piątek, 31 stycznia 2020

Gazeta Finansowa (2018) ujawnia: Kasa sędziowskiej kasty. Ile naprawdę zarabiają sędziowie?

Gazeta Finansowa ujawnia: Kasa sędziowskiej kasty. Ile naprawdę zarabiają sędziowie?

Majątki naszych sędziów często nie mają wiele wspólnego z ich zarobkami. Przykładów na potwierdzenie tej tezy jest dużo. Aby uniknąć trudnych pytań o pochodzenie majątków, sędziowie w ostatnich latach robili co mogli, aby ich oświadczenia majątkowe nie były jawne.

Operacja „Majątek”

Gdy na początku 2016 r. ze strony szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry padła zapowiedź, że wprowadzona zostanie jawność oświadczeń majątkowych sędziów, ci zareagowali oburzeniem. Powszechnie padały głosy, że takie rozwiązanie będzie sprzeczne z Konstytucją RP i prawem Unii Europejskiej, jego wprowadzenie będzie zaś zagrażało ich bezpieczeństwu. W kampanię obrony sędziów przed nowym rozwiązaniem zaangażowała się nie tylko Krajowa Rada Sadownictwa, ale i Sąd Najwyższy oraz wszystkie stowarzyszenia zawodowe. Jako rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) sędzia Waldemar Żurek był w pierwszym szeregu zwalczających reformy rządu PiS. Szczególnie nie podobał mu się pomysł jawnych oświadczeń sędziów. Żurek wiele razy podnosił, że takie rozwiązanie wystawia sędziów na cel przestępców. W listopadzie 2016 r. przeforsowano jednak zasadę jawności oświadczeń majątkowych sędziów. Bardzo szybko wokół majątku Żurka zrobiło się głośno. Okazało się, że po dwudziestu latach zawodowej kariery sędzia zgromadził naprawdę spory majątek. Żurek ma aż 21 nieruchomości. M.in. dom o powierzchni 110 mkw., lokal użytkowy o powierzchni 85 mkw., drewniany domek na wsi, kamienicę w prestiżowej lokalizacji w Krakowie, której jest współwłaścicielem (wraz z byłą żoną), a do tego liczne grunty, położone w różnych częściach Polski. M.in. 6,8 ha w województwie łódzkim, 3,5 ha w Rzeplinie w woj. małopolskim, 3,4 ha na Podkarpaciu, 1,5 ha w gminie Postomino w województwie zachodniopomorskim. Trudno przez 20 lat pracy jako sędzia zgromadzić taki majątek. W środowisku zaczęła się operacja „Majątek”. W jej ramach sędziowie rozpoczęli przepisywanie posiadanych dóbr na członków rodziny i bliskie osoby. Tym działaniom towarzyszył spory pośpiech, na tyle duży, że pozostały po nich nader liczne ślady w oświadczeniach majątkowych, które sędziowie złożyli po wejściu w życie nowych przepisów. W jednym z nich, złożonym przez sędziego jednego z warszawskich sądów wykazano m.in. miejsce garażowe w luksusowym apartamentowcu, w którym najprawdopodobniej pozbył się wcześniej mieszkania, wykazując jedynie dom jednorodzinny, którego jest tylko współwłaścicielem. Takich śladów jest znacznie więcej. Sędziowie zaciągali również różnego rodzaju kredyty bankowe i pożyczki, niezależnie od tego, że mieli już te, które zaciągnęli wcześniej, aby tylko móc wykazać, że przysłowiowo żyją „na debecie”.

Polska – raj dla sędziów

Sędziowie należą do najlepiej zarabiających grup zawodowych w Polsce, nawet w obrębie osób wykonujących zawody prawnicze (adwokaci, radcowie, sędziowie i prokuratorzy). Jak podaje portal wynagrodzenia.pl, średnia pensja sędziego wynosiła w ubiegłym roku 9,94 tys. zł brutto. Co drugi otrzymuje pensję od 7,8 tys. zł do 11,93 tys. zł. 25 proc. najgorzej wynagradzanych sędziów zarabia poniżej 7,8 tys. zł, natomiast na zarobki powyżej 11,93 tys. zł brutto może liczyć grupa 25 proc. najlepiej opłacanych sędziów. Sędziowskie pensje w ostatnich kilkunastu latach były systematycznie podnoszone. W 2012 r. sędziowie sądów apelacyjnych zarabiali przeciętnie 12,9 tys. zł. Cztery lata później dostawali już 16,5 tys. zł. Sędziowie sądów okręgowych w 2012 r. zarabiali 11,2 tys. zł; natomiast w 2016 r. było to już 13,9 tys. zł. Z kolei w sądach rejonowych zarobki wzrosły z 8,8 tys. zł do 11 tys. zł. Przeciętnie zarobki naszych sędziów wzrosły w latach 2012–2016 o prawie 3,6 tys. złotych. To kilkakrotnie więcej niż wzrosły pensje zwykłych Polaków. Polska wydaje na sądy, licząc jako procent PKB, więcej niż Hiszpania czy dużo bogatsze Niemcy i Wielka Brytania. Skutkiem tego jest znaczny wzrost liczby polskich sędziów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców (jest ich więcej niż w wielu krajach zachodnich), ale też znaczny wzrost ich płac. Taka polityka wiązała się z przekonaniem rządzących, że systematyczne zwiększanie nakładów finansowych poprawi efektywność sądów i pozwoli im na doszlusowanie do europejskiej czołówki. Okazało się jednak, że jakość pozostała bez zmian. Problem w tym, że większe pieniądze nie wyleczyły chorób, których korzenie sięgają czasów komunistycznej Polski. A jedną z nich jest korupcja.
Bezkarność systemowa

System postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów nie działa w Polsce. W 2011 r. było ich 43, w 2012 roku było ich 50, w 2013 roku było ich 75 w 2014 roku 92 i w 2015 roku było ich 50. Łącznie zatem w latach 2011–2015 sędziowskie sądy dyscyplinarne prowadziły 310 postępowań dyscyplinarnych. Jednak tylko 11 z nich, czyli niecałe 3 proc. zakończyło się usunięciem sędziego z urzędu. Wszyscy z wymienionych sędziów mieli na koncie różne przestępstwa, ale o dziwo nie było wśród nich korupcji. Można by zatem odnieść wrażenie, że korupcja to coś, co w ogóle nie dotyczy naszych sędziów.

Korupcja bowiem w polskich sądach jest, bo zawsze w nich była. Tyle że jej ściganie jest znacznie trudniejsze niż gdzie indziej. Dlatego instytucje uprawnione do walki z korupcją zawsze unikały tematu łapownictwa w sądach. Nawet gdy powstało CBA, sytuacja nie uległa jakiejś radykalnej zmianie. Sędziowskie środowisko przez lata marginalizowało informacje wskazujące na możliwość istnienia przekupstwa przy wydawaniu wyroków. Tak było w wypadku sędziego Janusza K., który w 2017 r. po prawie dziewięciu latach mógł zostać prawomocnie skazany za przyjmowanie łapówek w zamian za łagodniejsze wyroki na karę czterech lat bezwzględnego więzienia i grzywnę w wysokości 60 tys. złotych. Gdy stawił się do odbycia kary, długo nie pobył w więzieniu. Sąd Najwyższy uwzględnił jego kasację i uchylił częściowo wyrok Sądu Okręgowego w Koszalinie.

Bezkarni pozostają nawet bohaterowie afer nagłośnionych przez mediach. Tak było w wypadku warszawskiego sędziego, który zadecydował o upadłości kilku polskich przedsiębiorstw (m.in. spółki CLiF, Kasprzak i Eko-Mysiadło). Ich majątek przeszedł potem w posiadanie firm, z którymi ów sędzia był związany. Cały proceder trwał latami. Ów sędzia pomimo postępowania dyscyplinarnego nie został usunięty z zawodu, przeniesiono go jedynie na inne stanowisko. Gdy w końcu sam odszedł pod wpływem presji mediów, bez przeszkód robił karierę naukową, honorowany przez środowisko sędziowskie.

Takich wypadków było w Polsce w ostatnich kilkunastu latach znacznie więcej. Naszą wiedzę na ten temat poszerzyły w ostatnim czasie sejmowe komisje śledcze, a zwłaszcza Sejmowa Komisja ds. afery Amber Gold. Jej wiceprzewodniczący, poseł Jarosław Krajewski (PiS), w marcu br. poinformował, że komisja dysponuje odtajnioną notatką ABW z września 2012 r., która dotyczy korupcji w gdańskim sądownictwie.
W sierpniu ubiegłego roku Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej skierował do Sądu Okręgowego w Krakowie akt oskarżenia przeciwko sędziemu Krzysztofowi S. byłemu prezesowi Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Został on oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która w latach 2013–2016 dokonała przywłaszczenia prawie 30 milionów złotych na szkodę Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Prokuratura zarzuciła Krzysztofowi S. niedopełnienie obowiązków prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie i osobiste przyjmowanie korzyści majątkowych w kwocie nie mniejszej niż 376 300 złotych.

Jednym z najważniejszych elementów systemu rządów komunistycznej Polski były sądy. Pod ich patronatem wyrósł system „ustawiania” wyroków sądowych za łapówki. Wspólnikami sędziów byli prokuratorzy i adwokaci. Proceder ten kwitł latami, wypaczając cały system sądowniczy. Niestety, nastała wolna Polska, sądownictwo zostało niejako wyłączone z obszaru zmian politycznych. Teraz czas to zmienić.

Cały tekst o zarobkach sędziów ukazał się na łamach „Gazety Finansowej”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz