wtorek, 13 listopada 2018

A kto przeciw Tuskowi?

A kto przeciw Tuskowi?

https://www.salon24.pl/u/matuzalem/910545,a-kto-przeciw-tuskowi
"Najwyraźniej Donald Tusk, podobno Kaszub, do tego premier bananowszczyzny, uznał że więcej nie „wydusi z brukselki” i postanowił do emerytury (którą wcześniej wywindował do 67 roku życia) spędzić czas na państwowej posadzie w kraju urodzenia.

Słowo „uznać” zawiera – dopiszę po namyśle – zbyt duży ładunek „aktywny”: to nie Tusk uznał, tylko doprowadzono do tego, że nic mu nie zostało innego, tylko udawać, że sam do tego doszedł. Do tego – powtórzmy – że jego saksy brukselskie już bezpowrotnie mijają, a on sam niczym się nie wpisał (i nie wpisze) do euro-Historii.

Czytelnikom, którzy zapomnieli, kto zacz – podpowiem:

1. Donald Tusk to jeden z kilku uczestników zmowy politycznej z czerwca roku 1992, w wyniku której odsunięto z funkcji rządowych ekipę firmowaną przez mecenasa Jana Olszewskiego: był to niemal podręcznikowy zamach stanu, w wyniku którego urzędujący Prezydent RP rękami „zblatowanych” liderów kamaryl politycznych zastąpił Mecenasa młodym, dyspozycyjnym ludowcem, a chodziło o niezgodę kamaryl przejmujących Decydenturę polską na jawne i sprawne rozliczenie się z „poradziecką” (okrągło-stołową) infiltracją najwyższych gremiów politycznych (pomijam nieprofesjonalną pośpieszność rozliczeń, którą wykorzystano jako pretekst do rozmemłania samego projektu, który skutecznie przeprowadzono w większości innych „demoludów”);

2. Donald Tusk to ten sam, który „chętnie i usłużnie” wspierał projekt IV Rzeczpospolitej (oczyszczenia wielowarstwowej „stajni Augiasza”) , stwarzając pozór współpracy sił post-solidarnościowych na rzecz sanacji Polski, aby tuż przed konsumpcją zwycięstwa POPiS – rozpirzyć cały koncept i wyszydzić jego „naiwnych” autorów. Nie usprawiedliwiając późniejszych „pośpiesznych i nagłych” rozwiązań para-ustrojowych – zauważmy, że po kilkunastu miesiącach przygotowywania ideowego projektu – zwycięzcy wyborów musieli wobec tej wolty kleić rząd bardzo doraźny, eklektyczny, pełen wewnętrznych niezgodności;

3. Donald Tusk to ten, który zaczynał jako nieopierzony adept „biurokratycznego liberalizmu” europejskiego, który po kilkunastu latach od „Nocnej Zmiany” skutecznie „zdepolonizował” gospodarcze i ideowe racje Rzeczpospolitej, ostatecznie spychając do głębokiej defensywy racje stawiające na rzeczywiste, nie-serwilistyczne partnerstwo Polski w Europie: ostatnim aktem (na szczęście próbnym) zglajchszaltowania gospodarczej podmiotowości Polski – po jej „rozdysponowaniu” między zachodni kapitał i finansjerę, a następnie po przekazaniu Zachodowi kontroli nad kluczowymi funduszami (administracja samorządowa, szkolnictwo, lecznictwo, emerytury) – były (eufemizm) Polskie Inwestycje Rozwojowe, czyli zebranie w jeden pakiet ostatnich polskich realiów i poprzez „partnerstwo prywatno-publiczne: przekazanie ich pod zarząd „zagraniczny”;

4. Donald Tusk to ten sam, który ugruntował ostatecznie ustrój Rzeczpospolitej, sprowadził go do rządów euro-biurokracji oraz rozdymającej się w nieskończoność biurokracji rodzimej, która wraz z obłuszczającymi ja kiściami geszefciarskimi podzieliła Polskę na beneficja Transformacji zarządzane przez „państwa w państwie” i na „czarną dziurę” samozapadającego się się żywiołu dziedzicznych wykluczeń, wlewających się lepką mazią (w tym legislacyjną i propagandową) w każdą szczelinę, w każdy zakamarek polskości materialnej i duchowej;

5. Donald Tusk to ten sam, który – wyczerpawszy możliwość skutecznego wprowadzania Euro-Decydentury za pulpit sterowniczy polskiej gospodarki i administracji – wziął ze sobą Wicepremier-kę i – sam będąc „u szczytu” swojego premierowania – jak gdyby nigdy-nic wyjechał na dobrze płatne stanowisko w administracji unijno-europejskiej, pośpiesznie ucząc się narzecza (lingua franca) obowiązującego w biurokracji brukselskiej, po wielekroć dowodząc, że emigruje uczyć się, a nie zarządzać: dla zaakcentowania swojej kontroli nad tą abdykacją zostawił urząd lojalnej, mało kumającej i mało kreatywnej wielbicielce, która ani była zdolna do profesjonalnego zarządzania nawa publiczną, ani nie orientowała się w budżetowo-finansowych pułapkach, jakie na nią zastawił jej „mentor i „bożyszcze”;

6. Donald Tusk to ten sam, który – póki był nijaki i nic do powiedzenia – karmił się naprawdę dobrymi i pożywnymi treściami, które podbierał takim powagom jak Lech Bądkowski (pisarz, przywódca ruchu kaszubskiego), aby szybko otrząsnąć się z niepisanych zobowiązań, a potem już poszło z górki: za jurgielt współzałożył Platformę wyborczą nazywając ją obywatelską, jako pierwszych „wypinkował” współzałożycieli (Płażyński, Olechowski), aby pozrzucać z wozu kolejnych kilkanaścioro i otoczyć się szukającymi dowartościowania damami o konstrukcji starej panny, którym ostatecznie zostawił Polskę, kiedy z roli woźnicy zrejterował do Brukseli. No, gorzej niż pijany wójt się prowadził;
Trudno jest w to uwierzyć, ale oto Donald Tusk jest witany w rozklekotanej politycznie Polsce jak jeździec na białym koniu, nikt słowem nie zamierza wspomnieć o tym, że należy mu się za powyższe Trybunał Stanu, uzasadniony dobrymi formalnymi argumentami. Więcej: jedyna siła zdolna go pogrążyć, zajęta jest mściwymi awanturami i gierkami, zatraciła zdolność walki z nim na gruncie racji państwowej.

Co na to Polska? Ano: https://www.facebook.com/ela.karpowicz.9/posts/1021199454717888

Problem polega na tym, że nie istnieje dziś w Polsce siła polityczna wystawiająca równorzędnego spryciarza, z porównywalnym poparciem „międzynarodówki”. A są przecież i ludzie, i środowiska (ludowcy, lewica, spółdzielczość nomenklaturowa), którzy maja rzeczywiste powody, by Donalda Tuska izolować od jakichkolwiek wpływów w Polsce. Niestety, formacja rządząca nie umie urzec tego żywiołu.

Szczęściem Tuska jest to, że jego jedyny konkurent w dzisiejszej Polsce – to 8 lat starszy mistrz intrygi, któremu już niestety siwieje dusza, a formacja, która kopnęła w tyłek tuskoidów, gubi nity i gnuśnieje, kto wie, czy przeżyje do kolejnych poważnych „wyborów”.

Naturalnym kierunkiem poszukiwań alternatywy dla tego miglanca mogłaby być lewica, jako odtrutka na euro-liberalizm i na siermiężny patrymonializm koszarowy.

Tyle że w Polsce za lewicę uchodzi zlepek ugrupowań nie dorastających do własnej „legendy”, zresztą coraz bardziej spychanej na pozycję „lewako-komuny”. Dowodził nią długo Kanclerz, który ostatecznie stał się lobbystą amerykańskim, a po nim nastał przedsiębiorca i rwacz okazyjny, którego jedyną zasługą rzeczywiście lewicową będzie walny udział w projekcie „pomnik Ignacego Daszyńskiego”. Dobre i to, choć wiry odśrodkowe w tym zlepku są wszystkim, co może „lewica” zaproponować Polsce.

Chyba że lewicowość powiążemy z socjalizmem, i to nie tym domniemanym, który nazywano realnym, tylko tym czerpiącym z doświadczeń znanych pod nazwą PPS. Marka socjalizmu rozpostarta jest między – powtarzam to do znudzenia – spójnie mieszkaniowe, kooperatywy spożywcze i spółdzielnie pracy, kasy chorych, ubezpieczenia wzajemne (w tym straże ochotnicze), składkowa infrastruktura lokalna, dobrosąsiedzkie kooperacje, bańkowość mikro-kredytową, itd., itp.

Polski post-PRL w ogóle nie zauważa tej tradycji, a jeśli zauważa, to nie rozumie i nie ma zamiaru jej ubogacać najnowszymi postaciami przedsięwzięć samorządnych, obywatelskich, poza-komercyjnych – choć wspominany przedsiębiorca udający wodza lewicy, walny sponsor Pomnika – wciąż powtarza, jak kocha socjalizm i jego socjalistyczną tradycję. Kto go nie zna – zapewne mu uwierzy, więc prawdziwi socjaliści będą jeszcze jakiś czas w katakumbach uprawiać podskakiewiczostwo. A jeśli go wywiozą przypadkiem na taczkach – gotowy jest już „lepszy model”, na razie redagujący zupełnie nielewicowy program lewicy, z takimi ważnymi punktami jak NATO, żeby nie sięgać dalej.

No, przerwę tu, bo jak mówią – sytuacja jest dynamiczna. Sam PPS – szorując po dnie – staje przed wielką szansą odrodzenia się w nowych pieluchach. Się będzie działo, drogi Tusku, a „tuskenschlacht” rozpocznie się spięciem w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Ja wiem, w którym, a Ty…?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz