zwycięskich wyborach – oddawać stery gospodarcze w ręce liberałów.
Propaganda, a nie tezy

Opublikowano za to polemiczny artykuł Tomasza Dróżdża „PiS i propaganda białoruska", który nie tylko zarysowanej sprzeczności nie wyjaśnia, ale wprost stara się ją zaciemnić. Krytykując PiS i jego propagandę – sam ją uprawia. Według autora PiS jest złe nie dlatego, że kontynuuje plan Balcerowicza, lecz dlatego, że jego działania nie są autoryzowane przez jego autora. Na potrzeby tego artykułu Marian Piłka staje się PiS-owcem, gdyż na równi z PiS-em krytykuje szkodliwą działalność Leszka Balcerowicza. W efekcie, zamiast nakierowania debaty na rozwiązania programowe, zmusza się czytelnika do opowiedzenia się za jedną ze stron sporu politycznego.

Dzieje się to, mimo że autor artykułu, krytykując cały czas Mariana Piłkę za brak prezentowania merytorycznych argumentów, a nawet brak znajomości praw ekonomicznych, w swoich tezach sam stosuje propagandę aksjomatów. Staje się przy tym nietaktowny, podkreślając że Marian Piłka jest historykiem. Nie informuje jednak czytelników, że jest on absolwentem jednego z prestiżowych ośrodków akademickich USA, a więc na poziomie szkolnictwa biznesowego osoby, której autorytetu autor broni.

Główny zarzut stawiany Marianowi Piłce jest związany z określeniem polskiej gospodarki po okresie transformacji jako „neokolonialnej". Zarzut powyższy jest dziwny, gdyż tezą autora było, że plan Morawieckiego, gdy chodzi o diagnozę, jest właściwy i kontynuując politykę Balcerowicza, musi w konsekwencji krytykowaną sytuację pogorszyć. Tomasz Dróżdż do opisu sytuacji Polski po terapii szokowej zawartej w planie Morawieckiego się nie odnosi, a oburzając się na fakty, nie wiadomo dlaczego się z nimi nie zgadza. Podczas gdy dane zawarte w planie Morawieckiego ukazujące, że większość eksportu przemysłowego Polski pochodzi z organizacji gospodarczych kontrolowanych przez podmioty zagraniczne, jak i faktu, że kapitał zagraniczny jest właścicielem ponad 2 bln zł aktywów w Polsce, w pełni usprawiedliwiają nazwanie struktury takiej gospodarki „neokolonialną".

Stan zależności kapitałowej od zagranicy sprawia, że produkt narodowy brutto jest o 90 mld zł niższy od wytworzonego PKB, a relacja bilansu aktywów zagranicy i krajowych za granicą – w relacji do PKB – dwukrotnie przekracza wskaźniki bezpieczeństwa ustanowione przez instytucje zagraniczne. Do tych i innych podstawowych informacji zawartych w Planie Morawieckiego należałoby się odnieść, zanim postawi się jakikolwiek zarzut, nie tylko Marianowi Piłce, ale i wszystkim innym, którzy uznają polską gospodarkę po terapii, jaką zastosował Balcerowicz, za będącą w głębokim kryzysie strukturalnym.

Obrona tej terapii z punktu widzenia wywołania nadmiernych procesów inflacyjnych świadczy o słabości wykładanych przedmiotów polityki monetarnej, finansów, jak i zarządzania aktywami. Gdyby wiedza o tych sferach była na wyższym poziomie, to nie wystąpiłby zarzut „inflacyjny" względem Mariana Piłki, lecz merytoryczna krytyka Balcerowicza, który za te skandaliczne procesy był odpowiedzialny.
Niepotrzebne bankructwa

Początkowe niedoszacowanie złotówki musiało skutkować wybuchem nadmiernej inflacji o charakterze podażowym. Która, gdy ówczesny rząd Balcerowicza arbitralnie zmienił warunki udzielonych kredytów na powiązane z inflacją, musiała prowadzić do niepotrzebnych bankructw podmiotów gospodarczych, którym nie pozwolono na zrolowanie swoich zobowiązań. Przyspieszyło to procesy prywatyzacyjne, lecz skutkowało zaniżaniem wartości sprzedawanych aktywów i to nie z powodu ich nieefektywności, lecz z powodu struktury kapitałowej niedostosowanej do zmienionych warunków kredytowych.

Sztywne ustalenie kursu walutowego w sytuacji panującej hiperinflacji i różnicy stóp procentowych w Polsce i zagranicy prowadziło do olbrzymich strat spekulacyjnych względem kapitału zagranicznego. Gdyż spekulanci mogli osiągać kolosalne zyski bez ryzyka, pożyczając na niski procent za granicą i lokując na wysoki procent w Polsce. Również późniejsze stosowanie przez Balcerowicza stóp procentowych i aprecjacji waluty do hamowania inflacji, w sytuacji różnicy cen między Polską i zagranicą (które w znacznym stopniu na początku sam Balcerowicz wywołał), nie tylko osłabiało polski eksport, ale też zachęcało do carry trade'u inwestorów zagranicznych kosztem wartości aktywów NBP. Świadczy to co najmniej o niekompetencji Balcerowicza, ale również o brakach edukacyjnych polskich uczelni, gdy ten oczywisty zarzut ze strony Mariana Piłki może być bezzasadnie krytykowany.

Krytyka procesu sprowadzania milionów Ukraińców w sytuacji 2,5-milionowej emigracji zarobkowej Polaków, w celu zaniżenia poziomu wynagrodzeń w kraju, świadczy nie tylko o słabości poziomu polskich kursów makroekonomicznych, ale również mikroekonomicznych. Kwestionowanie faktu, że masowa imigracja musi skutkować zaniżaniem wynagrodzeń, ukazuje, że nawet podstawowe prawo popytu i podaży siły roboczej nie jest dla wszystkich studentów zrozumiałe w ujęciu makroekonomicznym. Nie rozumieją oni również sposobu, w jaki decyzje inwestycyjne przez przedsiębiorców są podejmowane. Tego, że w przypadku wzrostu wynagrodzeń decydują się oni na inwestycje zwiększające wydajność pracy. Dokonują więc przeszkolenia pracowników, sprawiając, że w konsekwencji wzrastają inwestycje, innowacyjność, jakość pracy pracowników, konkurencja i co najważniejsze – przyspieszany jest proces konwergencji.

Podsumowując, należałoby podkreślić że podejmowane próby apoteozy Balcerowicza muszą prowadzić do konfliktu z podstawowymi prawami finansów. Polska, która w ostatnim ćwierćwieczu poniosła straty w postaci braku 4 mln dzieci do prostej zastępowalności pokoleń, plus 2,5 mln emigrantów, już po 2030 r. nie będzie się rozwijać, a co dopiero „osiągnąć największy w ostatnich 300 latach sukces" (sic!). Można być w „NATO i UE" i być gospodarką „peryferyjną", gdy wynagrodzenia w sąsiednim kraju są czterokrotnie wyższe. I ma rację Marian Piłka, mówiąc o „stagnacyjnym wzroście", gdyż kieruje swoje słowa do finansistów, którzy rozumieją, że oznacza to taki poziom wzrostu, który przy narastającym poziomie zobowiązań jest niewystarczający do utrzymania rozwoju w dłuższej perspektywie. Gdyby kierował te słowa do historyków, to powiedziałby, że Polska odnosi pyrrusowe zwycięstwa. Jedynie propagandyści mogą jednocześnie uważać, że brak swobód obywatelskich w kraju postkomunistycznym może sprzyjać wzrostowi gospodarczemu, i bezpodstawnie oskarżać adwersarzy o szerzenie propagandy komunistycznej."

Parę faktów o "polskich" sądach 30

Parę faktów o "polskich" sądach 30

1. Obchody 100-lecia Sądu Najwyższego. Prezes SN Małgorzata Gersdorf: "o sądach nie można stale mówić źle i wyłącznie źle"
Ależ nikt źle nie mówi o sądach to znaczy o budynkach sądów a tylko o postkomunistycznych, układowych skorumpowanych sędziach. Budynki są w porządku.

2. Nie ma dnia aby czegoś głęboko oburzającego nie wywinęła nadzwyczajna kasta.
Sąd uniewinnił Henryka W., polityka Unii Demokratycznej, byłego doradcę prezydenta Bronisława Komorowskiego - podała "Gazeta Polska Codziennie". Mężczyzna nie poniesie tym samym konsekwencji za spowodowanie wypadku, w którym ofiara doznała trwałych uszkodzeń ciała. Henryk W. usłyszał w 2014 roku zarzuty spowodowania wypadku ze złamaniem przepisów ruchu drogowego i niezachowaniem należytej ostrożności. Były doradca prezydenta potrącił pieszego przechodzącego na pasach. Henryk W. ominął inny samochód, który zatrzymał się, by przepuścić pieszego. Potrącony przez niego mężczyzna doznał urazów głowy. W wyniku wypadku uległ trwałym uszkodzeniom.
Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie uniewinnił Henryka W., odrzucając wnioski dowodowe strony skarżącej. Oddalił apelacje zarówno prokuratora, jak i oskarżyciela posiłkowego.
To ten śmierdzący na kilometr Sąd Okręgowy od "metody na kuratora" w reprywatyzacji. To ten sąd co skazał Mariusza Kamińskiego na 3 lata więzienia !

3. Lokaj Makreli Donald Tusk latami tworzył atmosferę przyzwolenia na monstrualne oszustwa prywatyzacyjne: "Polskie przedsiębiorstwa są mało albo nic nie warte. Dlatego są i będą tanio sprzedawane"
O folksdojczu Tusku mówi się w Brukseli lekceważąco i coraz gorzej.
Europoseł Czarnecki:  "To, co mówi Juncker, jest oceną pracy, a raczej braku pracy pana Donalda Tuska, który, przepraszam bardzo, jest śmierdzącym leniem, który nic nie robi. Czy państwo mogą przedstawić jakiś pomysł na Europę Donalda Tuska? – pytał zgromadzonych na spotkaniu.
Jedno co z uporem, z małpią złośliwością robił Tusk to szkodził Polsce i Polakom. Jest potrzebny uczciwy sąd do rozliczenia zdrajcy i zbrodniarza.
https://www.salon24.pl/u/pawel-janowski/794698,sedziowie-z-betonu
"Sędziowie z betonu
Dnia 18 lipca 2017 r. pani I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf wspomniała w kilku słowach o naszej młodej Konstytucji. Powiedziała, że ona jest Suwerenem. Niebo się otworzyło i zdziwiło bardzo. Biedna Konstytucja zdziwiła się jeszcze bardziej. Nie wiedziała biedaczka kim jest do tej chwili. Nie wiem jak sobie z tym poradzi? Czy może będzie chciała płeć zmienić?

Temu prywatnemu objawieniu prezeski towarzyszyły słowa o „kaście nadzwyczajnej”, unoszące się nad Polską. Brawa dla prezeski słychać w willach i na daczach. Radość zagościła na twarzach, nadzieja obudziła się na kontach. Szefowa zagrzała do boju. I poszła do domu z betonu.

Skąd ten beton? Niektórzy mówią o współczesnych sędziach, że pochodzą z zabetonowanego układu. Ale czy naprawdę tak jest? Beton, to kompozyt powstały ze zmieszania spoiwa (cementu) i wypełniacza (kruszywo), ewentualnych domieszek nadających pożądane cechy oraz wody. Jak się przyjrzeć życiorysom „najwybitniejszych” sędziów, to coś jest w temacie. Od czasu, gdy Armia Czerwona zainstalowała swoich oficerów w Polsce i ubrała ich w togi, to nieprzerwany łańcuch pokoleń, chroniących tradycję najeźdźców trwa. Co jest spoiwem, a co wypełniaczem?

Układy, układziki, bezkarność, skorumpowanie – wszystko mocno spaja. Dodatki w postaci łapówek i domieszki w formie bezkarności poprawiają właściwości mieszanek betonowych - zwiększają urabialność, wzmacniają proces wiązania, zwiększają odporność na uczciwość, mogą nawet być prawdoszczelne.

Układy przechowywane przez dziesięciolecia pięknie stwardniały i wzmocniły się solidnie. To już nie beton, a żelbeton, a może raczej nowoczesny korpo-beton. Osoby wchodzące w skład nowoczesnego sędzio-betonu są z pochodzenia ideowego komunistami (żwir), postkomunistami (piasek) lub spoza nurtu, czyli uczciwe, ale dla Betonu niepewne, dlatego znajdują się na obrzeżach Systemu.

Do najważniejszych stanowisk Betonu Niesprawiedliwości dobiera się na podstawie analiz laboratoryjnych, genealogicznych i obliczeń, tak aby otrzymać sędziego o oczekiwanej wytrzymałości, odporności na działanie czynników zewnętrznych (np. o odpowiedniej ścieralności, prawdoszczelności, uczciwoodporności, izolacyjności społecznej). Tak przygotowany osobnik może zostać ulokowany na odpowiedzialnym odcinku linii frontu. I tak było przez ostatnie 70 lat. Bo nikt Betonu nie ruszał. Było i się skończyło.

Przyszło trzęsienie ziemi i Beton zaczął pękać. Krzyczą towarzysze i towarzyszki z Leszkiem od Marksizmu-Leninizmu i Władysławem Tirem na czele o ratunek, o klej, o świeże spoiwa. Niemieckie telewizornie na froncie polskim nie żałują wypełniaczy. Przedłużacze z sejmowej mównicy bronią dotychczasowej recepty na Beton, uzbrojeni w bezczelność, hipokryzję i magazynki pełne ostrych kłamstw.

W imię nowoczesności i powszechnej dostępności do wymiaru stronniczości walczą o sędziów na telefon. I słusznie. Kto dziś się dziwi, że sędzia jest na telefon? Pizza jest na telefon, skrzydełka pikantne z ostrym lub łagodnym sosem też są na telefon. Ubrania, meble, buty, wycieczki. Dziś wszystko jest na telefon. Dlaczego odmawiamy sędziom pójścia z duchem czasu. Oni też chcą być na telefon.

Przesłuchania i wyroki też powinny być na telefon. Trzeba zorganizować jakieś porządne sądowe Call Center. Najlepiej we Wronkach, Łowiczu lub Piotrkowie Trybunalskim, żeby było blisko do docelowego miejsca lokowania przesyłki. Trzeba to z Pocztą Polską omówić. Sprawy by szły szybko i bez zbędnej zwłoki. Dziś telefon, jutro skład sędziowski przyklepany przez Messengera, posiedzenie na Skype, a potem wyrok na Twitterze lub FB, i po sprawie.

Dlatego proszę nie przeszkadzać totalnej opozycji. Oni są nowocześni i proobywatelscy. Wiele betonowym funkcjonariuszom zawdzięczają i chcą się odwdzięczyć. Przecież sędzia na telefon jest doskonałym rozwiązaniem problemu przewlekłości. Czy nie mają racji? Sejmowi harcownicy krzyczą o zamachach, o upadkach, o końcach, o początkach. I będą krzyczeć jeszcze przez czas jakiś. Bo bój to ich ostatni. O Beton, o to, żeby było, tak jak było i żeby nic się nie zmieniło.

Dr Paweł Janowski"

czwartek, 28 września 2017

Parę faktów o "polskich" sądach 29

Parę faktów o "polskich" sądach 29

 Dotychczas Krajowa Rada Sądownictwa w sposób zupełnie nieprofesjonalny a wręcz szczeniacki i niepoważny podsuwała Prezydentowi jako notariuszowi mafijnego układu kandydatów do nominacji na sędziów. W początkach prezydentury Andrzeja Dudy KRS prowokacyjnie podesłała do awansów ubabranych w łajnie korupcji sędziów którzy powinni siedzieć w więzieniu. Prezydent słusznie wówczas odmówił roli bezwolnego notariusza. Konstytucja stanowi ze "Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa."
Piętnastu sędziów KRS winien wybierać Sejm i Senat aby KRS miała cząstkę mandatu społecznego do sprawowania władzy z drugiej ręki. 
Przepisy o obecnych zasadach wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa są niekonstytucyjne - orzekł w czerwcu tego roku Trybunał Konstytucyjny. Ponadto za niezgodne z konstytucją uznał indywidualne kadencje członków Rady wybranych spośród sędziów. Wyrok  składu TK zapadł jednogłośnie.
Prokurator Generalny skarżył że:
"Wskutek takiego unormowania szczególnie faworyzowani są sędziowie sądów apelacyjnych, którzy spośród 474 sędziów pozostających obecnie w służbie wybierają 2 członków Rady, podczas gdy sędziowie sądów okręgowych i rejonowych spośród 9416 sędziów tych sądów pozostających obecnie w służbie wybierają jedynie 8 przedstawicieli do KRS "

Art. 187 Konstytucji
    Krajowa Rada Sądownictwa składa się z:
    1) Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Ministra Sprawiedliwości, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego i osoby powołanej przez Prezydenta Rzeczypospolitej,
    2) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych,
    3) czterech członków wybranych przez Sejm spośród posłów oraz dwóch członków wybranych przez Senat spośród senatorów.
    Krajowa Rada Sądownictwa wybiera spośród swoich członków przewodniczącego i dwóch wiceprzewodniczących.
    Kadencja wybranych członków Krajowej Rady Sądownictwa trwa cztery lata.
    Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa.

Rozprawa z postkomunistyczną mafią i koteriami wymaga oczyszczenia sądów. Można by wtedy przed sądem postawić choćby giga-szkodnika Balcerowicza, mede Lewandowskiego i resztę złodziejskiej swołoczy, zamiast słuchać tego że  Profesor Balcerowicz jest Ojcem Świętym Polskiej Transformacji i samo złe mówienie o nim jest niegodziwe.

 Neoliberalizm wszędzie w świecie przyniósł eksplozje wielkiej korupcji. Państwa dobrze rządzone jakoś się bronią przed tą dżumą i malarią XXI wieku. Pod okiem lobbystów za łapówki szamanowie i cmokerzy prawa tworzą miliony zbędnych przepisów z korupcyjnymi furtkami dla wybranych sponsorów. Za "prawem" nie stoi obecnie żadna spójna idea czy wartość dla społeczeństwa, która w przeszłości przyświecała systemowi prawnemu.

Parę faktów o "polskich" sądach 28

Parę faktów o "polskich" sądach 28

http://forsal.pl/gospodarka/prawo/artykuly/1074224,reprywatyzacja-jak-zdobyc-kamienice-w-stolicy-praktyczny-poradnik.html
"Reprywatyzacja: Jak zdobyć kamienicę w stolicy. Praktyczny poradnik
Wystarczyło zostać kuratorem dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, następnie pójść do ratusza po. decyzję zwrotową. A potem przejętą nieruchomość sprzedać zaufanej osobie.

O tym, że w ramach patologii warszawskiej reprywatyzacji istniało coś takiego jak „metoda na kuratora”, mówiono od dawna. Winą obarczano przede wszystkim sędziów, którzy bezmyślnie ustanawiali kuratorów na rzecz osób mających grubo powyżej 100 lat. Czyli w rzeczywistości najprawdopodobniej nieżyjących.
Sędziowie w ostatnich miesiącach przekonywali jednak, że to miejska legenda. Że ani nie było przypadków ustanawiania kuratorów dla stukilkunastolatków, ani tym samym nie reprywatyzowano w ich imieniu nieruchomości. Wywiązał się w tej sprawie ostry spór między ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą a niektórymi orzekającymi.

Wiekowi właściciele

Z dokumentów zdobytych przez DGP wynika, że rację miał Zbigniew Ziobro. Metoda na kuratora przez wiele lat miała się dobrze. Wskutek jej stosowania oddano dziesiątki, a być może nawet setki nieruchomości. Skarb Państwa mógł na tym stracić setki milionów złotych.

Dowody? Podstawowym jest to, że już w 2008 r. Jakub R., ówczesny zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu, poprosił magistrackiego radcę prawnego o opinię: co robić w sytuacjach, gdy do urzędu zgłaszają się kuratorzy osób nieobecnych i nieznanych z miejsca pobytu? I czy znaczenie ma wiek tych osób?

Radca prawny Alina Domańska stwierdziła, że decyzje zwrotowe należy wydawać. Z tym zastrzeżeniem, by oznaczyć w nich beneficjentów jako nieznanych z miejsca pobytu. Przy czym – zastrzegła – gdyby wiadomym było, że uprawniony nie żyje, wówczas zwrotu dokonywać nie należy. Rzecz w tym, że nikt w urzędzie nie sprawdzał, czy ludzie, których reprezentują kuratorzy, żyją. Nie sprawdzano tego także w sądach, gdy reprywatyzacyjni kombinatorzy zgłaszali się, by zostać kuratorami.

W opinii Aliny Domańskiej czytamy o przypadku osoby 104-letniej, niewidzianej przez nikogo przez dziesięciolecia. W jednej z wydanych decyzji, do których dotarliśmy, kurator był powołany dla 115-latka. W przypadku nieruchomości przy ul. Łochowskiej 38 (warszawska Praga Północ), o której piszemy na pierwszej stronie dzisiejszego wydania DGP, kuratora powołano dla 128-latka.

To, że doszło do patologii i wypaczenia idei reprywatyzacji, przyznają niemal wszyscy. Różnica polega na tym, że członkowie komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji twierdzą, że należało robić inaczej. Urzędnik bowiem nie jest niewolnikiem powołanego kuratora. Mógł wydać decyzję negatywną. Możliwe też było powiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa (za takie mogłaby zostać uznana wyrażona przed sądem chęć reprezentowania interesów osoby nieżyjącej). Przedstawiciele stołecznego ratusza twierdzą jednak, że inaczej postępować nie mogli, ponieważ byłoby to niezgodne z prawem.

– To w mocy sądu leży ustalenie zasadności ustanowienia kuratora i jego ustanowienie bądź odmowa. Trzeba pamiętać, że postępowanie takie toczy się w trybie nieprocesowym z udziałem wnioskodawcy i bez udziału organu administracji. Natomiast postanowienie sądu jest dla organu wiążące – podkreśla Agnieszka Kłąb, rzeczniczka Urzędu m.st. Warszawy.

Robert Kropiwnicki, poseł PO i członek komisji weryfikacyjnej, przyznaje jednak, że przed wydaniem decyzji należało sprawdzać, czy osoba, która jest beneficjentem decyzji, żyje. Informacje o tym w większości przypadków znajdują się w miejskich archiwach. Jeśli bowiem ktoś już nie żył, uprawnieni do ubiegania się o zwrot nieruchomości mogli być spadkobiercy, a nie kurator. Poseł Kropiwnicki zaznacza przy tym, że trudno o nieprawidłowości obwiniać Hannę Gronkiewicz-Waltz. – Kontrowersyjne decyzje podpisywał Jakub R. To sprawa dla prokuratury – mówi.

W przypadku nieruchomości przy ul. Łochowskiej 38 zresztą do urzędników zgłosiły się osoby przedstawiające się jako spadkobiercy. Na razie nie wiadomo, czy nimi rzeczywiście są.

Lek na całe zło

Rozwiązanie problemu metody na kuratora legło u podstaw uchwalenia małej ustawy reprywatyzacyjnej (Dz.U. z 2016 r. poz. 1271), która obowiązuje od 17 września 2016 r. Wpisano do niej wprost, że „nie ustanawia się kuratora dla ochrony praw osoby, jeżeli istnieją przesłanki uznania jej za zmarłą”.

– Zmiana przepisów, będąca częścią tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej, to efekt starań prezydent m.st. Warszawy, z których już od ponad roku korzystamy – wskazuje Agnieszka Kłąb.

– Między innymi z tego powodu zacząłem pisać małą ustawę, która takie sytuacje, jak ustanawianie kuratorów dla osób najprawdopodobniej nieżyjących, już uniemożliwia – twierdzi z kolei Marcin Bajko, były szef Biura Gospodarki Nieruchomościami, który podkreśla, że to nie Hannie Gronkiewicz-Waltz zawdzięczamy obowiązujące od roku przepisy.

– Za tą zmianą, m.in. znacznie ograniczającą działania kuratorów, nie zagłosowali prawie wszyscy posłowie obecnej koalicji rządzącej. Również ci, którzy dzisiaj najgłośniej krzyczą o nieprawidłowościach, np. poseł Patryk Jaki – zaznacza Agnieszka Kłąb. Przypomina też, że od ponad roku w Sejmie leży projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej, która pozwalałaby urzędnikom odmawiać zwrotu nieruchomości zamieszkanej przez lokatorów.

– Mieliśmy już przykłady, że ważne z punktu widzenia większości sejmowej ustawy – np. lex Szyszko – dało się uchwalić w dwa, trzy tygodnie. Co od ponad roku dzieje z projektem dużej ustawy reprywatyzacyjnej? Niestety nic – spostrzega rzeczniczka magistratu.

Większość członków komisji weryfikacyjnej oraz burmistrz Pragi-Północ Wojciech Zabłocki uważają jednak, że nie należy się zasłaniać ustawami. Jeszcze przed wejściem w życie małej ustawy wystarczyłby zdrowy rozsądek. Jako że go zabrakło, Warszawa stała się miastem duchów. Stolicą, w której w ręce nieżyjących od dziesięcioleci osób trafił majątek wart setki milionów złotych. A w zasadzie w ręce osób, które uznały, że będą interesy nieboszczyków reprezentować.

KOMENTARZ
Sebastian Kaleta sekretarz stanu w KPRM, członek komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji

Czekamy na kuratora Zygmunta III Wazy

Od wybuchu afery reprywatyzacyjnej jednym z kluczowych wątków jest wyjaśnienie skali i przyczyn, dla których ratusz reprywatyzował nieruchomości w sytuacji, gdy w sprawie występowali kuratorzy spadku lub osób nieznanych z miejsca pobytu. W toku dotychczasowych rozpraw komisji weryfikacyjnych zaskakiwała bierność ratusza w ustalaniu praw spadkowych w takich sytuacjach, gdyż osoby będące przedwojennymi spadkobiercami, którym sądy wyznaczyły kuratorów, miałyby znacznie ponad 100 lat w momencie trwania postępowania zwrotowego, a informacje o ich losie urywają się w czasach wojennych. Zgodnie z obowiązującym prawem w razie śmierci i braku spadkobierców majątek takich osób powinien podlegać spadkobraniu przez Skarb Państwa reprezentowany przez Prezydenta m.st. Warszawy. Działań takich jednak nie podejmowano, a decyzje wydano na rzecz osób trzecich, niepowiązanych z przedwojennymi właścicielami.

Refleksja nie nastąpiła również w sądach, które kuratorów ustanawiały, jednak przy kompletnej bierności ratusza. Zamiast porządkować kwestie spadkowe i chronić lokatorów zamieszkujących zwracane kamienice, miasto skupiało się na tym, aby znaleźć podstawę do wydania nieruchomości kuratorowi. Co będzie następne? Może niedługo do ratusza zgłosi się kurator Zygmunta III Wazy i zażąda zwrotu połaci gruntów, gdyż królowi nie wystawiono aktu zgonu zgodnego z dzisiejszymi przepisami? Komisja weryfikacyjna zamierza przyjrzeć się wszystkim sprawom, w których występowali na jakimkolwiek etapie kuratorzy spadku lub kuratorzy dla osób nieznanych z miejsca pobytu. Ratusz na wniosek komisji zobowiązany jest sporządzić listę takich spraw oraz przekazać kopie decyzji, stosowny wniosek trafił do ratusza w ubiegłym tygodniu. Wtedy poznamy skalę, w jakiej Warszawa przez skandaliczne decyzje urzędników jest obecnie miastem duchów, które dzięki kuratorom czysto formalnie ożyły po to tylko, by nieruchomości po nich zostawione przekazać osobom kompletnie z nimi niezwiązanym."

wtorek, 26 września 2017

Parę faktów o "polskich" sądach 27

Parę faktów o "polskich" sądach 27
1. Sejm zwykłą większością głosów wybiera przykładowo prezesa NBP a jest to jedyne takie stanowisko w państwie i niezwykle ważne ! Nonsensowny postulat aby członków KRS wybierano kwalifikowaną większością umacnia poczucie wyjątkowości u "zupełnie nadzwyczajnej kasty".

2. Komuszy towarzysz  Marcin Święcicki: "Wybór sędziów do KRS przez polityków jest sprzeczny z Okrągłym Stołem, Konstytucją, rekomendacjami Rady Europy OBWE"

3. Mecenas Tomczyński: "Tak jak sądy są niesprawne i upolitycznione do tej pory, tak już bardziej niesprawne i upolitycznione nie będą"

4. Konstytucja Hiszpanii statuuje tamtejszy KRS. Sędziów ich KRS-u wybiera parlament choć mieli wybierać sobie sami sędziowie. Hiszpanie szybko z tego rozwiązania zrezygnowali zauważając, że to doprowadzi do potwornej korupcji, powstania różnego rodzaju koterii i klubów wzajemnej adoracji. Ciekawe czy wiedzą  co się dzieje w Polsce ?

5. Dziś na briefingu w KE padło wiele pytań o brak reakcji KE na aresztowania w związku z nadchodzącym referendum w Katalonii. "Aresztowanie polityków za dążenie do referendum w Katalonii, to sprawa wewnętrzna Hiszpanii"
Ale sprawa reform sądownictwa w Polsce to naruszenie praworządności. Przynajmniej tak szczekają niemieckie pieski w KE. Z Polski w ciągu 10 lat wydrenowano oficjalnie na zachód 540 mld złotych ! To o to chodzi !
We Francji w zasadzie trwa stan wojenny. Popularność Macrona spada z dnia na dzień. Gabriel z lewej to syn zatwardziałego nazisty a Habermas z prawej  to były członek Hitlerjugend. Rzygać się chce.
6. Chrome oblicze III RP wyznaczają przede wszystkim sądy i media, które preferują kasty, a gardzą zwykłym obywatelem.

7. Jarosław Gowin powiedział w 2014 roku - "Mamy 10 tys. sędziów, podczas gdy dwa razy większa Francja ma ich 5 tys. Jesteśmy na drugim miejscu także, jeśli chodzi o nakłady na sądownictwo w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. A na którym miejscu jesteśmy, jeśli chodzi o czas orzekania? Też na drugim miejscu - tyle że od końca".

8. Głos dał noblista TW Bolek. Też chce przeprowadzić reformę sądownictwa ! Mam pomysła.

9. W USA ława przysięgłych w zasadzie głosuje na to kto ma lepszego adwokata. Tam już nawet nie dba się o pozory. Robi się
"deale" i  targuje o wymiar kary gdy podejrzany jest biedny ale w zasadzie nie ma jakichkolwiek dowodów przeciwko niemu.
24-letnia studentka medycyny Lavinia Woodward 30 grudnia umówiła się ze swoim chłopakiem w mieszkaniu. Kiedy ten zauważył, że jego partnerka jest pijana i pod wpływem narkotyków, to postanowił zadzwonić do matki dziewczyny. Gdy 24-latka o tym usłyszała, chwyciła za nóż i rzuciła się na mężczyznę. Dźgnęła chłopaka nożem ale ten szczęśliwie się wybronił i przeżył.
Oskarżona uniknie kary więzienia za zaatakowanie nożem swojego chłopaka, gdyż jest “niezwykle inteligentna" i "bardziej surowa kara może przeszkodzić jej w życiu". Za zranienie partnera kobieta została skazana na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 1,5 roku.
Miała bardzo dobrego adwokata.

niedziela, 24 września 2017

Prawa nabyte i niesłusznie uzyskane

Prawa nabyte i niesłusznie uzyskane

1. W Rzymie podatki i łupy wojenne ( zrabowany kruszec i towary, niewolnicy - siła robocza, zagrabiona ziemia ) stanowiły zmiennie największe źródło przychodu państwa. Armia generowała ogromne dochody ! Stały żołd pojawił się dopiero w 102 roku p. n. e. Jego wysokość ustalono na 5 asów za dzień służby. Oktawian August w 6 roku n.e.  powołał specjalny Aerarium Militare czyli Skarb Wojskowy, odpowiedzialny za opłacanie żołdów, emerytur i rent inwalidom wojennym. Najlepiej zarabiali strzegący cesarza pretorianie mimo iż służba pretorian była bardzo lekka i całkowicie bezpieczna na tle wysiłku prawdziwych żołnierzy.
Żołnierz kończący służbę, otrzymywał odprawę zwaną praemia - 5000 pretorianie, 3000 legioniści, 1000 auxiliar i nadanie ziemi. Pretorianie dostawali ziemie w Italii zaś legioniści zaś w prowincjach.
Coś takiego jak gwardie pretoriańskie występowało dość powszechnie. Wraz z przewrotem w państwie pretorianie tracili życie a nie tylko przywileje materialne !

2. Matka opiekując się dzieckiem w domu, robiąc zakupy i dbając o dom nie wytwarza PKB i nie otrzymuje wynagrodzenia. Ta sama osoba opiekując się dziećmi w żłobku albo przedszkolu już wytwarza PKB. Robiąc zakupy do przedszkola czy sprzątając je także wytwarza PKB i otrzymuje wynagrodzenie. Podatki płacone przez gratis wychowane dziecko są już publiczne mimo iż powinna dostać je matka i ojciec ! Trudno o większy nonsens.
Nic dziwnego że nie ma chętnych do pracy w domu bez wynagrodzenia. Jest demograficzna apokalipsa.   

3. W systemie tradycyjnym każdy na starość dostawał od wychowanych dzieci i ze zgromadzonego majątku to co mu się należało. Ponieważ wszystkim żyło się biednie to starość była paskudna.  Kanclerz Bismarck chcąc zachęcić wieśniaków do przeprowadzki do miast gdzie potrzebni byli jako siła robocza w rodzącym się przemyśle dał im emerytury bowiem wieśniacy bez tego nie chcieli porzucać gospodarstw wiejskich  jednak dających im jakiś byt na starość.

4. 1 października wchodzi w życie ustawa "dezubekizacyjna", obniżająca emerytury i renty za okres „służby na rzecz totalitarnego państwa” od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r. Emerytury i renty byłych  funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL nie będą mogły być wyższe od średniego świadczenia wypłacanego przez ZUS. Informacje o przebiegu służby funkcjonariuszy sprawdza IPN. Najbogatsi z oficerów SB przez 28 lat otrzymali ( przeliczenie w odniesieniu do przeciętnych wynagrodzeń ) około 4-5 mln dzisiejszych złotych ! 

5. Co to jest to totalitrane państwo o którym mowa w ustawie ? Związek Radziecki zaprowadził w podbitej Polsce swój okupacyjny porządek ustrojowy i okrutny terror. Polska była eksploatowaną przez ZSRR kolonią. W latach powojennych na rozbudowany aparat terroru kierowano wielokrotnie więcej pieniędzy niż na odbudowę kraju ! Osoba pełnoletnia w PRL doskonale wiedziała że sowieccy żołdacy LWP, milicjanci i esebecy za nic dostawali kupę pieniędzy i mnóstwo przywilei. Przeciętny Polak brzydził się zdradą i nie chciał służyć moskiewskiemu Czyngis Chanowi. Za służbę okupantowi obiecał on zdrajcom ogromne emerytury. Za gnębienie zniewolonego narodu i utrzymywanie go w posłuchu dla prymitywów i bandytów. Miała to być nagroda za zdradę ojczyzny. Esbecja, to był wybór drogi życiowej i zdrady ! Służby MSW PRL było podporządkowane Moskwie i KGB.
Na takiej samej zasadzie jak esbekom Polska mogłaby płacić wielkie emerytury funkcjonariuszom Gestapo, NKVD, KGB, SS, Wermachtu i Armii Czerwonej.

6. Sowieccy żołdacy LWP, milicjanci i esbecy powinni iść do Moskwy która obiecała im za zdradę wielkie pieniądze !
W Polsce powinni zapłacić na gardle bo taka jest tradycyjnie cena za zdradę. Jeśli nie ukarzemy zdrajców to napewno pojawi się nowa generacja zdrajców ! Płacenie esbekom, sowieckim żołdakom, prokuratorom i sędziom  jest tym samym co wystawienie pomników chwały carycy Katarzynie II, pruskim Fryderykom, Hitlerowi, Stalinowi i Bierutowi !
Zdrowe państwo perwersyjny kapitał społeczny zwalcza ogniem i mieczem. Zdrajcy powinni być wdzięczni losowi że mogą sobie wybierać ze śmietnika i w ogóle spokojnie żyć a nie gnić w więzieniu albo dyndać na sznurze.  

7. Najgorszą rzeczą którą robi potworek o kryptonimie operacyjnym III RP to demoralizowanie narodu. Normalnie przegrani zdrajcy tracą wszystko a często i życie. Moskwa przegrała Wojnę z USA i trzeba zdrajców traktować butem. Dał nam przykład Macierewicz jak kopniakami pogonić psiarnie o nazwie WSI czyli "Długie ramie Moskwy". Zaczyna się wyjaśniać kto inspirował nieporozumienia między Ministrem Macierewiczem a Prezydentem. Szef BBN Paweł Soloch podjął decyzję o natychmiastowym wyrzuceniu kreta, płk. Czesława Juźwika, eksperta w Departamencie Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi, po uzyskaniu informacji o jego służbie w WSW.
Okazuje się że poesbecka ABW to śmierdząca kupa gówna skoro dopuszczono do tego że WSI-ok pracował w prezydenckim BBN.
Ciekawe kto podesłał prezydentowi śmierdzącego siarką oszustwa prof. Królikowskiego do pracy na ustawami sądowymi.

sobota, 23 września 2017

Parę faktów o "polskich" sądach 26

Parę faktów o "polskich" sądach 26

 Były premier Donald Dyzma wyraził zdziwienie tym że tajemniczy ktoś wdrożył własne rozwiązanie wbrew stanowisku rządu stwierdzając tylko fakty że "ktoś przełożył wajchę". Oczywiście kłamliwy Donald nie odważył się dociekać kim był mocarny "ktoś".

Małgorzata Gersdorf została przez układ macherów osadzona w fotelu Prezesa Sądu Najwyższgo aby uniknąć odpowiedzialności karnej i tym samym posłusznie działać w interesie chroniącego ją układu.
Pani prezes Gersdorf właściwie na okoliczność ubrana udała się samochodem służbowym z wizytą do Pałacu Prezydenckiego aby u boku Prezydenta złożyć gratulacje nominatowi na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Zachowała się tam tak jak należy się zachować. Doskonale wiedziała po co tam przybyła. Odbył się pokaz normalnych stosunków między Prezydentem a Prezes SN. I taka  była bez wątpienia wola pani Gersdorf. Ona i część sędziów chce reformy sadów.
To jednak rozwścieczyło układ macherów który włożył następujący bezczelny tekst w usta rzecznika prasowego Sądu Najwyższego Michała Laskowskiego:
"Wobec licznych komentarzy związanych z obecnością Pierwszego prezesa SN na uroczystości wręczenia przez pana prezydenta nominacji panu Justynowi Piskorskiemu, w imieniu pani profesor Małgorzaty Gersdorf proszę o przyjęcie zapewnienia, że w trudnym okresie stresów i przepracowania, każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego"

 "Bezrefleksyjność" to zatem nowa nazwa pomroczności jasnej Wałęsiaka czyli jednostki psychiatrycznej.
Prezes SN jest szantażowana i są na nią wywierane bezprawne naciski ! Jest marionetką w rękach bezimiennych mocarzy.
Znalazła się miedzy sierpem a młotem. Gdyby było inaczej Prezes powinna wezwać na dyscyplinującą rozmowę gnojka Laskowskiego i zażądać wszczęcia postępowania dyscyplinarnego z powodu naruszenia przez niego powagi Sądu Najwyższego i godzenia w interesy wymiaru sprawiedliwości.
Tymczasem macherzy zarządzili upokarzającą pielgrzymkę Małgorzaty Gersdorf przez wrogie rządowi media i Gersdorf kompromitując się posłusznie rozkaz wykonała. Została publicznie przeczołgana przez Grupą Trzymającą Władzę nad "niezawisłym" Sądem Najwyższym !
Akcja została zorkiestrowana. Na rozkaz oficera prowadzącego głos dał także TW Litwin z Ruskiej Budy i inna obleśna agentura.
Pożytek z pokazu jest taki że Polacy dostają ciągle nowe dowody na to że Polską realnie rządziła zbrodnicza GTW a sądy muszą w podskokach wykonywać dane im rozkazy i meldować na baczność.
W III RP awansowali tylko sędziowie na których macherzy mieli mocne haki aby krótko trzymać ich na smyczy - haki obyczajowe, aferalne, związki ze zorganizowaną przestępczością , przestępstwa zwłaszcza korupcyjne.

Zgodzić należy się z tym że wyroki SN to " kroki podejmowane bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań ".

piątek, 22 września 2017

Parę faktów o "polskich" sądach 25

Parę faktów o "polskich" sądach 25

http://nowahistoria.interia.pl/prl/news-jednostka-w-pelni-dyspozycyjna-krwawy-julek-skazal-na-smierc,nId,1359724

"Jednostka w pełni dyspozycyjna. "Krwawy Julek" skazał na śmierć 60 osób

"Element przypadkowy, obcy klasowo, do chwili obecnej rozporządzający nieruchomościami w postaci części domów czynszowych i udziału w sklepie [...] Element karierowiczowski, zdeklarowany. W żadnym wypadku nie może pozostać w WP" - pisali w 1948 r. funkcjonariusze Okręgowego Zarządu Informacji Wojskowej o majorze "ludowego" WP Julianie Polan-Haraschinie.
Opinia ta - gdyby podano ją wówczas do publicznej wiadomości - musiałaby spotkać się w Krakowie z niemałym zdziwieniem. Polan-Haraschin był wtedy postacią dość dobrze znaną - zastępcą szefa Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie. Był to szczególny komunistyczny trybunał, który orzekał m.in. w sprawach polskich działaczy niepodległościowych - oskarżanych o tzw. przestępstwa polityczne.

Polan-Haraschin był przez wiele lat jednym z najbardziej aktywnych sędziów WSR w Krakowie. Wydawał wyroki zgodnie z wymogami narzucanej przez komunistów "polityki karnej". Na śmierć skazał co najmniej 60 osób, wśród nich partyzantów z kilku oddziałów działających w Małopolsce.

Był człowiekiem na tyle zaufanym, że wysyłano go także w delegacje, by orzekał w innych sądach wojskowych na terenie Polski. Ta aktywność sprawiła, że w środowiskach poakowskich nazywano go powszechnie "Krwawym Julkiem".

Komunistyczny sędzia

Jego droga do "ludowego" WP była dość osobliwa. Urodził się w Krakowie - w 1912 r. - w znanej rodzinie nauczycielskiej Haraschinów. Ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, nie mógł jednak rozpocząć pracy w zawodzie.
Część historyków, a także osób z krakowskiego "salonu" twierdzi, że odsunięcie go od środowiska prawniczego było efektem niemoralnego prowadzenia się. W każdym razie wybuch wojny zastał Haraschina jako pracownika Urzędu Poczt i Telegrafów.

W kampanii wrześniowej 1939 r. został mianowany, jako urzędnik cywilny, komendantem poczty polowej nr 66 przy Kwaterze Głównej Obszaru Warownego Śląsk. Nosił umundurowanie podobne do wojskowego, przeszył wówczas z ramienia na patki srebrne kwadraciki oznaczające jego stopień służbowy, "uzyskując" stopień kapitana. Gdy więc ostatecznie dostał się do niemieckiej niewoli uznany za oficera trafił do obozu Brunszwik - Oflag XI B, a później Woldenberg - Oflag II C. Dzięki staraniom swego ojca już latem 1940 r. jako cywil został zwolniony i wrócił do Krakowa.

Ostatecznie znalazł zatrudnienie w Biurze Transportu Dyrekcji Monopoli w Krakowie. W czasie tej pracy był dwukrotnie aresztowany przez gestapo. Zarzucano mu nielegalne wystawianie nakazów transportu dla samochodów ciężarowych. Dzięki pomocy dyrektora Dyrekcji Monopoli - Austriaka Tauscha, z którym łączyły go zależności handlowe, nie został uznany winnym i powrócił do pracy w krakowskich monopolach.

Ta aktywność polegająca - według późniejszych ustaleń komunistycznej bezpieki - na sprzedaży części produkcji na "czarnym rynku", stała się fundamentem jego późniejszej legendy działacza podziemnego. Gdy skończyła się wojna, początkowo powrócił do pracy na poczcie. Szybko jednak udało mu się sfalsyfikować dokumenty poświadczające jego rzekomą służbę w ZWZ-AK w latach 1940-1945. To wtedy miał rzekomo posługiwać się pseudonimem "Polan", który wkrótce dodał sobie do nazwiska.

Zweryfikowano go w stopniu kapitana... i wcielono do korpusu służby "sprawiedliwości" w "ludowym" WP. Jak chcą niektórzy, miało się to stać dzięki wstawiennictwu gen. Michała Roli-Żymierskiego, byłego ucznia ojca Haraschina.

Od 1948 r. Polanem-Haraschinem interesowała się wojskowa bezpieka czyli Informacja Wojskowa, uznając, że z racji pochodzenia jest elementem "klasowo obcym". Jednak sądy skazujące za tzw. przestępstwa polityczne nasycone były wówczas pospiesznie awansowanymi synami chłopów i robotników, których całe wykształcenie prawnicze ograniczało się do kilku-, kilkunastomiesięcznych kursów. By zapanować nad orzecznictwem niezbędni byli ludzie, którzy rzeczywiście mieli jakieś pojęcie o prawie - a więc wykształceni przed wojną.

Polan-Haraschin pozostał więc w sądzie, ale wykluczono go z partii komunistycznej. Zarzucono mu piętnowane w partii komunistycznej wykroczenia: szaber, wyciąganie korzyści osobistych ze sprawowanej funkcji, obcowanie z osobnikami klasowo obcymi, oportunizm religijny oraz "burżuazyjny" styl życia. Mimo to Informacja Wojskowa nawiązała z nim kontakt uzyskując informacje dotyczące innych sędziów. Notatkę z jednej z rozmów podsumowano: "Ppłk Haraschin jest moralną prostytutką. Widzi w swojej obecnej sytuacji dużą zależność od Organów Informacji. Współpracować z nim trzeba na razie oficjalnie, nie werbując go, zmusić do pisania materiałów nie dając konkretnego zadania".
Wykładowca, więzień, agent

Ostrzeżony o zainteresowaniu wojskowej bezpieki, Polan-Haraschin w 1951 r. sam odszedł z LWP. Był następnie radcą prawnym, a ostatecznie trafił na Uniwersytet Jagielloński. Awansował bardzo szybko w 1955 r. obejmując kierownictwo Studium Zaocznego na Wydziale Prawa UJ.

Po "odwilży" wrócił też do sądownictwa wojskowego, zostając sędzią Wojskowego Sądu Garnizonowego w Krakowie. Wielotorową karierę przerwało aresztowanie przez bezpiekę w 1962 r. Oskarżono go o łapownictwo, fałszowanie wyników egzaminów i sprzedawanie dyplomów UJ. W 1963 r. został skazany na 9 lat więzienia.

W więzieniu - w zamian za obietnicę wcześniejszego zwolnienia - został tzw. agentem celnym, czyli tajnym współpracownikiem Biura Śledczego Służby Bezpieczeństwa, o ps. "Leon". Współpracy nie przerwał po opuszczeniu więziennych murów w 1968 r. Bezpieka bowiem uznała, że może być bardzo przydatny dzięki rodzinnym koligacjom. Polan-Haraschin był bowiem szwagrem... ks. Franciszka Macharskiego - bliskiego współpracownika kard. Karola Wojtyły - który sam następnie został krakowskim metropolitą. Był prowadzony na najwyższym szczeblu, początkowo przez Departament IV SB w Warszawie, później zaś przez Wydział IV SB w Krakowie. Kontakt z nim utrzymywali kolejni naczelnicy tego wydziału, ale także np. szef SB na woj. krakowskie - Stanisław Wałach.
Polan-Haraschin współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa do śmierci w 1984 r., posługując się kolejno pseudonimami: "Leon", "Zbyszek" i "Karol".

Wykorzystywano go do rozpracowania krakowskiego Kościoła katolickiego, ze szczególnym uwzględnieniem kurii i Wyższego Seminarium Duchownego (m.in.: ks. Andrzeja Deskura, ks. Franciszka Macharskiego, o. Piotra Rostworowskiego, kard. Karola Wojtyły, o. Wojciecha Zmarza), jak również środowiska uniwersyteckiego i intelektualistów krakowskich (m.in.: Michała Chorośnickiego, dr. Mieczysława Dąbrowskiego, Tomasza Gizbert-Studnickiego, dr. Zdzisława Grelowskiego, Mieczysława Habichta, dr. Zygmunta Hanickiego, adw. Julii Kąckiej, Henryka Kułakowskiego, prof. Stefana Langroda, Jacka Macharskiego, adw. Władysława Macharskiego, Aleksandra Peczenika, adw. Maksymiliana Przybylskiego, Pawła Roliana, adw. Andrzeja Rozmarynowicza, Jana Woleńskiego).

W późniejszych latach używany był przez SB także do rozpracowania środowiska polskich księży w Watykanie oraz Jana Pawła II (np. w czasie akcja "Lato 79"). Jednocześnie od 1977 r. był wykorzystywany przez Departament I do inwigilacji środowiska Radia Wolna Europa (m.in. Aleksandra Menharda). Był regularnie wynagradzany finansowo, oczekiwał także od bezpieki różnych przysług życiowych - które ta jednak nie zawsze realizowała - co spotykało się z rozczarowaniem ze strony agenta.

W 1981 r. jego tajną współpracę podsumował ówczesny szef SB na woj. krakowskie Wiesław Działowski: "TW ps. "Karol" jest w pełni dyspozycyjną jednostką, przekazującą informacje przedstawiające szczególną wartość operacyjną".

Wydaje się, że dyspozycyjność nie była jednak cechą wyłącznie tego etapu jego życia, i można uznać, że od 1945 r. wydatnie wspierał komunistyczny reżim. Nie był zarazem typem ideologicznego aktywisty, jak się wydaje raczej kimś, kto działał na rzecz "ludowej" Polski dla własnej korzyści.

Filip Musiał"

wtorek, 19 września 2017

Nazikomunizm

Nazikomunizm

Czerwony Czyngis Chan XX wieku, Józef Stalin nie wierzył nikomu, prawie nikomu. Była tylko jedna osoba której bezgranicznie ufał i którą podziwiał. Jego sojusznik Adolf Hitler ! Gdy Niemcy napadli na ZSRR Stalin wpadł w stupor. Pociągi z surowcami dla III Rzeszy przekraczały jeszcze granice ZSRR a te w kraju jechały dalej ku granicy. Od wybuchu II Wojny Światowej przez prawie dwa lata ZSRR zaopatrywał Rzesze w tak bardzo potrzebną jej ropę naftową, surowce a nawet żywność mimo iż ludzie w ZSRR umierali z głodu.
Hunowie i Mongoły razem mordowali Polaków !
Samoloty bombardujące Londyn latały na sowieckim paliwie !  
Sowiecki plakat autorstwa Kukryniksów, był skrupulatnie usuwany z archiwów i muzeów ponad 70 lat.

Znów o PPP

Znów o PPP

Przy wyliczaniu PPP - Purchasing power parity czyli parytetu siły nabywczej powstają poważne problemy, które czynią PPP niewiarygodnym. 

Ceny komunikacyjnych polis ubezpieczeniowych OC i AC w Polsce są istotnie niższe niż polis w krajach  zachodniej Europy.
https://www.mfind.pl/akademia/polisa-oc-2/ceny-ubezpieczen-oc-i-ac-w-europie/
Jednak ogromna jest różnica w wieku samochodów jeżdżących w Polsce i w zachodniej Europie a także ogromne są różnice w cenie przeciętnego samochodu czy koszcie leczenia ofiar wypadków. Zatem polisa ubezpieczenia OC w Niemczech jest czymś zasadniczo różnym niż taka sama polisa w Polsce.  

Od ćwierć wieku mówi się o tym że zachodnie koncerny sprzedają w Polsce i w całej Europie wschodniej  pod tą samą nazwą towary gorszej, podłej jakości, niż na zachodzie. Osoby które podnosiły tą oczywistą sprawę otrzymywały etykietę oszołomów. To teorie spiskowe ciemnych zidiociałych Polaczków i żaden światły Europejczyk w to nie wierzy, to niemożliwe, niemieckie koncerny są uczciwe a Niemcy są tacy solidni... Trzeba być wyzutym z wszelkich europejskich wartości ciemniakiem aby pleść takie nonsensy atakujące idee europejskie !
Teraz o bezczelnych oszustwach koncernów mówi Komisja Europejska i sam Juncker. 
Problem dotyczy żywności, chemii gospodarczej i generalnie wszystkich towarów. Przeprowadzone porównania produktów pokazują że w istocie są produkowane zupełnie różne produkty pod tą samą nazwą i w prawie takim samym opakowaniu. Jogurt dla wschodniaków ma tylko 60% owoców tego co dla nadludzi. W napojach używane są inne cukry i słodziki. Podłe paluszki rybne mają dużo mniej mięsa ryb i mięso jest gorszej jakości. Dla podludzi stosowany jest tani i zabójczy dla zdrowia olej palmowy zabroniony na zachodzie.  Nawet kawa i herbata jest gorszej jakości. Podłe są w składzie i smaku  czekolady sprywatyzowanego Wedla i Goplany. O niebo lepsza i zdrowsza jest tańsza niemiecka czekolada sprzedawana przez Lidla. Wschodniakom wciskane jest guano.
Proszki dla podludzi gorzej piorą i mają dużo mniej substancji zapachowej. Pasta do zębów nie myje zębów. Kosmetyki są szczególnie podłej jakości a bywają droższe niż na zachodzie.  
Sprzedawana we wszystkich krajach w identycznych opakowaniach przyprawa Kotanyi, zawiera 140 g ekstraktu z czerwonej papryki na kilogram, a ta eksportowana na rynki wschodnie już tylko 109 g.

Słowackie służby sanitarne zbadały skład losowych kilkudziesięciu produktów żywnościowych. Stwierdzono, że produkty zachodnie i wschodnie są zupełnie różne. Napój pomarańczowy firmy Rewe kupiony w Austrii zawierał sok z pomarańczy. Ten sam napój kupiony na Słowacji w ogóle nie ma  pomarańczy. Główne jego składniki, poza wodą, to różne chemiczne barwniki oraz stabilizatory smaku. Zimna herbata Nestea sprzedawana w Europie Środkowo-Wschodniej ma o 40% mniej ekstraktu herbacianego od tej przeznaczonej na rynek Europy Zachodniej. Coca-Cola dla wschodniaków słodzona jest produkowaną z kukurydzy izoglukozą, zamiast sacharozą. Izoglukoza budzi poważne obawy zdrowotne. Test proszku do prania dowiódł, że ten sprzedawany na Słowacji daje 30% mniej cykli prania, niż "ten sam" sprzedawany w Niemczech.

Wcześniej przedstawiciele producentów bezczelnie w mediach kłamali twierdząc że produkty są identyczne. Media o oszustwach milczały jak zaklęte bojąc się że oskarżane o oszustwa koncerny wycofają swoje życiodajne reklamy.
Sprzedawane w Niemczech ubrania H&M i C&A są znośnej jakości. W Polsce sprzedawane są szmaty. Puma czy Adidas kupione w Niemczech posłuży latami a kupione w Polsce po kilku tygodniach używania jest do wyrzucenia. Sprzedawane są przestarzałe modele sprzętu AGD zachodnich koncernów.

Matt Simister z brytyjskiej sieci Tesco wywołał prawdziwą burzę wypowiedzianymi w BBC słowami, że do krajów Europy Środkowo-Wschodniej trafiają towary drugiej kategorii: "W wielu przypadkach produkty pierwszej klasy wysyłamy do sklepów w Wielkiej Brytanii, a produkty drugiej klasy na rynki Europy Centralnej i Wschodniej".
Rzeczniczka Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów stwierdziła wówczas – Nie komentujemy tej sprawy. Badanie jakości produktów nie należy do naszych obowiązków.
Donald Dyzma obsadzony w roli odżwiernego Makreli i lokaja Junckersa wraz ze swoją przygłupią przyboczną ( komisarz ds. Rynku Wewnętrznego Elżbieta Bieńkowska milczy ) powinni wnieść o sankcje dla buntujących się dyskryminowanych wschodniaków którzy nie chcą już guana od oszustów.
W wywiadzie udzielonym dziennikowi "Guardian" premier Słowenii Miro Cerar oświadczył, że jego zdaniem międzynarodowe koncerny stosują naganne praktyki mające wprowadzić konsumentów w błąd. – Czasami wyraźnie widać, że te niedopuszczalne praktyki służą wyłącznie zwiększeniu zysków – powiedział. – Firmom zwykle tylko o to chodzi.
Ponieważ w "teoretycznej Polsce" nie ma silnych instytucji ochrony konsumenta to masowo oszukuje się klientów

W kalkulacji wskaźnika PPP oszukana jakość powinna być wzięte pod uwagę a nie jest ! W wyliczeniach PPP jest to niby  ten sam towar, choć jest to nieprawda.

Polskie PKB na osobę w 2016 roku wyniosło rzekomo 12 315 dolarów ale według parytetu PPP aż 27 764 dolarów międzynarodowych ( International Monetary Fund: World Economic Outlook Database, April 2017 ). Kto chce niech wierzy bo to nie jest kwestia liczb i obliczeń ale wiary. 

niedziela, 17 września 2017

Reparacje wojenne 7

Reparacje wojenne 7

1. W Wersalu Niemcy zobowiązano do spłaty reparacji wojennych za I Wojnę Światową w kwocie 132 mld marek w złocie ( równowartość dzisiejszych  450 mld $). Niemcy spłacili ostatnią ratę 94 mln $ w 2010 roku.

2. Berlin w sprawie reparacji wyznaczył Polsce jakąś tajemniczą "czerwoną linię". Czy jak  ją przekroczymy to znów będą nas milionami gazować i palić w Auschwitz, Treblince, Sobiborze.... i mordować harówką w 45 000 obozów pracy przymusowej  ?

3. Agentura niemiecka wśród "polskich" biskupów apeluje o szacunek dla polsko-niemieckiego "pojednania". Pewnie niedługo będą przerabiać swoje kościoły na meczety !

4. Kto by pomyślał ze Niemcy mają tylu swoich folksdojczy i agentury w Polsce. To że "Platforma bez matury" została stworzona za pieniądze niemieckiego wywiadu aby dbać o interes Niemiec było wiadome od dawna. Ale .Nowoczesny Ryszard ze swoim fraucymerem też ma szczekać jak Berlin każe ?

5. Od długiego czasu w KGB-owskiej siedzibie w Moskwie na Łubiance duża ekipa Niemców  robi kwerendę ich własnych archiwów wywiezionych do ZSRR po 1945 roku. Czyżby reaktywowano pakt Hitler-Stalin i Niemcy zacierają ślady zbrodni aby utrudnić szacunek należnych reparacji

6. http://wgospodarce.pl/informacje/39966-niemcy-zaplaca-zydom-za-masakre-z-1941-r-faz
"Niemcy zapłacą Żydom za masakrę z 1941 r.- "FAZ"

Rząd Niemiec przyznał odszkodowania Żydom, którzy przeżyli masakrę w czerwcu 1941 roku w Jassach w północno-wschodniej Rumunii - podał we wtorek niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Podczas kilkudniowego pogromu zamordowano co najmniej 13 tys. osób

Decyzja o przyznaniu odszkodowań zapadła na początku lipca po siedmioletnich negocjacjach między niemieckim ministerstwem finansów a Jewish Claims Conference (JCC) - informuje „FAZ”. Niemiecki rząd, który odmawiał zgody na wypłatę zadośćuczynienia ze względu na fakt, iż w Jassach formalnie nie istniało getto, zmienił w końcu zdanie. Warunkiem było oświadczenie ze strony JCC, że sprawa masakry w Jasach jest ostatecznie zamknięta - czytamy w „FAZ”.

Autor materiału Joseph Croitoru określił decyzję mianem „od dawna oczekiwanego gestu o historycznym znaczeniu”. Porozumienie w sprawie świadczeń dla Żydów z Jass jest częścią większej umowy pomiędzy Niemcami a JCC, zawartej w 1992 roku i włączonej jako protokół dodatkowy do umowy o zjednoczeniu Niemiec. Umowa jest podstawą do wypłat świadczeń dla ofiar, którym w czasach komunistycznych odmówiono odszkodowań.

Croitoru pisze, że w masakrze rozpoczętej w nocy z 28 na 29 czerwca 1941 roku uczestniczyli głównie wojskowi, policjanci i cywile z Rumunii, która była wówczas sojusznikiem Hitlera. W Jassach stacjonowały jednak także oddziały niemieckie, których obecność umożliwiła pogrom.

„FAZ” zwraca uwagę, że podczas wojny w Rumunii i na terenach przez nią administrowanych zamordowano ponad 350 tys. Żydów.

Gazeta nie podała wysokości odszkodowań dla Żydów z Jass."

Parę faktów o "polskich" sądach 24

Parę faktów o "polskich" sądach 24

Bandyci w togach sędziów SN
https://www.salon24.pl/u/domniemanieniewinnosci/809382,prof-gersdorf-moze-spac-spokojnie-bedzie-jak-bylo,2
"Raport autorstwa dr Łukasza Chojniaka i Łukasza Wiśniewskiego Przyczyny niesłusznych skazań.
Autorzy badali  119 spraw, które spełniały kumulatywnie następujące kryteria;
·   osoba była prawomocnie  skazana
·   przeprowadzono nadzwyczajny  środek zaskarżenia, tj. kasację lub wznowienie postępowania, w wyniku którego doszło do:
·   uniewinnienia lub skazania na łagodniejszą karę tej osoby albo umorzenia postępowania wskutek okoliczności, których nie uwzględniono we wcześniejszym postępowaniu.

W 100% badanych spraw sądy rażąco naruszyły przepisy procedury lub przepisy prawa materialnego, które miały wpływ na treść wyroku potwierdzone orzeczeniami odwoławczymi i wznowieniowymi sądów wyższych instancji, także Sądu Najwyższego. Same działania sądów I instancji (ew. I i II instancji) były postrzegane przez osoby skazane jako niesprawiedliwe skazanie. Gdyby było innaczej nikt nie pochyliłby się nad tymi sprawami. To determinacja pokrzywdzonych i bardzo dużo szczęścia  doprowadziły do uniewinnienia lub skazania na łagodniejszą karę  albo umorzenia postępowania. W tych 119 sprawach sądy i sędziowie - w części przypadków orzeczeń I i II instancji - nie byli gwarantami konstytucyjnych praw skazanych. (Każde naruszenie  podstawowych gwarancji  wynikających z zasady prawa do sprawiedliwego procesu i naruszenie innych praw człowieka koresponduje  z określeniem niesprawiedliwie skazany i jest konsekwencją braku niezawisłości sędziów)
W 68 przypadkach niesprawiedliwie skazanych Autorzy uznali, iż były to przypadki niesłusznych skazań. Czyli bagatela niemal 60%.

Pani Prezes Gersdorf odnosząc się do tego badania twierdziła, iż „przyjęcie przez Autorów badania zbyt szerokiej definicji niesłusznego skazania nie może zaskakiwać, że w sprawach poddanych badaniu stwierdzili oni okolo 50% ”niesłusznych skazań”. Dane te kreują nieprawdziwy obraz wymiaru sprawiedliwości...” Mnie zaskakuje lekceważenie  obrazu wymiaru sprawiedliwości przez prof. Gerdorf. Pozostaje zapytać jaki procent niesłusznych skazań wykreowałby prawdziwy obraz wymiaru sprawiedliwości?  A jaki procent będzie zaskakiwał  Pierwszą Prezes SN?

Badanie to jest bezprecedensowym w Polsce naukowym potwierdzeniem tego o czym  mówią od lat tysięce pokrzywdzonych przez bezprawne działania wymiaru sprawiedliwości.  Nie zmienią tego faktu  bezduszne i małostkowe sofizmaty i bagatelizowanie wyników tego badania. Rozpaczliwe głosy tysięcy pokrzywdzonych są przez ponad dwie dekady  oficjalnie ignorowane, bagatelizowane i ośmieszane. Pokrzywdzeni walczący o swoje racje i prawa są traktowani jak osobnicy niezrównoważeni psychicznie, pieniacze, roszczeniowcy, bezzasadnie niezadowoleni z decyzji sądu, osobnicy działający z niskich pobudek lub nierozgarnięci umysłowo, a ich zarzuty to bezczelne  pomówienia i urojenia, a w najlepszym wypadku subiektywne odczucia niepoparte badaniami aktowymi sprawy, do których skarżący mają oczywiście prawo.

W tym mejscu trzeba podkreślić, iż zmiana władzy w 2015r. - prace Komisji Sejmowej do sprawy Amber Gold czy Komisji Reprywatyzacyjnej odkrywają przed społeczeństwem niewyobrażalną skalę patologii w wymiarze sprawiedliwości i na ich tle historie pokrzywdzonych paradoksalnie, nareszcie stają się wiarygodne.

Parę faktów o "polskich" sądach 23

Parę faktów o "polskich" sądach 23

Niedługo w sprzedaży ukaże się książka  "Resortowe togi" Macieja Marosza.

Opis wydawcy.
Obecnie istnieje państwo prawników, a nie państwo prawa. „Nadzwyczajna kasta” stoi ponad prawem, przeciwko obywatelom i interesowi publicznemu. Przeprowadzona w książce diagnoza wymiaru sprawiedliwości potwierdza konieczność wprowadzenia gruntownych zmian zasad jego funkcjonowania i wymiany całych składów instytucji prawnych państwa. Wymiar sprawiedliwości, utworzony po wojnie w kontrolowanej przez Sowietów Polsce jako jeden filarów komunistycznej władzy, do dziś nie uległ przemianom. To rękami prawników udaremniono rozliczenie z komunizmem. Przedstawiając funkcjonowanie systemu prawnego III RP, autor nie mógł pominąć najnowszej historii resortu sprawiedliwości, w którym obsada ministerstwa układa się w ciąg agentów bezpieki komunistycznego państwa. Nakreślił również mechanizm kooptacji młodych kadr prawniczych tego porównywalnego z mafijnym systemu.
Podstawowymi źródłami informacji w książce są akta IPN, 6-letnie doświadczenie z setek procesów przed Sądem Najwyższym, sądami niższych instancji czy Trybunałem Konstytucyjnym oraz zbierane przez wiele lat w parlamencie i innych instytucjach państwowych materiały dziennikarskie.

sobota, 16 września 2017

82 lata temu Niemcy uchwalili ustawy norymberskie


82 lata temu Niemcy uchwalili ustawy norymberskie

82 lata temu niemiecki parlament uchwalił najbardziej rasistowskie prawo w historii czyli ustawy norymberskie.

piątek, 15 września 2017

Wspaniały George Patton

Wspaniały George Patton

Generał George Patton podczas konferencji prasowej 8 maja 1945 roku powiedział:
“Ta wojna zakończyła się dokładnie tam, gdzie się zaczęła. Na podwórku Hunów. (..) Ale na tym nie koniec. (..) To, co zrobili dzisiaj politycy w Waszyngtonie i Paryżu, podobni do ołowianych żołnierzyków, to historia, o której będziecie pisać przez jakiś czas. (…) Pozwolili nam wykopać w cholerę jednego gnoja, a jednocześnie zmusili, żebyśmy pomogli usadowić się następnemu, równie złemu albo jeszcze gorszemu niż tamten. (..) Wygraliśmy tylko szereg bitew, nie wojnę o pokój. (..) Będziemy potrzebowali nieustającej pomocy Wszechmogącego, jeśli mamy żyć na jednym świecie ze Stalinem i jego morderczymi zbirami...Zastanawiam się, co powiedzą dzisiaj wiedząc, że po raz pierwszy od stuleci pozwoliliśmy siłom Czyngis-chana wejść do Europy Środkowej i Zachodniej. Zastanawiam się , jak się czują, wiedząc, że w naszych czasach nie będzie pokoju, a Amerykanie, także ci, którzy się dopiero urodzą, będą musieli walczyć z Rosjanami jutro albo za piętnaście czy dwadzieścia lat. (…) Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć. To my powinniśmy im mówić, że jeśli im się nie podoba, niech idą w pizdu, i wydać im wojnę. Pokonaliśmy jednego wroga ludzkości, ale umocniliśmy drugiego, znaczenie gorszego, w którym jest więcej zła i zajadłości niż w pierwszym...
Niestety, niektórzy z naszych przywódców są po prostu cholernym durniami i nie mają pojęcia o historii Rosji. Cholera, mam wątpliwości, czy wiedzieli chociaż tyle, że Rosja jeszcze niecałe sto lat temu zajmowała Finlandię, wyssała krew z Polski i zrobiła z Syberii więzienie dla własnego narodu. Wyobrażam sobie, jak szydził Stalin, kiedy uzyskał od nich wszystko podczas tych niby konferencji”.