czwartek, 21 października 2021

Urojenie wyzszosciowe polskich neoliberalow

 Urojenie wyzszosciowe polskich neoliberalow
https://www.salon24.pl/u/panpingwin/1172320,urojenie-wyzszosciowe-polskich-neoliberalow
"Urojenia (łac. delusiones) – zaburzenia treści myślenia polegające na fałszywych przekonaniach, błędnych sądach, odpornych na wszelką argumentację i podtrzymywane mimo obecności dowodów wskazujących na ich nieprawdziwość.

Świat polskiego neoliberała jest bardzo prosty: PiS wygrywa, bo zawsze ktoś zawinił. Zawinił ktoś inny niż on sam. A to niewykształcona tłuszcza w swoim zakompleksieniu głosująca na prawicę, a to bezrobotni kupieni za 500+, a to ostatnio, ci źli młodzi, którym nie chce się chodzić na demonstracje KODu. Raz winna jest Lewica, która nie chce mówić z PO jednym głosem w każdej sprawie, innym razem winni są symetrystyczni dziennikarze, śmiący zadawać Tuskowi niewygodne pytania. Zawsze, w każdej sekundzie egzystencji wyborcy PO, wszelkie siły świata zbierają się wspólnie, by przeszkodzić jego ukochanej partii w rozgromieniu Prawa i Sprawiedliwości. A przecież tym razem, to już było tak blisko. Tym razem miało się udać.

Pogarda jaką żywi polski neoliberał do innych ludzi była wyrażana na przestrzeni lat na wiele rożnych sposobów. W latach 90 śmiał się z tych niezaradnych, leniwych i głupich ludzi, którzy nie poradzili sobie podczas transformacji ustrojowej. Uosobieniem przysłowiowego "chama z siekierą" był Lech Wałęsa, ten sam, który kilkanaście lat później został odkurzony przez Donalda Tuska i wciągnięty do panteonu autorytetów III RP.

Dla wyborcy PO to oczywiste, że reformy Balcerowicza były wspaniałe i słuszne - ale do czasu. Gdy w 2004 roku Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, narracja musiała ewoluować. Od tego dnia wszystko co było wcześniej, mimo, że jeszcze tak niedawno wychwalane i stawiane na piedestale, zmieniło się w neoliberalnych głowach w synonim najgorszego zła. Nagle z dnia na dzień, akces do Unii Europejskiej zlikwidował bezrobocie, przemoc domową, zbudował nam drogi oraz autostrady, sprawił, że państwo w ogóle mogło funkcjonować. To samo państwo, które jeszcze niedawno kwitło po balcerowiczowskich reformach. Sam akt akcesyjny zrobił z polskiego chama oświeconego Europejczyka. A przynajmniej miał zrobić, bo jak zwykle, ci niewdzięczni i ciemni Polacy wszystko zepsuli. W międzyczasie miejsce Lecha Wałęsy na stałe już zdążył zająć Jarosław Kaczyński. Dziad z Żoliborza, bez konta w banku, samochodu, żony i dzieci, samotnie opiekujący się kotami. Pewnie kryptogej (co jest zabawne, tylko gdy sugerują to neoliberałowie, kiedy powie tak prawicowiec to już jest homofobia), w dodatku przewodzący partii starców i moherowych beretów. Nie to co elokwentny i wysportowany Donald Tusk, ciągnący za sobą rzesze uśmiechniętych i radosnych Europejczyków. Młodych, wykształconych oraz z wielkich ośrodków miejskich.

To jednak już pieśń przeszłości. Przyszedł straszliwy rok 2015 i wszystko znowu się zmieniło. Młodzi zdradzili, nie chcąc głosować na PO. Zdradzają zresztą regularnie do tej pory: co rusz słychać smutne zawodzenia zwolenników opozycji, że na manifestacjach antyrządowych ich tak bardzo brakuje. Kiedy okazało się, że na wiecach Platformy Obywatelskiej zjawiają się głównie ludzie w średnim i podeszłym wieku, narracja o moherowych beretach poszła w odstawkę. Niegdysiejsze babcie, którym należało zabrać dowód, zmieniły się w zatroskane o ojczyznę demokratki. W dzielne kobiety, walczące o europejską Polskę dla swoich wnucząt.

Ciężar narracyjny neoliberałów znowu przechylił się w stronę klasizmu. Z dumą i ekscytacją liczni salonowi profesorowie podkreślali w powyborczych analizach, że na prawicę w Polsce głosuje prowincja oraz ludzie słabiej wykształceni. Chłopi i robole, którzy powinni błagać na kolanach oświeconą elitę z wielkich miast, by łaskawie zgodziła się nimi rządzić, odrzucili ją wybierając brunatnych populistów.

Co jakiś czas neoliberalny salon nieudolnie próbuje robić zwrot w kierunku wyborców prawicy. Politycy PO opuszczają strzeżone osiedla i udają się w Polskę lokalną, by z miernym skutkiem przekonywać do siebie ludzi, którymi na co dzień tak bardzo pogardzają. Gdy po raz kolejny ta sztuka się nie udaje, chętnie wracają w wygodne objęcia dobrze sobie znanej retoryki o "tych innych" co zawinili, przez co "demokratyczna opozycja" znowu jest tylko opozycją. I tak w kółko. Wszak wygodniej jest żyć w urojeniu wyższościowym, niż przepracować własne błędy i przyznać przed samym sobą, że za własne porażki odpowiadamy przede wszystkim my sami."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz