sobota, 8 marca 2025

Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 151


Laboratorium zaawansowanej elektroniki i automatyki 151
 Sanacyjni zbrodniarze na potrzeby wewnętrzne uprawiali dezinformacyjną mocarstwową propagandę. Niemiecki wywiad miał jednak prawdziwe informacje.
Silni, Zwarci, Gotowi. Silni w pysku. Zwarci przy korycie. Gotowi do ucieczki za granicę.
 Napinali muskuły „sojuszniczych” kolonialnych imperiów Anglii i Francji.
Niemieckie czołgi były rzekomo z tektury. Żołnierze niemieccy byli zagłodzeni. W pierwszych dniach wojny donoszono jak polskie bombowce niszczą Berlin ! 
Polska była od 1989 roku beneficjentem renty pokojowej.
 W każdym militarnym sojuszu Polska jest tyle warta ile jej cała realna brutalna siła. Przez minione 35 lat militarna siła Polski cały czas malała a powinna być przynajmniej utrzymywana.
Rozwalono zakłady produkcyjne i biura projektowe. Ze szkół wyższych zrobiono chlewy !
Ledwo wojska sowieckie wyjechały z Polski i zaczęło się irytujące poszczekiwanie „polskich” piesków na Rosję.
N.B. Wyjeżdżający oficerowie żartem mówili że za 40 lat znów nas wyzwolą od Niemców. Brzmiało to głupio ale niemieckie lewackie szaleństwa  zaczynają być bardzo groźne dla Polski.  
 Zaczęło się znów napinanie cudzych muskułów. Tym razem muskułów Ameryki !
Polska „polityka” właśnie spektakularnie zbankrutowała bo USA kasuje wystawione czeki na „bezpieczeństwo” SP prof. Pogonowski już ćwierć wieku temu szeroko,  logicznie argumentował że czeki te są bez realnego pokrycia w potencjale gospodarczym USA  i będą anulowane.
Jan Sadkiewicz:  „Na naszych oczach właśnie bierze w łeb koncepcja, artykułowana w III RP mniej lub bardziej otwarcie, wedle której dzięki potędze i protekcji Stanów Zjednoczonych mieliśmy osłabić Rosję, wyprzeć jej wpływy, a być może także granice, jeszcze dalej na wschód, a w najlepszym wypadku nawet doprowadzić do jej rozbicia śladem ZSRR, dzięki czemu mieliśmy zbudować własną mocarstwową potęgę w regionie.
Zapewne nie mogliśmy wpłynąć w znaczący sposób na politykę USA, ale przykładając do niej rękę z takim zapałem sami przyczynialiśmy się do nadwyrężenia fundamentów porządku, który zapewniał nam bezprecedensowe w historii bezpieczeństwo.
Byli tacy, którzy ostrzegali, żeby tego nie robić”
Dejavu: Silni w pysku. Zwarci przy korycie. Spakowani do ucieczki za granicę.

 Na tle Chin gospodarka Europy jest słaba. "W 2024 r. UE wyeksportowała towary o wartości 213,3 mld euro do Chin i zaimportowała 517,8 mld euro, co spowodowało deficyt handlowy w wysokości 304,5 mld euro" - podaje Eurostat.
USA słabną w oczach. Deficyt handlowy USA wzrósł w styczniu 2025 o 34 %, do 131,4 miliardów dolarów !
 Ideologiczna „Zieloność” wymaga mocnej redukcji konsumpcji a w tym produkcji samochodów. Na ratunek niemieckim firmom przebywa Unia Europejska która chce przeznaczyć na zbrojenia 800 mld Euro. Przemysł zbrojeniowy i jego lobbyści pracują intensywnie by wydoić idiotów z pieniędzy. Jeszcze dojdzie specjalny podatek wojskowy tym bardziej że ze "świętej wojny" z Rosją wycofały się USA. Jak mają być armaty to nie będzie masła !   

 Na początku  II Wojny Światowej Brytyjczycy potrzebowali do zestrzelenie niemieckiego samolotu około 20 tysięcy pocisków. Po szerszym zastosowaniu radarów i ulepszeniu systemu obserwacji i ostrzegania udało się ilość tą zmniejszyć do 4-5 tysięcy pocisków. Dopiero po zastosowaniu przez USA w pociskach radarowego przełącznika zbliżeniowego FUSE ilość ta spadła ponad dziesięć razy.
Skuteczne w zwalczaniu samolotów okazały się baterie szybkostrzelnych dział sterowanych przez analogowy komputer współpracujący z radarem. Takie systemy przeciwlotnicze zainstalowane na okrętach obstawiających potężny lotniskowiec uczyniły go absolutnie bezkarnym dając USA projekcje siły wszędzie tam gdzie nie sięgała siłą ZSRR.
W Wietnamie do zabicia jednego żołnierza Vietkongu potrzeba było 40 tysięcy pocisków z karabinów maszynowych. Wytrenowany snajper potrzebuje średnio 1.2 pocisku na ofiarę. W wojnie zimowej w Finlandii w 1939 ku do fali sowieckich żołnierzy z Uraaa na ustach strzelali fińscy snajperzy.  Celność uderzenia jest zatem ogromnie istotna.
W USA temat automatyzacji wojny jest z pełną determinacją prowadzony od lat pięćdziesiątych !
Sowieci z przerażeniem w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych stwierdzili ze o ile same ich samoloty i czołgi wcale nie są istotnie gorsze od produkowanych przez USA to w elektronice i komputerach (=automatyzacja) straszliwie odstają.
https://matusiakj.blogspot.com/2016/12/protokolarz-1983-84.html
"Na przyłóżkowej szafce witają nas rosyjskie wydawnictwa. Kolorowa gruba broszura na
dobrym papierze o najnowszym uzbrojeniu agresywnych USA i o odpowiedzi pokojowo
nastawionych państw komunistycznych, czyli ZSRR. Pomijając propagandę i ideologie
książka jest całkiem ciekawa. Przykładowo nieźle omówiono naddźwiękowy uniwersalny
samolot myśliwsko-szturmowy o szybkości 1.8 Macha, zdolny do działań w każdych
warunkach atmosferycznych typu F-18 Hornet, czyli Szerszeń. Samolot, jako następca F-
14 z pokładu lotniskowca może momentalnie podjąć agresywną misje bojową w każdym
miejscu świata. Ma przy tym większa siłę bojowa niż uniwersalny F-16. Bijący z książki
niepokój nie budzi sam średniopłat i jego niezłe silniki, ale jego elektroniczne
wyposażenie. Rosjanie też robią niezłe samoloty. Mowa o komputerze, radarze, awionice i
zdolności do współpracy z super nowoczesnym uzbrojeniem. Samolot może, więc na
początku agresji odpalić rakiety do niszczenia naziemnych radarów systemu
przeciwlotniczego wroga, do wrogich samolotowa wystrzelić z daleka rakiety powietrze -
powietrze, niszczyć precyzyjnymi rakietami cele naziemne i nawodne, zrzucić miny
morskie, zaatakować wojsko i ludność licznymi niekierowanymi rakietkami a nawet zrzucić
precyzyjne bomby kierowane lub zrzucić bomby atomowe i chemiczne.
Samolot jest uniwersalny w tym sensie, że natychmiast można mu podwiesić wybrany typ
uzbrojenia. Wreszcie wykazuje spora odporność na trafienia. Najbliższy konflikt na Bliskim
Wschodzie pokaże nam czy faktycznie F-18 ma miażdżąca przewagę nad MIGami o ile
USA zdecydują o użyciu tego destruktywnego cacka przeciwko Arabom. Przeciwko nim
wystarczą znacznie starsze i tańsze bronie.
Komputer samolotu F-18 ma cyfrową (?) łączność z innymi samolotami i obiektami. Wojna,
więc coraz bardziej się automatyzuje. I o to właśnie chodzi. To budzi głęboki niepokój.
Dlaczego? Dlatego że przy inwazji Niemiec na ZSRR łączność i dowodzenie były bardzo
słabym punktem Armii Czerwonej i mocnym punktem nazistowskich hord. Niemcy w
czołgach mieli radiostacje a Rosjanie nie mieli. I to mimo tego, że ZSRR produkował
lampy i sprzęt radiowy na przedwojennej licencji RCA. Produkował, ale dużo za mało.
Dopiero dostawy dziesiątków milionów lamp radiowych i sprzętu łączności polepszyły
sytuacje. Teraz z kolei chodzi o łączność komputerową. O automatyzacje rozpoznania
satelitarnego i przez samoloty rozpoznawcze i same walczące samoloty, helikoptery i
czołgi i integracje tych danych i ich momentalne udostępnienie, komu tylko są potrzebne.
Znów armia ZSRR jest przestarzała i anachroniczna. Marszałkowie ZSRR chcą toczyć II
Wojnę światowa. Ale przecież technologia idzie naprzód i nie będzie powtórki II wojny tak
jak nie było powtórki z I wojny.
Natomiast charakterystycznego wyglądu lampa mocy LS50 Telefunken z 1937 roku
występuje w radiostacjach ZSRR (i krajów poddanych), jako GU50 i dalej jest
produkowana w ZSRR i w Polsce.
Szczególny niepokój autorów budzi technologia samolotów, które mają współczynnik
odbicia fal radarowych 300-2000 razy mniejszy niż dla typowego myśliwca
W konstrukcji samolotu używa się dużych prostych płaszczyzn pod kątami powodującymi
odbicie wiązki fal radaru wroga donikąd oraz używa się specjalnych pokryć bardzo silnie
absorbujących mikrofale. Chodzi o możliwość podstępnego - selektywnego rozpoznania i
punktowego ataku na kierownictwo państwa i armii w sytuacji, gdy wróg uzna to za
potrzebne i efektywne.
Jak tu walczyć z wrogiem, którego nie ma?"

Roli informacji nie doceniano też w Europie Zachodniej zdając się w możliwym konflikcie na potencjał rozpoznawczy CIA.

 Napoleon stwierdził że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Ale broń trzeba dopiero wyprodukować bo przecież pieniądze same nie walczą.
Ukrainę w wojnie bardzo mocno wspierał amerykański wywiad. Jego informacje były w  powstrzymywaniu Rosji na ukraińskim froncie raczej ważniejsze  niż amerykańska broń i amunicja. Komputery i analitycy 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu analizowali zdjęcia satelitarne i pliki z dronów z Rosji i Ukrainy. Integrowano informacje ze wszelkich źródeł technicznych  ale też i od szpiegów. Możliwe było przygotowanie się do obrony oraz planowanie skutecznych ataków na cele na froncie i w głębi Rosji. Cały czas  śledzono  ruchy wojsk rosyjskich i ich zaopatrzenie. Dzięki Starlinkom rewelacyjnie operowały ukraińskie siatki szpiegowskie.
Gdy USA porzucą materialne wsparcie Ukrainy, zmobilizowana Europa jest w stanie dostarczać potrzebną ilość broni i amunicji ale nie INFORMACJI. Bez informacji ukraińska armia straci zdolność do skutecznej obrony i lokalnego prowadzenia kontrofensywy. Wojna może się zamienić w masakrę !
Francja deklaruje zaopatrywanie Ukrainy w informacje. Francja ma siedemnaście satelitów rozpoznawczych a  USA mają 247. Francuskie satelity rozpoznawcze zawierają amerykańskie technologie i udostępnienie informacji państwom trzecim narusza porozumienia FR-USA i amerykańską ustawę ITAR, co grozi sankcjami amerykańskimi przeciw Francji.
https://www.worldatlas.com/space/countries-by-number-of-military-satellites.html

 Wielka Brytania miała rzekomo własną broń jądrowa. Informacje taką podawano ze względów wizerunkowych UK. W istocie broń jest USA a UK mają ją na zasadzie Nuclear Sharing tak samo jak inne państwa Europy.   

 Militarne zaopatrzenie z USA dla Ukrainy dostarczano (to już czas przeszły ) głównie przez Lotnisko Rzeszów – Jasionka.

