Post-nazistowska RFN
W wojennym rządzie USA znaczną rolę odgrywali kompetentni Żydzi , których celowo nie eksponowano. Byli oni za surowym ukaraniem Niemiec za straszliwe zbrodnie i cofnięciem ich w rozwoju aby już nigdy nie wszczęli wojny.
Już pod koniec wojny pojawiły się nieporozumienia między USA a ZSRR. Gdy rozpoczęła się Zimna Wojna determinacja USA w ukaraniu Niemiec spadła do zera. Rozpędem odbyły się jeszcze procesy Norymberskie. Amerykanie trzeźwo oceniając sprawę stwierdzili że w wypadku konfrontacji z ZSRR mogą liczyć tylko na Niemcy i Anglię, która jednak miała straszne problemy po wojnie.
Zbrodniczy hitlerowscy funkcjonariusze pełnili nawet rolę na politycznym "świeczniku". RFN udzieliła odrażającym zbrodniarzom amnestii i ochrony.
Związek Radziecki był w tej mierze pragmatyczny. Jeśli zbrodniarz był potrzebny w nowym "komunistycznym" państwie NRD to zapominano mu winy pod warunkiem 100% lojalności do nowego pana a jak był zbędny to pobicie i więzienie lub obóz pracy na dalekiej północy ZSRR. Więcej niż połowa personelu STASI była nazistowska. To nazistowska geneza STASI wyjaśnia wierną służbę dla KGB. Ludzie STASI byli ślepo lojalni sowietom.
https://x.com/PawelSokala/status/1986714136328487313
"OTD 1968 prosty gest jednej kobiety zerwał na chwilę cienki welon ukrywający prawdziwą naturę post-nazistowskiego reżimu powojennych 🇩🇪.
Beate Klarsfeld wtargnęła na podium konwencji CDU w Berlinie i spoliczkowała 👏 kanclerza Kurta G. Kiesingera, wykrzykując przy tym „Nazista! Nazista!”. Którym faktycznie wcześniej był. I to nie byle jakim, pierwszym z brzegu, szeregowym funkcjonariuszem...
Kiesinger wstąpił do NSDAP w roku 1933. W roku 1940 objął zaś stanowisko zastępcy szefa działu rozgłośni politycznych w niemieckim MSZ. Była to jednostka organizacyjna odpowiedzialna m. in. za propagandę wojenną za granicą. Kiesinger współpracował z wysoko postawionymi funkcjonariuszami SS. W tym ze ludźmi osobiście odpowiedzialnymi za masowe mordy na terytoriach okupowanej Polski.
Nic z tego nie przeszkodziło mu jednak w błyskotliwej karierze politycznej w powojennej Republice Federalnej. Karierze uwieńczonej w 1966 roku wyborem na stanowisko kanclerza Niemiec.
Wtedy też znana z badania i dokumentowania życiorysów licznych nazistowskich zbrodniarzy dziennikarka Beate Klarsfeld, postanowiła dokonać aktu publicznego protestu. Wynik na 🎥⤵️
Jeszcze tego samego dnia Klarsfeld skazana została na rok więzienia – najsurowszą karę możliwą do orzeczenia w trybie przyspieszonym. Od natychmiastowego wykonania wyroku uratował ją tylko fakt posiadania francuskiego obywatelstwa. A po złożeniu odwołania wyrok ostatecznie warunkowo zawieszono.
W każdym jednak razie, szybkość, zdecydowanie i surowość kary jaką gotowi byli wymierzyć jej natychmiast niemieccy sędziowie stanowiły gorzkie świadectwo zinstytucjonalizowanej hipokryzji reżimu Republiki Federalnej.
Sędziowie niemieccy botowi byli skazać Klarsfeld z całą surowością, na najwyższy wymiar dopuszczalnej prawem kary, za symboliczne spoliczkowanie propagandysty zbrodniczego rezimu. Oceną poczynań samego Kiesingera nie byli natomiast w najmniejszy nawet sposób zainteresowani...
A nie dotyczyło to oczywiście tylko osoby kanclerza. Był on tu jedynie figurą symboliczną. Niemiecki wymiar sprawiedliwości w identyczny sposób odnosił się wszak do ogromnej rzeszy niemieckich zbrodniarzy wojennych i uczestniczących w pracy maszynerii zagłady urzędników państwowych, którym w miażdżącej większości włos z głowy nie spadł.
Lubująca się dziś w pouczaniu wszystkich dookoła nt. praworządności Republika Federalna Niemiec udzieliła im wszystkim - w tym absolutnie odrażającym zbrodniarzom - amnestii i ochrony.
OTD 1968
🇩🇪 Bundestag nowelizuje Kodeks Wykroczeń
Starannie ukryta w nim klauzula, prezentowana dla niepoznaki jako środek złagodzenia kar dla sprawców śmiertelnych wypadków drogowych, ustanawiała amnestię dla większości zbrodniarzy wojennych. Nawet tych z Auschwitz. Jak to? 🧵
Oryginalną intencją przyświecającą wprowadzeniu przepisu, o którym tu mowa, było zapewnienie bezkarności "mordercom zza biurka" - funkcjonariuszom III Rzeszy, którzy organizowali i nadzorowali proceder ludobójstwa, ale nie brali w nim bezpośredniego (wykonawczego) udziału. Aby uniknąć niewygodnych pytań i kontrowersji Ministerstwo Sprawiedliwości RFN stosowną klauzulę zaszyło głęboko w tekście nowelizacji Kodeksu Wykroczeń. Skutecznie.
Faktyczne konsekwencje wprowadzenia przepisu nie były na początku prawdopodobnie jasne dla przynajmniej części deputowanych do Bundestagu, którzy go przegłosowali. Ani słowem nie wspominał on bowiem wprost o zbrodniach okresu III Rzeszy.
Za zaplanowanie i sprytne przeprowadzenie tego legislacyjnego majstersztyku odpowiadali byli członkowie NSDAP. Często osobiście zaangażowani w haniebne zbrodnie. Ludzie ci stali się filarem powojennej administracji Niemiec Zachodnich - budowniczymi nowego reżimu Republiki Federalnej - i wykorzystali tą pozycję do manipulowania ustawodawstwem w celu ochrony samych siebie i swoich towarzyszy.
Problem ten dotyczył w największym chyba stopniu wymiaru sprawiedliwości. Żaden nazistowski sędzia lub prokurator nie został nigdy pociągnięty do odpowiedzialności przez władze RFN po jej powstaniu w 1949 roku. Badacze odkryli natomiast, że w latach 50. XX wieku nawet 77% wyższych urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości Niemiec Zachodnich stanowili byli członkowie NSDAP. Co szokujące, odstek ten był nawet wyższy niż w czasie, gdy władzę w Niemczech sprawował Adolf Hitler. Wewnątrz ministerstwa funkcjonowała nawet specjalna komórka organizacyjna odpowiedzialna za śledzenie międzynarodowych śledztw i poszukiwań niemieckich zbrodniarzy oraz wystosowanie dla nich stosownych ostrzeżeń i instrukcji - "jak uniknąć aresztowania".
Za zmanipulowanie nowelizacji Kodeksu Wykroczeń (Einführungsgesetz zum Ordnungswidrigkeiten - Gesetz – EGOWiG) odpowiadała grupa urzędników kierowana przez Eduarda Drehera - szefa Wydziału Kryminalnego Ministerstwa Sprawiedliwości. Dreher to były hitlerowski prokurator, który zasłynął z masowego wnioskowania o kary śmierci za najbardziej nawet błahe wykroczenia.
Artykuł nowelizujący § 50 punkt 2 kodeksu brzmiał następująco: „Jeżeli brak jest wyraźnych osobistych przesłanek, powiązań czy wszelkiego rodzaju osobistych związków, które by łączyły ofiarę i sprawcę, to w przypadku współuczestnika zabójstwa należy jego czyn potraktować zgodnie z regułami karania usiłowania tego czynu" [a nie zabójstwa].
Publicznie komunikowanym pretekstem do wprowadzenia tej poprawki był zamiar potraktowania sprawców śmiertelnych wypadków drogowych łagodniej niż sprawców intencjonalnych zabójstw. Jednakże abstrakcyjna formuła regulacji wprowadziła do niemieckiego systemu prawnego zasadę znacznie szerszą i ogólniejszą.
Nagle ważnym kryterium klasyfikacji i karania zabójstw stał się związek między ofiarą a sprawcą. Jeśli morderca nie znał ofiary osobiście, nie miał z nią żadnego związku i nie możliwym było udowodnienie zaistnienia między nimi istotnej interakcji emocjonalnej, to według prawa nie należało już traktować czynu jako zabójstwo, a jedynie jego usiłowanie. Tymczasem, zgodnie z innymi przepisami niemieckiego systemu prawnego, w przypadku "usiłowania zabójstwa" termin przedawnienia wynosił 15 lat. Co oznaczało, że osoby, które popełniły takie przestępstwa w czasie wojny, nie mogły być już ścigane. Voila...
W ten sposób, nagle, w ręce zdominowanego przez byłych członków NSDAP niemieckiego wymiaru sprawiedliwości włożono idealne narzędzie masowego uwalniania funkcjonariuszy zbrodniczego reżimu III Rzeszy (często samych siebie) od jakiejkolwiek odpowiedzialności za zbrodnie. A wybrani sędziowie czekali już w blokach startowych do wykorzystania nowych przepisów...
Krótko po wejściu w życie nowej ustawy, 20 maja 1969 roku, SS-Oberscharführer Hermann Heinrich, odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi w Krakowie, uznany został za niewinnego na podstawie nowej reguły ustanowionej przez § 50 punkt 2 EGOWiG. Sędzia, który wydał wyrok - Werner Sarstedt, również były członek NSDAP odpowiedzialny za zbrodnie - dokładnie wiedział jak wykorzystać nowy trik sprezentowany mu przez jego towarzyszy w Ministerstwie "Sprawiedliwości". Orzeczenie szybko stało się głośnym i szeroko komentowanym oraz naśladowanym precedensem. Następstwem była lawina orzeczeń niewinności opartych na tej samej zasadzie.
§ 50 pkt 2 EGOWiG szybko stał się również pretekstem do masowego umarzania śledztw. Każdy zbrodniarz, któremu nie można było udowodnić bezpośredniego związku z ofiarami i skrajnego sadyzmu i okrucieństwa, spodziewać mógł się dyskontynuacji postępowania prokuratorskiego. Wielu członków personelu obozów zagłady, także Auschwitz, w tym ludzi obsługujących komory gazowe, uniknęło jakiejkolwiek kary na podstawie tej klauzuli. Kto miał bowiem zeznać, że człowiek wpychający go do komory zachowywał się okrutnie? Być może spokojnie, bez emocji i w kulturalny sposób wykonywał po prostu swoje codzienne obowiązki służbowe wobec państwa i narodu niemieckiego. Świadków wszak... brak.
Szacuje się, że 99% niemieckich zbrodniarzy wojennych uniknęło sprawiedliwości. To nie był przypadek."
sobota, 22 listopada 2025
Post-nazistowska RFN
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Praworządne Niemcy ociekające krwią ofiar.
OdpowiedzUsuńTo POPIS nauczył się wrzutek ustawowych od nazistów !
„Szacuje się, że 99% niemieckich zbrodniarzy wojennych uniknęło sprawiedliwości. To nie był przypadek."
OdpowiedzUsuńNo nie był przypadek, bo poparcie dla Hitlera było w Niemczech dość powszechne. Co nie było niczym specjalnie dziwnym po tym, co spotkało Niemcy po I wojnie światowej — a przecież do 1914 były prawdziwym europejskim imperium, sięgającym także po kolonie w Afryce — natomiast po wybuchu wojny cóż… oznaczało to już czynny udział co najmniej w korzyściach z rabunków i zbrodni dokonywanych przez niemiecką armię i aparat okupacyjny. A ów „udział” mieli prawie wszyscy Niemcy.
No i po Rapallo pięknie współpracowali z ruSSkimi. Ćwiczenia Reichswery na poligonach sowietów, doskonalenie technik zabijania. Jedni warci drugich.
OdpowiedzUsuń