Wojna i pokoj 57
Para - państwo z Emaili Dworczyka i Chłopika musi bez przerwy nałogowo kłamać i manipulować w każdej dziedzinie życia. Nawet policzenie Polaków trzeba dostosować do bieżącej narracji. Kłamią że jest 38 mln Polaków w Polsce gdy jest ich około 35 mln lub mniej.
Dane GUS od kilku lat są warte tyle co słowa patologicznego kłamcy Morawieckiego
Do kreatywnej księgowości dołączyła teraz kreatywna statystyka.
Izrael wyłączył Pegasusa i Zjednoczona Psychoprawica zaczęła się rozpadać.
Trwa biegunka z tworzeniem urzędów i synekur dla zaspokojenia zadów członków PiS i jego kolaborantów. Stworzono „Politykę polarną” Niestety to nie jest żart.
Kilka lat lata temu Czesi zasadnie żądali żeby Polska zbudowała w Turowie wał i filtry za co najwyżej 30 mln zł. Rok temu dodatkowo domagali się odszkodowania 30 mln Euro. Wczoraj rząd PiS zgodził się zbudować wał i filtry oraz system monitoringu szkód oraz ma zapłacić Czechom 35+10 = 45 mln Euro. Do tego musi KE zapłacić 70 mln Euro kary orzeczonej przez TSUE.
Turów nie jest w tamtym regionie największym wydobywcą węgla brunatnego.
„Niech Żyje Anglia” - 1939 rok.
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-wojna-z-rosja/news-leszek-sykulski-udzial-polski-w-konflikcie-rosyjsko-ukrainsk,nId,5805933
„Leszek Sykulski: Udział Polski w konflikcie rosyjsko-ukraińskim włączałby nas w otwartą wojnę z Federacją Rosyjską
Sytuacja za naszą wschodnią granicą z dnia na dzień staje się coraz bardziej niestabilna. Na ukraińskiej ziemi lądują kolejne samoloty wypełnione sprzętem wojskowym, który może być wykorzystany do obrony w przypadku inwazji rosyjskiej. Czy jednak do takiej agresji dojdzie? „Rosji przede wszystkim zależy w tym momencie na tym, aby Ukraina wdrożyła Porozumienia Mińskie, a zwłaszcza ‘Mińsk 2’ z lutego 2015 roku, co dawałoby Rosji dwie korzyści. Po pierwsze - uznanie przez Kijów Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej, a po drugie, rozpoczęłoby to proces federalizacji Ukrainy” – przekonuje dr Leszek Sykulski – Prezes Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, ekspert ds. wschodnich w rozmowie z naszym dziennikarzem Tomaszem Weryńskim w internetowym radiu RMF24.
Dr Leszek Sykulski: W zasadzie wojna już tam jest od 2014 roku, natomiast możemy sobie zadawać pytania, czy dojdzie do kolejnej inwazji, czy też do kolejnych działań hybrydowych Federacji Rosyjskiej. Na tak postawione pytanie mogę odpowiedzieć, że pełnoskalowej, nowej inwazji rosyjskiej nie będzie. Moim zdaniem koncentracja wojsk, ponad 100 000 żołnierzy rosyjskich przy granicy z Ukrainą jest pewnego rodzaju naciskiem - psychologicznym naciskiem w rozumieniu dyplomacji wojskowej - na Zachód. A wszystko to jest związane z propozycją, a właściwie ultimatum, jakie Moskwa postawiła Zachodowi, czyli Stanom Zjednoczonym i NATO 17 grudnia 2021 roku. To jest odpowiedź rosyjska i ta eskalacja ma na celu zmiękczenie Zachodu, aby Zachód poszedł na ustępstwa, m.in. wycofał wojska i bazy natowskie ze wszystkich państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego, które przystąpiły do tego paktu po 1997 roku.
Ale jak powszechnie wiadomo, są to propozycje nierealne. Sądzi pan, że zmiękczenie Zachodu spowodowałoby, że Putin zawróciłby te wojska, które skoncentrował na granicy i cała historia zakończyłaby się bez rozwiązania militarnego?
Myślę, że mielibyśmy do czynienia z czasową deeskalacją. Natomiast na pewno nastąpiłyby później kolejne kroki. Jeżeli Zachód ustąpiłby dzisiaj, czyli zgodził się na warunki przedstawione w grudniu ubiegłego roku, to niewątpliwie Rosja eskalowałaby te żądania. Natomiast myślę, że Rosji przede wszystkim zależy w tym momencie na tym, aby Ukraina wdrożyła Porozumienia Mińskie, a zwłaszcza "Mińsk 2" z lutego 2015 roku, co dawałoby Rosji dwie korzyści. Po pierwsze - uznanie przez Kijów Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej, a po drugie, rozpoczęłoby to proces federalizacji Ukrainy. To oczywiście w perspektywie wiązałoby się z dezintegracją tego państwa.
Jeżeli jednak rozpocznie się wojna, albo jakiś rodzaj konfliktu, oczywiście nie na pełną skalę, to jaka powinna być reakcja Polski? Nasza armia powinna stać na naszej granicy z Ukrainą, czy może pomóc bezpośrednio naszym wschodnim sąsiadom?
To na co na pewno nas stać, jako państwo polskie, to bardzo daleko idąca pomoc humanitarna. Tutaj warto podkreślić, że Polska od 8 lat takiej pomocy udziela. Ponad milion obywateli Ukrainy przebywa na terytorium Rzeczypospolitej. Udzielamy bardzo szerokiej pomocy humanitarnej i myślę, że tutaj warto rozważyć różne warianty pogłębienia tej pomocy. Natomiast oczywiście bardzo ważnym elementem jest uszczelnienie granicy, ponieważ możemy się - moim zdaniem - spodziewać eskalacji presji migracyjnej zarówno ze strony Białorusi, jak również z kierunku tego pasa bieszczadzkiego, o którym się tyle mówiło jeszcze w zeszłym roku. Sądzę, że może także być uruchomiony przez państwo związkowe Rosji i Białorusi.
Czy w przypadku rozpętania się konfliktu na Ukrainie Amerykanie - jako rozdający karty - mogą zachęcać Polskę do tego, abyśmy pomogli powstrzymać Rosję?
Myślę, że udział polskich żołnierzy w takim konflikcie między Rosją a Ukrainą byłby dla Polski niezwykle niekorzystny, tzn. włączałby nas właściwie w otwartą wojnę z Federacją Rosyjską, Republiką Białorusi, a należy tutaj wziąć pod uwagę chociażby raporty Najwyższej Izby Kontroli z ostatnich lat, które mówią, że w Polsce nie ma systemu obrony cywilnej. Wiemy także, że Polska ma ogromny problem jeśli chodzi o obronę powietrzną. W związku z tym takie ryzyko byłoby niezwykle kosztowne, przede wszystkim dla ludności cywilnej w Polsce.
Polska Agencja Prasowa podała dziś w depeszy, że żołnierze białoruscy wystrzelili ładunek sygnałowy na polską stronę. Spadł on na stały polski posterunek. Jak pan odbiera taką działalność białoruskiej armii?
Myślę, że będziemy świadkami i będziemy mieli do czynienia z większą liczbą tego typu prowokacji ze strony białoruskiej. Jest to związane z referendum konstytucyjnym, które odbędzie się w tym kraju 27 lutego tego roku. Myślę, że Aleksandr Łukaszenka będzie chciał pokazywać zagrożenia ze strony polskiej różnymi prowokacjami. Pamiętamy sprawę dezertera Emila C. Takie próby właśnie ostrzału ładunkami sygnałowymi, oraz inne tego typu prowokacje na granicy, będą się zdarzały. Będzie to element nacisku na Polskę i próby odstraszania państwa polskiego od jakiegoś zaangażowania na Wschodzie.
Uważa pan, że białoruska strona liczy na jakiś nerwowy ruch ze strony np. polskiego żołnierza i w związku z tym eskalację?
Tak. Myślę, że liczy na kontakt ogniowy. Taki konflikt graniczny, mówimy o konflikcie kinetycznym, czyli otwarcie ognia z kontaktem ogniowym, dałby asumpt Federacji Rosyjskiej do tego, aby rozmawiać z Zachodem o unormowaniu relacji polsko-białoruskiej, gdzie to strona rosyjska chciałaby się postawić w roli mediatora.
Projektowany jest nowy sojusz: Polska - Wielka Brytania - Ukraina. Jak pan odbiera taki format? To nie będzie przypadkiem sztuczny twór?
Myślę, że będzie to sztuczny twór. Wielka Brytania realizuje swoją politykę jeszcze od XIX wieku, a nawet jeszcze dalej - można powiedzieć - XVIII wieku. Są to próby balansowania, równoważenia sił w Europie, można powiedzieć za pomocą innych państw Europy środkowo-wschodniej. Natomiast Polska ma nieuregulowane kwestie z Ukrainą, chociażby kwestię tranzytu. Wiemy doskonale, że kontyngent został zwiększony, że liczba zezwoleń na przejazd ukraińskich ciężarówek została zwiększona. Natomiast mieliśmy do czynienia od 30 listopada z blokadą tranzytu ze strony ukraińskiej. I rzeczywiście polska firma PKP - linia hutnicza szerokotorowa - była bardzo stratna, jeżeli chodzi o zakaz przewozu wagonami kolei ukraińskich z Chin i do Chin. Te kwestie nie zostały uzgodnione. Wydaje się wobec tego, że takie pogłoski o rzeczonym pakcie są przedwczesne, moim zdaniem. Wiele kwestii między Polską a Ukrainą jest nierozwiązanych obecnie.”
Dopóki USA mogą sobie dowolnie drukować dolara czyli bogactwo dopóty będą wszczynać wojny.
Oficjalne jawne długi USA rosną wykładniczo i przekroczyły właśnie 30 bln dolarów. Na koniec 1979 roku dług publiczny USA wynosił mniej niż bilion dolarów, a dziesięć lat później w 1989 roku było to już 3 biliony. Na początku XXI wieku po pęknięciu „bańki internetowej” długu było 5,7 bln USD. W 2007 tuz przed kryzysem dług urósł do 9 bln dolarów. Pomarańczowy prezydent Donald Trump powiększył amerykańskie zadłużenie o 7,5 bln USD.
Rezerwa Federalna, przez ostatnie dwa lata skupiła obligacje za przeszło 4,7 bln dolarów
Social Security, Medicare i Medicaid mają zobowiązań na dodatkowe ponad 210 bilionów dolarów.
Amerykańskie dziesięciolatki mają obecnie rentowność 1.5%. Przy inflacji 7% tracą rocznie 5.5 % wartości i po 10 latach ich wartość skurczy się o 43 %. Czy posiadacze obligacji godzą się na taką represje finansową i będą spokojnie z rękami w kieszeni oczekiwać na stratę połowy swojej fortuny lub oszczędności ?
Przez ostatnie 30 lat Chiny swoją tanią produkcją globalnie hamowały inflacje i była ona zaskakująco mała nawet w gospodarkach prymitywnych.
Chiny zmieniają swoją doktrynę w kierunku „dobrobyt dla wszystkich”. Będzie to monstrualny długofalowy czynnik inflacyjny. Po prostu dużo więcej towarów wyprodukowanych w Chinach, pozostanie na miejscu dla Chińczyków. Zmniejszy się globalna nierównowaga handlowa ale dużo mniej towarów będzie na sprzedaż w reszcie świata. Za buty, odzież , elektronikę...części samochodowe, kontenery... statki, trzeba będzie dużo więcej zapłacić
Inauguracja igrzysk Pekin - Bejing 2022 jest objęta zachodnim bojkotem politycznym ale kraje te jednak przesyłają swoje reprezentacje sportowe, ale nie reprezentacje dyplomatyczne. Jak zwykle ględzenie o łamaniu praw człowieka przez Chiny a w szczególności prześladowania Ujgurów. Efekt bojkotu dyplomatycznego jest realnie żaden. Z uwagi na trwającą pandemie Covid-19 igrzyska będą dziwne bo bez publiczności. Na trybunach będzie tylko nieliczna przetestowana na Covid lokalna reprezentacja kibiców.
Chiny korzystają z okazji aby dobrze pokazać się w mediach. Wokół Pekinu powstało dużo stacji do ładowania pojazdów elektrycznych EV. Promowany będzie cyfrowy pieniądz CBDC czyli eJuan, który ma już około 260 mln użytkowników, ale obroty nie są duże.
https://www.salon24.pl/u/dynamitard/1202387,pis-odkleil-sie-od-swojej-bazy-wyborczej-i-zmierza-ku-przepasci
„PiS odkleił się od swojej bazy wyborczej i zmierza ku przepaści
Jarosław Kaczyński w 2021 r zapowiedział, że “tylko cwaniacy stracą na Polskim Ładzie”. I wygląda na to, że nie dość, że miał rację, to znowu nie do końca przewidział skutki swojego błyskotliwego proroctwa, bo najwięcej straci PiS.
Jak widzimy, Polski Ład stał się obiektem szyderstw ponad podziałami i porównywalny jest do bismarcowskiej propagandy “Polnische Wirtschaft”. Kurioza ze stycznia w skrócie: nieuwzględnienie psychologicznego efektu wzrostu zaliczek na podatek; łaty do “ulgi dla klasy średniej” w tym ogłoszone rozporządzeniem istnienie dwóch alternatywnych systemów podatkowych w Polsce przez premiera; absurdalnie korupcyjna wrzutka “Pałacyk+” oraz na sam koniec presja w Sejmie by rewaloryzować pensje posłom, bo ci tracą na Polskim Ładzie. O pomrukach niezadowolenia wśród elektoratu nie wspomnę. PiS przecwaniakował, więc zgodnie z obietnicą Kaczyńskiego straci. Choć “chciał dobrze”. I paradoksalnie przed totalną klapą uratowała go wysoka inflacja i bardzo dobry pomysł obniżenia VATu w ramach tarczy antyinflacyjnej.
Dlatego stawiam tezę, że PiS utraci większość tego powodu, iż oderwał się od swojej bazy wyborczej. Zapomnieli o fundamentach sukcesu swojego obozu. Jakby to nie zabrzmiało, to fundamentem zwycięstwa PiSu był solidaryzm społeczny, dążenie do podniesienia wyżej grup gorzej sytuowanych, do zapewnienia każdemu Polakowi takich samych szans - gdziekolwiek mieszka.
Okazuje się, że po sześciu latach władzy, nepotyzmu i siedzenia na pensjach państwowych w Warszawie, pochodzący w dużej mierze z mniejszych miast i chodzący do tej pory w poliestrowych garniturach działacze i ich rodziny PiSu żyją już sprawami ludzi bogatych albo załatwianiem sobie ulg podatkowych, a nie troską o swoich wyborców. Już bliżej im do preferencji dla biznesmenów, ulgi przy zakupie dworków i innych przywilejów podatkowych dla wybranych, niż walka ze śmieciowymi umowami dla sprzątaczek.
Wszak PIS w 2015 roku wygrał jako typowa partia ludowa, która reprezentowała interesy “zwykłych Polaków”, często z pogardzanej przez warszawski salon Polski powiatowej.Chodziło o oddanie głosu i pola ludziom, którzy często słusznie czuli się wykluczeni z życia politycznego i gospodarczego III RP. Wielu wyborców głosowało na PiS nie dlatego, że ich wizja Polski była oszałamiająca, ale też dlatego, że ludzie mieli już dosyć dziadostwa rządów PO. Wizja skutecznego państwa polskiego, realizującego projekty rozwojowe, sprawny wymiar sprawiedliwości czy walka z nepotyzmem i korupcją to hasła, które w 2015 roku dały zwycięstwo PiS. Zresztą końcówka rządów PO to szczyt rozwarstwienia majątkowego w Polsce, co np. Thomas Piketty wskazuje jako ekonomiczny powód dojścia do władzy partii redystrybucyjnej jaką był PiS.
PiSowcy powiedzą, no właśnie! Przecież założenia Polskiego Ładu na papierze wyglądały dobrze: podniesiemy kwotę wolną przeciętnie zarabiającym, kosztem dobrze zarabiających przedsiębiorców na działalności, którzy nawet kalesony biorą na fakturę. Liczby nie kłamią i rzeczywiście większość podatników bezpośrednio zyskałaby na Polskim Ładzie.
Bo same pomysły likwidacji arbitrażu fiskalnego (czyli tego, że na różnych umowach płaci się różne stawki podatku od tej samej pensji) czy przeniesienia ciężaru podatków na lepiej zarabiających (progresja) czy zwiększenia finansowania NFZ (płacimy najmniej w EU) nie są kompletnie pozbawione sensu. Ale są wprowadzane tak, by żadna z kluczowych grup korzystających na chaosie podatkowym, na Polskim Ładzie nie nie straciła, jeśli tylko ma wpływy wpływy na Nowogrodzkiej.
Polski Ład miał dać zwycięstwo PiSowi w 2023 r.: sztandarowy program PiS na cykl przedwyborczy, czyli Polski Ład, miał znowu załatwić ważne dla prowincji sprawy i dać zwycięstwo PiSowi głosami prowincji jako partii ludowej. No właśnie, w założeniu, na początku miał załatwić dużo problemów prowincji (własny mały dom, kapitał dla dziecka) pogonić warszawskich cwaniaków na JDG i samochodach z leasingiem, ulżyć emerytom i średniozarabiającym urzędnikom na etacie oraz podnieść podatki bogatym a obniżyć biednym. Ważnym elementem było też poprawienie komunikacji autobusowej między wsiami, kanalizację w gminach wiejskich, przywrócenie zlikwidowanych za PO-PSL posterunków policji, możliwość postawienia małego domu bez męki biurokratycznej. Czyli słowem, odnosił się do realnych problemów dla 40% ludzi mieszkających w Polsce poza dużymi miastami. Te problemy są właściwie nieobecne w debacie publicznej, a jeśli już to budzą raczej odruchy szydery vide Rafał Trzaskowski. I co?
Sprawa jest jednak znacznie poważniejsza:
Polski ład próbował rozwiązać problem nierównego opodatkowania pracy. Pośpiech i bylejakość przy tworzeniu nowego ładu podatkowego w Polsce ma jednak szerszy kontekst. Bo problem jest szerszy i znacznie poważniejszy: polski system podatkowy jest stricte feudalny: nie dość że jest oparty na kilkudziesięciu przywilejach stanowych (rolnicy, policjanci, sędziowie, posłowie wyłączeniu ze składek na emerytury, ale chętnie je pobierający). Polski Ład pogłębia tylko feudalność: w nowych ryczałtach na feudalnych panów wyrastają także lekarze, artyści, informatycy, posiadacze dworków i mieszkańcy zabytkowych kamienic itd. Na dodatek, jak to w feudalizmie, ostateczną decyzję ma lokalny suweren, czyli (powstań) Naczelnik Urzędu Skarbowego (spocznij) który może dowolną osobę wg. uznania zwolnić z podatku i nawet nie musi z tego się nikomu spowiadać. Zresztą kto się dogada ze skarbówką na korzystną interpretację podatkową IP BOX, to będzie płacić w Polsce podatki jak magnaci w XVII w Rzeczypospolitej Szlacheckiej - czyli jeśli zechcą, to się dołożą.
Na koniec: zgodnie z tym co mówił Marcin Pallade, umowa z wyboracami PiSu była prosta: emerytury, pensje zwłaszcza na prowincji mają rosnąć i ma się tam poprawiać, a w zamian PiS może robić co się podoba z Unią Europejską, Trybunałem Konstytucyjnym. Pytanie, co się stanie, jeśli pierwsza część umowy przestała właśnie być przestrzegana?”
Dzięki Pawłowi Solochowi nasza umęczona Ojczyzna w końcu ma szansę wstać z kolan i rozpocząć prawdziwą ekspansję gospodarczą na świat. Oto bowiem ww minister wygadał się nieopatrznie że Polska dysponuje amunicją defensywną (obronną), którą wyślemy na "bratnią" Ukrainę. Stwarza to niepowtarzalną szansę na rozwój polskiej marki i eksport produktu, którym nie dysponuje żaden inny kraj na świecie, bo nikt poza nami nie potrafił opanować unikalnej technologii niezbędnej do jego wytworzenia.
OdpowiedzUsuńWitam
UsuńNo wreszcie mamy porządny produkt eksportowy. To nic ze sa to sowieckie pociski wprowadzone w latach sześćdziesiątych
Mogą też być poświęcone dla lepszej celności defensywnej