Jarosław Myjak: Nowi ludzie i ich rodziny
https://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/210429921-Jaroslaw-Myjak-Nowi-ludzie-i-ich-rodziny.html
"Władza dostrzegła, że zależność finansowa powoduje zależność emocjonalną - poczucie wdzięczności. Stało się to kluczem do pewnych form wykorzystania politycznego.
3 lutego 2017 r. spółka giełdowa Energa SA zawierzona została w swojej siedzibie opiece Matki Boskiej, a kilka tygodni później miała już nowego prezesa. Tego, który uznany zostanie później za „mającego coś takiego, co daje Pan Bóg, a co trudno zdefiniować”. Jego kompetencje, kariera i dokonania pozazawodowe staną się przykładem nowej kadry państwowej.
Radosław Fogiel w RMF FM dał ziemskie wyjaśnienie klucza zatrudniania w spółkach Skarbu Państwa, gdzie trafiają osoby wyłącznie związane z Partią: „sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu ekspertów z rynku był zupełnie sprzeczny z tym, co PiS ma w swoim programie” – zadeklarował.
Oddani działacze
Nie po raz pierwszy władza sięga po oddanych sobie działaczy z „Polski lokalnej”, by z nich budować nowe elity. Od 1947 roku na wiele dekad władza ludowa zrezygnowała z zatrudniania fachowców na rzecz zaufanych „nowych ludzi”. Jakub Wende napisał: „jak źle musi być z kadrami w PiS, skoro muszą się posiłkować tymi, o których wiedzą, że ich uczciwość jest wątpliwa i aby z ich usług skorzystać, trzeba zmieniać ustawy i wycofywać akt oskarżenia z sądu”.
Nie tyle jest to zjawisko krótkiej ławki, ile obmyślany plan przebudowy społeczeństwa rękami osób w pełni oddanych Partii i tworzenia kadr opartych na zaufaniu „góry”. Ludwik Dorn przypomniał „doktrynę Kaczyńskiego” ogłoszoną w Radomiu: „Rządzenie państwem polega na tym, żeby wsadzać swoich” (2006 r.). Nie jest to oczywiście zjawisko nowe, inni po 1989 r. ważyli jednak i lojalność, i kompetencje.
Rewolucja Zjednoczonej Prawicy ma dwie strony: tworzy miraż sprawczości odgórnej – centralne przywództwo zapewnia sobie ułudę, że nominaci, na których można jeszcze mieć haki, będą całkowicie sterowalni – partia pokazuje też, że może utrzymać bądź nominować każdego na dowolne stanowisko, gdy tylko tego zechce. Ta siła władzy dawać może elektoratowi nadzieję, że otwiera ona przed nim kariery „od pucybuta do milionera”. Ten pociąg dziejowy nie ma ograniczonej liczby wagonów i każdy, niezależnie od kwalifikacji, liczy na to, że ma szansę zająć w nim miejsce, byleby tylko znalazł dojście do Partii.
Fanarioci i krysza
Bartosz Brzyski dostrzegł moment rewolucyjny: „Prowincja po okresie świetności ludowego trybuna, Andrzeja Leppera, nie miała w sobie na tyle złości i politycznej determinacji, aby zastąpić go kimś nowym. Jednak moment przesilenia musiał nadejść. PiS idealnie wpisywał się w lokalistyczne oczekiwania i emocje mieszkańców Polski B”.
„Głodnych” władza postanowiła nakarmić. Nominacje dla zysku to filar kleptokracji, tak jak „krysza”, polegająca na dzieleniu się zyskiem z patronem. W latach 1711–1821 greccy fanarioci (majętni mieszkańcy dzielnicy Fanar w Konstantynopolu) wyznaczani byli przez sułtanów na hospodarów Wołoszczyzny i Mołdawii, podporządkowanych Imperium osmańskiemu. Ich rządy charakteryzowały się dużą zmiennością na tronach i ograniczały się zwykle do krótkiego okresu rzędu dwóch lat. W tym czasie owa zarządcza „nomenklatura” czyniła wszystko, by jak najprędzej dorobić się na stanowiskach. Przychodami musieli dzielić się z sułtanem, pobierającym znaczne opłaty za nominację na tron. Po odwołaniu z jednego hospodarstwa zainteresowany mógł starać się o objęcie drugiego z nich. A gdy dorobił się znacznych środków, miał szansę na kolejną odpłatną nominację. System ten mógł być jedną z pierwszych na świecie „karuzel stanowisk”.
Gdy władza polityczna łączy się z własnością, spółki giełdowe kontrolowane przez państwo pełnią funkcję źródła politycznej renty. Piotr Trudnowski zauważył: „W ciągu kilku lat przy władzy politycy chcą »ustawić« siebie i swoich najbliższych. Co bardziej cwani i łasi na dostatnie życie ludzie ze świata polityki kierują swoją karierę w stronę publicznych synekur, co tworzy mechanizm negatywnej moralnie selekcji do pracy w takich strukturach. Zatrudnieni w spółkach bliscy polityków »reperują« domowe budżety. Znajomi – »spłacają się« tym, którzy pomogli im w nominacji”.
Jak i niegdysiejsi fanarioci, obecni nominaci władzy sieją destrukcję standardów gospodarki rynkowej.
Pierwsze strzały z Aurory
Po przejęciu władzy przez PiS dokonano „rozpoznania bojem” nominując pielęgniarkę środowiskową Violettę Mackiewicz-Sasiak z Redy, do rady nadzorczej spółki Energa-Operator SA. „Jeśli elektryk może rządzić krajem, to pielęgniarka może być członkiem Rady Nadzorczej” – bez żadnych zahamowań ogłosiła w redakcji nadmorski24.pl zainteresowana, pełniąca też funkcję przewodniczącej lokalnego Klubu Gazety Polskiej.
Dała też odpór krytykom: „Powiem: »spływa to jak po kaczce przez duże K«. Niech tam sobie ujadają. Co do profesjonalizmu w branży energetycznej, powiem tak. Wiedza jest potrzebna, jest nabyta, ale żadnego pożytku z niej nie będzie, jeśli człowiek nie przestrzega elementarnych zasad uczciwości, honoru. Autorami wszystkich afer w Polsce są przecież ludzie z wysokimi kwalifikacjami”.
W zuchwałych słowach członkini Rady słyszę echa Lenina: „Nasz kodeks moralny jest absolutnie nowy. (…) nam wszystko wolno, ponieważ jako pierwsi na świecie wyciągamy miecz nie w celu zniewolenia, lecz w imię wolności”.
Wkrótce, po setkach podobnych nominacji, przestano się już dziwić czemukolwiek.
Ostatnie wydarzenia wokół człowieka okrzykniętego przez Jarosława Kaczyńskiego „nadzieją Polski, wszystkich Polaków” pozwalają jednak zadać pytanie szersze, o kaliber osób podążających za nim i jemu podobnych i o przyczyny solidarności klanowej.
Nominacje Zofii Paryły, byłej głównej księgowej spółki Elektroplast w Stróży, o kapitale zakładowym 5,5 mln, na stanowisko prezesa giełdowej spółki Lotos SA czy Justyny Urban, byłej dyrektor gminnego Ośrodka Kultury w Pcimiu, na stanowisko szefowej departamentu Administracyjno-Gospodarczego ARMiR (co pozwoliło jej jednego dnia zwolnić 304 z 314 zastępców kierowników w biurach powiatowych) mogą zdaniem jednych świadczyć o konieczności poszerzenia kontekstu przez zwierzchników.
Można też dowodzić, że są wyrazem pokazania Polsce lokalnej tego, co pokazał Lenin w artykule „Czy bolszewicy utrzymają władzę państwową?”: „Nie jesteśmy utopistami. Wiemy, że nie każdy robotnik, nie każda kucharka, z dnia na dzień będą potrafili rządzić państwem. Ale obalenie starego porządku i awans ludu od czegoś trzeba zacząć”.
W tej perspektywie nie chodzi już o standardy uczciwości, przejrzystości, służby w życiu publicznym, które głoszone wyniosły PiS do władzy. Chodzi o rewolucyjną zmianę warty i zerwanie ciągłości.
Rodzina na swoim
W artykule „Wszyscy jesteśmy Polakami. Tylko jakimi?” (Rzeczpospolita 10 lipca ub.r.) opisałem Polskę lokalnych tożsamości, gdzie dominuje współpraca klanów rodzinnych czy terytorialnych. Gdy dochodzą do władzy, ich kolektywistyczna mentalność i nieufność wobec innych pozwalają im usprawiedliwiać nepotyzm. Listy nominatów ujawniają już nie tylko żony i dzieci, ale też partnerki, ojców, wujów, ciotki i szwagrów. Władza nadała godność solidaryzmowi klanowemu, nazwanemu w socjologii „familizmem”.
Pojęcie to zostało wprowadzone przez socjologa Edwarda Banfielda w „The Moral Basis of a Backward Society”, studium społeczności południowowłoskiej prowincji lat 50. Banfield ujawnił panujące tam przekonanie, że normy uczciwości i moralnego postępowania oczekiwane są jedynie w relacjach wewnętrznych między członkami rodziny. Istnieje silne rozróżnienie pojęciowe między „nami” i „nimi”, które zakłada stosowanie różnych reguł wobec swoich i obcych. Sformułował on zasadę moralności i polityki w takich społecznościach jako obowiązek „maksymalizacji bezpośrednich korzyści materialnych rodziny, przy założeniu, że wszyscy inni robią tak samo”. Odczytać ją dziś można w Polsce w podprogowych przekazach propagandy władzy: „My kradniemy? Tamci kradli więcej”.
Klany zależne od władzy
Daleka od zniknięcia wraz z naporem nowoczesności, postawa ta trwa w dzisiejszej Polsce i ma się dobrze w obliczu kryzysów gospodarczych i zdrowotnych. Partia wykorzystuje familizm w budowie kapitalizmu państwowego. Skoro naród składa się z rodzin, jego przywódca ma być postrzegany jako patriarchalny opiekun i obrońca ich interesów. Ci członkowie klanów, którzy nie odnoszą sukcesów, wiedzą, że ich dobrobyt zależny jest od krewnych i znajomych w Partii.
Władza dostrzegła, że taka zależność finansowa powoduje zależność emocjonalną – poczucie wdzięczności. Stało się to kluczem do pewnych form wykorzystania politycznego. Uznano, że wiele rodzin doceni możliwość odwołania się do partyjnego, „zewnętrznego źródła ochrony”. W ten sposób rodziny te uodparniają się na argumenty antypopulistów, gdyż wiedzą, wobec kogo mają być zobowiązane. A ci obdarzeni stanowiskami, ciągnący za sobą krewnych i znajomych, stają się bezwzględnie posłuszni władzy. Ich sprzeciw oznaczałby przecież upadek finansowy nie tylko ich samych, ale też ich bliskich. Demokratycznym politykom trudno znaleźć porozumienie kulturowe z takimi klanami, gdy odwołują się do indywidualnej odpowiedzialności, podczas gdy tu panuje już układ zamknięty.
Pandemia dała okazję dorobienia się wielu „umocowanym” rodzinom. Z jednej strony widać w Polsce heroiczną walkę niedoinwestowanej, źle opłacanej służby zdrowia, a z drugiej niczym niezakłócony, przyspieszony proces bogacenia się działaczy. Ci ostatni, chwaląc się swoją „służbą dla narodu”, nieodmiennie używają wielkich słów.
Ostatnio często przywoływany jest cytat z Michaiła Sałtykowa Szczedrina, XIX-wiecznego pisarza rosyjskiego, który napisał : „kiedy zaczynają dużo mówić o patriotyzmie i o Bogu, to na pewno znowu coś ukradli”.
poniedziałek, 26 kwietnia 2021
Jarosław Myjak: Nowi ludzie i ich rodziny
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz