sobota, 4 września 2021

Wojna i Pokoj 17

 Wojna i Pokoj 17

Imperia powstawały, trwały i upadały setkami lat.
Imperia Rzymu i Bizancjum przed śmiercią rozkładały się setki lat.
Krótki żywot miało imperium Mongołów Dzyngis Chana.
Imperium hiszpańskie pokonała Imperialna Brytania, która dziś jest mocarstwem atomowym.
II Wojna zabrała Brytanii imperium i zrobiła z niej bankruta i dłużnika USA.
Niedługi był żywot imperium Francji pokonanej i upokorzonej w 1871 roku przez Prusy – Niemcy.
Budowę niemieckiego Imperium III Rzeszy zniszczyły ZSRR i USA.
Czerwone imperium Sowietów ( 1945-1989)  rozmontowali sami sowieci po przegranej II Zimnej Wojnie
Imperium USA trwa dalej ale już panują w nim oligarchia i rozkładowe stosunki społeczne III Światowe. USA stały się największą gospodarką świata już XIX wieku a apogeum ich relatywnej siły nastąpiło po II Wojnie. USA udzielając materialnej pomocy ZSRR bardzo przyspieszyły i umożliwiły jego program atomowy. Bez działalności komunistycznej siatki szpiegowskiej w USA sowiecka bomba mogą wcale nie powstać. USA nie mogły i nie mogą ścierpieć tego że ZSRR – Rosja z potężnym arsenałem jądrowym  nie mogą być podporządkowane lub podbite. USA przegrały wojnę w Wietnamie i wojnę na cmentarzu imperiów w Afganistanie. Porażka w Afganistanie niedługo zostanie przykryta inni zdarzeniami. Nie ma ona realnie znacznego wpływu na siłę USA ale mocno osłabiła wizerunek Imperium.
Mimo wielkości obszaru i siły, mające 4000 lat Chiny z definicji nie były imperium.

Wojna obronna Polski 1939 roku z powodu niekompetencji i dezercji oficerów była komiczna. To śmiech przez łzy.
Zbudowany w latach 1934−1938 we Francji, największy bojowy okręt Marynarki Wojennej II RP, ORP Gryf został pierwszego dnia wojny zaatakowany i uszkodzony przez niemieckie lotnictwo. Pierwotnie okręt miał przenosić do 600 min a więc miał mieć sporą siłę uderzeniowa zdolną obezwładnić grupę okrętów wroga. Dowódca polecił wyrzucić wszystkie miny nieuzbrojone pozbawiając okręt siły uderzeniowej. Po dopłynięciu do portu helskiego i zacumowaniu  3 września okręt został zbombardowany i zatopiony przez lotnictwo niemieckie. Koszt budowy okrętu wyniósł według ówczesnego kursu prawie 14 mln złotych czyli tyle ile wystawienie dywizji pancernej !

Dowódcę jednego z  najnowocześniejszych i bardzo drogich okrętów podwodnych w Europie, ORP Orzeł po agresji Niemiec zabolał brzuch i „musiał” udać się do szpitala w „neutralnym” porcie. Okręt nie zwojował praktycznie niczego. Dowódca Henryk Kłoczkowski ( Srebrny Krzyż Zasługi z 1934 roku ! ) oskarżony o dezercję podczas kampanii wojennej na Bałtyku, w roku 1942 został wyrokiem sądu skazany i zdegradowany do stopnia marynarza, na usunięcie z wojska i cztery lata wiezienia, ale Kłoczkowski kary więzienia nie odbył z powodu zawieszenia ich wykonywania do czasu zakończenia wojny. Bał się wrócić do Polski i po wojnie zamieszkał w USA.
Twórcą systemu niszczycielskiej negatywnej selekcji kadr, szczególnie w skorumpowanym wojsku, był nie kto inny jak niemiecki agent, dyktatorek Piłsudski.

Przed wojną były parady, mundury, ordery, awanse, ogromne przywileje, nagrody, renumeracje, układy, nepotyzm, korupcja. Kasa i jeszcze raz kasa i kasa dla swoich. Tak samo jak teraz !

W czasie Zimnej Wojny USA i ZSRR zastosowały perfidną ideę „Nuclear Sharing” czyli Porozumienie o współdzieleniu taktycznej broni nuklearnej. Mocarstwa założyły że pierwszym ( a nawet jedynym ! ) polem bitwy będą podzielone Niemcy. Walczyć ze sobą miała wschodnia armia NVA i zachodnia Bundeswera. Rząd NRD miał z ZSRR umowę przewidującą w razie wojny wydanie na żądanie (!) przez sowietów głowic jądrowych armii NRD przy ich akceptacji politycznej. Identyczną umowę miał rząd NRF z USA. NVA i Bundeswera miały tylko środki przenoszenia natomiast nie miały w czasie pokoju  głowic jądrowych. Sowieci na terenie NRD mieli 16 tajnych baz z magazynami głowic jądrowych dla armii NRD. W sumie było głowic ponad 1000. Podobnie było w NRF. Sowieci, choć o tym nie mówiono, nie bardzo wierzyli w to że Wschodni Niemcy będą walczyć Zachodnimi Niemcami szczególnie z użyciem broni jądrowej i na terenie NRD Armia Czerwona miała w przybliżeniu dwa razy tylu ludzi co armia NVA. Tak samo Ameryka miała ograniczone zaufanie do Bundeswery w tym aspekcie. NVA miała głównie wyrzutnie rakiet z głowicami jądrowymi na samochodach. W NRF głowice z Nuclear Sharing, miały też przenosić samoloty. Wojna podzielonych Niemiec z użyciem broni jądrowej to w gruncie rzeczy przedłużenie idei wojen Proxy przez obu niemieckich pośredników. Faktem pozostaje że USA i Rosja – ZSRR – Rosja nigdy nie były w stanie wojny ze sobą i nawet obecnie się do tego nie palą. Natomiast ciągle poszukiwani są straceńcy - pośrednicy.
Po wydaniu głowic przestałby obowiązywać układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej toteż nigdy głowic jądrowych Niemcom nie wydano do ćwiczeń.
W drugim rzucie głowice jądrowe już od wojsk USA spadłyby  na Polskę, gdyby ZSRR ruszył z wielkim przerzutem wojsk, co uważano za pewnik. NRF mógł sam wyprodukować głowice jądrowe. Także z pomocą Sowietów głowice mógł wyprodukować NRD. Sytuacja taka teoretycznie mogła ograniczyć konflikt jądrowy do samych podzielonych Niemiec ale Niemcom nie ufali ani Amerykanie ani Sowieci.  Amerykanie i Sowici uważali że zaatakuje druga strona i ten wariant ćwiczono. Natomiast obie strony miały szczątkowe plany podstępnego ataku na „wroga”.
Pilotów samolotów do przenoszenia głowic jądrowych i obsługę wyrzutni samochodowych szkolili Amerykanie i Sowieci a więc faktycznie poważnie naruszono  układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Aż do końca Zimnej Wojny głowice były w 100% gotowe do momentalnego użycia.
Umowę Nuclear Sharing miał też z Sowietami rząd PRL i na terenie Polski trzymano w bazach głowice jądrowe do wydania LWP. Umowy te NRD i PRL opłacał Sowietom a NRF Ameryce.  Szczegółów tych umów nigdy nie ujawniono a dokumenty rzekomo zniszczono w PRL i NRD. Koszt dysponowania tą bronią miał być ogromny i porównywalny z kosztami jej wyprodukowania i utrzymania.
Skierowanie żołnierzy Armii Czerwonej + KGB do służby na terenie NRD uważano za nagrodę mimo iż teoretycznie znaleźli by się na pierwszej linii frontu. Żołnierze i cywile nadal otrzymywali pobory w rublach i dostawali drugą pensje w markach wschodnich a co około 10 lat w zachodnich ! Mieszkania były dobrze wyposażone, nowoczesne i czyste. Można je obejrzeć na zdjęciach udostępnianych w sieci przez stacjonujących w NRD sowietów. W sklepach dla nich niczego nie brakowało.
Władimir Putin był  zachwycony gdy w 1985 roku wreszcie dostał zagraniczny awans. „Kiedy dostał wreszcie skierowanie do Niemiec, był po prostu szczęśliwy, promieniał radością”, wspominał jeden z kolegów Władimira Putina. W Dreźnie zamieszkał z żoną i córką, w bloku przy Radeberger Strasse 10 należącym do Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD, a jego lokatorami byli oficerowie Stasi. Putin oficjalnie pracował jako dyrektor Domu Przyjaźni ZSRR-NRD a faktycznie zajmował się głównie werbowaniem agentów wśród obywateli NRD, którzy mieli krewnych za granicą, przede wszystkim w RFN, zwłaszcza w pobliżu ważnych obiektów militarnych lub pracujących w niektórych firmach. Werbował też cudzoziemców przyjeżdżających na studia na politechnice drezdeńskiej. Cenne były osoby, które po powrocie do swojego kraju miały szanse na karierę, a tym samym dobrze rokowały jako przyszłe źródła informacji. Placówka KGB w Dreźnie zajmowała się też wywiadem przemysłowym. Przyjeżdżający do Drezna pracownicy Siemensa i IBM zatrzymywali się w hotelu Bellevue i często korzystali z usług prostytutek. Pokoje hotelowe były wyposażone w sprzęt filmujący Stasi, a zarejestrowany materiał służył potem do szantażu. Najczęściej Putin był nudnym biurokratą studiującym akta i piszącym raporty. W NRD przytył 10 kg. Godzinami przeglądał kolorowe katalogi sprzedaży wysyłkowej z RFN. Gdy tłumy plądrowały budynek Stasi podobno wywiózł do ZSRR kartotekę agentów.

Wracający z NRD po upadku ZSRR do sobie Sowieci doznali prawdziwego negatywnego wstrząsu – poziom życia drastycznie się im obniżył... no i zaczęło się pijaństwo. Koszt utrzymania armii sowieckiej w NRD z wielu powodów był koszmarnie duży.
Armia Czerwona w 1945 roku zajęła w „NRD” duży kompleks szpitalno – sanatoryjny w Beelitz - Heilstätten składający się z ponad 40 budynków. Wcześniej w czasie wojen leczono tam żołnierzy. Utrzymywano go na przyzwoitym poziomie co oczywiście kosztowało. Opuszczono go w 1990 roku.
Szpital miał własną pralnie z mechaniczną prasowalnią, kuchnie i piekarnie. Położony w lesie na terenach rolniczych mógł się lokalnie zaopatrywać w płody rolne co w czasie chaosu ma wielkie znaczenie.
Pierwszym państwem, które zadbało o znośne życie żołnierzy były Prusy. Kuchnia polowa na kołach  ze złożonym do poziomu kominem to  dowcipnie nazwane Gulashkanone czyli działo gulaszowe. Na miejscu stacjonowania żołnierzy szybko urządzano latrynę. Choroby dziesiątkujące inne armie oszczędzały Niemców.
Związek Radziecki produkował polowe kuchnie, piekarnie i różne maszyny jak do produkcji pasztecików. Obecnie pokazano jak białoruski prezydent na ćwiczeniach bierze ciepły chleb z palety z mobilnej piekarni wojskowej i coś z kuchni polowej dla żołnierzy. Nie jest zachwycony ale widać że pokarm połyka i da się to zjeść.    

„Pierwszą ofiarą wojny jest prawda” Zachód prowadząc wojnę ze światem posługuje się w systemie propagandy rozmaitymi rankingami. Kryzys 2008 roku pokazał ile warte są super kłamliwe rankingi wiarygodności kredytowej sporządzane  przez „wiarygodne” amerykańskie agencje. Z pieniędzy podatników trzeba było ratować zbankrutowane banki, które miały najwyższe oceny wiarygodności.
Rządy posługują się rankingami aby okłamywać społeczeństwa, że jest dobrze a będzie jeszcze dobrzej.
Polska nie jest krajem suwerennym, demokratycznym i praworządnym.
Polska była na 18 miejscu indeksu wolności prasy. Polska obecnie jest dopiero na 64 miejscu w rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic. To najgorszy wynik w 19-letniej historii tego rankingu.   
Transparency International w Corruption Perception Index 2020 dał Polsce ohydną 45 pozycje ( razem z innymi krajami III Świata na tej pozycji ) w świecie z wynikiem zaledwie 56 punktów na 100 możliwych. Nasz potężny zachodni sąsiad ma pozycje 9 i 80 punktów.
Także inne rankingi państwo polskie umieszczają w towarzystwie państw III Świata.
Teraz Komisja Europejska zablokowała Polsce środki z powodu rzekomego rażącego naruszenia zasad praworządności. Na razie jest tylko próbne ostrzeżenie i trudno przewidzieć dalszy rozwój wypadków. "Walczyliśmy o praworządność i demokrację podczas strasznych lat komunizmu, ale mamy znacznie dłuższą tradycję demokratyzmu i nie chcemy być pouczani przez nikogo z Europy Zachodniej, czym jest demokracja, czym jest praworządność, ponieważ wiemy to najlepiej" - napisał 3.09.2021 premier Mateusz Morawiecki.

Premier Matusz Morawicki jest podręcznikowym przykładem patologicznego kłamcy. Kłamstwo wykrzywia i deformuje mu twarz. Atrapa państwa z dykty poklejona jest kłamstwem i Morawiecki świetnie pasuje do tej atrapy.
Znów jesteśmy Silni, Zwarci i Gotowi. Silni w pysku. Zwarci przy korycie. Gotowi do ucieczki.
Polska tak jak przed wojną jest skłócona ze wszystkimi sąsiadami.

W PRL i w obecnej Polsce było i jest wiele dobrych rzeczy. Natomiast Polacy potrzebują normalnego, sprawnego państwa a nie jego kompromitującej atrapy. To państwo swoją niefunkcjonalnością i korupcją wszystko i wszystkich ciągnie w dół.

 Linia Curzona  oparta  została na „Deklaracji Rady Najwyższej Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski” z 8 grudnia 1919 roku. Minister spraw zagranicznych Lord Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani też  jej zwolennikiem. Faktycznym twórcę linii Curzona był wysoki urzędnik ds. Europy Środkowo-Wschodniej w Foreign Office,  Lewis Bernstein Namier czyli Ludwik Niemirowski.
Od II Wojny linia Curzona z małymi zmianami stanowi wschodnią granicę Polski.  Namier bardzo dobrze znał realia Europy Środkowo-Wschodniej i granice wyznaczył na zasadzie etniczności czyli jedynej jaką współcześnie uznaje świat. Wobec nieuznawania Rosji sowieckiej na forum międzynarodowym ustalone w wyniku wojny Polski z Rosją sowiecką w czasie wojny domowej granice nie były szerzej uznawane.
Dopiero w tym kontekście staje się zrozumiała wypowiedz Churchilla dotycząca najazdu sowietów na Polskę 17 września 1939 roku. Chyba Imperium nie uważało tego za wojnę a zaprowadzenia tam prawowitej władzy.
On 1 October 1939, Winston Churchill stated in public:
... That the Russian armies should stand on this line was clearly necessary for the safety of Russia against the Nazi menace. At any rate, the line is there, and an Eastern Front has been created which Nazi Germany does not dare assail. When Herr von Ribbentrop was summoned to Moscow last week it was to learn the fact, and to accept the fact, that the Nazi designs upon the Baltic States and upon the Ukraine must come to a dead stop.
To, że armie rosyjskie staną na tej linii, było wyraźnie konieczne dla bezpieczeństwa Rosji przed nazistowskim zagrożeniem. W każdym razie linia istnieje i stworzono front wschodni, którego nazistowskie Niemcy nie odważą się zaatakować. Kiedy Herr von Ribbentrop został w zeszłym tygodniu wezwany do Moskwy, miał się dowiedzieć o tym i zaakceptować fakt, że nazistowskie plany wobec krajów bałtyckich i Ukrainy muszą się zatrzymać.

Już w lutym 1943 roku  Stalin  powołał się wobec Brytyjczyków i Amerykanów na formułę „linii Curzona” w odniesieniu do powojennych, nowych granic ZSRR w Europie. Formuła „Linia Curzona” miała znaną genezę brytyjską i aliancką i wobec powyższego była neutralną wobec Amerykanów. Propozycja została przyjęta i znalazła się na mapach alianckich z 1944 roku gdzie przyszła kadłubkowa Polska ma powierzchnie około170 tysięcy kilometrów kwadratowych. Granicę Polski faktycznie ustaliły postępy Armii Czerwonej i krwawiącego u jej boku Wojska Polskiego. Ostatecznie USA przyklepały dużą na zachodzie Polskę w zamian za obietnice ZSRR przyłączenia się do wojny z  Japonią co dla USA miało pierwszoplanowe znaczenie.

Niemcy o zbrodni katyńskiej wiedzieli prawdopodobnie od 1940 roku ( Gestapo ścisłe w tym okresie współpracowało z NKVD ) ale w 1943 roku postanowili poróżnić USA i Anglię ze Związkiem Radzieckim. 11 kwietnia niemiecka Agencja Transocean nadała komunikat o odnalezieniu w Lesie Katyńskim masowego grobu polskich oficerów a 13 kwietnia 1943 roku informacje te powtórzyło Radio Berlin. 17 kwietnia 1943 gadzinówka „Ilustrowany Kurier Polski” pisała o Katyniu.
Alianci świadomi ogromnych strat sowietów i ich potężnego wysiłku w wojnie sprawę tą ignorowali od początku. Wiedzieli też o potwornej skali niemieckiego ludobójstwa.
Zbrodnia katyńska została podniesiona w 1946 roku podczas procesu norymberskiego, gdy prokurator ZSRR Roman Rudienko wniósł akt oskarżenia o ludobójstwo około 11 tysięcy polskich oficerów w Katyniu przez III Rzeszę. W wyroku Trybunału kwestia odpowiedzialności za zbrodnię katyńską została pominięta z braku dowodów.
Sowieci większość  jeńców wziętych w 1939 roku do niewoli zwolnili. Natomiast nie do końca jasne są motywy zbrodni jako że ZSRR i Rosja dokumentów nie ujawnili ale prawdopodobnie wcale nie była to nonsensowna zbrodnia na przypadkowych osobach a stały za nią różne argumenty a w tym i klasowe. Zamordowano też kilkutysięczną grupę funkcjonariuszy Policji Państwowej, Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP), Straży Granicznej i Służby Więziennej oraz cywilów. We wniosku Berii do KC WKP(b) podano: niezbędne jest wykonanie kary śmierci na polskich oficerach, policjantach etc., ponieważ «…все они являются закоренелыми, неисправимыми врагами советской власти…»" („wszyscy oni są zatwardziałymi, niepoprawnymi wrogami władzy sowieckiej”)  Istotnie każdego później straconego pytano czy podejmie wskazaną pracę i akceptuje realia ZSRR. 
„ZSRR nie było stać na wyżywienie 20 tysięcy darmozjadów. Wystarczyło już tej bezczelności z czasów sanacji, gdy robotnicy i chłopi ich żywili. Z powodów dyplomatycznych nie można ich też było zmusić do działalności produkcyjnej. Nie można było też liczyć na ich reedukację, co zresztą ten film dobrze pokazuje. Ten fanatyzm..''  - tak film „Katyń” zrecenzował kontrowersyjny Michał Nowicki, syn posłanki. Nowicki jest inteligentny, oczytany i często mówi wiele rozsądnych rzeczy, ale posunął się za daleko albo ma jakieś przecieki z sowieckich archiwów. A faktem jest że w tamtym czasie ZSRR miał problemy z żywnością.

Formalnie Polska była jednym ze zwycięzców strasznej wojny. Inną jej ofiarą była Wielka Brytania.
Potężne Imperium nad którym nie zachodziło Słońce znikło a Brytania zamieniła się w bankruta mocno zadłużonego w USA. Drogie kredyty wojenne spłacono w całości dopiero w XXI wieku. Brytyjska gospodarka podnosiła się wolniej niż w krajach Europy Zachodniej. Dotkliwa bieda była jeszcze w latach pięćdziesiątych powszechna. Autostrady budowano dopiero w latach siedemdziesiątych a lokomotywy parowe jeździły do późnych lat sześćdziesiątych. Marna była sytuacja w mieszkalnictwie. Wielkim dobrodziejstwem dla Brytanii okazały się odkryte zasoby ropy i gazu pod dnem Morza Północnego, pozwalające się rozprawić z górnikami – dywersantami. 
Wojsko Polskie walczyło na Wschodzie i na Zachodzie. Anglicy wiedzieli w jakim stanie jest powojenna Polska i chyba czuli się trochę winni udzieleniem w 1939 roku gwarancji i faktycznym skierowaniem agresji Niemiec na Polskę.
W umowie z komunistycznym rządem z 1946 roku Anglicy mimo swoich ciężkich problemów anulowali cały dług za wyposażenie i zaopatrzenie Wojska Polskiego w kwocie 73 milionów funtów. Wydatki na żołd polskich żołnierzy w kwocie 47 mln funtów zgodzili się zawiesić i do sprawy już nie wrócili. Utrzymanie polskiego „rządu” i jego wydatki socjalne opiewały na 33 mln funtów. Wydatki nie – rządu bez legitymacji były więc ogromne. Anglicy zgodzili się na spłatę tylko 13 mln. Z czego 3 mln funtów potrącono ze złotego depozytu  a pozostałe 10 mln miano spłacić w ratach rocznych przez 15 lat ale raczej nie spłacono. Nie wiadomo co wpłynęło na tak pozytywne nastawienie Anglików do Polski ale mogła zadziałać sowiecka agentura. 

 Mija  6 lat nie - rządu PIS z przystawkami  a tu ciągle czas przyszły – zreformują, zmodernizują, rozbudują, zbudują to i tamto. Bankier.pl odważył się ocenić realizacje „Planu Morawieckiego”. Prawie nic nie zrobiono !
 https://www.bankier.pl/wiadomosc/Plan-Morawieckiego-Marne-efekty-po-4-latach-7819598.html
„Marne efekty "planu Morawieckiego”
Cztery lata temu wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, obiecując nam budowę oszczędności, inwestycje, innowacje i rozwój. A dostaliśmy festiwal wydatków socjalnych, wyższe podatki i nasilający się etatyzm.

Polska historia gospodarcza pełna jest planów i reform sygnowanych nazwiskami ich twórców. W XX wieku mieliśmy reformę Grabskiego, 4-letni plan inwestycyjny Kwiatkowskiego, plan 6-letni Minca, I i II etap reformy gospodarczej Messnera i Rakowskiego, plan Sachsa-Balcerowicza, cztery reformy Buzka i wreszcie w XXI w weszliśmy z planem Hausnera. Po czym nastąpiła ponad dekada przerwy (jak rozumiem, rząd działał wtedy bez planu) i wreszcie w A.D. 2016 doczekaliśmy się „planu Morawieckiego”. Pierwszego z ww. planów, który nie powstawał w warunkach poważnego kryzysu gospodarczego i którego zadaniem było nie ratowanie gospodarki, lecz nadanie jej nowego impetu.
Przełomowe slajdy Morawieckiego

Wicepremier oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki postawił przed sobą bardzo ambitne zadanie. Jego plan „odpowiedzialnego rozwoju” miał przedefiniować politykę gospodarczą prowadzoną przez wszystkie rządy po 1989 roku. Plan diagnozował obecną sytuację i definiował 5 pułapek rozwojowych, na które odpowiedzią było „5 filarów rozwoju gospodarczego Polski”. 14 lutego 2016 roku poznaliśmy jedynie prezentację, która dopiero później przekształciła się w oficjalną strategię rządową. W tym tekście skupimy się jednak na wstępnej wersji „planu Morawieckiego”, bo to właśnie ten dokument najbardziej zapadł w świadomość społeczną.

Propozycje wicepremiera Morawieckiego wywołały spore poruszenie wśród ekonomistów. O ile diagnoza nie budziła większych kontrowersji (mniejszych nie brakowało), o tyle postawione priorytety wywołały ożywioną dyskusję. A niektóre propozycje stały się wręcz obiektem drwin, jak choćby program budowy promu pasażerskiego "Batory", którego stępka wciąż gdzieś rdzewieje. Niemniej jednak rok później – a dokładnie 14 lutego 2017 r. – Rada Ministrów formalnie zatwierdziła „Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, będącą rozwinięciem ogłoszonego rok wcześniej Planu. SOR miał się stać fundamentem całej polityki gospodarczej rządu Prawa i Sprawiedliwości. Był zobowiązaniem obozu władzy, aby polityce socjalnego rozdawnictwa towarzyszyły działania na rzecz inwestycji, budowania oszczędności i ekonomiczno-technologicznego awansu cywilizacyjnego Polski.

Jednakże od momentu ogłoszenia „planu Morawieckiego” robiło się o nim coraz ciszej. Rządowi politycy raczej nie wracali do tematu, usuwając SOR także z partyjnej i propagandy. Temat zniknął też z obiegu medialnego, co najlepiej ilustruje wykres z Google Trends obrazujący sukcesywnie malejącą popularność SOR-u.
Niemniej jednak z samej strategii nikt w rządzie się nie wycofał, a więc cele sprzed 4 lat pozostają obowiązujące. Rzecz jasna władzy pozostało jeszcze ponad 10 miesięcy na ich realizację, ale już teraz możemy pokusić się o wstępną ocenę realizacji postawionych zamierzeń. Tym bardziej, że pierwotne cele "planu Morawieckiego" dotyczyły właśnie rozpoczętego roku 2020 (z późniejszym rozwinięciem do 2030).
Reindustrializacja złapała zadyszkę

Cel pierwszy zrealizować było najłatwiej. Wystarczyło nie przeszkadzać trendowi trwającemu od początku XXI wieku. O ile w latach 90. udział przemysłu w wartości dodanej brutto generowanej przez polską gospodarkę malał, tak od roku 2003 był w trendzie wzrostowym, w 2016 roku sięgając 26,5% (i 20,4% jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie przetwórstwo przemysłowe, czyli bez górnictwa, energetyki, wodociągów i gazociągów). W kolejnych dwóch latach (czyli już pod panowaniem SOR) udział przemysłu obniżył się do 25%, do czego przyczyniła się wieloletnia stagnacja w górnictwie przy dość szybkim wzroście „nieprzemysłowych” sektorów gospodarki.

W roku 2019 produkcja sprzedana przemysłu była o 20,6% wyższa niż w roku 2015 - a więc ostatnim przed ogłoszeniem „planu Morawieckiego”. Pytanie o to, na ile jest to zasługa rządu, a na ile efekt inwestycji (w tym zwłaszcza zagranicznych!) sektora prywatnego i procesów globalizacyjnych polegających na przenoszeniu pracochłonnej produkcji do krajów o niższych kosztach pracy. Trudno jednak mówić o „reindustrializacji”, jeśli w latach 2015-19 wzrost wartości dodanej w przemyśle był niższy od wzrostu nominalnego PKB, przez co udział przemysłu w PKB obniżył się o 1,5 pkt. proc.

W ramach reindustrializacji mieliśmy rozwijać technologie przyszłości. Jednym z przykładowych programów rozwojowych wymienionych w „planie Morawieckiego” był program „Żwirko i Wigura”. W polskiej "Dolinie Lotniczej” miały powstać przedsiębiorstwa projektujące, budujące i wykorzystujące drony. W celu realizacji tego programu rząd uruchomił Centralnoeuropejski Demonstrator Dronów (CEDD). W program zaangażowany został Polski Fundusz Rozwoju oraz NCBiR, ale namacalnych efektów jak na razie nie widać. Widać za to aktywność regulacyjną. Od 1 stycznia 2020 roku KAŻDY użytkownik (nawet najmniejszego) drona będzie podlegał obowiązkowej rejestracji i zostanie certyfikowanym „pilotem” bezzałogowego statku powietrznego. To akurat wymysł biurokratów z Brukseli, ale dobrze oddaje efekty państwowego interwencjonizmu w wolny rynek.
Przedsiębiorcza porażka

Na koniec 2015 roku statystyki GUS raportowały 14 853 przedsiębiorstw niefinansowych zatrudniających od 50 do 249 osób – to tzw. średnie firmy. Przedsiębiorstw dużych (zatrudniających ponad 250 ludzi) było 3 471.

- Celem rządu jest, by mikroprzedsiębiorstwa stawały się małymi firmami, małe coraz większymi, a większe - międzynarodowymi graczami. Dlatego założyliśmy sobie (...) wzrost udziału tych dużych i średnich firm do poziomu powyżej 22 tys. w kraju – mówił cztery lata temu premier Morawiecki.

Tego celu najprawdopodobniej nie uda się zrealizować. Dane GUS pokazują, że na koniec 2018 roku w Polsce było 14 381 średnich firm oraz 3 629 firm dużych. Razem to 18 010 przedsiębiorstw – o 314 mniej niż trzy lata wcześniej i o blisko cztery tysiące mniej od założonych 22 tysięcy. Wątpliwe jest, aby w roku 2019 i 2020 liczba przedsiębiorstw zwiększyła się o ponad 22%. Zatem ten cel najprawdopodobniej nie zostanie zrealizowany.

Porażkę prawdopodobnie odnotowano też po drugiej stronie drugiego filara. Według GUS nakłady na działania i rozwój (B+R) w 2018 roku wyniosły 25,6 mld zł. Co prawda to aż o 24,6% więcej niż w roku poprzednim, ale wciąż zaledwie 1,21% PKB. Tymczasem „plan Morawieckiego” zakładał wzrost tej relacji do 2% w roku 2020. Cel ten niemal na pewno nie zostanie zrealizowany, aczkolwiek warto odnotować istotną poprawę w tym zakresie odnotowaną w poprzednich dwóch latach.
Rozwój bez kapitału

Kompletną klapą okazał się za to filar środkowy, ochrzczony jako „kapitał dla rozwoju”. Zakładał on realizację dwóch parametrów. Pierwszym był wzrost relacji nakładów inwestycyjnych do PKB powyżej 25%. Takiego poziomu nigdy po roku 1995 nie udało się w Polsce osiągnąć. Co grosza, stopa inwestycji od 2008 roku znajduje się w trendzie spadkowym i SOR tej tendencji nie zdołał odwrócić. W roku 2018 relacja inwestycji do PKB wyniosła 18,2% wobec 20,1% w roku 2015.

Nie do końca powiodła się próba przekierowania strumienia kredytowego z konsumpcji na inwestycje. Polska bankowość od lat stoi na głowie: banki mocniej finansują potrzeby mieszkaniowe i konsumpcyjne gospodarstw domowych niż inwestycje przedsiębiorstw. Łączna wartość udzielonych kredytów konsumpcyjnych opiewała na 160 mld zł, mieszkaniowych na 437,5 mld zł, podczas gdy kredyty inwestycyjne dla przedsiębiorstw wynosiły niespełna 126 mld zł.

Na początku wydawało się, że rok 2016 przyniesie przełamanie tej niekorzystnej  tendencji. W lutym 2016 roku roczna dynamika kredytu dla przedsiębiorstw była aż o 5 pkt. proc. wyższa od dynamiki zadłużenia gospodarstw domowych. I taka sytuacja utrzymywała się aż do kwietnia 2019 roku, gdy kredyty dla ludności znów zaczęły rosnąć szybciej niż dla przedsiębiorstw. Można pozostawić hipotezę, że o dynamice kredytu dla przedsiębiorstw decydujące znaczenie ma cykl inwestycyjny, a nie polityka rządu. Choć ten ostatni za pośrednictwem Komisji Nadzoru Finansowego ma ogromne możliwości w kierowaniu strumieni kredytowych, to w ostatnich latach KNF nie zrobił nic, aby ukrócić przyrost długów mieszkaniowych i konsumpcyjnych.
Ekspansja zagraniczna: z ziemi polskiej do Polski

Czwartym filarem SOR-u miała być ekspansja zagraniczna polskich przedsiębiorstw. I tu cele były dwa: zwiększyć o przynajmniej 70% wartość polskich inwestycji za granicą oraz zwiększyć udział eksportu w PKB. Ten drugi cel udało się zrealizować bezdyskusyjnie. W 2018 roku udział eksportu w PKB wynosił 55,6% wobec 49,5% w roku 2015. W ujęciu nominalnym wartość eksportu z Polski zwiększyła się w tym okresie o 32%, a PKB (nominalny) urósł  o 17%.

Znacznie trudniej ocenić wielkość polskich inwestycji za granicą. Wskaźnik ten jest po pierwsze bardzo zmienny (choćby dlatego, że jest wrażliwy na kurs USD/PLN). A po drugie, dla ok. 40% polskich „inwestycji zagranicznych” krajem docelowym jest… Polska. Statystykę BIZ wypaczają tu (legalne!) transakcje optymalizujące obciążenia podatkowe. To stąd zapewne wynika fakt, że ponad połowa polskich „inwestycji zagranicznych” trafia do Luksemburga, Cypru, Holandii, Czech czy Szwajcarii. Zatem sama statystyka BIZ tak naprawdę niewiele nam mówi o faktycznej ekspansji polskiego kapitału. Gwoli ścisłości odnotujmy, że według danych ONZ na koniec 2018 roku wartość polskich inwestycji zagranicznych wynosiła 28,5 mld USD wobec 27,5 mld USD na koniec 2015 roku. To wzrost o zaledwie 3,7%. Trudno zatem będzie o 70-procentową dynamikę przyjętą za cel na koniec 2020 roku.
Bieda i socjał

Rozwój rozwojem, ale w politycznej strategii musi znaleźć się coś „dla ludu”. W pierwotnej wersji „planu Morawieckiego” była to obietnica uzyskania PKB na mieszkańca na poziomie 79% średniej Unii Europejskiej. Oczywiście chodziło o PKB w parytecie siły nabywczej (PPS), bo w ujęciu nominalnym taki cel byłby kompletnie poza zasięgiem. Według Eurostatu na koniec 2015 roku nasz PKB na mieszkańca stanowił 69% średniej unijnej. W roku 2018 było to 70,3%. Jest zatem mocno wątpliwe, aby do końca tego roku udało się uzyskać obiecane 80%.

Tym bardziej, że podawanie danych w parytecie siły nabywczej to trochę mydlenie oczu. W 2018 roku PKB na mieszkańca Polski został oszacowany na 12 430 euro przy średniej unijnej (wliczającej też np. Bułgarię czy Rumunię) na poziomie 28 280 euro. Zatem faktyczny dochód na mieszkańca stanowił niespełna 44% średniej dla UE i zaledwie 35% wyniku dla Niemiec.

W sferze socjalnym drugim celem było ograniczenie wskaźnika ubóstwa relatywnego poniżej 15,5% - czyli stanu z 2015 roku. I to się udało. Zasięg ubóstwa relatywnego zmalał w 2016 i 2017 roku (do 13,4%), ale w 2018 roku podniósł się do 14,2%. GUS definiuje ten wskaźnik jako odsetek osób w gospodarstwach domowych, w których poziom wydatków był niższy niż granica ubóstwa relatywnego przyjęta na poziomie 50% średnich wydatków gospodarstw domowych. Jest to więc w zasadzie miara nierówności dochodowych, a nie faktycznego ubóstwa definiowanego w kategoriach bezwzględnych. Zasięg ubóstwa skrajnego – czyli odsetek ludzi żyjących poniżej minimum egzystencji – wynosił 5,4%.
„Plan Morawieckiego” cztery lata później

Jeśliby ocenić realizację pierwszej wersji „planu Morawieckiego”, to nawet przy najszczerszych chęciach trudno przyznać notę wyższą niż 2/5 pkt. (za choćby częściową realizację 4 z 10 celów). W skali szkolnej wciąż byłaby to ocena niedostateczna. Ale z jej wystawieniem poczekamy do czasu, aż ukaże się komplet danych za 2020 roku, co nastąpi najwcześniej za 1,5 roku.

Trudno jednak uciec od wrażenia, że w marketingowo-piarowym opakowaniu „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” umieszczono dwa rodzaje celów. Takie, które i tak zrealizowałyby się same, bez wielkich rządowych strategii. I te udało się osiągnąć. Oraz takie bardziej ambitne – i w tym przypadku na koncie są prawie same porażki.

„Plan Morawieckiego” obiecywał postawienie na budowę oszczędności i polski kapitał. Tymczasem mianowana w całości przez obecny obóz rządzący Rada Polityki Pieniężnej z uporem godnej lepszej sprawy utrzymuje rekordowo ujemne realne stopy procentowe, zniechęcając Polaków do oszczędzania. Większość sejmowa pozostawiła bez zmian także szkodliwy podatek Belki, opodatkowujący nawet najmniejsze przychody z lokat i zyski z kapitału. Owszem, premier rządu nie odpowiada za decyzje RPP czy wyniki głosowania w Sejmie. Ale jeśliby naprawdę chciał wspomóc polski kapitał, to mógłby nakazać ministrowi finansów podniesienie oprocentowania detalicznych obligacji skarbowych. Przykład dał rząd Viktora Orbana, oferując 5% odsetek na detalicznych obligacjach skarbowych. 

Program budowy kapitału poprzez Pracownicze Plany Kapitałowe dopiero wystartował i jest zbyt wcześnie, aby go oceniać. Polski rynek kapitałowy jest w odwrocie (choć przede wszystkim nie z winy rządu), a rządowa strategia jego rozwoju od miesięcy leży odłogiem. Giełdowe spółki Skarbu Państwa zamiast wdrażać innowacje (elektromobilność, nowe technologie, etc.) stały się łupem partyjnych koterii, w głębokim poważaniu mając interes akcjonariuszy mniejszościowych (w tym także klientów powstających PPK).

W życie weszła tzw. konstytucja biznesu, ale przedsiębiorcy wciąż stoją na przegranej pozycji w starciu z aparatem fiskusa. Rząd chwali się pierwszym po 1989 roku budżetem bez deficytu, choć jest to bardziej chwyt piarowy. Jest on „łatany” wpływami jednorazowymi, a część wydatków wypchnięto poza budżet. Mimo wielu deklaracji nie udało się ograniczyć ani biurokracji, ani „legislacyjnej biegunki”.  Reforma sądownictwa przyniosła wydłużenie, a nie skrócenie postępowań sądowych. Nie udało się odwrócić niekorzystnych tendencji demograficznych, mimo że na program „Rodzina 500+” wydano prawie sto miliardów złotych. Mimo miejscowych sukcesów polski biznes nie zawojował świata, a wskaźniki innowacyjności pozostają niskie.

Przy czym nie można ekipie premiera Morawieckiego odmówić pewnych sukcesów. Niewątpliwie rządowi udało się ukrócić wyłudzenia podatku VAT, choć skala korzyści uzyskanych z tego tytułu jest dyskusyjna (trudno jednoznacznie określić, jaki wpływ na wzrost wpływów z VAT-u miała poprawa koniunktury gospodarczej i inflacja, a jaki zmiany w prawie i skuteczności fiskusa) i została okupiona drakońskimi przepisami i sankcjami uderzającymi w swobodę i bezpieczeństwo prowadzenia biznesu przez setki tysięcy legalnie działających firm.

Rząd może się też pochwalić osiągnięciami na gruncie cyfryzacji państwa. Elektroniczne L4, e-recepty, informatyzacja CEPIK-u pozwalająca jeździć samochodem bez wożenia ze sobą dowodu rejestracyjnego, e-PIT-y – to wszystko w ostatnich latach nieco ułatwiło kontakty z administracją państwową. Z kolei możliwość złożenia wniosku o 500+ za pośrednictwem systemu bankowości internetowej pokazało, że nawet duże projekty da się przeprowadzić sprawnie i we współpracy z sektorem prywatnym. Na plus trzeba zaliczyć próby ulżenia najmniejszym firmom w podatkowej i biurokratycznej mitrędze – w tym tzw. mały ZUS (szkoda że nie zero ZUS) czy obniżka stawki CIT do 15%.
Konsumpcja na kredyt zamiast oszczędności i inwestycji

Poziom życia Polaków w ostatnich latach rósł dzięki dobrej koniunkturze na świecie, wzmacnianej polityką socjalnego rozdawnictwa i rekordowo niskimi stopami procentowymi. Jednakże rząd Mateusza Morawieckiego wbrew deklaracjom sprzed czterech lat nie przestawił polskiej gospodarki na nowe tory. Władza faworyzowała wydatki socjalne kosztem obniżki podatków i budowania prywatnych oszczędności Polaków. Do tych ostatnich zniechęcała ultraniskimi stopami procentowymi i wysoką inflacją. Kapitał zagraniczny wciąż jest preferowany poprzez rozmaite subsydia (np. wielomilionowy grant dla banku JP Morgan), podczas gdy na polskich przedsiębiorców sypią się kolejne przepisy, podatki, kontrole i zaskakujące wszystkich zmiany przepisów.

„Plan Morawieckiego” obiecywał nam nowe inwestycje, lecz stopa inwestycji spadła. Kredyt miał płynąć do przedsiębiorstw, a zamiast tego pompuje bańkę na rynku mieszkaniowym. Rosnąć miały nakłady na badania i rozwój, a zamiast tego państwowe firmy topią miliony w Polskiej Fundacji Narodowej. Mieliśmy mieć nowoczesną energetykę i niskie ceny prądu, a mamy drakońskie podwyżki i kompletną bezradność rządu w starciu z unijno-niemiecką ofensywą antywęglową. Węgiel mieliśmy wydobywać w kraju, ale nieudolnie zarządzana państwowa PGG nie jest w stanie dostarczyć surowca taniej niż górnicy z Rosji czy Australii. ”

Czyli w tych wszystkich kłamstwach i bajkach  dla „ciemnego ludu”chodzi o kurczowe trzymanie się koryta i wielką kradzież. Apanaże utrzymanków państwa w instytucjach i spółkach skarbu państwa powodują zawroty głowy. Na przykład osławiony już prezes Orlenu, były wójt Pcimia pan Daniel Obajtek „zarobił” w 2020 roku 8,021 miliona złotych
„Walczący” z nepotyzmem minister Jacek Sasin przyznaje, że ustalenie liczby osób zasiadających w Spółkach Skarbu Państwa z polecenia, jest niemożliwe. Szwagry, wujkowie, ciotki, kuzynki, dzieci, siostry i bracia, mogą spać spokojnie. Nepotyzm jest istotą polskiej polityki a w niej PiS- u.

Szok bez terapii zepsuł i uszkodził gospodarkę. Wzbudzoną falę inflacji stłumiono do 10% dopiero  po 11 latach transformacji mimo iż oszuści obiecywali inflacje stłumić w ciągu 6 miesięcy ! Niemcy po dewastujących inflacjach mieli na tym punkcie uraz - fobie i stad tak stabilna była niemiecka marka. 
Z cyklicznej ogólnopolskiej analizy, prowadzonej przez UCE Reserch, Hiper-Com Poland i Grupę AdRetail wynika, że po przeanalizowaniu 80 tys. cen, w lipcu średnie ceny w sklepach były wyższe o 11,9 proc. w porównaniu do lipca 2020 r., z kolei w zestawieniu z czerwcem tego roku, zakupy zdrożały średnio o 3,5 proc.

Były prezes NBP Marek Belka na antenie radia TOK FM podkreślił, że dla ekonomisty "dramatycznie źle" brzmią tezy o tym, że ludzie nie powinni martwić się inflacją, bo ich płace rosną szybciej. - Po pierwsze, nie wszystkim rosną. Ale co najważniejsze, płace rosnące szybciej od cen zapowiadają jeszcze szybszą inflację w przyszłości i to niedalekiej. Rząd cieszy się więc z uruchomienia spirali płacowo-cenowej. To prowadzi do katastrofy. Oznacza, że nie będziemy próbować ograniczać tempa wzrostu cen, tylko będziemy się z tego cieszyć. To jest przecież analfabetyzm ekonomiczny, a nawet gorzej: klucz do katastrofy gospodarczej - ocenił.
Belka zwrócił uwagę na mechanizm spirali płacowo-cenowej, w ramach którego pracownicy oczekują wyższych nominalnych wynagrodzeń, by utrzymać ich realną wartość, w skutek czego rosną koszty produkcji i przestrzeń do podwyżek cen produktów i usług oferowanych przez firmy, co napędza kolejne wnioski o podwyżki płac itd. Efektem jest oczywiście bardzo wysoka inflacja, którą powstrzymać może jedynie bardzo gwałtowne dostosowanie polityki pieniężnej czy fiskalnej, czyli stanowcza podwyżka stóp proc. banku centralnego (skutkująca gwałtownym wzrostem ceny pieniądza, czyli np. rat kredytu o zmiennym oprocentowaniu), podwyżki podatków lub cięcia świadczeń społecznych.

Inflacją szaracy mają zapłacić rachunek za szaleństwo antypolskiej "władzy" zachowującej się jak okupanci w podbitym kraju.

12 komentarzy:

  1. Polska bankowość od lat stoi na głowie: banki mocniej finansują potrzeby mieszkaniowe i konsumpcyjne gospodarstw domowych niż inwestycje przedsiębiorstw.
    ---------------------------
    Po prostu banki oceniaja, ze kredyty mieszkaniowe i pozyczki imienne sa pewniejsze-latwiej sciagnac naleznosc. Banki raczej nie maja ideologii-tu jest czysty interes. Jesli gdzies jest blad, to w legislacji.
    IL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      "Polska bankowość" w ponad połowie jest zagraniczna !
      Oczywiście błąd jest w przepisach !

      Usuń
    2. "Błąd" ten polega na tym, że tak naprawdę NIE MA w Polsce prawdziwych "kredytów hipotecznych". Na czym bowiem one polegają?
      Otóż w przypadku, gdy kredytobiorca ma problem ze spłatą, bank zabiera kredytowane mieszkanie, ale kredytobiorca od tej chwili jest już "czysty".
      A jak jest w Polsce?
      W Polsce bank zabiera mieszkanie, sprzedaje je na licytacji za obojętną cenę -- ile kto da -- bo o pozostałą część pieniędzy DALEJ ŚCIGA KREDYTOBIORCĘ. Który nie dość, że zostaje bez dachu nad głową -- to DALEJ JEST ZADŁUŻONY.
      I coś takiego jest u nas bezczelnie nazywane "kredytem hipotecznym"!

      Usuń
    3. Witam
      Jestem od zawsze tego samego zdania - to jest neokolonialny kredyt w panstwie teoretycznym

      Usuń
  2. Czerwone imperium Sowietów ( 1945-1989) rozmontowali sami sowieci po przegranej II Zimnej Wojnie.

    Bush dał 150 mln USD Gorbaczowowi na rozmontowanie sowietów za pomocą pierestrojki.
    Ochroniarzem Lenina był jeden oficerów szlachty prukiej, który cały czas prowadził Lenina. Piłsudski też miał niemieckich ochroniarzy, którzy go prowadzili.
    Skubiszewski po 89 r też był pod kuratelą niemiecką.
    Jugosławię rozmontowali Niemcy.
    Teraz dwaj agenci Izraelscy jak Błaszczak i Kamiński chcieli weochnąć nas na Ukrainę. Jak to się nie udało to z niewidzialną pomocą niemiecką stawiają płot kreując cyrk na granicy dla gawiedzi.

    Agent Londynu pełniący funkcję ministra finansów zwalnia banki zagraniczne podatki jednocześnie nas zadłużając
    https://www.gov.pl/web/finanse/zaniechanie-poboru-podatku-dochodowego-od-niektorych-dochodow-przychodow-bankow-centralnych
    Angole robią prowolacje lgbt, by uzyska wolne miasto gdańsk jako swoją nową bezcłową placówkę.
    Podatki ma Pan angielskie pit i cit czyli najbarziej destrukcyjne, które powinny być zlikwidowne.

    Jedyną na teraz rzeczą, co możemy zrobić nie dać ludziom nasrać w głowach szczepionkami i konfliktem z Białorusią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Uważam ze prowokowanie od lat Białorusi jest zbrodnią bo zamiast nie wrogiego nam państwa będzie tam być może Rosja, która pokojowo wchłonie Białoruś.

      Usuń
  3. Dowódca Henryk Kłoczkowski ( Srebrny Krzyż Zasługi z 1934 roku ! ) oskarżony o dezercję podczas kampanii wojennej na Bałtyku, w roku 1942 został wyrokiem sądu skazany i zdegradowany do stopnia marynarza, na usunięcie z wojska i cztery lata wiezienia, ale Kłoczkowski kary więzienia nie odbył z powodu zawieszenia ich wykonywania do czasu zakończenia wojny. Bał się wrócić do Polski i po wojnie zamieszkał w USA.

    Gdzie ma Pan to szerzej opisane? To kolejny, który wziął kasę od Angoli lub Niemców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Te fakty są ogólnie znane.Pisze nawet o tym Wikipedia. Natomiast nie zetknąłem się z informacją że był agentem choć tym kierunku winno być prowadzone śledztwo.
      Dziwny był wyrok 4 la więzienia zamiast śmierci

      Usuń
  4. Ci co wzięli kasę za zamach majowy uciekli. W międzyczasie Kutrzeba został zwerbowany przez Londyn.
    Z takimi informacjami, że był agentem nie zetknie się Pan nigdzie.

    Takich agentów Londynu jak Waldemar Łysiak piszący dyrdymały propagandowe jak i innych mamy całą maę.
    Dopóki Pan nie rozłozy na częsici pierwsze rewolucji francuskieh i powstania Bank of England nie zrozumie Pan reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzien Dobry
      Jak zawsze niezawodne jest prawidło - Po owocach ich poznacie !
      Te owoce są jak grzyb trujący ! Nie dotykać a już zwłaszcza nie smakować.

      Usuń
  5. fajny blog! będe częściej tu zaglądać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Staram się umieszczać rzetelne informacje

      Usuń