wtorek, 1 grudnia 2020

Na obiedzie u Hitlera

 Na obiedzie u Hitlera
http://retropress.pl/wiadomosci/na-obiedzie-u-hitlera/
"Na obiedzie u Hitlera

„Hitlers Tischgespräche”*) są dokumentem jedynym w swoim rodzaju. Henri Picker ogłosił tu swoje (i swego poprzednika) streszczenia wypowiedzi Hitlera od 21 lipca 1941 do 2 sierpnia 1942 przy posiłkach w jego „Wolfsschanze” koło Rastenburga w Prusach Wschodnich, a pod koniec w jego nowej kwaterze „Wehrwolf” pod Winnicą na Podolu. Uczty te były kulinarnie mało pociągające: menu obejmowało z reguły tylko jedno danie wegetariańskie, jarzyny i jabłka. W obecności Hitlera nie wolno było palić. Biesiadnicy dostawali po szklance cienkiego piwa, Hitler pił wodę mineralną.

Wypowiedzi robią wrażenie prawdziwych. Nie są całkowicie szczere, bo Hitler w tym otoczeniu przeważnie wojskowym też grał komedię i zatajał różne swe myśli i działania: tak więc cały czas prawi o „ewakuacji” Żydów na wschód, ani słówkiem nie wygaduje się o piecach Oświęcimia. O sprawach bieżących Hitler mówił mało, o położeniu wojskowym prawie nigdy. Po sierpniu 1942 te wspólne posiłki miały ustać wskutek sporów, które wybuchły między Hitlerem a Jodlem w związku ze Stalingradem. Od tego czasu Hitler miał już jadać sam, bez swego sztabu.

Koloryt poufnych wypowiedzi Hitlera całkowicie odpowiada jego rozmowom, przytoczonym w pamiętnikach Goebbelsa. Ta zgodność jest potężnym argumentem na korzyść autentyczności obu dokumentów. Obydwa razem dają nam prawdopodobnie najlepszy wgląd w umysłowość Hitlera, jakim kiedykolwiek będzie rozporządzała historia. „Tischgespräche” są szczególnie cenne, bo były stenografowane – zdaje się głównie na użytek Bormanna, który później miał za zadanie każdą myśl Hitlera wcielać w życie. Ten stenograficzny charakter nadaje im jeszcze większą wartość niż znanych relacji Bourrienne’a o Napoleonie czy Buscha o Bismarcku.

Hitler, jak widać z zapisków, był indywiduum jeszcze bardziej potwornym niż można się było spodziewać. Robi nadto wrażenie człowieka anormalnego. Na punkcie rasowym, nie tylko gdy chodzi o Żydów, ma zupełną obsesję. Raz powiada że w „Westpreussen” osiedli SS tak by swą działalnością erotyczną podnieśli poziom tubylczy rasy (zresztą ma dziwne zamiłowanie do urodzin nieślubnych i ciągle do tego tematu powraca – jakieś echo jego własnego od kilku pokoleń nieślubnego pochodzenia), to znowuż piorunuje że należy się jak ognia wystrzegać dodawania krwi nordyckiej innym rasom, bo to mogłoby tylko wzmocnić wrogą „Führerschicht”; tak np. dowodzi że wszyscy generałowie polscy, którzy się dobrze bili w r. 1939, byli pochodzenia niemieckiego. Raz woła, że wszyscy Czesi są pochodzenia mongolskiego, co byłoby zaraz widoczne gdyby zapuszczali wąsy. Innym razem dziwi się, że dzieci na Ukrainie wyglądają tak nordycko. Bułgarami pomiata jako Mongołami, a Finów bardzo chwali, Chorwaci wydają mu się czynnikiem wysoce cennym, ale politycznie niemożliwym; ugrofińskich Węgrów, których z reguły nie znosi, ciągle stawia za wzór, bo jak nikt potrafili zmadiaryzować swych Niemców; zachwyca się arystokracją brytyjską, dowodzi że całe imperium brytyjskie powstało dzięki jej doborowi rasowemu, a dla szlachty niemieckiej nie ma dość wyzwisk, tak samo dla dynastii niemieckich. Raz powiada, że należy zabronić po wojnie emigracji Szwedów, Duńczyków, Norwegów i Holendrów do Ameryki, tak by jej nie dodawać dobrej krwi nordyckiej; nazajutrz wymyśla Szwedom od „Spiessbürger”, którymi rządzi niepodzielnie „cienka warstwa Żydów”.

Nawet gdy chodzi o Żydów nie jest logiczny. Z jednej strony maluje karykaturalny obraz Stanów Zjednoczonych „rządzonych przez hordy Żydów, przy których Murzyni [!!] spełniają rolę wojsk N.K.W.D.”, z drugiej pała entuzjazmem dla bolszewizmu, powiada wielokrotnie że Stalin jest „ein genialer Kerl”, „ein Genie”, że jego plany 5-letnie są znakomite, kołchozy świetnym pomysłem, stachanowizm wspaniałym wynalazkiem, a w chwilę potem krzyczy, że bolszewizm stanowi dla Europy śmiertelne niebezpieczeństwo, skoro jest tylko maską panowania Żydów.

Hitler był nie tylko psychopatą, był nadto człowiekiem bezmiernie, niepojęcie złym. Nienawistny sarkazm jest leitmotivem jego ocen. W całym tym grubym tomisku można znaleźć cieplejsze akcenty tylko pod adresem Mussoliniego, niekiedy gauleiterów, rzadziej któregoś z bonzów hitlerowskich. Naród niemiecki jest najczęściej odmalowany jako naród idiotów. Groźby, pogróżki powtarzają się na każdej stronie. Z rozkoszą opowiada Hitler jaką minę miał Hacha, gdy go wezwał po zamordowaniu Heydricha i zapowiedział że jeśli się coś podobnego powtórzy, wszystkich Czechów wysiedli na wschód. Z uniesieniem woła że w miejscowościach, gdzie odbyły się akty sabotażu, należy wszystkich mężczyzn wymordować a kobiety wysłać do obozów koncentracyjnych. Narzeka że jego otoczenie ciągle mu doradza wyrozumiałość i łagodność wobec Francuzów. Od Forstera żąda by w ciągu dziesięciu lat „Eindeutschung” jego „Gau Westpreussen” została przeprowadzona bez reszty, a ponieważ jednocześnie przestrzega przed „niemczeniem” zbyt wielu Polaków, należy rozumieć że ludność poleca wyrżnąć lub wysiedlić. Na wypadek „Meuterei” w Niemczech zapowiada, że zareaguje na nią poleceniem wyciągnięcia z domostw i rozstrzelania wszystkich znanych przedstawicieli ex-opozycji „łącznie z przedstawicielami politycznego katolicyzmu”, wystrzelania w przeciągu trzech dni wszystkich więźniów w obozach koncentracyjnych oraz wszystkich obecnych i byłych przestępców kryminalnych. Rozkoszuje się myślą jak po wojnie będzie musiał biskup von Galen (później kardynał) zmykać do Rzymu przed szubienicą.

O generałach i sztabowcach mówi stale z przekąsem; gdy w jego obecności chwalą Rommla podkreśla – słusznie zresztą – że reklamę robią mu głównie Anglicy. Nienawidzi dyplomatów, pieni się na monarchów: Wiktora Emanuela i całą włoską dynastię rozćwiartowałby natychmiast, o Leopoldzie mówi, że byłoby dużo lepiej gdyby uciekł do Anglii, bo jest to wysoce niebezpieczny intrygant, przeklina królów duńskiego i szwedzkiego, że uniemożliwiają zwycięstwo nazizmu w swych krajach, Michała rumuńskiego nazywa bezczelnym smarkaczem. Ale i tu jest niekonsekwentny. Nagle Borys bułgarski mu się bardzo podoba, a jego ojca cara Ferdynanda, który jako emigrant mieszkał w Weimarze, sławi jako „starego lisa” i bez mała geniusza. Powiada że pewno nikt tak nie pragnie jego zwycięstw jak szach perski, a Rommlowi wydaje instrukcje by natychmiast po wejściu do Kairu z honorami wsadził na tron Faruka, zapominając że kilka dni przedtem dowodził że Niemcy nie mają żadnych zainteresowań w Egipcie i że Włosi mogą tam robić co tylko zechcą.

W nienawiści Hitlera rozróżnić można dwa warianty: nienawidzi i pogardza, albo nienawidzi i zazdrości. Ten kompleks niższości jest najbardziej widoczny wobec Anglików i wobec kościoła katolickiego. Anglików fatalnie Hitler oceniał, ale był niewątpliwie sui generis anglofilem. Tak więc powiada że dotąd było 15 tajnych posiedzeń Izby Gmin – i nic pewnego o ich przebiegu się nie dowiedziano: co za naród! Ciągle jakby się martwi zagrożeniem imperium, w szczególności dalsze panowanie Anglików w Indiach uważa za konieczne.

Hitler dużo rozprawiał o religii, z niesłychaną zjadliwością; mówił nawet że jedyną religią, któraby może go pociągała, byłby mahometanizm. Ale oczywiście był zupełnym ateuszem, jak i Mussolini, tylko dużo bardziej agresywnym. Podczas gdy dla protestantów miał jedynie pogardę, imponował mu kościół katolicki jako organizacja. Powiada np. że podczas przyjęć noworocznych nuncjusz papieski wyglądał naprawdę wspaniale, a duchowni protestanccy mieli brudne kołnierzyki i poplamione ubrania. Ze złością ale i z podziwem przypomina że gdy kardynał Innitzer złożył mu po Anschlussie wizytę, zachowywał się tak hardo jak gdyby nigdy w życiu nie prześladował nazistów. Ale nienawiść góruje nad podziwem. Stąd namiętna antypatia Hitlera do Hiszpanii i Franco, posunięta aż tak daleko że żałuje, iż w wojnie domowej pomógł białym, bo czerwoni wykończyliby tych „klechów”.

Francuzów Hitler głęboko nie lubił. Doskonale się orientował w „attentisme”ie Vichy i nie wierzył w szczerość „kolaboracji”. Zapowiadał że z Alzacji wyrzuci ćwierć miliona „Französlinge”. Chwilami zastanawiał się czy nie zażądać Burgundii, która przecie niegdyś należała do cesarstwa. Mówił też że trzeba będzie utrzymać „Stützpunkte” na Atlantyku. Dowodził że Mussolini się mylił, gdy mu doradzał podział Belgii i przyłączenie Wallonów do Francji. Obawy Anglików, że Hitler odtworzy cesarstwo Karola Wielkiego, były płonne.

Hitler był dalej z natury rewolucjonistą, nie miał w sobie nic prawicowego, konserwatyzmu z całej duszy nienawidził. Było to jednym z największych paradoksów dziejowych, że przez chwilę mógł uchodzić za orędownika i obrońcę prawicy. Był natomiast twórcą niemieckiego wariantu bolszewizmu. Nienawidził porządku prawnego, burżuazji, kapitalizmu, tradycji i radości życia. Już Mussolini w diariuszu Ciano wygląda na „czerwonego”, ale jego czerwień jest najbledszym różem w porównaniu z radykalizmem Hitlera. Obok krwiożerczości jego główną pasją było przesiedlanie ludności. Na jego obronę przytoczyć można tylko to, że z równą bezwzględnością był gotów przesiedlać bez końca własnych Niemców.

Hitler był wreszcie człowiekiem niezdolnym do jakiegokolwiek kompromisu, jakiejkolwiek współpracy; wojna była dla niego celem samym w sobie, bez żadnych właściwie celów politycznych. Chwilami powiada że żałuje iż pochodu na Rosję nie robi na spółkę z Anglikami, że ich lotnictwo i marynarka by mu się w tej wyprawie przydały. Innym razem prorokuje że on tego już nie dożyje, ale cieszy go myśl że w przyszłości Niemcy i Anglia będą wspólnie wojowali przeciw Ameryce. Kiedy indziej znowuż woła że może za sto lat Niemcy będą musiały wojować z Włochami. A dlaczego? Bo Mussolini kazał zalesić Włochy, a kiedy Włochy przestaną być rozżarzoną tarczą, z której ciepłe wiatry idą na Niemcy, klimat w Niemczech stanie się wilgotny i zimny i trzeba będzie wojny by tej katastrofie klimatycznej zaradzić.

Poloniców jest bardzo mało. Ani jednego Polaka Hitler nie wymienia z nazwiska, nie ma żadnej choćby aluzji do Sikorskiego, choć o Beneszu jest często mowa. Najciekawsze są uwagi na str. 90; Hitler powiada że przeczytał rozprawę jakiegoś Czecha, który dowodzi, że w r. 1938 istniały dla Czechów tylko dwa wejścia: a) przyłączenie się (Angliederung) do Polski, b) przyłączenie się do Niemiec. I dodaje: „Gdyby pod kierownictwem jakiegoś wielkiego męża stanu Czechy wybrały jedną z tych dróg, znaleźlibyśmy się w bardzo niemiłym położeniu. Bogu dzięki zabrakło im takiego wielkiego męża”. Hitlera zawsze pociągały rozwiązania na wielką skale, skrajne, radykalne, ostateczne.

O jego planach „Eindeutschung” była już mowa. Gdzie indziej Hitler powiada że głównym niebezpieczeństwem w Polsce są oczywiście szlachta i kler. Mętnie wywodzi, że zbyt duża ilość krwi niemieckiej w polskiej „Führerschicht” uzdolniła ją do sprawowania rządów. Powiada, że Polacy potrafili uratować swą narodowość, bo Moskalami zawsze gardzili a w Niemczech sprytnie wyzyskiwali katolickie centrum aby się od swego losu wymigać. Przy sposobności piorunuje na ziemian niemieckich w Poznańskiem przed r. 1914, którzy bardziej czuli się związani „myśliwską międzynarodówką” niż poczuciem rasowym i solidaryzowali się ze swymi polskimi sąsiadami, a ponadto przez chciwość woleli zatrudniać na swoich folwarkach Polaków niż Niemców i wykupywali osady niemieckich „Bauer”ów. Do sugestii Himmlera, by stworzyć zwarty niemiecki pas osadniczy między Krakowem a Lublinem Hitler ustosunkował się niechętnie. Tak samo odrzucił propozycję Forstera by wszystkie zabytki gdańskie przewieźć z Krakowa do Gdańska, bąkając że trzeba uszanować całość zbiorów i t.d. Przy innej okazji oświadczył, że od czasu gdy poprzysiągł włączyć Gdańsk do Rzeszy, nosi spinki do mankietów z herbem Gdańska, a innym razem zaznaczył, że nawet Polacy potrafili w Gotenhafen (Gdyni) stworzyć kilka pięknych, nowoczesnych ulic. Przy innej okazji zapowiedział, że przemianuje Berlin na „Germania”, i powołał się na łatwość, z jaką Litzmannstadt przyjęło się zamiast Łodzi a Gotenhafen zamiast Gdyni, by dowieść że i ta zmiana jest możliwa. To byłoby wszystko.

Można by znaleźć długi szereg innych ciekawostek, bo umysł Hitler miał żywy, wiadomości dużo, choć zawsze powierzchownych a często fałszywych, pamięć doskonałą, podświadomie gonił za oryginalnością. Ciągle też wpadał w sprzeczności. Raz dowodził, że Luter był geniuszem a jego tłumaczenie Biblii stworzyło język niemiecki; innym razem – że był to szkodliwy idiota, bo Biblia jest w ogóle stekiem żydowskich bredni, które były nieszkodliwe póki istniały tylko po łacinie. Hitler ciągle propagował mit wyższości nordyckiej, a nagle zaczynał dowodzić, że jedynie narody śródziemnomorskie stworzyły rzeczy piękne i umieją z życia korzystać. To piorunował na wojnę 30-letnią, to dowodził że jezuickiej kontrreformacji Niemcy zawdzięczają, iż zamiast obrzydliwego gotyku otrzymali jasne, świetliste style odrodzenia i baroku.

Na Hitlerze widać wyraźnie fatalne skutki jednostronnego wykształcenia historycznego: znał on nieźle dzieje Niemiec z punktu widzenia nacjonalistycznego, prawie wcale nie znał historii reszty Europy – i to mu wynaturzyło sąd o historii w ogóle. Jest on nadto wymownym dowodem jak bardzo niebezpieczne są dla półinteligentów amatorskie studia filozoficzne: jego poglądy są sprymityzowaniem i zwulgaryzowaniem teorii Chamberlaina o rasie, Darwina o walce o byt i zwycięstwie silniejszego i Nietzschego o Uebermenschu.

Z lektury tej wyciągam trzy wnioski.

Po pierwsze, żadne porozumienie z Hitlerem nie było nigdy możliwe, każda dyplomacja musiała z nim zawieść; od początku Hitler powinien był być bądź zamknięty w domu wariatów, bądź zastrzelony jak wściekły pies. Żadnego też pokoju nie można było z nim zawrzeć – jego śmierć była koniecznością. Pozostaje tylko pytanie, czy Hitler był takim psychopatycznym, zbrodniczym choć zdolnym obłąkańcem od początku, czy też jego anormalność rozwinęła się dopiero z biegiem lat. Skłaniam się do pierwszej tezy, choć jego cechy patologiczne musiały z latami przybierać na sile.

Po wtóre, „Tischgespräche” są najlepszą wykładnią całego nonsensu teorii rasistowskich. Sam arcykapłan tych bredni gubi się w swych idiotyzmach i nie potrafi żadnego wariantu przemyśleć do końca. Dotyczy to plus minus każdej doktryny politycznej, „światopogląd”, „postawa ideowa” – są to rzeczy w polityce i bezsensowne i zgubne.

Po trzecie, trzeba powiedzieć że naród, który sobie zafundował takiego Hitlera, jest narodem niebezpiecznym. Nie jestem rasistą, nie wierzę w niezmienność charakterów narodów, nie jestem zawodowym germanożercą, ale te „rozmowy” Hitlera są tak przerażające, że muszą skłonić każdego, kto się z nimi zapozna, do najdalszej ostrożności i przezorności w stosunku do Niemiec i Niemców.:"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz