Holandia pokazuje, że koszty imigracji przewyzszaja zyski
https://nlad.pl/holandia-pokazuje-ze-koszty-imigracji-przewyzszaja-zyski/
"Triumf Geerta Wildersa w wyborach parlamentarnych w Holandii został przedstawiony jako wyraz zwykłej „ksenofobicznej” niechęci Holendrów do imigrantów. W rzeczywistości masowy napływ obcokrajowców negatywnie wpłynął na całe życie społeczno-ekonomiczne Niderlandów. Na wysokie koszty społeczne i przede wszystkim ekonomiczne imigracji kilka miesięcy przed wyborami zwracali uwagę twórcy raportu Państwo opiekuńcze bez granic.
Tegoroczna kampania wyborcza w Holandii wbrew pozorom wcale nie koncentrowała się bezpośrednio na imigracji. W rzeczywistości publiczna debata dotyczyła jej pośrednich skutków, ale także konsekwencji wprowadzania praktycznie bezkompromisowej polityki klimatycznej. To właśnie te dwa czynniki mają wpływ na tamtejszy kryzys mieszkaniowy, który wywołuje protesty społeczne i zwiększył popularność ugrupowań antyestablishmentowych. Z jednej strony sądy wstrzymały wiele nowych inwestycji pod pretekstem ograniczania emisji azotu, a z drugiej gabinet Marka Rutte wpuścił rekordową liczbę imigrantów i cudzoziemców ubiegających się o azyl, co w konsekwencji musiało doprowadzić do wywindowania się cen nieruchomości i czynszów za wynajem mieszkań.
Między innymi z niekontrolowanym napływem obcokrajowców związany jest też kolejny ważny temat kampanii, czyli spadek siły nabywczej Holendrów. Był on oczywiście w dużej mierze rezultatem inflacji wywołanej wojną na Ukrainie, ale także konkurencją na rynku pracy hamującą wzrost wynagrodzeń. Problem dostrzegła nawet Partia Socjalistyczna domagająca się większej kontroli imigracji. Zdaniem holenderskiej lewicy obecnie jest ona korzystna jedynie z punktu widzenia dużych przedsiębiorstw, nie przynosząc niczego pozytywnego zwykłym Holendrom.
Na przestrzeni lat wiele powiedziano już o innych negatywnych skutkach imigracji takich jak zagrożenie ze strony radykalnych islamistów czy potomków gastarbeiterów otwarcie popierających Recepa Tayyipa Erdoğana. Warto więc jedynie zauważyć, że w związku ze wzrostem poparcia dla „populistów” przyspieszono proces pozbawiania holenderskich paszportów osób posiadających podwójne obywatelstwo i podejrzewanych zarazem o współpracę z organizacjami islamskich terrorystów. Tak naprawdę nie zmienia to jednak wiele, bo skorzy na radykalizację są również przedstawiciele kolejnych pokoleń imigrantów, a więc osoby urodzone już w Holandii.
Imigranci dużo kosztują
Scenariusz w każdym kraju przyjmującym imigrantów jest praktycznie zawsze taki sam. Lobby biznesowe wraz z podatnymi na jego wpływ elitami politycznymi przekonuje, że niskie bezrobocie oznacza „brak rąk do pracy”, a tym samym prowadzi do spowolnienia rozwoju gospodarczego i pogorszenia się kondycji ekonomicznej całego państwa. Jednym słowem bez obcokrajowców nie będzie możliwe utrzymanie wzrostu PKB.
Holenderscy naukowcy we wspomnianym raporcie Państwo opiekuńcze bez granic przekonują, iż podobna retoryka nie ma za wiele wspólnego z rzeczywistością. Imigracja bowiem generuje duże koszty finansowe. Obecnie 13 proc. populacji Holandii stanowią osoby urodzone poza jej granicami, a 11 proc. drugie pokolenie. Na każdą z tych osób budżet państwa wydaje o wiele więcej, niż ma to miejsce w przypadku rodowitych mieszkańców. Dodatkowo imigranci płacą mniejsze podatki i w porównaniu do Holendrów odprowadzają niewielkie składki na ubezpieczenia społeczne.
W latach 1995-2019 z holenderskiego budżetu wydawano na imigrantów średnio 17 mld euro rocznie. Rekordowy był pod tym względem rok 2016, kiedy łączny koszt imigracji netto wyniósł blisko 32 mld euro, co było związane z obsługą skutków ówczesnego kryzysu migracyjnego w Europie. Ogółem w ciągu niecałego ćwierćwiecza Holandia wydała na imigrantów blisko 400 mld euro, czyli więcej niż zarobiła dotąd na wydobyciu gazu ziemnego. Według prognoz holenderskiego urzędu statystycznego w ciągu najbliższych dekad obcokrajowcy będą kosztować podatników kolejnych 600 mld euro netto.
W raporcie imigrantów podzielono na dwie kategorie. Osoby pochodzące z innych państw świata zachodniego przez całe swoje życie miały więc wnosić dodatni wkład do budżetu w wysokości 25 tys. euro netto, natomiast przybysze spoza tego kręgu kulturowego generowali koszty w wysokości około 275 tys. euro netto. Co ciekawe, pozytywnego wkładu do rozwoju kraju nie wnosi każdy Europejczyk. Imigrant pochodzący z Europy Środkowo-Wschodniej kosztuje podatników 50 tys. euro, z kolei cudzoziemiec z dawnego Związku Radzieckiego i byłej Jugosławii wygenerował straty w wysokości 150 tys. euro.
Biorąc pod uwagę powyższe dane, nie będzie zapewne wielkim szokiem, że najbardziej kosztowne jest utrzymanie imigrantów pochodzących spoza europejskiego kręgu kulturowego. Autorzy omawianego raportu twierdzą, iż przybysze z regionów Bliskiego Wschodu (z uwzględnieniem Pakistanu i Turcji), Karaibów, Afryki (wyłączając jej południową część) kosztują średnio od 200 do 400 tys. euro. Jeszcze gorzej jest w przypadku Maroka oraz Rogu Afryki i Sudanu, bo chodzi o koszty rzędu odpowiednio 500 i 600 tys. euro.
Pozytywnie o finansowych następstwach imigracji można więc mówić tylko w dwóch sytuacjach – we wspomnianym już osiedlaniu się w Holandii obcokrajowców ze świata zachodniego i w przypadku imigrantów zarobkowych. Osoby przyjeżdżające do pracy generują zysk w wysokości około 125 tys. euro na imigranta. Właściwie tylko z kosztami wiąże się otwarcie granic dla rodzin pracujących obcokrajowców, osób ubiegających się o azyl oraz dla zagranicznych studentów.
Kolejne pokolenia rzadko nadrabiają dystans
Specjaliści, którzy przygotowali Państwo opiekuńcze bez granic, zwracają uwagę na problemy związane ze sposobem funkcjonowania kolejnych pokoleń imigrantów. O ile pierwsze z nich miało dodatni wkład netto do holenderskiego budżetu, o tyle przedstawiciele drugiej generacji są już jedynie obciążeniem dla finansów państwa. Nie jest więc prawdziwy pogląd, że potomkowie przybyłych kilkadziesiąt lat temu imigrantów będą lepiej zintegrowani i tym samym będą mieć jedynie wkład w rozwój społeczno-ekonomiczny.
Wiele zależy w tym kontekście od wykształcenia. Imigrant posiadający tytuł magistra w ciągu swojego życia przynosi zysk w wysokości 130 tys. euro netto w przypadku imigrantów spoza świata zachodniego, a także nawet do 450 tys. euro w wypadku osób przybyłych z tego samego kręgu kulturowego. Dla porównania w wypadku Holendrów jest to co najmniej 515 tys. euro. Sprawa wygląda zupełnie odmiennie w przypadku cudzoziemców z wykształceniem podstawowym, zwłaszcza pochodzących spoza szeroko rozumianego Zachodu. Na przyjeździe każdego z nich holenderski budżet traci około 360 tys. euro netto. Dla przykładu Holender z wykształceniem podstawowym generuje przez całe swoje życie koszt do 235 tys. euro.
Zysk holenderskiemu społeczeństwu przynoszą więc jedynie wykwalifikowani imigranci. Z punktu widzenia tamtejszej gospodarki obcokrajowiec przyjeżdżający do pracy powinien legitymować się tytułem licencjata albo posiadać przynajmniej równoważne wykształcenie lub umiejętności.
Różnice we wkładzie Holendrów i imigrantów widoczne są nawet na poziomie analizy wyników z testu Cito przeprowadzanego na zakończenie nauki w niderlandzkich szkołach podstawowych. Holendrzy z najwyższymi wynikami w 50-punktowym teście przeciętnie wnoszą wkład w wysokości 340 tys. euro netto, a w przypadku imigrantów z najgorszymi rezultatami utrzymanie każdego z nich przez całe życie kosztuje blisko 440 tys. euro. Według dokładnych wyliczeń na rezultaty wspomnianego testu duży wpływ mają motywacje rodziców dzieci ze środowisk imigracyjnych. Dużo lepsze wyniki uzyskują potomkowie obcokrajowców przyjeżdzających do pracy lub na studia, a dużo gorzej radzą sobie dzieci osób posiadających azyl albo przybyłych do Holandii w ramach polityki łączenia rodzin. Poza tym różnice widoczne są na poziomie regionów, z których przybywają obcokrajowcy. Kiepsko radzą sobie z nauką zwłaszcza osoby pochodzące z Turcji, Maroka, Karaibów czy Afryki. Zadowalający poziom reprezentują natomiast imigranci z Azji Wschodniej, Izraela, Skandynawii, Szwajcarii i Ameryki Północnej.
Jak widać, kolejne pokolenia cudzoziemców wcale nie radzą sobie lepiej od swoich rodziców i dziadków. Potomkowie osób, które przyjeżdżając do Holandii, miały niskie kwalifikacje, wciąż uzyskują kiepskie wyniki w testach Cito. Autorzy raportu dostrzegli pozytywny wyjątek tylko w przypadku Chińczyków, bo ich starsze pokolenia przyjeżdżały do Holandii z kiepskim poziomem wykształcenia, a mimo to kolejne generacje radziły sobie już dużo lepiej, a także osiągały zadowalające rezultaty.
Duże znaczenie ma w tym kontekście „dystans kulturowy” między Holandią i krajami pochodzenia imigrantów, który jest widoczny także w przypadku drugiego pokolenia już urodzonego oraz wykształconego w Niderlandach. Z punktu widzenia osiąganych wyników w nauce i finansowego wkładu netto największym obciążeniem dla holenderskiego państwa opiekuńczego pozostają wciąż przybysze zaliczani do społeczności „afrykańsko-islamskich”.
Nie uratują demografii
Z przeprowadzonych badań wynika, że Holandia w praktyce przyciąga do siebie niewielu imigrantów pochodzących z zachodniego kręgu kulturowego i tym samym mających dodatni wkład do życia społeczno-ekonomicznego. Nawet jeśli ostatecznie decydują się oni na przeprowadzkę do Królestwa Niderlandów, to z różnych względów nie jest ono w stanie zatrzymać ich na dłuższy czas.
Obecnie w Holandii można zaobserwować zjawisko „odwrotnego magnesu dobrobytu”. Bardzo szybko opuszczają ją więc stanowiący wartość dodaną obcokrajowcy pochodzący z państw zachodnich, natomiast na dłużej pozostają w niej imigranci sprawiający problemy i generujący w trakcie swojego pobytu jedynie wysokie koszty.
Ich pobyt przedstawiany jest jednak jako remedium na kryzys demograficzny. Holandia pod względem wskaźnika urodzin nie wyróżnia się na tle innych państw europejskich, dlatego daleko jej do zastępowalności pokoleń. Od prawie pół wieku na jedną kobietę przypada statystycznie 1,7 dziecka, ale tego problemu wcale nie rozwiązuje masowy napływ obcokrajowców. Populacja Niderlandów zwiększa się, niemniej imigranci z regionów o wysokiej dzietności akurat pod tym względem szybko dostosowują się do tamtejszego społeczeństwa i mają coraz mniej liczne potomstwo. Nie trzeba chyba specjalnie dodawać, że starzenia się społeczeństwa nie są również w stanie powstrzymać przybysze z Azji Wschodniej i innych państw Europy.
Imigranci nie są więc w stanie zatrzymać procesu starzenia się społeczeństwa. Naukowcy zajmujący się badaniem tego tematu twierdzą, że zwłaszcza przybysze z tzw. państw Trzeciego Świata dużo częściej od reszty populacji korzystają ze świadczeń społecznych i wykazują niewielką aktywność zawodową, dlatego wbrew oczekiwaniom zwolenników imigracji dzięki nim nie jest możliwe zrównoważenie finansów publicznych. W rzeczywistości obcokrajowcy oraz ich potomkowie według przytoczonych już wcześniej wyliczeń stanowią obciążenie dla systemu społecznego.
Polityka otwartych granic prowadzi do błędnego koła, w którym do utrzymania przybyłych wcześniej imigrantów konieczne jest ściągnięcie kolejnych.
Zyski pozwalające na finansowanie emerytur i opieki zdrowotnej mogliby przynieść budżetowi jedynie cudzoziemcy z państw Europy Zachodniej, a także osoby posiadające wysokie kwalifikacje i dzięki temu mogące odnieść sukces na rynku pracy. Holandia musiałaby jednak konkurować o nich z innymi państwami borykającymi się z kłopotami demograficznymi, a nie ma dla nich obecnie interesującej oferty.
Warto wspomnieć, że twórcy raportu zaznaczają, iż obecnie holenderski system emerytalny nie potrzebuje zresztą pilnego zastrzyku gotówki. W porównaniu do sąsiednich państw jest on stosunkowo odporny na proces starzenia się społeczeństwa, a na dodatek aktywność zawodowa Holendrów stopniowo się wydłuża. Zwolennicy imigracji w tej kwestii przedwcześnie biją na alarm.
Będzie gorzej
Wspomniane statystyki wydatków holenderskiego budżetu na jednego imigranta dotyczą kosztów poniesionych w przeszłości. Autorzy raportu Państwo opiekuńcze bez granic dokonali dodatkowo prognoz na przyszłość, biorąc pod uwagę między innymi aktualne trendy wyznaczane przez tamtejszą politykę imigracyjną. Ich wnioski nie napawają optymizmem, ponieważ zwłaszcza w przypadku wzrostu liczby osób ubiegających się o azyl koszty będą jedynie rosnąć.
W latach 2020-2040 holenderskie państwo wyda na obsługę imigrantów blisko 600 mld euro rocznie. Dodatkowe koszty rzędu 64 mld mogą wygenerować przybysze z Afryki i Azji Zachodniej, o ile utrzyma się obecny trend przyjmowania przez Królestwo Niderlandów osób wnioskujących o ochronę międzynarodową.
Sprawę komplikuje też fakt, że niektóre wydatki pojawiają się dopiero po dłuższym czasie. W przyszłości Holandia najprawdopodobniej będzie musiała ponosić jeszcze większe koszty, bo młodzi imigranci w końcu się zestarzeją i zajdzie konieczność wypłacania świadczenia emerytalnego oraz zapewnienia dostępu do opieki zdrowotnej. Utrzymanie imigracji na obecnym poziomie zwiększy więc jej roczne koszty z dotychczasowych 17 mld euro netto do kwoty blisko 50 mld euro.
Nowa polityka niewiele da
Utrzymanie holenderskiego państwa opiekuńczego na obecnym poziomie wymagałoby redefinicji dotychczasowej polityki imigracyjnej. Naukowcy, którzy przygotowali omawiany raport, nie pozostawiają jednak większych złudzeń zwolennikom utrzymania napływu cudzoziemców na obecnym poziomie. Poziom życia w Holandii nie zmieni się na gorsze tylko w przypadku obniżenia państwowych świadczeń, a jedyną alternatywą dla takiego rozwiązania jest ograniczenie liczby imigrantów.
W przeciwnym razie presja na finanse państwa będzie stale rosnąć. Tymczasem jest ona duża już teraz, bo wspomniane koszty pobytu obcokrajowców w Niderlandach w relacji do PKB blisko dwukrotnie przewyższają obciążenia związane z następstwami starzenia się społeczeństwa.
Alternatywą dla najprostszych rozwiązań ma być selekcja imigrantów przyjmowanych przez Holandię. Zdaniem autorów raportu możliwe jest wykorzystanie przedstawionych przez nich wniosków dotyczących motywów obcokrajowców i poziomu ich wykształcenia. Tym samym państwo musiałoby postawić na osoby zainteresowane pracą lub studiami, na dodatek pochodzące z regionów nie zachowujących problematycznego z punktu widzenia Holandii „dystansu kulturowego”.
Wprowadzenie odpowiednich zmian musiałoby wiązać się ze zmianą sposobu myślenia holenderskich elit politycznych, już od 2003 roku z wiadomych względów niepublikujących nowych danych na temat kosztów imigracji netto dla finansów publicznych. Tymczasem zupełnie nowe podejście do tego tematu jest konieczne choćby z powodu prognoz demograficznych ONZ dotyczących regionów, z których pochodzą najczęściej osoby ubiegające się o azyl w Holandii. Ich populacja ma wzrosnąć pod koniec obecnego stulecia z 1,6 do blisko 4,7 mld osób, co znacznie zwiększy presję migracyjną na bogate państwa zachodnie. W tych realiach nie do utrzymania będą obowiązujące obecnie konwencje ONZ dotyczące uchodźców.
Zmiany w obowiązujących traktatach międzynarodowych są niezwykle trudne. Ustępujący rząd Marka Rutte w odpowiedzi na zapytanie posłów na ten temat podkreślił, że wiązałoby się to także z rewizją traktatów Unii Europejskiej i tym samym olbrzymim wysiłkiem dyplomatycznym, niegwarantującym wcale powodzenia. Na przykładzie Holandii widać więc najlepiej, jak bardzo nieodpowiedzialne oraz kosztowne dla społeczeństwa może być otwarcie granic dla imigrantów. "
niedziela, 31 grudnia 2023
Holandia pokazuje, że koszty imigracji przewyzszaja zyski
„Rethinking the Economics of Land and Housing”
„Rethinking the Economics of Land and Housing”
"Ignacy Morawski:Sposób w jaki traktujemy nieruchomości – jako aktywo inwestycyjne, funkcjonujące na takich samych zasadach jak inne aktywa – wpływa negatywnie na dostępność mieszkań, mobilność i spójność społeczną, finansowanie produkcji, a tym samym ogranicza wzrost gospodarczy. Większość krajów rozwiniętych zbudowała w ostatnich dekadach kapitalizm mieszkaniowy (residential capitalism), który jest szkodliwy i niesprawiedliwy. To jest teza książki „Rethinking the Economics of Land and Housing” (2017).
Kilka słów o tej książce, bez głębokich wniosków – raczej z pytaniami, które chętnie rozwinę w szerszym tekście.
* Autorzy (badacze UCL i Oxford) zaczynają od krytyki podejścia do własności ziemi i nieruchomości w mainstreamowej ekonomii. Ta traktuje je jako normalny zasób kapitału, podlegający prawom popytu i podaży. Tymczasem ziemia i nieruchomości nie są normalnym zasobem, ponieważ ich podaż jest fizycznie ograniczona (szczególnie ziemi). Sztywna podaż sprawia, że rozwój gospodarczy prowadzi do długookresowego wzrostu cen nieruchomości, co generuje dla właścicieli tzw. rentę – niezapracowany dochód. Z tego powodu nieruchomości są bardzo pożądanym aktywem dla osób mających duże oszczędności, czyli zamożniejszych, co z kolei: a) ogranicza ich dostępność dla przeciętnych obywateli, b) prowadzi do skierowania strumieni oszczędności na ziemię, a nie produkcję.
* Polityki publiczne nie dostrzegają tego problemu i wspierają własność nieruchomości. Własność jest bowiem traktowana jako fundament demokracji: jesteś właścicielem, masz „udziały” w systemie i będziesz go bronił. Polityki publiczne wspierają własność wieloma kanałami: systemy podatkowe mają zwykle preferencje dla własności mieszkań kosztem innych aktywów; regulacje finansowe promują kredytowanie nieruchomości kosztem innych aktywów; istnieją dotacje do kredytów dla gospodarstw domowych. Własność jest powszechna, ale jednocześnie nieruchomości są tak drogie, że są często niedostępne dla tych, którzy chcą migrować do miejsc gdzie jest praca i są duże dochody.
* Renta związana z własnością nieruchomości jest tak duża, że stopniowo przyciąga duży kapitał. System stopniowo sprzyja koncentracji własności. Chcesz się przenieść do dużego miasta, musisz sprzedaż mieszkanie w małym i wynająć w dużym – od jakiegoś człowieka, który ma tych mieszkań wiele. W długim okresie własność staje się więc coraz mniej rozpowszechniona. A jednocześnie oszczędności są lokowane w coraz mniejszym stopniu w aktywność wytwórczą, a w coraz większym w pogoń za rentą.
* Wzrostowi cen sprzyja fakt, że system bankowy kieruje na rynek nieruchomości duży strumień taniego finansowania. Nieruchomości stanowią dobre zabezpieczenie kredytu, więc najłatwiej jest kredytować ten rodzaj aktywności. Tym samym udział finansowania nieruchomości w bilansach banków rośnie. A to: a) ogranicza finansowanie innowacyjnych przedsięwzięć produkcyjnych, b) podnosi ceny nieruchomości, c) uzależnia stabilność finansową gospodarki od wysokich cen nieruchomości.
Jaki może być inny kierunek polityk publicznych? Autorzy mają kilka postulatów. 1. Zmiany podatkowe – podatki powinny przestać premiować własność nieruchomości (szczególnie wielu nieruchomości). 2. Zmiany finansowe – kredytowanie powinno być powiązane z długookresowymi oszczędnościami, możliwe, że głównie w ramach instytucji spółdzielczych, poza tradycyjnym systemem bankowym. 3. Państwo na szerszą skalę powinno korzystać z własnych zasobów ziemi, nie sprzedając ich (na wzór Korei, gdzie Korean Land Corporation odpowiada za połowę inwestycji nieruchomościowych). 4. Państwo powinno promować (podatkowo?) budownictwo spółdzielcze, socjalne, gminne itd, jako uzupełnienie rynku prywatnego.
UWAGI KRYTYCZNE:
Ta książka jest mocna w warstwie teoretycznej, ale ma niewiele twardych danych na poparcie stawianych tez. A to zawsze budzi we mnie jakąś ostrożność, bo o dobrą teorię jest łatwo. Weźmy na przykład problem wzrostu udziału finansowania nieruchomości w bilansach banków. To może być problem skrzywienia bodźców, jak chcą autorzy. Ale może też być wynikiem faktu, że struktura produkcji w krajach rozwiniętych przesuwa się w stronę usług, które wymagają mniej maszyn, a więcej budynków (biur, magazynów, miejsc do handlowania itd.), oraz zmian preferencji ludności odnośnie wielkości mieszkań. Lektura ciekawa, wiele rozwiązań słusznych, ale nie wiem, czy pod wszystkim bym się podpisał."
czwartek, 28 grudnia 2023
Malpia polska "nauka"
Malpia polska "nauka"
Minister Gowin był jedyną w świecie istotą dwuręczną i dwunożną bez kręgosłupa. On oraz Czarnek bardzo starali się aby polski "naukowiec" znaczył oszust lub małpa.
MDPI (Multidisciplinary Digital Publishing Institute – Multidyscyplinarny Instytut Wydawnictw Cyfrowych) to wydawca internetowych czasopism "naukowych" o otwartym dostępie założony w 1996 roku przez Shu-Kun Lina. Według stanu na luty 2022 MDPI publikuje 386 czasopism "naukowych" Lektura dzieł oszustów - naukowców wzbudza jednocześnie śmiech, politowanie i grozę. Nikt szanujący się tam nie publikuje. "Czasopisma" MDPI są umieszczane na listach ostrzeżeń o oszustwach !
MDPI publikuje w zasadzie wszystko jak leci i bardzo łatwo jest o akceptacje nawet bardzo słabych prac, ale trzeba zapłacić circa 8000 PLN. Idą na to duże pieniądze polskich podatników.
https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-4-2022/szybko-latwo-drogo-%e2%80%a9/
"Prof. Elżbieta Gołata, prorektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu ds. nauki i współpracy z zagranicą, podaje powody, które sprawiły, że przestała finansować artykuły w czasopismach, których praktyki wydawnicze budzą istotne zastrzeżenia etyczne.
Kwestie związane z publikowaniem w czasopismach noszących znamiona drapieżności należą do niezwykle delikatnych i trudnych. Chociaż temat ten pojawia się w publikacjach (m.in. E. Kulczyckiego, E. Radosińskiego, J. Szczepaniak, M. Wrońskiego), jest pomijany w działaniach. Sprawa miałaby zapewne wymiar marginalny, gdyby nie zmiany w polskim ustawodawstwie, warunkujące uprawnienia i finansowanie jednostek naukowych wynikiem uzyskanym w ewaluacji i kluczową rolą wykazu czasopism i wydawnictw.
Opublikowana 31 lipca 2019 r. lista czasopism powstała zgodnie z procedurą opisaną w rozporządzeniu z dnia 7 listopada 2018 r. w sprawie sporządzania wykazów (Dz. U. z 2020 r. poz. 349). Nie była ona pozbawiona wad, ale kolejne wersje zamiast oczekiwanej korekty nie tylko sankcjonowały przypadki drapieżnych czasopism, ale je wręcz umacniały przez podwyższenie punktacji. Polityka taka odczytywana jest jako zachęta do publikowania w tych czasopismach, które zamieszczą nasz tekst szybko, łatwo, tylko niestety nie… tanio. Ale przecież uczelnia za tę publikację zapłaci! Kluczowy problem stanowi lista MEiN, ponieważ zawiera czasopisma stosujące nierzetelne praktyki.
Skala zjawiska jest zatrważająca. Z szacunków przeprowadzonych przez autorów artykułu PPP: Punktacja, Parametryzacja, Patologia (Brzoza-Brzezina i inni, „Gazeta SGH” 2022) wynika, że w 2021 r. tylko za publikacje w czasopiśmie „Energies” polski podatnik zapłacił niemal 4 mln franków szwajcarskich. Czasopism takich jest więcej. Wśród popularnych w naukach społecznych tytułów wymienić można także czasopismo „Sustainability” tego samego wydawcy (Multidisciplinary Digital Publishing Institute, MDPI) czy „European Research Studies Journal” (ERSJ) (Wroński, 2021). Jak podają M. Brzoza-Brzezina et al. (2022), to ostatnie czasopismo ma bardzo atrakcyjną ofertę – jedynie 6 euro za punkt MEiN.
W dyscyplinach ekonomia i finanse oraz nauki o zarządzaniu i jakości „polskie” publikacje w czasopismach „Energies”, „Sustainability” i ERSJ w 2017 r. stanowiły zaledwie 1,4%. W roku 2021 było to ponad 40%, w ekonomii i finansach 58,4% i 33% w naukach o zarządzaniu i jakości. Na jednym tylko wydziale, skądinąd dobrej uczelni, 55% publikacji w 2021 r. ukazało się w trzech wyżej wymienionych czasopismach. Koszt ich publikacji to ok. 300 tys. zł.
Z formalnego punktu widzenia nie ma podstaw, by zabronić publikowania artykułów w czasopismach wydawanych przez MDPI w materiałach konferencyjnych International Business Information Management Association (IBIMA) czy w czasopismach znajdujących się na liście 400 potencjalnie drapieżnych opublikowanej przez „Forum Akademickie” 4/2021. Inną kwestią jest nagradzanie osiągnięć uzyskanych w wyniku publikacji w czasopismach noszących znamiona „drapieżności”, ich finansowanie czy uwzględnianie w ocenie osiągnięć stanowiących podstawę awansu naukowego. Dlatego w Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu zdecydowano o niefinansowaniu takich publikacji z funduszu wsparcia badań naukowych będących w dyspozycji prorektora odpowiedzialnego za sprawy nauki. Podejmując tę decyzję, kierowaliśmy się przesłankami wynikającymi z zasad etyki zawartymi w Kodeksie Etyki Pracownika Naukowego (PAN uchwała nr 10/2012) czy w Kodeksie Dobrych Praktyk w Szkołach Wyższych (KRASP 2007) oraz przestrzeganiem zasady dyscypliny finansów publicznych. Decyzja ta została wypracowana w procesie dyskusji Kolegium Rektorskiego i Rady Awansów Naukowych UEP oraz jest wprowadzana stopniowo. Rok temu zrezygnowano z finansowania artykułów w ERSJ oraz w materiałach konferencyjnych IBIMA. Za publikacje takie nie uzyskano też nagrody rektora. W tym roku przyszła kolej na MDPI.
Kierowaliśmy się następującymi przesłankami:
1. Początek kolejnego okresu ewaluacji sprzyja podjęciu działań w zakresie przestrzegania dobrych praktyk i niepublikowania wyników badań naukowych w czasopismach, które nie stosują zasad rzetelnego procesu wydawniczego.
2. Wątpliwości odnośnie do wydawnictwa MDPI są przedmiotem dyskusji w czasopismach zajmujących się ewaluacją badań (Copiello, 2019; Oviedo-García, 2021). Wydawnictwo MDPI przeżywa boom dzięki polskiej reformie szkolnictwa wyższego, ale stosuje praktyki, które prowadzą do: a) dużej liczby wzajemnych cytowań; b) bardzo agresywnej rekrutacji autorów i redaktorów numerów specjalnych; c) premii za pozytywne recenzje; d) często nierzetelnie przygotowanych recenzji, które nie służą poprawie merytorycznej tekstu i pojawiają się w zaledwie kilka dni od złożenia pracy; e) niepozytywnego postrzegania czasopism MDPI w uznanych ośrodkach naukowych; f) rezygnacji ze składania artykułów w czasopismach MDPI przez naukowców dbających o etykę i postrzeganie ich dorobku pomimo, iż uczelnie formalnie nie zabraniają tam publikowania; g) rekomendacji NCN dotyczących publikacji wyników projektów w czasopismach stosujących rzetelne praktyki oraz sytuacji, w których NCN prosił o wykreślenie z rezultatów projektów publikacji w czasopismach noszących znamiona drapieżności.
Doświadczenia osób uczestniczących w prestiżowych projektach międzynarodowych, które – zobowiązane zasadami konkursu do upowszechniania wyników badań – zastrzegają, że nie będą ich publikować w czasopismach MDPI:
1. Tyle samo punktów za dobry artykuł, co za drapieżny! W wykazie czasopism takie uznane tytuły jak „Journal of International Economics” czy „Journal of Money Credit and Banking” mają taką samą punktację jak „Energies”.
2. Czasopisma wydawane przez MDPI regularnie publikują co najmniej 12 numerów rocznie („Energies” jest dwutygodnikiem), są na liście MEiN, mają Impact Factor, a liczba publikowanych w nich artykułów rośnie wykładniczo: w latach 2013-2021 w „Sustainability” ponad pięćdziesięciokrotny wzrost, z 279 do 14 046, a w przypadku „Energies” dwudziestopięciokrotny wzrost, z 341 do 8 541.
3. Poważne niebezpieczeństwo wiąże się z przygotowywaniem prac awansowych na podstawie zbioru (doktorat) czy cyklu (habilitacja) powiązanych tematycznie artykułów opublikowanych w czasopismach stosujących nierzetelne praktyki. Procedura taka prowadzi do upadku nauki.
4. Bardzo niepokojąca jest argumentacja szybkiego czasu publikacji, którą podejmują tak doktoranci, jak i promotorzy wnioskujący o dofinansowanie tych publikacji. Podejście badacza oczekującego „natychmiastowej” publikacji tekstu powinno budzić zdziwienie wynikające z nieznajomości etapów procesu publikacyjnego. Innym wytłumaczeniem może być chęć świadomej rezygnacji bądź dążenia do pominięcia etapu doskonalenia tekstu na podstawie uwag recenzentów.
5. Wątpliwości odnośnie do umiejętności samodzielnego rozwiązania problemu badawczego mogą budzić wspólne publikacje doktoranta i promotora czy promotora pomocniczego wykazywane w zbiorze artykułów stanowiących osiągnięcie, szczególnie jeśli dotyczy to wszystkich wskazanych pozycji.
6. Bulwersujące są koszty publikacji jednego artykułu. Przykładowa kwota w wysokości około 2200 CHF (ok. 10 tys. zł.) jest kwotą netto, z uwzględnieniem 23% VAT otrzymujemy kwotę brutto ok. 12,3 tys. zł. (całkowita wartość znana jest dopiero po otrzymaniu faktury).
7. Listy czasopism i wydawnictw zrobiły już wiele złego. Zamiast szerzyć dobry wzór publikowania w miejscach bez opłat, znaczenia dobrej recenzji, żmudnego procesu doskonalenia tekstu wskazały szybki mechanizm „płacisz-masz”.
8. Rekomendacje zawarte w uchwale Komisji Ewaluacji Nauki w kwestii drapieżnych czasopism z 15 kwietnia 2021 r. niestety pozostały bez echa, zaś sama uchwała dopiero niedawno została upubliczniona.
Drapieżne czasopisma stanowią remedium na zapotrzebowanie badaczy pragnących w krótkim czasie zwiększyć swój dorobek publikacyjny oraz okazję do zarobku dla ich wydawców. Jako swój obowiązek postrzegam podjęcie starań, by uchronić przed efektem ich oddziaływania pracowników nauki, a w szczególności doktorantów i młodych adeptów nauki. Nie mam mocy sprawczej by zmienić system, ale w duchu pracy pozytywistycznej, w pierwszej kolejności uważałam, że kwestie te trzeba wyjaśnić na własnej uczelni.
W odczuciu wielu koleżanek i kolegów aktualnie obowiązujące listy są usprawiedliwieniem dla dyskusyjnych praktyk czynionych w imię wyższego celu, jakim jest ewaluacja uczelni. Nie chcę być źle zrozumiana, nikogo nie oskarżam o nieetyczne zachowanie. Proszę nie pytać, jak się czuję, uwzględniając w systemie SEDN na koncie uczelni osiągnięcia, co do których mam wątpliwości. Jednak z całą mocą zadaję pytanie o wiarygodność i rzetelność przeprowadzanej właśnie ewaluacji „jakości działalności naukowej”. Jaki jest sens starannie wypracowanego procesu (B. Skoczeń, FA 2/2022) w świetle opinii KEN z 22 grudnia 2021 r. w sprawie zmian w wykazach czasopism, która została upubliczniona na mocy uchwały z dnia 13 stycznia 2022 roku? Pytanie formułuję w związku z zawartym w przywołanej opinii stwierdzeniem, że w ocenie KEN „wprowadzenie do Wykazów czasopism spoza międzynarodowych baz danych oraz czasopism spoza programu «Wsparcia dla czasopism naukowych», arbitralne przyznanie im punktów, a także zmiany punktacji wielu innych czasopism podważają wiarygodność ewaluacji jako miernika poziomu naukowego. Stoją one także w sprzeczności z dążeniem do podnoszenia jakości działalności naukowej w Polsce i podnoszenia pozycji nauki uprawianej w Polsce na arenie międzynarodowej. Zmiany te zostały dokonane bez zasięgania opinii KEN (wykazy z 9 i 18 lutego 2021 r.) lub wbrew opinii KEN (wykaz z dnia 1 grudnia 2021 r.), wyrażonej w oświadczeniu z dnia 12 lutego 2021 r. oraz w uchwale KEN nr 41/2021 z dnia 17 listopada 2021 r. Co więcej, zdaniem KEN, zmiany te nie znajdują oparcia w obowiązujących przepisach prawa”.
Przy ograniczonych środkach na rozwój nauki decyzje ministerialne stymulowały ich niewłaściwe wykorzystanie. Utworzyło się błędne koło: im wyżej punktowane czasopisma – tym lepszy wynik w ewaluacji – tym wyższe finansowanie uczelni – tym więcej środków na badania. Na badania, czy na publikacje w drapieżnych czasopismach, które są na opublikowanej przez Ministerstwo Nauki liście?"
niedziela, 24 grudnia 2023
Na msze chodzi mniej niz 20% Polakow
Na msze chodzi mniej niz 20% Polakow
Sejmowe stado makaków zgodnie wcale nie chce przestrzegania konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa. Żydzi w liturgii zapalili w sejmie świeczki chanukowe. Kto na to pozwolił ? Kto dopuścił do tego, by konstytucyjna zasada rozdziału Kościoła od państwa była i jest tak ostentacyjnie łamana przez znikomą mniejszość.
"Kler, który, uporawszy się z ''heretykami'' położył w dawnej Polsce rękę na wszystkim, przyczynił się do pogrążenia narodu w owej straszliwej ciemnocie, w jakiej tkwiliśmy przez cały wiek siedemnasty i trzy czwarte osiemnastego, wówczas gdy inne narody spełniały największą pracę myśli" - Tadeusz Boy-Żeleński
JF Kennedy był katolikiem - jedynym do dziś wybranym na stanowisko prezydenta USA. Nawet katoliccy Amerykanie są bardzo podejrzliwi w stosunku do Watykanu.
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego corocznie publikuje Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia, czyli zestaw danych statystycznych zebranych z pomocą proboszczów ze wszystkich parafii w Polsce. Istotne jest zestawienie dominicantes czyli liczby wiernych uczęszczczających w niedzielę na mszę do kościoła.
Metodologia badania jest prosta. Zgodnie z Rocznikiem Statystycznym z 2021 roku ochrzczeni stanowią 85% społeczeństwa. Liczba tzw. zobowiązanych bierze pod uwagę ograniczone możliwościach ruchowe (ze względu na wiek na obu końcach skali i przyczyny zdrowotne) przyjmując współczynnik 82%. Tak więc zobowiązanych jest 69.7 % czyli niepełne 70% społeczeństwa.
Liczbę wiernych wchodzących do kościoła we wszystkich parafiach zlicza się w wybraną niedzielę października lub listopada. Pogoda w daną niedzielę może mieć pewien wpływ na uzyskane wyniki. Następnie proboszczowie wysyłają kwestionariusze do Instytutu. Dodatkowo Instytut przeprowadza badania kontrolne w wybranych parafiach, więc możliwości manipulowania danymi przez nadmiernie „optymistycznych” proboszczów są ograniczane.
Instytut za rok 2021 ustalił dominicantes na 28,3% zobowiązanych. Zatem jest to 28.3 % x 69.7 % = 19.7% całości społeczeństwa. To jest realna miara religijności Polaków. Krzyki Kaczyńskiego i tych wszystkich Jędraszewskich, Rydzyków i Czarnków... - „Polacy nie dadzą sobie odebrać Kościoła” - nie są w stanie zakłamać prawdy.
W stosunku do roku 2019 liczba dominicantes spadła o 8,6%. W 2020 roku nie prowadzono badań z uwagi na pandemie Covid-19.
Zatem wiara pozostałych ochrzczonych 85%-19.7%=65.3% wygasła lub jest bardzo płytka i powierzchowna. Sprowadza się do wygodnego rytualnego udziału - chrzest, ślub, śmierć - i braku konkurencyjnej oferty. Dopóki ceny usług kościoła będą akceptowalne i oferta będzie nadal powszechnie dostępna w terenie to usługi te będą dalej kupowane.
Do świadomości tych 19.7% też prędzej czy póżniej dotrą straszne informacje o tym co wyprawiają hierarchowie. Na razie ich psychika broni się przed straszną prawdą.
Za dużo jest w szkole lekcji religii czyli dolewania wody do zupy. Za mało jest nauki przedmiotów ścisłych i języków obcych.
Odebranie nieuzasadnionych przywilejów i pieniędzy to nie jest prześladowanie. To sprawiedliwość oraz koniec z głupotą i dyskryminacją.
Fundusz Kościelny jako źródło finansowania Kościoła kat przez państwo polskie został powołany po wojnie przez komunistyczny rząd za zarządzanie nieruchomościami Kościoła (“dobra martwej ręki”). Czerpane z tego korzyści miały pokrywać “uzasadnione potrzeby” Kościoła: remonty i odbudowę obiektów kościelnych, zaopatrzenie emerytalne, ubezpieczenia zdrowotne i społeczne kleru oraz inne. Z poważnymi zmianami Fundusz Kościelny (jako agencja budżetowa) trwa do dziś i kosztuje podatników zaledwie 256 milionów złotych rocznie ( plan na 2024 ), przeznaczanych głównie na finansowanie składek emerytalnych i zdrowotnych kleru, działalność oświatową i edukacyjną, remonty zabytkowych obiektów sakralnych. Kwota nie jest więc duża bowiem innymi metodami kościół wyciąga od Polaków miliardy.
W Niemczech Napoleon odebrał Kościołowi majątki - Reichsdeputationshauptschluss z roku 1803. Od tego czasu państewka niemieckie (a potem cesarstwo, republika weimarska i Bundesrepublika) płacą kościołom coroczne odszkodowania dochodzące obecnie do 600 milionów euro. Od lat ponad stu mówi się że już starczy i że ten haracz wielokrotnie przewyższył wartość odebranego majątku. Ale nie ma woli politycznej aby zaprzestać płacić.
O tym, że należy zlikwidować Fundusz Kościelny, mówił m.in. w grudniu marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia, a wcześniej przedstawiciele Lewicy.
We wrześniu br. Donald Tusk na konwencji KO zapowiedział tzw. 100 konkretów. "W naszych 100 konkretach zakładamy, że część środków, które do tej pory trafiały na Fundusz Kościelny, trafią na wsparcie projektów, status artysty i sfinansowanie tych potrzeb. Zaprzestaniemy natychmiast finansowania propagandy i tej machiny kłamstwa, propagandy jaką jest TVP Info i telewizja publiczna w tym wymiarze politycznym".
Postęp cywilizacyjny zabija religie: "Psy szczekają a karawana idzie dalej"
Zbliżone angielskie przysłowie - "The dogs bark, but the caravan goes on" - podkreśla jałowość krytyki postępu.
Po chińsku: "Jeden pies szczeka na nic, reszta szczeka na niego !"
czwartek, 21 grudnia 2023
Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 103
Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 103
Przetwarzanie informacji stało się gigantycznym globalnym interesem. Interbrand opublikował ranking najcenniejszych w 2023 roku marek na świecie. Pierwsza piątka liderów to: Apple, Microsoft, Amazon, Google, Samsung.
Państwa peryferyjne modernizują się imitacyjnie czyli naśladowczo. Siłą rzeczy zawsze są daleko za liderami nowoczesności i wydajności. W dziedzinie automatyzacji biurokracji państwa (= informatyzacja, cyfryzacja ) Polski rząd robi teraz coś co powinno być zrobione jakieś 30 lat temu.
„Niezbędne informacje zostaną zapewnione w ramach Katalogów Administracji Publicznej (KAP), które będą udostępniały m.in.:
1) referencyjny katalog podmiotów publicznych;
2) referencyjny katalog e-usług publicznych;
3) referencyjny katalog spraw;
4) katalog procesów administracyjnych;
5) katalog rejestrów publicznych;
6) katalog wzorów dokumentów.”
Polski wiceminister cyfryzacji nie wie teraz ile bitów ma bajt (od tego są specjaliści !) ale szumnie zapowiada wzrost zastosowań AI w polskiej cyfryzacji.
Skorumpowane państwo o nazwie III RP strasznie ciągnie cywilizacyjnie Polaków w dół !
Wymagany Poziom Bezpieczeństwa transakcji ma być adekwatny do możliwych strat i ich nieodwracalności. Tożsamość jest pierwotnie wykazywana dowodem osobistym. W Gdańsku 21.12.2023 roku ujętemu fałszerzowi przedstawiono zarzut sporządzenia 495 dowodów osobistych. Jednak używane są w Polsce dziesiątki tysięcy sfałszowanych dowód osobistych. Instytucje (jak banki) nie mają możliwości sprawdzenia on-line w bazie Pesel czy dokument jest autentyczny choć przecież odpowiedni program dający odpowiedź T/N o autentyczności podanych danych jest prosty.
W Europie nieźle z informatyzacja radzą sobie małe kraje skandynawskie ale Niemcy mają problemy !
„Zgodnie z ustawą o dostępie online już do końca 2022 roku 575 różnych ofert administracyjnych [niemieckich] władz federalnych, krajowych i lokalnych powinno było zostać udostępnionych online”
Wynik badań pokazuje, że na koniec 2022 roku zaledwie 105 usług było dostępnych online na terenie całego kraju. Do chwili obecnej ich liczba zwiększyła się do 128 usług.
Składanie drogą cyfrową wniosków o rejestrację pojazdu, prawo jazdy, zawarcie małżeństwa, pozwolenie na budowę oraz zasiłek rodzicielski...
Są sprawne, silne, uczciwe państwa poważne. Są też skorumpowane, niepoważne państwa pasożytnicze działające na szkodę obywateli. Na Polakach żerują teraz górnicy, mundurowi, sędziowie i kościół kat.
Pasożytniczą I RP rozebrali sąsiedzi.
Państwem spektakularnego sukcesu była II Rzesza zjednoczona przez Bismarcka a proklamowana w 1871 roku:
„Przez następne czterdzieści lat II Rzesza była oczywistą maszyną postępu i wzrostu gospodarczego. W 1871 roku tylko 8 miast miało powyżej 100 000 mieszkańców, a w 1910 roku było to już 48 miast. Liczba mieszkańców wielkich miast wzrosła z dwóch do 14 mln. U progu pierwszej wojny światowej II Rzesza produkowała więcej prądu niż Anglia, Francja i Włochy razem wzięte. Liczba studentów wzrosła pięciokrotnie. Niemcy produkowały 15% światowej produkcji przemysłowej.”
Ogromnie do przodu posunął się też wtedy cywilizacyjnie zabór pruski, który potem strasznie stracił cywilizacyjnie – gospodarczo po I Wojnie w II RP !
Ogromnie do przodu posunęła się cywilizacyjnie III RP po przystąpieniu do „niemieckiej” EU. Czyżby Polska znów miała się cofnąć cywilizacyjnie ?
Archiwum. Szumy.
„W materiałach koncernów mikroelektronicznych podawane są czasem zdumiewająco pomysłowe układy pomiarowe – testowe do wydawałoby się trudnych zadań.
Samemu też należy wykazać inwencje w sytuacji gdy przyrządy pomiarowe mają kosmiczną cenę i nie można nawet o nich marzyć.
W procesie produkcji a potem napraw urządzeń elektronicznych występują sprzężenia zwrotne. Może się przykładowo okazać że szumy urządzenia profesjonalnego czy powszechnego użytku są dużo większe niż sensownie oczekujemy i powinny być. Tranzystory, OPA i złożone układy monolityczne od marnego producenta mogą szumieć znacznie mocniej niż on podaje !
Celem tego opracowania nie jest omawianie zaawansowanej fizyki tranzystorów ani też szczegółów układów testowych dla linii produkcyjnej mikroelektroniki. Chodzi o to żeby każdy mógł zobaczyć i poczuć temat „szumów”.
Tranzystor bipolarny dyskretny i monolityczny ma odniesiony do wejścia prąd i napięcie szumów o określonej gęstości widmowej. Dane dotyczące tranzystora 2N5087 są w tej mierze unikalne.
W zastosowaniach małej częstotliwości, na przykład w systemach pomiarowych i w automatyce, szczególnie szkodliwe są szumy różowe typu 1/F. Światowe koncerny mikroelektroniczne mają już technologie gwarantujące uzyskanie niskiego poziomu tych szumów w technologi monolitycznej.
Funkcja gęstości widmowej prądu szumów ma wyraźny komponent 1/F natomiast jest on znacznie słabiej zaznaczony w napięciu szumów. Stąd rezystancja źródła sygnału przy której prąd i napięcie szumów mają taki sam wkład w cały wypadkowy szum spada z częstotliwością o czym konstruktorzy zdają się zapominać. Jeśli dla zabezpieczenia przepięciowego wejść systemu współpracujących z kablami połączeniowymi urządzeń damy znaczne szeregowe rezystory to pojawi się potężny szum 1/ F od prądu.
Gęstość prądu szumów jest teoretycznie i praktycznie proporcjonalna do pierwiastka z prądu bazy i stąd tranzystory niskoszumne mają spore wzmocnienie prądowe czyli dla tranzystorów rodzin BC grupę C. Teoretycznie bez uwzględnienia m.in. rezystancji rozproszonej bazy Rbb gęstość widmowa napięcie szumów ma być odwrotnie proporcjonalna do prądu kolektora. Jak widać z wykresu praktyka nie pokrywa się tu z teorią i szumy napięciowe tego tranzystora przestają spadać przy Ic około 300 uA a przy mniejszych prądach rosną wolniej niż teoretycznie.
Tranzystory niskoszumne małej częstotliwości „BC” ( i pod innymi oznaczeniami ze świata ) są w fabryce testowane pod względem ich szumów i szczególnie komponentu 1/F. Względnie długotrwały ekranowany test dla szumów 1/F w zakresie 10-50 Hz jest kłopotliwy i z tego powodu jest zrównoleglony na linii produkcyjny czyli jest drogi.
Prąd i napięcia szumów są niewielkie i system pomiarowy musi być ekranowany co jest kolejnym kłopotem i generatorem kosztów. Aby zminimalizować efekt zakłóceń prąd szumów tranzystorów „BC”najlepiej jest zmierzyć przy znacznym prądzie kolektora rzędu 1 mA.
Przy takim prądzie z rezystancją wejściową 1 MOhm udział napięcia szumów na wyjściu wtórnika emiterowego jest mniejszy od 5% procent. Aby wzmocnienie wtórnika emiterowego było jak najbliżej 1 rezystor emiterowy Re ( lub źródło prądowe ) winien być jak największy. Przy idealnym zasilaniu napięcie zmienne Uce jest takie same jak na rezystorze Re co pozwala nam zastosować wygodną transformacje konfiguracji aby móc testować typy NPN i PNP. Faktycznie prąd szumów mierzony jest w konfiguracji WC a napięcie szumów w konfiguracji WE po zwarciu B-E odpowiednim kondensatorem ! Aby prąd kolektora nie zależał od wzmocnienia prądowego tranzystora można zamiast rezystora użyć niskoszumnego źródła prądowego z tranzystorem JFet.
Na schemacie pokazano zdumiewająco prosty i dobry układ testowy szumów z tranzystorem DUT ( tylko grup B i C a najlepiej C ) i drugim niskoszumnym tranzystorem wzmacniacza o dużym wzmocnieniu prądowym grupy C pracującym z prądem kolektora circa 1 mA. Rezystor Re szeregowego ujemnego sprzężenia zwrotnego drugiego stopnia podnosi jego impedancje wejściową
( obciążająca wtórnik emiterowy na DUT i zmniejszająca jego wzmocnienie ) i obniża wrażliwość na zmiany wzmocnienia DUT. Napięcie zasilania wynosi 32 V bo tyle maksymalnie daje użyty zasilacz. Im wyższe jest napięcie zasilania tym mniejsze są ( bez źródła prądowego ) zmiany prądu kolektora DUT na skutek zmiany ich wzmocnienia prądowego. Sygnał wyjściowy podano do oscyloskopu.
Niestety zamiast oczekiwanych niewielkich szumów mamy duży quasi prostokątny sygnał o częstotliwości circa 40 KHz spowodowany maleńką pojemnością między wejściem a wyjściem układu statuującą generator.
Programem do symulacji układów elektronicznych Microcap możemy się przekonać że z powodu dużego wzmocnienia (wejście prądowe - wyjście jest napięciowe ) układu wystarczy mikroskopijna pojemność między wyjściem a wejściem aby stał się obserwowany generator. Symulacja z pojemnością dającą podobny sygnał jak na oscyloskopie daje częstotliwość oscylacji 42 KHz czyli zgodność z naturą jest znakomita. Jest to jednocześnie w przybliżeniu częstotliwość graniczna -3 dB wzmacniacza ! Czyli filtry dolnoprzepustowy jest zbędny ale składowe szumów o większych od 40 KHz częstotliwościach są jednak obecne bo przecież charakterystyka częstotliwościowa nie opada gwałtownie ale łagodnie.
Ponieważ nie ma w prostym układzie stabilizujących silnych ujemnych sprzężeń zwrotnych jego stabilność nie jest wysoka. Kalibruje się go ( i bada charakterystykę częstotliwościową ) podając sinusoidalny prąd rezystorem 10 MOhm i napięcie z dzielnika z dolnym rezystorem 1 Ohm. Częstotliwość graniczna dla wejścia I jest trochę mniejsza niż dla U !
Po minimalizacji szkodliwej pojemności Wyjście – Wejście na ekranie oscyloskopu wreszcie jest szum (BC413C).
Dla uniknięcia aliasingu sygnał przed próbkowaniem i przetwarzaniem A/D poddany jest filtracji dolnoprzepustowej. Z drugiej strony zbyt krótki czas przyjmowania serii próbek powoduje utratę informacji z widma o małych częstotliwościach.
Oscyloskop ma wejście ustawione na AC i jest wyzerowany. Gdy podstawę czasu damy dla czytelnego sygnału (częstotliwość „graniczna łagodna” wzmacniacza wynosi ca 40 KHz ) to może się zdawać że ma on składowa stałą DC ( różna za każdym razem ?) co jest nieprawdą. Gdy damy podstawę czasu taką aby czytelny był sygnał zakłócający 50 Hz widać że on jest w tym szumie ale niestety widać tylko obwiednie tego szumu.
Z badań nad zakłóceniami w medycznym urządzeniu EKG wynika ze w typowym pomieszczeniu równoważna pojemność między ciałem dorosłego człowieka a linią L sieci energetycznej 220 V – 50 Hz wynosi około 3 pF. Oczywiście w testerze taka pojemność między maleńkim obwodem bazy DUT a siecią L jest maleńka ale przecież obserwowane prądy szumów są maleńkie. Aby to zakłócenie sieciowe 50 Hz usunąć wystarczy namiastka ( czyli łatwego nieszczelnego ) ekranowania i przy szybkiej podstawie czasu „składowa stała” jest znacznie mniejsza i spowodowana jest szumem 1/ F. Czyli mamy metodę na ocenę szumów 1/F!
Z kondensatorem „zwierającym” wejście DUT zdecydowanie dominuje w sygnale wyjściowym napięcie szumów ale zaskakująco sygnał jest znacznie mniejszy.
N.B. Warto zwrócić uwagę że „ekranem” są płaszczyzny na PCB, uziemione kondensatory elektrolityczne i foliowe ( ważne która elektroda połączona jest z GND) i tranzystory w obudowach TO220 ale gdy na kolektorze nie ma napięcia zmiennego i inne duże przewodzące elementy.
Pasmo można ograniczyć od góry kondensatorem filtru dołączonym równolegle do wyjścia a od dołu włączonym szeregowo.
Zgodność pomiaru szumów z wiarygodnymi (!) deklaracjami katalogowymi jest po kalibracji lub symulacji bardzo dobra.
Tani, masowy niskoszumny japoński tranzystor 2SC2240 ( Toshiba, grupa BL ma wzmocnienie prądowe około 500 razy ) jest dedykowany do źródeł sygnału o małej rezystancji. Pod względem napięcia szumów jest doskonały i nieporównywalny z niczym dostępnym ale ma też najmniejszy prąd szumów i zdecydowanie najmniejsze komponenty 1/F !
Z prądem kolektora Ic=1 mA przy 1 KHz poziom szumów <1 dB jest dla źródeł o rezystancji od 80 Ohm do 15 KOhm.Po drugiej stronie jakości są „straszne” tranzystory KT315 produkcji ZSRR i SC236 NRD. Nawet ich podane szumy są wysokie ale w rzeczywistości są o wiele większe niż deklarowane. Koszmarne są komponenty 1 /F. Tranzystory te nie są w fabrykach testowane a przestarzała technologia produkcji jest wyjątkowo podła !
Tranzystory BC238C i BC413C Siemensa oraz BC549C Philipsa zachowują się identycznie. Część tranzystorów Cemi jest pod względem szumów taka sama jak te wymienione. Natomiast część tranzystorów Cemi nie różni się od wyrobów ZSRR i NRD i nadają się do kosza.
Trudno orzec z czego to wynika. Być może część struktur tranzystorów Cemi jest importowana.
Niskoszumne tranzystory mają mały rozrzut napięcia Ube przy określonym prądzie Ic a szumiące mają duży rozrzut tego napięcia czyli po prostu jakość technologii decyduje o wszystkich parametrach a w tym i o szumach.
Sygnał z testera można też podać do wzmacniacza Audio i go odsłuchać. Od razu można po barwie dźwięku ( szum różowy ) odróżnić dobre tranzystory z małym udziałem szumów 1/F od podłych.
Tranzystor KT315 aż bulgocze i prawie trzeszczy gdy 2SC2240 trochę tylko szumi !
O ile sam DUT NPN lub PNP mocno wzmacnia swoje szumy to sprawa z pomiarem szumów tranzystorów JFet jest trudna jako że napięcie szumów niskoszumnego JFeta może być bardzo małe ( nawet mniejsze niż niskoszumnego tranzystora bipolarnego !) a jego wzmocnienie napięciowe jest niestety niewielkie. Transkonduktancja wzmocnienia konkretnego typu zależy m.in. od Id ale też od Idss i układ pomiarowy musi pracować z silnymi stabilizującymi wzmocnienia ( napięciowe i prądowe ) sprzężeniami zwrotnymi ! Ponieważ prąd szumów JFeta jest mały lub bardzo mały konieczne jest doskonałe, szczelne ekranowanie. Rezystory w układzie muszą być niskoszumne.
Testowanie szumów JFetów omówiono w II części.
Międzyszczytowe napięcia wejściowe szumów typu 1/F wzmacniaczy operacyjnych podawane są czasem katalogowo dla przedziału częstotliwości 0.1-10 Hz. Często pokazany jest też użyty układ pomiarowy. Napięcie to mieści się typowo w zakresie 0.3-10 uVpp ale we wzmacniaczach Mosfet może być nawet większe. Trochę niepoważnie szumy 1/F w paśmie poniżej <0.1 Hz nazywane są dryftem.
W żadnym znanym zjawisku ( z różnych dziedzin a nie tylko elektryczności – elektroniki ) nie istnieje dolna granica częstotliwości szumów typu 1/F. Łatwo można się o tym przekonać rejestrując szum 1/F OPA ( tu bez filtracji górnoprzepustowej i z jednorazowym ( po nagrzaniu przed rejestracją ) precyzyjnym i stabilnym ręcznym zerowaniem) rejestratorem z taśmą papierowa o wolnym przesuwie w ciągu przykładowo dwóch dni. Znacznie szybciej rosną jednak szumy prądowe 1/F bipolarnych OPA – tak samo zresztą jak w dyskretnych tranzystorach. Zatem w teście szumów 1/F OPA trzeba również/głównie zwrócić uwagę na prądy szumów !
Na OPA można wykonać użyteczne źródło szumów 1/F małych i bardzo małych częstotliwości.
Pytania kontrolne.
1.Załóżmy że ( F=const ) gęstość prądu szumów tranzystora rośnie z pierwiastkiem prądu kolektora a napięcia szumów spada z pierwiastkiem prądu kolektora.
-Jaki jest w funkcji rezystancji źródła sygnału optymalny dla minimalizacji szumów ( tylko tego stopnia ) prąd kolektora ?
2.Podaj znane z różnych dziedzin zjawiska w których występuje szum typu 1/F.
3.Wymień zastosowania dla generatora szumów różowych 1/F małych i bardzo małych częstotliwości
4.Rezystancja Rbb tranzystora spada z rosnącym prądem pracy kolektora. Dlaczego ?”
Archiwum. Drugie przebicie.
„Szwedzki koncern Asea w 1974 roku wypuścił pierwszego w świecie robota przemysłowego z napędem elektrycznym. Silniki prądu stałego DC sterowane były z tranzystorowych mostków H. W 1981 roku Asea wypuściła pierwszego robota z silnikami prądu zmiennego AC sterowanych z mostka trójfazowego z modulacją PWM z tranzystorami Darlingtona.
Światowy lider sterowań CNC Fanuc od 1982 roku odchodzi od napędów tyrystorowych z silnikami DC ( do małej i średniej mocy ) do napędów DC ale z tranzystorowymi (Darlingtona) mostkami H i do napędów AC z mostkami trójfazowymi z Darlingtonami.
Liderem w produkcji wysokonapięciowych tranzystorów Darlingtona do inverterów są oczywiście koncerny Japonii a w tym wspomniana Toshiba. Tylko w Japonii roboty przemysłowe stosowane są rutynowo.
W urządzeniach grupy „Office automation” i urządzeniach laboratoryjnych masowo stosowane są silniki krokowe a tam gdzie potrzebny jest większy moment i moc silniki BLDC. Napięcie zasilania sterowników nie przekracza 48V. Coraz popularniejsze są tu scalone drivery monolityczne. Temat dobrze rokujących silników krokowych i ich sterowania jest omówiony osobno.
Optymalne technologicznie – ekonomicznie są wielkością struktury wysokonapięciowych tranzystorów Darlingtona na prąd do 10-15 A i stąd w modułach półmostków i mostków trójfazowych połączonych równolegle bywa wiele dobranych (!) struktur. Moduły te są drogie i objęte kontrolą eksportu czyli zimnowojennym embargiem.
Przeciętny komputer – składak zgodny z IBM PC kosztuje około 1000 dolarów a „moc” ich kolejnych generacji szybko rośnie. Minikomputer rodziny VAX o mocy PC AT kosztuje około 30 tysięcy dolarów ! Niestety system operacyjny DOS tych komputerów wprost nie nadaje się do realizacji sterowań CNC i robotów przemysłowych ale dotyczy to ogromnej większości systemów operacyjnych wszelkich komputerów.
N.B. Wspomniany koncern Toshiba w 1985 wypuścił przenośny komputer T1100 o wadze 4.1 kg zasilany z akumulatora z kolorowym ekranem graficznym LCD w standardzie CGA. Jest zgodny z komputerem PC i kosztuje 1900 dolarów. Ma procesor 80C88 czyli taki jak model XT ale nie ma niestety twardego dysku.
Natomiast invertery dla serwomechanizmów tak spektakularnie nie tanieją !
Produkcja zasilaczy impulsowych SMPS (szczególnie wbudowanych w TVC, monitory i komputery ) szybko rośnie.
Szczególnie w tranzystorach wysokonapięciowych bardzo ważny jest impulsowy obszar pracy bezpiecznej SOA.
Jedynym masowym zastosowaniem tranzystorów mocy pracujących impulsowo z napięciem większym od Uceo jest stopień końcowy odchylania poziomego H-Out w odbiornikach TVC i monitorach komputerowych. Tranzystor BU208A o katalogowym napięciu Uceo=700 V ma chwilowo w fazie powrotu napięcie do 1100 Vp czyli mniejsze niż Ucbo=1500V. Ale rzeczywiste napięcie Uceo jest zawsze większe niż podane katalogowo. W starszych zasilaczach impulsowych tranzystory pracowały chwilowo z napięciem większym od Uceo ale obecnie nie jest to już faktycznie, realnie praktykowane. Tranzystory o katalogowym napięciu Uce=450 V mają to napięcie faktycznie najmniej 550V i takie napięcie jest szczytowo na kolektorze przy wyłączaniu.
Praca z napięciem większym od Uceo zawsze jest ryzykowna i minimalizujemy to ryzyko stosując ujemne napięcie na bazie wyłączające tranzystor oraz odciążający snubber.
Tranzystory w inverterach dla silników zawsze pracują z napięciem mniejszym od Uceo.
Układy do obserwacji i pomiarów drugiego przebicia omawiano w światowej prasie naukowej od 1965 roku. Polecana jest publikacja „Prufverhafren zur zerstorungsfreien Untersuchung des Second Breakdown bei Leistungs transistoren”. Funktechnik 1, 1972. Z niej pochodzi pokazany schemat blokowy urządzenia. W dwóch wersjach jest ono na maksymalnie Uceo/Ic, 100V/5A i 300V/2.5 A. W poważnym artykule podano schemat ideowy. Urządzenie wykonano na 27 tranzystorach a w tym tranzystorze unipolarnym wzorując się na materiałach koncernu RCA. Stosując współczesne elementy scalone urządzenie może być o wiele prostsze i lepsze.
Rzekomo układ testowy drugiego przebicia skonstruował na podstawie schematu z tego artykułu z Funktechnik już dawno (1972) Z.Pióro w pracy magisterskiej na Politechnice Warszawskiej ale on raczej nie działa a sama praca jest niedostępna.
Istnieje wiele metod pomiarowych dotyczących zjawiska SB. Są mniej lub bardziej przydatne i ograniczone.
„Obserwacja trajektorii Uce-Ic wyłączania przez tranzystor prądu indukcyjności z zerowym prądem bazy Ib=0 jest prosta. Ale bardziej użyteczny jest jednak wykres Uceo w funkcji czasu jako ze prąd w indukcyjności maleje prawie liniowo. Oczywiście nie stosujemy żadnego pokazanego na schemacie przekaźnika tylko bazę tranzystora sterujemy z generatora (ewentualnie z szeregową z B DUT diodą aby Ib-=0) lub dedykowanego układu testera z impulsem pojedynczym.
Choć zjawisko drugiego przebicia znane było od dawna to jego fizykę rzetelnie zaczęto badać dopiero po 1967 roku. Występuje ono również w diodach ! Do dziś nie wiadomo czy zjawisko to zachodzi punktowo czy w mikro cylinderku. Szerokość obszarów pracy bezpiecznej SOA tranzystorów ma realnie podstawowe znaczenie.
W CRT odbiorników TVC z rzadka występują destrukcyjne przebicia. Ale jednak rzadkie są uważane za zjawisko normalne które musi być tolerowane bez uszkodzeń przez elektronikę ale chwilowa (<1 sec ) przerwa w pracy TVC lub monitora komputera jest dopuszczalna. Tranzystor mocy – klucz do stopnia końcowego odchylania poziomego wraz za całą aranżacją układu ( także dioda HV w mostku E/W przy tranzystorze ) winien taki incydent znieść. Jak widać z dokumentu dla tranzystora BU208A zwykły dla tranzystorów obszar SOA poszerzono o niepowtarzalne incydenty związane z wyładowaniami w CRT.
Od niedawna zachodnie koncerny mikroelektroniczne oferują diody prostownicze „ Controlled Avalache” tolerujące impuls mocy wstecznej niczym dioda Zenera. Potężna Motorola oferuje diody prostownicze mocy z własnością Avalanche i wówczas do normalnego oznaczenia diody dodana jest litera E od Energy a dioda jest o circa 30% droższa.
Dioda prostownicza „ Controlled Avalanche” Philipsa BYX25 o Iav = 20A i Urwm = 800-1400V wstecznie toleruje przez czas 10 usec impuls o mocy 30 KW czyli o energii 0.3 Joula. Większe diody tolerują znacznie większą energie impulsu. Wykonanie testera o mocy impulsu 1 MW przy sporym napięciu nie jest sprawą prostą
Mała dioda Avalanche BYX45 o Iav=1.5 A toleruje 10 usec impuls o mocy 2.5 KW czyli o energii 25 mJ.
Diody te na duże napięcia mogą przykładowo służyć jako Diody Zenera do nadnapięciowego wyzwalania tyrystorów wysokonapięciowych połączonych w dużej ilości szeregowo. Z uwagi na duży rozrzut napięcia trzeba je jednak poselekcjonować. Gdy zawiedzie układ wyzwalania bramki jednego z szeregowych tyrystorów zostanie on bezpiecznie złączony przez DZ nadnapięciowo przy załączeniu pozostałych tyrystorów w szeregu. Oczywiście lepszy były samobezpieczny tyrystor w własnością „Controlled Avalanche” a najlepiej gdyby od razu był fototyrystorem załączanym światłem ze światłowodu. Można sobie pomarzyć.
Zachowanie tranzystora w obszarze lawinowym łatwo obserwujemy w układach podanych w Data Sheet. Jako indukcyjność zastosowano uzwojenie pierwotne transformatora mocy TI-13 zasilacza impulsowego SMPS odbiornika TVC Jowisz 500 o nominalnej indukcyjności 2.85 mH.
Napięcie Uceo nie jest skalarem ale złożona funkcją zależną od Ic oraz historii mocy impulsu. Pokazano napięcie Uce na tranzystorze Darlingtona BDX53A rozłączającym prąd 3.3 A z wymienioną indukcyjnością. Napięcie zasilacza jest niewielkie i większe niż Ucesat+I*R. Wyłączenie tego tranzystora z Ib=0 jest powolne. Prąd spada prawie liniowo i początkowo napięcie Uce trochę spada a następnie ma odcinek o ujemnej rezystancji dynamicznej i rośnie. Napięcie Uceo jest znacznie większe niż deklarowane katalogowe. Po zwiększeniu prądu zainicjuje się II Przebicie ale gdy prąd natychmiast przerwiemy jest ono nieszkodliwe.
Tranzystory BDY25 mają Uceo około 220V.
Zwróćmy uwagę że w obszarze lawinowym każdy tranzystor jest wprost niesamowicie szybki a już Ft tego tranzystora BD135 dochodzi do 250 MHz ! Skutkiem pojemności i indukcyjności połączeń prąd po pre inicjacji II Przebicia zostaje przerwany ! Takie anomalie są znane od lat.
Ten dławik z rdzeniem ferrytowym w fazie Flyback oddaje tu około 90% energii pola magnetycznego jaka wynika z prądu i indukcyjności. Gdy zastosujemy tranzystor o dużym Uceo to ta energia nie spada.
Zupełnie inaczej zachowuje się dławik z rdzeniem z typowej blachy elektrotechnicznej. Od pewnego poziomu im większe napięcie impulsu Flyback ( czyli krótszy jego czas ) to mniejsza jego energia ! Po prostu parametry częstotliwościowe takiego rdzenia są marne i on absorbuje energie !
Już w latach sześćdziesiątych w konstrukcji i produkcji tranzystorów mocy zwracano uwagę na szerokość obszaru SOA. Popularny, przestarzały tranzystor mocy 2N3055 jest niby standardem przemysłowych produkowanym pod tą i pod innymi nazwami Ale ten tranzystor od Toshiby jest „pancerny” a od SGS bardzo delikatny. Słusznie znakomitą opinie mają też tranzystory Motoroli. Produkowane przez Cemi tranzystory mocy są marne pod względem SOA co skutkuje wysoką awaryjnością urządzeń elektronicznych z nimi. Cemi nawet wadliwie montuje w obudowach importowane chipy tranzystorów skutkiem czego cześć (!) z nich ma wąski obszar SOA.
Jedne zastosowania tranzystorów mocy znikają ale pojawiają się zastosowania nowocześniejsze. Ciągłe, mało sprawne regulatory napięcia mocy są wypierane przez zasilacze impulsowe SMPS. Nowocześniejsze, szybsze tranzystory – klucze o szerszym obszarze SOA do nich pozwalają stosować snubbery tracące mniej mocy co polepsza sprawność, szczególnie przy małych obciążeniach.
Silniki serwomechanizmów w nowoczesnych maszynach CNC i robotów... zasilane są nowoczesnymi inverterami z wysokonapięciowymi tranzystorami mocy jako kluczami. Snubbery (zwymiarowane na maksymalną chwilową moc czyli maksymalny prąd i napięcie !) ogromnie podnoszą w inverterach straty mocy i pilnie potrzebne są lepsze tranzystory które wraz z antyrównoległymi diodami Ultra Fast pozwolą nie stosować snubberów.
Pytania kontrolne.
1.Objaśnij fizykę zachowania tranzystora bipolarnego w różnych definicyjnych reżimach pokazanych na wykresie.
2.Gdy napięcie Uce tranzystora NPN rośnie do Uceo jego stałoprądowe wzmocnienie prądowe od bazy w konfiguracji WE rośnie do nieskończoności. Przy napięciu Uce większym od Uceo w obszarze lawinowym prąd bazy musi być ujemny ale i tak w prądowej konfiguracji WE tranzystor jest niestabilny. W konfiguracji WB przy Uce<Uceo wzmocnienie prądowe jest mniejsze od 1 ale przy Uce>Uceo jest większe od jedności (!) i dla Uce dążącego do Ucbo rośnie do nieskończoności ale tranzystor może być stabilny ale obszar SOA jest bardzo wąski.
-Podaj zależność na współczynnik powielania M w obszarze lawinowym oraz ustalone eksperymentalnie stałe n w tym wzorze dla różnych materiałów półprzewodnikowych.
3.Na wykresie pracy bezpiecznej SOA dopuszczalna moc impulsu rośnie wraz ze spadkiem czasu trwania impulsu ale i tak często prawy górny rożek obszaru nie jest prostokątny ale ścięty. Dlaczego ?
4.W obszarze przebicia lawinowego tranzystor jest bardzo szybki i może momentalnie rozładować (czas impulsu rzędu 10-1000 ns) kondensatorek prądem szczytowym kilkanaście razy większym od Ic.
-Dlaczego ilość tych impulsów jest ograniczona do momentu uszkodzenia tranzystora ?
-Ile tych impulsów tranzystor przeżywa i od czego to zależy ?
5.Antyrównoległa w tranzystorze „Mosfet” integralna „dioda” to tranzystor bipolarny z bardzo małym rezystorem Rbe. Przy rosnącym napięciu Uds „dioda” ta zaczyna lawinowo przewodzić ale możemy dając diodę Zenera do G-D wymóc wcześniejsze przewodzenie Mosfeta.
-Dlaczego sam Mosfet jest przy dużym napięciu w stanie zaabsorbować więcej energii impulsu niż „dioda” ?
-Jakie zmiany wprowadzili w konstrukcji producenci Mosfetów aby „dioda” była w stanie absorbować impulsy o dużej energii. Dlaczego zdolność absorpcji energii jest aż tak wysoka ?
6.Gdy przewodzi antyrównoległa dioda Mosfeta po zmianie kierunku prądu przez czas Trr jeszcze przewodzi. Gdy zmiana kierunku dużego prądu jest gwałtowna i szybkość narastania napięcia dUds/dT jest znaczna przyrząd ulega stopniowej degradacji i w końcu uszkodzeniu. Dlaczego?
-Dlaczego ( 2 powody ) wsteczne przewodzenie silnie załączonego bramką Mosfeta znacznie łagodzi to zjawisko ?
-Do jakiego nominalnego napięcia Mosfetów zjawisko to nie eliminuje ich z użycia w Inverterach PWM.
7.Nowością są ( materiały ) tranzystory IGBT, Insulated Gate Bipolar Transistor. Są bramką sterowane tak jak tranzystor Mosfet ale przy dużych napięciach mają znacznie większe gęstości prądu niż Mosfety czyli potencjalnie mogą być niedrogie relatywnie do mocy klucza. Na tle Mosfetów są powolne i niestety występuje w nich po wyłączeniu bramką przeciąganie prądu kolektora podobne jak w tyrystorach GTO. Jedna karta katalogowa dotyczy IGBT koncernu General Electric typu IGT8D21 / E21 o prądzie 20A na napięcie 400 / 500V. Energi Avalanche w ogóle nie podano.
Nadają się one do inverterów PWM zasilających serwomechanizmy pracujących z częstotliwością modulacji do 4 KHz. Sterowane bramką mają szeroki obszar SOA ale przy Uge=0 zdolność lawinowej absorpcji energii jest mała a nawet bardzo mała. Chcąc absorbować przy dużym napięciu Uce energie trzeba włączyć DZ między G a C.
-Dlaczego tak jest ?
8.Zmierzona ( przyrząd pomiarowy RLC o maksymalnym odczycie 999 pracuje z częstotliwością 1 KHz) indukcyjność uzwojenia pierwotnego (piny 6-7) użytego transformatora SMPS TI-13 ( TVC Jowisz 500, jest jego dokumentacja ) wynosi 2.77 mH a uzwojenia wtórnego (11-12) 8.05 mH. Po zwarciu uzwojenia pierwotnego indukcyjność rozproszenia uzwojenia wtórnego wynosi 0.53 mH. Gdy uzwojenia połączymy szeregowo (6+11) to zmierzona indukcyjność (7-12) wynosi 19.8 mH.
-Jaka jest dokładność użytego miernika indukcyjności ?
-Czy gdy te uzwojenia połączymy szeregowo (7+12) zmierzona indukcyjność (6-11) będzie również 19.8 mH ? Z czego może wynikać różnica ?
9.Rdzeń ferrytowy E65/27 (dokumentacja ) dławika ma szczelinę 1 mm. Jaką w przybliżeniu dławik może magazynować energie przy Bmax=0.3 T gdy przenikalność magnetyczna rdzenia wynosi wtedy 1500 ?
-Ile zwojów ma mieć uzwojenie aby przy prądzie 5A indukcja wynosiła Bmax=0.3 T ?
10.Ze względu na zjawisko wypierania prądu transformatory i dławiki ( szczególnie ze szczeliną ) do SMPS nawija się złożonymi drutami lub Litz-ą. Toroidalny rdzeń proszkowy ma rozłożoną w masie szczelinę.
-Dlaczego dławik na toroidalnym rdzeniu proszkowym może być nawinięty pojedynczym przewodem średnicy, która wymagałaby już z rdzeniem E ze szczeliną użycia dwóch równoległych drutów lub Litzy.
11.Dla impulsów sporej energii do testu Uceo dużych tranzystorów ( sporego napięcia a także diod lawinowych ) dostępne rdzenie ferrytowe ze szczeliną w konfiguracji Flyback gromadzą za małą energie.
Duże i wielkie są rdzenie ( i możliwa duża szczelina ) z blach transformatorowych ale ich własności szybko psują się z częstotliwością.
-W jakim celu tylko w uzwojonej kolumnie rdzenia dużego dławika daje się wiele równomiernie rozłożonych na długości szczelin a nie jedną dużą ?
-Jaki jest minimalny sensowny czas impulsu mocy Flyback z dławika / transformatora z blachy anizotropowej 0.3 mm ?
11.Zaproponuj konfiguracje testera do diod Controlled Avalanche o mocy impulsu o czasie 10 usec do 1 MW m.in. z tyrystorem jako kluczem mocy i kondensatorem foliowym jak źródłem energii dającym impuls mocy quasi (pół) sinusoidalnej.
Archiwum – „Pirometr
Automatyczny, elektroniczny pirometr fotoelektryczny służy do bezdotykowego pomiaru temperatury ciał. Analizuje on promieniowanie cieplne emitowane przez obserwowane ciało.
Pierwszy pirometr optyczny powstał w 1752 roku.
Fotoelektryczne pirometry mają zastosowanie w:
-Pomiarze temperatur w piecach metalurgicznych co pozwala zmniejszyć zużycie paliwa i poprawić jakość wytopu. Mierzone są także temperatury profili przy gorącym walcowaniu
-Pirometr może być alternatywą do termopary na przykład do pomiaru temperatury przegrzewacza pary najwyższych parametrów
-Używany jest w procesie Czochralskiego do produkcji krzemowych monolitycznych walców
-Pirometr może służyć do pomiaru temperatur łopat turbin gazowych w różnych punktach gorących łopat
-Kontroli temperatur maszyn i urządzeń przemysłowych
-W przemyśle spożywczym do pomiaru temperatur substancji w procesach produkcyjnych.
-Do znajdowania w budynkach mostków cieplnych
-Do pomiaru temperatury ciała pacjenta
W obszernej Nocie Aplikacyjne AN-211 National Semiconductor poświęconej układowi LM10 pokazano m.in. schemat światłomierza z fotodiodą (zakres prądu fotodiody 50 nA - 500 uA ) do pętli prądowej 1- 5 mA ze skalą logarytmiczną a także co bardziej interesujące schemat pirometru do linii prądowej 1..5 mA. Układ mierzy logarytm z ilorazu prądów dwóch fotodiod w zakresie 0.01...100 razy. Na tle typowych wzmacniaczy logarytmicznych czułość jest słaba ( prąd fotodiody musi być dużo większy od jej prądu upływu ) ale wystarczająca w tym zastosowaniu a zaletą jest prostota i możliwość realizacji z układem LM10. Filtry optyczne przed fotodiodami (1) przepuszczają promieniowanie podczerwone i (2) zatrzymują je.
Wydaje się że NSC w układzie LM10 ( zawiera oprócz OPA źródło dowolnego napięcia odniesienia a tu rezystory ustalają wartość napięcia na Band Gap czyli 1.22 V ) pokładał spore nadzieje ale jego cena była zaporowa i już obecnie układ jest nieosiągalny.
Pirometr do linii prądowej 4-20 mA o lepszych parametrach ( ale jednak z dużo większą ilością elementów ponieważ m.in. konieczny jest dyskretny małomocowy regulator napięcia ) pracujący na tej zasadzie można zbudować z małomocowymi wzmacniaczami operacyjnymi JFet typu LF44x lub TL06x, gdzie x oznacza ilość OPA w obudowie czyli 1,2,4. Układy LF pobierają mniej prądu zasilania niż TJ a przy tym mają mniejsze szumy. Niewielki prąd polaryzacji z powodu zjawiska jonizacji zderzeniowej w wejściowych tranzystorach JFet silnie zależy od wejściowego napięcia wspólnego i napięcia zasilania. Przy niewielkich napięciach zasilania i rozsądnym napięciu wspólnym jest on bardzo mały. Na wykresie pokazano prąd polaryzacji OPA LF44x w funkcji napięcia wspólnego. Dla mniejszych napięć zasilania jest on jeszcze mniejszy.
Zakres napięć wspólnych tych OPA wygodnie obejmuje Vc ale przy nim najsilniejsza jest w wejściowych P -JFetach jonizacja zderzeniowa i największy prąd polaryzacji.
Gdy strumień „Światła razem z IR” mierzonego obiektu jest niewielki prąd fotodiod jest mały i potrzebne jest sprytne ekranowanie dla minimalizacji zakłócającego pola elektrycznego od sieci energetycznej 50 Hz.
Problem stanowią filtry optyczne dla fotodiod. Mają one tłumienie także w ich pasmie przepustowym co obniża wyjściowy prąd fotodiod.
Diody LED są też fotodiodami ale z uwagi na małą powierzchnie chipa mają słabą czułość! Dziwne wydaje się to że ich charakterystyka spektralna czułości jako fotodiody jest trochę inna niż charakterystyka promieniowania jako LED. Diody LED w różnych kolorach są użyteczne w sensorach jako fotodiody i to nawet bez filtra.
Schemat pirometru pokazano i omówiono w dziale „Przegląd”
Układ logarytmiczny w każdej konfiguracji ma parę tranzystorów PNP lub NPN zależnie od tego co (A/K) fotodioda ma na swojej metalowej obudowie która powinna być połączona z GND lub Vc. Najlepiej gdy jest to para monolityczna tranzystorów ale w Polsce nie są takowe produkowane. Można pary tranzystorów NPN wykorzystać z układu UL1111. Tranzystory w dobrej jakości serii tranzystorów mają mały rozrzut napięć Ube i bez trudu można wybrać takie o różnicy napięć Ube <0.5 mV. Dla jak najmniejszych różnić temperatur połączone elektrody tranzystorów pary są umieszczone w jednym punkcie lutowniczym ( to połączenie cieplne !) a przylegające do siebie tranzystory pary mają plastikowe łebki okręcone drutem miedzianym. Gradient temperatury na PCB i w powietrzu musi być znikomy i szczęśliwie w układach mini i mikromocowych tak jest. Płaszczyzny miedzi na PCB wyrównują temperatury. Prądy tranzystorów ( czyli fotodiod w pirometrze ) są małe i generacja ciepła w tranzystorach jest nieistotna. W układach logarytmicznych do kompensacji cieplnej wzmocnienia zamiast typowego (ale nie w Polsce) miedzianego rezystora można zastosować (z niewielką zmianą rezystora dzielnika) miniaturową żaróweczkę.
wtorek, 19 grudnia 2023
Kosciol kat sam sie morduje. Super
Kosciol kat sam sie morduje. Super
Tępy grafoman, antygeniusz Paweł Zuchniewicz jest autorem potworka „Ojciec wolnych ludzi“, które to dzieło w roku szkolnym 2021/22 czasów ciemnoty Czarnkowej zostało przemycone na listę lektur uzupełniających dla szkół średnich. Jacek Podsiadło stworzył recenzje, której fragmenty są zacytowane poniżej.
Oczywiście książka jest śmiertelnie nudna. Jak zawsze w sytuacji zagrożenia życia, przystępuję do ratowania uczniów za pomocą streszczenia metodą usta-ucho.
Już w prologu komuniści gwałcą, choć na razie tylko porozumienia. Wyszyński natomiast robi wszystko „per Mariam”, znaczy się na Maryję. Rozpłakał się, kiedy mu się przypomniało, że 35 lat temu poprosił o dzień do namysłu, „gdy kardynał Hlond zwiastował mu objęcie biskupstwa”, bo gdy Archanioł zwiastował Maryi, to ona się w ogóle nie namyślała.
Kukołowicz przywozi prymasowi wezwanie na rozmowę do Jaruzelskiego. Jak wszyscy wolni ludzie w książce, tytułuje Wyszyńskiego „ojcem”. Jaruzel boi się strajku generalnego, więc straszy Wyszyńskiego ruskimi. Wyszyński ze strachu aż chudnie, a twarz rzeźbią mu nowe zmarszczki. Każe Kukołowiczowi przekonywać „Solidarność” do odwołania strajku, „Solidarność” odwołuje, Jaruzel się cieszy. Tyle prologu i chwała Bogu.
Dalej Niemcy napadają na Polskę. Ksiądz Wyszyński ucieka z seminarium we Włocławku do Łucka Wołyńskiego z grupą kleryków. W Łucku przypomina mu się, że nie może opuścić Polski, gdyż czekają ją cierpienia, dlatego postanawia wrócić z klerykami do Włocławka. Recytują wspólnie modlitwę „Pod Twoją obronę”, którą Zuchniewicz w całości przytacza, gdyż książka jego pełni także funkcję książeczki do nabożeństwa.
Jadą furmanką. Po drodze widzą, jak „masy Ukraińców, w tym bardzo liczni młodzi Żydzi”, niezwykle serdecznie witają Armię Czerwoną. Widzą, jak Ukraińcy zrywają mundur z polskiego żołnierza. Potem spotykają innego polskiego żołnierza, który w rowie sam zrywa z siebie mundur. Pyta on, czy się nie boją tak podróżować, na co Wyszyński odpowiada, że posuwają się naprzód „z pomocą Opatrzności”. Dzięki temu poznajemy z imienia dzielną kobyłę nieustraszonych uciekinierów. Następnie autor oddaje głos Niemcom, którzy mówią Raus!, Halt! i Donnerwetter!
Zaraz po powrocie do Włocławka Wyszyński uciekł z Włocławka, bo mu się przypomniało, że w redagowanym przez niego do wojny piśmie „Ateneum” obok zachwytów nad Trzecią Rzeszą Hitlera drukowano też artykuły, w których zarzucano Hitlerowi pewne odstępstwa od doktryny chrześcijańskiej. Uciekł do Grabkowa, gdzie przy grze w karty chwalił się jednej z partnerek, że jak studiował w Rzymie, to siadał na wykładach koło Murzynów, koło których nikt nie chciał siadać. Potem uciekł do rodzinnego Wrociszewa, gdzie od razu na wlotówce spotkał własnego ojca zajętego podnoszeniem przewróconego krzyża. Ojciec ojca wolnych ludzi bardzo się ucieszył na widok syna. Synowi ojca ojca wolnych ludzi przypomniało się, jak był mały i jego matka umierała. Kazała mu się wtedy ubierać, więc wdział na siebie paletko. Dopiero po pogrzebie ojciec mu wyjaśnił, że matce chodziło o to, że ma się „ubierać w cnoty”. Tego akurat wyrażenia nie rozumiem, ale tak Zuchniewicz podaje.
Kiedy Wyszyński dowiedział się, że Niemcy we Włocławku zamknęli księży w kaplicy, poczuł się „podle, jak dezerter” i uciekł do majątku Zamoyskich w Kozłówce. Kiedy aresztowano jednego Zamoyskiego, tak się przestraszył, że uciekł do Zakopanego. W Zakopanem gestapo zatrzymało go na parę godzin i przesłuchało, po czym wypuściło, oddając nawet oficerski salut, ale Wyszyński tak się przestraszył, że uciekł do Żułowa, a potem do Lasek.
W Żułowie jeden ksiądz nabił sobie nowotwora. No tak, jest napisane wyraźnie: „Uderzył się o futrynę niskich drzwi. Pojawił się guz, okazało się, że to nowotwór”. W Laskach Wyszyński poznał nastoletnie dziewczęta, których było o jedną więcej niż dziewcząt z Albatrosa, czyli osiem. Zamierzały one po wojnie założyć „Miasto Dziewcząt – instytucję, która będzie wychowywać młode Polki na święte”. Wyszyński został ich „kierownikiem duchowym”. Kiedy jednak poszły one do Warszawy do powstania, kierownik duchowy postanowił kierować nimi zdalnie i pozostał w Laskach.
Z ośmiu dziewcząt z Miasta Dziewcząt „ostatecznie znalazły się w powstaniu” trzy. Dlaczego – Zuchniewicz nie wyjaśnia. Podczas powstania jednej z nich, Marysi Okońskiej, wydało się, że Matka Boża oczekuje od nich ofiary z życia za Wyszyńskiego. To znaczy ja tam nie wiem, po co Matce Bożej albo Wyszyńskiemu miałaby być potrzebna ich śmierć, ale tak jest napisane w szkolnej lekturze. Lilka i Janka zgadzają się z Marysią, więc biorą wszystkie kąpiel („Skoro mamy zginąć, to powinnyśmy być czyste”). Wtedy na ich kamienicę spada gruba berta. Kamienica się wali, ale nie cała. „Ściana runęła o krok od łazienki”.
Po upadku powstania dziewczęta zostały „wepchnięte do bydlęcego wagonu”, ale Zuchniewicz nie podaje, przez kogo. „Czuwała” nad nimi bliżej nieokreślona „Matka” – być może ta sama, która oczekiwała od nich ofiary z życia – która też je „ocaliła” i „przeprowadziła”, wskutek czego wkrótce znów znalazły się w Laskach. Opowiedziały Wyszyńskiemu, że jak powstanie upadło, to przyszli własowcy, gwałcąc i mordując. Marysia opowiedziała, co pomyślała, jak jeden własowiec zawołał do drugiego „Stiepan”. „Pomyślałam sobie: »Boże, to imię naszego Ojca. To imię nas ocali«. I ocalałyśmy”.
Stiepan Wyszyński, o którym na tym etapie książki wiadomo już, że jest bardzo skromny, zaprzeczył, że to on ocalił dziewczęta, które – jeśli dobrze rozumiem ten skomplikowany system wierzeń – po zgwałceniu przez własowców nie mogłyby już założyć Miasta Dziewcząt. Potem opowiedziały mu jeszcze, że w powstaniu ogłosiły wielką mobilizację modlitewną Warszawy w intencji zwycięstwa i że po klęsce „Matka Boża dała im poznać” – niestety, nie mówią, w jaki sposób – „że choć Warszawa ginie, to ginie w stanie łaski”. Marysia wyspowiadała się Wyszyńskiemu i dzięki niedyskrecji Zuchniewicza wiemy, że spowiadała się m.in. z grzechu nienawiści do Anglików.
Po wojnie Wyszyński też spowiadał, znowu we Włocławku. Poznał pewną zbuntowaną, „wściekłą” licealistkę. Żeby nie być pomówionym o grzech nadinterpretacji, cytat z Zuchniewicza daję dosłownie i zostawiam bez komentarza: „Spowiadał ją do rana. Nie tylko ten jeden raz”.
Potem Wyszyński został biskupem i dostał ordynarny anonim: „Gdy inni ginęli dla ojczyzny, ty dekowałeś się na wsi, (…) lubisz towarzystwo młodych dziewcząt, z których zrobiłeś swój haremik” itp. Potępił strajk szkolny lubelskiej młodzieży, wskutek czego przypomniała mu się prawie cała Księga Ezechiela, którą Zuchniewicz obszernie cytuje.
Następnie w „Ojcu wolnych ludzi” pojawiają się Julia Brystygier i akowiec. „Otworzyła szufladę. Chwyciła więźnia za genitalia, wepchnęła do szuflady i zatrzasnęła z całej siły. Rozległ się przerażający krzyk”. Założę się, że Iwona Schymalla, kiedy na YouTubie wydawnictwa „Znak” mówiła, że książka Zuchniewicza „jest świetnie napisana, bardzo wartkim i barwnym językiem”, ten właśnie fragment miała na myśli.
Język taki wartki, że aż wyrywa kartki. Zaraz po akowcu Brystygierowa przesłuchiwała Marysię Okońską. Ponieważ nie miała jej czego przytrzasnąć, gawędziły sobie o filozofii. „Przecież jest pani filozofem, zatem pani myśli. Człowiek, który myśli, nie może nie dojść do istnienia Boga” – prowokowała Marysia Krwawą Lunę, ale ta nawet wtedy nie skorzystała z szuflady. Panie po prostu bardzo się polubiły. Na odchodne Okońska ucałowała Brystygierową w policzek, a Brystygierowa dała Okońskiej swój numer z zapowiedzią, że może do niej dzwonić o każdej porze, i zwolniła ją z więzienia. Ale „Maria była jednak przekonana, że najwięcej w tej sprawie zrobiła Matka Boża”.
Potem Wyszyński został prymasem, a w jego biografii pojawia się pierwsza kurwa. „Pospiesz się, kurwa, bo nie zdążymy” – mówi ubek do ubeka, kiedy szykują śmiertelną zasadzkę na drodze, którą ma jechać prymas. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na technikę budowania postaci, umiejętne szkicowanie portretów psychologicznych przez Zuchniewicza. Autor czyni to choćby, różnicując barwny język, którym mówią jego bohaterowie. Na przykład księży od ubeków odróżniamy po tym, że w miejscach, gdzie ci pierwsi mówią „zaiste”, ci drudzy używają słowa „kurwa”. A w tę ubecką zasadzkę to wpadła tylko przypadkowa ciężarówka, bo wszystkie ubeki to jedna gadzina.
Potem prymas mówi w kazaniu, że „tak jak normalny człowiek stoi na dwóch nogach, tak świętość opiera się na dwóch podstawach – przyrodzonej i nadprzyrodzonej”. Lud śpiewa pieśń „Boże, coś Polskę”, którą Zuchniewicz obszernie cytuje. Następnie ubecy aresztują prymasa, a Światło ucieka na Zachód, wskutek czego Radkiewicz myśli „ten skurwiel Światło”, a do Fejgina mówi głośno „kurwa” i „gówno”.
Wyszyńskiego izolują w Stoczku, gdzie siedzi razem z siostrą Leonią i ks. Skorodeckim, który pisze na niego donosy i wkłada je w więziennej celi pod dywan. Poza wkładaniem donosów pod dywan Skorodecki lubi też wkładać ręce w spodnie chłopców, ale o tym Zuchniewicz nie pisze, dopiero Stanisław Obirek o tym opowie. Wyszyński mówi do Skorodeckiego „Stasiu” i w zapiskach więziennych skłania się ku poglądowi, że „Stasia” doprowadziła do więzienia „gorliwość o Boga w duszach dziecięcych”. Sam w tych warunkach postanawia oddać się Chrystusowi – w całkowitą niewolę, przez ręce Maryi. Tak pisze Zuchniewicz.
Siostra Leonia całymi dniami froteruje podłogę celi, aż dziw, że nie znajduje donosów pod dywanem. Jak się wie – o czym Zuchniewicz znów nie pisze – że Leonia też kapowała na Wyszyńskiego, to przestaje to dziwić. Zuchniewicz nazywa Leonię „biedną istotą” ze względu na to froterowanie.
Wyszyńskiego przenoszą do Prudnika, a potem do Komańczy, do klasztoru nazaretanek. Czyta wtedy „Potop”, który Zuchniewicz obszernie cytuje. Kapują teraz na prymasa jedna z nazaretanek i odwiedzający go ks. Hieronim Goździewicz, który kapował jeszcze przed internowaniem Wyszyńskiego, z pałacu prymasowskiego.
Dla wszystkich nazaretanek prymas jest bardzo dobry. Raz przyniósł jednej kilka kartofli, innym razem innej jakieś zioła. Ba, kiedy wchodziły do jego pokoju – wstawał!!! „Nie były przyzwyczajone do takiego traktowania ze strony księży. Tym bardziej wzruszyło je, gdy dowiedziały się, iż uczynił takie postanowienie [że będzie wstawał] z powodu czci dla Maryi. Ale te ziemniaki to było coś naprawdę zaskakującego”.
Okońska ma chęć odwiedzić Wyszyńskiego, ale nie może, bo „ślubowała Maryi, że pozostanie jej dobrowolnym więźniem” na Jasnej Górze, dopóki Wyszyńskiego nie uwolnią, a jemu wciąż nie wolno było wyjeżdżać z Komańczy. W ogóle z nowej lektury szkolnej wynika, że chrześcijanie lubią sobie tak komplikować życie, żeby coś ślubować, a potem żałować. Na szczęście, tak jak w „Timurze i jego drużynie” żołnierz mógł zwolnić ze słowa honoru pioniera, tak w „Ojcu wolnych ludzi” Okońską mógł z jej ślubów zwolnić generał paulinów.
Po roku Gomułka, znaczy się Matka Boża, uwalnia Wyszyńskiego. Idzie on na ostatni spacer po Komańczy, a Zuchniewicz cały czas podczytuje mu myśli. Są to myśli takie jak: „Tablice zostały ukryte w arce. Prawo Izraela wypełnił Jezus, który przez dziewięć miesięcy ukryty był w łonie Maryi – nowej Arce”. Albo: „Tak jak przed narodem wybranym rozstąpiło się Morze Czerwone, tak też przed Kościołem w Polsce ustąpili komuniści”.
Wkrótce Wyszyński spotyka się w Rzymie z papieżami, najpierw z Piusem XII, a potem z Janem XXIII. Fajne jest to, że na dzień dobry prymas całuje papieży w trzewik i że Zuchniewicz opisuje to ze szczegółami. „Pius poczuł bardzo silne przyciśnięcie. Zdziwił się, że Prymas z taką gorliwością ucałował jego stopę”.
Wreszcie Goździewicz, nie mogąc znieść, że „Matka Boża” patrzy na niego z obrazu jak na Judasza, przyznał się Wyszyńskiemu, że od lat na niego kapuje. Prymas nie miał tego za złe, więc Goździewicz „padł na kolana i chwycił Kardynała za nogi”.
Następnie Wyszyński i Wojtyła spacerują nieopodal Poronina. Wyszyński znajduje szyszkę i mówi: „Nasz lud jest dzisiaj jak ta szyszka. Trzyma go wiara ojców. Ale przyjdzie taki czas, że łuski rozchylą się, a ziarna wypadną na ziemię. Oby to były zdrowe ziarna”. Przy ognisku „Karol” śpiewa „Góralu, czy ci nie żal” oraz piosenkę „Rozsiodłał stary kowboj konia”, którą Zuchniewicz przytacza w całości.
Podczas kolejnego spaceru Wyszyński w rozmowie z Wojtyłą odkrywa w sobie rapera: „Zobacz, co się dzieje. Europa poganieje”. Jadą obaj do Rzymu, gdzie w duecie rapują, znaczy się, sorry, intonują utwór „Maryjo, Królowo Polski”, który Zuchniewicz po raz trzeci w tej książce przytacza w całości. Martwią się, że długi Watykanu są większe niż długi PRL-u. Oglądają „Sąd Ostateczny” Michała Anioła. „Nagości na fresku Buonarrotiego nie gorszyły Prymasa, przecież zamierzeniem artysty było przygotować widzów do nowego życia po zmartwychwstaniu ciał, w całej chwale. Sam Bóg się nie zgorszył, skoro nie wzgardził Panny łonem”.
Jak w każdej dobrze skrojonej książce na koniec wszyscy umierają. Najpierw umiera Wyszyński, „poziom bilirubiny trzykrotnie przekracza normę”, ale Wojtyła „zarządza modlitwy w całej Polsce” i bilirubina opada. Potem umierają kolejno biskup Baraniak, Paweł VI, metropolita Nikodem, Jan Paweł I i kardynał Filipiak. Gierkowi dokuczają korzonki nerwowe. Wojtyła zostaje papieżem i przemawia do tłumu po włosku, co Zuchniewicz obficie cytuje. „Zamiast corregete powiedział corrigerete. Ludzie oszaleli z radości”.
Wojtyła przyleciał do Polski i znów przemawiał, co Zuchniewicz znów obszernie cytuje. „Pewna Polka z Paryża” przysłała Wojtyle depeszę o treści, którą Zuchniewicz przytacza w całości: „Urodziłam córeczkę. Kobiety polskie, Ojcze Święty, zawsze są wierne Kościołowi, nawet wtedy, gdy rodzą”. Wyszyński i Wojtyła zaśpiewali w duecie „Góralu, czy ci nie żal” na balkonie. Ludzie oszaleli z radości. Dziwisz się zdziwił, że Polska stała się wolnym krajem. Prymas umiera.