piątek, 19 kwietnia 2024

Fiasko polskiej elektrowni jadrowej

 Fiasko polskiej elektrowni jadrowej
Ulica o rządzie Mazowieckiego mówiła tak - "Co za rząd ! Sami Żydzi i jeden Syryjczyk"

https://www.salon24.pl/u/chris1991/1372701,fiasko-polskiej-elektrowni-jadrowej-4
https://www.salon24.pl/u/chris1991/1372357,fiasko-polskiej-elektrowni-jadrowej-3
"17 grudnia 1990 roku rząd Mazowieckiego podjął decyzję o zakończeniu budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu.

        W maju 1989 roku Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów podjął decyzję o wstrzymaniu finansowania budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Początkowo nie myślano, by inwestycję przerwać na dobre, a jedynie chciano wstrzymać ją do czasu poprawy sytuacji w kraju.

        W rządzie Mazowieckiego sprawę przekazano ministrowi przemysłu, Tadeuszowi Syryjczykowi, który powołał komisję rządową złożoną z ekspertów od atomu.

     W przedłożonym ministrowi raporcie połowa komisji była za kontynuowaniem budowy, a połowa za jej zaniechaniem.

      Jednocześnie rozpoczęły się protesty ekologów, domagających się zaniechania budowy elektrowni w Żarnowcu.

        Pod naciskiem ekologów władze zgodziły się na przeprowadzenie w sprawie elektrowni w Żarnowcu referendum na terenie województwa gdańskiego. Jego termin wyznaczono na 27 maja 1990 roku, czyli dzień, w którym miały miejsce wybory samorządowe.

        Przez cały czas trwania kampanii wyborczej ekolodzy zachęcali  mieszkańców do wzięcia udziału w głosowaniu i opowiedzenia się przeciwko wielkiej budowie.

       Po zakończeniu referendum Maciej Krzyżanowski, komisarz wyborczy, przyznał, że referendum jest właściwie tylko sondażem społecznym i nie jest wiążące dla władz.

       W referendum wzięło udział 44,3 % uprawnionych mieszkańców województwa, spośród których  86,1 % głosowało przeciwko budowie elektrowni. Co ciekawe, mieszkańcy gmin położonych nad Jeziorem Żarnowieckim  w większości zagłosowali za dokończeniem budowy elektrowni.

     Syryjczyk zlecił  Belgatom/Tractabel, odpowiednio firmie konsultingowej i operatorem elektrowni atomowych w Belgii, przygotować opinię dotyczącą Żarnowca.  Po  wielu wizytach na budowie, we wrześniu 1990 roku Belgowie uznali, że potrzeba jeszcze bardziej szczegółowych analiz i dostępu do wszystkich dokumentów. We raporcie padło kluczowe zdanie: „obecna EJ Żarnowiec byłaby jako taka nielicencjonowana w kraju zachodnim”.

      Dzień po otrzymaniu raportu Syryjczyk odczytał najistotniejsze jego tezy Radzie Ministrów, a zarazem zarekomendował zaniechanie budowy Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.

     Za zamknięciem budowy Żarnowca byli przedstawiciele górnictwa. Dokończenie budowy elektrowni jądrowej  spowodowałoby wcześniejsze kłopoty z górnictwem. Trzeba byłoby zamykać kopalnie, co rodziło określone problemy społeczne dla Śląska.

      Według kierownictwa stopień zaawansowania budowy wynosił około 37 procent, a poniesione koszty wyceniono na około pół miliarda dolarów. Wedle Belgów na dokończenie budowy należało wydać jeszcze co najmniej 1,5 mld dolarów, gdyż część urządzeń należało wymienić na sprzęt zachodni.

     Polski nie było wówczas stać na taki wydatek. Sytuacja gospodarcza kraju była wtedy fatalna. Szalała inflacja, rosły wydatki, a banki proponowały kredyty z gigantycznymi odsetkami.

       To spowodowało, że ministrowi Syryjczykowi trudno było podjąć decyzję inną niż ta, która zakładała zamknięcie budowy. Tym bardziej że społeczne poparcie dla likwidacji elektrowni było duże.

     Inne zdanie reprezentował prezes Polskiej Agencji Atomistyki, profesor Roman Żelazny. Był on gorącym zwolennikiem dokończenia budowy we współpracy z Niemcami lub Francją, jednak spotkał się z oporem nawet na własnym podwórku.  Powołany przez niego zespół z dr Andrzejem Wieruszem uznał, iż  „w aktualnej sytuacji ekonomicznej kraju nie należy kontynuować budowy EJ Żarnowiec”.

     Mimo, iż nie było jeszcze ostatecznej decyzji rządu, w listopadzie 1990 roku  „Głos Wybrzeża” napisał, iż „Likwidacja budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu stała się faktem. Wprawdzie nie ma jeszcze samej ustawy likwidacyjnej która temu faktowi nadałaby moc prawną, ale ponoć wkrótce uchwała taka zaistnieje”.

       Ostatecznie Rada Ministrów 17 grudnia 1990 roku podpisała uchwałę nr 204/908 o postawieniu inwestycji w stan likwidacji.

      Tę datę można uznać za symboliczny koniec marzeń o energetyce jądrowej w Polsce.

        Decyzja ta została odebrana przez społeczeństwo z pewną ulgą, ale w prasie szybko zaczęły pojawiać się artykuły sugerujące, że „wszyscy jesteśmy przegrani”. Najlepiej oddaje to komentarz „Słowa Powszechnego”: „Po obu stronach głos zabierali fachowcy, ale i szarlatani; każdy chciał upiec swoją pieczeń, jednakże czarnobylski syndrom zdziałał więcej, niźli rozsądne i nierozsądne głosy. Co prawda walczyły racje techniczne, ekonomiczne i społeczne, ale już od początku wiadomo było, że nikt w tej walce nie odniesie zwycięstwa. Wszyscy będą w jakiś sposób przegrani”.

      W środowisku zwolenników atomu do dziś się ubolewa, że Polska nie poszła drogą Słowacji. Tam, w miejscowości Mochovce, budowano elektrownię jądrową bardzo podobną do Żarnowca. Prace przerwano w 1991 roku ze względu na brak środków, ale po czterech latach do nich wrócono. Ostatecznie elektrownia – oparta na technologii zachodniej – została uruchomiona.
We wrześniu 1996 roku zakończył proces likwidacji budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu

      Po decyzji o zaniechaniu budowy elektrowni w Żarnowcu– minister Syryjczyk został zobowiązany do wyznaczenia likwidatora, który miał sprzedać do 31 grudnia 1992 roku wszystko, co tylko się da. Wszystkie długi – niespłacone kredyty czy zaległości wobec firm miało pokryć państwo.

        Oficjalnie likwidacja zaczęła się 1 marca 1991 roku. Miała potrwać niecałe dwa lata. Ministerstwo na likwidatora majątku elektrowni wyznaczyło Piotra Górskiego, dawnego pracownika elektrowni.

       Czesi, zgodnie z planem, przywieźli do Polski niemal wszystkie części potrzebne do złożenia reaktora. W 1994 roku reaktor i wytwornica pary zostały sprzedane Węgrom i wywiezione do elektrowni jądrowej Paks. Pozostałe urządzenia zostały sprzedane Finom i wywiezione do elektrowni jądrowej Loviisa w Finlandii.

        W sumie udało się odzyskać około 6 milionów dolarów, z czego większość zapłacili Finowie. Była to kropla w morzu nakładów wyłożonych na samą elektrownię, oszacowanych na około 500 milionów.

     W fabryce Škody czekał kolejny, trzeci, zbiornik reaktora dla drugiego etapu budowy EJŻ. Było to w czasie, Czesi pisali do dyrekcji Żarnowca, żeby ktoś w końcu przyjechał i go odebrał.  Ostatecznie delegacja pojechała do fabryki Škoda Pilzno i powiedziała:
„My tego już nie chcemy”.
„A co mamy z nim zrobić?” – zapytali zdziwieni Czesi.
„Nie wiem, zakopcie go w ziemi”.

Podobno zbiornik został na terenie fabryki jako eksponat.

     Analogicznie było w przypadku aparatury do śledzenia suwnicy nadzorującej reaktor zamówionej w fabryce w Magdeburgu. Podczas wizyty polskiej delegacji odbyła się taka rozmowa.
„My wam to wszystko dostarczymy, ale musicie zapłacić 100 tysięcy marek” – zaczęli Niemcy.
„Ale nam już to niepotrzebne. Możemy zapłacić najwyżej 30 tysięcy” – odpowiedzieli Polacy.
„A co z urządzeniami?
„Weźcie je sobie”.

     W sumie sprzedano mniej więcej połowę z ważnych elementów wyposażenia elektrowni Żarnowiec. Resztę, jak dwie potężne czeskie wytwornice pary, zezłomowano.

     Elektrownia w 1990 roku miała tak ogromne długi, że wiele zakładów produkujących dla niej części również stanęło na krawędzi bankructwa. Wyszło odgórne polecenie rządowe, żeby przede wszystkim spłacić i ratować polskich producentów. Największym z nich było Rafako. W Raciborzu produkowano stabilizatory ciśnienia i wytwornice pary, jedne z najdroższych urządzeń dla Żarnowca. Jeden taki stabilizator do dziś stoi przed fabryką.

       Na początku chętnych na pozostałości po Żarnowcu nie brakowało. Schodziła przede wszystkim stal wysokiej jakości. Ludzie przyjeżdżali po nią nawet z południa Polski. Równie ochoczo kupowali też nieużywane arkusze blachy, które szły za pół ceny, i potężne płyty drogowe, oddawane za niewielkie pieniądze. W okolicy budowy wiele z nich do dziś leży na prywatnych posesjach czy lokalnych drogach.

     Z czasem do przetargu wystawiono też samochody: żuki, tarpany, UAZ-y, niwy, a nawet niewielki dźwig. Poza tym setki mebli, maszyny do pisania, itp.

     To, czego sprzedać się nie udało, trzeba było zezłomować. W 1995 roku taki los spotkał  dwustupięciometrowy maszt Ośrodka Pomiarów Zewnętrznych.

     Z czasem zaczęto likwidować nieużywane budynki. Zniknęły monumentalne „szatniowce”, niepotrzebne magazyny, stacja kolejowa, tory, ogromna ciepłownia, oczyszczalnia ścieków, hotel, biura dyrekcji. . Zniknęła potężna ciepłownia, zdolna do ogrzania pięćdziesięciotysięcznego miasta.

         Zamykanie Żarnowca początkowo miało skończyć się 31 grudnia 1992 roku, ale potem wielokrotnie przesuwano ten termin. Ostateczny koniec Elektrowni Jądrowej Żarnowiec w budowie w likwidacji nastąpił 2 września 1996 roku.

     Ślamazarne tempo likwidacji oraz gigantyczna strata majątku zainteresowały organy kontroli państwowej. Wnioski inspektorów NIK  były druzgocące. Likwidator zamiast opłacać zaległe faktury złożył pieniądze na lokacie oraz udzielał pożyczek, co ze względu na wysoką inflację przyniosło ogromną stratę. NIK przyznał, że gdyby likwidator – Creditinform – zachował się właściwie, długi udałoby się spłacić już pod koniec 1992 roku. Zajęło to aż cztery lata więcej.

     Tymczasem to właśnie wspomniana firma stała się największym beneficjentem procesu likwidacji budowy. Nie licząc wynagrodzeń dla pracowników przedsiębiorstwa, zarobiła na niej 1,5 miliarda ówczesnych złotych, czyli około 90 tysięcy dolarów.

      W międzyczasie śledztwo zaczęła prowadzić Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku. Przesłuchiwano wszystkich, nawet byłego ministra Tadeusza Syryjczyka, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Sprawę przejął Urząd Ochrony Państwa, ale również bez efektu.

     Nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. Nikt nie odpowiedział za to, co stało się z majątkiem Żarnowca, ani nawet nie został upomniany.

       Pozostałości polskiej elektrowni jądrowej są post apokaliptycznym widokiem. Potężne betonowe bloki, wystające pręty i proste, geometryczne bryły.

         Na środku placu w centrum Wejherowa stoi charakterystyczny pomnik Jakuba Wejhera – założyciela miasta – łudząco przypominający Dartha Vadera. Do jego budowy w 1991 roku wykorzystano beton z zakładów upadającej już Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.

Wybrana literatura:
P. Wróblewski – Żarnowiec. Sen o polskiej elektrowni jądrowej
G. Jezierski - Energia jądrowa wczoraj i dziś
G. Jezierski - Kalendarium budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu, czyli... jak straciliśmy swoją szansę?

3 komentarze:

  1. Zbankrutowany Westinghouse, przechodzący z rąk do rąk ma nam "zbudować" atomówke za 150 mld zyli. Miało być trzy razy taniej. Od razu jest założone opóźnienie.
    Blaszczak za broń przwpłacał 2-3 razy !

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbliża się chwila gdy do Polski przybedą WYSELEKCJONOWANI w Niemczech, Francji, Włoszech, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Belgii inzynierowie i lekarze z Afryki. Zgodnie z prawem unijnym trzeba zapewnić im mieszkania, opłacić czynsz i media, przekazac zasiłki. ...... Ciekawe czy ma to coś wspólnego z powracającą do me(n)diów piosenką o konieczności wydłużenia wieku emerytalnego? !!! Zapnijcie pasy, bedzie rollercoaster.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie z grubsza tak, jak od lat jest z Cyganami w Polsce, których my — podatnicy — utrzymujemy w imię „spokoju społecznego”, zamiast twardego egzekwowania prawa wobec tego tałatajstwa.
      Nawiasem mówiąc: podobnież dotychczas mieliśmy ok. 30 tys. Cyganów — obecnie zwanych „Romami” — w Polsce, ale z Ukrainy doszło jakieś 70 tys. kolejnych.

      Usuń