poniedziałek, 30 listopada 2020

Wielki sukces RECEP

 Wielki sukces RECEP
https://www.spectator.co.uk/article/was-2008-the-year-china-triumphed-over-the-west-
"Chociaż gospodarka Chin pozostaje mniejsza niż gospodarka USA pod względem nominalnego PKB (choć wyprzedza USA pod względem PKB na podstawie parytetu siły nabywczej), to może przewyższyła ją  już w innym sensie? Od 2008 r. Energia i dynamika Chin prawdopodobnie doprowadziły do tego, że Chiny wyprzedziły rywala. Za sto lat historycy prawdopodobnie spojrzą wstecz na krach finansowy jako punkt zwrotny w równowadze sił między Zachodem a Chinami.

Kryzys kredytów hipotecznych typu sub-prime z tamtego roku, po którym nastąpiły wysokie podatki i nadmiernie uregulowane zarządzanie gospodarką prezydenta Obamy, doprowadził Amerykę do przedłużającej się recesji i anemicznego ożywienia. Jednocześnie Stany Zjednoczone rozproszyły siłę finansową i militarną oraz wiarygodność dyplomatyczną wojnami prezydenta Busha w Iraku i Afganistanie, co w najlepszym przypadku przyniosło jedynie marginalne korzyści. Gdy Zachód się zachwiał, chińska gospodarka ruszyła naprzód.

Podczas gdy wojny Busha przyniosły niewielkie korzyści, Ameryka również została zniszczona przez ostre wewnętrzne podziały. W ciągu ostatnich dwudziestu lat Partia Demokratyczna w USA przesunęła się na skrajną lewicę, stosując postmodernistyczne (neomarksistowskie) filozofie polityczne Jacquesa Derridy, Michela Foucaulta i Rolanda Barthesa do polityki społecznej i gospodarczej dekonstrukcji skoncentrowanej na płci i rasie i środowisku.

W międzyczasie połączenie ewangelików i "przelotnych'' obywateli Ameryki Środkowej, "lewaków '' globalizacji, z irytacją zwróciło się ku nacjonalistycznej, wolnorynkowej agendzie idiosynkratycznego showmana medialnego, Donalda Trumpa, który obiecał odwrócić deindustrializacja Stanów Zjednoczonych - polityka, która zyskiwała na znaczeniu do czasu pojawienia się Covid-19. Międzynarodowi komentatorzy z niedowierzaniem patrzą na podziały w Stanach Zjednoczonych, a także na wybór swoich kandydatów na prezydenta, w szczególności wiekowego Joe Bidena z Partii Demokratycznej, człowieka o wyraźnie malejących zdolnościach.

Chińczycy nie tylko myślą, że dysfunkcyjne i mocno podzielone Stany Zjednoczone upadają, oni wiedzą, że tak jest. Unia Europejska, której nacisk na unię polityczną wyraźnie nie jest używany jako model przez ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej), jest podobnie w stanie wojny ze sobą. Dziesięć lat temu chiński biznesmen chwalił się Europą: „Wczoraj jedliśmy śniadanie. Dzisiaj jemy twój lunch. Jutro zjemy twój obiad”.

Dawni zagorzali sojusznicy Ameryki w Azji poszli za ciosem. Podczas słabej prezydentury Obamy Tajlandia i Filipiny, była kolonia amerykańska, zdecydowanie znalazły się w obozie chińskim, gdy Stany Zjednoczone z ledwie jękiem zrezygnowały z kontroli nad Morzem Południowochińskim, najbardziej ruchliwym szlakiem handlowym na świecie. Pomimo ówczesnej przewagi Ameryki na lotniskowcach 11-1, prezydent Obama nie kwestionował okupacji przez Chiny wysp Paracel i Spratly.

ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej), które szybko staje się chińskim zapleczem, zawiera chińską diasporę szacowaną na 50 mln ludzi, a ich łączna populacja wynosi 650 mln. Ich łączny PKB przewyższy w ciągu pięciu lat PKB Unii Europejskiej (446 mln mieszkańców). Ponadto chińska strategia Nowego Jedwabnego Szlaku podporządkowała sobie Azję Środkową, Turcję i Rosję. Chińskie wpływy polityczne i gospodarcze w Afryce są również bardzo zaawansowane.

Globalny zasięg Chin wzrośnie jeszcze bardziej po podpisaniu w tym tygodniu regionalnego kompleksowego partnerstwa gospodarczego (RCEP), które łączy dziesięć krajów ASEAN z Chinami, Japonią, Australią, Koreą Południową i Nową Zelandią. Zauważalnie Europa i Ameryka nie są uwzględnione. Kiedy Indie wycofują się z RECEP, Chiny stoją na czele największej na świecie organizacji wolnego handlu.

Pod względem technologicznym Zachód także zaczyna być w tyle. W 2018 roku na Chiny przypadło 46 procent zgłoszeń patentowych na świecie; ich 1,5 miliona zgłoszeń przyćmiło 597 141 patentów zgłoszonych przez Stany Zjednoczone. Chociaż Stany Zjednoczone nadal przodują w technologii mikroprocesorowej, należy zapytać, jak długo to potrwa. W przypadku sztucznej inteligencji prognozuje się, że w ciągu najbliższej dekady Chiny prześcigną Zachód. Jak na ironię, to uprzywilejowane podatkowo grupy private equity w Ameryce wytyczają drogę do szybko rozwijających się chińskich centrów technologicznych w celu finansowania start-upów i szybko rozwijających się młodych firm. Nigdzie ta transformacja nie jest bardziej widoczna niż w Shenzhen; Miasto, mała wioska rybacka przylegająca do Hongkongu, kiedy Deng Xiaoping wyznaczył ją jako Specjalną Strefę Ekonomiczną w 1980 roku, jest obecnie konurbacją liczącą 13 milionów ludzi, której rozwój przewyższa Hongkong dzięki technologicznym potworom, takim jak Tencent i Huawei.

Covid-19 przyspieszył tempo względnego upadku Zachodu. RECEP jeszcze bardziej przyspieszył ten trend do tego stopnia, że pytanie, które należy zadać, nie brzmi:  "Kiedy Chiny wyprzedziły Zachód? '', A tylko "Kiedy chińska gospodarka stanie się tak dominująca, że USA i Europa będą musiały pukać do cesarskich następców Xi Jinpinga?

Chyba że Zachód zjednoczy siły, ponownie ucząc się kapitalizmu i rozwoju."

Anglik o gospodarce polskiej w XVI Wysłannik angielski na sejmie elekcyjnym Warszawa roku 1873

 Anglik o gospodarce polskiej w XVI  Wysłannik angielski na sejmie elekcyjnym Warszawa roku 1873
http://retropress.pl/wiadomosci/anglik-gospodarce-polskiej-xvi/
"Wiadomości/ 14.03.1948/ Londyn/ Rok 3, Nr 11 (102)
Rękopis, o którym mowa, wydobył z wielowiekowego zapomnienia prof. Rudolf Kesselring, sygnalizując jego istnienie na łamach „Głosu Ewangielickiego” w r. 1932. Pisała o nim w rok później Irena Hoffman jako o „sensacyjnym” dokumencie, stwierdzającym prawa polskie do pobrzeża bałtyckiego, a następnie – w „Kurjerze Warszawskim” – Władysław Tarnawski. Zajęli się nim z kolei Stanisław Kot i Wacław Borowy.

Wielka to jednak szkoda, iż dokument ten dotąd w piśmiennictwie naszym znany jest tylko z ułamkowych omówień. Szkoda tym większa, że pełniejsze streszczenie ukazało się w opracowaniu Niemca, Siegfrieda Mewsa (Lipsk 1936), z odpowiednio tendencyjną – zgadnąć nie trudno jaką – przyprawą.

Dokument przynosi nad wyraz interesujący i wnikliwy opis struktury społecznej, politycznej i gospodarczej oraz obyczajów Rzeczypospolitej z końca XVI w.; napisany jest ładną wczesno-angielską prozą, której przekład dałby wdzięczne pole do popisu dobremu tłumaczowi.

Rękopis (224 strony), przechowywany w British Muzeum, jest anonimowy. To tylko pewne, iż ma on bliski związek z wspomnianą przeze mnie w „Wiadomościach” (nr 82) misją dyplomatyczną w Polsce Sir George Carew (1598). Na ogół temu właśnie dyplomacie przypisuje się jego autorstwo. Przemawia za tym – jak mniemamy – m.in. i to że współczesny de Thou (Tuanus) wskazuje Carew jako autora „Relacji”, czerpiąc z niej polonica dla swych klasycznych „Dziejów”. Również – że niespornie spod pióra Carew pochodzi podobna „Relacja”, spisana z jego późniejszej ambasady do Francji. Autorstwo „Relacji” o Polsce zakwestionował prof. Kot, przyznając je raczej Williamowi Bruce (Bruse, Brussius), Szkotowi, postaci niewątpliwie bardzo pociągającej, prawnikowi, publicyście, żołnierzowi i włóczędze, który jako profesor Akademii Zamoyskiej, a później angielski agent dyplomatyczny, miał na pewno okazję co nieco o Polsce zauważyć; wedle hipotezy prof. Kota „Relacja” przygotowana została przezeń jako materiał orientujący ambasadora Carew w terenie polskim.

Do dotychczasowych omówień fragmentarycznych pragnąłbym dorzucić garść spostrzeżeń o obrazie gospodarstwa polskiego i polskiej polityki gospodarczej, jaki nam „Relacja” przekazała.

„Dziwne musi się wydać – zaczyna się rozdział o ekonomice polskiej – iż nie jest bogate to Królestwo, które obfituje w najważniejsze zasoby a ponadto jest śpichlerzem i arsenałem całej Europy”… Wiele miejsca poświęcono w „Relacji” bogactwu owych zasobów; czytamy więc o żywności wywożonej wołami do Niemiec, Węgier i Włoch, o soli dobywanej w Bochni, Wieliczce i z jezior, o budulcu okrętowym idącym w dużych ilościach na Zachód. Cały niemal rozdział poświęcony jest kopalinom polskim – soli, rtęci, miedzi, saletrze, srebru (i złotu).

Dociekając więc dlaczego bogactwo tych wszystkich zasobów nie daje Polsce zamożności – autor „Relacji” wykłada nam przy okazji swą doktrynę gospodarczą, którą moglibyśmy określić jako wczesnomerkantylistyczną a której zmodernizowane wersje czytelnik z pewnością znajdzie dzisiaj w praktycznych politykach gospodarczych.

„We wszystkich państwach – pisze – pilność narodu w sztukach mechanicznych i ludność są podstawami bogactwa”; świadczy o tym zamożność niemieckich i włoskich społeczeństw miejskich, jak Norymbergi, „stojącej na ziemi jałowej”, Augsburga, „żadnego nie posiadającego terytorium”, Wenecji i Mediolanu. Dlatego – objaśnia nas dalej – mądre prawa zakazują wywozu surowca albo przynajmniej utrudniają go wysokimi cłami, a sprzyjają wywozowi przetworu („artificiall”); tak postępuje np. Anglia, której wielkie zyski przynosi tkanina, o wiele większe aniżeli te, jakie dawniej, nim Flamandowie nauczyli ją sztuki tkania, czerpała z wywozu wełny. Podobna polityka gospodarcza „czyni kraj ludnym, za czym idą bogactwo gleby pomnożone wysiłkiem rolnika, zysk dla szlachty przez ulepszenie jej ziemi, a zysk dla księcia ze zwiększonych danin”.

Podmalowawszy w ten sposób tło doktrynalne, obserwator cudzoziemski krytykuje politykę polską, która pozwala by cały zysk z handlu koncentrował się w miastach pruskich i inflanckich i powoduje bogacenie się obcego „przemysłu” polskim kosztem. Wytyka zjawisko bogacenia się zagranicy na uszlachetnianiu surowca polskiego. „Prosta materia, jako to popiół (?), wełna, len, konopie, skóry, wraca do Królestwa, po cenie znacznie wyższej aniżeli ta po jakiej ją sprzedano za granicę”; tak wraca po wygórowanej cenie do Rygi len przetkany za granicą. Co gorsza – twierdzi (i tu mamy pewne świeże reminiscencje), że wraca do Polski (na przednówku?) za droższą cenę polskie zboże, wywiezione za granicę.

Skutek tej polityki, to podrywanie równowagi gospodarstwa, „overballancing”, jak mówi „Relacja”. Podcina się bilans płatniczy: „z powodu opisanych defektów towary polskie nie przynoszą pieniądza”. Równowagę bilansu tego podcina zresztą także pozycja turystyki, skoro „znaczna część uzdolnionej szlachty („gentlemen of abllity”), jadąc do obcych ziem i żyjąc tam na wysokiej stopie, zabiera dla siebie zaopatrzenie i zasilana jest wielkimi sumami pieniądza”, wysyłanymi z Polski. Ten dewizowy aspekt naszych związków duchowych z Zachodem kłopotał – jak widać – równie przodków co i współczesnych ministrów skarbu. Nieobcy im był także i inny jeszcze kłopot „dewizowy”, – przemyt pieniądza z Polski, – „rzecz -czytamy – nietrudna w kraju, którego granice otwarte są na ścieżaj”; uwaga zrozumiała u Carew (czy Bruce’a), pamiętającego o szczelnej morskiej granicy jego ojczyzny.

Kształtowanie się polskiego bilansu handlowego i płatniczego sprawiało najwidoczniej, że kraj był zalewany pieniądzem zepsutym („adulterated”). Jego, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, inflacja musiała mocno dokuczyć w obrocie; na sejmie w r. 1534 nakazano mennicom przerwanie bicia pieniądza w nadziei, że przerwa emisji da pewną reprecjację pieniądza (problematyka znana doskonale współczesnym!); mennica królewska – stwierdza nieco melancholijnie „Relacja” – usłuchała nakazu sejmowego, ale inne (mennice miast pruskich) – nic.

Kreśląc projekt naprawy gospodarstwa polskiego, Carew (Bruce?) opowiada się za ustanowieniem zakazów szkodliwego wywozu. Uważa za konieczne „życie surowe”, propagując „leges sumptuariae”, skoro najważniejsze towary polskie „wymienia się za granicą przeważnie… na zbędne, służące pompie, ostentacji i zbytkowi”. Zaleca zyskanie możliwości, jakie daje „morze Sarmackie”, oraz opanowanie a przynajmniej wolny handel na linii Dniepr-Dźwina, których połączenie uważa za konieczne. Jest zdania, że Polacy mają „równie dobre warunki dla zbogacenia swego kraju” – jak każdy inny naród, ale mogliby osiągnąć to pod warunkiem, iż „zreformowaliby swe nieporządne państwo” przez „ukrócenie zuchwalstwa szlachty i zapewnienie plebejuszom przywilejów właściwych ich rodzajowi życia”, najpewniejsza jest bowiem reguła, iż „no state can be riche where traders and artisans are wronged and troden on”.

Dziś zaliczylibyśmy autora do wyznawców poglądu o konieczności forsownej urbanizacji i uprzemysłowienia Polski, ekspansji morskiej, intensywniejszej kapitalizacji (ograniczenie zbędnego spożycia), intensyfikacji rolnictwa i t.d. Widzimy zresztą, iż naprawę gospodarczą Rzeczypospolitej ściśle łączył, na pewno trafnie, ze współzależną naprawą jej budowy społecznej."

http://retropress.pl/wiadomosci/wyslannik-angielski-na-sejmie-elekcyjnym/
"Wysłannik angielski na sejmie elekcyjnym

Władysław Kuczyński, urzędnik archiwum państwowego (State Paper Office), przełożył na polski ciekawą relację angielską z sejmu elekcyjnego r. 1632, którą odnalazł w papierach archiwalnych. Wydało ją w r. 1854 w „Drukarni Polskiej, 5 Grove Place, Tottenham”, „Grono Historyczne Polskie w Londynie”. Relacja – w formie diariusza z obrad sejmowych – długo uchodziła za relację ówczesnego wysłannika króla Anglii, Francisa Gordona. Jak twierdzi jednak prof. Stanisław Kot (1935), nie pisał jej sam Gordon, ale jeden z towarzyszących mu Anglików. Kuczyński nie poprawił oczywistych błędów u autora, w dodatku usunął wszystkie „uwagi ogólne jako niemiłe dla honoru narodowego”. Kot kilka z nich podaje:

„Warszawa jest jednym z najbiedniejszych miast, jakie w życiu zwiedziłem „…

„Naród na ogół jest niesłychanie pyszny, bez wiary i czci w swym postępowaniu z ludźmi, najbardziej przekupny na całym świecie przez branie łapówek. Co do religii, nie mają oni żadnej, albo tylko czczy pozór. Ich rozrywką jest wyłącznie pijaństwo”.

„Opisując zwłoki pary królewskiej, czekające na Zamku na pogrzeb, opowiada autor, iż podczas mszy żałobnej za ich dusze widział przez uchylone drzwi, jak w sąsiednim pokoju obecni grali w karty”.

Rzecz prosta, Anglików interesowała przede wszystkim walka toczona przez protestantów pod przewodem hetmana polnego litewskiego Krzysztofa Radziwiłła o swobodę religijną, o wolność kościołów w całej Polsce, o ograniczenia Kościoła w prawie nabywania majątków. Radziwiłł od razu postawił biskupowi płockiemu [Stanisławowi Łubieńskiemu] zarzut, że przybył na elekcję w 1.000 dragonów, z 2.000 piechoty, z 10 działami o zapalonych lontach, zaopatrzony w 9 centnarów prochu. Wykrzykiwał: „Ja jestem pewny, że ani św. Piotr ani św. Paweł nie jeździli z taką okazałością” i groził, że może sprowadzić wojska więcej niż wszyscy biskupi i że na każde 2.000 odpowie 20.000. W pewnej chwili Zamoyski [podkanclerzy koronny Tomasz?] powiedział: „Co, wy panowie biskupi chcecie być wyżej niż my szlachta? Oho, ja widzę, że z wami inaczej potrzeba postępować”.

Przypomniano, również że trzy lata temu kasztelan krakowski [Jerzy Zbaraski?] występował ostro na sejmie przeciwko jezuitom, podając przykład złodzieja, który wszedł do domu, ukradł suknię i został obatożony: nie za to jednak że ukradł, ale za to, że wszedł bez zapytania i że nie powiedział: „Pokój temu domowi”. To samo jest z jezuitami, którzy zaczęli się wtrącać do rządów, jakby byli królami: „… wypędźim was – mówił kasztelan – nie za to, żeście budowali kościoły, klasztory i kupowali majątki, ale za to, żeście bez pozwolenia tu osiedli i nawet tyle jak „Pokój temu domowi” nam nie powiedzieliście”. Gdy wpłynęła sprawa nabywania majątków przez Kościół, biskupi oświadczyli, że muszą wysłać w tej sprawie posłańca do Rzymu, na co usłyszeli: „Póki posłaniec wróci, księża kupią całą Polskę, a wtedy będziemy mieli królestwo księżowskie, bo papież pewno że zatrzyma posłańca tak długo, aż póki duchowni nie zakupią w Polsce wszystkiej co można ziemi. W sprawie tej niektórzy posłowie katoliccy sekundowali protestantom. Jeden z nich stwierdzał, że gdy przychodzi wojna, biskupi nic nie dają krajowi, ale zawsze mają po kilkadziesiąt tysięcy dukatów dla papieża. Wojewoda bełski [Rafał Leszczyński] po stwierdzeniu przez posłów, że „nie znają człowieka, który by był wyższy od ich króla”, domagał się, by nie odwoływać się nigdy do Rzymu, bo to by oznaczało, że papież jest wyższy od króla.

Z tym wszystkim Anglik notuje: „Nuncjusz papieski miał dziś audiencję, i uważałem, gdy on w mowie swojej prosił Boga, by ich natchnął Duchem Św., żaden z nich się nie poruszył, lecz jak tylko wymieniono papieża, tak nuncjusz i prawie wszystka szlachta obecna uginała kolan i zdejmowała czapki”.

Elekcja Władysława IV, jak wiemy skądinąd, przeszła spokojnie wobec braku kontrkandydatów. Piękną przemowę wygłosił Radziwiłł w imieniu województwa wileńskiego: „Władysława deklaruję królem polskim, życząc aby dobrze długo żył i panował. Niech będzie szczęśliwy jak Jagiełło, niech się tryumfami wsławi jak Krzywousty, niech będzie łaskawy jak Kazimierz, przyjemny i miły wszystkim jak Zygmunt I, hojny pomnożyciel praw i wolności jak Zygmunt August”.

„Pageantry” uroczystości, po proklamowaniu króla, zrobiła na Angliku silne wrażenie: „… nigdy w życiu nic podobnego nie widziałem i nie wiem, czy kiedy co podobnego zobaczę”."

http://retropress.pl/wiadomosci/warszawa-roku-1873-troche-statystyki/
"Warszawa roku 1873: trochę statystyki
Rosyjski „Putiewoditiel po Warszawie i jeja okriestnostiam (Przewodnik po Warszawie i jej okolicach)” z r. 1873 wskrzesza wiele realiów stolicy „Priwislinskawo kraja”.
Ludność w r. 1871: 269.241. Garnizon wojskowy: 19.434. Lekarzy, akuszerek, dentystów i felczerów: 868. Domów zaopatrywanych w wodę: 170. Studni: 2072.

Piwiarni: 102. Cukierni: 240. Restauracji: 301. Szynków: 840.

Szkół: 159. Księgarń: 56. Świątyń: 47. Drukarni i litografii: 36. Łaźni i kąpieli: 22. Szpitali i lecznic: 13. Bibliotek: 12.

W r. 1871 popełniono w Warszawie 1488 kradzieży, 151 oszustw, 13 samobójstw, 2 morderstwa i 2 dzieciobójstwa.

Domów publicznych: 41. Prostytutek 1039 (w domach schadzek: 223, w domach publicznych: 177, tolerowanych samotnych: 176, podlegających obowiązkowemu badaniu: 463). Chorych na syfilis: 6447. Pokąsanych przez wściekłe psy: 48.

Hotele: Europejski: pokoje od 60 kop. do 7 rb.; Angielski (z kominkiem, przed którym grzał się Napoleon w r. 1812): od 50 kop. do 8 rb. Rzymski: od 45 kop. do 3 rb.; Victoria: od 45 kop. do 4 rb.; Maringe (późniejszy Francuski): od 40 kop. do 4 rb.; Saski: od 30 kop. do 1 rb. 80 kop.

Cukiernie: Lourse (w gmachu hotelu Europejskiego i w Teatrze Wielkim), Semadeni (na rogu Królewskiej i Marszałkowskiej, Świętokrzyskiej i Nowego Świata, al. Jerozolimskich i Nowego Świata), Botte i Clotin (na Krakowskim Przedmieściu, koło poczty).

Tramwaje – dwie linie: 1) Klub Obywatelski (na Krakowskim Przedmieściu) – Królewska – Marszałkowska – stacja kolei Wiedeńskiej; 2) stacja kolei Petersburskiej i Terespolskiej – Klub Obywatelski. Miejsc po 20 na dole (za przejazd 5 kop.) i na górze (3 kop.).

Posłańcy: za kurs 7,5 kop., z odpowiedzią 12,5 kop.; za czekanie na odpowiedź do 10 minut nic się nie dopłaca.

Teatry: Wielki (1149 miejsc od 22,5 kop. do 3 rb. 5 kop.); Mały (Rozmaitości) (770 miejsc od 15 kop. do 1 rb. 25 kop.); Letni (1000 miejsc od 15 kop. do 1 rb. 25 kop.); w Łazienkach (1246 miejsc od 20 kop. do 1 rb. 55 kop.).

Teatry ludowe (ogródki): „Tivoli” na Królewskiej, „Alhambra” na Miodowej, „Eldorado” na Długiej, „Alkazar” na Królewskiej, „Pod Lipką” na Przejeździe, „Figaro” na Nowym Świecie.

Dział ogłoszeń otwiera dom towarów galanteryjnych Lessera na Rymarskiej (23 działy, przyjmuje do odnowienia lustra). Z innych wymieńmy sklep honorowego optyka m. Warszawy Jakuba Pika na Miodowej; „kantor wekslu i loteryj” Władysława Bersona na Senatorskiej i Krakowskim Przedmieściu; skład win i delikatesów Simona i Steckiego (dawniej I. L. Flattau), istniejący od r. 1825, na Granicznej i Nowym Świecie; skład płótna J. Grützhandlera w hotelu Polskim na Długiej i na Nowiniarskiej; ujeżdżalnię Golińskiego na Marszałkowskiej („udziela lek-cye jazdy konnej dla mężczyzn i dam w każdej porze, a także przyjmuje konie do tressowania”); magazyn towarów galanteryjnych i skład papieru Gustawa Kipmana na Senatorskiej (bilety wizytowe wykonywa w ciągu godziny); magazyn szkła, kryształów, porcelany, fajansów i szyb Ignacego Hordliczki na Senatorskiej; magazyn wyrobów platerowanych Norblina na Krakowskim Przedmieściu; magazyn towarów jedwabnych i łokciowych I. Szyszki na ul. Świętokrzyskiej; magazyn obuwia S. Hiszpańskiego na Długiej (filie w Saratowie i Charkowie); magazyn win i delikatesów Ant. Stempkowskiego na Wierzbowej; skład win i delikatesów A. Bocqueta na rogu Teatralnej i Wierzbowej; skład towarów futrzanych Wincen. Starkmana (od 50 lat w teatrze Wielkim); księgarnię i skład nut Ferdynanda Hoesicka na Senatorskiej; magazyn futrzany M. Cederbauma na pl. Krasińskich; fabrykę K. Rudzkiego."

niedziela, 29 listopada 2020

Falszowanie historii prowadzi do tragedii

 Falszowanie historii prowadzi do tragedii

Cyceron: „Pierwszą zasadą jest, by historyk nigdy nie ważył się pisać kłamstw; drugą, by nigdy nie starał się ukryć prawdy; trzecią, by swoją pracą nie wzbudzał podejrzeń, że kogokolwiek faworyzuje lub jest do kogokolwiek uprzedzony”

Rozbiorów I RP dokonały trzy niemieckojęzyczne dwory. W Rosji rządziła wtedy dynastia niemiecka. Od czasów Piotra I zapatrzonego na zachód, który stolicę przeniósł do wybudowanego na bagnach  Petersburga  (1712–1918 stolica Imperium Rosyjskiego), wielką rolę na carskim dworze odgrywali "Niemcy".
Urodzona jako Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst w 1729 w pruskim Szczecinie ( budynek narożny na ulicy Farnej ) Katarzyna II rządziła Rosją niezwykle twardą ręką. Nakaz Katarzyny II z 1767 roku definiujący zasady polityki i system prawny zapoczątkował okres twardego absolutyzmu w Rosji.

Rosyjskimi "ambasadorami" w schyłkowej I RP byli w większości "Niemcy":
1730−1733 Friedrich Casimir von Loewenwolde (poseł nadzwyczajny/minister pełnomocny)
1733−1744 Herman Karl von Keyserling (poseł nadzwyczajny)
1744−1748 Michaił Bestużew−Riumin (poseł nadzwyczajny)
1749−1752 Herman Karl von Keyserling (II raz)
1752−1758 Heinrich Gross
1758−1762 Fiodor Wojejkow
1763−1764 Herman Karl von Keyserling (III raz)
1764−1768 Nikołaj Repnin (także dowódca wojsk; jego następcami byli: gen. Iwan Weymarn i gen. Aleksander Bibikow)
1769−1771 Michaił Wołkoński
1771−1772 Kasper von Saldern
1772−1790 Otto Magnus von Stackelberg (w latach 1772–1775 jako poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny)
1790−1792 Jakow Bułhakow
1793 (II−XII) Jakob Sievers
1793−1794 Osip Igelström
1794−1795 Iwan d’Asch

Od 1915 roku wojennym celem Niemiec było stworzenie powojennej Mitteleuropy czyli wianuszka pozornie niepodległych państw wokół dominującego niemieckiego cywilizacyjnego Centrum Świata. Można tylko spekulować ale projekt ten prawdopodobnie spowodowałby ogromny awans cywilizacyjny objętych nim państw peryferyjnych  jako że poddostawcy najbardziej zaawansowanego przemysłu świata też musieliby reprezentować wysoki poziom technologii.
N.B. Obecnie polscy poddostawcy firm niemieckich ciągle się modernizują aby być kompatybilnym i nie wypaść z roli.
Spektakl powstawania niepodległego państwa polskiego Niemcy reżyserowali od 1916 roku.
W carskiej Rosji już przed wojną pojawiły się głosy że Rosja mając najwyższą elitę z  niemieckimi korzeniami wojnę z Niemcami musi przegrać i tak się oczywiście stało.
Finalnie niemiecki sztab uzbroił w środki virusa Lenina ( stworzył mu też rozbudowaną agenturą możliwości działania ) i podesłał go zaplombowanym wagonem do Rosji aby siał zamęt i zniszczenie.     

Na liście płac Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego Austro-Węgier czyli wywiadu ( zwanego też H.K. Stelle) był Józef Piłsudski. Mimo desperackiego niszczenia dokumentów do dziś zachowały się dwa podpisane przez Piłsudskiego pokwitowania odbioru sporych pieniędzy. Pracował dla imperium od 1909 roku. Każdy agent realizuje cele płacącego i ochraniającego go państwa. Nielojalnych agentów się karze lub zabija. Austriacy dali mu  pseudonim "Stefan 2" Zwerbowany został razem ze swoim najbliższym współpracownikiem, Walerym Sławkiem, późniejszym premierem, któremu  nadano pseudonim "Stefan 1". Obu agentów zwerbował Józef Rybak, szef H.K. Stelle w Krakowie.  Rybak został później prominentnym generałem Wojska Polskiego z namaszczenia Piłsudskiego.
Piłsudski sporządzał  raporty dotyczące sytuacji politycznej i społecznej w Kongresówce oraz o zgromadzonych tam siłach rosyjskich. Wywiad austriacki był zadowolony i agent był sowicie wynagradzany. Wywiad oczekując na wybuch wojny już w 1912 roku postawił do dyspozycji agentów na organizacje akcji dywersyjnych w Rosji ponad tysiąc karabinów i kilkaset kilogramów materiałów wybuchowych, których nie wykorzystano.
"Strzelca" szkolącego bojowników Piłsudskiego  założył i uzbroił austro-węgierski wywiad. "Legiony" które miały poderwać poderwać Kongresówkę do powstania i walki przeciwko Rosji także założył i uzbroił austriacki wywiad. Wprowadzającą w błąd pompatyczno - bombastyczną nazwę tej formacji wymyślono w  gabinecie szefa Biura Ewidencyjnego płk. Maksa Ronge. Powstanie w Polsce było częścią planu Schlieffena. Miało związać siły rosyjskie do czasu aż Niemcy pokonają Francję. Polacy mieli być po raz kolejny użyci czysto instrumentalnie podobnie jak w czasie inspirowanych zewnętrznie dla cudzej korzyści powstań Listopadowego i Styczniowego.
Piłsudski do końca życia panicznie bał się ujawnienia kompromitującej prawdy o swojej nędznej osobie i ukrywał prawdę posuwając się do zlecania zabójstw i fałszowania dokumentów. Współpracownicy marszałka wielokrotnie grozili gen. Rybakowi by ten trzymał język za zębami i zniszczył dokumenty H.K. Stelle jeśli się zachowały. Jest oczywiste że śmierć gen. Wacława Zagórskiego, oficera wywiadu austro-węgierskiego, miała związek z kompromitującą Piłsudskiego wiedzą o agenciaku. Prawdopodobnie zamordowano też ( dziwne zgony ) conajmniej cztery osoby mające wiedzą o pracy późniejszego sanacyjnego dyktatorka dla  H.K. Stelle.
Z H.K. Stelle kontaktowali się też Aleksander Prystor, późniejszy premier, gen. Bolesław Roja, późniejszy dowódca Okręgu Generalnego Pomorze, Józef Beck, w II RP tragiczny minister spraw zagranicznych, fatalny gen. Edward Rydz-Śmigły, Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych oraz gen. Kordian Zamorski, zastępca szefa Sztabu Generalnego i komendant Policji Państwowej.
Liczebność "Legionów" spadła do 300-400 osób i dopiero gdy stało się jasne że niewygodne legiony mają być wybite co do nogi trochę żołdaków się obudziło. Dla Polaków liczących na odzyskanie niepodległości najkorzystniejsze było aby zaborcy mordowali się i niszczyli nawzajem. Per analogia do perfidnej brytyjskiej polityki równowagi sił, w interesie Polaków, którzy słusznie unikali służby w armiach zaborców było pomaganie stronie najsłabszej aby uszczuplała siłę najmocniejszego. Aranżowane przez legionistów a w tym Piłsudskiego przelewania krwi za Niemcy było zbrodnią i głupotą skoro Rosja była słabsza.  

Agent Piłsudski został od Austrii przejęty przez Niemców. Dokumentacja agenturalna Piłsudskiego jest prawdopodobnie w Moskwie i z pewnością zostanie w razie potrzeby użyta przeciwko Polsce. Rosja bedąc mocarstwem jądrowym wyznaje zasadę proporcjonalności używanych środków i w sprowokowanej przez Polske wojnie propagandowo- historycznej używa środków z umiarem. To na pewno nie jest ostatnie słowo Rosji. 

Polityka polska i odbudowanie państwa. Roman Dmowski:
"5 Polityka niemiecka wobec akcji Piłsudskiego, a następnie ruchu legionowego nie została dotychczas źródłowo zbadana. Nie ulega jednak wątpliwości, że poczynania odpowiednich komórek austriackiego wywiadu w tej, jak i w innych sprawach, były ściśle uzgodnione z Niemcami. Wśród dokumentów opublikowanych przez Karla Kautsky’go w 1927 r. znalazła się obszerna opinia szefa Sztabu Generalnego, gen. Helmuta von Moltke, opracowana dla ministra spraw zagranicznych, gdzie pod datą 5 sierpnia 1914 r. stwierdził on: „Insurekcja w Polsce tj. w Królestwie Polskim została przygotowana".
Zeppeliny niemieckie 7 i 8 sierpnia zrzucały nad miastami Królestwa (także nad Warszawą) tysiące ulotek wzywających Polaków do powstania przeciw Rosji. Oddziały niemieckie, które po 20 sierpnia przejściowo okupowały Kielce, tolerowały i wspomagały przybyłe tam ponownie oddziały strzeleckie dowodzone przez Piłsudskiego i jego ludzi."

Pamiętnik Harrego Kesslera i wypowiedzi Hansa von Beselera dotyczące Piłsudskiego, nasuwają alarmujące podejrzenia. Kessler twierdził, że "uwięziony" Piłsudski dał mu ustne gwarancje, że nie będzie zabiegać o "niemieckie" ziemie zachodnie, ale przyjmie tylko to, co przyzna Ententa na konferencji pokojowej. Późniejsze wydarzenia dowodzą, że Piłsudski właśnie zachowywał się tak, jak w relacji Kesslera wcześniej obiecał to znaczy nie tylko nie poparł powstania w Wielkopolsce i na Sląsku ale starał się je wszelkimi sposobami storpedować.
W rozmowie Hansa von Beselera z księciem Lubomirskim padło wiele dwuznacznie brzmiących zdań jak na przykład, że Niemcy i tak tego ich pięknego ptaka [Piłsudskiego] przysyłają do Polski zbyt szybko i dalej, że władzę przejmie on tylko i wyłącznie z woli Niemców.
Faktycznie Piłsudski przysłany pociągiem do Polski ( 100% analogia z Leninem ) władzę uzyskał przecież od zależnego od Niemiec organu, czyli Rady Regencyjnej bowiem Rada połowicznie uzgodniła posunięcie  z Berlinem. Sprawa kontrowersyjnej Rady Regencyjnej wymaga dopiero zbadania na ile było to instytucja marionetkowa.

Jakby tego było mało to Hitler wiele razy chwalił agenta - marszałka dyktatorka. Hitler tylko jeden raz oficjalnie uczestniczył we mszy świętej i było to nabożeństwo za duszę Piłsudskiego. Czary goryczy dopełnia nieszczęsna warta honorowa Wehrmachtu przez grobem Piłsudskiego na Wawelu, po zajęciu Polski w 1939 roku.

https://www.sluzbyspecjalne.com/operacja-polski-lenin-czyli-po-co-niemcy-wypuscili-pilsudskiego/
"Operacja polski „Lenin”, czyli po co Niemcy wypuścili Piłsudskiego
W zamyśle władz niemieckich Józef Piłsudski miał odegrać w Polsce taką rolę jak wysłany przez nich do Rosji Włodzimierz Lenin – wszcząć zamęt.

Wbrew podręcznikom historii Polska nie odzyskała niepodległości 11 listopada 1918 r. Niepodległość Polski ogłosiła już 7 października 1918 r. Rada Regencyjna przyszłego Królestwa Polskiego składająca się z ziemianina Józefa Ostrowskiego, arcybiskupa Aleksandra Kakowskiego i księcia Zdzisława Lubomirskiego. Rada powstała już w lipcu 1917 r. w efekcie tzw. aktu 5 listopada (1916 r.), w którym cesarze Niemiec i Austro-Węgier zapowiedzieli utworzenie przyszłego państwa polskiego. Celem zaborców było skłonienie Polaków do stworzenia armii, która pomogłaby im nie przegrać wojny. Praktycznie od momentu powołania Rada Regencyjna lawirowała z Niemcami. Punktem przełomowym ochłodzenia relacji z państwami centralnymi był tzw. kryzys przysięgowy z lipca 1917 r., gdy okazało się, że większość polskich jednostek wojskowych nie chce przysięgać na wierność Niemcom i Austro-Węgrom. Okupujący Polskę Niemcy nie zdecydowali się jednak na likwidację Rady Regencyjnej i starali się wykorzystać ją do zapewnienia spokoju w królestwie. Prawda zagubiła się w sanacyjnych, a później komunistycznych kłamstwach. To za rządów dyktatury Piłsudskiego po maju 1926 r. wymyślono mit o genialnym „Ojcu Ojczyzny” (tak kazał nazywać się sam zainteresowany), który sam jeden zwrócił niepodległość Polsce. Prawda jest dokładnie odwrotna. Nie dość, że jego udział w odzyskaniu niepodległości był żaden, to jeszcze niemal jej nie stracił w 1920 r. fatalnym dowodzeniem w wojnie z bolszewikami. Także utrata niepodległości w 1939 r. obciąża Piłsudskiego, bo to on dał władzę dyletantom, którzy doprowadzili do wojny na dwa fronty z Rosją Sowiecką i Niemcami.

Zapomniani bohaterowie
Rada Regencyjna, dziś niedoceniana i zapomniana oddała Polsce ogromne zasługi. To ona ogłosiła niepodległość. To ona zleciła i przeprowadziła budowanie polskiej administracji, tak cywilnej jak i wojskowej. Pierwsza Rada Ministrów Królestwa Polskiego, kierowana przez historyka i prawnika Jana Kucharzewskiego, powołana przez Radę Regencyjną już 13 grudnia 1917 r. Rok 1918 r. to była organiczna praca nad odbudową struktur przyszłego państwa. 12 października 1918 r. RR przejęła władzę nad wojskiem polskim, 23 października niemiecki generał przekazał radzie swoją rezygnację z bycia Naczelnym Wodzem Wojsk Polskich. Tego samego dnia rada powołała również pierwszy rząd polski z Józefem Świerzyńskim na czele, który 3 listopada próbował przejąć władz siłą w jego miejsce powołano tzw. prowizorium rządowe. Świerzyński był wielkim zwolennikiem Józefa Piłsudskiego. Można postawić hipotezę, że jego działania osłabiające Radę Regencyjną były podjęte z inspiracji Niemców. Tak więc gdy nastał listopad odrodzenie Polski szło pełną parą. Ta sprawność bardzo nie podobała się Niemcom.
W tym czasie Józef Piłsudski siedział w niemieckim więzieniu w Magdeburgu. Został w nim uwięziony po tym jak w lipcu 1917 r. chciał porzucić swojego dotychczasowego sojuszników, czyli Niemcy i Austro – Węgry. Piłsudski od 1909 r. był współpracownikiem wywiadu Austro-Węgier (pod pseudonimem „Stefan 2”). W 1914 r. w sierpniu, gdy zaczęła się I wojna światowa wraz ze swoją słynną pierwszą kadrową kompanią legionów wkroczył do rosyjskiego Królestwa Polskiego nawołując do powstania przeciw Rosji. Gdyby ów plan wymyślony przez wywiady Niemiec i Austro-Węgier by się powiódł, to Polska nie odzyskałaby niepodległości. Powstanie Polaków w zamyśle państw centralnych miało, bowiem odciążyć niemieckie siły i pozwolić na pobicie Francji. Ponieważ Polacy wykazali się zadziwiającą mądrością i przed Piłsudskim i jego wojakom zamykano okiennice w polskich domach, to Niemcy nie uzyskali tego, czego chcieli. W efekcie uderzenie wojsk rosyjskich na Prusy (kolebkę elity Cesarstwa Niemieckiego) zmusiło ich do zabrania z frontu francuskiego wojsk i obrony rodzinnych stron. Dzięki temu Francja przeżyła niemiecką nawałnicę. Było tak groźnie, że decydująca bitwa rozegrana na początku września 1914 r. nosi dziś nazwę „cudu nad Marną”. Czyli gdyby Piłsudski okazał się lepszym agitatorem, to Niemcy po pokonaniu Francji narzuciliby szybko pokój Rosji i z odrodzenia państwa polskiego nic by nie wyszło.

Powtórka z zagrywki
W kwietniu 1917 r. niemiecki wywiad rozpoczął przerzucanie zwerbowanego przez siebie wcześniej i opłaconego rewolucjonistę Włodzimierza Lenina do Rosji. Gdy 17 kwietnia Lenin dotarł do Piotrogrodu (Sankt Petersburga), to zrobił to, o co chodziło Niemcom: rozpętał w Rosji zawieruchę, która skutecznie wyłączyła ją z wojny. Niemcy dzięki tej dywersji zyskały spokój i duże tereny na wschodzie. Gdy 8 listopada 1918 roku zwalniali Niemcy Józefa Piłsudskiego z aresztu w Magdeburgu (przybywał w nim od lipca 1917 r.) chcieli, aby przyjechał on do Warszawy i zrobił to samo, co Lenin w Rosji. Piłsudski, chociaż z rodu szlacheckiego był postrzegany przez rządzących odradzającym państwem polskim, jako bandyta (napadał na pociągi), socjalista o zapędach rewolucyjnych. Dodatkowym kłopotem były niesłychanie wielkie ambicje Piłsudskiego, który ignorując fakt, iż był całkowitym dyletantem wojskowym chciał się na tym polu wykazywać. O tym, że Piłsudski przejął władzę w Polsce zadecydowało właśnie to, że został poparty przez socjalistów. Państwo polskie odbudowywała elita, ale zwykli ludzie: robotnicy i chłopi, nie utożsamiali się ziemianami i książętami. Niemcy wypuszczając Piłsudskiego liczyli po pierwsze na wybuch konfliktu miedzy Polakami (było bardzo blisko, dochodziło do pojedynczych bratobójczych incydentów w walce o przyszłą władzę). Po drugie uważali, że Piłsudski będzie musiał się liczyć z faktem, iż jak stanie się niewygodny Niemcom i Austro-Węgrom, to zostanie ujawniona jego współpraca wywiadowcza z zaborcami, (za, którą był sowicie wynagradzany). Niemcy znając też ambicje Piłsudskiego liczyli, że odsunie on od kierowania sprawami wojskowymi najlepszego dowódcę wojsk Cesarstwa Austro-Węgier, a teraz szefa sztabu Wojsk Polskich gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
To właśnie z inicjatyw Niemiec i współpracowników Piłsudskiego powstał socjalistyczny 7 listopada Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej w Lublinie. Rząd ten miał podważać władzę Rady Regencyjnej, a w zamyśle Niemców doprowadzić w Polsce do wojny domowej. Edward Rydz Śmigły (późniejszy marszałek Polski, który uciekł haniebnie z placu boju we wrześniu 1939 r.) Minister Wojny w tym ludowym rządzie socjalisty Ignacego Daszyńskiego obiecywał Niemcom, że doprowadzi do aresztowania, a nawet zabicia Zagórskiego. Ciekawostką jest, że przyjęcia stanowiska w rządzie Daszyńskiego odmówił późniejszy premier słynny działacz chłopski Wincenty Witos, widząc w tych działaniach akcje niemiecką wymierzoną w tworzącą się Polskę.
Do wojny domowej nie doszło, głównie, dlatego, że Rada Regencyjna nie chciała ryzykować jej prowadzenia i przekazała Piłsudskiemu władzę w kraju. Gdy 11 listopada 1918 r. marszałek Piłsudski ogłaszał powstanie niepodległego państwa polskiego, pierwszym, który je uznał były właśnie Niemcy.
Z wywalczoną niepodległością Piłsudski nie miał nic wspólnego. Szefem państwa został, dlatego, że wybrali go Niemcy i dlatego, że był socjalistycznym rewolucjonistą. Temu zawdzięczał swoją autentyczną popularność w społeczeństwie. Za ojców niepodległości Polski należałoby uznać Romana Dmowskiego, Ignacego Paderewskiego, Tadeusza Rozwadowskiego, Wojciecha Korfantego i zapomnianych dziś członków Rady Regencyjnej. To oni przez ponad rok w ciszy przejmowali państwo z rąk zaborców i tworzyli zręby przyszłej instytucji. Radę Regencyjną przedstawia się w polskich podręcznikach wciąż wedle mantry przedwojennych kłamców Piłsudskiego, jak twór stworzony przez zaborców i skompromitowany współpracą z nim.
Uwięzienie przez Niemców Piłsudskiego skutecznie go uwiarygodniło. Nikt dziś nie zadaje pytania, dlaczego Niemcy takiego człowieka wypuścili do Polski. Późniejsze działania Piłsudskiego, który nie robił nic, aby odzyskać pomorze, Wielkopolskę o Śląsku nie wspominając – wiele o tym mówi. Duża część osób kojarzy zasługi Piłsudskiego ze słynną bitwą Warszawska w sierpniu 1920 r. („Cudem nad Wisłą”). Sęk w tym, że o ile „zasługa”, iż bolszewicy znaleźli się pod Warszawą bezsprzecznie przypada Piłsudskiemu, to już zwycięstwo było efektem geniuszu i pracy gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Piłsudski przed bitwą złożył rezygnację i samowolnie nie informując nikogo opóźnił o 1 dzień atak armii, której objął dowodzenie. Piłsudski – według zgodnych relacji świadków był załamany i oczekiwał porażki – pojechał pożegnać się z rodziną. Opóźnienie miało istotny skutek dla rozmiarów polskiego zwycięstwa pod Warszawą. Kilkadziesiąt tysięcy sowieckich wojsk zdążyło uciec z „kotła” przygotowanego przez Rozwadowskiego.
Aby pozbyć się niewygodnego świadka historii. Piłsudski po zamachu w maju 1926 r. wsadził gen. Rozwadowskiego do więzienia bez wyroku sądu. Zwolniono go po roku i zamordowano (otruto). Władze wojskowe nie zezwoliły rodzinie na sekcje zwłok. Po 1939 r., gdy dokonano ekshumacji okazało się, że ciała największego obrońcy Polski nie ma w grobie. Sanacyjne trepy definitywnie pozbyły się dowodów zbrodni. Warto o tym pamiętać, gdy dziś honoruje się Piłsudskiego, a mało, kto pamięta o generale, któremu zawdzięczaliśmy 21 lat własnego, niepodległego państwa"

Gorycz i wściekłość Niemiec była uzasadniona "kradzieżą" ich starannie realizowanego od lat projektu "Polska" przez USA zaaranżowana przez genialnego Paderewskiego tym bardziej że Niemcy uważali że chcą dla wszystkich zrobić dobrze. Stąd wysłano  polskiego Lenina czyli Piłsudskiego aby siał zamęt. Jędrzej Giertych: "Wielka kariera polityczna Piłsudskiego, poczynając od roku 1918-go, wyrosła na fakcie, iż był on w cichym, zupełnie formalnym porozumieniu z Niemcami i że został przez Niemców mianowany dyktatorem w Polsce"
W tej opinii, Piłsudski miał działać na rzecz osłabienia Rosji i podporządkowania Europy Środkowej i Wschodniej Niemcom.

I Wojna zakończyła się bardzo dziwnie. Szokiem dla Niemców było przystąpienie do wojny przez USA. Zaangażowane na froncie siły Ameryki nie były duże ale światli Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę że z takim kolosem gospodarczym jak USA nie da się wygrać w żaden sposób i dalsze prowadzenie wojny tylko dewastuje kraj. Żadne okupacyjne wojska obce nie wkroczyły jednak do Niemiec i niedługo po Wersalu podniosły się głosy że będzie dogrywka do tej niezakończonej wojny. Ameryka uważała że gigantyczne reparacje nałożone na Niemcy są poważnym błędem. Niedługo Niemcy doszli do wniosku że będzie taniej podbić lub  zabić wierzycieli niż płacić reparacje.
Stalin i jego przyboczni starali się za wszelką cenę biedny kraj, opóźniony do Zachodu w rozwoju o setki lat, przygotować do nieubłaganie nadchodzącej wojny z Niemcami.    

Agent Józef Piłsudski, wbrew wszelkim faktom zagrożenie dla Polski "widział" ( bo tak był zadaniowany ) w ZSRR a nie w Niemczech. Jego rola była wyłącznie destrukcyjna.

Historia się powtarza w zmienionej konfiguracji. Z jednej strony "niemiecka" Unia Europejska znów oferuje nam zależny ale jednak rozwój i dobrobyt a USA oferują nam... drogie kupno broni i wojnę z Rosją.
Niemcy uważają że nie-rząd PIS stworzony przez USA-Izrael kradnie im uczciwy długofalowy projekt "Polska" w który już tyle zainwestowali. Stąd wspomagany przez Niemcy Ciamajdan i obecne jakże słuszne i uzasadnione protesty kobiet. 

Teraz USA widzą Polskę w wojnie zaczepnej z Rosją ! "Wielu z was zginie, ale to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi..."
Wśród 10 największych firm handlu detalicznego w Polsce nie ma firmy polskiej. Nie mamy nawet handlu we własnym kraju  ale podbijemy Rosję w wojnie zaczepnej.

Notoryczny oszust Pfizer Blokada "na wagine"

 Notoryczny oszust Pfizer Blokada "na wagine"


sobota, 28 listopada 2020

Janpawlizm codzienny

 Janpawlizm codzienny

 Wygląda na to że szefowie PiS dostali od władcy marionetek polskiej obrotowej politycznej sceny kabaretowej rozkaz aby oddać władzę i rozkaz wykonują obrzydzając elektorat do siebie. Na wodzusia i jego świtę zagłosuje już tylko twardy elektorat PiS ale i on powoli topnieje gdy pluje mu się w twarz.
Ale nie ma rzeczywistej, mocnej opozycji i kandydatów do rządzenia !  Dżumę może zastąpić Cholera.
 
Gdyby w szkołach było więcej lekcji matematyki, fizyki, chemii i biologii a mniej religii to PiS nigdy nie zdobyłby władzy a takie obmierzłe indywiduum jak kościelny funkcjonariusz Czarnek nigdy nie zostałoby ministrem czegokolwiek a już zwłaszcza ministrem edukacji. Ciekawe jakie procesy myślowe musiały zajść w mózgach osób, które postanowiły z tego typka zrobić ministra edukacji. Powinno to zainteresować naukę !

Proboszcz Półtorak z Gryfic ogłosił po siedmiu latach że: "Poświęcenie tej hali [w Gryficach] jest nieważne, bo pokropił ją inny ksiądz". Ten inny ksiądz [ nieważność poświecenia  z powodu naruszenia pełnomocnictwa Boga co do właściwości miejscowej lub inni Bogowie właściwi miejscowo ] to ksiądz profesor Dyka. Do tego proboszcz na antenie radia wypomina, że "awangardowy" ksiądz przyjechał święcić na motorze Harley. Jak mawiają Rosjanie "straszno i śmieszno". Kasa przepadła proboszczowi za pokropek ! Okazuje się że wymiar duchowy święcenia jest zupełnie nieważny bo to jest tylko pochlapanie kranówką a ważny jest tylko wymiar finansowy !
Bóg księdza szamana Dyki jest nieważny, bo nie jest w stanie przekroczyć granicy parafii księdza szamana Półtoraka. Zatem zdolności uświęcania obiektów handlowych położonych tamże nie ma żadnej.
Wygląda na to że po bałaganie towarzyszącym pogrzebom niektórych zmarłych i pogrzebanych w bieżącym roku  COVID-owym trzeba będzie część ekshumować, otworzyć wieko trumny, pobłogosławić i powtórnie pogrzebać oraz zapłacić chociaż może się okazać że wystarczy tylko drugi raz zapłacić zapłacić. Zdarzało się bowiem że nie ten ksiądz właściwy miejscowo, który powinien, był na pogrzebie

W 2018 roku chciwy proboszcz z Gryfic wywołał inny skandal. https://superportal24.pl/gryfice/ksiadz-podczas-spowiedzi-w-gryficach-wynos-sie-z-kosciola-glupia-babo/5402
"O nieprawdopodobnej spowiedzi w gryfickim kościele huczą media społecznościowe w Szczecinie. Ksiądz z Gryfic miał krzyczeć na wiernych, a jedną z wiernych wygonił z kościoła. „Wynoś się z kościoła, spadaj, idź sobie ty głupia babo” – tak według relacji Info Szczecin miał powiedzieć ksiądz do jednej z parafianek.
Do skandalu z udziałem proboszcza parafii Wniebowzięcia  Najświętszej Marii Panny w Gryficach miało dojść w niedzielę (25.03.) podczas wieczornej mszy świętej. W konfesjonale, w którym spowiada ksiądz proboszcz parafianie mieli przeżyć prawdziwe rozczarowanie.
- Po wymienieniu swoich grzechów (wiele ich nie było) ksiądz zaczął mnie rugać, że rzadko chodzę do kościoła. Jego wypowiedź była z każdą chwilą coraz bardziej nerwowa a ton głosu coraz większy. W pewnym momencie zaczął na mnie krzyczeć, że po co przychodzę do spowiedzi skoro jest nieszczera? – opowiada rozczarowana parafianka. - Nie zabiłam nikogo ani nie okradłam a zostałam potraktowana tak, że w pierwszym momencie aż mnie zatkało. Kiedy grzecznie zwróciłam księdzu uwagę, żeby nie podnosił na mnie głosu wpadł w jeszcze większy szał. Gdyby nie to, że rozmawialiśmy w konfesjonale pewnie by mnie uderzył! Załamana i zbulwersowana jednocześnie, widząc że dalsza moja obecność nie ma najmniejszego sensu rzuciłam tylko: "To Ja w takim razie dziękuję za spowiedź" i oddaliłam się – żali się w szczecińskich mediach uczestniczka mszy w Gryficach.

W kościele była także matka kobiety, którą poniżył proboszcz. Ona również przed świętami wielkanocnymi postanowiła udać się do spowiedzi.
- Ksiądz Proboszcz również zaczął Ją rugać jakby popełniła największy grzech. Z opowieści mamy wynika, że zapytał Ją dlaczego tak rzadko chodzi do spowiedzi (ostatnio była przed Świętami Bożego Narodzenia). Kiedy mama stwierdziła, że nie czuje takiej potrzeby, żeby chodzić częściej to zaczął na Nią krzyczeć: "skoro tak to po co tutaj przychodzi"!!!??? Mamę zatkało! Zaczął jeszcze bardziej na mamę krzyczeć. Mama stwierdziła, że sobie nie życzy żeby ksiądz na Nią krzyczał. W tym momencie Proboszcz rzucił do Niej: "WYNOŚ SIĘ Z KOŚCIOŁA!!! SPADAJ!!!! IDŹ SOBIE TY GŁUPIA BABO!!!". Mama wtedy wstała i odeszła od konfesjonału – opowiada zbulwersowana parafianka. - To jest coś niesamowitego, żeby ksiądz w konfesjonale tak potraktował wiernych – twierdzi pokrzywdzona kobieta i dodaje, że odkąd proboszczem jest Kazimierz Półtorak coraz mniej ludzi jest  w kościele. To, co ten ksiądz wyprawia przechodzi ludzkie pojęcie – uważa kobieta."

Trudno jest to skomentować bez używania wulgarnych słów. Kuria wasza mać !
"Art. 216. § 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności."

"Pozbycie się pasożyta wymaga czasu, ale to, co zdarzyło się w Irlandii, dzieje się obecnie w Polsce."
Wyszukiwarka Google dostarcza mnóstwo przykładów głębokiej demoralizacji i szokującej chciwości szamanów kościoła kat

Kościół kat żąda aby kobiety rodziły uszkodzone płoty. Część z noworodków szybko umrze ale reszta stanowi potężne obciążenie matek na całe życie bowiem atrapa państwa z dykty umywa rączki od pomocy.
Roczny kontrakt Instytutu Matki i Dziecka wynosi zaledwie 95 mln zł. Przyjmuje on do 100 tysięcy pacjentów rocznie m.in. dlatego że jest dość dobrze i pomysłowo zorganizowany.  
Kontrakt dla znajomych królika na propagandowy "szpital Narodowy" wynosi 21,5 mln zł  miesięcznie ! Przyjęto miesięcznie 29 "pacjentów" w większości już ozdrowiałych bez wymaganego leczenia ! Te pieniądze im się po prostu należą. Nieprawdaż ? Zarząd szpitala Narodowego pobiera łączne miesięczne wynagrodzenie w kwocie 624 416 złotych
- Koniaczek?
- Podwójny, stać mnie!

piątek, 27 listopada 2020

Rujnowanie wizerunku Polski przez idiotow

 Rujnowanie wizerunku Polski przez idiotow

1.Koszty rozbudowanych wieloletnich kampanii reklamowych są ogromne. Ogromna jest też budowana latami wartość marek firm. Marki są nierzadko więcej warte niż fizyczny majątek firm.
Natomiast wizerunek jest dla państwa bezcenny. Niemcy świadomi ogromu swoich zbrodni wojennych postanowili uparcie budować Image stabilnego państwa prawa i dobrobytu stabilizującego pokój w Europie wiedząc że alternatywą może być bieda i pogarda świata. Szybko okazało się że w ramach konfrontacji z ZSRR jedynym potężnym sojusznikiem USA w Europie mogą być Niemcy zdolne odeprzeć atakujących sowietów. Niemcy starali się dla USA być jak najbardziej użyteczni. Niemiecki przemysł realizował każdą zachciankę dla produkcji militarnej USA. Niemcy Żydów po prostu przekupili. Wspólnie i w porozumieniu prowadzą od 70 lat kampanie oszczerstw w stosunku do Polski. Ustami kanclerza Schroedera Niemcy oznajmili koniec pokuty wobec Żydów i Żydzi już od tego czasu nic nie dostali. W nagrodę za wzorowe zachowanie i przyczynienie się do zwycięstwa w Zimnej Wojnie, USA zgodziły się na zjednoczenie Niemiec . Wcześniej pod egidą USA dokonano zjednoczenia Zachodniej Europy. Zjednoczenie jest porozumieniem francusko-niemieckim mającym na zawsze wyeliminować możliwość wojny o hegemonie w Europie. Ponieważ Niemcy są znacznie silniejsi, Francja dostała (!) od USA broń jądrową dla równowagi. Jednocześnie zjednoczenie militarne w NATO stanowiło potężną siłę przeciwko agresji ZSRR. Niejako automatycznie zjednoczeni zostali też przyboczni Niemiec i Francji. Idea wielkiej zjednoczonej Europy powstała później. Polska jest w Unii  na doczepkę dlatego że m.in. Niemcy chcieli definitywnie zatrzeć wszelki ślad po podziałach w Europie spowodowanych II Wojną a poza tym przecież potężna Europa może być graczem światowym a przede wszystkim niemieckie firmy dostaną nowe możliwości działania.
Ale Francuzi sprzeciwiali się dołączeniu Polski.  Mówili, prosili, apelowali (liczne wypowiedzi premiera  Chirac'a), żeby nie brać tej wschodniej dziczy bo będą straszne kłopoty. Ale Niemcy cierpliwie powtarzali że wschód miał dziejowego pecha i bardzo szybko się podciągną - szybko się od nas nauczą i zrobią porządek. "Damy pieniądze, zbudujemy infrastrukturę, drogi, płace pójdą do góry. Zobaczycie, ucywilizują się."
Niemcy dostali teraz od Polski i Węgier naukę - WETO WETO  !!! Sami nie wiedzą  jak teraz połknąć tę żabę ! Francuzi przypominają - a nie mówiłem ! Niemcy muszą to teraz latami wszystko odkręcić. Pierwsze kroki już poczyniono.
Polacy w ogromnej większości chcą być w Unii. Jeszcze "wczoraj" nie było bardziej pro Polskiego kraju w UE niż Niemcy. Od 2004 roku kampania oszczerstw wobec Polski była coraz mocniej ograniczana. Z jednej strony zrzucanie winy i umowa z Żydami ale z drugiej strony potężna idea Wielkiej Europy jako samodzielnego gracza  i wreszcie uwolnienie się od kurateli USA.
Rosja stara się rozmawiać z każdym krajem Unii z osobna co nie zawsze jej wychodzi  i robi wszystko aby nie negocjować z Unią przy której jest gospodarczym karłem. Z tego punktu widzenia działanie Węgier i Polski realizują cel Putina !    
    
Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie aborcji w Polsce.
Europarlamentarzyści ogromną większością głosów przyjęli rezolucję ostro potępiającą wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 22 października, który niemal całkowicie zakazał w naszym kraju aborcji. Za rezolucją głosowało 455 członków PE, przeciw 145, a wstrzymało się 75. Parlament w dokumencie "zdecydowanie potępił" decyzję polskiego TK, zaznaczając, że "orzeczenie to zagraża zdrowiu i życiu kobiet". Zdaniem europosłów, "ograniczenie lub zakazanie prawa do aborcji w żaden sposób nie eliminuje aborcji, a jedynie spycha ją do podziemia, prowadząc do wzrostu liczby nielegalnych, niebezpiecznych, tajnych i zagrażających życiu aborcji".
Nikt nie ma prawa zmuszać Polek do heroizmu i rodzenia potworków lub martwych. Zdecydowana większość posłów z różnych państw i różnych opcji poparła obronę podstawowych praw Polek - Europejek.
Według CBOS od września nastąpiło znaczne pogorszenie opinii o Trybunale Konstytucyjnym, które obecnie są najbardziej krytyczne, odkąd są monitorowane czyli od 2002 roku. Niezadowolenie z działalności TK wyraża 59% Polaków (+26 p.p.), dobrze ocenia ją tylko 20% (–9 p.)
"... W partii rządzącej zapadła decyzja, by wstrzymać się z publikacją wyroku TK... ". Tak hartowała się stal bezprawia  a wola partii stawała się prawem.

2.Rosja nigdy nie atakuje silnych nawet jeśli są słabsi od Rosji. Rosja racjonalnie robi to co jest opłacalne dla niej. Rosjanie i sowieci doskonale wiedzieli jak kosztowna jest wojna. Armia Czerwona z rozkazu Stalina najechała na Polskę dopiero 17 września 1939 roku mimo iż Niemcy wielokrotnie stanowczo domagali się od sowietów wywiązania się z umowy Stalin-Hitler i napadu na Polskę ! Dopiero gdy sowiecki szpieg w Japonii 16 września doniósł że Japonia na pewno nie napadnie na ZSRR a państwo polskie faktycznie już nie istniało, momentalnie wydano rozkaz wkroczenia na tereny byłej Polski bez wypowiedzenia  bowiem nie było już komu wypowiedzieć wojny co później okazało się mieć ogromne znaczenie bowiem  nie-rząd już uciekł. Gdyby szykowała się wojna  z Japonią lub Polacy stawili opór niemieckim mordercom lub jedno i drugie Armia Czerwona nigdy by Polski nie zaatakowała a nie wykluczone ze mogłaby Polsce razem z Zachodem efektywnie pomóc a nawet najechać na Niemcy.
Józef Piłsudski był uważany za agenta Niemiec a Polskę uważano za sojusznika Hitlera. Zachód Piłsudskiego ignorował. Agresja Polski na Czechosłowację w 1938 roku  kompletnie zrujnowała wizerunek Polski i straszliwie jej zaszkodziła. To było coś gorszego od wstrętnej zbrodni - to był koszmarny strategiczny błąd. Pisano że Polska to wspólnik i hiena Hitlera. Nic dziwnego że nikt nie chciał umierać za Gdańsk. Fragment wywiadu  dr Deszczyńskiego:
"...Polskę postrzegano nieprzychylnie, nawet w zwyczajowo przyjaznych krajach. Z literatury pamiętnikarskiej znane są określenia Rzeczypospolitej, jako idącej nieomal na smyczy Berlina i często pojawiające się porównania do szakali i sępów ... Można zaryzykować twierdzenie, że nigdy w dwudziestoleciu międzywojennym nie mieliśmy za granicą tak złej prasy, jak w półroczu następującym po inkorporacji Zaolzia."
Już wtedy zachodnia prasa pisała, że spotka nas kara bo będziemy następnym celem ataku Hitlera. Na niecały rok przed atakiem Niemców na Polskę ! 

Narracja sowiecka mówiła o tym że krwawiąca armia Polska przy boku Armii Czerwonej zcięły łeb morderczej faszystowskiej bestii, której Polska była ofiarą. Narracja ta dla Polski była korzystna i tylko idiota mógł wszcząć niepotrzebną wojnę propagandowo - historyczną zapominając że sowieci zabrali ogromną ilość archiwów na wyzwalanych terenach. Wobec szczekania, obsikiwania i szarpania nogawki Rosja skutecznie propaguje ( także w językach obcych ) od dwóch dekad oparty w dokumentach pogląd że Polska przyczyniła się do wybuchu wojny i była wspólnikiem Hitlera aż ten rozwścieczony głupotą psychicznie chorego alkoholika ministra Becka odwrócił się od Polski. Narracja ta bardzo podoba się Żydom a premier Natanjachu często bywał gościem Putina.

 Były sędzia Wojciech Łączewski zdetonował prawdziwą bombę. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" powiedział, że zna treść ostatniej telefonicznej rozmowy braci Kaczyńskich, którą odbyli przed katastrofą smoleńską. Prezydent lecąc na obchody rocznicy Katynia, zadzwonił do brata z pokładu tupolewa.
"Jeżeli opinia publiczna poznałaby treść rozmowy braci Kaczyńskich, której zapis znam z akt ściśle tajnych, to gwarantuję, że zupełnie inaczej oceni sytuację po 10 kwietnia 2010 r. (...) Jestem w stanie wskazać konkretną teczkę i konkretne karty z dokumentami, które pozwalają spojrzeć na pewne sprawy w innym świetle. Uważam, że ten stenogram powinna poznać opinia publiczna, by wyrobiła sobie zdanie, do czego Jarosław Kaczyński jest zdolny." Sugestia jest jasna — to Jarosław namawiał Lecha do lądowania za wszelką cenę w złych warunkach.
Z tej okazji skorzystali Rosjanie !
Rosyjska Prokuratura Generalna  wysłała do polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości wniosek o stenogram i zapis rozmowy telefonicznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego z bratem Jarosławem Kaczyńskim, przed katastrofą samolotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 roku.
Ruscy szachiści postanowili się pobawić z Polską jak sadystycznie robi to  kot ze złapaną myszą. Ależ to przepięknie rozegrali ! Idealny timing. Czapki z głów ! Wołodia to  figlarz I klasy ! Proszą o coś co mają z podsłuchu od 10 i pół roku. Co teraz będzie ? Nasza prokuratura nie wyda nagrania ? Tajemnica ?  Co jest ukrywane ? Za chwilę pojawią się tytuły "Polska nie chce wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej" "Czego boi się polska prokuratura" ?

3.Polska na jesieni wykonywała kilkadziesiąt razy mniej testów na Covid-19 niż powinna stawiając po cichu na uzyskanie odporności stadnej. Zastosowano eugeniczny model szwedzki. Kto musi umrzeć - umrze. PiS dał już sobie spokój ze zwalczaniem pandemii. Wszystkie siły i środki skierowano na osłonę propagandową. TVPiS dostanie kolejne 2 mld złotych na partyjną propagandę.
Śmiertelne żniwo epidemii Koronawirusa w Polsce jest dużo, dużo  większe, niż mówią oficjalne statystyki. Polska to dzika umieralnia i zaczyna się o tym pisać !
Będzie mniej emerytur i rent do wypłacenia? Będzie. Będą puste mieszkania? Będą.  Rzygać się chce.


czwartek, 26 listopada 2020

Dotowane samochody elektryczne dla garstki bogaczy

 Dotowane samochody elektryczne dla garstki bogaczy

 Skutkiem kryzysu na tle epidemii Covid-19 sprzedaż nowych samochodów w ciągu roku w Hiszpanii spadła o 37%, Włoszech o 31%, Francji 27%, Polsce o 26%, Niemczech o 23%.
Natomiast  sprzedaż drogich samochodów elektrycznych w Polsce rośnie. Wszyscy kierowcy płacą 8 groszy w każdym litrze paliwa na dofinansowanie ekskluzywnych elektrycznych produktów dla nielicznych najbogatszych. W ten sposób wszyscy dotujemy cudze badania i cudzy zaawansowany przemysł.
Także cała zielona energetyka to na razie tylko przejadane dotacje.
Kto wierzy Matołuszowi Morawieckiemu w narracje o milionie produkowanych w Polsce samochodów elektrycznych ten sam sobie szkodzi.

Nabycie dyplomowej pracy magisterskiej jest łatwe i tanie. Trochę droższa jest praca doktorska. Na polskich uczelniach wyłudza się łapówki za stopnie naukowe, które też rozdaje się po znajomościach ! Nie wróży to dobrze rozwojowi polskiej technologi jeśli w ogóle coś takiego istnieje. Proszę o konkretny przykład takowej ! 


wtorek, 24 listopada 2020

Kosciol po 27 latach Wojtyly to zgliszcza [Money Money Money Money Money Money Money]

 Kosciol po 27 latach Wojtyly to zgliszcza [Money Money Money Money Money Money Money]
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,26537236,wojtyla-jako-szef-nadwislanski-styl-menadzerski-plus-tropienie.html
"Wojtyła jako szef. "Nadwiślański styl menadżerski plus tropienie herezji"
- Za Wojtyły skonstruowano prosty miernik konserwatyzmu: antykoncepcja, aborcja, celibat, z tym nie wolno dyskutować. I jeśli to akceptujesz, to jesteś swój. A jak nie - to dziękujemy, nie będziesz awansować - z prof. Stanisławem Obirkiem rozmawia Grzegorz Sroczyński.
Grzegorz Sroczyński: Co Wojtyła widział w McCarricku?

Stanisław Obirek: Skuteczność. Mówiąc językiem biznesowo-korporacyjnym: on dowoził wyniki. Był człowiekiem niezwykle obrotnym, chociaż nie, to za mało powiedziane - był geniuszem, umiał otwierać serca i sakiewki katolickiego ludu. I były to sumy przyprawiające o zawrót głowy. Setki milionów dolarów, pół miliarda dolarów, takie kwoty gromadził w akcjach charytatywno-kościelnych w USA. To się nazywa fundraising. Mnie jezuici amerykańscy uczyli, jak to się robi: "direct mail fundraising", "direct debit", "doorstep", to cały przemysł. Nie jest to naganne, mnóstwo instytucji w USA tak funkcjonuje, a kardynał McCarrick był jednym z najzdolniejszych zbieraczy. Regularnie zasilał Watykan pieniędzmi amerykańskich darczyńców.
Czyli płacę, więc mi wszystko wolno? Na oficjalną uroczystość w Watykanie przyjadę sobie z młodym kochankiem, będę z obleśnym uśmiechem mówić, że to "mój siostrzeniec" i nikt nie piśnie?

Nie rozmawiajmy tak prostacko. W Polsce pieniądze od razu kojarzą się z korupcją, łapówkami i zaraz pojawia się ta gadka, że McCarrick koperty Dziwiszowi przywoził, więc go wszyscy kryli. Pewnie przywoził, on miał nieprawdopodobne wyczucie ludzkich słabości, zmysł manipulacji, ale nie o to w tym chodzi. Przedstawiał się jako podpora papiestwa, dużo pisze o tym w swoich listach, że pomoże uratować Watykan w trudnym czasie.
Uratować przed czym?

Przed bankructwem. Bo ważny jest kontekst: Watykan w latach 80. i 90. miał gigantyczne kłopoty po upadku Banku Ambrosiano. Byłem wtedy we Włoszech, z bliska to obserwowałem, kardynał Marcinkus został oskarżony o pranie brudnych pieniędzy, jakieś nieprawdopodobne machloje, współpracę z mafią, a potem pojawiła się konieczność płacenia gigantycznych odszkodowań. McCarrick z jego sprytem, kontaktami międzynarodowymi wśród polityków i umiejętnością zbierania kasy spadł Watykanowi z nieba. Wojtyła bardzo nie chciał przyjąć do wiadomości, że ten megazdolny hierarcha molestuje kleryków, że krążą legendy na temat jego seksualnych wyczynów. Dostał donos. Więc zarządził: "Sprawdźcie to". Dwór mu to zaczął sprawdzać, ale w taki sposób, żeby udzielić Wojtyle dokładnie takiej odpowiedzi, jaką papież chciał usłyszeć: "To są plotki". Więc go znowu awansowali. Jan Paweł II uważał, że McCarrick ma gigantyczne zalety. A poza tym oni się znali jeszcze z dawnych czasów.
Skąd się znali?

Spotkali się w 1976 roku w Filadelfii na Kongresie Eucharystycznym i przypadli sobie do gustu. McCarrick był przebojowy i to podobało się Wojtyle. Miał cechy, które Wojtyła uwielbiał.
Czyli jakie?

Już mówiłem: skuteczność. McCarrick tworzy w USA nowy model seminarium otwartego na ludzi z innych krajów, na przykład z Brazylii, jest związany z ruchem neokatechumenalnym. Dla Wojtyły wszelkie dynamicznie rozwijające się ruchy były fascynujące, miały być elementem nowej ewangelizacji i ekspansji katolicyzmu. Imponował mu też nowy model biskupa, który nie jest jakimś leśnym dziadkiem, tylko menadżerem, dba o globalny rozwój katolicyzmu, cały świat przemierza dla dobra kościoła. McCarrick naprawdę jeździł wszędzie, czasem rzeczywiście z kochankami, wszędzie zjednywał sobie ludzi. Jest w tej postaci jakaś genialna bezczelność i dezynwoltura. Udzielał masy wywiadów, dziennikarze też go kochali. Stał się twarzą katolicyzmu zaangażowanego, ekspansywnego i nowoczesnego. To mogło Wojtyle przewrócić w głowie.

Czytaj też: Chciał powiedzieć papieżowi o oskarżeniach wobec abp. Paetza. Miał usłyszeć od Dziwisza "Ani słowa"
Przewrócić w głowie?

Manipulatorzy mają niezłe wyczucie cudzych słabości, wiedzą, na jakiej nucie zagrać. Chmury nad McCarrickiem cały czas się gromadziły, biskup Nowego Jorku kardynał John O'Connor zdał sobie sprawę, że to może się skończyć gigantycznym skandalem. I że nie chodzi o jakieś plotki, bo relacji o molestowaniu i wyjazdach "na ryby", gdzie McCarrick zmuszał kleryków do seksu, jest po prostu za dużo. Przed kolejnym planowanym awansem McCarricka - tym razem na kardynała w Waszyngtonie - O'Connor pisze do Watykanu ostrzeżenie: nie róbcie tego, bo będzie dziki skandal. On wiedział, co się święci. Amerykański kościół już wtedy znalazł się w oku cyklonu, mnożyły się doniesienia o nadużyciach seksualnych księży, za chwilę miało ruszyć dziennikarskie śledztwo, które świetnie pokazuje film "Spotlight", gazeta "The Boston Globe" drukuje serię tekstów o molestowaniu nieletnich, oskarżonych jest 70 księży, ponad tysiąc ofiar, do tego kardynał Law, który to latami tuszował. Wychodzi też książka o Marciale Macielu Degollado, założycielu Legionu Chrystusa, pojawiają się kolejne wstrząsające świadectwa. I nic. Nie można się dostać do Dziwisza, nie można się dobić do Wojtyły, Ratzingera. Media w USA piszą, aż huczy, a Watykan milczy. I równocześnie awansowani są biskupi oskarżani o nadużycia seksualne, między innymi McCarrick.
Ale dlaczego?

Nie wiem.
Rafał Betlejewski pisze tak: "Zadziwia mnie ta ogólna zmowa, by z JPII zrobić idiotę. Nie zgadzam się na to! Patrzyłem na polskiego papieża przez 27 lat jego pontyfikatu i nigdy nie miałem wrażenia, że to głupek. Mówił wspaniale, był oczytany, więc skąd nagle pomysł, że JPII nic nie wiedział, nie orientował się, został wykiwany przez McCarricka, wodzony za nos przez Dziwisza, o niczym nie miał pojęcia, nie interesował się, dokumentów nie czytał? Skąd pomysł, że nominował, kogo mu kazano i podpisywał, co mu Dziwisz podsunął? Czy naprawdę wierzycie, że ten wyjątkowo inteligentny człowiek, znający Kościół od podszewki, który stał się ponoć 'najpotężniejszym przywódcą swej epoki' oraz 'człowiekiem, który obalił komunizm' był zwyczajnym głupkiem? Proszę mi tego nie wmawiać". Zgadza się pan?

No cóż. Jest to złośliwe, ale zdroworozsądkowe. Ciężko uwierzyć, że Wojtyła nie wiedział. Dobry car, źli bojarzy - na razie taki jest pomysł.
Pomysł?

Że jeden z tych bojarów - czyli Dziwisz, nazywany w Watykanie kapciowym - miał tak duży wpływ na Wojtyłę, że wszystko przed nim ukrył. W tę stronę idzie polski episkopat, co widać w wypowiedziach przewodniczącego Gądeckiego, że papież nie do końca wiedział, co się dzieje w Watykanie, był chory, zniedołężniały, komunikacja została przejęta przez sekretarza i dobry car nie kontrolował przepływu informacji. Mamy próbę przeniesienia ciemnych stron pontyfikatu na Dziwisza i kilku amerykańskich biskupów, którzy w sprawie McCarricka naściemniali. "To tylko plotki" - napisali.
Czyli rozumiem, że pan uważa, że Wojtyła wiedział i celowo te skandale krył?

Nie. Co ja uważam, to uważam. Ale nie będę w tej sprawie przeginać, bo od dawna mam łatkę krytyka Jana Pawła II. "No jasne, Obirek, były ksiądz, człowiek straumatyzowany, musi odreagować swoja traumę" - tak mnie niektórzy oceniają. Okej. Godzę się z tym.
Godzę?

Że oni mogą mieć trochę racji. A nawet jeśli racji nie mają, to ja i tak muszę się pilnować. Dzięki jezuickiemu wykształceniu poznałem wielką bibliotekę na temat Watykanu i chmarę ludzi, którzy się tym zajmowali. Od dekad. I tym mogę się z panem dzielić.
No dobrze. Powiedział pan: McCarrick dowoził wyniki.

Ale nie w takim zwulgaryzowanym sensie, że chodziło w tym wszystkim o worki pieniędzy, którymi zasilał Watykan. Nie dlatego go promowali. Wojtyłę zachwycał model katolicyzmu masowego, samofinansującego się, opartego na dobroczynnych datkach. Tak samo go fascynowała skuteczność Legionu Chrystusa i ojca Marciala Maciela Degollado, którego promował. Taki był duch czasów: reaganomika, neoliberalizm, skuteczność, menadżerskie myślenie. Wojtyła to wszystko kupił. Powiem coś trochę obok, ale to pasuje: Zygmunt Bauman analizował wielkie korporacje, które na szefów w tych czasach wybierały najbardziej bezwzględnych zwalniaczy. Osiąganie krociowych zysków łączone było ze zwolnieniami grupowymi, firmę czyścili do kości, pokazywali świetne bilanse, potem firmę sprzedawali. I inkasowali prowizje. Do takich operacji dobierano patologicznych ludzi, bezwzględnych psychopatów. Pewien określony zestaw cech psychologicznych sprzyjał karierze w korporacjach, co powodowało, że wyższe kadry menadżerskie były spod jednej sztancy. Tak samo w Watykanie.
Kościół jako korporacja?

Oczywiście. Za Wojtyły tak to wyglądało. System uśmiechów, awansów, audiencji, błogosławieństw, benefitów, które otrzymywali ludzie o określonych cechach osobowości. I jednocześnie odcinanie dostępu do awansu ludziom, którzy ośmielili się formułować oceny krytyczne, jak Hans Küng i cała plejada wybitniejszych teologów.
Gdyby Wojtyła był szefem korporacji, to jak by pan nazwał jego styl zarządzania?

Nadwiślański styl menadżerski - jak się dziś mówi. Czyli styl autorytarny, pełna kontrola i zamordyzm.
Bo papiestwo zawsze tak działało czy bo Wojtyła taki był?

Wojtyła. Jako szef był twardy w kontrolowaniu własnego personelu i strasznie wrażliwy na jakąkolwiek krytykę. Nieprawdopodobnie pamiętliwy. Wymuszał posłuch, żeby utrzymać w kościele konserwatywną doktrynę. Jak tylko został papieżem w 1978 roku, to już po paru miesiącach mnóstwo energii skierował na ściganie Hansa Künga, który dla mojego pokolenia był gwiazdą otwartej teologii katolickiej. Studiowałem wtedy filozofię u jezuitów w Krakowie i strasznie mnie to zdołowało. Künga pozbawiono prawa nauczania teologii w grudniu 1979 roku, jeszcze przed pojawieniem się w Watykanie Ratzingera jako szefa Kongregacji Nauki i Wiary. Ratzinger dopiero w 1981 roku przyjechał do Rzymu i wtedy został "rottweilerem Wojtyły". Jak zaczęła działać ta dwururka, to skuteczność odstrzeliwania wszystkich kreatywnych i ciekawych nurtów w teologii światowej bardzo wzrosła. Świetnie obaj działali, błyskawicznie i precyzyjnie.
Odstrzeliwali?

To widać dobrze w zestawieniu z innymi. Paweł VI nikogo nie pozbawił prawa nauczania, mimo że jego encyklika z 1968 roku spotkała się z masowym sprzeciwem w kościele. Zwłaszcza w USA i Niemczech. Dosadne krytyczne sądy formułował Charles Curran, który był wykładowcą Uniwersytetu Katolickiego w Waszyngtonie. I przez kilkanaście lat papieżowi do głowy nie przyszło, żeby go pozbawiać prawa nauczania teologii katolickiej, chociaż Curran ładował w ukochaną encyklikę Pawła VI aż miło.
Chodzi o encyklikę "Humanae vitae"?

Tak.
Czyli "encyklikę antykoncepcyjną"? Czy ja teraz strasznie spłycam?

Nie spłyca pan. Głównie o to tam chodziło.
I Paweł VI nie odstrzelił krytyków?

Nie.
A Jan Paweł II ilu swoich krytyków odstrzelił?

O rany, tych głównych z wielkimi nazwiskami to było kilkudziesięciu, tylu jest na liście. A pomniejszych to już nie zliczę. Różne były formy odstrzeliwania, bo wycofanie missio canonica - czyli pozbawianie prawa nauczania - to jedno. Ale było też coś takiego jak efekt mrożący. Możemy przejść na polski grunt i sposób działania Ziobry, dość podobny. Czyli powstaje cały system awansu i metod dyscyplinowania, który promuje osoby spełniające kryterium pełnej lojalności. I to przyciąga ludzi obłudnych, niezbyt zdolnych, ale chcących za wszelką cenę robić kariery. Takich klakierów w teologii za Wojtyły pojawiła się cała chmara. I oni klaskali najgłośniej. Zwłaszcza jeśli cierpieli na niedostatki intelektu, wtedy z radością patrzyli na różnych Küngów i Curranów, którzy za próbę trudnego dialogu ze współczesnością byli usuwani, a tamci z ich teologią przypominającą cep mogli bez problemu awansować. Wie pan, to są całe listy nazwisk w komunikatach Kongregacji Nauki i Wiary: oskarżony o to, o to i o to, nie ma prawa nauczania. Przestrzega się wiernych, że to groźny człowiek. Bo kwestionował dogmat niepokalanego poczęcia, nieomylność papieża, albo - no nie wiem - kwestionował Trójcę Świętą. Przy czym najczęściej te zarzuty były dęte. Bernhard Häring, najwspanialszy i najbardziej wrażliwy teolog niemiecki, redemptorysta, który wprowadził do teologii myślenie skoncentrowane na miłości - spotkały go szykany pod koniec życia. Był już starym schorowanym człowiekiem, nie mógł się bronić.
Ale zaraz, żebym dobrze zrozumiał. Czyli Kongregacja Nauki i Wiary regularnie ostrzegała lud Boży przed nieprawomyślnymi?

Oczywiście. Przestrzega się wiernych, że ten czy ten burzą jedność kościoła, że są dla was groźni, nie czytajcie ich książek. Oni nie mają prawa was nauczać.
A jak ksiądz czy biskup byli oskarżani o nadużycia seksualne, to podobnych ostrzeżeń nie było?

Nie.
Jednych się ściga energicznie, a w sprawie drugich nic się nie robi?

Takie były priorytety.
A jak krytykujesz Watykan, to znikasz?

Nie od razu. Najpierw nie masz prawa kontaktować się z mediami, to zresztą sposób do dziś popularny w Polsce. Metoda Wojtyły.
Metoda?

"Wojtyliański styl rządzenia" - tak się o tym mówiło. On naprawdę był mistrzem w uciszaniu niewygodnych i krytycznych głosów. Kościół w Polsce to skopiował. Istnieje typowy przykład tej metody zarządzania: oto mamy połowę lat 80., pojawia się tzw. oświadczenie kolońskie, które podpisało stu teologów i moralistów niemieckich, sprzeciwiali się polityce represyjnej, autorytarnej, pozbawiającej ludzi prawa nauczania, zamykającej dyskusję o antykoncepcji i kapłaństwie kobiet. Sygnatariusze byli szykanowani w ten sposób, że ktokolwiek machnął tam podpis, nie mógł objąć "funkcji przełożeńskich" w kościele. Żadnych. Już nie mówię, że nie mogli zostać biskupami, ale szefami katedry na jakimś pomniejszym katolickim uniwersytecie albo przeorami klasztoru w Pipidówie - też nie mogli.
Czyli jak jakiś teolog w Pernambuco napisał coś nie tak o niepokalanym poczęciu, to natychmiast było tropione przez Watykan?

Ten przykład nie jest od czapy. Bo proszę sobie wyobrazić dwóch teologów na Sri Lance, którzy - jak to w Azji - żyją w takim oto kontekście, że zaledwie ułamek procenta ich otoczenia to chrześcijanie, więc na pewno różne zdrożne myśli im do głów przychodzą na temat dogmatów. Któryś coś nie tak napisał o grzechu pierworodnym, błyskawicznie zostało to odnotowane w Watykanie jako herezja. Zwykle odbywało się to na zasadzie donosów. Ktoś słał do Watykanu zaledwie wyimki z całej publikacji. I to wystarczyło, żeby wszcząć proces. Czasem wystarczały wycinki z gazet.
Wycinki z gazet Watykan tropił?

Plotka wystarczyła, donos z cytatem wyrwanym z kontekstu, żeby uruchomić machinę kontrolną. Przykład, który obserwowałem z bliska: ojciec Jacques Dupuis, stary jezuita, 40 lat spędził w Indiach, poznałem go jak miał około osiemdziesiątki. Całe życie był uważany za konserwatywnego teologa, ale na starość Hindusi wysłali go do Europy, gdzie został profesorem na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Zaczął się wypowiadać o dialogu międzyreligijnym, co zostało w klasyczny sposób - czyli oparty na donosach - oskarżone o heretyckość. "Jedność zbawienia w Jezusie Chrystusie jest zagrożona". Był wielokrotnie przesłuchiwany przez Kongregację, osobiście przez Ratzingera, na szczęście jako jezuita miał obrońcę w swoim generale zakonu, który był przytomny. W trakcie tych przesłuchań jako oskarżony w zasadzie nie mógł się odzywać, zupełnie jak w czasach inkwizycji, za to podsuwano mu do podpisania dokument, że "ja tego nigdy więcej nie będę mówił". "No ale przecież tego nie powiedziałem, co mi zarzucacie, mogę wszystko wyjaśnić". Ich to nie interesowało. Miał podpisać. Wersji pokajań do podpisu przedstawiano mu kilka, w końcu żadnej nie podpisał. Mamy rok 2000, czerwiec, czyli jesteśmy w okolicach nominacji dla McCarricka, którego rozwiązłość seksualna jest powszechnie znana. Ale nie McCarrickiem Watykan się intensywnie zajmuje, za to pojawia się deklaracja Dominus Iesus, która jest wymierzona przeciwko ojcu Dupuis. Tym się Watykan zajmował, temu poświęcał główne siły. Z jednej strony mamy oddanego kościołowi teologa, który całe życie nic innego nie robił, tylko uczył o Panu Jezusie, a na stare lata został oskarżony o herezję, a z drugiej strony mamy człowieka, wobec którego od lat zgłaszane były wątpliwości co do jego moralnej konduity, ale mimo to promuje się go na kardynała i jest uważany za gwiazdę episkopatu światowego. A ojca Dupuis pozbawia się prawa nauczania i poświęca mnóstwo czasu, żeby mu jeszcze dowalić szumną deklaracją Dominus Iesus, nad którą pewnie cała Kongregacja się biedziła.
Klucz do kariery w tej korporacji był jaki?

Pochlebstwo. Absolutna bezkrytyczna akceptacja doktryny konserwatywnej, czyli następującego zestawu zainteresowań: antykoncepcja, aborcja, celibat.
Ale - przepraszam za dosadność - to jest zestaw zainteresowań z gatunku "dupa i okolice".

No cóż, niestety tak. Zestaw kontrolny.
Kontrolny?

Prosty test na lojalność wobec konserwatywnej doktryny koncentrujący się na "tych sprawach".  W seminariach za Wojtyły zaczął obowiązywać ten sam model: bierny, mierny, ale wierny. Zaliczasz zestaw kontrolny - piątka. Plus zamordyzm, czyli śledzenie i donoszenie na siebie nawzajem. Monarchia absolutna, ale nie oświecona. I są efekty. Mechanizm awansu w tak zarządzanej korporacji jest negatywny.
Czyli?

Niech pan spojrzy na stukilkudziesięciu polskich biskupów. Proszę mi wskazać jakąś charyzmatyczną postać, która się wyróżnia w jakiejkolwiek dziedzinie. Czy któryś z nich powie coś ważnego, napisze coś interesującego? Cokolwiek? Tak zostali wytresowani. Mamy tu prosty efekt kilkudziesięciu lat kościoła kształtowanego przez Wojtyłę, Dziwisza, Kowalczyka, Glempa, Gulbinowicza, Głódzia. Mamy całą galerię postaci, których jedynym atutem była bezgraniczna wierność, oddanie i podziw dla Wojtyły. Plus obsesja na punkcie moralności dla innych.
Dla innych?

Bo jakoś dziwnym trafem te wszystkie "tematy kontrolne", które są wciąż wybijane w homiliach Jędraszewskiego i innych czołowych intelektualistów polskiego kościoła, to są rzeczy, które ich nie dotyczą. Bezpiecznie odległe, bo związane z ciałem kobiety, z aborcją, z LGBT i tak dalej. Czyli nic z problemów ich życia: konsumeryzmu ludzi kościoła, życia ponad stan części kleru albo - no nie wiem - problem godności pracy w Polsce, który też jest niewygodnym tematem, bo dotyczy marnego opłacania i złego traktowania ludzi pracujących na samym dole korporacji o nazwie Kościół. Nie ma tych tematów, istnieją tematy bezpieczne, bo nas niedotyczące. Nieprzypadkowo w jednym z pierwszych wywiadów Franciszek powiedział mniej więcej tak: wszyscy mnie pytają, co myślę o aborcji, a jest tyle innych ważnych tematów. Ma rację. On się cały czas zmaga ze spadkiem po Wojtyle.
Bo Wojtyła zostawił kościół skoncentrowany na "tych sprawach"?

Absolutnie. Jak pada nazwisko jakiegoś hierarchy, który za Wojtyły zrobił karierę, to niech pan sprawdzi, jakie tematy on porusza. Pan mówi: "dupa i okolice". I ja się z tym niestety muszę zgodzić.
Ale to wynikało z seksualnej obsesji Wojtyły czy z czego?

Nie sądzę, żeby miał taką obsesję. Raczej był to dobry wytrych do sprawdzania lojalności. Dobry, bo prosty jak budowa cepa: "cztery nogi dobre, dwie nogi złe". Skonstruowano prosty miernik konserwatyzmu: antykoncepcja, aborcja, celibat, z tym nie wolno dyskutować. I jeśli to akceptujesz, to jesteś swój. A jak nie - to dziękujemy, nie będziesz awansować. To jest bardzo sprytne, bo wymaga, żeby się nagiąć.
Nagiąć?

Złamać. Daję panu słowo, że większość z awansowanych za Wojtyły teologów tak naprawdę nie wierzy, że antykoncepcja jest grzechem. Oni wiedzą, że to bzdura. Ale jeśli zmusisz kogoś do uwierzenia w dowolną bzdurę i on się nagnie, zgodzi się na to upokorzenie, no to znaczy, że jest w pełni lojalny. To naprawdę był genialny pomysł, żeby takim konserwatywnym zestawem ludzi kościoła testować i łamać.

Powiem coś bardzo niepopularnego, bo Wojtyła jest uznawany za wielkiego intelektualistę. Od kiedy został papieżem, promował model antyintelektualny. Do szpiku przeniknięty obsesją doktryny niepoddanej krytycznej uwadze. I te trzy tematy świetnie się nadawały na coś w rodzaju strażnika doktryny. Plus jeszcze temat czwarty: kapłaństwo kobiet. Też nie wolno było tego ruszać. Kiedy pisałem, że koncentrowanie się Watykanu na zwalczaniu tego typu odchyleń jest głupie i ograniczające, że to świadczy o antyintelektualizmie, to zawsze byłem zakrzykiwany. "Przecież Jan Paweł II to wybitny filozof". "Przecież to architekt wspaniałych dysput naukowców w Castel Gandolfo". Fizyk Stephen Hawking podczas jednej z tych dysput został pouczony przez Wojtyłę, żeby za bardzo przy początkach świata nie majstrował. "Nie wolno zaglądać Panu Bogu w kalendarz". Hawking na to: "No ale właśnie to mnie ciekawi".
Żart. Typowy żart Wojtyły.

Żart i nie żart. Kim on był, żeby wyznaczać granice naukowym pytaniom? Hawking po tym wszystkim powiedział: "Dobrze, że nie żyję w czasach Galileusza, bo podobnie bym skończył".
Wojtyła był dogmatykiem?

On tępił ludzi, którzy chcieli używać intelektu w służbie wiary. Równo jak leci.
Prezes tępi pracowników, którzy są inteligentniejsi od niego?

I co mam panu odpowiedzieć? Że tak, że owszem? Że awansowani byli idioci albo ci, którzy potrafili się sprytnie nagiąć? No więc dobrze, tak, za Wojtyły kariery robili najczęściej ludzie mierni. I dlatego mamy ruiny. Kościół po 27 latach Wojtyły to zgliszcza.
Zgliszcza?

Franciszek cały czas zmaga się z fatalnym stanem, w jakim zostawił Kościół Wojtyła. Jak pan spojrzy na kolejne episkopaty i przekleństwo krycia pedofili, to wygląda jak domino. Tu, tu i tu - wszędzie to samo, kolejne miejsca, gdzie się powtarza schemat tolerowania najgorszych przestępstw seksualnych. Bo taki był za Wojtyły mechanizm korporacyjnego awansu. Oni byli trenowani do nieustannego naginania się w kwestiach teologicznych: nie wychylaj się, bo będzie źle. I tak samo się zachowywali we wszystkich innych sprawach. Cicho sza. Tak ich wyuczono, dzięki temu awansowali.

Dobrze znam USA, w 2004 roku byłem w Saint Louis, gdzie biskup Raymond Burke - wyrzucony dość szybko przez Franciszka - był po prostu homofobem. A jednocześnie Burke tryskał konserwatyzmem, co oczywiście Wojtyle się podobało. Obserwowałem wtedy kampanię wyborczą John Kerry kontra George W. Bush. Pojawiła się kwestia aborcji. Katolik Kerry mówił, że chociaż aborcję uważa za zło, to nie będzie narzucał swojego poglądu reszcie Ameryki i forsował zakazów. Na co biskup Burke oświadczył, że nie udzieli mu już nigdy komunii świętej. Wtedy zareagował naczelny opiniotwórczego pisma jezuickiego "America Magazine" Thomas Reese, który zaproponował: dajmy nasze łamy różnym katolikom, zarówno tym, którzy są za Bushem, jak i tym, którzy są za Kerrym, oni mają swoje argumenty, niech je przedstawią w katolickim piśmie. Co zrobił Watykan? Wymusił na prowincjale jezuickim, żeby naczelnego zwolnił. Za to, że ośmielił się otworzyć łamy katolickiego pisma na debatę. Czyli nawet nie za jakieś nieprawdopodobne odstępstwo, nie wiem, że Świętą Trójcę kwestionuje, tylko za samą chęć dyskusji. Coś nieprawdopodobnego.
No ale co z tego wynika?

Nie rozumie pan? To jest sygnał do całej korporacji, sygnał wysłany do każdego pracownika: siedź cicho, bo cię zwolnimy. Cokolwiek się dzieje, cokolwiek ci się nie podoba - siedź cicho. Każda firma, której prezes tak działa - upada. Może prosperować świetnie pięć, dziesięć lat, a potem wybucha skandal - jak z Enronem - bo ludzie są wytrenowani w bezkrytycznym działaniu i przestają wysyłać do szefów sygnały ostrzegawcze. Polski kościół jest w zapaści dokładnie z tego powodu, tutaj na wyprzódki robili kariery kiepscy teologowie, postaci często kabaretowe, które wypowiadają sądy o rzeczywistości, że włosy dęba stają. Odhaczali zestaw obowiązkowy - czyli trzy punkty o "tych sprawach" - i awansowali. To również efekt wojtyliańskiego antyintelektualizmu, bo wydziały teologiczne zostały sprowadzone do roli zawodówek, które szkolą księży gorszych, niż tam weszli. Wypuszczają ludzi fatalnie przygotowanych do zderzenia z pluralistyczną rzeczywistością, ale z "zestawu testowego" wszyscy mają piątki.

Jeden z najciekawszych eksperymentów XX wieku - czyli teologia wyzwolenia - został zniszczony. Bracia Boff, Gutierrez w Ameryce Południowej, oni wszyscy stracili możliwość kształtowania swoich wspólnot i kościołów. Katolicy to widzieli i odchodzili od wiary z powodu zapiekłości Wojtyły. Nie musiał tego tępić, mógł z tym polemizować, nawet ostro, ale on bał się polemizować, bo teologicznie był za krótki. Przeciętniak z wielkimi aspiracjami, więc wolał zakazać, zniszczyć, skoro miał władzę. Paweł VI pewnie by polemizował, Ratzinger - pewnie też, to był skrajny konserwatysta, ale teolog wybitny, więc nie bał się polemik. Już nie mówię o Franciszku, który pewnie teologię wyzwolenia dopuściłby jako jeden z lokalnych wariantów. Wojtyła natomiast z niebywałą pasją oddawał się tępieniu herezji. Mnóstwo siły temu poświęcał. Najbardziej twórczy i oddani biskupi - jak Oskar Romero z Salwadoru, którego Franciszek wyniósł na ołtarze - byli za czasów Wojtyły marginalizowani. A promował karierowiczów, których jedynym zadaniem było tępienie ideowej gangreny. Każdy głupek, jeśli tylko odpowiednio mocno się odciął od teologii wyzwolenia, mógł liczyć na awans w Ameryce Południowej. Więc co by pan chciał, jeśli taka jest droga do kariery?

Dla mnie to naprawdę straszne: "O biskupie X od dawna się mówiło, że lubi chłopców". Potworny eufemizm: "Lubi chłopców". Czyli co? Jest po prostu pedofilem. "Do Watykanu docierały jedynie jakieś plotki o McCarricku, więc Wojtyła nie mógł tego traktować poważnie" - czytam w polskich mediach. No ale jak to jest, że równocześnie docierała plotka o biskupie X, Y, Z, że "kwestionuje dogmat o nieomylności papieża", albo "podważa niepokalane poczęcie" - i cała machina ruszała natychmiast. Jakiś ksiądz na zadupiu napisał przychylny artykuł o teologii wyzwolenia - zaraz śledztwo z fajerwerkami. To jak to jest? Ta dysproporcja zainteresowań była nieprawdopodobna. W polskim Kościele tak zresztą jest do dziś, bo tutaj najpełniej wdrożono i zakonserwowano wojtyliański styl zarządzania. Doktryna pod względem seksualnym jest ostra jak brzytwa, żadnych odstępstw, żadnych dyskusji. A jednocześnie toleruje się seksualne rozbuchanie części kleru. Niektórzy księża mają reputację tytanów seksu, ale to nie przeszkadza im w robieniu karier, bo to są ci "zdolni menadżerowie", którzy w dodatku "odważnie krytykują aborcję i ideologię permisywizmu", więc są słuszni, twardzi, bronią doktryny i spadku po JPII. Na przykład ksiądz Dymer, który był nazywany "szczecińskim Jankowskim", oto mamy lata 90., skandal na całe miasto, ofiary i ich rodzice zgłaszają to biskupowi, zakonnice potwierdzają oskarżenia, bo już nie mogą na zgorszenie patrzeć i chcą pomóc ofiarom. Biskup to brutalnie wycisza, zresztą ten Dymer ma jakieś powiązania biznesowe i kontakty z politykami prawicy. Więc Głódź to pracowicie wycisza. Wie pan, ile trwał proces kanoniczny w sprawie Dymera? Otóż 25 lat! Tyle czasu kościół potrzebuje, żeby oskarżenia sprawdzić. Ćwierć wieku! Czuje to pan? Ale jak ksiądz Lemański powie coś kontrowersyjnego w jakimś wywiadzie albo ksiądz Boniecki wydrukuje felieton "niezgodny z linią partyjną", to w ciągu tygodnia dostaje zakaz wypowiadania się dla mediów, przenosi się takich ludzi, wycisza. Naprawdę, to jest wstyd. To są złe proporcje, spadek po Wojtyle.
A jaki był jego pontyfikat jako całość?

Teologicznie? Żaden. Dramatycznie słaby. Regres. Mój ulubiony teolog Karl Rahner przed śmiercią w 1984 roku napisał książkę "Kościół w czasie zimy". Bo dla niego w 1978 roku zaczęło się zamrożenie wszystkiego, co twórcze.
A którakolwiek z encyklik Wojtyły jest ciekawa? Intelektualnie ciekawa?

Społeczne encykliki Jana Pawła II się bronią. O godności pracy i tak dalej. To na pewno. Ale za tym nic nie szło. To była ta uśmiechnięta twarz Wojtyły na zewnątrz. Hasła mające uwodzić niekatolików, puste gesty, że niby chcemy rozmawiać, natomiast wewnątrz Kościoła obowiązywała twarda dyscyplina, a godność pracy była zerowa. Co zresztą widać po skandalach z molestowaniem, bo przecież jeśli jakiś biskup wykorzystuje swoją pozycję do uwodzenia podwładnych, czyli kleryków, to mamy brutalne podeptanie godności pracy.
Coś wartościowego zostanie z tych 27 lat pontyfikatu Wojtyły? Nic nie zostanie?

No nie, tak bym nie powiedział. Zostaną dwa obrazy. Przepraszam: trzy. Wszystkie związane z dialogiem międzyreligijnym. Wizyta w Wielkiej Synagodze w Rzymie i ten serdeczny uścisk z rabinem naczelnym Włoch Elio Toaffem. "Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i - można powiedzieć - naszymi starszymi braćmi" - powiedział wtedy Wojtyła. Drugi ważny obraz to Asyż, czyli spotkanie z przedstawicielami innych religii. No i Ściana Płaczu, kiedy Wojtyła się modli i zostawia kartkę z prośbą do Żydów o przebaczenie. Nieprawdopodobne wyczucie gestu, aktorskiej chwili. Tyle że to wszystko były gesty na zewnątrz. A do wewnątrz... wie pan, powiem coś bardzo osobistego. Do katolicyzmu i do kościoła w 1976 roku, kiedy wstępowałem do zakonu, przyciągnęła mnie otwartość. Dookoła miałem szary komunizm i Kościół wydawał się alternatywą ciekawą, kolorową, globalną, rozdyskutowaną. Thomas Merton, Karl Rahner, Bede Griffiths, Jean Daniélou, Henri de Lubac, Yves Congar to był cudowny świat katolicyzmu otwartego, intuicyjnie poszedłem w tym kierunku, bo to było przeciwieństwo ideowej martwoty komuny. Nagle papieżem został Wojtyła i to, co mnie przyciągnęło do Kościoła, stało się przedmiotem szykan i restrykcji. Wojtyła zakazywał i domagał się ślepego posłuszeństwa dla doktryny takiej, jak ją rozumiał. Dość szybko zaczęło mi to przypominać zaduch peerelu.
Czy watykański raport o sprawie McCarricka to przygotowanie do zdjęcia Wojtyły z ołtarzy?

Nie sądzę. Ale z drugiej strony Watykan nigdy nie wykonywał takich gestów, jak ten raport. Więc tak do końca nie wiem, jaki będzie ciąg dalszy. Trzy dni po publikacji raportu redakcja "National Catholic Reporter" zwróciła się z prośbą do biskupów w Ameryce, żeby zrezygnowali z publicznego kultu Jana Pawła II. I sądzę, że taka też będzie retoryka watykańska: oto trzeba zwrócić uwagę na to, że Jan Paweł II był dzieckiem swoich czasów, nie miał wystarczająco ostrego osądu w sprawie pedofilii, tolerował takich ludzi jak McCarrick, Degollado, Law i inni, którzy pochlebstwami, sprytem i makiaweliczną taktyką zawrócili mu w głowie. To będzie szło w tym kierunku. Teraz to może brzmieć jak szokująca propozycja, ale ona jest bardzo amerykańska i pragmatyczna: niech on będzie świętym tylko dla prywatnego kultu, jeżeli ktoś uznaje, no to proszę bardzo.
Bo jest taka formuła?

Tak.
I wtedy nastąpiłoby obniżenie statusu tej świętości?

To się ładnie nazywa: "kontekstualizacja świętego". Czyli że robił też złe rzeczy, ale taki był kontekst czasów.
Wyrzynał pogan, ale wtedy wszyscy się wyrzynali?

No tak. Święty Bernard z Clairvaux zachęcał do mordowania niewiernych i do krucjat, takie były czasy, ale nie dlatego został świętym. Kochał Matkę Boską i pisał traktaty mariologiczne, które do dziś mogą nasze dusze budować. I tylko to uznajemy. Albo Święty Tomasz, który wiadomo jakie miał podejście do kobiet.
A jeśli będzie ciąg dalszy? Jeśli pojawią się inne przypadki, które pokażą, że Wojtyła wiedział, tuszował, czy on wtedy będzie ściągany z ołtarzy?

Nie sądzę. Raczej zostanie wygumkowany.
Wygumkowany?

Spektakularny jest przykład Orygenesa, który był jednym z wybitniejszych Ojców Kościoła. Nigdy nie został ogłoszony heretykiem, natomiast po prostu go pomijano. Pomijano dlatego, że w wielu sprawach przesadził, na przykład dokonał samokastracji, zresztą inne miłe uczynki "ku chwale wiary" też są na jego koncie. Traktował zbyt dosłownie Pismo Święte i trzeba było coś z tym fantem zrobić. Więc się go nie cytowało. I myślę, że z Wojtyłą będzie podobnie, na pewno pomysł polskich biskupów, żeby go zrobić Doktorem Kościoła, zostanie skasowany. Zresztą byłem na paru konferencjach na temat soboru watykańskiego II i to jest zaskakujące, że o Janie Pawle II po prostu się nie mówi. Mówi się o Janie XXIII, mówi się o Franciszku, a Ratzingera i Wojtyłę się taktownie pomija. Jak się uczestników tych konferencji pyta o to w kuluarach, to człowiek słyszy, że obaj po prostu nie wnieśli niczego nowego. "Wojtyła? Nie za bardzo jest o czym mówić".

***

Stanisław Obirek (1956) jest polskim teologiem, historykiem i antropologiem kultury. Profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita. W latach 1994–1998 rektor Kolegium Księży Jezuitów w Krakowie."

poniedziałek, 23 listopada 2020

Unia czy kosciol ?

Unia czy kosciol ?

„Financial Times”o wecie Orbana i Kaczyńskiego:
„Szarżę Budapesztu i Warszawy należy postrzegać jako to, czym w istocie jest: awanturą dysfunkcyjnych systemów politycznych, zredukowanych do roli megafonu dla osobistych demonów i obsesji dwóch potężnych jednostek"

Jak Polacy zagłosowaliby w referendum w sprawie wyjścia Polski z UE według sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolita" ?
Za pozostaniem w UE - 81%
Za wyjściem z UE - 11%
Nie wiem - 8%

Mafię polityczną powstającej III RP ustanowili nam wspólnie i w porozumieniu ZSRR i USA oczywiście z przybocznym USA czyli Izraelem. Generał Kiszczak wydając swoim oficerom rozkaz zakładania przez TW agenturalno - mafijnych partii politycznych i ich finansowanie był tylko sprawnym wykonawcą. Oczywiście do dysponentów partii dołączył też rząd niemiecki hojnie sponsorując niektóre.
Kosciół kat w krytycznych momentach wydajnie stabilizował komunistyczny system władzy co Jadwiga Staniszkis przenikliwie zanalizowała nazywając to pożyczaniem legitymacji. Kościół kat to zblatowany z gangsterami politycznymi element jądra zgangrenowanego systemu postkomunistycznego. Kościół kat jest w Polsce największą przeszkodą w modernizacji na drodze do dobrobytu i bezpieczeństwa.  
 
https://wiadomo.co/prof-tadeusz-bartos-kosciol-funkcjonuje-poza-prawem/
"Prof. Tadeusz Bartoś: Kościół funkcjonuje poza prawem
Kościół naciskał konsekwentnie na kwestię aborcji, a Trybunał Konstytucyjny zawsze w tej sprawie współpracował z Kościołem. Świetnie widać to na przykładzie chociażby Trybunału prof. Zolla, który sam chwalił się w latach 90. w kręgach kościelnych, że może uda mu się ograniczyć w Trybunale dostępność aborcji z przyczyn społecznych. I udało się. To zblatowanie z lat 90., kiedy to przeprowadzono, trwa do dziś. I Strajk Kobiet dostrzegł, kto pociąga tak naprawdę za sznurki. Dlatego mamy protesty przed kościołami. W islamskich krajach autorytarnych rządzą najwyżsi duchowni, oni o wszystkim decydują i nie ma po co chodzić do szefa rządu. Podobnie u nas, nie ma po co chodzić do pani z TK, trzeba iść do ajatollaha – mówi nam prof. Tadeusz Bartoś, filozof, publicysta, autor m.in. książek Jan Paweł II. Analiza krytyczna (2008) czy ostatnio wydana Klątwa Parmenidesa. I dodaje: – W Polsce państwo jest ostatnią deską ratunku dla hierarchów. To niezbędny im parasol ochronny. Biskupi ze swojej strony będą tworzyć komisje, będą przepuszczać przez takie komisje m.in. kardynała Dziwisza, może go nawet za coś upomną i będą tworzyć pozorne systemy rozliczania i oczyszczania.

JUSTYNA KOĆ: Czy kończy się hegemonia Kościoła w Polsce, czy to tylko chwilowe perturbacje i, jak do tej pory, Kościół wyjdzie z tego bez większego szwanku?
TADEUSZ BARTOŚ: Trudno przewidywać przyszłość, natomiast mamy kumulację wydarzeń niekorzystnych dla obrony status quo hierarchów. Stawiają one historię funkcjonowania kleru katolickiego w Polsce w złym świetle. Są filmy, procedury, przez które coraz trudniej jest ukrywać przestępców seksualnych wśród duchownych, coraz częściej mówi się o ukrywaniu ich przez ostatnie dziesięciolecia. Kontrola informacji jest trudniejsza z uwagi na funkcjonowanie mediów społecznościowych. Już nie tylko główne kanały telewizyjne decydują, o czym się mówi, więc wygląda na to, że dochodzi do pewnej kulminacji. Okazuje się, że duże stacje telewizyjne decydują się zrobić niepochlebny program o kardynale Dziwiszu.
Jaką rolę w tym, co się dziś dzieje, odgrywa kardynał Dziwisz, bo mam wrażenie, że dokument plus wywiad z kardynałem zrobiły większe wrażenia, niż głośny film braci Sekielskich?
Filmy braci Sekielskich już wybrzmiały i miały ogromną publiczność. Teraz do tego ognia dorzucany jest nowy kawał drewna. Trudno spodziewać się, że temat Kościoła katolickiego w Polsce zniknie. Wiemy, że szykowany jest kolejny film Sekielskich nt. Jana Pawła II. Przy tak wielkiej publiczności, jaką osiągają, okazało się, że stacje telewizyjne też powinny wejść w tę tematykę. I że można. Drzwi zostały otwarte i tej fali się nie zatrzyma, tym bardziej, że ciągle jest to fala wzbierająca.
Dlaczego można zajmować się takimi tematami, co się zmieniło?
W 2008 roku wydałem krytyczną książkę o Janie Pawle II i reakcja na nią była zgoła inna. Ci, którzy dziś zabierają głos w dyskusji, jak Szymon Hołownia, Jacek Prusak, ksiądz Wierzbicki, Paweł Górzyński, Jarosław Makowski i inni – wszyscy oni z zasady nie zgadzali się z krytycznymi tezami zawartymi w tej i innych moich książkach czy wystąpieniach publicznych. Zatem istniało pewne tabu, że nie można.
Dziś, mówiąc językiem potocznym, jest jazda na Kościół, uzasadniona oczywiście. A skoro już wiadomo, że można, to każdy chce dorzucić swój kamień. Także ci konserwatywni, których pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu nie zgadzali się nawet z najostrożniejszymi moimi tezami. Do tego jest jeszcze papież Franciszek, którzy przestał ścigać za wypowiedzi krytyczne o Kościele. Za czasów Jana Pawła II i Benedykta XVI także duchowni byli ścigani i dyscyplinowani za krytyczne wypowiedzi teologiczne. Franciszek w ogóle się tym nie zajmuje.

Nie jest pan zaskoczony tym, co dzieje się w Kościele w Polsce?
Nie, ponieważ już w 2008-09 roku podejrzewałem, że za 10 lat dokona się to, co stało się np. w Irlandii. My nie znamy detali irlandzkiej historii, ale z tego, co wiadomo, to tam także proces był wieloletni. Nieprawdą jest, że Kościół irlandzki sam się oczyścił. Biskupi, którzy uczestniczyli w kryciu pedofilii, do końca się nie przyznawali.
W Polsce państwo jest ostatnią deską ratunku dla hierarchów. To niezbędny im parasol ochronny. Biskupi ze swojej strony będą tworzyć komisje, będą przepuszczać przez takie komisje m.in. kardynała Dziwisza, może go nawet za coś upomną i będą tworzyć pozorne systemy rozliczania i oczyszczania. Kardynał Dziwisz powiedział przecież bardzo wyraźnie, że chce, by powstała niezależna komisja, której celem będzie oczyszczenie go z wszelkich zarzutów.

Kardynał Dziwisz jest twarzą polskiego Kościoła, kwintesencją skostniałego, korporacyjnego systemu?
Tak, ale on nie jest sam. Dziwisz był w Rzymie, zatem w tym systemie centralnym, który dobrze opisał Frédéric Martel jako system towarzysko mafijny. W Polsce to jest w mniejszej skali, ale proszę zwrócić uwagę, że nie ma ścisłych regulacji dotyczących finansowego funkcjonowania Kościoła, przepływu pieniędzy. W różnych krajach są one różne, ale w Polsce, jak w Watykanie, jest rozbudowany system darów, ofiar, prezentów, które łatwo stają się łapówkami. Można oczywiście proboszczowi dać 100 zł, ale można też dać milion i wówczas staje się osobą wpływową. System hierarchii awansu w Kościele w Polsce zbudowany jest na zdolności pozyskiwania pieniędzy i obdarzania nimi innych.
Był film Kler, w którym jedną z głównych postaci był ksiądz, który budował wielkie sanktuarium. Tamte sceny nie są wyssane z palca i wiadomo, że to jest sanktuarium Dziwisza, które budował w Krakowie. Pamiętam, że długo zastanawiałem się, skąd Dziwisz ma tyle pieniędzy. Wiadomo, że zbierał je w Rzymie, oczywiście sam mówi, że nigdy nie brał pieniędzy, ale z moich informacji wynika, że za środowe audiencje w pierwszym rzędzie brał 5000 dolarów. Mówił mi to wiarygodny katolik z KIK-u, oczywiście pewności nie mam, ale wątpię, aby to było zmyślone.

Do dziś nie ma dziennikarstwa śledczego w tej sprawie – jak Dziwisz przewoził pieniądze z Rzymu do Polski, ale rozumiem, że odbywało się to w walizkach czy kartonach. Przecież to się da jakoś oszacować: wydatki zestawić z przychodami i zapytać: skąd to? Tymczasem nie ma żadnego zainteresowania prokuratury, wszystko odbywa się jakby legalnie i nie chodzi wcale tylko o państwo PiS. Wieloletnie procedery od lat 90. wyglądały tak samo i władza patrzyła na finanse Kościoła i hierarchów z przymrużeniem oka.
Dlaczego Kościół polski przez wiele lat był tak silny i zbudował sobie niemalże równoległą do państwa pozycję? To nie tylko autonomia w finansach, ale też sprawa pedofilii i lustracji.
Politycy od dawna byli zblatowani z hierarchami, jadano razem obiady, pito wino. Kardynał Gulbinowicz był gwiazdą, choć nie tylko on. Teraz Gulbinowicz jest raczej obciążeniem, w ostatniej chwili udało się uratować katedrę wrocławską przed zanieczyszczeniem jego zwłokami. Oczywiście nie chodzi mi o to, aby w jakiś sposób rzucać cień na Frasyniuka czy innych, którzy ostatnio wystąpili w jego obronie. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę, że rzeczywistość tamtych relacji jest złożona.

Oprócz tego zblatowania mamy poczucie zobowiązania wobec kleru nie tylko polityków, ale także dziennikarzy, którzy wyraźnie nie podejmowali tematów niewygodnych dla hierarchów. Dziś każdy jest mądry po czasie, ale artykuły dotyczące chociażby finansowania kościołów, które pojawiają się dopiero od niedawna, nie wzbudzają wielkiego rezonansu. A wystarczyłoby przyjrzeć się choćby pierwszemu lepszemu cmentarzowi. Jak pieniądze są księgowane czy wydawane zgodnie z przeznaczeniem na utrzymanie cmentarza, na ile przejrzysty i szczelny jest to system, system kopert.
Po orzeczeniu TK Przyłębskiej dotyczącego aborcji protesty odbywały się nie tylko przed Trybunałem czy domami polityków, ale także przed i w kościołach. Dlaczego?
Kościół naciskał konsekwentnie na tę kwestię, a TK zawsze w tej sprawie współpracował z Kościołem. Świetnie widać to na przykładzie chociażby Trybunału prof. Zolla, który sam chwalił się w latach 90. w kręgach kościelnych, że może uda mu się ograniczyć w Trybunale dostępność aborcji z przyczyn społecznych. I udało się.

To zblatowanie z lat 90., kiedy to przeprowadzono, trwa do dziś. I Strajk Kobiet dostrzegł, kto pociąga tak naprawdę za sznurki. Dlatego mamy protesty przed kościołami. W islamskich krajach autorytarnych rządzą najwyżsi duchowni, oni o wszystkim decydują i nie ma po co chodzić do szefa rządu. Podobnie u nas, nie ma po co chodzić do pani z TK, trzeba iść do ajatollaha.

To po co to było Kościołowi? Mógł przecież brać koperty, spokojnie funkcjonować, po co były te moralne nakazy, przeciwko którym w końcu ludzie wyszli na ulice?
Tę kwestię można rozpatrywać na różnych płaszczyznach, chociażby na płaszczyźnie indoktrynacji antyaborcyjnej, która w Kościele trwa od kilkudziesięciu lat, chociażby cały pontyfikat Jana Pawła II był mocno na tym oparty.
Można to także tłumaczyć na bliskiej mi płaszczyźnie kulturowej. W świecie patriarchalnym, w starożytnej Grecji, Rzymie, w średniowieczu, rządzili mężczyźni, ale świat kobiet miał swoją autonomię – rodzenie dzieci, opieka nad nimi, kwestie zdrowotne, to była domena kobiet, mieliśmy więc lokalny matriarchat. Starsze kobiety, akuszerki to były specjalistki m.in. od ciąży, a także jej zapobiegania i aborcji, bo aborcja to nie jest współczesny wynalazek. Decyzje kobiet w tej materii były wyjęte spod męskiej władzy.

W XVI wieku z akuszerek zrobiono czarownice i rozpoczęło się polowanie. To był atak mężczyzn na autonomię tego częściowego matriarchatu. Zresztą dziś kobiety, które protestują, głośno mówią, że orzeczenie TK to chęć przejęcia całkowitej władzy nad nimi. Mężczyźni od XVI wieku chcieli przejąć całkowicie kontrolę nad kobietami, także nad ciążą i rodzeniem. Stąd m.in. eksplozja demograficzna. To eksces systemu patriarchalnego. Patriarchat zresztą bynajmniej nie przeminął.
Pilnujemy kobiet, bo mogą przyprawić nam rogi. W liberalnej Francji dopiero od 1965 roku kobiety mogły same pójść do banku i wykonać operację bez pisemnego pozwolenia męża. Legalna aborcja we Francji to lata 70. Wówczas w Polsce był PRL i pewne kwestie wprowadzono z automatu, aborcja była możliwa od 1950 roku, a od 1956 roku także z przesłanek społecznych. W latach 90. sytuacja zmieniła się radykalnie, o czym mówiliśmy wcześniej.

Reakcja „anty”, którą mamy obecnie w Polsce, to jasny sprzeciw wobec klinicznego wręcz przypadku woli totalnego podporządkowania kobiet. Kobiety to wiedzą i stąd hasła – moje ciało, moja decyzja. Wojna płci trwa."