środa, 30 grudnia 2015

Sady, prokuratury - relikty i dziedzictwo komunizmu

Sady, prokuratury - relikty i dziedzictwo komunizmu

 W 2009 roku ambassador USA w Warszawie 8 depesz ( za Wikileaks ) poświęcił korupcji w polskim sądownictwie i prokuraturze.

(…) w Polsce największą słabością jest nieskuteczny - i żałośnie “zatkany”- system karny, a sam system jest podejrzany o korupcję (…) a jedyną sankcją dostępną są media, ponieważ “systemu” sąd nie skaże (...)

(…) 72% respondentów w sondażu z kwietnia 2009 r. wciąż wierzy, iż urzędnicy najwyższego szczebla przyjmują łapówki, nasz … i kontakty biznesowe sugerują, iż praktyka jest mniej rozpowszechnione niż to było dziesięć lat temu, a największym wyzwaniem jest korupcja związane z nepotyzm i konfliktem interesów

(…) brak uczciwości wśród polskich prokuratorów i sędziow - choć trudne do udowodnienia, a korupcja jest powszechna. W Polsce, (sądownictwo ) relikt komunizmu… powolne postępowania sądowe i długie śledztwa i długie areszty tymczasowe… niedoświadczeni nowoprzyjęci sędziowie tworzą zwartą grupę, która cieszy się niemal całkowitą bezkarnością i brakiem nadzoru(…)

(…)Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia jest „grupą quasi-lobbingową”(…)

(…) jest coraz bardziej oczywiste dla większości Polaków, że reforma sądownictwa jest konieczna, aby Polska zostawiła prawne dziedzictwo komunizmu za sobą (…)

(…) Postrzeganie korupcji - opublikowane w kwietniu badania wykazały powszechną nieufność do polskiego sądownictwa: 44 procent ankietowanych ma negatywną opinię, przede wszystkim z powodu postrzeganej korupcji. Zdaniem ankietowanych, najbardziej skorumpowane grupy są prokuratorzy (56 procent) …i sędziowie (50 proc.) Inne najczęstsze zarzuty to: skomplikowane procedury, nadmierna biurokracja i opóźnienia, stronniczośc sądu i niesprawiedliwe orzeczenia.
Według obiegowych opinii, celem sędziego jest awans, aby sądzić “grubsze” sprawy i brać większe łapówki, jednak nie można tych pogłosek obiektywnie potwierdzić. (…) Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski podkreśla, że ze korupcja nie jest największym problem sądownictwa, ale przyznaje, że w wielu przypadkach mogą istnieć wątpliwości co bezstronności sędziów.

(…) Oprócz zbadania zarzutów dotyczących sprawy Olewnika, Czumę czeka zamieszanie w sądownictwie - w tym wiele lat zaległości – przepełnione więzienia, przestarzałe struktury administracyjne i korupcja.(…)


Panstwa gdzie sedziowie NIE MAJA immunitetu w sprawach karnych:
Francja, Niemcy, Dania, Hiszpania, Węgry, Szwecja, Irlandia, Włochy, Grecja, Cypr, Finlandia, Austria, Szwajcaria, Wielka Brytania. Pozaeuropejskie - USA, Kanada, Australia...

Panstwa gdzie sedziowie MAJA immunitet w sprawach karnych:
Białorus, Federacja Rosyjska, Estonia, Słowenia, Serbia, Litwa, Łotwa, Bułgaria, Albania, Chorwacja. Pozaeuropejskie - Korea Pólnocna

Czy sa jeszcze jakies pytania co do tezy ze "Postkomunizm jest rakiem tkanki spolecznej" ?

Wroblewski: KOD - pokolenie "niezatrudnialnych"

Wroblewski: KOD - pokolenie "niezatrudnialnych"

http://wiadomosci.wp.pl/kat,141202,title,Grozne-zaniechanie-w-ekipie-Tuska-Tomasz-Wroblewski-KOD-pokolenie-niezatrudnialnych,wid,18073704,wiadomosc.html?ticaid=11635e

"Groźne zaniechanie w ekipie Tuska. Tomasz Wróblewski: KOD - pokolenie "niezatrudnialnych"
W 2007 roku, kiedy Donald Tusk obejmował rządy, eksperci grzmieli już, że polskie uczelnie ze swoją skostniałą strukturą, premiującą wysługę lat i konformistyczne postawy, a nie osiągnięcia naukowe, nie są w stanie zapewnić odpowiednich kadr rozwijającej się gospodarce. Międzynarodowe rankingi były nieubłagane. Ale rząd, tak jak nie chciał narażać się górnikom i nauczycielom, tak też unikał konfrontacji ze środowiskiem naukowym. Nie było mowy o reformach - pisze Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny "Wprost", dla Wirtualnej Polski.
Zgromadzenia KOD bardziej przypominają dziś kolejki po nowy model IPhone'a niż marsz rycerzy utraconej wolności. Z całą swoją inteligencką egzaltacją, kapeluszami, posiwiałymi kitkami na głowie i pretensjonalnymi hasłami pisanymi pod facebookowe selfie, ludzie KOD-u może i wyglądają komicznie, ale są i zostaną. Część pewnie wystraszona perspektywą utraty państwowych etatów. Fundacje, agencje obsługujące spółki skarbu, lewicowi dziennikarze, wydawcy uzależnieni od dotacji państwa, ale nie tylko oni wychodzą na ulicę. Tysiące w marszach i kolejne dziesiątki tysięcy w domach - wszyscy święcie przekonani, że coś się kończy i czas się bać.
Odsuńmy na chwilę całe to pretensjonalne zadęcie, brylujących polityków, aktorów, lewicowych dziennikarzy odgrywających swoje role, a w tle zobaczymy naprawdę wystraszonych i sfrustrowanych ludzi. Tracą coś, czego tak naprawdę nigdy nie mieli, ale szczerze w to wierzyli - przynależność do lepszej kasty. Miraż wyższego wykształcenia, przepustkę do życia na "europejskim" poziomie, gwarancję godnej pracy i płacy - podwyższonego standardu względem średniej krajowej.

Żyli w przekonaniu, że dyplom, niezależnie od jakości wykształcenia, zawsze będzie przepustką do lepszego życia. Coś, co było prawdą we wczesnych latach 90., w gospodarce niedoboru, po 2000 roku już się nie sprawdzało, a po 2007 roku było już zwykłą manipulacją i sprowadzaniem młodych ludzi na manowce.

Dyplom, nieważne jaki, był przepustką do lepszego życia

Współczynnik osób z wyższym wykształceniem po 1989 roku wynosił 6,8 proc. Mieliśmy w Polsce zaledwie 10 uniwersytetów, 18 wyższych szkół technicznych i niemal każdy, kto w transformacji kończył studia, wolny od obciążeń PRL-owskich zakładów pracy, znajdował pracę. Dla znających język była dodatkowa premia. Według "Education First", międzynarodowej instytucji badającej znajomość języka angielskiego w 63 nieangielskojęzycznych państwach, w 1991 roku Polska z trudem mieściła się w pierwszej pięćdziesiątce. Rynek był jak studnia bez dna. Zachodnie korporacje płaciły pośrednikom każde pieniądze za młodych i chłonnych wiedzy.

Dyplom, nieważne jaki, był przepustką do lepszego życia. Dokonaliśmy cudu. Odsetek osób z wyższym wykształceniem w wieku do 34 lat przekroczył 40 proc. Skok o blisko 30 proc. od 2000 roku. Ten sam ranking znajomości języka angielskiego plasuje nas dziś na szóstym miejscu na świecie. Wyprzedzają nas już tylko kraje skandynawskie, Holandia i Dania. Mamy dziś 453 uczelnie, w tym 19 uniwersytetów, 25 uczelni technicznych. Tylko co z tego, że zaginamy wszystkie wykresy, skoro w światowych rankingach jakości wykształcenia najlepsze z naszych uczelni z trudem mieszczą się w pierwszej pięćsetce.

Ustawa z 1991 roku, wprowadzająca możliwość tworzenia niepublicznych uczelni, była konieczna dla nadgonienia Zachodu i wypełnienia luki rynkowej. Gorzej, że nie towarzyszyła jej kategoryzacja poziomu kształcenia i podział według standardów nauczania. Kiedy w 2003 roku "Newsweek" próbował wprowadzić na rynek ranking najlepszych uczelni pod względem zatrudnialności absolwentów, podniósł się tak silny protest środowisk akademickich, że wydawca musiał zawiesić projekt. To był początek kształcenia "niezatrudnialnych". Uczelnie zamiast konkurować poziomem kształcenia, na gwałt równały w dół, żeby przyjąć jak najwięcej, a nie jak najlepszych, studentów.

Dobre, szacowne uczelnie publiczne, czasem z kilkusetletnią tradycją, zamiast odnaleźć dla siebie unikalne miejsce w nowej rzeczywistości, włączyły się w ten wyścig. Słabsi studenci, którzy nie zdawali egzaminów wstępnych, mogli podjąć kształcenie za pieniądze. Zaniżali poziom nauki i ciągnęli resztę w dół. Żeby ułatwić im studia, zachęcano do podejmowania nauki na łatwiejszych kierunkach, a potem w nieskończoność pozwalano zaliczać zawalone semestry. Przedmioty jak turystyka i rekreacja, socjologia, psychologia, dziennikarstwo, marketing, pedagogika i sławetne zarządzanie, kwitły. W 2012 roku na "turystyce i rekreacji" studiowało 28,2 proc. wszystkich studentów nauk społecznych, rekordy wciąż biły przyjęcia na wydziały dziennikarstwa. To był już czas padających biur podróży i zamykanych gazet. To był też rok w którym 14 proc. absolwentów turystyki i 12 proc. studentów dziennikarstwa lądowało na bezrobociu. W 2012 roku 16,3 proc. wszystkich studentów wybrało kierunek "zarządzanie i marketing", podczas gdy bezrobocie w tej grupie według Barometru Perspektyw Zatrudnienia Manpower oscylowało na poziomie 14,2 proc. To były też lata tworzenia wydziałów filozofii na peryferyjnych uczelniach w Białymstoku i w Częstochowie.

Z roku na rok przybywało nam młodych ludzi z bezużytecznym wykształceniem, które coraz łatwiej było uzyskać, ale coraz trudniej było znaleźć po nim pracę.

Dla rządzących był to wygodny sposób na skanalizowanie natłoku młodzieży wkraczającej w dorosłe życie. Za pieniądze rodziców tysiące młodych ludzi nie zawyżały statystyk bezrobocia. Zamiast sfrustrowanej masy rozsadzającej system, cała energia szła w zdobywanie dyplomów. Rząd zamiast reformować szkolnictwo wyższe, karmił nas statystykami rosnących wskaźników, a młodym ludziom wmawiał, że czeka ich świetlana przyszłość.

Jedno z najgroźniejszych zaniechań, jakich dopuściła się ekipa Tuska

W 2007 roku, kiedy Donald Tusk obejmował rządy, eksperci grzmieli już, że polskie uczelnie ze swoją skostniałą strukturą, premiującą wysługę lat i konformistyczne postawy, a nie osiągnięcia naukowe, nie są w stanie zapewnić odpowiednich kadr rozwijającej się gospodarce. Międzynarodowe rankingi były nieubłagane. Ale rząd, tak jak nie chciał narażać się górnikom i nauczycielom, tak też unikał konfrontacji ze środowiskiem naukowym. Nie było mowy o reformach. Przeciwnie, system był petryfikowany nowymi pieniędzmi z UE i fikcyjnymi programami na innowację, które zamiast nowej myśli technologicznej, demoralizowały młodą kadrę.

Intencjonalne czy nie, ale to było jedno z najgroźniejszych zaniechań, jakich dopuściła się ekipa Donalda Tuska. Na pozór mniej kosztowne od odłożonych reform przemysłu górniczego czy energetycznego, ale w dłuższym czasie mogące mieć nawet groźniejsze skutki społeczne.

Na złudzeniach, obietnicach lepszego życia i aspiracjach młodych ludzi, Donald Tusk oparł całą filozofię swoich rządów, przeciwstawiając młodą wykształconą inteligencję narodowemu kołtunowi. Wokół PO konsolidował całe pokolenie dwudziesto-trzydziestolatków, aspirujących i żyjących w przekonaniu, że są elitą narodu. Wtedy powstają koncepty moherów, "dzieciorobów", "my nowocześni". Wtedy "GW" stawia znak równości między patriotami, nacjonalistami a antysemitami. Wtedy tworzona jest fałszywa alternatywa państwa dążącego do Zachodu i państwa kołtunów, staczającego się do poziomu Białorusi. Ale wtedy też pierwsi prawnicy dosiadają taksówek, socjolodzy podbijają zmywaki w Londynie. Rząd widząc zbliżający się niepokój społeczny i postępującą frustrację, wychodzi im naprzeciw.
W pośpiechu rozbudowuje administrację państwową i samorządową. Administracja publiczna puchnie w ciągu ośmiu lat z 382 tysięcy do 444 tysięcy urzędników. Zatrudnieni w całym sektorze publicznym to już blisko 4 mln osób na 16 mln wszystkich pracujących. Pokolenie miernie wykształconych, z rozbudzonymi aspiracjami a jednocześnie przyzwyczajone, że wszyscy mają dostosować się poziomem do nich, a nie odwrotnie, zalega nasze urzędy skarbowe, biura wydające wszelkiego rodzaju pozwolenia, koncesje, kontrolujące i zakazujące. Zgodnie z prawem Parkinsona, w miarę przybywania urzędników, przybywa nam praw i przepisów, które racjonalizują ich byt, a nieznośnym tworzą życie przedsiębiorcom i zwykłym ludziom.

Doradcy i eksperci od PR Tuska wychodzili z założenia, że wykształcenie, nawet jeżeli jego jakość zostawia sporo do życzenia, uczy tolerancji i otwartości na świat. Rozbudza ambicje każące wspierać establishment, którego beneficjentami stają się nowi urzędnicy. Nic bardziej mylnego. Doświadczenia innych państw pokazują, że nadprodukcja osób z wyższym wykształceniem, pozbawionych umiejętności pozwalających im znaleźć pracę adekwatną do aspiracji, prawie zawsze źle się kończy. Jest przyczyną ogromnych napięć i konfliktów społecznych.

Amerykański socjolog Thomas Sowell w książce "Bogactwo, Bieda i Polityka" w rozdziale tłumaczącym obecne napięcia rasowe w USA pisze o fatalnych konsekwencjach premiowania na uczelniach czarnoskórych. Tak zwana akcja afirmatywna, ulgowo traktująca mniejszości narodowe i często dająca bezwartościowe dyplomy, leży dziś u źródła ogromnych frustracji i poczucia krzywdy. Młodzi ludzie swoje frustracje na rynku pracy tłumaczą rasizmem i przerzucają odpowiedzialność na białych, podczas gdy, jak twierdzi Sowell, skądinąd sam czarnoskóry profesor, "Odpowiedzialna za to była obłudna poprawność polityczna". W rezultacie tym, którym chciano pomóc, wyrządzono krzywdę. Im i całemu społeczeństwu. Podobnych przykładów nie brakuje w historii Europy. Profesor Uniwersytetu George'a Washingtona w książce "Korzenie czeskiego renesansu" w rozdziale poświęconemu konfliktom narodowościowym pisze o klasie "niezatrudnialnych", która po I wojnie światowej domagała się czystek etnicznych i usuwania niemieckich urzędników z biur, samej nie mogąc im dorównać.

Uczelnie nie przestają produkować "niezatrudnialnych" absolwentów

Narastająca frustracja odpowiedzialna była też za rozmaite antysemickie ruchy w okresie międzywojennym. Ezra Mendelsohn, w książce "Żydzi w Europie Środkowo-Wschodniej w okresie międzywojennym" (The Jews of East Central Europe between the World Wars) analizuje napięcia rasowe w kontekście nadprodukcji "niezatrudnialnych" absolwentów szkół wyższych w Niemczech, Czechosłowacji i w Polsce.

Polska 2015/2016 to kraj, który wyeksportował blisko 700 tysięcy osób z wyższym wykształceniem (dane CBOS). To półtora razy tyle, ile osób rocznie kończy w Polsce studia. Sektor publiczny wchłonął ponad dwa kolejne roczniki. Ludzi, którzy wiedzą, że nie ma dla nich miejsca w sektorze prywatnym, że ich doświadczenia zawodowe są często równie fikcyjne, co ich wykształcenie. Sama wzmianka o przesunięciach w strukturach administracji budzi w nich strach.

Przez osiem lat Platforma Obywatelska i PSL (przez 20 lat) w oparciu o strukturę administracji państwowej, spółek skarbu państwa, agencji rządowych i firm żyjących z rządowych kontraktów budowała olbrzymi network zależności politycznych. Łańcuszek zobowiązań idący od prezesa w dół, często aż do najniższych szczebli w drabinie zatrudnienia.

Strach jest zrozumiały i jest zjawiskiem, które obserwujemy w większości demokracji po wyborach. Zwłaszcza tych, w których udział wydatków państwa jest tak wysoki, jak w Polsce - powyżej 40 proc. PKB. Ale dla młodego pokolenia polskich "niezatrudnialnych" to będzie pierwsza tak gwałtowna wolta. W 2007 roku wielu dopiero co wychodziło ze swoimi "niby-dyplomami". Zrozumiały jest strach, na który nakłada się brak umiejętności, pozwalających im funkcjonować poza partyjno-państwowym networkiem. Prysnąć mogą resztki złudzeń, że choć zarobki są marne, to oni sami wciąż należą do jakiejś lepszej kasty.

Większość z nich oczywiście utrzyma swoje stanowiska i powoli zacznie się stabilizować. Marsze KOD zaczną tracić paliwo. Ale problem zostanie. Uczelnie nie przestają produkować "niezatrudnialnych" absolwentów - ludzi, na których nawet przy spadającym bezrobociu nie ma popytu. Rozbudowane struktury akademickie wykładowców socjologii, filozofii, marketingu i zarządzania dalej będą przerośnięte. Z tymi wszystkimi ludźmi coś trzeba będzie zrobić, znaleźć im pracę i to w czasach niżu demograficznego. Jak każda odkładana w czasie reforma, tak i ta będzie bolesna. W innym razie frustracja dalej będzie wylewała się na ulice. Pretekstów nie zabraknie.

Tomasz Wróblewski dla Wirtualnej Polski"

wtorek, 29 grudnia 2015

Automatyzacja i szok przyszlosci 25

Automatyzacja i szok przyszlosci 25

 Z automatyzacja produkcji i usług wiaze sie trudna i warta rozwazenia sprawa wlasnosci srodkow "produkcji" i utrzymywania wielkiej armi ludzi zbednych, ktorym przydzielono do wykonywania prace pozorne oraz armi emerytow. Rozwój nauki i technologi oraz wzrost wydajności pracy doprowadzil do sytuacji nieznanej nigdy w histori. Na jedna osobe w produkcji i w uzytecznych uslugach rynkowych przypada kilku dodatkowych konsumentow, z watpliwymi tytulami.

W gospodarkach funkcjonuje liczna, mala szara strefa oraz koncerny dokonujace oszustw podatkowych w wielkiej skali czyli wielka szara strefa. W malej szarej strefie podmiotom A i B rzad jest potrzebny tak jak psu piata noga. Sami sie dogaduja. Rzad o tych transakcjach nic nie wie. Wie tylko z roznych bilansow i przeplywow ze takie transakcje wystepuja. Do niczego podmiotom A i B niepotrzebne sa tez banki, dopoki jest w uzyciu gotowka.
Jak wspomniano Szwecja bedzie prawdopodobnie pierwszym krajem gdzie wycofana bedzie z obiegu gotowka i polegnie tam szara strefa. Bezgotowkowo placac za bilet autobusu czy metra poinformujesz o transakcji bank i rzad. Unikniecie podatku jest niemozliwe bowiem lojalni obywatele Szwecji nie beda chcieli uciekac przed podatkiem uzywajac virtualnego pieniadza nierzadowego.

Sprawa z oszustwami koncernow jest zlozona. Zachodnie koncerny w Polsce maja mocne umocowanie polityczne na zachodzie i dobranie im sie do tylka spowoduje zdeterminowana akcje obronna politykow zachodu. Polski aparat skarbowy jest zdekwalifikowany i raczej niezdolny do zdemaskowania oszustw. Jest tez skorumpowany. Ale oszustwa prowadza takze koncerny zachodnie w swoich krajach macierzystych. Ale tam tez na skutek skorumpowania wielkiej polityki, ktora finansuja, sa bezkarne i dalej oszukuja.
W kapitalizmie zysk z operacji gospodarczej idzie do wlascicieli i operatora kapitalu a pracownikowi placi sie tylko tyle ile wymusza lokalny rynek pracy. Zysk jest opodatkowany i nikt przeroznych podatkow nie chce placic.
Konsumenci grupy "mi sie nalezy", obecni sa w kazdej transakcji w postaci podatku VAT, akcyzy, podatku PIT, CIT. Ich konsumpcji sluzy system koncesji, certyfikatow i pozwolen.

Jak bardzo watpliwe sa tytuly tych dodatkowych konsumentow. W uczciwych, nieskorumpowanych panstwach skandynawskich jest niewiele tych watpliwych tytulow. Natomiast w panstwie teoretycznym o kryptonimie operacyjnym III RP, watpliwych tytulow jest cala masa. Generał - emeryt krzyczy "mi sie nalezy" bo bronilem wladzy ZSRR w Polsce i hojna emeryture dal mi ruski general w Polskim mundudze Jaruzelski !
Inny mlodziezowy emeryt krzyczy, "mi sie nalezy" bo 15 lat bylem milicjantem w PRL i wysoka emeryture dał mi ruski generał w polskim mundurze Kiszczak.
Te osoby, "mi sie nalezy", nie tylko niczego nie wytworzyly ale szkodzily Polakom i powinny byc surowo ukarane a nie nagradzane. To co robi III RP jest niemoralne i przestepne.

Panstwa miały / maja monopolistyczny przywilej prawie darmowej ( znikomy koszt druku banknotu lub wpisania kwoty w komputerze ) emisji pieniądza. Bylo to potezne narzedzie wladzy. Demokratycznie wykreowany rzad w imieniu ludnosci uzywa srodkow przymusu do obrony monopolu swojego prawnego srodka platniczego. Zbiera podatki w swoim pieniadzu i placi nim budzetowce i emerytom. Tym samym wymusza uzycie swojego pieniadza w handlu i wszelkich transakcjach.
Gdy rzad bez opamietania drukuje pieniadz ludnosc ucieka przed inflacja do lepszego pieniadza. Stalinowski rzad PRL zagrozil wiezienien i konfiskata posiadanie zlota czy dolarow. Ale w drugiej polowie lat osiemdziesiatych gdy rzad juz zgral karte przemocy stanem wojennym, doszlo do dolaryzacji gospodarki. Mieszkania czy samochody kupowano placac dolarmi mimo iz Polacy w dolarach nie zarabiali. Chronili sie tylko przez gwaltowna utrata sily nabywczej pieniadza. Polacy odmowili rzadowi prawa do rzadzenia !

Mozliwosc nalozenia podatku istnieje w sytuacji gdy rzad potencjalnie wie o transakcji. Zalozmy jednak ze w przyszlosci bedziemy sie mogli w roznych nie-bankowych systemach poslugiwac virtualnym pieniadzem, "dolarem" ale nie zwiazanym jednak z zadnym rzadem.
Odmowimy rzadowi prawa do zbierania podatkow ! Rzad i jego klientela "mi sie nalezy", do niczego nam nie jest potrzebny. Dogadalsimy sie systemem na wynajem klientowi mieszkania jako hotelu na 5 dni. Rzad o tym nic nie wie.

Osoby ktore skorzystaly z Alibaby sa zdumione niskoscia cen niektorych towarow, zwlaszcza kupowanych w wiekszej ilosci. Teraz placimy sprzedawcy z pomoca banku i rzad prowadzac sledztwo moze zarzadac ujawnienia operacji na rachunku bankowym. W przyszlosci zazadanie informacji od systemu nie-bankowego bedzie duzo trudniejsze.
No i mamy towar trzy czy nawet piec razy tanszy niz w sklepie, nieoblozony zadnym Vatem czy akcyza i tym podobnymi ciezarami.

Skuteczność rządzenia zapewnia posiadanie informacji. Tam gdzie rzad jest emanacja woli swoich obywateli podatki w przyszlosci beda placone. Natomiast tam gdzie skorumpowany rzad jest cialem obcym, przyszle systemy umozliwia dalsze odsuniecie go od nas.

Totalitaryzm

Totalitaryzm

Totalitaryzm według Normana Daviesa

- Pseudonauka

- Utopijne cele

- Dualistyczna partia-panstwo

- Fuhrer prinzip czyli Zasada wodza

- Gangsterstwo

- Biurokracja

- Propaganda

- Estetyka władzy

- Wrog dialektyczny

- Psychologia nienawisci

- Cenzura prewencyjna

- Ludobojstwo i przymus

- Kolektywizm

- Militaryzm

- Uniwersalizm

- Pogarda dla liberalnej demokracji

- Moralny nihilizm

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Jednorazowa dywidenda demograficzna 13

Jednorazowa dywidenda demograficzna 13

 Z czego wynika pozytywny stosunek czesci Niemcow do imigrantow ?
Duze czy wielkie miasta zawsze przyciagaly swoim wyzszym poziomem zycia i dostepnosci wielu usług, mieszkancow z peryferi. Obszary bogate z kolei przyciagaly mieszkancow obszarow biedniejszych.

Cesarstwo Niemieckie, cesarstwo Hohenzollernów, Rzesza Niemiecka (niem. Deutsches Kaiserreich, Deutsches Reich) to niemieckie państwo narodowe założone w 1871. Po upadku nazywane było II Rzesza. Ludnosc II Rzeszy szybko rosła osiagajac w 1910 roku blisko 65 milionow z czego na Prusy przypadało 40 milionow. Ksiestwa, Krolestwa i Wolne Miasta na zachodzie rozwijały sie szybciej niz biedniejsze obszary w Prusach. W zwiazku z tym obserwowano NATURALNY ruch ludnosci ze wschodu na zachod.

Skutkiem przegranej przez panstwa centralne I Wojny bylo powstanie niepodleglych panstw w srodkowej i wschodniej europie. Z terenow Rzeszy przekazanych Polsce i Czechosłowacji na zachod wyjechalo około miliona Niemcow.

Zbrodnicza obsesją III Rzeszy bylo powiekszanie obszaru zyciowego Niemcow, ktory rzekomo byl za mały.
Z części terytoriów anektowanych w 1939 roku II RP, zamieszkalych przez niespelna 5 milionow ludzi, wydzielono jednostkę administracyjną zwaną Wartegau właczona bezposrednio do III Rzeszy. Niemcy uważali Kraj Warty za ziemie "rdzennie niemieckie", mimo iz w 1939 roku stanowili na nich około 9% ogółu ludności. Brutalna akcja germanizacyjna polegała na zniemczeniu szeroko rozumianego elementu podatnego, wyrzucenie do GG lub eksterminacji ludności nie nadajacej sie do germanizacji oraz zasiedlenia Kraju Warty Niemcami. Powstał problem skad tych Niemcow do zasiedlenia wziac !
W 1939 r. przesiedlono do Wartegau około 40 000 Niemców z krajów bałtyckich,. Dalszymi grupami byli Niemcy z Wołynia – ponad 50 000, z Galicji – ponad 50 000, z Podlasia – prawie 10 000. Zgodnie z porozumieniem z ZSRR, rozpoczęto w 1940 r. politykę "repatriacji" dziesiątek tysięcy Niemców z Besarabii, Bukowiny i innych części Rumunii. Istniały niezrealizowane plany sprowadzenia na te tereny Niemców zamieszkujących obie Ameryki.
Zwraca uwage kierunek geograficzny przeplywu Niemcow - znow ze wschodu na zachod.

Po przegranej II Wojnie Swiatowej zgodnym postanowieniem Aliantow, Niemcow wypedzono z tererenow zlikwidowanych militarystycznych Prus. Znow nastapił ruch niemieckiej ludnosci ze wschodu na zachod. Srodowiska odwetowcow i rewizjonistow uczynily z tego mit wypedzen mimo iz byl to naturalny kierunek ruchu ludnosci niemieckiej.
Z NRD do czasu postawienia muru berlinskiego w 1961 roku, 3.5 miliona Niemcow ucieklo ze wschodnich Niemiec na zachod. Wystarczylo wsiasc do metra w Berlinie Wschodnim i wysiasc w Berlinie Zachodnim. Pozniej do zjednoczenia Niemiec uciekło na zachod jeszcze kolejne 400 tysiecy.
RFN wykupiła u władz ZSRR, Polski i Rumunii pozwolenie na repatriowanie 4 milionom Niemców !

Wszystkie te czynniki wziete razem sprawily ze przy malej a potem bardzo malej dzietnosci Niemek Republika Federalna Niemiec jednak miala w 1990 roku 63,254 mln mieszkancow wobec 49,980 w 1950 roku. W 1990 roku az 8.2% stanowili cudoziemcy, głownie Gastarbaiterzy.

Po zjednoczeniu Niemiec ze Wschodnich Niemiec do Zachodnich wywedrowało kolejne 2.5 mln, glownie mlodych i wyksztalconych ludzi. Spowodowało to powazne problemy ze starzejaca sie i coraz mniejsza populacja na pustoszejacym wschodzie Niemiec.

Zachodnie Niemcy zostały tez powaznie zasilone uchodzcami ekonomicznymi z Polski, Rumunii i Litwy. Uchodzcy ci w wiekszosci pracuja i to nawet na stanowiskach niechetnie obsadzanych przez Niemcow. Jesli dobrze nauczą sie jezyka niemieckiego to sie integruja a czesto i asymiluja w goszczacym ich spoleczenstwie. Nie stwarzaja zadnych problemow. Model zycia Niemcow im sie podoba i akcepuja go jako wlasny.

Z całej tej ponad stuletniej histori ruchow ludnosci, lewaccy politycy niemieccy wyciagneli wniosek ze imigranci bardzo dobrze wplywali na potencjal ekonomiczny i bogactwo Zachodnich Niemiec.

Tylko w chorej głowie mozna porownac mlodego, wyksztalconego Niemca z dawnych Prus czy NRD, zdyscyplinowanego i chetnego do pracy z muzułmanem ktory oczekuje chojnego socjalu i nie ma zamiaru pracowac.
Ci pierwsi to bezcenny kapitał ludzki i spoleczny pierwszej klasy ! To oni m.in napedzali gospodarke Zachodnich Niemiec.

Z opublikowanego badania Michael’a Woodley’a, profesora Uniwersytetu Umea w Szwecji i Aurelio Jose Figuerendo profesora Uniwersytetu w Arizonie o ewolucji inteligencji, [ Historical variability in heritable general inteligence:its evolutionary origins and socio-cultural consequences - Michael A. Woodley, Aurelio Jose Figuerendo ] wynika ze już na przełomie XIX i XX wieku inteligencja europejczykow zaczeła się obniżać ! Zdaniem badaczy przestała wtedy dzialac pozytywna selekcja naturalna, która eliminowała osoby mniej inteligentne. Kiedys umierały one wcześnie i bezpotomnie ale postepy medycyny to zmieniły.
Sytuacja zaczela sie jeszcze pogarszac w latach szescdziesiatych kiedy osoby zdrowe i inteligentne a wiec nosiciele najlepszego materialu genetycznego, w ogole nie chcialy miec dzieci. Naukowcy zostali ostro skrytykowani przez srodowiska poprawnosci politycznej.
Prawdopodobnie czasy geniuszy, prawdziwych tytanow umysłu, mamy juz za soba. Jesli w ciagu nadchodzacych kilkudziesieciu lat nie zbudujemy sztucznej inteligencji to postęp, rozwoj nauki i technologi zostanie zatrzymany.

Narod niemiecki wydał wielka ilosc najlepszych umyslow w dziejach swiata, ktorzy pchneli rozwoj cywilizacji. Ze szkoda dla całej ludzkosci moze dojsc do zepsucia ich materialu genetycznego.

Zwyczaj pieknego ubierania choinki przejelismy od Niemcow.


Po religijnej wojnie [ rysunek za wikipedia.pl ] trzydziestoletniej ( faktycznie trwala dluzej, byla to wojna paneuropejska ) ludnosc Niemiec spadla z 21 do 13 milionow a zycie zamarlo. Cale miasta lezaly w ruinie. Na wyludnionych obszarach nie bylo zywnosci ani zwierzat gospodarskich. Wielu szukalo ratunku w ucieczce z Niemiec. Zniszczenia byly tak straszliwe ze ksiazeta chcac po wojnie zapanowac nad chaosem zmuszeni byli narzucic dawno zarzucona panszczyzne. Wspanialy postep, rozwoj nauki i kultury, jaki dokonal sie w poprzednich wiekach zostal odwrocony. Trwajace przez 30-40 lat a wiec wiecej niz przez pokolenie, uprawiane przez wszystkich grabieze, gwalty, okrucienstwa i morderstwa znaczaco opoznily rozwoj cywilizacji. Obrazu rozpaczy dopelnialy rozwloczone przez zoldactwo choroby a zwlaszcza syfilis. Musialo minac duzo czasu zanim Niemcy wrocily do zdrowia i sil co poskutkowalo szybkim ich wzrostem.

Zrobieni na szaro. Zagraniczne korporacje wyprowadzaja pieniadze z Polski

Zrobieni na szaro. Zagraniczne korporacje wyprowadzaja pieniadze z Polski

http://gf24.pl/blog/2015/12/27/zrobieni-na-szaro-zagraniczne-korporacje-wyprowadzaja-pieniadze-z-polski/
"Najnowszy raport Global Financial Integrity – międzynarodowej organizacji, która prowadzi analizy nielegalnych przepływów finansowych, zalicza Polskę do niechlubnej dwudziestki, w rankingu najbardziej wyzyskiwanych krajów. Za granicę trafia aż 5 proc. polskiego PKB, czyli ok. 90 mld zł rocznie. Najwięcej kradną zagraniczne korporacje i niemieckie firmy.

Raport opublikowany na początku grudnia zatytułowany „Nielegalne przepływy finansowe z krajów rozwijających się: 2004-2013” został opracowany przez dwóch ekonomistów z Global Financial Integrity – Deva Kara i Joseph’a Spanjers’a. Jak ustalili – od 2004 r., kwota nielegalnych przepływów finansowych regularnie wzrasta i aktualnie wynosi ponad bilion dolarów amerykańskich łącznie w ciągu roku, czyli ok. 4 proc. światowego PKB. Tempo wzrostu nielegalnych przepływów na przestrzeni analizowanych lat wyniosło 8,6 proc. w Azji i 7 proc. w Europie.
GFI określa jako „nielegalne” transfery finansowe z jednego kraju do drugiego przy jednoczesnym unikaniu np. podatku dochodowego, VAT czy cła.

Według analizy przeprowadzonej przez ekonomistów, ponad 80 proc. oszustw stanowi tzw. misinvoicing (oszustwa fakturowe), które są popełniane w wymianie handlowej (eksport-import). Na drugim miejscu znajduje się metoda „hot money” (kapitał spekulacyjny).

Największym eksporterem nielegalnego transferu pieniędzy są Chiny, Rosja, Meksyk, Indie i Malezja. Polska znalazła się na liście jako jedyny kraj z Unii Europejskiej i zamyka ranking na dwudziestej pozycji. Nielegalnie za granicę naszego państwa ma trafiać ok. 90 mld zł rocznie. To przede wszystkim problem braku odpowiedniej kontroli nad firmami z zagranicznym kapitałem.

Jeśli przyjmiemy, że ok. 65 proc. eksportu-importu Polski jest wytwarzane przez firmy z kapitałem zagranicznym, z czego ok. 50 proc. to firmy niemieckie, można oszacować, że Niemcy nielegalnie wyprowadzają z Polski ok. 30 mld zł rocznie.

–To badanie pokazuje wyraźnie, że nielegalne przepływy finansowe są najbardziej szkodliwym problemem gospodarczym, przed którym stoją rozwijające się i wschodzące gospodarki świata – mówi prezydent GFI Raymond Baker, światowy autorytet w tropieniu przestępczości finansowej.

W raporcie nie brakuje również truizmów. Ekonomiści apelują do rządów wszystkich państw, aby bezwzględnie egzekwowały wszystkie istniejące przepisy podatkowe, uszczelniły istniejący już system, a także dołożyły wszelkich starań, aby skutecznie przeciwdziałać tzw. praniu pieniędzy. GFI uważa, że ​​najskuteczniejszym sposobem ograniczenia nielegalnych przepływów finansowych jest zwiększenie przejrzystości finansowej.

–Decydenci powinni wymagać od międzynarodowych firm, aby ujawniały one publicznie swoje przychody, zyski, straty, sprzedaż, podatki zapłacone, filie i poziom zatrudnienia – czytamy w raporcie. –Wszystkie państwa powinny także aktywnie uczestniczyć w ruchu automatycznej wymiany informacji podatkowych, które zostały zatwierdzone przez OECD i G20. Agencje celne powinny traktować transakcje handlowe z udziałem raju podatkowego z najwyższym poziomem kontroli. Rządy powinny znacząco zwiększyć egzekwowanie przepisów celnych przez wyposażenie i szkolenie funkcjonariuszy, aby lepiej wykrywać przestępstwa – podkreślają eksperci.

Często nielegalne wydatki finansowe z krajów rozwijających się ostatecznie kończą się w bankach w krajach rozwiniętych, takich jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, a także w rajach podatkowych np. Szwajcaria, Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Singapur. Badania sugerują, że około 45 proc. nielegalnych przepływów kończy się w centrach finansowych offshore, a 55 proc. w krajach rozwiniętych.

–To nie zdarza się przez przypadek. Wiele krajów i ich instytucji aktywnie ułatwia i czerpie ogromne zyski z kradzieży ogromnej ilości pieniędzy z krajów rozwijających się – zauważają eksperci z GFI i dodają, że ​​kraje rozwinięte mają obowiązek do ograniczenia przepływu nielegalnych pieniędzy.

We wrześniu zgromadzenie ogólne ONZ oficjalnie przyjęło w Nowym Jorku agendę na rzecz Celów Zrównoważonego Rozwoju. Podczas zgromadzenia omawiano również kwestię światowej walki z uchylaniem się od opodatkowania i nielegalnymi przepływami finansowymi. Rozmawiano o wspólnych planach budowania kontroli podatkowej w krajach rozwijających się, a także konieczności ustanowienia międzynarodowego ciała na rzecz podatków, do czego oficjalnie przychyliła się organizacja GFI.
Urząd nieczynny
–Występowanie opisanych w raporcie procesów nie budzi wątpliwości, także szacunki skali nieprawidłowości wydają się rozsądne. Problem ten został również dostrzeżony przez Najwyższą Izbę Kontroli, która w bieżącym roku krytycznie oceniła dotychczasowe zaangażowanie organów podatkowych w kontrolę rozliczeń podatku dochodowego podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego, poprzez transferowanie dochodów poza polski system podatkowy – mówi „Gazecie Finansowej” dr Arkadiusz Babczuk, zastępca Dyrektora Centrum Badawczo-Rozwojowego Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. – Można wskazać kilka rekomendacji służących poprawie ściągalności podatków od tego rodzaju podmiotów. Po pierwsze, niezwykle istotna jest wola działania organów podatkowych oraz organów kontroli skarbowej i służb specjalnych. Działania mające na celu ochronę interesów państwa częstokroć oznaczają konieczność narażania się niezwykle wpływowym podmiotom. Urzędnicy i funkcjonariusz muszą czuć, że ich państwo będzie chciało zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. Ta kwestia niestety jest bardzo często pomijana w analizach dotyczących powyższej problematyki. Po drugie, warto działania służb skarbowych poprzedzić analizą kosztów-korzyści i precyzyjnie adresować je przede wszystkim do podmiotów największych. Rzecz w tym, aby koszty prowadzenia postępowania nie przewyższały możliwych do uzyskania efektów. Po trzecie, warto rozważyć zmiany niektórych regulacji prawa podatkowego. W szczególności dążyć do uproszczenia stosowanych form opodatkowania: – zwiększać znaczenie opodatkowania przychodów kosztem opodatkowania dochodów, co utrudnia zmniejszanie ciężaru daniny poprzez odpowiednią alokację kosztów, – rozszerzać zakres ryczałtowych form opodatkowania dochodów, co jest korzystniejsze również z punktu widzenia kosztów poboru podatków – dodaje Arkadiusz Babczuk.

We wspomnianym przez dr Arkadiusza Babczuka raporcie Najwyższej Izby Kontroli czytamy: „Sprawdzone urzędy kontroli skarbowej oraz urzędy skarbowe nie przeprowadziły wystarczających działań, które skutecznie zapobiegłyby uchylaniu się od opodatkowania przez podmioty z udziałem kapitału zagranicznego, poprzez transferowanie dochodów poza polski system podatkowy” – podkreślają kontrolerzy, którzy zwracają również uwagę na fakt, że w polskim systemie podatkowym wciąż nie ma klauzuli generalnej przeciwko unikaniu opodatkowania. –NIK podczas kontroli stwierdziła, że organy podatkowe oraz organy kontroli skarbowej nie były należycie przygotowane do prowadzenia kontroli prawidłowości rozliczeń z budżetem państwa podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego. Przeprowadzono jedynie nieliczne kontrole weryfikujące legalność transferu dochodów przez podmioty gospodarcze.
Także Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) sporo czasu poświęca ostatnio polityce fiskalnej. Jednym z ważniejszych projektów, które prowadzone są aktualnie przez OECD jest BEPS (Base Erosion and Profit Shifting Action Plan) określany mianem „rewolucji w podejściu do opodatkowania”. Inicjatywa powstała na wniosek grupy Ministrów Finansów G20 i została przyjęta na szczycie, który się odbył w 2013 r. w Moskwie. Plan powstał po to, aby przeciwdziałać nieuczciwym praktykom podatkowym polegającym na nieuzasadnionym transferze zysków z poszczególnych państw za pomocą legalnych struktur transakcyjnych i organizacyjnych. Po trzech latach pracy nad projektem, OECD opublikowała pakiet 15 raportów. Organizacja zwróciła uwagę przede wszystkim na te same kwestie co GFI.
Znikające dochody
Jak wyliczyli polscy eksperci z „Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego”, zjawisko przerzucania dochodu do obcych jurysdykcji podatkowych realizowane za pomocą cen transferowych kosztuje polski budżet co najmniej 10 mld złotych rocznie.

W przygotowanym raporcie eksperci udowadniają m.in, że w Polsce występuje zjawisko erozji wpływów z podatku CIT i zjawisko to jest powiązane z transferowaniem przez podatników dochodów do krajów o korzystniejszych systemach podatkowych (raje podatkowe). A także, że straty związane z erozją wpływów z podatku CIT dotyczą nie tylko budżetu państwa, ale również budżetów samorządowych.
–Nie istnieją badania naukowe ani opracowania Ministerstwa Finansów, które wskazywałyby na wielkość strat budżetowych spowodowanych transferem dochodów za granicę. Niniejszy raport prezentuje pierwsze w Polsce szacunkowe wyliczenie w tym względzie, oceniając straty budżetu państwa na co najmniej 10 mld złotych – twierdzą autorzy opracowania. I dodają: Straty wynikają ze słabości instytucjonalnej i kadrowej polskiego fiskusa. Kontrole w zakresie cen transferowych są rzadkie i nie poprzedzone tzw. analizą ryzyka. Podmioty do kontroli typowane są więc na zasadzie losowej, a nie według rzeczywistego potencjału w zakresie transferowania dochodu. Urzędnicy fiskusa nie mają dostępu do podstawowych narzędzi kontroli cen transferowych, takich jak bazy danych sprawozdań finansowych oraz bazy powiązań kapitałowych i osobowych pomiędzy podmiotami działającymi na rynku.
Rozwiązanie tej sytuacji przedstawiono w trzech punktach. Po pierwsze, eksperci sugerują wyposażenie urzędników fiskusa w wiedzę niezbędną do walki z patologią cen transferowych. Po drugie, uważają, że powinna zostać wprowadzona zasada powiązania kontroli skarbowej w zakresie cen transferowych z poziomem ryzyka związanego z transferem dochodu za granicę. A po trzecie – Ministerstwo Finansów powinno opracować wytyczne w kwestii cen transferowych dla przedsiębiorców.
Krystian Mieszkała, specjalista ds. budżetu i finansów wyjaśnia, że obecna ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych sprawia, że to po prostu mało wydajny i zanikający podatek. Dlaczego tak się dzieje?

–Niestety obecnie obowiązujące przepisy umożliwiają niepłacenie tego podatku w Polsce lub zaniżanie jego wysokości. Dla porównania należy odnotować, że najwięcej Skarb Państwa pozyskuje z tytułu podatku VAT, następnie z akcyzy, podatku od gier, PIT- u, a na końcu właśnie z CIT-u i podatku od kopalin (płacą go tylko kopalnie) – mówi Krystian Mieszkała. – Przedostatnie miejsce CIT-u przemawia za koniecznością zmiany ustawy, bo jak widać podatnicy „nauczyli” się go unikać. Skala unikania płacenia podatku CIT może mieć dużo większy rozmiar niż wyliczone 10 mld zł, ponieważ ceny transferowe są tylko jednym z wielu metod unikania jego płacenia. W pierwszej kolejności należy wspomnieć o transferze zysku w formie dywidend do tzw. spółek-matek ulokowanych poza Polską, a posiadających swoją siedzibę w krajach Unii Europejskiej (co do zasady taki zysk nie jest opodatkowany w Polsce). Kolejną metodą unikania opodatkowania jest nabywanie poza granicami Polski „wiedzy” tj. know how, przez spółki-córki. Niestety, niektóre niekorzystne rozwiązania wynikają z prawa UE, zatem należy rozpocząć dyskusję na forum europejskim i jednocześnie w Polsce – dodaje ekspert.
Ministerstwo Finansów już zapowiedziało, że zamierza wprowadzić niższą (15 zamiast 19 proc.) stawkę opodatkowania podatkiem dochodowym CIT dla małych przedsiębiorstw. Niektórzy ekonomiści wątpią jednak, że to rozwiąże problem – większe spółki mogą w takiej sytuacji dzielić się na mniejsze, które będą spełniać kryteria dotyczące preferencyjnego opodatkowania.
m.gron@gazetafinansowa.pl"

Jednorazowa dywidenda demograficzna 12

Jednorazowa dywidenda demograficzna 12

 Starzeniu sie w swiecie spoleczenstw towarzyszy dynamiczny wzrost nakładow srodkow przeznaczanych na ochrone zdrowia.
Liderem nakladow na zdrowie sa USA gdzie ich udzial siega 17% PKB i nadal rosnie. Wysoki i rosnacy udzial nakladow na zdrowie ma tez starzejaca sie Japonia - 10,3%. System ochrony zdrowia w USA jest kiepski i wysoce niefektywny. Kraje europejskie przy znacznie mniejszych nakladach osiagaja lepsze efekty w ochronie zdrowia.
Naklady na ochrone zdrowia per capita w USA wynosza ca 9300 dolarow, w Niemczech 4800 a w Polsce ca 1500 dolarow.
Na sam zakup lekarstw w USA idzie 327 mld dolarow rocznie.
Na koszt opieki zdrowotnej sklada sie koszt pracy calego personelu medycznego, koszt lekarstw i koszt aparatury diagnostycznej.
W przypadku lekarstw produkowanych przez zachodnie koncerny i aparatury diagnostycznej dziala efekt globalizacji i unifikacji rynkow. W Polsce aparatura diagnostyczna nie tylko nie jest tansza ale potrafi byc znacznie drozsza niz na zachodzie.
Polscy lekarze na zachodzie zarabiaja wielokrotnie wiecej niz w kraju a Polska ma juz bardzo malo lekarzy i pielegniarek.
W przypadku starcow powaznym problemem i kosztem jest calodobowa opieka nad nimi. O ile Polka bedzie calodobowo dbala o niemieckiego staruszka, zmieniala mu pieluche, podcierała i myła tylek... to kto bedzie sie opiekowal polskimi staruszkami ?

Polska za bezdurno sprzedała za lapowki swoje koncerny farmaceutyczne i teraz jest zaopatrywana w leki z sieci globalnej zachodnich koncernow. Tak wiec w Polsce trzeba bedzie ograniczac repertuar zabiegow dostepnych dla osob starszych. Oczywiscie coraz wiecej beda placic pacjenci, zwlaszcza ci ktorych bedzie na leczenie stac.

Emigracji zarobkowej ludzi mlodych towarzyszy ciekawe zjawisko. Gdy potrzebne jest kosztowne leczenie niedostepne dla nich na zachodzie to ciurkiem wracaja do Polski i melduja sie u lekarzy i w szpitalach. To kolejny mało znany mechanizm demograficzny obciazajacy Polske.

Mowiac o nonsensownie wielkim stosunku budzetowych srodkow ktore w Polsce otrzymuja ludzie starsi do srodkow dla dzieci trzeba poruszyc sprawe profilaktyki i dzialan prewencyjnych. Profilaktyka to ogół działań zapobiegawczych niepożądanym zjawiskom w zachowaniu się ludzi. Dane ze swiata swiadcza ze sa to dzialania super oplacalne. Zwrot z dzialan profilaktycznych i prewencyjnych w dziedzinie zdrowia wynosi typowo około 11 razy ale bywa ze i kilkanascie razy !
Jesli dzieci w szkole nauczymy wlasciwie myc zeby, rozdamy im wielokrotnie paste i szczoteczke do zebow, to pozniej dorosły zaoszczedzi na naprawach zebow wiele tysiecy zlotych. Zly stan uzebienia fatalnie wplywa na stan zdrowia i wydajny pracownik ze zdrowymi zebami wypracuje w ciagu zycia przynajmniej kilkadziesiat tysiecy zlotych wiecej PKB. Zaoszczedzimy tez na jego leczeniu, nie tylko zebow. Czlowiek z ladnymi zebami robi lepsze wrazenie na potencjalnym pracodawcy czy partnerze.

Pierwsi lekarze szkolni zostali powołani w Szwajcarii, Belgii i Francji w drugiej polowie XIX wieku a następnie w innych krajach Europy oraz w potezniejących Stanach Zjednoczonych. W szkołach polskich najpierw wprowadziła ich Warszawa (1886), potem Lwów, Gdańsk i Kraków. Wkrotce większość szkół w cywilizowanych krajach zapewniała dzieciom opieke lekarza. Lekarze szkolni w okresie międzywojennym nie byli powszechni. Po II Wojnie Swiatowej w Polsce starano sie zapewnic powszechnosc lekarzy szkolnych mimo szczuplosci kadry lekarskiej.
Stan zdrowia Polakow wyniszczonych II wojna po wojnie byl straszliwie, rozpaczliwie zły co mogło rzutowac na kolejne pokolenia. Lekarze szkolni mieli tez wczesnie wykrywac odchylenia w stanie rozwoju i zdrowia ucznia z następowym działaniem leczniczym i korekcyjno - rehabilitacyjnym. W latach siedemdziesiątych w Polsce pracowało około 3400 lekarzy szkolnych.
Nawet do władcow Czerwonego Imperium docieralo to, ze zdrowe dziecko to przyszly wydajny pracownik i sprawny zołnierz !

W 1992 roku w czasie "szoku bez terapi" dr Mengele - Balcerowicza ( program szoku powstał pod kierunkiem neoliberalnego 35 letniego amerykańskiego ekonomisty, Jeffrey'a Sachsa za pieniadze George Sorosa ) system szkolny został oficjalnie pozbawiony lekarza. Byla za to lekcja religi i opłacony przez Ministerstwo katecheta. Po ponad 100 latach funkcjonowania lekarza szkolnego na terenach Polskich Ministerstwo Zdrowia uznało lekarza za niepotrzebnego. Zadnej argumentacji nie podano.
Jaki jest stan zdrowia polskich dzieci tego naprawde nie wiadomo bo nikt sie tym nie zajmuje.

III RP stosuje szeroka akcje pogardy i demoralizacji spoleczenstwa. Ponoc nie ma niewielkich pieniedzy na lekarzy i stomatologow szkolnych ale sa budzetowe pieniadze na mlodziezowe, resortowe emerytury w wysokosci ponad 18 000 złotych.
Udział w gospodarce swiatowej, majacej problemy demograficzne Europy, w zasadzie maleje od I Wojny Swiatowej. Spadek nabrał dynamicznego tempa od lat szescdziesiatych XX wieku.
Maleje odsetek Europejczyków w wieku produkcyjnym rosnie zas w wieku poprodukcyjnym. Zyje sie zas coraz dluzej. Bardzo kosztowne bywa leczenie starszych ludzi. Od dwoch dekad swiadczenia emerytalne i zdrowotne sa w czesci finansowane z długu publicznego, ktory zaczął przybierac wielkosc zagrazajaca wzrostowi gospodarczemu a nawet stabilnosci systemu. Trzeba bedzie ograniczyc szybkosc przyrostu dlugu a tym samym wielkosc swiadczen emerytalnych i spolecznych.
Prognozy dla krajow z klopotami demograficznymi sa pesymistyczne lub wprost złe.

niedziela, 27 grudnia 2015

Automatyzacja i szok przyszlosci 24

Automatyzacja i szok przyszlosci 24

 Wszelkie nowosci powoli i opornie trafiaja na peryferia.
W państwach UE w 2014 roku, najwięcej firm robiło zakupy drogą elektroniczną w Austrii 68%, w Czechach 56%, w Niemczech 54%, Finlandii i Wielkiej Brytanii po 51%. Najwięcej firm oferowało swoje produkty i usługi droga elektroniczną w Irlandii 32%, Szwecji 28%, Danii i Niemczech 27%, Belgii 26%, w Czechach i Holandii po 25%. W Polsce wskazniki te wynosza odpowiednio 21% i 12%. Szczegolnie marne rezultaty w dziedzinie transgranicznego handlu elektronicznego maja niestety polskie firmy. Za nami sa tylko Bułgaria, Grecja i Rumunia

Idee wspoldzielenie ( Uber , Halo, Taxibeat ) mozna takze z powodzeniem zastosowac do mieszkan tworzac alternatywe dla hoteli.
W sieci jest dostepnych mnostwo ofert sprzedazy czy wynajmu lokali. Jednak aby stworzyc alternatywe dla hoteli oferta musi byc z aktywnym, pewnym kontaktem wynajmujacego. Zadaniem systemu byloby dobre wyszukanie lokalu najlepiej spelniajacego wymogi klienta - algorytm optymalnie skojarzy oferte wynajmujacego i wymogi klienta .
Uslugi powinny byc jak najbardziej rozbudowane i zintegrowane. Wystarczy ze przyszlej asystentce SIRI wydamy polecenie a ona juz "inteligentnie" ( to znaczy znajac historie naszych poprzednich dzialan ) zaaranzuje podroz i pobyt. Kupi nam bilety, wezwie "taksowki", zamowi hotel lub "hotel" czy apartament.

Niedlugo konkurencyjne uslugi posrednictwa finansowego beda swiadczone w sieci nie tylko przez banki. Tak jak z taksowkami podniesie sie krzyk bankowcow czyli srodowiska wielkiej korupcji.
System moze automatycznie kojarzyc oferty pozyczkodawcy i pozyczkobiorcy podobnie jak kojarzy sie oferty na gieldzie . Banki w Polsce stały na uprzywilejowanej pozycji w stosunku do klienta mogac wystawiac Bankowy Tytuł Egzekucyjny i poslugiwac sie przemoca komornikow. Problem egzekucji niesolidnego dłuznika istnieje zawsze i rola panstwa i jego systemu przemocy jest nie do przecenienia.

Funkcjonuje sporo stron internetowych z ofertami pracy i ofertami osob szukajacych pracy.
Czy mozna wydajnie automatycznie skojarzyc oferty firm szukajacych pracownikow i osob szukajacych pracy pomagajac pracownikom i firmom ?. Slyszymy z jednej strony o duzym bezrobociu a z drugiej o trudnosciach firm w znalezieniu pracownikow. Wniosek z tego ze rynek funkcjonuje wadliwie. Jest plytki i nieplynny. Pominmy chwilowo milczeniem wyglupy firm ( jako przejaw neokolonializmu mentalnego i materialnego ) proponujacych glodowe stawki a majacych wysokie wymagania co do kwalifikacji pracownika.

Kluczem do dobrego, automatycznego kojarzenia ofert pracy jest ocena wartosci danej osoby na rynku pracy. Dla mlodej osoby jest to m.in
- Zawod do ktorego jest przygotowany
- Ocena na dyplomie ze studiow ( brak / licencjat / mgr / dr ) połaczona z "wartoscia"/ rankingiem uniwersytetu. Dla prawnika jest tez ocena ze zdanej aplikacji
- Rozne szkolenia
- Długosc zatrudnienia w zawodzie i nie w zawodzie
- W czesci zawodow jest tez istotny wyglad - wzrost, waga, zdjecie twarzy

Wynagrodzenia sa zroznicowane geograficznie co trzeba uwzgledniac.
W ogłoszeniach firm poszukujacych pracownikow w Wielkiej Brytani sa podawane oferowane wynagrodzenia. Natomiast w Polsce  rozmowa z kandydatem czesto jest ( zbednym ) przetargiem o jego wynagrodzenie.
W ramach otwierania postkomunistycznych korporacji prawniczych zniesiono egzamin ustny jako zupelnie arbitralny i korupcyjny.
"Pytanie na dawnym egzaminie adwokackim - Dlaczego Pan wybral ta profesje ? Alez Tato nie wygłupiaj sie !"
Osobista wizyte pracownika u pracodawcy moze zastapic rozmowa przez Skype o umowionej porze czy przygotowana prezentacja.
Pod uwage brana bedzie w kojarzeniu bliskosc zamieszkania wzgledem pracodawcy.

Aby upowszechnic system automatycznego naboru pracownikow uczymy pod koniec edukacji absolwentow wypelnienia formularzy pokazujac im zarazem jak ksztaltuje sie wartosc pracownika na rynku w funkcji edukacji i doswiadczen zawodowych. Informacja o rynkowej wartosci pracownika jest tez uzyteczna przy wyborze kierunku edukacji. Mozna w ten sposob zniechecic do podejmowania nauki w niepotrzebnych nikomu zawodach.
System mogły dokonywac masowego naboru do czyszczonych z korupcji wszelkich urzedow czy instytucji. Urzedy przy naborze moglyby korzystac tylko z systemu.
Zauwazmy ze system majac dostep do baz danych ZUS mogłby zarazem czesciowo weryfikowac podane przez osoby dane czy sa prawdziwe a przynajmniej niesprzeczne. ZUS mogly na podstawie swoich danych wyliczac wynagrodzenia w roznych zawodach z roznym doswiadczeniem w roznych rejonach.
W bazach sa przerozne dane i trzeba je tylko inteligentnie uzyc.

Zauwazmy ze dysponujac wysoce sprawnymi automatycznymi systemami poszukiwania mieszkan i pracy Polska poradziłaby sobie w sytuacji gdy zaczną masowo przybywać uchodźcy z Ukrainy.
Ukraincy w Polsce pracuja i sie integruja. Ich kultura i religia nie rozni sie drastycznie od naszych. Nie moga byc jednak zbyt skoncentrowani przestrzennie.

Oburzajaca oferta zatrudnienia z 17 stycznia 2014 roku, zamieszczona na stronie internetowej Urzędu Pracy m.st. Warszawy, stała się obiektem kpin i złośliwości. To przykład skrajnego wyzysku i pazerności potencjalnego pracodawcy oraz głupoty.
Wymagania dla grafika: "konieczne wykształcenie wyższe, min. 4 lata; bardzo dobra znajomość: Axure, 3dsMax, InDeign, Corel Draw, Photoshop, Design UI/UX, HTML, umiejętność rysowania odręcznego; biegła znajomość języka angielskiego, rosyjskiego, ukraińskiego; projektowanie stron internetowych; projektowanie grafiki dla stron internetowych."
Za prace prawdziwego profesjonalisty firma chce zapalcic 1200 zł. Na dodatek na umowę o dzieło (na jedną zmianę).

Totolotek Walesy czyli TW Bolek. Przypomnienie

Totolotek Walesy czyli TW Bolek. Przypomnienie

http://www.fakt.pl/Tajemnice-Walesy-Wygrywalem-w-totka-gdy-potrzebowalem,artykuly,220249,1.html

"Tajemnice Wałęsy: Wygrywałem w totka zawsze, gdy potrzebowałem
Nie do wiary! Były prezydent Lech Wałęsa (70 l.) oznajmił, że pieniądze, które wygrywał w latach 70. w totolotka, pojawiały się jak na zamówienie! Wystarczyło, że na coś ważnego brakowało i los od razu podpowiadał mu, jak ma obstawiać zakłady. – Mogę powiedzieć, że wygrywałem zawsze, kiedy naprawdę potrzebowałem – stwierdził. Ujawnił przy okazji, że w latach 1970–1972 wygrał w sumie 35 000 zł.

To wtedy była prawdziwa fortuna! Cena czarno-białego telewizora, czyli superluksusowego wówczas towaru, wynosiła na początku dekady 7800 zł. Wałęsa kupił sobie taki w 1971 roku, właśnie za pieniądze wygrane – jak utrzymywał – w totolotka. To był generalnie dobry czas dla Wałęsów. W 1972 r. przeprowadzili się do M3 w nowym bloku (szczyt marzeń ówczesnych Polaków) i zaczęli wyposażać mieszkanie w sprzęty, które wtedy ani nie były tanie, ani łatwo dostępne.

Danuta Wałęsowa (64 l.) tak to podsumowała w swojej książce: – Jak nas było stać, systematycznie dokupowaliśmy meble – wersalkę, czy stół. Po prostu dorabialiśmy się. (...) Nie pamiętam, jakiej marki był nasz pierwszy telewizor. Na pewno czarno-biały, bo innych nie było. Radio też z czasem mieliśmy. Wałęsowie mieli też wówczas samochód marki Warszawa. To, co przynosił do domu przyszły prezydent, pozwalało na tankowanie do pełna (o ile na stacji była benzyna) i kupowanie części do auta, które często się psuło.

Rodzina Wałęsów szybko się powiększała, ale i życie stawało się znośniejsze: – Pralkę kupiliśmy dzięki temu, że mąż znów wygrał w totolotka (...). On do dziś gra w totolotka. Jednak Pan Bóg nie daje mu wygrywać, gdyż nie potrzeba mu już tych wygranych. On zawsze powtarza: – Kiedy bardzo potrzebowałem, to wygrywałem”. A teraz nie wygrywa – pisała Danuta Wałęsa w książce „Marzenia i tajemnice”. Ale nie wszyscy wierzą w niebywałe szczęście Lecha Wałęsy. Historycy wyciągają z archiwów ciekawe notatki, ponoć sporządzone przez funkcjonariuszy SB. Jeden z nich miał wyliczyć, że wynagrodzenie Wałęsy za współpracę z SB jako agent „Bolek” wyniosło 13 100 zł. Jaka była prawda? Były prezydent wciąż różnie opowiada o tamtych czasach. Dziś twierdzi, że wielkie pieniądze, które, na marginesie, stanowiły równowartość sumy dobrych rocznych pensji – same pchały mu się do portfela. Wałęsa jest po prostu w czepku urodzony!

Niemniej – jak sugerują autorzy książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” – Wałęsa miał trochę szczęściu pomagać. Przynajmniej w pierwszej połowie lat 70. Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk zarzucają nobliście, że kontynuował współpracę z SB aż do 1976 r. Dopiero wtedy przestało mu się dobrze powodzić. Wyrzucono go z pracy, a przez działalność w podziemiu nie mógł znaleźć nowej. Doszło do tego, że znajomi kupowali Wałęsom jedzenie.
Lata 70. były więc dla przyszłego noblisty nie tylko okresem zmagań z codziennością. Był to dla niego również czas podejmowania trudnych, być może najważniejszych, wyborów życiowych..."

Trybunal - Demokracja Fasadowa 3

Trybunal - Demokracja Fasadowa 3

 Obecna rozprawa PiS-u i Kukiza z Trybunałem Konstytucyjnym jako narzedziem walki politycznej, to rozmyslne rozpoznanie wroga walka i oczyszczenie przedpola przed głownym starciem. Bitwy rozpoczynajacej sie wojny dopiero majacza na horyzoncie - strategiczne bombardowania obszarow korupcji, rzez nomenklatury czy wymuszenie placenia podatkow.
Jest dosc malo prawdpodobne ( ale wcale nie wykluczone ) aby Trybunał orzekł ze ustawa programu demograficznego i pomocy dla dzieci 500+ jest niekonstytucyjna.
Ale ustawy o podatku bankowym i podatku dla hipermarkertow, ustawa o eliminacji obcych wplywow w polskojezycznych mediach gadzinowych a juz zwlaszcza ustawy stawiajace z glowy na nogi wymiar sprawiedliwosci z pewnoscia okazalyby sie "niekonstytucyjne". Porzadkowanie ustaw podatkowych czy wydluzenie okresu karalnosci przestepstw gospodarczych - wszystko to byłoby z pewnoscia "niekonstytucyjne".

Rozpoznanie wroga walką (ang. reconnaissance in force) to akcja zaczepna w małej skali lub innaczej rozpoznanie taktyczne. Celem rozpoznania jest zdobycie aktualnych i wiarygodnych informacji - pozycji sił lub punktów oporu, systemu zapór, rodzaju uzbrojenia i wziecie jencow do przesluchania. Rozpoznanie walką łączy sie z nieuniknionymi stratami. Cel rozpoznanie walką został osiągniety. Siły pasozytniczego układu zostały odsłoniete, ale nic ponadto.
Przy okazji warto zauwazyc ze sprawa kombinacji z Trybunalem podjeta w sytuacji gdy stawalo sie jasne ze wybory sa przegrane, to tylko jeden watek zabezpieczen układu na przypadek przegranej. Takich kombinacji ustrojowych ktore maja utrudnic zycie wygranym w demokratycznych wyborach, podjeto znacznie wiecej ale demontaz tych zabezpieczen bedzie dosc prosty ale polaczony z oszczerczymi kampaniami medialnymi.

Jarosław Kaczynski był i jest geniuszem intrygi politycznej. Popelnia jednak bledy, tak zreszta jak kazdy czlowiek. O ile dziesiec lat temu poczynania rzadu byly zbyt spontaniczne i zywiolowe to tym razem Kaczynski jest zimnym strategiem, osoba ktora wyzbyla sie jakichkolwiek złudzen co do podlosci przeciwnika, szachista ktory zna dwa kolejne ruchy przeciwnika.

Przykladowo, potrzebne sa zmiany ustawowe aby podjac umorzone sledztwo w sprawie korupcji sedziow sadu najwyzszego, przedstawic im zarzuty i wtracic do wiezienia. Srodowisko sędziowskie jest zupelnie niezlustrowanym środowiskiem zawodowym, jest bagnem korupcji. Korupcja jest tam norma i chlebem powszednim.
Według doktryny "grubej kreski" "niekomunistycznego" premiera Tadeusza Mazowieckiego, słynnego z "postawy słuzebnej", sędziowie sami mieli oczyścić swoją stajnię Augiasza. Tymczasem gnoju jest tam coraz to wiecej i wiecej.
Pierwsza zagraniczna osoba, która złożyła wizytę nowemu premierowi Mazowieckiemu był szef KGB Władimir Kriuczkow - w latach 1988-1991 Przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego ( = KGB ) ZSRR a od 1989 do 1991 członek Biura Politycznego KC KPZR. Ze spotkania Mazowiecki wyszedł zlany potem i kredowo blady. Nie ujawniono stenogramu tej rozmowy. Kriuczkow przybył do Warszaway dwa dni po tym jak Sejm powierzył Mazowieckiemu misję stworzenia rządu. Mozna sie tylko domyslac ze przypomniał Mazowieckiemu skad jemu i innym wyrastaja nogi.

Polskie sondazownie maja na celu kształtowanie opini społecznej, a nie jej badanie. Realizuja one zamowienia na marketing polityczny. Dokonuja szwindli i oszustw. Władza sondażowni jest ogromna. Moga powiekszyc lub zmniejszyc szanse wyborcze kandydatow w wyborach.. W Wielkiej Brytani dzialala komisja parlamentarna badajaca sprawe manipulacji ośrodków badania opinii publicznej. W 1992 roku wybuchł skandal. Sondażownie przewidywały w wyborach parlamentarnych 2% zwycięstwo Partii Pracy. Tymczasem wygrali przewaga 8% konserwatyści. Naukowcy komisji drobiazgowo przeanalizowali wszystkie popelnione bledy. W kolejnych wyborach prognozy były juz zbliżone do prawdziwych wyników wyborow.
Tymczasem w Polsce "błedy" sondazowni siegaja 32%.
Kiedy tylko zostana przyjete wazne ustawy takze w Polsce trzeba bedzie zajac sie ujadajaca psiarna udajaca sondazownie.

Systemowym blizniakiem fasadowego Trybunału, rowniez powolanym do zycia przez Jaruzela w stanie wojennym jest fasadowy CBOS. Jego szefem był płk Stanisław Kwiatkowski. Od 1973 roku był doradcą ministra obrony a pozniej premiera Wojciecha Jaruzelskiego. Był autorem dzieł wychwalających szybki rozwój Związku Radzieckiego, wygrywającego ekonomicznie (!) ze Stanami Zjednoczonymi.

http://niezalezna.pl/74177-grupa-trzymajaca-sondaze-jak-obalic-rzad-gdy-staje-sie-niebezpieczny
"W pierwszym numerze „Biuletynu CBOS” (1/85) Kwiatkowski tak opisywał początki tego ośrodka: „Z zamiarem powołania takiej instytucji noszono się już od dawna. Stało się to jednak właśnie w czasie trwania stanu wojennego, co w połączeniu z faktem, że uchwałę w tej sprawie podpisał prezes Rady Ministrów generał armii Wojciech Jaruzelski, ma swoją wymowę. Z urzędu opiekę nad „noworodkiem” sprawują od początku szef Urzędu Rady Ministrów i przewodniczący Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów”.
Odnotowywał, że centrum „ma obowiązek pośredniczyć – jak się zwykło mówić – między władzą a społeczeństwem”. Stwierdzał też, że „działalność Centrum ma być w swoich założeniach usługowo-użytkowa w stosunku do potrzeb rządu”.
Jakie poglądy reprezentował pułkownik? W wydanej w 2003 r. książce „Szkicownik z CBOS-u” Kwiatkowski przedrukowuje swój artykuł z pisma „Tu i teraz” z 2 marca 1982 r. Ale ze skrótami. Pułkownik pomija pewien niewygodny dziś fragment, w którym – dziesięć tygodni po pacyfikacji kopalni Wujek – wyrażał swą aprobatę dla pomysłu walki z opozycją przy użyciu broni palnej: „Zgadzam się w ocenie co do konieczności przeciwdziałania kontrrewolucji. Nigdy zresztą nie było wątpliwości w sytuacjach skrajnych, gdy przeciwnik sięgnął po władzę i gdy zorganizowaną opozycję przełamywano przy pomocy wszystkich środków, którymi dysponuje socjalistyczne państwo. Zawsze, kiedy wymiana zdań przechodziła w wymianę strzałów, >>głos zabierał towarzysz Mauzer<<”.
Główna myśl Kwiatkowskiego była jednak inna: oprócz robienia użytku z towarzysza Mauzera z opozycją trzeba walczyć także intelektualnie. Pułkownik postulował, by opozycję „pozbawiać bazy społecznej”, zaś opozycjonistów „dyskwalifikować politycznie, obnażać ukryte intencje, rozbijać logicznie. Tak przecież rozprawił się Lenin z empiriokrytykami”.

Przypomniec trzeba ze gdy zagranica „wyraża niepokój sytuacją w Polsce” to jest to tylko niepokoj o stan interesow podmiotow tejze zagranicy w Polsce. Tak wiec gdy Niemcy "niepokoja sie o Polska demokracje" to znaczy boja sie ze zostana ukrocone oszustwa podatkowe niemieckich firm w Polsce i drenaz Polakow ! Gdy mowia o wolnosci mediow to mysla o swojej polskojezycznych mediach gadzinowych majacych ogłupiac Polakow i dzialac na ich szkode.

sobota, 26 grudnia 2015

Male inwestycje i slabe perspektywy 6

Male inwestycje i slabe perspektywy 6

  Bez własciwych inwestycji nie ma zadnego rozwoju. Komunizm nie poszedl wypracowana i sprawdzona na zachodzie droga, metoda koncentracji, moblizacji i przesuwania kapitalu oraz pomocy panstwa raczkujacemu przemyslowi. Komunizm zamiast kultury kontraktu w masowej skali zastosował przemoc, grabiez i panszczyzne. Stalin w latach trzydziestych konfiskował chlopom plony doprowadzajac miliony ludzi na Ukrainie i Rosji do glodowej smierci. Sprzedawal plony na zachodzie i kupowal tam maszyny. Gułagi dostarczaly przemyslowi darmowa, niewolnicza sile robocza.
http://matusiakj.blogspot.com/2015/11/niemiecki-wklad-w-rozbudowe-sowieckiego.html

O tym tez traktuje "Peryferyjny Kapitalizm Zalezny", dostepny w GoogleBooks.

Stalinowska industralizacja dla narodow ZSRR byla koszmarem !
Gdy niemieckie hordy podbijaly kraje bałtyckie, Bialorus i Ukraine to byly przyjmowane kwiatami i chlebem jako wybawcy z opresji. Gdyby nie pycha, buta i bezdenna głupota elity III Rzeszy i rasizm, kazace traktowac tych ludzi jako wrogow do eksterminacji to Niemcy doszliby tak daleko w podboju ZSRR, jak by tylko chcieli.

W powojennej Polsce komunisci zastosowali quasi-stalinowska grabiez rolnictwa ( jako akumulacje kapitalu ) systemem obowiazkowych dostaw, niewiele rozniacym sie od okupacyjnego kontyngentu, na ktora to konfiskate rabowani chłopi reagowali biernym oporem. Chłopi byli grupa spoleczna poddana masowym represjom jak zadna inna grupa. "Miasta jadły kradziony chleb". Na cale szczescie niewiele wyszlo w Polsce z prob stalinowskiej kolektywizacji rolnictwa. W dziesiecioleciu 1929-1938 w przymusowej kolektywizacji w ZSRR polaczono 94% z 26 milionow malych gospodarstw rolnych tworzac przemoca, pod lufami karabinow, milion kołchozow. Opornych rozstrzeliwano lub zsylano do niewolniczych obozow systemu Gułagu. Zamordowano wtedy około 15 milionow chlopow, kobiet i dzieci. Zalamala sie produkcaj zywnosci spadajac o 30%. Po 70 latach od wyzwolenia - uwłaszczenia chlopow przez cara, Stalin zamienił ich z powrotem w niewolnikow. Na potrzeby propagandy stworzono falszywy obraz wrogiego spoleczenstwu bogatego chłopa - kułaka. Az do poczatka lat siedemdziesiatych niewolnicy nie mieli dowodu osobistego i nie mogli oddalac sie z miejsca zamieszkania. Byli pozbawieni jakiejkolwiek opieki społecznej. Nie mieli zadnych praw. Wszyscy zyjacy w ZSRR bez szemrania mieli wykonywac kolejne plany piecioletnie w mysl hasła "wiecej pracuj i mniej jedz".

Rabowane polskie rolnictwo sie nie rozwijalo i bylo niewydajne. W Polsce, kraju europejskim, stalinowska konfiskta plonow, ktora by doprowadzila do masowej smierci glodowej milionow byla niewykonalna.
PRL rozwijałby sie znacznie szybciej gdyby na zbrojenia i sektor bezpieczniacki nie wydawano az 7-12% dochodu narodowego. Zbrojenia byla wymuszane przez ZSRR. Po buntach w Poznaniu w 1956 roku w Polsce porzucono plany forsownej stalinowskiej industralizacji. Wladze PRL caly czas mialy dylemat jak pogodzic inwestycje i rozwoj z biezaca konsumpcja. Inwestycje odbywały sie jednak kosztem zmniejszenia biezacej konsumpcji. Błedna alokacja kapitalu w przemysle skutkowala powolnym wzrostem gospodarczym. Poziom zarzadzania gospodarka przez czerwona nomenklature byl tragiczny.
Proba oparcia rozwoju gospodarczego o pozyczony przez panstwo za zachodzie kapitał w erze sekretarza Gierka zakonczyla sie potwornym kryzysem systemowym i dwoma dekadami stagnacji.

III RP bezrozumnie postanowiła oprzec rozwoj o preferowany zachodni kapital. Ale majac negatywne doswiadczenia z pozyczaniem przez panstwo kapitalu i jego inwestowaniem przez polskie firmy w erze Gierka postanowiono ze zachodni inwestorzy - nadludzie beda sami inwestowac w Polsce ponoszac systemowe ryzyko. Zachodni kapital wiedzac ze polska polityka i gospodarka zarzadza sitwa magdalenkowych oszustow, żądal wysokiego zwrotu z kapitalu jako premi za ponoszone ryzyko.

Duza czesc poczynionych przez zachodni kapital inwestycji jest konkurencyjna do naszego kapitalu i jest szkodliwa dla rozwoju gospodarczego i stabilnosci systemu. Mowa o dzialach gdzie przy wzglednie malym zaangazowaniu kapitalu w prymitywna technologicznie dzialalnosc uzyskuje sie spore zyski - bankowość, budownictwo i wielki handel. Inwestycje te sprzyjaja niekorzystnemu importowi i pogarszaja ujemny bilans handlowy Polski.
Pierwszy zachodni supermarket powstał w Warszawie w 1990 roku. W 1995 roku super oraz hipermarkety i zwiazane z nimi galerie handlowe miały 4% powierzchni handlowej w Polsce. W 2000 roku miały 10,5% udzialu , w 2005 20,5% a w 2015 roku mają 25% Rozwoj sieci hipermarketow w Polsce byl na tle podobnego procesu na zachodzie w latach siedemdziesiatych i osiemdziesiatych bardzo szybki.
Sieci handlowe, z wyjatkami, podatek CIT płaca w kraju macierzystym wlascicieli firmy a nie w Polsce.
Sprzedaz na jednego pracownika jest w marketach znacznie wieksza niz w normalnym handlu detalicznym.
Tam gdzie markety mogły się bez przeszkód rozwijać, zdominowały handel detaliczny i półhurtowy, zostawiając dla mniejszych sklepów tylko male i nisko rentowne rynki niszowe. Sieciom przypisuje sie wywoływanie wielu negatywnych efektów społecznych.

Metro Group to niemiecki koncern handlowy obecny w ponad 30 krajach założony w 1964 roku przez niemieckiego miliardera Ottona Beisheima, żołnierza służącego podczas wojny w zbrodniczych oddziałach Waffen-SS.
Do grupy Metro należą takie spółki-córki, jak Kaufhof, Media-Saturn czy sieć Real. W 2012 roku spółka Real posiadała w Polsce az 57 hipermarkety, gdy zostały one sprzedane grupie Auchan.

Portugalska Biedronka ma w Polsce siec 2500 dyskontow, niemiecki Lidl 550, duńskie Netto ma ich 334. Otwarcie kolejnego dyskontu powoduje znikanie wielu małych rodzinnych sklepow. Po KGHM, Tauron, PGE i PKN Orlen Biedrona ( pozytywny wyjatek ) jest najwiekszym platnikiem podatku CIT w Polsce.
W 2012 roku małe sklepy miały 45% udziałów w rynku detalicznym. W 2018 roku będzie to już tylko 28%

Handel funkcjonowal w PRL. Jego bolaczka byl brak wystarczajacej ilosci towaru do sprzedazy. Trudno powiedziec czy pracownicy handlu byli leniwi i zdemoralizowani a system nalezalo rozmontowac. Z pewnoscia oddanie w dominacje handlu zachodniemu kapitalowi było głupota jesli nie dywersja gospodarcza.

Niehoży doktorzy

Niehoży doktorzy

http://gf24.pl/blog/2015/12/22/niehozy-doktorzy/

"Niehoży doktorzy
Duża część tytułów naukowych w Polsce przyznawana jest po znajomości i za pieniądze. Prace takich naukowców nie spełniają żadnych kryteriów. Chociaż problem jest znany, to środowisko naukowe udaje, że go nie ma.

Na początku grudnia wybuchła afera wokół Akademii Sztuk Pięknych (ASP) w Warszawie – jednej z najbardziej znanych uczelni artystycznych w Polsce. Miała ona związek z wynikami kontroli, jaką przeprowadziła Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów. W jej wyniku Komisja cofnęła Wydziałowi Sztuki Mediów ASP uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Oprócz cofnięcia uprawnień do nadawania tytułów, Komisja odmówiła również zatwierdzenia uchwał Rady Wydziału o przyznanie stopnia doktora znanemu krytykowi sztuki Andzie Rottenberg i artyście Krzysztofowi Wodiczce. W pierwszym wypadku recenzentem doktoratu okazała się osoba, która była jego współautorem, a promotorem doktoratu okazała się osoba, która była współuczestnikiem organizowanej przez Rottenberg wystawy. Komisja oceniła to jako jawne naruszenie zasady bezstronności oceny pracy naukowej. W drugim wypadku komisja zarzuciła, że oceny recenzentów nie dotyczą samego doktoratu, a obejmują całokształt dokonań jego autora, konkludując ostatecznie, że doktorat Wodiczki zawiera „istotne braki formalne, które dyskwalifikują go pod względem prawnym”. Równie poważne wątpliwości Komisja wysunęła w odniesieniu do doktoratów fotografika Tomasza Tomaszewskiego i rysownika Andrzeja Dudzińskiego. W obu wypadkach największe wątpliwości dotyczyły tego, że zarówno Tomaszewski, jak i Dudziński ukończyli na ASP studia licencjackie i magisterskie w ciągu zaledwie dwóch lat, a następnie zaczęli się doktoryzować. Fakty te w ocenie Komisji są jawnym złamaniem regulaminu uczelni, który nie pozwala na ukończenie studiów w tak szybkim trybie.

Sprawa wyników kontroli została upubliczniona przez grafika i scenarzystę Dariusza Zawiślaka, który w liście do rektora ASP prof. Adama Myjaka zaapelował m.in. o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec dziekana Wydziału Sztuki Mediów prof. Janusza Foglera, na którym odbyły się obrony doktoratów wymienionych osób. Ale najbardziej bulwersującą w całej sprawie okazała się reakcja niektórych osób, których dotyczyły zarzuty Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Anda Rottenberg odmawiała udzielenia jakiegokolwiek komentarza, podobnie zrobili Wodiczko i Dudziński, za to Tomasz Tomaszewski zarzuty pod adresem swojego doktoratu uznał za przysłowiową zemstę nieudaczników!

Kasa i przyjaciele

Nie pierwszy raz w Polsce pojawiają się publicznie zarzuty co do rzetelności uzyskanych tytułów naukowych i nie pierwszy raz ci, których to dotyczy zachowują milczenie! W ubiegłym roku głośno było wokół prezesa Business Centre Club (BCC) Marka Goliszewskiego, który w czerwcu 2014 r. obronił na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego pracę doktorską pt. „Wpływ sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze”, która została napisana pod kierunkiem prof. Andrzeja Zawiślaka. Po obronie okazało się, że doktorat Goliszewskiego nie spełnia naukowych kryteriów. Spośród 187 stron pracy, zaledwie 50 stron można było bowiem uznać za właściwą pracę naukową. Resztę stanowiły bowiem rekomendacje i bibliografia. W pracy doktorskiej Goliszewskiego nie było praktycznie żadnych przypisów, a szef BCC nie przeprowadził żadnych badań. Gdy sprawa wyszła na jaw okazało się również, że prof. Zawiślak to dobry kolega doktoranta i jeden z założycieli BCC, którego prezesem jest właśnie Goliszewski. Wyszło również na jaw, że Wydział Zarządzania UW na co dzień blisko współpracuje z BCC, który sponsoruje prowadzone przez jego naukowców badania i funduje stypendia dla jego studentów. Zaczęto wówczas otwarcie spekulować, czy przypadkiem nie jest tak, że doktorat dla Goliszewskiego jest formą podziękowania kierownictwa Wydziału Zarządzania UW dla szefa BCC. 29 października 2014 r. Rada Wydziału Zarządzania UW po ponownym zbadaniu pracy ostatecznie odmówiła Goliszewskiemu nadania stopnia doktora nauk ekonomicznych. W styczniu br. zakomunikował on, że rezygnuje z dalszego ubiegania się o uzyskanie tytułu doktora i że tak na- prawdę nigdy mu na tym nie zależało!

Podobny, aczkolwiek zupełnie niezauważony przez opinię publiczną był przypadek doktoratu Józefa Jędrucha byłego szefa KFI Colloseum – hybrydy finansowej, której działalność była przed laty przyczyną ogromnej afery finansowej. Jej główny bohater – Józef Jędruch dokonał oszustw szacowanych na 430 mln zł na szkodę wielu podmiotów. W 2001 r. w związku z prowadzonym śledztwem został po raz pierwszy zatrzymany przez UOP, ale gdy go zwolniono, Jędruch uciekł za granicę. Ścigało go wówczas CBŚ, ABW oraz Interpol, który wydał za Jędruchem międzynarodowy list gończy. W 2003 r. Jędruch został aresztowany w Izraelu i sprowadzony do Polski, gdzie trafił ponownie do aresztu. Cztery lata później wyszedł na wolność, po tym jak w jego imieniu pewna starsza pani wpłaciła 3 mln zł kaucji. W tym czasie toczył się już przeciwko Jędruchowi proces sądowy i ciążyło na nim aż dziesięć zarzutów, za co groziło mu łącznie dziesięć lat więzienia. Ostatecznie w 2013 r. sąd skazał Jędrucha na 6 lat więzienia i 400 tys. zł grzywny oraz zobowiązał go do naprawienia szkody w wysokości 54 mln zł. Wobec Jędrucha sąd orzekł również zakaz pełnienia wszelkich funkcji w spółkach prawa handlowego na okres dziesięciu lat. Jednak w poczet kary zaliczono Jędruchowi czas spędzony w areszcie. Gdy wyszedł na wolność zapragnął zostać naukowcem – prawnikiem. I właśnie wtedy prof. Marek Chmaj postanowił spełnić pragnienia Jędrucha i wypromował go na doktora prawa, a cała obrona doktoratu na warszawskim SWPS poszła bardzo gładko. Jednym z recenzentów pracy Jędrucha była pani profesor Teresa Gardocka – prorektor SWPS, a prywatnie żona byłego Prezesa Sądu Najwyższego Lecha Gardockiego, obecnego dziekana Wydziału Prawa SWPS.

Doktoraty Goliszewskiego i Jędrucha to przykłady ludzi, którzy dzięki swoim wpływom bądź posiadanym pieniądzom zapragnęli „zdobyć” tytuły naukowe, tylko po to, aby dodać je do nazwiska na swoich wizytówkach.

Poziom dna

Ale problemem jest dzisiaj w Polsce nie tylko zdobywanie tytułów naukowych „po znajomości”. Jeszcze bardziej groźne dla polskiej nauki jest to, że ich poziom jest bardzo niski, a nawet bywa wręcz żenujący. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej zrobiło się głośno o doktoracie pani Magdaleny Ogórek – kandydatki postkomunistycznego SLD na Urząd Prezydenta RP, która jednak nie odniosła sukcesu, jaki marzył się jej samej, a jeszcze bardziej szefowi tej partii Leszkowi Millerowi. Ogórek uzyskała zaledwie 2,38 proc. głosów i nie mogła liczyć się w wyborczej rozgrywce. Gdy jednak w czasie kampanii zaczęto analizować karierę zawodową pani Ogórek pojawił się również wątek jej doktoratu. Jego temat jak na aktywistkę lewicy był dość nietypowy. Otóż Ogórek w swojej doktorskiej rozprawie zajmowała się „Beginkami i Waldensami na Śląsku i Morawach do końca XIV w”.. Dysertacja została w 2009 r. obroniona na Uniwersytecie Opolskim. W 2012 r. doktorat został wydany pod tym samym tytułem w formie książkowej. W każdym razie w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej wyszło na jaw, że na doktoracie Ogórek „suchej nitki” nie zostawili czytający go historycy, którzy zajmują się średniowiecznymi ruchami beginek i waldensów. Jeden z nich dr hab. Paweł Kras z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (KUL) w recenzji doktoratu Ogórek od razu zaznaczył, że jest w nim tyle błędów merytorycznych, że nie jest w stanie ich szczegółowo omówić, z uwagi na ograniczone „ramy objętościowe recenzji”. Według Krasa te, błędy w doktoracie Ogórek, to nie tylko błędne przytaczanie nazw instytucji, mylenie nazwisk, czy błędy przy opisywaniu miast, ale przede wszystkim cała strona metodologiczna doktoratu. Kras zarzucił Ogórek przede wszystkim to, że zajmuje się dobrze już zbadanym tematem nie wnosząc do niego nic nowego. Pierwszą rzeczą jaka uderzyła KUL-owskiego profesora było to, że autorka „niezbyt dobrze orientuje się w stanie badań, albo świadomie go ignoruje”. Skutkuje to m.in. tym, że autorka „odkrywa nowe źródła”, które są w istocie dobrze znane od dawna, a „sposób, w jaki to czyni, świadczy, że nie wie z jakimi materiałami rękopiśmiennymi ma do czynienia”. Kras w swojej recenzji podkreśla także, że wiele analiz źródłowych, jakie przeprowadza Ogórek to „badanie już zbadanego materiału, albo powierzchowne opinie wysnute z pominięciem faktów”. W jego ocenie „prostota tej narracji poraża”. Konstatując swoje wywody recenzent zarzuca Ogórek „redukcjonizm metodologiczny i ignorowanie skomplikowanych problemów badawczych” i podkreśla, że styl jakim się posługuje autorka nie ma nic wspólnego z dyskursem naukowym”. Nie było zatem dziwne, że internauci w czasie trwania kampanii zaczęli określać doktorat kandydatki SLD jako „produkt doktoropodobny”. Ale wielu historyków zwróciło również uwagę na to, że wątpliwości budzi sam dorobek naukowy Ogórek. Okazuje się bowiem, że Ogórek nie zajmowała się wcześniej historią Kościoła i nie miała żadnych publikacji na ten temat. Być może tłumaczy to bardzo kiepski poziom tego doktoratu i to, że wysunięto wobec niego tak wiele merytorycznych zarzutów. Chociaż w czasie kampanii wyborczej Ogórek okazało się, że nie tylko jej rozprawa doktorska, lecz także cała zawodowa kariera jest taką zwykłą „wydmuszką”.

Plagiatorzy i złodzieje

Nie tylko niski poziom prac naukowych jest dzisiaj problemem środowiska naukowego w Polsce. Równie potężnym problemem jest uczciwość polskich naukowców, osiągających kolejne naukowe tytuły i produkujących swoje kolejne naukowe publikacje w sposób nie tylko nierzetelny, ale i często sprowadzający się do zwykłej intelektualnej kradzieży. Najgłośniejsza w ostatnich latach była sprawa profesora Ryszarda Andrzejaka – rektora Akademii Medycznej we Wrocławiu, którego rozprawa habilitacyjna okazała się zwykłym plagiatem. Wszystko zaczęło się od tego, że w listopadzie 2008 r. związkowcy z uczelnianej „Solidarność 80” oskarżyli Andrzejaka o to, że w swojej pracy habilitacyjnej przepisał około 90 fragmentów z prac naukowych prof. Witolda Zatońskiego i prof. Jolanty Antonowicz-Juchniewicz. Najpierw pracę Andrzejaka badała specjalna uczelniana komisja, a potem badali ją naukowcy z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sprawą habilitacji Andrzejaka zajął się również rzecznik dyscyplinarny przy Ministerstwie Zdrowia oraz Zespół ds. Etyki w Nauce przy Ministerstwie Nauki, który jednoznacznie orzekł, że praca habilitacyjna Andrzejaka jest rzeczywiście plagiatem. Ale opinia ta nie skutkowała żadnymi konsekwencjami dla samego Andrzejaka, który twardo zaprzeczał, jakoby dopuścił się plagiatu. Jednak pomimo trwającego postępowania wyjaśniającego, we wrześniu 2010 r. centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów zawiesiła Wydziałowi Lekarskiemu wrocławskiej Akademii Medycznej uprawnienia do nadawania habilitacji, a ówczesny minister zdrowia Ewa Kopacz zawiesiła rektora wrocławskiej Akademii Medycznej. I chyba właśnie to sprawiło, że o naukowej działalności Andrzejaka dowiedziała się cała Polska.

Swojego czasu głośno było także o dr Katarzyny Polus-Rogalskiej – adiunkcie w Zakładzie Polityki Zrównoważonego Rozwoju Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, której monografia habilitacyjna („Etyczny wymiar wartości jednostkowo wspólnotowych we współczesnych koncepcjach społeczno-polityczno-ekonomicznych”) wydana w 2009 r. przez toruńskie Wydawnictwo Grado również była nierzetelna. Okazało się bowiem, że jej trzeci rozdział w 90 proc. został „zapożyczony” z doktoratu prof. Jolanty Zdybel z Zakładu Filozofii Nowożytnej Wydziału Filozofii i Socjologii UMCS w Lublinie, który dotyczył „Filozofii Robina Georga Collingwooda (Wydawnictwo UMCS, Lublin 1997). Dokładne badania rozprawy habilitacyjnej dr Polus-Rogalskiej doprowadziły do jeszcze smutniejszego wniosku. Otóż okazało się, że autorka nie tylko dokonała takich zapożyczeń od prof. Jolanty Zdybel, lecz także od innych naukowców i dlatego pozostałe rozdziały pracy wyglądają podobnie. Mało tego okazało się również, że wcześniejsza książka dr Polus-Rogalskiej („Etyczny wymiar jednostki we współczesnych koncepcjach społeczno-polityczno-ekonomicznych) jest w zasadzie identyczna z jej rozprawą habilitacyjną. Ale zanim uruchomiono uczelniane procedury w tej sprawie minęło wiele miesięcy. Jeszcze bardziej opieszale władze bydgoskiego uniwersytetu podeszły do sprawy złożenia doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia plagiatu, co bezwzględnie nakazuje prawo. Ale najbardziej zaskakujące jest to, że po wielu postępowaniach wewnątrzuczelnianych i śledztwie prokuratury w tej sprawie dr Polus-Rogalska nadal pracuje na bydgoskim uniwersytecie jako „pracownik nieetatowy”.

Równie spektakularny był przed laty przykład dr Jakuba Wójcika – adiunkta w katedrze Filologii Angielskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu. W jego wypadku chodziło o rzetelność obronionego przez niego w 2006 r. anglojęzycznego doktoratu (pt. „The Devil Incarnate of the Noble Savage, or the Good Indian: the Construction of the Portrayal of the Native Americans in Pre-Civil War American Fiction (1790–1860)”, jak również o rzetelność jego dwóch artykułów naukowych. W obu wymienionych przypadkach okazały się one zwykłymi plagiatami prac zachodnich autorów. Postępowania wyjaśniające w sprawie doktoratu Wójcika i jego publikacji z wielkimi oporami toczyły się przez wiele miesięcy, zarówno na poziomie wewnątrzuczelnianym, jak i w prokuraturze. W ich rezultacie Sąd Rejonowy w Toruniu w lutym 2010 r. (sygn. VIII K 58/10), orzekł wobec niego karę jednego roku pozbawienia wolności, którą zawieszono na okres 3 lat tytułem próby, oraz ukarał go grzywną w wysokości 3 tys. zł, jak również kosztami procesu w kwocie 570 zł. Ale to jeden z nielicznych przypadków, gdy dopuszczający się plagiatu naukowiec został skazany przez polski sąd.

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz

Jak duża część polskich naukowców jest nierzetelna i dopuszcza się w swoich pracach naukowych nierzetelności, czy zwykłego plagiatu, tego nikt do końca nie wie. Od lat ogranicza się dostęp do prac naukowych (magisterskich, doktoratów, habilitacyjnych) znanych osób, w obawie… przed ich plagiatowaniem. Faktycznie obostrzenia skutecznie zapobiegają odkryciu oszustwa lub nagłośnienia miałkości pracy naukowej.

Pewne jest jedno, że dzisiaj z racji postępu w informatyzacji nauki i lepszych możliwości dochodzenia do źródeł, które coraz częściej są już w formie elektronicznej, o wiele łatwiej jest je wykryć. Ale niestety nie robią tego promotorzy i recenzenci prac naukowych. Nie robi tego w Polsce również żadna instytucja. Jeśli dojdzie już do ujawnienia nierzetelności czy stwierdzenia plagiatu pracy naukowej, to zazwyczaj ma to miejsce wówczas, gdy ich autorzy zdecydują się je opublikować w postaci książkowej, przez co dostęp do nich zyskuje wiele osób. Ale tylko te z nich, które dysponują odpowiednią wiedzą z danej dziedziny lub jej poszukają są w stanie to rozpoznać. Programy antyplagiatowe, jakimi dysponują dzisiaj polskie uczelnie są nadal zbyt ubogie, aby mogły skutecznie to wykrywać. Zresztą nawet gdy okaże się, że mamy do czynienia z plagiatem wcale nie oznacza to, że naukowca, który się go dopuścił od razu dotykają konsekwencje tego czynu. Jak mogliśmy się wiele razy przekonać bardzo często zdarza się, że opinie wewnątrzuczelnianych komisji stwierdzających nierzetelność autora pracy, podważane są przez innych naukowców i sprawa ciągnie się dalej miesiącami. Jeśli już w ramach uczelnianego postępowania dyscyplinarnego zostaje stwierdzony przypadek plagiatu, to sprawca jego dokonania karany jest zazwyczaj upomnieniem lub naganą. W bardzo wielu przypadkach zostaje ono jednak umorzone z powodu przedawnienia, bo tak stanowią obowiązujące przepisy. Niewiele lepiej wygląda to, gdy sprawą plagiatu zajmie się prokuratura i trafia ona później do sądu. Tylko od 30 do 40 proc. spraw, w których chodzi o naukowy plagiat kończy się w polskich sądach wyrokiem skazującym dla nierzetelnego naukowca. Sądy bardzo często umarzają takie sprawy ze względu na niską szkodliwość społeczną.
Zupełnie inaczej jest w krajach zachodnich, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Tam rygorystycznie przestrzega się naukowej rzetelności. Na amerykańskich uczelniach istnieją specjalne biura rzetelności naukowej, które zajmują się zarówno prewencją nierzetelnych zachowań naukowców, jak i ich ściganiem. W USA działa też specjalny urząd federalny (Office of Research Integrity) rozpatrujący każdy przypadek nierzetelności amerykańskiego naukowca, który otrzymał granty i fundusze państwowe. Warto również wspomnieć o tym, że w USA orzeczenia o dopuszczeniu się plagiatu drukowane są w dziennikach urzędowych i informacje o takich osobach pojawiają się w amerykańskich mediach. Osoba, która dopuściła się w USA plagiatu zostaje natychmiast zwolniona i nie ma już żadnych szans na pracę na uczelni. To system, który działa wręcz perfekcyjnie.

Niestety w Polsce jest inaczej. Tutaj można dalej funkcjonować w naukowym obiegu, jak jest to w przypadku dr Polus-Rogalskiej, która jak mówi oficjalna strona uczelni jest dalej jej „pracownikiem nieetatowym”. Mało tego, w Polsce ci, którzy ujawniają plagiaty mają wielkie problemy, skutkujące przede wszystkim marginalizacją przez środowisko naukowe i nie mogą liczyć na granty. Tak było m.in. w przypadku prof. Adama Jedynaka z Politechniki Wrocławskiej, którego działalność związaną z wyłudzaniem pieniędzy z Ministerstwa Oświaty i Szkolnictwa Wyższego na rzekome badania naukowe oraz niszczeniem kolegów, szeroko opisywała przed kilkoma miesiącami „Polityka”. Nierzetelność najbardziej dzisiaj niszczy polską naukę! Ale najgorsze jest to, że nierzetelni naukowcy kształcą tych, którzy potem sami będą kształcili, pracując w szkołach podstawowych i średnich, czy prowadząc zajęcia dydaktyczne ze studentami. Oni również nie wpoją swoim uczniom najważniejszej zasady mówiącej, że nierzetelność to grzech najcięższy. Nie może być zatem dziwne, że cały polski system edukacji jest dzisiaj nierzetelny. Bo jak wytłumaczyć fakt, że uczniowie i studenci nagminnie przepisują publikacje z internetu, a na sprawdzianach, klasówkach i kolokwiach notorycznie ściągają nie ponosząc za to żadnych konsekwencji ze strony swoich nauczycieli."

czwartek, 24 grudnia 2015

Male inwestycje i slabe perspektywy 5

Male inwestycje i slabe perspektywy 5

 Czy rzad Polski naprawde nic nie moze zrobic aby wypchnac Polske z przekletej peryferyjnosci ?

Bardzo wazna ustawa "The Buy American Act" ("BAA", 41 U.S.C. §§ 10a–10d, teraz 41 U.S.C. §§ 8301–8305) przyjeta w 1933 roku przez Kongres została podpisana przez Prezydenta Hoovera w ostatnim dniu jego urzedowania 3 marca 1933 roku.
Ustawa twardo zobowiazuje rzad Stanow Zjednoczonych do preferowania produktow "U.S.-made" i ich kupowania. Takze strony trzecie korzystajace z funduszy federalnych objete sa ta regulacja. Ustawa jest przejawem ekonomicznego nacjonalizmu USA i nie jest jedyna ustawa tego rodzaju. Juz program New Deal wprowadzil kolejne tego rodzaju regulacje zaostrzajace wymagania klauzul "BAA" .

Ustawa pozwala kupowac drozsze ( ale bez przesady ) towary produkowane w USA niz identyczne towary zagraniczne.
Ustawa "BAA" czyni wyjatki jedynie w sytuacji niedostępności, niezgodność z interesem publicznym i mocnej nieracjonalnosci kosztow.
Ustawa mimo iz ma 82 lata jest szeroko stosowana. Jest oczywiste ze rzad ( w rozumieniu amerykanskim rozumiany szeroko w calej rozciaglosci takze ze wszelkim agencjami, przybudowkami i funduszami ) dzialajac w interesie publicznym Amerykanow przede wszystkim powinien wspierac własna gospodarke a nie cudzy kapitał i cudze interesy. Celem dzialania amerykanskiego rzadu jest dobro narodu.
W przypadku produkcji militarnej argumentem jest to ze uzbrojenie czy nawet komponenty do niego moga w zmiennej sytuacji pochodzic od strony nieprzyjaznej czy nawet wroga czyniac je bezuzytecznym. Dopuszczani w dostawach sa tylko sprawdzeni i pewni sojusznicy.

Ustawa "The Buy American Act" jest w Polsce nieomal nieznana o czym chocby swiadczy szczuplosc wynikow wyszukiwarek internetowych czy brak polskiej wersji artykulu o "BAA" na wikipedi.

Nacjonalizm uważa interes własnego narodu za nadrzędny. Uznaje naród za najwyższego suwerena państwa, a państwo narodowe za najwłaściwszą formę organizacji społeczności, złączonej wspólnotą pochodzenia, języka, historii i kultury. Czy nacjonalizm jest zły ? A w jakim sensie jest zły ? Skrajna, zwyrodniała postać nacjonalizmu czyli szowinizm jest zły.

A czy ktos zabrania polskiemu rzadowi preferowania polskich firm w procesie uzbrajania Wojska Polskiego ?
A czy ktos zabrania polskiemu rzadowi preferowania polskich firm w procesie informatyzacji polskiego panstwa ?
A czy Republika bananowa musiala kupowac Penodlino bez Pendolino majac wlasnych producentow pociagow ? Ze łapowka była sam cymes i miodzik !

Korupcja wszedzie w swiecie wyniszcza gospodarkę. Negatywnie wpływa na wzrost gospodarczy porazonych krajów. Prowadzi do ekonomicznej niestabilności oraz nieefektywności. Zaburza mechanizmy funkcjonowanie rynku i mechanizmy alokacji kapitalu. Odstrasza uczciwych inwestorow zagranicznych. Psuje wizerunek kraju. Obniza poziom wynagrodzen pracownikow.

Jako to sie dzieje ze premier Wielkiej Brytanii jedzie do Moskwy i twardo broni tam interesów wielkiego prywatnego koncernu BP, czyli British Petroleum a polski polityk w Polsce boi sie wesprzeć prywatną firmę mimo iz byloby to dla wszystkich korzystne. Z oskarzeniami od razu wyskocza niemieckie polskojezyczne gadzinowki. Dopoki w Polsce rzad nie zrobi porzadku z polskojezycznymi, skrajnie wrogimi Polakom obcymi mediami to publiczny dyskurs zawsze bedzie niepowazny.
N.B. BP posiada obecnie największą sieć stacji wśród zagranicznych koncernów paliwowych w Polsce. Przychody przedsiębiorstwa BP Europa SE Oddział w Polsce w roku 2012 przekroczyły 13,5 mld złotych.

Gospodarka w Polsce ( nie mylic z mniejsza polska gospodarka ) jest wybitnie antyinnowacyjna. W roku 2013 38 milionowa Polska zarejestrowała 95 europejkich patentów sytuujac sie między Barbadosem (100) a Wyspami Dziewiczymi (84) ! Niestety to nie jest zart ani pomylka.
Niemcy zarejestrowali wtedy 13425 patentów. Do takiego stanu rzeczy doprowadzili Nas nadwislanscy apostolowie korupcji !
GUS podaje ze w 2013 tylko 6% pracowników naukowych "wyzszych" uczelni pracowało w sektorze B+R. Co po w ogole sa takie przybytki - "Wyzsza szkola filiozofi i gotowania na gazie"

A czy ciągłe psucie Kodeksu Pracy pod haslem obnizania kosztow i powiekszania elastycznosci pracy daly cos dobrego ?
Okazuje sie ze w gospodarce poddanej reżimowi niepewności spada wydajność i jakość pracy. Pracownicy nie mają zadnej motywacji aby polepszac swoje kompetencje w danym miejscu zatrudnienia, skoro niedługo beda gdzie indziej.
W dluzszej perspektywie brak kwalifikacji nie pozwala nawet marzyc o probie budowania gospodarki opartej o wiedze.
Polska jest tez negatywnym swiatowym liderem w dynamice wzrostu liczby niestabilnych umów. W latach 1998-2012 odsetek umów terminowych w naszym kraju wzrósł aż o 22,2% Jeszcze w 1998 roku było ich 4,7%.
Tragiczna demografia to tylko jeden z przejawow psucia prawa pracy. Polacy pozbawieni elementarnej stabilności w ogóle nie są w stanie planować swojego życia !

Trybunal - Demokracja Fasadowa 2

Trybunal - Demokracja Fasadowa 2

 Trybunał Konstytucyjny był w zamierzeniu pasozytniczego układu specjalnych interesow  instytucja ktora miała skutecznie bronić porzadku postkomunistycznego i oligarchicznych oraz mafijnych interesow. Trybunał uzurpował sobie bycie wyrocznią a conajmniej trzecią izbą ustawodawczą.
Warcholstwo i zdrade trybunału gadzinowki bezczelnie nazywały obroną demokracji. Postkomunizm zaczął wreszcie zdychac. Ale do zwyciestwa demokracji jeszcze daleka droga.

Fasadowy Trybunał Konstytucyjny, przezytek pomysłu Jaruzelskiego, rozpatruje rocznie 6 do 7 spraw, czesto w skladach 5 osobowych. Tudno powiedziec ile czasu zajmuje sedziom praca, moze kwadrans dziennie, moze dwa kwadranse. O tym ze jest to instytucja fasadowa wymownie swiadczy fakt ze poprzedni rzad PO-PSL nie wykonał 48 wyrokow trybunału. I nikt o to nie darł szat.
W 2014 roku na pensje pracowników TK podatnicy wyłozyli niemal 16 mln zł. Najwyzej opłacani są sami sędziowie – dostają prawie 20 tysiecy złotych. Na konto przewodniczącego wpływa miesiąc w miesiąc niemal 23 tys. zł.
Średnia pensja pracownika Biura Trybunału Konstytucyjnego wynosiła w 2014 roku 6 tys. 664 zł. TK na podróże zagraniczne i krajowe swoich pracowników wydał w ubiegłym roku 340 tys. zł.
„Sędziowie TK, którzy na stałe mieszkają poza Warszawą mogą ubiegać się również o pokrycie kosztów zakwaterowania w stolicy i zwrot wydatków za dojazdy. O specjalnym dodatku za rozłąkę z rodziną nie wspominając” – napisał niemiecki, polskojezyczny „Fakt”. Przysługuja im tez inne dodatki.
Sędzia Trybunału na luksusowa emeryturę może przejść już po zakończeniu 9-letniej kadencji i wynosi ona 75 proc. ostatniej pensji – około 14 tys. zł.


Pomysł aby siedziba Trybunału byla poza Warszawa i by Trybunał odsunac od biezacej polityki, byl dobry. Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny ( FTK Bundesverfassungsgericht, BVerfG ) ma siedzibe w Karlsruhe. Specjalnie zbudowany w latach 60. XX wieku maly zespół stalowo-szklanych pawilonów, zaprojektowany przez Paula Baumgartena ma swoją lekkością i przejrzystością symbolizować demokratyczne idee.

Wiele sie mowi o opanowaniu polskojezycznych gadzinowych mediow ( murem stojacych w sporze po stronie trybunału ) przez niemiecki kapitał.
Polskojezyczna prasa lokalna w ponad 80 % jest wlasnoscia Niemcow.
Trzy największe polskie media internetowe sa w obcych rekach :
- Onet - od listopada 2012 kontrolowane przez Ringier Axel Springer Polska (75% udziałów).
- Wirtulana Polska - Francuski Orange Polska SA 13 lutego 2014 sfinalizował sprzedaż portalu, wartość transakcji wyniosła 383 mln zł. WP sprzedano grupie o2 i funduszowi private equity Innova Capital.
- Interia - Portal jest prowadzony przez Grupę Interia.pl Sp. z o.o. Sp. k., która od stycznia 2008 niemal w całości (96.6.% akcji i 99% głosów na walnym zgromadzeniu) należy do niemieckiego przedsiębiorstwa Grupa Bauer Media Polska.

Trzeba skonczyc z panoszeniem sie w Polsce obcej agentury. Moja rada dla rzadu nazywa sie FARA. Idea ustawy FARA sprawdza sie wszedzie.
http://matusiakj.blogspot.com/2015/11/nowy-rzad-fara.html

środa, 23 grudnia 2015

Male inwestycje i slabe perspektywy 4

Male inwestycje i slabe perspektywy 4

 Czym w Polsce manifestuje sie obecnosc 500 tysiecy nomenklaturowych pasozytow, ktorzy przeciez byle czego nie wezma do ust i zadowoleni sa dopiero ze sporych pensji i duzych lapowek.
Gdzie ujawnia sie dzialanie mafijnych koncesji, zezwolen, pozwolen, przetargow, spolek skarbu panstwa czy samorzadowych ...

Na wykresie [ forsal.pl ] pokazano ceny towarow i uslug. Mimo inflacji zlotowki ceny wielu wyrobow przemyslowych na wolnym rynku stoja w miejscu lub nawet spadaja i to jest normalne. To jest wyraz posuwajacej sie mechanizacji i automatyzacji w przemysle... w swiecie, głównie w Chinach.
Cena papierosow to glownie rosnaca akcyza i inne podatki.

Straszliwie podrozaly:
Dostawa wody i Usługi kanalizacyjne
Wywóz śmieci
Usługi związane z mieszkaniami i Wynajem mieszkań
Inne usługi transportowe

Wszysto co jest zarządzane lub regulowane przez państwo zdrozało. Własnie tyle kosztuje utrzymanie mafijnego - nomenklaturowego socjalizmu dla bogatych nomenklaturszczykow. To podatek korupcyjny.
Skad taka cena wody i odprowadzania sciekow. Bo mafia samorzadowa posadzila jakis przyglupow na fotelach prezesow i zarzadow i dostaja tam oni za NIC po 40 tysiecy zlotych poborow a bardzo drogo zlecenia dla spolki wykonuje firma ziecia prezydenta miasta.
Skad taki skok cen wywozu smieci. A to "Platforma bez matury" wprowadzila ustawe smieciowa ktora propagandowo miala zracjonalizowac dzialalnosc firm smieciowych a wlozyla ci po cichu złodziejska reke do kieszeni.

A jak będą wyglądały polskie miasta, o ktore tak troszczy sie nomenklatura, co rusz podnoszaca ceny usług komunalnych, za 35 lat? Niektóre całkowicie znikną z mapy !

Jestem tego samego zdania co Ha-Joon Chang, wybitny koreański ekonomista pracujący od lat na uniwersytecie Cambridge, ze żadnemu krajowi nie udało się wyrwać z pozycji peryferyjnych stosując strategię neoliberalną. Sukces odnieśli ci, którzy wybrali zupełnie inna drogę: modernizacji sterowanej przez państwo, które prowadziło konsekwentną i elastyczna politykę gospodarczą, chroniąc swój rynek przed obca konkurencją do momentu, gdy rodzime przedsiębiorstwa były w stanie jej sprostać.
Zadnych uniwersalnych recept na kazda okolicznosc nie ma. Polityka gospodarcza musi byc elastyczna i dostosowywac sie do zmiennych okolicznosci.

Polska na tle sklerotycznej europy zachodniej sie rozwija. Ale to napewno nie jest wlasciwy obszar do porownania. W 1990 roku Korea ( oczywiscie Poludniowa ) i Polska mialy dokladnie taki sam PKB per capita. Obecnie PKB Korei jest wiekszy o 53% od Polskiego.

Szczegolna role w gospodarkach panstw Centrum systemu swiatowego odgrywaja globalne koncerny. Na tych kilkunastu koncernach stoja cale gospodarki poszczegolnych panstw Centrum. One ciagną technologicznie i finansowo cały kraj. Wokoł nich kreci sie cale zycie gospodarcze. One organizuja cala gospodarke. One buduja pozycje kraju w swiecie.
Tymczasem Polska jak zadnego globalnego koncernu nie miala tak i nie ma.
No trudno sie zreszta spodziewac koncernu globalnego w III Swiatowym systemie kapitalizmu kompradorskiego tak zaciekle obecnie bronionego przez grono jego beneficjentów i spory krąg jego pieszczochów

Instytut Sobieskiego po analizie strategi Korei proponuje dla Polski:
"1) reformę systemu wymiaru sprawiedliwości oraz systemu skarbowego usprawniające ich działanie, a przez to ułatwiające prowadzenie działalności gospodarczej;

2) zmianę systemu zamówień publicznych, który premiowałby krajowe firmy przy zachowaniu standardu towarów i usług oraz przeprowadzenie przeglądu unijnych regulacji pod kątem możliwości premiowania rodzimego przemysłu;

3)reformę systemu podatkowego i wprowadzenie ulg podatkowych dla firm przemysłowych inwestujących w badania i rozwój, w tym firm zagranicznych (oraz pierwszeństwo w dostępie do kredytu państwowego);

4) uproszczenie procedur biurokratycznych mające na celu zmniejszenie kosztów oraz skrócenie czasu trwania inwestycji (np. prawo budowlane);

5) reformę prawa patentowego oraz systemu wdrażania nowych technologii;

6) reformę systemu szkolnictwa zawodowego oraz krajowych ośrodków badawczych (z uczelniami wyższymi na czele) uwzględniającą potrzeby sektora przemysłowego;

7) reformę systemu nadzoru spółek skarbu państwa wraz ze zmianą zasad wyłaniania kadry zarządzającej64;

8) wzmocnienie instytucji kontrolnych, regulacyjnych i antymonopolowych, które mają być gwarantem zachowania konkurencyjności w wybranych przez państwo sektorach;

9) reformę korpusu dyplomatycznego i instytucji odpowiedzialnych za promocję polskich firm poza Polską w celu przygotowania zmian w polityce eksportowej (otwierania się na nowe rynki);

10) stworzenie mechanizmów kumulacji wiedzy na temat polskiego przemysłu i biznesu (m.in. w postaci grantów badawczych dla ośrodków naukowych i instytucji zajmujących się tym tematem), a także stymulowania przedsiębiorstw do ciągłego rozwoju (m.in. poprzez krótkie okresy ochrony patentowej czy wsparcie realnych inwestycji w kapitał ludzki).

Wymienione powyżej działania nie narażają państwa na konsekwencje chybionych decyzji inwestycyjnych, co w sytuacji kryzysu finansów publicznych i nadciągającego kryzysu zadłużenia jest jednym z najważniejszych czynników. Bez przeprowadzenia powyższych reform, trudno będzie sformułować skuteczną politykę przemysłową, a także stworzyć warunki do przygotowania przez władze aktualnej i przyszłej mapy polskiego przemysłu, opartej na długofalowej polityce gospodarczej (wraz z nowym planem szerszego wykorzystania specjalnych stref ekonomicznych)."