wtorek, 15 lipca 2025

Commencement address

 Commencement address
https://naszeblogi.pl/73602-commencement-address
"Nie  było mnie jeszcze wtedy na świecie… Był ósmy czerwca 1978 roku. Dzień należał do tych chłodnych, deszczowych, a jednak w Cambridge, na terenie Uniwersytecie Harvarda zebrał się wielki tłum, wyposażony w parasole i płaszcze przeciwdeszczowe. Powodem przybycia ponad dwudziestu tysięcy ludzi było Commencement – uroczyste zakończenie kolejnego rocznika studiów. Wielu jednak przyjechało jedynie po to, aby wysłuchać zaproszonego gościa… Głos zabrać miał Aleksander Sołżenicyn.
Nie wiadomo czego spodziewano się po tej przemowie… Przypuszczać można, że wdzięczności, ogłady i kurtuazji, skoro w kilka tygodni po jej wygłoszeniu, gdy już sens przesłania dotarł do wszystkich, na autora Archipelagu Gułag  spuszczono zasłonę milczenia… Było to - kto wie – być może jedno z pierwszych, ustalających późniejszy wzorzec, unieważnień…
Uważano zapewne, że wyświadczono Sołżenicynowi łaskę, dając mu okazję do wypowiedzi w tak szacownym miejscu… Oczekiwano, że uzna okazję wystąpienia za nobilitację. Podczas przemówienia w podniosłych momentach wybuchały oklaski, ale, jak mówią świadkowie, wielu oficjeli nietęgie miało miny… Oklaski często wpisane są w naszym życiu w konwencję scenariusza uroczystości… Tak i tu: klaskano częściowo mechanicznie, agregując jednocześnie konsternację… I urazę… Środowisko poczuło się dotknięte – być może ten pierwszy, wzorcowy raz…
Sołżenicyn wstąpił na scenę i czerpiąc z najlepszych, zachodnich tradycji w stopniowaniu napięcia po dosłownie jednozdaniowym powinszowaniu absolwentom, czerpiąc z najlepszych zachodnich tradycji w stopniowaniu napięcia, niczym Hitchcock w 1963 rozpoczął od… trzęsienia ziemi. Pierwsze bowiem zdanie po krótkiej pauzie brzmiało: „Mottem waszego uniwersytetu jest: veritas”…
A więc jednak prawda istnieje? Co więcej – jak dowodzi motto uczelni - kiedyś była w cenie… Nie jest tylko narracją lub narracją o narracji, jak chcą postmoderniści? Nie jest konstruktem spreparowanym przez  tego, który ma władzę? Uff - dobra nasza – z ulgą można byłoby odetchnąć…  Toć przecież Sołżenicyn wypowiada tu najzacniejsze przekonania naszej łacińskiej cywilizacji… Wobec tego z jakiego powodu spadną na niego takie cięgi?
Ażeby przybliżyć zachodniemu społeczeństwu myśli Sołżenicyna zawarte w tej przemowie, świetny amerykański filozof, dr Peter Kreeft referuje przemówienie wprowadzając do referatu urywki rozmowy z przyjacielem, z którym to wspólnie na odczyt Sołżenicyna się wybrał. Dick, bo takie towarzysz wyprawy nosi imię, podobnie jak Kreeft jest wykładowcą, ale reprezentuje świat bardziej liberalny; jest typem naukowca-modernisty. Kreeft odsłania krok po kroku argumentację Sołżenicyna uzupełniając ją zabawną relacją o uwagach, jakie na bieżąco pod wpływem słów mówcy, wymieniali ze sobą Dick i on. Jakie to gorzkie słowa Sołżenicyna trzeba humorem łagodzić?
Sołżenicyn twierdzi, że podczas swojego czteroletniego, przymusowego pobytu na Zachodzie zaobserwował takie zjawiska, jak:

    Zanik odwagi cywilnej - z postępem którego równolegle idą zabiegi rządów, instytucji, by przekonująco uzasadniać i wybielać wizerunkowo wybór drogi opartej na słabości i tchórzostwie. Spadkowi męstwa towarzyszy folgowanie sobie manifestacją gniewu względem partnerów słabszych, natomiast wobec partnera postrzeganego jako silny włącza automatycznie się postawa uległości.
    Dobrobyt – zapewnienie współczesnym społeczeństwom optymalnych warunków rozwoju jako realizacja gwarantowanego w konstytucji Stanów Zjednoczonych prawa ludzi do szczęścia nie uwzględniło tzw. hedonistycznej bieżni – adaptacji do dobrych warunków z następowym głodem kolejnych, jeszcze lepszych. Dodatkowo człowiek Zachodni często o status materialny walczy, a gdy w tych zmaganiach przegrywa, przeważnie reaguje niepokojem i depresją. Stały element rywalizacji o dobra czyni trudnym, mówi Sołżenicyn, bardziej duchowy namysł i zamyka drogę duchowego rozwoju.
    Legalizm - przejawiający się w redukcji rozumienia sprawiedliwości do przeżycia jej jako wywiązania się z litery prawa. Na skutek legalistycznej atmosfery typowy reprezentant społeczeństwa Zachodu umiejętnie balansuje na granicy prawa, przyjmując, że co nie zostało zakazane, jest dopuszczalne. Egzystencja w duchu legalizmu utrudnia promocję idei samowyrzeczenia, sprzyjając formacji przeciętnego moralnie człowieka.
    Na Zachodzie można zaobserwować tzw. przechył wolności w stronę zła – nierówno rozkłada się proporcja w dobrowolnym podejmowaniu dobrych i złych uczynków. Prawa człowieka są tak dobrze określone i bronione, że w trosce o podmiot tych praw, należałoby zacząć mówić o obronie człowieczych obowiązków. Wolności do dekadencji przyznano bardzo dużo swobody, a społeczeństwa zdają się być w tym zakresie bezbronne – przejawia się to m.in. w raczeniu młodzieży filmami pełnymi przemocy, pornografii i okropieństw i nazywaniem tego wolnością.

Co złożyło się według Sołzenicyna na ustalenie się takiego krajobrazu? M.in.:

    Upowszechniające się od czasów Oświecenia przeświadczenie, jakoby w ludzką naturę nie było wpisane żadne zło, a wadliwe życie społeczne jest wynikiem źle zaaranżowanych systemów społecznych, które wystarczy ulepszyć.
    Pojawienie się tzw. czwartej władzy – nie wiadomo, przez kogo i na jaki czas wybranej a także ze swoich działań praktycznie nierozliczanej, która podobnie, jak już wcześniej było powiedziane balansuje w zakresie przepisów prawa, a odpowiedzialność za dysproporcje lub deformację wiadomości przykrywa ekonomiczny cel sprzedaży. Wielki wpływ prasy polega według Sołżenicyna na tym, że może ona symulować opinię publiczną, a jednocześnie zwrotnie dezinformować ją.
    Istnieją na Zachodzie pewne wspólne wzorce osądu – mody, trendy, które są przez różne siły promowane. Cenzura nie istnieje, ale selekcja – owszem… Selekcja wywiera presję, by środowiska, chociażby uczelniane funkcjonowały według pożądanych standardów, blokuje i uniemożliwia to rozwój badaczom o myśli bardziej niezależnej.

Swojego czasu zastanowiły mnie słowa które przeczytałam tu, na NB, mówiące o tym, że Sołżenicyn pod koniec życia zbłądził, ulęgła mu się bowiem w głowie idea panslawizmu… Treść przemówienia, zdaje się odsłaniać powody, dla których mógł tak myśleć. Sołżenicyn mówi: „Gdyby zapytano mnie dziś, czy poleciłbym zachodni styl życia, jako modelowy do transformacji dla sowieckiego społeczeństwa, musiałbym odpowiedzieć przecząco. Poprzez intensywne cierpienie nasz kraj osiągnął rozwój duchowy tak głęboki, że zachodni system w obecnym swoim stanie wyczerpania duchowego, nie wydaje się tu atrakcyjny.”. Tak Sołżenicyn postrzegał uformowanego hekatombą wojny i socjalizmu człowieka, tego człowieka, który w oczach Zachodu nigdy nie znaczył więcej niż ubogi krewny, m.in. dlatego, że był obcy - nie wyznawał zachodnich wartości. Zachód roił sobie, że punkty wspólne można ze Wschodem wypracować na bazie optymistycznej koncepcji konwergencji… Ale - wieszczy Sołżenicyn, jedyna konwergencja, która stanie się udziałem i Wschodu i Zachodu, to upodobnienie się w duchowej miałkości i utracie sensu.
„Ooo, Czytelniku” – jak czasami, zwracał się do nas Sołżenicyn w Archipelagu Gułag – czy zrealizowaliśmy już nasze aspiracje? Czy przypominamy już człowieka Zachodu, do którego, by skutecznie przemówić, wprowadzić trzeba pocieszną postać, z którą będziemy mogli się nieświadomie identyfikować troszkę, by potem zdystansować od niej, gdy już uświadomimy sobie jej niedojrzałość… Postać, której profesor Kreeft odważnie nadał miano: Dicka..?
Mowa Sołżenicyna podporządkowane jest zdaniu, które stanowi rdzeń przemówienia, a pada zaraz za prztyczkiem, przypominającym uniwersytetowi brzmienie jego motta. Zdanie to brzmi: „Niektórzy już o tym wiedzą, inni przekonają się na przestrzeni swojego życia, że prawda umyka nam, jeśli nie skupimy się z całkowitą uwagą na jej poszukiwaniach, a ponieważ się wymyka, mamy często wrażenie, że jednak ją posiadamy, a to prowadzi do wielu nieporozumień. Prawda rzadko bywa przyjemna. Prawie zawsze ma gorzki smak.”.
Dalszą część przemówienia stanowi diagnoza możliwych rozproszeń utrudniających rzeczone skupienie oraz rady… Rady dla śmiałków."

5 komentarzy:

  1. Czesi nie chcą uczestniczyć w amerykańskim planie finansowania dostaw przez USA broni dla Kijowa.
    Pozazdrościć Czechom rozsądku i racjonalności !
    Pozostaną Polacy. Ale my to chętnie sfinansujemy. Deficyt w tym roku ma przekroczyć 300 mld zł, więc dla braci Ukraińców na pewno się coś jeszcze znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zazdroszczę Czechom już od jakiegoś czasu. Zaczęło się od tego, że mój kuzyn po powrocie z wycieczki opowiadał z pełnym wyższości rozbawieniem, że oni nie mają tam Coli, tylko jakąś podróbę... To uruchomiło najpierw moje zdumienie, potem myślenie... Czemu nie robią, jak my - przeca taka amerykańska Cola i inne zagraniczne produkty to takie nobilitujące - dzięki nim przypominam już prawie człowieka Zachodu... Ta Cola jednak podbijała mi w pamięci, co jakiś czas, by w końcu stać się symbolem kraju, który nie snobuje się, a dba o własną gospodarkę, nie o obce...

      Dziękuję Autorowi bloga za przedruk mojego Commencment Address.

      Usuń
    2. Ledwo prezydent Donald Trump ogłosił nową inicjatywę, wedle której europejscy sojusznicy z NATO mają kupować amerykańską broń dla Ukrainy, a już cztery kraje się sprzeciwiły.
      Paryż nie przyłączy się do tej inicjatywy. Prezydent Emmanuel Macron wielokrotnie mówił, że Europa powinna rozwijać własny przemysł zbrojeniowy, kupując broń na rynku wewnętrznym. A pomysł Trumpa przeczy tej idei. Poza tym władze kraju nad Sekwaną nie mają na to środków – walczą z deficytem budżetowym, jednocześnie próbując poważnie zwiększyć wydatki na obronność.

      Usuń
  2. Władek... to nie ta sprawa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po powrocie w 1994 roku do Rosji Sołżenicyn odbył szereg podróży wzdłuż całego kraju, od Władywostoku aż do Moskwy. Zamieszkał pod Moskwą w posiadłości otrzymanej od rządu. Włączył się w życie społeczne i publicystyczne, dając serie odczytów, publikując w prasie i prowadząc własny program telewizyjny. Jego zdecydowane poglądy i moralizowanie spowodowały jednak, że po początkowym uznaniu i pewnym wpływie na rosyjskie elity intelektualne, z czasem tracił popularność. We wrześniu 1995 roku zlikwidowano jego program w państwowej telewizji ORT Ostankino.

    OdpowiedzUsuń