 Autor od dekad jest zdania że średniej wielkości europejski kraj niezdolny wyprodukować dla siebie odpowiedniej broni jest skazany na kłopoty.
 „Gdy stosunki między USA a Rosją przybierają charakter wrogi, polska klasa polityczna doznaje radosnego pobudzenia, bo to obiecuje wojnę. Gdy się polepszają, klasa markotnieje i w mediach masa komentatorów wytyka rządowi USA naiwność i brak znajomości Rosji”
„To co mnie najbardziej razi w polityce, to oczywiście nadużycie siły. Ale również razi mnie sytuacja, kiedy stosunki siły są zafałszowane i kiedy słabi występują z jakąś pozoracją siły. To mi się wydaje błazeństwem, czymś niebezpiecznym, ale przede wszystkim kłamstwem” - B.Łagowski, "Czy Polskę stać na niepodległość"

 Polscy mężykowie stanu formatu kieszonkowego nie rozumieją słowa „prawo”. Historie piszą i prawo stanowią zwycięzcy i silni. "Prawo jest wyrazem woli klasy panującej" i prawo ustanawia ten kto ma siłę fizyczną i ekonomiczną.
Danton – „Nasza [spisana i przegłosowana] wola jest prawem !” Gilotynowano rządzącą do niedawna arystokracje ale też zwykłych ludzi.
 USA umówiły się z ZSRR i Rosją że NATO nie przesunie się za Łabę. W 1990 roku kończy się Zimna Wojna i  ZSRR-Rosja zgadza się na zjednoczenie Niemiec. Stosunek UK i Włoch do zjednoczenia Niemiec był niechętny i decyduje stanowisko ZSRR. W zamian za to USA gwarantuje, że NATO nie rozszerzy się na wschód. Bez tej gwarancji na 100% nie byłoby zjednoczenia Niemiec ! Odtajnione dokumenty m.in. Departamentu Stanu USA potwierdzają to że USA takiej gwarancji udzieliło:
https://nsarchive.gwu.edu/briefing-book/russia-programs/2017-12-12/nato-expansion-what-gorbachev-heard-western-leaders-early
I to jest właściwy punkt wyjścia do wszelkich dywagacji.
Silne USA w swojej jednobiegunowej chwili wielokrotnie, drastycznie złamały zawarte umowy i w końcu doszło do wojny na Ukrainie. Umowa dla stron jest PRAWEM !
Prowokowano Rosję zapowiadając wejście Gruzji i Ukrainy do NATO. Ukraina miała w konstytucji zapisany obowiązek pozostania krajem neutralnym, nie związanym z żadnym sojuszem militarnym.
 Adam Wielomski – „Atak na Ukrainę, który jest prowadzony przez Rosję od roku 2014, stanowił początek działań, by przemocą zniszczyć porządek międzynarodowy oparty na prawie – rzekł Andrzej Duda.
Twierdzenie to zawiera błąd fundamentalny, powodujący ustawiczne niezrozumienie polityki
międzynarodowej przez obecnego Prezydenta RP. Otóż, porządek międzynarodowy zawsze był, jest
i będzie oparty na sile i aby był stabilny musi odzwierciedlać układ sił. Prawo
międzynarodowe albo legitymizuje ten porządek (gdy odpowiada układowi sił), albo stara się
znaleźć cywilizowane sposoby i ramy do jego zmiany (gdy przestaje odpowiadać układowi sił).
Gdy porządek prawny świata nie odzwierciedla zmiany układu sił, a prawo międzynarodowe
petryfikuje istniejący układ, to zostaje złamane i przestaje obowiązywać, aż do czasu gdy
wykrystalizuje się nowy układ sił, który stworzy nowy system prawa międzynarodowego.
Obecnie jesteśmy właśnie w takim okresie przejściowym, gdy wali się globalizm i świat
zdominowany przez Zachód. Dlatego są i będą konflikty zbrojne, aż do czasu powstania nowej
struktury świata i bezpieczeństwa, które opisze nowe prawo międzynarodowe. Prawo nie tworzy
porządku, lecz opisuje już istniejący de facto”
Rosja jest oligarchicznym, skorumpowanym państwem bezprawia. Polska jest ukrycie oligarchicznym, skorumpowanym państwem bezprawia. Czy ciągłe zaczepianie Rosji przez Polskę coś zmieni na lepsze ? Korzyścią z bójki dwóch bandytów jest eliminacja obydwu !

 W gierkowskiej odsłonie propagandy sukcesu Polska była 10 a nawet przez chwile 8 gospodarką świata. Ale już w 1976 roku były kartki na cukier i pojawiły się gigantyczne kolejki do sklepów za czymkolwiek. Zaistniał dysonans poznawczy ! Niedługo były nędzne kartki zaopatrzeniowe na wszystko niczym w czasie wojny i stan wojenny w 1981 roku.

 W okresie międzywojennym nie powstała w skorumpowanej Polsce ani jedna duża prywatna firma. Kapitał słusznie traktował Polskę jako państwo sezonowe do rabunkowej eksploatacji. Produkcja w 1938 roku była na tym samym obszarze dużo niższa niż w 1913 roku.  
Wielki Kryzys zdewastował polską gospodarkę i społeczeństwo. Gdy do zakutych sanacyjnych łbów dotarł rozmiar spowodowanego przez nich kataklizmu zaczęła się propaganda m.in. z COP i fałszowanie danych statystycznych
Przedstawiany na sanacyjnych plakatach  „15 letni plan rozbudowy polski” to Science Fiction i odlot po ciężkich narkotykach. Razem z drukiem plakatów i hasłem Silni, Zwarci, Gotowi przygotowywano się do ucieczki z Polski.  

W obecnej odsłonie  propagandy sukcesu Polska za chwile wyprzedzi Japonię !
GUS-owi z lewych ankiet wychodzi że Polska jest bardzo, bardzo tanim krajem do życia bo tańszy jest fryzjer i czasem marchewka. Stworzono fikcje niskich kosztów życia.
Czy ktoś normalny uwierzy w to, że Japonia jako kraj jest gospodarczo  na poziomie Polski?
Dla magików z GUS jest proste zadanie:
-Wymień Japońskie marki i koncerny światowe.
-Wymień koreańskie marki i koncerny światowe.
-Wymień Polskie marki i koncerny światowe. Podpowiedź – Zbiór pusty.

 Toyota - Lexus produkuje najlepsze samochody świata a w Polsce są niemieckie, francuskie, włoskie... fabryki części do samochodów z Polską Tanią Siła Roboczą. W tych fabrykach  Polska jest tylko Tania Siła Robocza.
Japonia w przemyśle, technologii, nauce, ochronie zdrowia, infrastrukturze i  innych dziedzinach jest 50 lat przed Polską. W długości życia jest przepaść !

Polskiego wskaźnika PKB per capita PPP nie można  traktować jako wiarygodnego. Te same (!) wyroby przemysłowe w bogatych krajach są z reguły tańsze niż w biedniejszych. Polska za amerykańską broń płaci drożej niż Zachód. I tak dalej. Celowo dano wykrzyknik przy „te same” Mimo podobieństwa opakowań wyroby (na przykład spożywcze) sprzedawane na rynek polski są dużo gorsze niż na rynek zachodni. Ale według GUS są to te same wyroby.  
 
 Siła sprawcza Hegemona bywała niedoceniana. Japonia wszczynając i prowadząc wojnę gospodarczą z Zachodem popełniła koszmarny błąd. Rozwścieczone USA usadziły ją i jest stagnacja.
Obecnie przywołany do porządku został komik z Kijowa. Polscy idioci wymachują szabelką już nie tylko w stronę Rosji ale po incydencie w Gabinecie Owalnym też w stronę USA !
  W 1968 roku mawiano że Żydem nie jest ten kto jest Żydem ale ten kogo partia wskaże.
Na plakatach III Rzeszy modelowym żołnierzem typu nordyckiego był półżyd !
 W 2008 roku bank wampir Goldman Sachs sponiewierał i zeszmacił złotego wyrządzając Polsce ogromne szkody.
Gierkowska Polska nie zbankrutowała dlatego że powinna zbankrutować ale dlatego że tak chciał Hegemon ! Ustanowiony Polsce przez Niemcy premier Tusk powinien uważać co mówi o prezydencie USA bo nasłany GS może powtórzyć akcje albo jacyś kelnerzy ( jak w 2014 roku ) obalą mu rząd i będzie znów musiał uciekać do Niemiec. Elon Musk może opublikować skan dokumentu co o TW Oskarze mówiła ciocia STASI-a albo co o zakładaniu przez Tuska partii za niemieckie pieniądze pisał wujek BND.
Polskie rządy zachowują się jak niestabilny emocjonalnie chory psychicznie. Wpierw gratis robią hegemonowi łaskę a potem dureń udaje że przystawia prezydentowi Trumpowi pistolet do pleców.
 
 Skorumpowane warszawskie nie-rządy oszustów są bardzo krytycznie oceniane. Przykładowy komentarz:
"Zniszczeniu [wojennemu] Lemingradu [Warszawy]: tego raka głupoty, podłości, poczucia wyższości, wysysającego zasoby i ludzi z reszty kraju nie powiedziałbym nie"

 Miliardowe fortuny zarobione na wynalazkach i na innowacyjnej produkcji (Makers !) są poniekąd sprawiedliwe. Ogromne korzyści odnoszą bowiem wszyscy i płacone są podatki. Od 40 lat (Neoliberalizm !) sprawy nie idą w świecie w dobrym kierunku. 60% majątku miliarderów pochodzi z dziedziczenia, kumoterstwa, korupcji albo działań monopolistycznych – wynika z raportu Oxfamu „Takers, not Makers”. Oxfam to międzynarodowa organizacja humanitarna i rozwojowa, której celem jest walka z ubóstwem, nierównościami i niesprawiedliwością na świecie. Powstała w 1942 roku w Oksfordzie, w Wielkiej Brytanii, jako Komitet Oksfordzki ds. Pomocy Głodującym (Oxford Committee for Famine Relief).
W interesie neolibka nie leży poprawa losu najbiedniejszych. Jego oszukańczym celem jest wmówienie im, że ich bieda jest sprawiedliwa i zasłużona.

 Wojna jest ogromną akcja niszczenia mienia oraz zabijania ludzi i ich okaleczania. Ktoś za to musi zapłacić. USA miały swoją bogatą elitę i ona zgodziła się zapłacić, słusznie licząc  na to że w końcu uda się zakończyć straszny Wielki Kryzys a powojenne imperialne USA odniosą ogromną długofalową korzyść.   
Wojenne deficyty budżetowe dochodziły do 25% !  USA całą 2 wojnę światową "drukowali" i skończyli jako supermocarstwo ! Ten monstrualny druk nigdy nie pojawił się mocno na rynku konsumenckim. To był dług u elity gospodarczo – finansowej i sporo  zredukowano go inflacją powojenną.
Prawdziwe elity bronią swojego kraju wszelkimi sposobami. Prezydenci Bush i Kennedy zostali ranni na wojnie. Byli znakomitymi żołnierzami. Czy można sobie wyobrazić ofermę Kaczyńskiego jako żołnierza ?     

 W państwach demokratycznych społeczeństwa decydują kogo i w jakim charakterze chcą gościć i komu dać obywatelstwo. Wybrane przez społeczeństwa parlamenty uchwalają ustawy realizowane przez rządy. Funkcjonuje system wiz, pozwoleń na pracę i na studia. Od turystów można żądać dowodu na posiadanie środków na maksymalny czas pobytu.
W polityce  publicznej zasady wprowadzane są w konkretnych warunkach i okolicznościach. Gdy te warunki później się zmieniają to adekwatnie zmieniane są ustawy.
Co do zasady każde państwo ma prawo określać warunki, na jakich cudzoziemcy mogą wjeżdżać i przebywać na jego terytorium.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Deportacja_(prawo)
Inspiracją dla Konwencji Genewskiej były prześladowania Żydów uciekających przed morderczym nazistowskim reżimem. Gdy konwencja genewska była negocjowana, nie było masowych migrantów ekonomicznych  próbujących przekraczać międzynarodowe granice. Świat się zmienił i nie  pasują do niego stare zasady.
Szmuglerzy od Sorosa i jemu podobnych, migrantów ekonomicznych poinstruowali, że wystarczy powiedzieć, że żądają statusu uchodźcy i w ten sposób uruchamiają długotrwałe procedury dające im prawną ochronę.
  W USA w 2016 r. koszt dotarcia do nielegalnego przybysza, zatrzymania go i przeprowadzenia formalności związanych z deportacją wynosił blisko 11 tys. USD, a sam transport do kraju pochodzenia kosztował niemal 2 tys. USD. Od tej pory koszty tylko wzrosły - zauważyła CNN.
 Obecnie jest to ponad 20 tysięcy dolarów. Tylko imigracja osób wykwalifikowanych i potrzebnych w gospodarce jest oceniana pozytywnie.
 Rynku nie należy demonizować. Jest on zawodny i wielu rzeczy sam nie zrobi. Ale tam gdzie rynek działa rezultaty są z reguły o niebo lepsze niż rezultaty działania urzędników.
 Zielona generacja jest niestabilna. Czynione ponad dwie dekady temu rynkowe próby wykazały że bez przymusu nikt tej „energii” nie chce po dobroci kupić. Jej przymusowy zakup jest nierynkowy.  
 Elektrownie jądrowe dostarczają Francji około 70% energii elektrycznej. Francja inwestuje również w OZE. Odnawialne źródła energii w istniejącym systemie energetycznym stwarzają poważne problemy. Realizują się nieznane dotąd ryzyka, mogące wpływać nie tylko na energetyczne bezpieczeństwo, ale także stwarzać potencjalne zagrożenia natury bezpieczeństwa jądrowego. Aby równoważyć niestabilną generacje z OZE reaktory jądrowe pracują ze zmienną mocą do czego nie są przystosowane. Oznacza to silnie przyspieszone zużycie sprzętu i większe ryzyko awarii przez zmienne cykle termiczne. Problem będzie się tylko nasilał, ponieważ kolejne inwestycje w OZE w Francji są realizowane. Już obecnie około 30% awarii w elektrowniach jądrowych jest spowodowane przez OZE !

  Od circa 8 lat trwa w Europie Zachodniej de-elektryfikacja (!) co musi budzić ogromny niepokój bo przecież przy odchodzeniu od paliw kopalnych produkcja elektryczności powinna dynamicznie wzrastać.
Pierwsza niemiecka morska farma wiatrowa Alpha Ventus w odległości około 45 km od wyspy Borkum została otwarta w 2010 roku. Po niecałych 15 latach morska farma jest zamykana.
W 2010 roku rząd niemiecki uchwalił wysokie subsydia dla morskich elektrowni wiatrowych, gwarantując 15 eurocentów za kilowatogodzinę przez 12 lat. "Dopóki więc niemiecki rząd generował wiatr, wachlując euro, dopóty biznes się zgadzał" Bez subsydiów wiatraki czeka rozbiórka. Farma wiatrowa Alpha Ventus, która wyznaczyła nowy etap niemieckiej energetyki wiatrowej na morzu, przygotowuje grunt pod nową jej nową fazę, w której wiele dużych farm wiatrowych będzie musiało zostać rozebranych.

 Wiatraki generują energie gdy wieje. Korelacja między generowaną mocą a zapotrzebowaniem jest praktycznie mała. Im dalej można energie przesłać lub zmagazynować tym mniej trzeba jej zmarnować to znaczy nie generować. Takim dysponowaniem nie – generacji objęto  10 % możliwości wytwórczych  wiatraków w Wielkiej Brytanii i blisko 30 % w Irlandii Północnej. W Wielkiej Brytanii większość niewykorzystanej energii jest produkowana w Szkocji, gdzie  znajduje się najwięcej farm wiatrowych. Moc sieci przesyłowych jest zbyt mała, aby bardziej zaludnione i uprzemysłowione obszary Anglii mogły tę energię wykorzystać. W Niemczech jest to około 5% bowiem pomagają im systemy energetyki sąsiadów. Eurelectric podaje, że w minionym roku w całej Europie skutkiem zielonej generacji  odnotowano rekordowe 4838 godzin z ujemnymi cenami.
Ujemne ceny mocno jednak podnoszą uśrednione ceny !
 Na razie Zieloność jest drogą fikcją lub utopią.
Do produkcji w świecie 1,7 mld stali zużywa się miliard ton węgla. Przejście na technologię wodorową wymagałoby użycia więcej elektryczności niż produkuje się jej w USA ! Wygenerowałoby ją 1,3 mld wielkich wiatraków. Dopiero po 2030 roku powstaną ( i to niekoniecznie ) wodorowe huty o łącznej zdolności produkcyjnej 2-3 mln ton stali rocznie. Ilość śmiesznie mała.
A świat potrzebuje do budowy infrastruktury ogromnej ilości stali ! Chiny ją produkują i cały biedny Świat jej pożąda.

 Myślenie życzeniowe czyli chciejstwo zawsze brutalnie zderza się z realiami. Są setki przykładów na to.
Ludzie chcą brać renty dożywotnie za nieruchomość, a potem znajdują ich martwych. W 95% to ”zgony naturalne” i „samobójstwa”. Czy można trzeźwo myśleć że spekulant albo bank będzie czekał 35 lat aż umrzecie sami i zwolnicie mu „jego” mieszkanie ?


Archiwum. EnergoPat.
Patent 232 Sensorless drive z obserwatorami
 Kompletny, zintegrowany  silnik serwomechanizmowy dla maszyn CNC i robota składa się z silnika DC lub AC z hamulcem elektromagnetycznym, czasem przekładni obniżającej, sensora kąta i sensora prędkości. Duży silnik ma też wentylator zapewniający chłodzenie gdy obciążona momentem maszyna obraca się wolno lub stoi. W nowszych rozwiązaniach sensor kąta dostarcza też informacji o prędkości.  Taki zintegrowany zespół jest drogi, szczególnie gdy użyto magnesów o wysokiej energii z metali ziem rzadkich.
Nie wszędzie jednak potrzebna jest taka precyzja i sztywność  jak do maszyn CNC i robota. Nadmierna sztywność napędu w wielu zastosowaniach jest wadą jak na przykład w dźwigach gdzie nie wolno operującemu gwałtownie napinać lin i ramion.

Od końca lat sześćdziesiątych położeniowe serwonapędy elektryczne konstruowane są w układzie z trzema kaskadowymi pętlami regulacji prądu, prędkości i położenia.

 Przedstawione rozwiązanie może być użyte z silnikami DC i AC ale dla prostoty pokazano to na przykładzie silnika DC.
 Dobrą zgodność dynamiki nieobciążonego silnika DC daje równoważny obwód RLC. Producenci publikują odpowiednie dane. Ma on częstotliwość Wo i dobroć Q. Dobroć rośnie z mocą maszyn. O ile R i L są to elementy fizycznie obecne w maszynie to C jest odpowiednikiem poruszanych mas.   

 Częstotliwość małosygnałowa serwonapędu zależy od sumy „małych stałych czasowych” czyli częstotliwości modulacji PWM, ilości faz m i częstotliwości napięcia sieciowego w systemach tyrystorowych i od częstotliwości rezonansu mechanicznego systemu. Ten ostatni czynnik dominuje w dużych napędach. Częstotliwość małosygnałowa serwonapędu może być znacznie większa od częstotliwości Wo samego silnika ale przy dużych napędach różnica jest coraz mniejsza.   

 Silniczki DC stosowane są od początku w magnetofonach kasetowych. Silnik zasilany jest stabilizowanym napięciem ze źródła o ujemnej oporności. Ujemna oporność usztywniająca napęd ma kompensować oporność maszyny. Jest to możliwe ponieważ dobroć maszyny jest mała.
Rozwiązania tego nie można jednak  zastosować do większych maszyn ponieważ podniesione i tak już znacznego Q dałoby szkodliwą, nonsensowną odpowiedź.       

 Obciążenia napędu powodujące niepożądaną zmianę szybkości (od jałowej ) napędu są różne. Zatem równolegle do C w modelu RLC silnika może zaistnieć stratna rezystancja liniowa Rl lub nieliniowa ale też pojemność odpowiadająca poruszanej masie lub ich kombinacja.
 Przy Q<0.5 odpowiedź skokowa (prędkości) nieobciążonego silnika zasilonego napięciem „1” aperiodycznie dąży do „1” a impuls prądu spada do zera.
 Odpowiedź skokowa obciążonego przez Rl silnika dąży do wartości mniejszej od „1” a impuls prądu stabilizuje się na poziomie prądu płynącego przez Rl.
Gdy podane silnikowi napięcie skorygujemy o wartość pobieranego prądu przefiltrowaną dolnoprzepustowo przez inercje o stałej czasowej Rl x C tak aby statycznie napęd był sztywny (statyczna kompensacja spadku napięcia na rezystorze R silnika  to uzyskujemy odpowiedź prędkości bliską nieobciążonemu silnikowi.
 Ta idealna kompensacja ( de facto jest to obserwator !) ma niestety miejsce tylko z konkretnym obciążeniem Rl. Na wykresie pokazano odpowiedź skokową bez obciążenia.
Prędkość sięga 1.037 i dość powoli opada do 1. Nie ma tu jednak oscylacji ponieważ pojawiło się Zero. Sytuacja jest trochę podobna do pętli regulacji z całkującym obiektem i regulatorem PI. Tam jest potężne przeregulowanie ale bez dużej oscylacji. Rozwiązaniem jest tam specjalne wygładzenie sygnału zadanego filtrem Lead-Lag lub lepiej zmodyfikowany regulator. Tu filtr Lead -Lag bez obciążenia sprowadzi odpowiedź do bliskiej jałowej silnika (idealnej) ale kosztem pogorszenia odpowiedzi z obciążeniem !
Z histogramu obciążeń i specyfiki pracy można wydedukować optymalne wygładzenie sygnału zadanego jeśli jest potrzebne. Gdy maszyna pracuje w określonych stanach można je skojarzyć ze zmiennym filtrem wygładzającym.
Jeśli napęd ma być statycznie trochę elastyczny dodajemy tylko część sygnału korygującego.
Inny sensor lub obserwator musi dać informacje o temperaturze uzwojenia maszyny jako że współczynnik temperaturowy miedzi jest znaczny. Temat ten omówiono w innym miejscu. Możliwe jest też scalenie (fuzja) wolnej informacji z sensora i szybkiej z obserwatora.

 W modelu eksperymentalnym silniczek z przekładnią linką nawijaną na bębenek wciąga różne ciężary. Do szybkobieżnej windy osobowej. Potrafi dość dokładnie je według „programu” podnieść lub opuścić podczas gdy bez układu zastępującego sensor błąd przy obciążeniu jest okropny   

 Możliwa jest też inna realizacja obserwatora prądu obciążenia Rl. Część dynamiczna jałowego prądu silnika jest taka jak odpowiedź filtru środkowo - przepustowego. Gdy od prądu silnika odejmiemy wyjście filtru środowoprzepustowego (dynamika jak jałowego silnika ) zasilonego napięciem silnika to otrzymamy w przybliżeniu obserwator prądu obciążenia przez Rl.
 Rozwiązanie to jest wrażliwe i stąd raczej nieużyteczne praktycznie.

 Możliwie są też inne obserwatory. Lepsze są obserwatory adaptacyjne ale niestety wymagają wydajnego procesora.


Sprawdzenie.
1.W USA wytwarzanie energii elektrycznej w dużych blokach z wydajnie wydobywanego odkrywkowo węgla kamiennego było bardzo tanie. Wpływał na to efekt skali i w miarę tanie, stabilne  finansowanie inwestycji przez fundusze emerytalne oraz dewastacja gratis środowiska naturalnego. W latach '70 i '80 dostępne były dane dotyczące cen energii na terenie całych USA. Detalicznie energia kupiona od elektrowni często stanowiła 1/3 całości rachunku. Ale dochodził przesył i dystrybucja.
O ile wytworzenie mocy biernej Q generatorem synchronicznym  jest tanie na tle wytworzenia mocy czynnej P to przesył i dystrybucja Q (tak samo wprowadza straty mocy) mogą być znacznie droższe niż P jako że to Q głównie wprowadza obciążeniowe zmiany napięcia, które trzeba zmniejszać operując transformatorami regulacyjnymi (koszt !) i załączanymi „kondensatorami” czyli dwójnikami  LC.
Dawniej największymi konsumentami elektryczności były silniki asynchroniczne. Pobierają moc bierną i taka jest ich fizyczna uroda z wirującym polem magnetycznym. Dlatego też moc bierna Q w rozsądnej ilości była dostarczona odbiorcom gratis ale tylko powyżej pewnego współczynnika mocy. Nowoczesne, poprawnie zwymiarowane silniki spełniały wymagania. Ponieważ praktykowane przez odbiorców załączanie samych kondensatorów (muszą to być dwójniki LC ) kompensacji mocy biernej powoduje bardzo szkodliwe powiększenie zniekształceń napięć aby ich zniechęcić do tego  wprowadzono wysokie opłaty od Q pojemnościowej niezależenie od współczynnika mocy. Tam gdzie sieci SN są mocno skablowane wytwarzają one za dużo mocy biernej i trzeba ją często pochłaniać załączanymi dławikami.
W bogatych krajach duży jest udział w konsumpcji energii elektrycznej urządzeń elektronicznych. Część urządzeń elektronicznych pobiera zniekształcony prąd. Im większy jest transformator energetyczny tym bardziej jest wrażliwy na zniekształcenia prądu. W części krajów taki szkodliwy odbiorca, jeździec na gapę, nie płaci za wprowadzone zniekształcenia – zakłócenia.   
W świecie sposobów naliczania opłat za P i Q dla różnych odbiorców jest dużo.   
W Polsce małe firmy  nie płacą za moc bierną indukcyjną przy współczynniku mocy  tg fi>0.4. Drogo płacą za moc bierną pojemnościową.
-Niech licznik zamiast P i Q zlicza  tylko całkę z |U|*|J|. To jednostka naliczenia ma być trochę tańsza niż P. Naliczenie zawiera na przykład zniekształcenia prądu.  Podaj zalety i wady (wyprowadź odpowiednie wzory, sporządź trójwymiarowe wykresy itd ) tego rozwiązania. O ile ma być tańsze aby średnio dystrybutor miał podobne wpływy jak dotychczas.   
-Niech licznik zamiast P i Q zlicza całkę z |U|*|J| ale gdy |U|>1.02 jest brane 1.02.  Podaj zalety i wady tego rozwiązania dla wszystkich, także dla prosumentów.  

2.Dany silnik asynchroniczny (pdf) zasilany jest z falownika V/F. Aby usztywnić jego charakterystykę obciążeniową zastosowano „Sensorless drive z obserwatorem” równoległym z obciążeniem „Rl”. Przy znamionowej prędkości maksymalnej „Rl” odbiera  100% mocy nominalnej silnika
-Jak ma być stała czasowa obserwatora ?

Cwiczenie.
1.W SMPS Astec zastosowano  Lossless Snubber – Clipper:  L91, C91, D91, D92.
Załączanym obciążeniem wyjścia 12V jest żarówka halogenowa a pobieraną z sieci moc mierzy przyrząd. Termokamerą można obserwować temperaturę wymienionych elementów. W obwodzie z L91, D92 dodano zdejmowany Jumper do wyłączenia snubbera. Równolegle do C91 można włożyć w podstawkę rezystor mocy. Miernikiem RLC można zmierzyć parametry transformatora.
-Ustal teoretycznie optymalną wartość dodanego rezystora przy odłączeniu snubbera i po akceptacji zastosuj ją. Ustal zmiany sprawności SMPS.

2.Dana jest ścieżka długości 10 cm ( circa 4 nH/cm ) zasilająca końcami dwa IC (nie ma ich ) zbocznikowane kondensatorami  100 nF opisanymi w pdf. W środku długości ścieżki jest umieszczony kondensator elektrolityczny i tam podano zasilanie rezystancją 50 Ohm. Dostępny jest  generator z przewodem 75 Ohm i oscyloskop oraz różne elementy elektroniczne.
Jest do wyboru 6 wartości kondensatorów elektrolitycznych i dokumentacje PDF do nich. W dokumentacji nie ma ich modelu i należy go stworzyć.
-Wybierz (zastosuj model kondensatora, dowolny program... ) kondensator ( Dla temperatury 25C !) tak aby maksymalna impedancja zasilania widziana przez IC w pasmie 500 K - 10 M była jak najmniejsza.
-Sprawdź wynik doświadczalnie.  

3.Silniczek DC (pdf) zastosowano w magnetofonie kasetowym. Można go zakłóceniowo przyhamować palcem delikatnie dotykając koła zamachowego co powoduje zmianę tonu odtwarzanej sinusoidy. Częstotliwość można zmierzyć DSO. Można zastosować oryginalny układ zasilania z ujemną oporność lub układ z „obserwatorem równoległym Rl”.    
Na kasecie nagrane są sygnały 400 Hz, 1 KHz i 10 KHz. Można nagrać też inne. W prostym układzie (pdf) z obserwatorem jeden potencjometr montażowy ustala stałą czasową obserwatora a drugi wielkość kompensacji.
-Ustal teoretycznie optymalne nastawienia potencjometrów i zweryfikuj je doświadczalnie.
-Przy jakiej częstotliwości i głośności ucho jest tu najbardziej selektywne na wahania częstotliwości ? 

czwartek, 6 marca 2025

Tak imigranci pasozytują na Polakach. Koszty zwalaja z nog. „Komus naprawde odebralo rozum w tym kraju?”

Tak imigranci pasozytują na Polakach. Koszty zwalaja z nog. „Komus naprawde odebralo rozum w tym kraju?”
 Znaczący wzrost wydatków na ośrodki dla cudzoziemców w rok. Na jednego imigranta przypada kilka średnich krajowych
https://nczas.info/2025/03/06/znaczacy-wzrost-wydatkow-na-osrodki-dla-cudzoziemcow-w-rok-na-jednego-imigranta-przypada-kilka-srednich-krajowych/
"Profil „Służby w akcji” na X opublikował dane dotyczące utrzymania imigrantów w luksusowych ośrodkach dla cudzoziemców. Wynika z nich, że przeciętny imigrant w ośrodku kosztuje polskiego podatnika kilka średnich krajowych miesięcznie.

„Znamy koszta utrzymania ośrodków dla cudzoziemców. W 2024 roku utrzymanie 6 strzeżonych ośrodków zarządzanych przez Straż Graniczną kosztowało polskiego podatnika ponad 115 mln zł” – napisano na profilu „Służby w akcji” na X.
Podkreślono, że w ramach tej kwoty „liczony jest zakup środków żywności, leków i świadczeń zdrowotnych dla cudzoziemców, którzy mają dostęp na miejscu do lekarzy, stomatologa czy nawet psychologa”.
„Kwota 115 mln zł za 2024 rok jest większa od kwoty za rok 2023, w którym wyniosła 92 mln zł” – napisano.
Wydatki w ciągu roku wzrosły o 23 mln zł. To „wzrost o około 25 proc.”.

„Największy wzrost wydatków w 2024 roku (+45 proc.) na utrzymanie cudzoziemców zanotował strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców w Lesznowoli” – wskazuje profil.
Imigranci podczas pobytu w ośrodku na nasz koszt „mogą korzystać ze świetlicy, siłowni, sali komputerowej, dwóch sal modlitw”. W budynku są także dwie kabiny dla osób palących papierosy.

„Na zewnątrz budynków do dyspozycji cudzoziemców znajduje się wielofunkcyjne boisko sportowe, siłownia zewnętrzna oraz plac zabaw dla dzieci. Cudzoziemcy przebywający w strzeżonym ośrodku objęci są specjalistyczną opieką psychologiczną oraz lekarską” – czytamy we wpisie profilu „Służby w akcji”.
„Na terenie ośrodka znajduje się także stołówka. Posiłki przygotowywane są z uwzględnieniem wymogów kulturowych i religijnych cudzoziemców” – podkreślono.

W ośrodkach może pomieścić się 651 osób. Stan na 21 lutego wskazuje, że obecnie przebywa w nich 430 imigrantów, co „oznacza zajętość na poziomie 66,1 proc.”.

Kwota 115 mln zł rozdzielona na 430 imigrantów daje prawie 267,5 tys. zł „na głowę”. Dzieląc to na 12 miesięcy wychodzi, że miesięcznie imigrant w takim ośrodku kosztuje nas ponad 22 tys. zł.

Średnia krajowa w Polsce w ubiegłym roku wynosiła około 6,2 tys. zł netto. Tak więc bycie imigrantem w Polsce jest około 3,5 razy bardziej opłacalne, niż praca i odprowadzanie z niej podatków. Nie licząc jeszcze bezpłatnego zakwaterowania oczywiście.

Wcześniej na absurdalnie wysokie pieniądze wykładane na utrzymywanie przez Polaków ośrodków dla imigrantów zwracał uwagę poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek. Parlamentarzysta wziął pod lupę wspomniany ośrodek w Lesznowoli, który – według zestawienia „Służb w akcji” – zanotował najwyższy wzrost wydatków w 2024 roku.

środa, 5 marca 2025

Kto i jak rozmontowal PRL?

 Kto i jak rozmontowal PRL?
 UWAGA W artykułach jest trochę błędnych informacji !

https://myslpolska.info/2025/02/19/kto-i-jak-rozmontowal-prl/
"Historia upadku PRL nadal budzi kontrowersje i znaki zapytania. Ciągle panują na ten temat poglądy nie mające pokrycia w faktach.

Z jednej strony spotykamy się z wizją PRL jako państwa w ruinie, a nawet obcej okupacji, pod którą panował nieustanny i wszechogarniający terror, a na półkach był tylko ocet, z drugiej PRL niejako na złość przedstawia się niczym krainę mlekiem i miodem płynąca, którą zniszczyły strajki Solidarności, knowania imperialistów zza oceanu, dolary, jakimi złowroga CIA opłacała solidarnościową opozycję, a ta na spółkę z Kościołem otumaniła nieświadomych własnego interesu robotników, popychając ich do zburzenia najlepszego z możliwych ustroju.
Co ciekawe, obie pozornie krańcowe interpretacje łączy przekonanie o radykalnym i rewolucyjnym przełomie jaki nastąpił czy to w roku 1980 czy 1989 oraz o sprawczości solidarnościowej opozycji, która „obaliła komunizm”. Paradoksalnie jest o tym przekonany zarówno Lech Wałęsa jak i część osób odczuwających tęsknotę za starymi, dobrymi czasami. Tymczasem rzeczywistość jak zwykle jest o wiele bardziej złożona i prozaiczna zarazem. Bez wątpienia najlepszy i udokumentowany ogromnym materiałem źródłowym obraz procesu rozmontowywania realnego socjalizmu przedstawił przedwcześnie zmarły prof. Jacek Tittenbrun. W tym artykule posłużymy się ważnym oraz rzetelnie udokumentowanym materiałem jaki zgromadził i zanalizował w dziele pod tytułem: „Upadek socjalizmu realnego w Polsce”. Dzieła profesora Tittenbruna są interesujące także z tego względu, że pisał je z pozycji uczciwego marksizmu, któremu pozostał wierny pomimo zmieniającej się koniunktury na świecie, w Polsce i w polskim światku akademickim.

I choć praca szczegółowo obejmuje okres od objęcia władzy przez Edwarda Gierka w roku 1970 do roku 1989, to jednak w części zatytułowanej „Trochę historiozofii na zakończenie” autor  wyraźnie stwierdził, że „ekonomiczno – polityczny system, jaki ukształtował się w pełni za czasów Stalina, a z pewnymi modyfikacjami przetrwał do naszych dni (1992 – przyp. O.S.), zakładał dominującą rolę klas kierowniczych w bloku ze stanami funkcjonariuszy aparatu partyjnego i państwowego (…) Ów panujący blok – w innych ujęciach teoretycznych lub quasi – teoretycznych zwany biurokracją, nomenklaturą, „nową klasą” itp. – reprodukował i utrwalał swoją pozycję oraz przywileje, prowadząc często do faktycznego zburżuazyjnienia. (…) Pod szyldem „państwa robotniczego”, „demokracji ludowej” prowadzono nierobotniczą, a nawet antyrobotniczą politykę.” Inaczej mówiąc nie chodzi o to, że w PRL jak twierdzą jego obrońcy nie było złego, totalitarnego komunizmu, a tylko łagodny mniej lub bardziej realny socjalizm, ale że od początku był to ustrój zupełnie inny od formalnie deklarowanego.
Warto na wstępie przypomnieć dwa inne mity funkcjonujące na temat PRL w porównaniu z będącą w takich opowieściach synonimem czarnego luda Polską międzywojenną. Do najpopularniejszych należy likwidacja analfabetyzmu. Nie pozostawiające wątpliwości liczby pokazują, że pomimo o wiele trudniejszych początków, w znacznie większym stopniu zlikwidowała analfabetyzm już II RP. I tak pierwszy spis powszechny z 1921 r. odnotował 34,6 % analfabetów, drugi w 1931 r. 22,6%, przy czym zjawisko dotyczyło już głównie starszych osób mieszkających na wsi. Kolejny spis miał się odbyć w 1941 r. i nie ma podstaw, by twierdzić, że proces likwidacji tego problemu nie doprowadził do spadku poniżej 10% już przed wybuchem wojny. W Polsce Ludowej potrzeba było kolejnych 7 lat żeby go dokończyć. Podobnie wygląda sprawa reformy rolnej, w ramach której w Polsce międzywojennej rozparcelowano więcej ziemi tzw. obszarniczej niż w PRL, tyle tylko, że czyniono to w sposób cywilizowany, nie niszcząc kulturotwórczej i w zasadzie jedynej rodzimej wyższej klasy średniej jakiej się w dziejach dorobiliśmy. Zaspokojenie głodu ziemi było także możliwe dzięki temu, że Ziemie Odzyskane opuściło znacznie więcej Niemców niż do nowej Polski przybyło ekspatriantów ze wschodu.

Podobnie ahistorycznie brzmią zachwyty związane z elektryfikacją, wędrówką ze wsi do miast i uprzemysłowieniem. Wszystkie one były częścią powszechnych procesów cywilizacyjnych, takich samych jak upowszechnienie higieny, czy wynalazek telewizora. O wiele więcej o rzeczywistych osiągnięciach PRL mówi ich porównanie w analogicznym czasie z innymi państwami czy to regionu czy południa Europy. I tak na początku lat 1980 prawie 25% ludności miejskiej PRL pozbawione było kanalizacji, a produkcja energii elektrycznej na głowę była znacząco mniejsza od sąsiednich krajów socjalistycznych i co ważne, dystans ten się zwiększał, o czym pisał z kolei Aleksander Bocheński. A pamiętać trzeba, że ziemie poniemieckie pod względem infrastruktury stały o wiele wyżej niż np. Polesie.

Statystyka mówi prawdę

Pierwszym odejściem od zasad socjalizmu było wycofanie się z kolektywizacji wsi i zgoda na powstanie klasy „kułaków”, dzięki której w czasach rządów Władysława Gomułki mogliśmy łatwo zaopatrzyć się w dobrej jakości artykuły spożywcze. Jednak gwałtowne przyspieszenie procesów zburżuazyjnienia „nowej klasy” i zwiększania różnić w poziomie życia pomiędzy rządzonymi a rządzącymi rozpoczęło się w następnej dekadzie. Jacek Tittenbrun przytacza na dowód tych tendencji wiele konkretnych liczb. Najbardziej znaczące wydają się następujące: w latach 1961-1965 udział inwestycji nieprodukcyjnych w gospodarce uspołecznionej (tzn. nakładów na oświatę, budownictwo mieszkaniowe, ochronę zdrowia, opiekę społeczną, kulturę fizyczną itp.) wynosił przeciętnie 28,6%, natomiast w latach 1971-1975 19,3%. Inwestycje w służbie zdrowia w 1965 r. w PRL wynosiły 1,1%, podczas gdy w CSRS i NRD w tym samym roku 5%. W tym samym czasie upowszechniła się praktyka udostępniania szpitalnych łóżek przez prywatnych lekarzy, oczywiście po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Systematycznie spadały nakłady na oświatę i to nawet w liczbach bezwzględnych. W rezultacie w 1970 r. na 100 miejsc w przedszkolach przypadało 109 dzieci, których oboje rodzice pracowali, a w 1979 r. 123, malała liczba miejsc w ośrodkach wypoczynkowych FWP z 56 tyś. w 1970 do 46,5 w 1978 r. Jednocześnie rosła liczba ośrodków zakładowych, z których w uprzywilejowany sposób korzystała kadra partyjna, kierownicza, administracja. Rozwijały się także prywatne pensjonaty oraz dacze, a „posiadacz takiego domku wchodził często w stosunek przywłaszczenia cudzej pracy: w formie nieodpłatnego lub symbolicznie opłacanego korzystania z pracy siły roboczej, maszyn budowlanych, środków transportu przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej zatrudnionych przy budowie tego typu obiektów.”

W 1974 r. zniesiono także ustawowy obowiązek posiadania przez prywatnego inwestora legalnego nabycia materiałów budowlanych zużytych do budowy. Równolegle do wzrostu ilości nierzadko luksusowych dacz członków partyjnej nomenklatury rósł deficyt mieszkań możliwych do nabycia dla ogółu ludności i w 1970 r. wynosił 1 295 tys. a w 1978 r. już 1 622 tys. W latach 1976 – 1980 na 800 tys. mieszkań spółdzielczych tylko 300 tys. otrzymali spółdzielcy, czekający w zwykłej kolejce na realizację należnych im nominalnie praw. W Warszawie np. w latach 1970 sprowadzano rok rocznie z innych rejonów kraju ok. 1000 osób na stanowiska kierownicze. Każdy nowo przywieziony dyrektor w ciągu 2-3 lat zagospodarowywał 4 mieszkania (dla siebie, swojej sekretarki i kierowcy oraz krewnych). To samo dotyczyło mieszkań zakładowych. „Według danych dotyczących Gdańska, w 1979 r. aż 70% mieszkań przydzielonych przez zakłady pracy – otrzymały osoby „nie odpowiadające kryterium przydziału.” Po reformie administracyjnej zwiększającej liczbę województw „Nowe stolice administracyjne musiały uwolnić mieszkania dla nowo instalowanych ekip kierowniczych”. Jednak „wojewódzka władza nie kwapiła się do bloków i standardowych mieszkań. Zaczęły się przekwaterowania robotniczych rodzin z wolno stojących domów do przydzielonych wojewódzkiej kadrze  nowych bloków – nie zawsze za aprobatą przekwaterowywanych.
Opróżnione domy nowa władza sporym nakładem społecznego grosza, angażując deficytowe moce przerobowe przedsiębiorstw budowlanych, pośpiesznie przerabiała na wille dla swoich nieocenionych przedstawicieli, a nierzadko – również dla ich protegowanych i powinowatych.”. W efekcie takich procesów: „Według badań przeprowadzonych wśród wielkiego miasta Łodzi, w drugiej połowie lat 70-tych przeciętny metraż na osobę w rodzinach robotników zmniejszył się, podczas gdy wśród tak zwanej inteligencji zwiększył się. W mieszkaniach przeludnionych (tj. powyżej 1,5 osoby na izbę) mieszkało w 1980 r. 38,3% robotników niewykwalifikowanych w porównaniu z 3,4% inteligencji. Przeciętna wielkość mieszkania przedstawicieli aparatu kierowniczego wynosiła w 1980 r. 3,8 izby, wskaźnik zaludnienia 0,79 osoby na izbę, 91% tych rodzin mieszkało w warunkach „niedoludnienia” czyli w mieszkaniach, w jakich na izbę przypada mniej niż 1 osoba”.

Nasilały się „klasowe nierówności” w dostępie i korzystaniu z kultury. „Według ogólnopolskich badań przeprowadzonych w 1973 – 1974 r. wśród robotników wielkoprzemysłowych – po książkę sięga względnie regularnie tylko 10% robotników.” Co więcej, rozpiętość w tej dziedzinie pomiędzy robotnikami a inteligencją rosła. Od roku 1970 malała liczba wydawanych książek w przeliczeniu na 1 mieszkańca. W 1950 roku wynosiła 4,8 szt., w 1980 4,2 szt. Drastycznie spadała liczba bibliotek z 52,4 tyś. w 1970 do 37 tyś. w 1979 r.  W epoce Edwarda Gierka rozpoczął się regres w dziedzinie transportu publicznego, co doprowadziło do sytuacji, że ilość pasażerów na jeden pojazd była kilkukrotnie większa niż w innych krajach. W praktyce oznaczało to np. walkę o miejsca siedzące w pociągach ze Śląska nad morze na bocznicy lub wchodzenie przez okno. W tym samym czasie „środki jakie mogłyby być przeznaczone na komunikację zbiorową pochłaniał rozwój motoryzacji indywidualnej w tym – produkcji takiego samochodu jak Polonez, trafnie określony jako przysłowiowy kwiatek do kożucha, bardzo ładna, ale niezwykle kosztowna blacha”.
Jednak najbardziej tragicznym przejawem pogarszających się warunków życia do jakich doprowadził socjalizm epoki Gierka była sytuacja w dziedzinie tzw. „reprodukcji siły roboczej”, czyli stanu zdrowia i długości życia. I tak: „liczba chorób zawodowych na 100 tys. zatrudnionych wzrosła z 51,7 w 1971 r. do 66,8 w 1980 r. W okresie 1970-1980 liczba wypadków przy pracy wzrosła o ponad 29% w tym śmiertelnych o 14%, w warunkach szkodliwych dla zdrowia pracowało w 1976 r. 2,8 mln osób i 3 mln w 1978 r. ze stałą tendencją wzrostową. Kierownictwa zakładów pracy  np. w kopalniach karały za absencję z powodu choroby utratą 13 i 14 pensji. Pod koniec epoki Gierka nie tylko nie zatrzymano wzrostu różnicy w średniej długości życia w porównaniu do państw kapitalistycznych, ale doszło po raz pierwszy po wojnie do jej bezwzględnego skrócenia. Jedną z przyczyn było katastrofalne zatrucie środowiska.

Pogarszająca się sytuacja klasy robotniczej i rosnące zróżnicowanie jakości życia pomiędzy robotnikami, a nomenklaturą współgrało z gwałtownym przyrostem liczby członków partii z nazwy robotniczej. Jednak robotnicy stanowili w niej coraz mniejszy procent. Z jednej strony było to efektem rozczarowania, z drugiej zapisanie się do partii ułatwiało tzw. awans społeczny i przestanie bycia robotnikiem.

Prywaciarze

Równolegle do opisanych wyżej procesów, w latach 1970 rozpoczął się proces rozwoju quasi prywatnej przedsiębiorczości, w której władza widziała lub udawała, że widzi receptę na pogłębiające się trudności w zaopatrzeniu i usługach. Przykładem tego było rozpowszechnienie się tzw. handlu ajencyjnego, który do roku 1980 objął około 1/3 wszystkich placówek uspołecznionej sprzedaży detalicznej, co warto przypomnieć mieliśmy ich wtedy 148 tys. Jednak jak zauważa Tittenbrun celem tej działalności nie był wysoki obrót, ale znalezienie nisz dających szybkie i łatwe zyski. Stąd ”mieliśmy na rynku znakomite zaopatrzenie w kwiaty, przy stale utrzymujących się kłopotach w zaopatrzeniu w warzywa. Także rozkwit prywatnej produkcji następował w takich, przynoszących wysokie zyski branżach jak luksusowe meblarstwo, wyroby z tworzyw sztucznych, artykuły motoryzacyjne”.

Ten rozkwit następował także dzięki zmianom w systemie opodatkowania, na skutek których sektor prywatny przy coraz większych obrotach płacił coraz mniejsze podatki. Z drugiej strony: „Praktyka zaopatrywania się tych producentów w tak zwane odpady produkcyjne i materiały niepełnowartościowe w przedsiębiorstwach uspołecznionych sprzyjała rozkwitowi łapownictwa i innych form korupcji.” (…) „Sukcesy ekonomiczne i finansowe ajentów, jak i innych przedstawicieli sektora prywatnego, były więc w wielu wypadkach produktem metod typowych dla kapitalizmu łupiesko-spekulacyjnego.” Wraz z nieudolną polityką w dziedzinie handlu i produkcji pogłębiały się problemy rolnictwa i rozwarstwienie dochodowe na wsi. Próby zwiększenia produkcji poprzez biurokratyczne reformy kończyły się jedynie wzrostem biurokracji i łapownictwa czemu sprzyjał chroniczny brak środków produkcji, a jego symbolem był coroczny problem ze sznurkiem do snopowiązałek. Sytuację dobrze opisuje następujący fragment pracy Tittenbruna: „rasowy kierownik punktu skupu czy wagowy, nie mówiąc już o inspektorze, który miał pod opieką parę placów – zaliczał każdą kampanię, z której nie zajeżdżał fiatem 125p do nieudanych”.

Tak więc rozwarstwieniu klasowemu, towarzyszył też coraz szybszy rozwój kapitalizmu pasożytującego na socjalistycznej z założenia gospodarce. Na to wszystko nakładała się błędna, o ile nie obłędna, polityka zaciągania kredytów na rozwój socjalizmu w kapitalistycznych bankach i u zachodnich rządów. W makroskali cała socjalistyczna gospodarka pracowała na wartość dodaną zachodnich bankierów, ale powodem nadchodzącego kryzysu w co najmniej równym stopniu było niesprawiedliwe rozłożenie kosztów jakie ponosił kraj i gospodarka jako całość. Polska wbrew popularnemu wtedy hasłu nie „rosła w siłę”, tylko wpadała w zależność od swoich wrogów, a „dostatniej” żyło się jedynie lawinowo rosnącej nomenklaturze i rodzinom członków aparatu władzy, podczas gdy poziom życia klasy robotniczej i większości społeczeństwa gwałtownie się obniżał. Czy coś nam to przypomina?
Profesor Paweł Bożyk współautor tamtej polityki usprawiedliwia zadłużanie przypominając, że do końca lat 1970 koszt kredytu był niski, (wzrósł nie jak się powszechnie sądzi po kryzysie naftowym, ale dopiero po dojściu do władzy R. Reagana) zaznaczając, że w stosunku do produktu krajowego rósł udział inwestycji, a spadała konsumpcja, więc kredytów nie przejadaliśmy, co w ujęciu całościowym jest prawdą. Zapomina jednak dodać, że ten ogólny spadek konsumpcji przekładał się na jej duży spadek u jednych przy wyraźnym wzroście u drugich.

Główna przyczyna kryzysu

Według Tittenbruna to właśnie ten drugi czynnik, a nie budowa będących do dzisiaj powodem słusznej dumy ponad 500 nowoczesnych fabryk, czy takich ikonicznych obiektów jak dworzec centralny w Warszawie i wiele innych była powodem buntu robotników w sierpniu 1980 r.: „Z jednej strony były one żywiołowym protestem przeciwko polityce lat 70- tych, praktyczną krytyką państwa i partii. Ale robotnicy zarówno w lipcu czy sierpniu, jak i później – protestowali swymi hasłami i swoimi działaniami także przeciwko zjawiskom stanowiącym klasowe, socjologiczne źródła owego antyrobotniczego charakteru polityki. Żądania likwidacji „kominów płacowych”, zniesienia różnego rodzaju przywilejów, jawności dochodów.” I dalej: „Teoria walki klas pozwala zrozumieć, że robotnicy występowali nie tylko przeciwko partii czy państwu jako takim, co przeciwko ich kapitalistycznym elementom, nie przeciwko samemu „skostnieniu aparatu władzy” lecz przeciwko jego burżuazyjnym tendencjom. Walcząc przeciwko, walczyli oni dlatego także o przywrócenie władzy zwącej się władzą ludową – charakteru autentycznej reprezentacji i rzeczniczki ludu pracującego. Hasłami i czynami żądali, aby państwo było naprawdę ich państwem, aby było państwem robotniczym”.

Mówiąc inaczej, bunt robotników był buntem przeciwko niesprawiedliwości i zakłamaniu. Nie na darmo obok ukarania korupcji i złodziei państwowego mienia jednym z najczęściej powtarzających się postulatów było wprowadzenie kartek, tak aby zwykli ludzie mogli otrzymywać takie same możliwości zakupu podstawowych towarów jak członkowie klasy rządzącej. Natomiast symbolika „klerykalno – nacjonalistyczna”, jak zauważa Tittenbrun, wynikała po pierwsze z faktu, że symbolika lewicowa została skompromitowana przez władzę, po drugie była swego rodzaju tarczą bezpieczeństwa, której potrzeba wynikała z pamięci grudnia 1970.

Prawdziwą klęską czasów Gierka była o czym się rzadziej mówi klęska moralna. Omawiałem już na łamach MP (nr 7-8 z 11-18 lutego 2024 „Głębokie państwo wychodzi z cienia”) upadek polskiej nauki opisany przez ówczesnego Prezesa PAN Janusza Groszkowskiego. Jego artystycznym wyrazem był film „Barwy ochronne” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego – aby go obejrzeć musiałem z Gliwic jechać do Mikołowa, bo ograniczano jego seanse w większych miastach. Jednak najbardziej trafny obraz stanu moralnego jaki zostawiła po sobie epoka Gierka został uwieczniony w niezrównanym dziele Stanisława Barei „Miś”. Wtedy w klimacie ideowego cynizmu i cwaniactwa tworzyła się w PRL warstwa ludzi, którzy odcisnęli decydujące piętno na kolejnych dekadach zarówno PRL jak i III RP.

Nasuwają się jednak w tym kontekście inne, bardziej zasadnicze pytania np. o to dlaczego w ćwierć wieku po zakończeniu wojny PRL nie była w stanie samodzielnie wyprodukować samochodu osobowego przyzwoitej jakości, czy nawet ruchomych schodów na Dworcu Centralnym? John Perkins w książce „Hitman, Wyznania ekonomisty od brudnej roboty” opisał proceder wpędzania w pułapkę zadłużenia krajów trzeciego świata. Dokonywało się ono na drodze korupcji, zastraszania, a nawet przewrotów i morderstw. Ekipa Gierka wpadła w tę pułapkę dobrowolnie. Był to z jej strony polityczny błąd, ale była i przyczyna głębsza, czyli zapatrzenie bogacących się elit w zachodni styl życia i system wartości. Rozwój na kredyt i puszenie się willą czy nowym samochodem zastąpiły autarkię i siermiężną skromność, których symbolem była polityka i osobista postawa Władysława Gomułki. Wpisywało się to w tradycyjne wzorce kulturowe polskiej wsi, a więc matecznika ogromnej większości ówczesnej elity, która jednocześnie miała głęboki kompleks takiego pochodzenia. Przepustką do miejskiej kariery było wyrzeczenie się tradycyjnego systemu wartości, a w rezultacie gdy zawalił się mit socjalizmu zabrakło jakiegokolwiek trwałego fundamentu moralno kulturowego.
Przeciwnicy potępiania w czambuł niekwestionowanych osiągnięć PRL, słusznie zauważają, że III RP wywodzi się właśnie z tamtego państwa. Mają rację punktując niekonsekwencję, ale twierdzenie to w mojej opinii jest także jednym z najpoważniejszych zarzutów jakie ciążą na PRL, a które tragicznie odbijają się na kondycji moralno-intelektualnej Polaków aż po dzień dzisiejszy. Dlaczego więc wspominamy tamte czasy z nostalgią? Gierek był pierwszym przywódcą PRL, który nie splamił się krwią, mówił ładną francuszczyzną, zaczynaliśmy podróżować po świecie demoludów, a nawet Zachodu, w tle był romantyzm wielkich budów i za sprawą osobowości samego Gierka oraz przeżywającej autentyczny rozkwit telewizji panował klimat optymizmu, w którym utrapienia socjalizmu odbieraliśmy raczej jako śmieszne niż straszne. Na świecie nastąpiło odprężenie i groźba atomowej zagłady odeszła w cień. Do PRL zaczynało też docierać rozprzężenie obyczajowe, a wraz z nim rosła liczba rozwodów, spadała dzietność, a miłe bywają złego początki. Przede wszystkim jednak potem było już tylko gorzej i to nie dlatego, że nigdy więcej już nie byliśmy tak piękni i młodzi, ale dlatego, że gwałtownie zaczął się starzeć i szpetnieć świat do którego z taką nadzieją aspirowaliśmy. O kolejnych etapach rozmontowywania dawnego ustroju napiszę w następnej części."

https://myslpolska.info/2025/03/03/kto-i-jak-rozmontowal-prl-2/
"Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości”
Gen. Wojciech Jaruzelski, 1981 r.

„Marzenie o systemie ekonomicznym lepszym od kapitalizmu rozwiało się w pył. Nie ma żadnej trzeciej drogi, żadnego modelu pośredniego między stalinizmem a kapitalizmem, który by funkcjonował. Jedyne powody skłaniające do powstrzymania się od powrotu do kapitalizmu są natury pragmatycznej i politycznej”
Leszek Balcerowicz, 1987 r.

„W KC jest teraz nowa, młoda klasa przywódcza technokratów – liberałów. To oni są najbardziej zapalonymi zwolennikami kapitalizmu w Polsce. Są sojusznikami, a nie jakąś przeszkodą czy zagrożeniem”
Jacek Kuroń 1989 r.

PRL w dekadę lat 1980 wkroczyła z zadłużeniem w krajach kapitalistycznych w wysokości 24,1 mld dol. W 1980 r. spłata oprocentowania pochłonęła 2,4 mld dolarów, a w przeliczeniu na złote 178,5 mld zł. Profesor Jacek Tittenbrun w książce „Upadek socjalizmu realnego w Polsce” z której pochodzą cytaty w tym artykule tak komentował znaczenie tych wielkości: „Dochód narodowy wytworzony w całej gospodarce wyniósł w 1980 r. 1936 mld zł, a w gospodarce uspołecznionej 1 595 mld zł. Gratisowe, czysto własnościowe korzyści przyswajane przez zagranicznych kapitalistów pożyczkowych stanowiły zatem 9,2% pierwszej i 11,2% drugiej sumy”.

W sytuacji zaciskającej się pętli długów zachodni bankierzy i zachodnie rządy mogły domagać się tolerowania opozycji w rodzaju KOR, co Franciszek Szlachcic charakteryzował następująco: „Zależności ekonomiczne przekształciły się w zależności polityczne. Były obawy, że bardziej drastyczne działania, a bardziej drastycznymi działaniami były sądy, mogły spowodować odcięcie kraników z dopływem kredytów.” Jednak o czym się mniej mówi, zachodnie rządy i bankierzy mogli  wtedy wpływać na całokształt polityki gospodarczej. Naciski na spotkaniu z bankierami w kwietniu 1980 r. zmusiły rząd do podwyżek cen mięsa i wędlin oraz przeniesienia lepszych gatunków do tzw. sklepów komercyjnych, co było jedną z bezpośrednich przyczyn robotniczych strajków najpierw w lipcu, a potem w sierpniu 1980 r.
Zorientowanie gospodarki na spłatę zadłużenia w powiązaniu z jej centralistycznym charakterem stwarzało szereg nierozwiązywalnych problemów. Bankierzy domagali się zwiększenia eksportu, a to w praktyce pogłębiało braki na rynku wewnętrznym i protesty społeczne. Innym skutkiem nierównowagi zewnętrznej było ograniczenie importu: „Począwszy od marca 1981 r. import na cele wewnętrzne został  z powodu niedoboru dewiz, niemal całkowicie wstrzymany, co doprowadziło do przestojów w produkcji wynikających z braków zaopatrzeniowych, zaprzestania produkcji wielu artykułów, znacznego spadku stopnia wykorzystania mocy wytwórczych i pogłębiającego się rozprzężenia więzi kooperacyjnych. (…) W latach 1980 – 1981 przestoje wynikające z braku importowanych komponentów objęły 40% potencjału przemysłowego kraju.” Zaznaczało się także zacofanie technologiczne i tak: „W 1976 r. np. sprzedaż węgla, innych surowców oraz żywności przyniosła 71% przychodów dewizowych do krajów wysoko rozwiniętych. (…) W 1977 r. wyroby produkowane na podstawie licencji zakupionych w poprzednim 6-leciu stanowiły zaledwie 4,5% naszego eksportu. W 1980 r. udział produkcji opartej na licencjach (czynnych i wygasłych) stanowił 7% ogólnej wartości produkcji przemysłowej.” Objawem degradacji Polski do pozycji kraju trzeciego świata była sytuacja w przemyśle odzieżowym, gdzie jak zauważa Prof. Tittenbrun zdarzało się, że dostarczano surowiec, a tania polska siła robocza anonimowo wytwarzała towary  sprzedawane potem na światowych rynkach pod cudzym znakiem firmowym. Błędem okazało się także skierowanie dużej części środków na rozwój przemysłu ciężkiego, gdzie długi okres budowy i zwrotu nakładów zmuszał do zaciągania nowych kredytów zanim pojawiły się wpływy z eksportu.

W takiej sytuacji wprowadzenie stanu wojennego miało nie tylko wymiar geopolityczny i być może pozwoliło uniknąć interwencji podobnej do tej jakie miały miejsce na Węgrzech w 1956 r. i w Czechosłowacji w 1968 r. lub zapobiegło anarchii i wojnie domowej, ale z perspektywy prezentowanej przez Jacka Tittenbruna było działaniem lokalnych elit na rzecz spłaty zadłużenia kosztem poziomu życia społeczeństwa. Był to więc klasyczny układ postkolonialny, tyle tylko, że z dodatkiem socjalistycznych dogmatów gospodarczych, od których nie można było odejść z obawy przed interwencją Moskwy i oporem aparatu władzy, dla którego byłoby to równoznaczne z zawaleniem się ideowej podstawy całego systemu, który tę władzę legitymizował. Wraz z objęciem prezydentury przez Ronalda Reagana czynnik polityczny zaczął przeważać i na dłużnika mającego problemy ze spłatą długów nałożono sankcje jako odpowiedź na wprowadzenie stanu wojennego. Ich skutki strona polska szacowała na 15 mld dolarów. Jednocześnie wzrosło oprocentowanie nowych kredytów.
Jak konkluduje Tittenbrun: „Wygląda więc na to, że zachodni wierzyciele działali wbrew własnym interesom. W rzeczywistości jednak było inaczej; odroczenie, lecz przecież nie anulowanie, spłaty długów powiększało jedynie zgodnie z prawem procentu składanego, sumę odsetek do spłacenia. Trzeba tu przypomnieć, że o ile po zerwaniu – w następstwie wprowadzenia stanu wojennego – negocjacji z Klubem Paryskim, zrzeszającym 15 państw wierzycielskich w sprawie odroczenia należności za 1982 r. i udzielenia Polsce nowych kredytów Polska zawiesiła spłaty wierzytelności rządowych i gwarantowanych przez rządy zachodnie, to banki prywatne nie przerwały analogicznych rozmów w wyniku których w latach 1982 – 1984 uzgodniono odroczenie spłaty 92% całego zadłużenia na ich rzecz, przewidując jednak zarazem bieżącą zapłatę procentów od odroczonych sum”.

Pod osłoną stanu wojennego rząd wprowadził drakońskie podwyżki cen podstawowych artykułów o ponad 200%, co oznaczało spadek realnych dochodów ludności o ponad 25%. Jednak nie rozwiązało to żadnego z problemów, gdyż pozbawiona nowych kredytów gospodarka nie mogła zaspokoić podaży, inflacja wynosiła kilkanaście procent, by pod koniec dekady dojść do 64%. Jednocześnie w wielu ważnych dziedzinach życia postępowała dwuwalutowość. Ceny mieszkań na wolnym rynku mierzone były w tysiącach dolarów i były z jednej strony nieosiągalne dla zarabiających w kraju kilkadziesiąt dolarów i nieadekwatnie tanie dla tych, którzy pracowali kilka miesięcy na Zachodzie.

Pierestrojka na horyzoncie

W sytuacji chaosu i faktycznego bankructwa PRL doszło do zasadniczych zmian geopolitycznych. Najważniejszą było dojście do władzy Michaiła Gorbaczowa, który z jednej strony zadeklarował konieczność reform systemu wewnątrz ZSRR, z drugiej odejście od doktryny Breżniewa i danie wolnej ręki w rozwiązywaniu swoich problemów poszczególnym państwom bloku. Zanim Generał Jaruzelski odwiedził Davida Rockefellera we wrześniu 1985 r., najpierw spotkał się w Moskwie z Gorbaczowem, gdzie najwyraźniej uzyskał zgodę na śmielsze posunięcia.

Co warto podkreślić w nowojorskim spotkaniu uczestniczyli także Zbigniew Brzeziński i podsekretarz stanu Lawrence Eagleburger, co nadawało rozmowom szerszy, polityczny charakter. O tym, że doszło do przełomu świadczy uzyskana w następnym roku zgoda na członkostwo w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (MFW) o co PRL starała się już od 1980 r. Prof. Tittenbrun skomentował to następująco: „zostanie członkiem koronnej instytucji międzynarodowego kapitału finansowego. (…) Członkiem to zresztą niezupełnie adekwatne określenie, bardziej na miejscu, zważywszy sytuację ekonomiczno – własnościową Polski, byłby termin: „poddanym” tego, (…) swego rodzaju mafijnego rządu światowego, kierowanego przez pieniądz” . W kolejnym roku doszło do zniesienia zachodnich sankcji.

W uścisku zadłużenia

W 1986 r. rozpoczął działalność tak zwany pierwszy Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ściągając na spłatę zadłużenia bezpośrednio od przedsiębiorstw ogromne sumy liczone jako procent od wartości środków trwałych. Był to kolejny element wzmagający chaos, ale także wpisujący się w tendencję uprzywilejowania sektora prywatnego, który takiej daniny nie płacił. Podobną rolę pełnił tak zwany Państwowy Fundusz Aktywizacji Zatrudnienia (PFAZ) mający zapobiegać wzrostowi płac. Jednak jak wskazuje Tittenbrun presja załóg sprawiła, że: „w 1985 r. wyłączone spod ogólnych zasad obciążeń na PFAZ było 7 mln pracowników w porównaniu z 2,7 mln w roku poprzednim”.

W następnym roku wprowadzono więc kolejny biurokratyczny instrument; Podatek od Ponadnormatywnych Wynagrodzeń (PPW) zwany popiwkiem. W kolejnych latach wprowadzono jego coraz surowsze warianty, ale spirali cen i płac nie dawało się opanować. Katastrofa gospodarcza, presja wierzycieli oraz brak presji ideologiczno – politycznej, a raczej zachęta do dokonywania coraz śmielszych i samodzielnych reform płynące z Moskwy doprowadziły rządzącą nową klasę do wniosku, że nadszedł czas podzielenia się władzą i odpowiedzialnością. Tak zwane zaciskanie pasa narzucone przez MFW i bankierów miały być teraz wprowadzone pod osłoną Solidarności, która jeszcze w 1988 r. w czasie fali strajków domagała się czegoś przeciwnego. Ceną za zmianę stanowiska i poparcie drakońskich reform miał być udział we władzy, jednak jej realne fundamenty adekwatne do nowego ustroju budowały się już gdzie indziej niż myśleli liderzy opozycji, a przede wszystkim ogół polskiego społeczeństwa.
Równolegle do zmian geopolitycznych i makroekonomicznych trwały bowiem inne procesy, które sprawiły, że spora część nomenklatury i klasy rządzącej zaczęła dostrzegać swój interes w zmianie systemu na taki, w którym miała zająć miejsce właścicieli kapitału i środków produkcji, a to oznaczało coś o wiele bardziej kuszącego niż willa, dacza, samochód i sekretarka, jak miało to miejsce w epoce Gierka.

Do nomenklatury oficjalnie należało około 30 tysięcy kluczowych dla państwa i gospodarki posad, jednak rekomendacji partyjnej wymagało prawie 10 razy więcej. W lutym 1989 r. rząd Rakowskiego uchwalił ustawę na podstawie której możliwe stało się prowadzenie działalności gospodarczej opartej o majątek państwowy. Pół roku potem działało już około 3 tysiące spółek, w tym w 75% z 1700 największych przedsiębiorstw sektora uspołecznionego. Na 51 skontrolowanych przez NIK zaledwie jedna okazała się prowadzić działalność społecznie użyteczną. Udziałowcami ich byli z reguły członkowie dyrekcji, sekretarze organizacji partyjnych, członkowie administracji i ich rodzin. Przejmowały one te fragmenty działalności i majątku macierzystego zakładu, które dawały największy dochód. Ich rola polegała często na uplasowaniu się w pozycji dodatkowego pośrednika. Jako typowy przykład Jacek Tittenbrun podaje szczecińską spółkę „Aprus”, „w skład której weszło 5 prezesów spółdzielni i 8 dyrektorów przedsiębiorstw państwowych. Spółka zajęła się pakowaniem mąki ziemniaczanej. Mąkę tę brano z zakładu, którego dyrektor był członkiem spółki i przekazywano miejscowej hurtowni PHS zlecając przesypywanie jej do 1 – kilogramowych paczek. Na każdej paczce spółka zarabiała 900 zł.”

Oprócz pośrednictwa dochodziło do przejmowania za bezcen majątku i to w wielkich zakładach. „Powstała na bazie kopalni w Bełchatowie spółka „Arkady”, wśród udziałowców której znaleźli się m.in. żona i syn dyrektora d/s inwestycji KWB Bełchatów oraz główny specjalista d/s odkrywki „Szczerców” odkupiła od macierzystego przedsiębiorstwa środki produkcji po cenach, jakie obowiązywały przy zakupie tj. sprzed kilku lat (…) W sumie spółka zapłaciła kopalni 21 mln zł za przejęte środki produkcji, których cena przetargowa wyniosłaby setki milionów”. Spółki otrzymywały też od macierzystych zakładów pożyczki za które przejmowały najbardziej atrakcyjne maszyny, punkty sprzedaży. Dochodziło także do masowego używania sprzętu i maszyn należących do państwowych zakładów do pracy na rzecz spółek. Na początku 1990 r. jak wynika z danych organów kontroli dyrektorsko – prezesowskie fotele w spółkach zajmowało 705 szefów przedsiębiorstw państwowych, 304 kierowników i głównych księgowych, 500 prezesów spółdzielni, 80 działaczy i funkcjonariuszy partii i organizacji politycznych, 57 prezydentów i naczelników miast, 9 wojewodów lub ich zastępców”.

Metamorfoza nomenklatury

Dobrym przykładem przekształcania się działaczy politycznych w kapitalistów i dokonywania przez nich akumulacji kapitału pierwotnego była np. spółka „Agrotechnika”, której głównych udziałowcem był Zarząd Krajowy Związku Młodzieży Wiejskiej (ZMW). „W 1986 r. spółka osiągnęła zysk 688 mln zł, a suma wypłaconych wynagrodzeń wyniosła 644,3 mln zł. Ich głównymi beneficjentami było 123 prezesów, dyrektorów, pełnomocników, wśród których znajdowali się działacze Zarządu krajowego ZMW, byli dyrektorzy i główni księgowi, właściciele prywatnych zakładów rzemieślniczych, były pracownik wydziału ekonomicznego KC PZPR, były doradca NIK-u, były pracownik Komisji Planowania RM itd.” Mnożyły się też spółki zakładane przez urzędników administracji państwowej, zajmujące się działalnością należącą do formalnych obowiązków tejże administracji. Inną formą akumulacji pierwotnej dla funkcjonariuszy milicji i administracji skarbowej było wymuszanie na rzemieślnikach haraczy i daniny w naturze w zamian za uszczuplanie lub umarzanie należności na rzecz skarbu państwa. Niektóre z tych przestępstw były nawet wykrywane i sprawy kierowano do sądów, ale Jacek Tittenbrun zwraca w tym kontekście uwagę na „klasowo – stanowe poczucie sprawiedliwości demonstrowane przez sądy. Tak jak zupełnie inaczej potraktowano – po wprowadzeniu stanu wojennego działaczy robotniczych, a inaczej przywódców i intelektualistów „Solidarności” (nie wspominając już o byłych prominentach).”

Tak samo pobłażliwie traktowano przyłapanych na rabunku społecznego mienia dyrektorów, prezesów i sekretarzy. Przejmowano na własność także sklepy i atrakcyjne działki, które dzięki zmianom w planach zagospodarowania przestrzennego z dnia na dzień z terenów zielonych przekształcały sie w budowlane. Osobną ścieżką uwłaszczenia były tzw. firmy polonijne. Opisane wyżej procesy przygotowały grunt pod zgodę aparatu władzy na zmianę systemu ekonomicznego i politycznego. Tymczasem  jednym z głównych postulatów strajkowych w latach 1988-1989 oprócz wyrównania strat powodowanych coraz wyższą inflacją była likwidacja działań spółek nomenklaturowych. I tak np. „W Gdańskiej Stoczni Remontowej komisja zakładowa „Solidarności” zażądała całkowitej rezygnacji z zatrudnienia w niej spółek i spółdzielni. (…) W Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Marchlewskiego w Łodzi żądano rezygnacji z „wykonywania usług na terenie zakładu przez prywatnych przedsiębiorców. (…) Żądanie górników strajkujących w 1989 r. w kopalni „Morcinek”, 300 tysięcznych podwyżek wzięło się stąd, że niektóre ściany wydobywcze zostały oddane w ajencję. Ajencyjne ściany wyróżniały się najlepszymi warunkami geologicznymi pozwalającymi osiągnąć miesięczne zarobki nawet pół miliona złotych, podczas gdy pozostali górnicy zarabiali do 150 tyś. zł”. Podobne postulaty pojawiały się w wielu innych strajkujących zakładach. Z drugiej strony nowa – do niedawna czerwona – burżuazja w błyskawicznym tempie nabierała swoiście pojętych wielkopańskich manier i przyjmowała adekwatną retorykę.
Tu charakterystyczna jest wypowiedź dyrektora naczelnego zakładów „Sikorskiego” na temat owego czysto robotniczego strajku: „Ubolewał on nad istnieniem podziału i „nasilającego się antagonizmu” wśród załogi „na robotników i nierobotników”, nad tym – że wśród tych pierwszych „nie ma poczucia, że dla dobra zakładu pracują nie tylko ludzie przy maszynach.” Karierę zaczynał robić przymiotnik: „roszczeniowy”. Załogi w całej Polsce protestowały także przeciw narastającym różnicom w wynagrodzeniach pomiędzy kadrą zarządzającą a robotnikami, pojawiła się także klasa podoficerów produkcji, którzy „nie robią nic, tylko szpiegują, donoszą i biorą za to forsę, bo dla nich są pieniądze, premie, nagrody z różnych okazji. Robotników traktują z góry, po pańsku”. Władze radziły sobie z protestami stosując politykę dziel i rządź z umiarkowanymi sukcesami, bo np. „robotnicy Huty im. Lenina zażądali podwyżek płac nie tylko dla siebie, ale i dla dwóch najbardziej upośledzonych płacowo stanów społecznych: pracowników służby zdrowia i nauczycieli.” Zupełnie inne nastroje panowały w tym czasie wśród opozycyjnych elit tworzonych w wyniku selekcji  dokonanej przez ministra Czesława Kiszczaka. Adam Michnik w czerwcu 1989 r. na łamach GW pisał: „Jeśli ludzie z nomenklatury wejdą do spółek akcyjnych, jeśli staną się jednymi z właścicieli, wówczas będą zainteresowani, by tych akcyjnych stowarzyszeń bronić, a system akcyjny niszczy porządek stalinowski”.

Tomasz Kozłowski, badacz tych procesów, podsumowywał: „Wielu liderów obozu solidarnościowego było przekonanych, że gwałtowna ingerencja zaszkodzi gospodarce. Paradoksalnie, przyjmowali oni tę samą perspektywę, którą w poprzednim – komunistycznym – rządzie prezentowali technokraci, będący zwolennikami rozwiązań rynkowych. Byli oni przekonani, że w procesie dynamicznej – do pewnego stopnia niekontrolowanej – transformacji gospodarki pojawianie się patologii jest nieuniknione.” Z kolei premier Mieczysław Rakowski obraził się na polskich robotników, których jego władza wyzwoliła od „pasania krów” i „W rozmowie z delegacją polityków amerykańskich narzekał na niewdzięczność społeczeństwa polskiego: „Ludzie, którzy dotychczas krytykowali rząd za nieumiejętne gospodarowanie i apelowali o przejście na mechanizm rynkowy, obecnie głośno protestują przeciwko wyprzedawaniu własności państwowej, tolerowaniu bogacenia się nielicznych. Stąd m.in. opozycja przeciwko szybkiej prywatyzacji, które z czasem winna objąć około połowę przedsiębiorstw państwowych””. Jeszcze bardziej kuriozalnie brzmią przytoczone przez tego samego badacza opinie kwestionujące potrzebę zastosowania środków prawnych wobec nieuczciwych udziałowców: „Minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk przyznał, że takie zjawisko występuje, ale tłumaczył, że sytuację musi wyklarować niewidzialna ręka rynku: „Nie możemy zakazywać, ingerować, koncesjonować””.

Czy można było uratować realny socjalizm?

Próbując odpowiedzieć na to pytanie J. Tittenbrun słusznie zauważył: „Gdyby jednak na jakiejś magicznej zasadzie długi zniknęły z dnia na dzień, przyniosłoby to jedynie chwilową ulgę i po krótkim czasie wszystkie strukturalne problemy ekonomiczne odezwałyby się na nowo (nie zniosłaby ich także likwidacja brzemienia wysiłku zbrojeniowego). Zależność finansowa była tylko jednym z aspektów szerszej, systemowej zależności i wtórności „socjalizmu realnego”. Potwierdzają to także procesy w innych krajach dawnego bloku wschodniego. W pętlę zadłużenia i zależność od MFW wpadły w latach 1980 także Węgry i Jugosławia, a inne kraje z Rosją na czele nie obroniły się przed patologicznymi stronami transformacji. Czy Polska mogła wbrew cytowanemu na wstępie partyjnemu adiunktowi  próbować trzeciej drogi, gospodarki trójsektorowej jaką postulowały np. niemal wszystkie siły polityczne w czasie II wojny światowej? Być może tak, ale właśnie wtedy ujawnił się brak intelektualnych i  państwowotwórczych elit, które łączyłyby szerokie horyzonty, wysokie morale z wolą i umiejętnością politycznego działania w polskim interesie narodowym.

W odróżnieniu od roku 1918, nawet  nie próbowaliśmy wykorzystać w 1989 r. historycznego momentu, ale z rozbrajającą naiwnością zrezygnowaliśmy z samodzielności zdając się na dobrą wolę nowego hegemona oraz wygodną teorię końca historii. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powróciły też wszystkie nasze narodowe przywary oraz geopolityczne przesądy, te same, które w przeszłości prowadziły do narodowych klęsk. Przejęli je ludzie z tzw. społecznego awansu, wykształceni na PRL-owskich uczelniach, co było jeszcze jednym chichotem historii, jakim pożegnała ona dziejowy eksperyment o nazwie PRL."

wtorek, 4 marca 2025

Pokoj

Pokoj
 Polityka mocarstw zawsze był transakcyjna i niepotrzebne jest obecne oburzenie Polaków na jawną artykulacje tego faktu przez ekipę prezydenta Trumpa. Państwa mają tylko interesy. Nie mają przyjaciół czy kochanków. Zachowywanie się państwa jak sługa lub wasal jest dowodem bezdennej głupoty jego elit.

Kraje zachodniej Europy mają do utrzymania Armie kilkudziesięciu milionów osób z biednej Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu o przeciętnym  IQ 75. Utrzymanie tej armii wyklucza nowoczesne wyposażenie i utrzymanie militarnej Armii.  

Obecny rząd wybrały nam Niemcy, Rosja i USA  a także m.in. banki i deweloperzy.

I RP do upadku doprowadzili magnaci - królewicze  ze wschodu. Im Polska bardziej przesuwała się na wschód  tym była słabsza.

Po upadku ZSRR Ukrainą zaczęli rządzić  magnaci - królewicze czyli złodziejscy żydowscy oligarchowie. Dla nich pracowali posłowie a jeden z oligarchów wystrugał z banana prezydenta Żełeńskiego.
Na Ukrainie przed wojną ogólna bieda była straszliwa. Za niewielkie pieniądze można było zlecić pobicie lub zabójstwo.

USA kwotą 5 mld dolarów opłacili oligarchów za zamach stanu i usunięcie legalnie urzędującego prezydenta Ukrainy. Aby wyłuskać Ukrainę spod wpływu Rosji polecono na siłę wprowadzić język ukraiński. Rozpoczęły się prześladowanie i mordowanie ludności rosyjskojęzycznej ze wschodu i południa kraju. Zdaniem agend ONZ zamordowano w czystkach etnicznych 16 tysięcy obywateli Ukrainy. W Donbasie banderowcy chcieli zrobić to samo co na Wołyniu w 1943 roku ale byli za słabi wobec zbrojnego oporu. O ile AK nie pomogła bronić się Polakom to Rosja pomogła rosyjskojęzycznym.

Porozumienia mińskie zawarte przez Ukrainę i Zachód w złej wierze żądały tylko zaprzestania prześladowania osób rosyjskojęzycznych i akceptacji utraty Krymu. Zachód i USA Ukrainę zbroiły i szkoliły.

Rosja po wkroczeniu w 2022 roku na Ukrainę szybko zaproponowała porozumienie i Ukraina by je zawarła gdyby nie interwencja brytyjskiego premiera.  Dla USA "celem wojny na Ukrainie jest osłabienie Rosji" USA zbudowały blisko granic Rosji liczne bazy CIA i planowały rozmieszczenie rakiet aby wywierać stałą presje. NATO na Ukrainę wkroczyło 8 lat przez Rosją. USA nigdy nie planowały rozkawałkowania Rosji czy jej zniszczenia.

Prawdopodobnie ponad połowę pomocy pieniężnej i materialnej rozkradli magnaci i urzędnicy. Skala korupcji w Ukrainie jest niewyobrażalna. Broń sprzedawano też krajom arabskim i terrorystom co wywołuje irytacje Izraela. Dużo dostarczonej Ukrainie broni z USA i Europy zostało też sprzedane Rosji.

Dojście do porozumienia dwóch najważniejszych Prezydentów USA i Rosji to za mało do trwałego pokoju. Magnaci korzystają z wojny. Poparcie dla Żełeńskiego i obecnych polityków Ukrainy może faktycznie wynosić około 4%.
Parlament czyli pacynki królewiąt-oligarchów nie życzą sobie utraty stanowisk a już zupełnie rozliczenia karnego. Magnaci i politycy chcą dalej wojny i chcą dalej kraść !

Ponieważ Rosji nie udało się osłabić a wojna jest dla USA kosztowna prezydent Trump podjął racjonalną próbę wycofania się z wojny przez USA. Transakcyjny Trump jest realistą. Aby w wojnie położyć Rosję trzeba tylko w części Europejskiej zniszczyć jej aż 40 tysięcy obiektów. W USA trzeba w druga stronę zniszczyć ponad 30 tysięcy obiektów. Atomowej Francji wystarczy zniszczyć mniej niż 350 obiektów. Prezydent Macron może wystawiać różne sztuki do celów propagandowych ale nie podejmie wojny jądrowej z Rosją bo to oznacza momentalną zagładę Francji przy zachowaniu >90% potencjału ofensywnego Rosji.

Wątpliwe jest czy prezydent Trump nakłoni kapitał aby na Ukrainę spadł deszcz inwestycji z USA i ze Świata co pozwoliłoby na normalne funkcjonowanie kraju i stopniowe opanowanie typowego powojennego bandytyzmu.

Dla USA-Trumpa liczy się interes Izraela. Gdy on potrzebuje dużo broni i amunicji to Ukraina nic nie dostanie. Trump może przykładowo uznać Ukrainę za strefę wpływu Rosji w zamian za niewspieranie Iranu gdy zaatakuje go Izrael dla zniszczenia obiektów jądrowych.

Królewięta ze swoimi pacynkami znalazły się między młotem a kowadłem. Zaprowadzenie tam minimum porządku przez USA dla biznesu oznacza utratę przez magnatów miliardów a dla części więzienie i śmierć.  Królewięta nie życzą sobie zaprowadzenia jakichkolwiek porządków przez kogokolwiek.

Rosja na zajętych terenach zrobi rozliczenie a być może i propagandowe procesy pokazowe w stylu Norymbergi.

Rosyjskie żądanie denazyfikacji Ukrainy brzmiało trochę egzotycznie lub niepoważnie ale okazało się niestety jak najbardziej sensowne.

Obnażona przez USA bezsilność Polski jest taka sama jak bezsilność Niemiec, Włoch, Hiszpani....

niedziela, 2 marca 2025

Donald Tusk znowu klamal. Usmiechamy sie! FajnoPolacy zadowoleni.

 Donald Tusk znowu klamal. Usmiechamy sie! FajnoPolacy  zadowoleni.

"Niemcy potwierdziły, że już za kilka dni mogą zacząć zwozić do Polski imigrantów AUTOBUSAMI. W tej kwestii mają rozpocząć się rozmowy z polskim rządem, informuje niemiecka regionalna gazeta MOZ.

"Możliwy jest transport autobusowy do odpowiednich urzędów polskich, także w głębi kraju." - powiedział ​​​Olaf Jansen  kierownik nowo powstałego obozu dla imigrantów w Eisenhüttenstadt.  "Miałoby to większy sens niż eskortowanie uchodźców do mostu na Odrze i pozostawienie ich samych" — dodał Jansen.

Cały ośrodek, który może pomieścić 250 cudzoziemców, jest na obecną już chwilę zapełniony w niemal 50%. Pełną zdolność operacyjną do funkcjonowania ośrodek osiągnie po 7 marca. Ośrodek ma mieć zdolność operacyjną do odsyłania do innych krajów nawet 60 cudzoziemców miesięcznie.

 „Skupiamy się wyłącznie na Polsce i tylko na osobach, które przyjeżdżają do nas bezpośrednio i muszą wrócić do Polski” – podkreślił kierownik obozu dla cudzoziemców. Będą to Syryjczycy, Irańczycy, Turcy, Afgańczycy i przedstawiciele innych narodowości, podkreślił w niemieckich mediach Jansen.

Rozporządzenie dublińskie stanowi, że uchodźcy muszą złożyć wniosek o azyl w kraju UE, do którego po raz pierwszy wjechali. Jeżeli nie są to Niemcy, to Republika Federalna Niemiec odsyła takiego cudzoziemca do danego kraju.

„Polska jest bardzo uczciwym partnerem” – chwali Olaf Jansen. Podobne słowa pochwały wypowiedziała szefowa MSW, mówiąc, że Polska przyjmuje każdego odesłanego nam cudzoziemca i nie robimy z tym problemów tak jak np. Włochy.

Aby przyspieszyć procedury, Centralny Urząd ds. Cudzoziemców Brandenburgii w Eisenhüttenstadt ściśle współpracuje za pośrednictwem Centrum w Dublinie w zakresie koordynowania szczegółów transferów z właściwymi urzędami w Polsce.

Żeby ograniczyć do zera szanse na to, że cudzoziemcy będą chcieli wrócić ponowie do Niemiec, w ośrodku i w Eisenhüttenstadt będą dostawać jedynie chleb i mydło, bez kieszonkowego, maksymalny pobyt to 2 miesiące. "

Niesamowite przecież Tusk mówił że nie będziemy przyjmować imigrantów. Mówił że Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego
Odsyłają nam bez dokumentów na słowo honoru, że migranci przeszli  z Polski do Niemiec. Premier Tusk  wierzy Niemcom i pragnie ubogacenia kulturowego.
Służby  przysięgały że będą stać na straży ojczyzny !  Czy tej ojczyzny ze stolica w Berlinie ?
Poczujemy się jak w Paryżu albo w Rzymie bez wyjeżdżania tam.

W Syrii, nie ma wojny.
W Iranie, nie ma wojny.
W Turcji, nie ma wojny.
W Afganistanie,  nie ma wojny.
WYJAZD

Można ich do Ukrainy przetransportować? Tam przydadzą się na froncie.