piątek, 24 czerwca 2022

Pseudodenazyfikacja Niemiec

 Pseudodenazyfikacja Niemiec

https://www.salon24.pl/u/chris1991/1234550,pseudenazyfikacja-niemiec-1
"Pseudodenazyfikacja Niemiec
Po powołaniu państwa zachodnioniemieckiego priorytetowym celem polityki wewnętrznej stało się dążenie do amnestionowania dawnych zbrodniarzy hitlerowskich i ich integracji ze społeczeństwem niemieckim.

     W inauguracyjnym przemówieniu Adenauera po zwycięskich dla wyborach parlamentarnych znalazła się też krytyka aliantów, którzy, jego zdaniem, w ściganiu zbrodniarzy posunęli się za daleko. Odniósł się również krytycznie do procesu denazyfikacji, twierdząc, że „przyniósł wiele nieszczęść i wyrządził wiele szkód”.

      „Będziemy – mówił  kanclerz – pertraktować z wysokimi alianckimi komisarzami, by wprowadzili amnestię dla wyroków wydanych wcześniej przez ich trybunały. Będziemy strać się zapomnieć o przeszłości, choć wiemy, że wśród nas jest wiele osób, które obarczyły się kiedyś winą. Ale potrafi my też wyciągnąć wnioski z przeszłości”.

      Kanclerz, odbudowując centralne ministerstwa, zakładał obsadzenie ich urzędnikami z czasów III Rzeszy. Oficjalnym powodem takiej polityki była konieczność zatrudnienia ludzi kompetentnych, sprawnych organizacyjnie i posiadających wieloletnie doświadczenie zawodowe.

     Już w sierpniu 1950 roku aż 47,2% osób pracujących w urzędach ministerialnych III Rzeszy wróciło na swoje dawne miejsca pracy. Ich odsetek na kierowniczych stanowiskach był jeszcze większy. Również w administracji regionalnej udział dawnych urzędników był wysoki. I tak np. w kancelarii rządu kraju związkowego Bawarii jesienią 1949 roku wśród zatrudnionych było aż 30% członków NSDAP, podczas gdy prześladowanych przez reżim hitlerowski było niespełna 0,5%.

     Ogółem w  administracji, na kolei, poczcie czy w przemyśle energetycznym znalazło w 1950 roku zatrudnienie około dwóch milionów osób, spośród których większość była obciążona przeszłością hitlerowską.

      Adenauer dopuszczając do władzy przedwojennych urzędników zyskiwał ich sympatię i poparcie oraz neutralizował wpływy prawicowych ugrupowań.

      Podobnie prowadził również politykę gospodarczą, dowodząc, że  gospodarka będzie się dynamiczniej rozwijać w rękach fachowców z hitlerowską przeszłością niż ludzi o czystej przeszłości, ale amatorów lub nowicjuszy. Postulat lepszego materialnego życia dla zdecydowanej większości był bardziej atrakcyjny niż pytania o odpowiedzialność za wspieranie narodowo-socjalistycznego reżimu.

      Bardzo ważnym krokiem w procesie integracji dawnych hitlerowskich aktywistów było uchwalenie 11 maja 1951 roku ustawy, zapewniającej  wszystkim urzędnikom III Rzeszy prawo do zatrudnienia na stanowisku podobnym do tego, na jakim pracowali przed 1945 rokiem. Ustawa zawierała nakaz wobec kierowników wszystkich instytucji państwowych i samorządowych do zatrudnienia przynajmniej 20% pracowników wcześniej usuniętych ze stanowisk przez administrację aliancką.

      Ustawa zobowiązywała również struktury samorządowe do wypłacania bezrobotnym urzędnikom „tymczasowego wsparcia”  z własnego budżetu. Tego obciążenia własnego budżetu można było łatwo uniknąć zatrudniając przedwojennych urzędników.

       Regulacja ta obejmowała znaczną liczbę osób, ponieważ na skutek alianckich rozporządzeń bez pracy pozostawało ciągle jeszcze 450 000 dawnych urzędników hitlerowskich.

       U przyjęcia tej ustawy leżało przekonanie, że III Rzesza była państwem, którego legalności nie da się podważyć. Jednym ze zwolennikiem tej tezy był wieloletni przewodniczący Federalnego Trybunału Sprawiedliwości Hermann Weinkauff. III Rzesza – w jego opinii – miała pełne prawo wydawać ustawy i rozporządzenia, więc zakwestionowanie tego prawa prowadziłoby do całkowitego chaosu – musiałoby spowodować na przykład anulowanie wszystkich zawartych w tym czasie małżeństw,  zniesienie przepisów drogowych  i całego sytemu świadczeń socjalnych.

      Tak więc dopóki nie można było dowieść hitlerowskim urzędnikom przekroczenia  kompetencji wynikających z prawa III Rzeszy, nie wolno im było robić w Republice Federalnej żadnych trudności.

        Uchwalenie tej ustawy  stanowiło ostateczne obalenie polityki denazyfikacji wymuszonej przez aliantów. Zamiast denazyfikacji doszło do powszechnej amnezji zbrodni i win popełnionych w III Rzeszy.

        W konsekwencji tego procesu np. procentowy udział członków NSDAP w odtworzonym w 1951 roku Ministerstwie Spraw Zagranicznych był większy niż w czasach II wojny światowej.  Już w pierwszym roku działalności ministerstwa prawie połowa urzędników była wcześniej aktywnymi członkami SS, a 17% z nich było wcześniej urzędnikami służby bezpieczeństwa SS i gestapo.

        Za dobry przykład może posłużyć dyplomatyczna kariera Franza Nüßleina, na którym ciążył wydany przez sąd czechosłowacki wyrok 20 lat więzienia za liczne wyroki śmierci na czeskich opozycjonistach.  Po ośmiu latach więzienia otrzymał zgodę na wyjazd do Republiki Federalnej, gdzie natychmiast otrzymał wysokie odszkodowanie pieniężne za nieuzasadniony pobyt w więzieniu i bez przeszkód został przyjęty do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych na stanowisko kierownika wydziału. Pracował w  ministerstwie do emerytury, na którą przeszedł w połowie lat siedemdziesiątych

       Podobnie dramatycznie sytuacja przedstawiła się na uniwersytetach. Alianci próbowali początkowo doprowadzić do zmian personalnych, wychodząc ze słusznego założenia, że kształcenie nowych kadr zadecyduje o przyszłym obliczu społeczeństwa niemieckiego. Z tego powodu zwolniono większość przedwojennych naukowców, w tym także wybitnego filozofa Martina Heideggera. Na ich miejsce zatrudniono osoby, które po dojściu Hitlera do władzy wyemigrowały z Niemiec.

        Po uchwaleniu ww. ustawy z 11 maja 1951 roku krajowe  ministerstwa odpowiedzialne za szkolnictwo wyższe sporządziły listy wcześniej zwolnionych profesorów. Od tej pory jeśli  uniwersytet chciał na stanowisku profesora zatrudnić nową osobę, zdecydowane pierwszeństwo mieli ci, którzy się na niej znajdowali. W wypadku zatrudnienia kogoś spoza listy ministerstwa, uczelnia musiała szczegółowo pisemnie uzasadniać swoją decyzję. Ministerialni urzędnicy mieli przy tym pełne prawo zakwestionować decyzję władz uniwersytetu i wydać nakaz zatrudnienia osoby wcześniej zwolnionej za wspieranie nazizmu.

       Już na jesieni 1951 roku na wyższe uczelnie Dolnej Saksonii wróciło ponad 20% profesorów wcześniej usuniętych ze stanowisk. Jednocześnie  profesorowie przybyli z emigracji po 11 maja 1951 roku pozbawieni zostali w większości szans powrotu na uczelnie niemieckie.

       Dobrym przykładem jest los profesora matematyki Ottona Friedrichsa, który opuścił III Rzeszę, ponieważ zdecydował się na ślub z Żydówką. Gdy postanowił  wrócić do Niemiec i postarał się o przywrócenie mu stanowiska profesora. Ministerstwo Kultury Dolnej Saksonii odrzuciło jego podanie 18 marca 1954 roku, uznając, że  „nie ma żadnych podstaw, żeby twierdzić, że prof. Friedrichs był w III Rzeszy prześladowany. Gdyby nie wyemigrował z Niemiec w 1937 roku, to do jego małżeństwa z mocy ustawy o ochronie niemieckiej krwi i czci z 15 maja 1935 roku nigdy by nie doszło. Zakazywała ona bowiem związków z osobami pochodzenia żydowskiego. I nie byłoby też powodów do jego dyskryminowania […]. Zatem nie ma podstaw do przywrócenia mu profesury, z której w 1937 roku zrezygnował dobrowolnie”.
Rehabilitację przedstawicieli dawnych środowisk hitlerowskich niewątpliwie ułatwiła zimna wojna

       Wysoki komisarz USA w Niemczech, John Jay McCloy, w rozmowach z Adenauerem wielokrotnie wyrażał swoje niezadowolenie z powrotu wielu osób z kierownictwa reżimu hitlerowskiego na najbardziej eksponowane stanowiska w RFN. W odpowiedzi Adenauer wskazywał na względy pragmatyczne oraz konieczność reagowania na nastroje społeczne. Przekonywał również, że Niemców powinno się oceniać po ich sukcesach ekonomicznych, a nie przez pryzmat przeszłości.

        Adenauerowi udało się ostatecznie przekonać znanego ze swojej niechęci do hitleryzmu McCloya, podkreślając, że marginalizacja dawnych środowisk nazistowskich mogłaby doprowadzić do wzrostu znaczenia organizacji ekstremistycznych a tym samym stanowić  zagrożenie dla demokracji w Niemczech. Pod wpływem tej argumentacji rząd USA postanowił, że będzie reagował na decyzje personalne w administracji Republiki Federalnej tylko w najbardziej drastycznych przypadkach.

      Przeprowadzone w 1952 roku przez  Instytut Allensbacha badania opinii publicznej wykazały, że jedna trzecia społeczeństwa ówczesnej Republiki Federalnej ciągle jeszcze miała dobre zdanie o Hitlerze, a aż 10% uważało go za największego polityka stulecia, którego wielkość dopiero z czasem zostanie doceniona. 22% wyrażało pogląd, że Hitler popełnił kilka poważnych błędów, ale był doskonałym przywódcą państwa niemieckiego. Zamach na fuhrera za 20 lipca 1944 roku potępiało 33% respondentów.

        W tych warunkach politycy zabiegający o demokratyczne poparcie swoich wyborców nie mogli pozwolić sobie na zbyt radykalne oskarżenia pod adresem aktywistów dawnego reżimu. Ich krytyka oznaczałaby utratę głosów wszystkich, którzy z nazizmem jeszcze ciągle się identyfikowali. Mechanizm ten determinował zachowania elit politycznych na długie lata.

       Jednocześnie dążenie do dobrobytu stało się od początku lat pięćdziesiątych nową ideologią narodową. Bez pełnego, autentycznego zaangażowania elit funkcyjnych jej sukces byłby niemożliwy. Był on dziełem sprawnie funkcjonującego aparatu urzędniczego i skutecznego sterowania procesami ekonomicznymi. Z kolei sukces ekonomiczny był istotnym warunkiem trwałości systemu politycznego wprowadzonego przez Konrada Adenauera. Dzięki tej polityce udało się uchronić, przynajmniej przez prawie dwadzieścia lat, Republikę Federalną od poważniejszych wstrząsów politycznych i uczynić z niej potęgę gospodarczą.

      Największym beneficjentem tego procesu stały się elity urzędnicze z okresu II Rzeszy, które  tak silnie usadowiły się na wszystkich szczeblach administracji, sądownictwa, szkolnictwa i gospodarki, że ich obecność stała się niepodważalna przez kolejne dziesiątki lat.

       Nieprzypadkowy w policji zachodnioniemieckiej był nieproporcjonalnie wysoki procent funkcjonariuszy hitlerowskiego aparatu terroru.  Swoją przynależność do SS funkcjonariusze tłumaczyli połączeniem, z urzędu, policji kryminalnej z gestapo, co automatycznie oznaczało obowiązek wstąpienia do tej organizacji.

      Dzięki tym mechanizmom przynajmniej 4000 dawnych funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa SS i gestapo znalazło również pracę w nowej policji kryminalnej. Zarówno oni, jak i ich koledzy z policji w większości zdobywali swoje pierwsze zawodowe doświadczenia w hitlerowskich strukturach. Tam też nauczyli się sposobu obchodzenia z przesłuchiwanymi i procedur dochodzeniowych. Należeli w większości do pokolenia, które ze szczególną gorliwością służyło interesom III Rzeszy.

      Szczególne znaczenie miała obecność sędziów skompromitowanych wysługiwaniem się III Rzeszy w sądownictwie RFN.

       Należy zgodzić się z oceną Heriberta Prantla,  iż „sędziowie hitlerowscy odpruli sobie po prostu swastyki z tog i uprawiali swój zawód dalej, jakby się nic nie stało. (…). Upadek reżimu był dniem wyzwolenia ze starych symboli i brązowych ubrań. Denazyfikacja oznaczała jedynie spalenie dawnej książeczki partyjnej i niezobowiązujące oświadczenie, że było się zawsze demokratą. Zbrodniarze przyznali się do politycznej pomyłki, a szeregowi członkowie partii ogłosili się ofiarami III Rzeszy”.

       Dotyczyło to nawet sędziów Trybunału Ludowego, kierowanego przez Rolanda Freislera. Do kompetencji tej izby należało wydawanie wyroków za przestępstwa polityczne. To sędziowie Trybunału Ludowego wymordowali działaczy monachijskiej Białej Róży, dysydentów z Krzyżowej i uczestników zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku. Trybunał łącznie wydał  5191 politycznych wyroków śmierci.

       W procesie prominentnego sędziego tego trybunału Hansa Joachima Rehse, udowodniono mu udział  w 231 procesach politycznych, w których zapadły wyroki śmierci. Jednak  Federalny Trybunał Sprawiedliwości uniewinnił go, uznając że Trybunał Ludowy był normalną, legalną instytucją sądowniczą, choć wiadomo był wtedy powszechnie, że jego sędziowie akceptowali wolę Adolfa Hitlera jako jedyne suwerenne źródło prawa, nawet jeżeli była sprzeczna z wszystkimi ogólnie przyjętymi normami.

      W tej interpretacji nawet Roland Freisler musiałby zostać zrehabilitowany. Poruszał się bowiem w ramach obowiązującego wówczas prawa i stosował je zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. W tym sensie jego wyroki były słuszne i właściwe.

      Z chwilą stwierdzenia legalności systemu sądowniczego III Rzeszy nie można było również pociągnąć do odpowiedzialności sędziów, którzy ferowali wyroki zgodne z ówczesnym prawem. Zatem musiały być one respektowane przez Republikę Federalną, która uważała się za kontynuatorkę III Rzeszy.

       W konsekwencji żaden zawodowy sędzia III Rzeszy nie został prawomocnie skazany przez sądy RFN.  Jednocześnie środowisko sędziowskie było niezwykle wrażliwe na wszelką krytykę wydanych wyroków.  Próby takie dyskredytowano argumentacją, że podobne praktyki wpływania na kształt wyroków miały już miejsce w III Rzeszy. I przypominano wtedy politykom, że ingerencja w niezawisłe wyroki podważa fundamenty demokratycznego państwa. Przy każdej okazji podkreślano też apolityczny charakter elit prawniczych.

Wybrana literatura:
S. Fikus - Trudny spadek dysydentów III Rzeszy w Republice Federalnej Niemiec
E. Cziomer -  Historia Niemiec współczesnych 1945–2005
A. Wolff-Powęska  -  Pamięć – brzemię i uwolnienie. Niemcy wobec nazistowskiej przeszłości (1945–2010)
W. Pięciak -  Niemiecka pamięć. Współczesne spory w Niemczech o miejsce III Rzeszy w historii, polityce i tożsamości (1989–2001)
Ofiary czy współwinni. Nazizm i sowietyzm w świadomości historycznej

2 komentarze:

  1. W NRD ludzie z SS i Gestapo stanowili trzon państwa a nie tylko służb. Nadawali się do stalinizmu bo niewiele się różnił od nazizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Enerdupek to byly popłuczyny totalitaryzmu.

      Usuń