Emerytury - Wycug
Zniedołężniały chłop nie mogacy juz pracowac, lub wdowa po nim, przekazywali notarialnie swoją gospodarkę dzieciom w zamian za dożywotnie utrzymanie. Umowa Wycugu rozwiazywała jednoczesnie kwestie spadkowe i sprawe utrzymania osoby starszej. Przewaznie starca umieszczano w nieogrzewanej izbie i bardzo zle odzywiano, tak aby jak najszybciej umarł. Izbe tą wycuznik z reguły budował sam gdy był jeszcze sprawny. W latach klęsk głodu dzieci bez ceregieli wyrzucały rodziców z chaty na pewna smierc.
Geneza najczęściej używanego słowa wycug nie jest jasna i jednoznaczna.
Na ziemiach polskich humanitarna i cywilizowana postac wycug miał jedynie na terenie jurysdykcji pruskiej. Właściciel hipoteki sądownie przekazawał ziemie następcy a w drugim akcie szczegolowo regulował warunki swego pobytu na wycugu. Wladze pruskie wymuszaly egzekucje takich umow totez z reguły ich przestrzegano. Wycuznik zachowywał czesto małą dzialke ziemi obsiewana jego ziarnemu ale uprawa spoczywała juz na dzieciach. Zywnosc z tej dzialki przeznaczona byla wylacznie dla wycuznika.
W zaborze rosyjskim władze i sadownictwo były absolutnie skorumpowane i nieskuteczne stad tez wycug oznaczal morze upokorzenia i szybka smierc.
Sprawe makabrycznego wycugu w "Chłopach" szeroko podniósł Reymont.
— Sodoma tutaj będzie, mój Jezu! Sodoma! — myślała odchodząc. — Dobrze stary robi, że się żeni, dobrze! A to by mu dały taki wycug dzieci jak mnie! Całe dziesięć morgów pola jak złoto dałam, i co?… — splunęła ze złością. — Na wyrobki chodzę, na komornicę zeszłam!…
[...] — Dobrze robicie, Macieju, dobrze. Jak mój pomerł, żebym była sobie poszukała chłopa, to nie komornicą bym dzisiaj była, nie… Głupia byłam, zawierzyłam dzieciom, na wycug poszłam, gront odpisałam, i co?…
— Ja ta nie odpiszę ni zagona! — rzekł twardo.
— Macie wy rozum, że tak mówicie, macie! Po sądach się włóczyłam, to ino te parę złotych, com miała — poszły, a sprawiedliwości nie kupiłam… i na starość na poniewierkę, na wyrobek! Żebyśta, ścierwy, pode płotem wyzdychały za moje ukrzywdzenie! Poszłam do nich w niedzielę, żeby chocia popatrzeć na chałupę, na ten sad, com go ano sama szczepiła, to synowa wywarła na mnie pysk, że na prześpiegi przychodzę! Mój ty Jezu kochany! Ja na prześpiegi, na swój rodzony gront przychodzę! Myślałam, że trupem padnę, tak mnie żałość ścisnęła! Poszłam do dobrodzieja, żeby ich chociaż za to skarcił z ambony, to mi rzekł, że za te krzywdy Pan Jezus mnie wynagrodzi!… Juści, juści… jak kto nic nie ma, dobra mu i Jezusowa łaska, dobra… ale zawdy wolałabym ja pogospodarzyć tu na groncie, w ciepłej izbie pod pierzyną się przespać, tłusto se podjeść i uciechy zażyć…
— A to się do nas przenieście na zwiesnę, kiej wam u tej suki tak źle…
— Dyć się nie skarżę, nie narzekam, ino… ino… — głos mu się załamał nagle…
— Popaślibyście gęsi, to dzieci przypilnowali…
— Wszystko bym robił, Hanuś, wszystko — szeptał cichutko.
— W izbie jest miejsce, to się łóżko wstawi, byście ciepło mieli…
— A dyć i w oborze, i przy koniach spałbym, byle u ciebie, Hanuś, byle już nie wracać! Byle…
— zachłysnął się aż tą prośbą błagalną i łzy jęły mu kapać z zapadłych, poczerwieniałych oczów…
— Zabrała mi pierzynę, bo powiada, że dzieci nie mają pod czym spać… juści… marzły, żem sam je brał do siebie… ale kożuszysko się wytarło i nic mę nie grzeje… i łóżko mi wziena… a po mojej stronie zimno… ani tej szczapy drzewa nie pozwoli… i każdą łyżkę strawy wypomina… na żebry wygania… a kiej mocy nie mam, do ciebiem się ledwie zwlókł…
— Piekielnica jedna! Wzięła pół grontu i pół chałupy, i wszystko, i taki wam daje wycug! Do sądu trza iść! Jeść mieli wam dawać i opał, i to, co wam do ubieru potrzeba, a my te dwanaście rubli w rok… bośmy przeciech i dług spłacili… co, nie tak?…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz