Pochwala likwidacji I Rzeczypospolitej
„W oficjalnej wersji polskiej historii rozbiory, czyli likwidację I Rzeczypospolitej w latach 1772-1795, uznaje się za wynik intryg i złej woli sąsiednich mocarstw. Oczywiście przyznaje się niechętnie, że Polska wówczas „nierządem stała”, ale jednocześnie wskazuje się na silną wolę przeprowadzenia niezbędnych w państwie reform. Te reformy miały być uniemożliwione przez knowania sąsiednich państw. Czy rzeczywiście I Rzeczpospolita byłaby w stanie sama wyjść z ówczesnej trudnej sytuacji?
Faktycznie istnienie I Rzeczypospolitej wisiało na włosku już podczas potopu szwedzkiego w latach 1655-1660. To wówczas powstał pierwszy projekt rozbioru kraju. Zawarto trzy traktaty pomiędzy elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem a królem Szwecji Karolem Gustawem, które stwarzały perspektywę podziału Rzeczypospolitej. Podpisano również pierwszy traktat rozbiorowy – traktat w Radnot z 6 grudnia 1656 r. Sygnatariusze tego traktatu: Szwecja, Brandenburgia, Siedmiogród i Ukraina zawarły zgodę na podział Rzeczypospolitej między siebie oraz na utworzenie oddzielnego księstwa dla Bogusława Radziwiłła. Rozwój sytuacji wojskowej i politycznej pokrzyżował te plany, znamienne jest jednak, że układ taki zawarto, a więc brano na serio możliwości jego realizacji. Król Jan Kazimierz podpisał wówczas abdykację, czyli uznał, że królestwo uległo likwidacji. Dodając do tego dwa układy kiejdańskie, adresy wiernopoddańcze szlachty wielkopolskiej i małopolskiej wysyłane do Karola Gustawa, w zamian za uznanie praw majątkowych i wyznaniowych przyzwalające na koronację Karola Gustawa na króla Polski, to można uznać, że już w połowie XVII wieku istniała realna groźba rozbiorów Polski. Tylko sprzeczności interesów krajów sąsiednich uniemożliwiły przeprowadzenie wówczas tego planu. A było to 116 lat przed rozbiorami!
Traktat z Radnot wyraźnie wskazuje, jak ważny był aspekt religijny, a ściślej mówiąc antykatolicki w polityce sąsiednich krajów w wobec Polski. Można się spierać, na ile wynikało to z religijności władców, a na ile z systemu sojuszy, opartych na religijnych kryteriach. Jednak fakty pozostają: wszyscy sygnatariusze tego traktatu byli albo protestantami albo prawosławnymi. Już wówczas stało się jasne, jak tragicznym błędem było dla Polski związanie się z interesami Watykanu. Ten sam antykatolicki schemat działał przeciwko Polsce w następnym stuleciu, a można twierdzić, że działa do dzisiaj. Nie groziłoby to Polsce likwidacją, gdyby nie jej niefortunna pozycja „katolickiego klina”, działającego pod dyktando Watykanu, pozbawionego bliskich sojuszników.
I Rzeczpospolitą rządziły dwie grupy społeczne- szlachta oraz kler katolicki. Grupy te stanowiły do 10 % ludności I Rzeczypospolitej. Inne grupy, czyli mieszczanie i chłopi, stanowiły odpowiednio około 10 % i 80 % ludności, czyli zdecydowaną większość. Te 90 procent polskiego społeczeństwa odnosiło się do działań szlachty zdecydowanie wrogo, a co najmniej obojętnie. To tłumaczy niemal całkowity brak poparcia mieszczan i chłopów dla szlachecko-klerykalnych powstań „narodowych”: listopadowego i styczniowego.
Czym była I Rzeczpospolita przed rozbiorami? Otóż była państwem ogromnie zacofanym pod każdym względem: nie istniała sprawnie działająca administracja, nie było policji ani regularnej armii, (które istniały w sąsiednich krajach), bogata szlachta i magnaci utrzymywali prywatne wojska, które zapewniały im bezkarność, sądy były skorumpowane i bezsilne. Aż do 1773 r. nie istniał niemal żaden przemysł, nawet manufaktury. Stolica kraju-Warszawa przed rozbiorami liczyła zaledwie około 4 tysięcy mieszkańców! Był to kraj feudalny o zacofanym rolnictwie (monokultury zbożowe).
I Rzeczpospolita wyróżniała się od sąsiadów przede wszystkim w dwóch aspektach: wyjątkowo uprzywilejowaną pozycją szlachty (podporządkowanie króla szlachcie, liberum veto itp.) oraz Kościoła rzymskokatolickiego (właściciel większości ziemi, zwolniony od świadczeń, mający największy wpływ na politykę). Tymczasem u sąsiadów (Rosji, Austrii i Prusach) obie te grupy zostały od dawna podporządkowane państwu. Jasne więc jest, kto najbardziej ucierpiał w wyniku rozbiorów i komu tak naprawdę najbardziej zależało na wywołaniu powstań: szlachta polska została pozbawiona dawnych przywilejów i znalazła się w nowoczesnych państwach, w których od szlachcica ważniejszy był urzędnik państwowy. Kościół katolicki został pozbawiony majątków, większość zakonów stopniowo rozwiązana (nawet w katolickiej Austrii) i utracił wpływ na politykę państwa (przynajmniej w Rosji i Prusach).
Szlachta polska, od co najmniej 200 lat wychowywana była głównie w kolegiach jezuickich i dlatego była grupą społeczną najbardziej indoktrynowaną i posłuszną wobec Kościoła katolickiego.
Chłopi wpływowi Kościoła ulegali najsłabiej. Szkolnictwo na wsiach praktycznie nie istniało, a Kościół postrzegany był jako sojusznik „panów”- feudalnych właścicieli ziemskich.
Mieszczanie w większości miast polskich często byli pochodzenia obcego i często nie byli katolikami. Chłopi i mieszczanie najbardziej skorzystali na rozbiorach I Rzeczypospolitej, szczególnie w zaborach rosyjskim i pruskim. Likwidacja pańszczyzny, równość wobec prawa, rozwój przemysłu i handlu- przyczyniły się do awansu społecznego tych grup ludności.
Wbrew rozpowszechnianym opiniom, przedrozbiorowa I Rzeczpospolita bynajmniej nie miała jakichkolwiek demokratycznych tradycji. Jedynym demokratycznym elementem była nazwa ustroju tego państwa- tzw. „demokracja szlachecka”, gdzie teoretycznie wszyscy szlachcice byli równi wobec prawa, lecz w praktyce rządził 1% najbogatszej szlachty, czyli magnaci, którzy kupowali poparcie biedniejszej szlachty. Był to więc w praktyce typowy system oligarchiczny, różniący się od sąsiednich monarchii absolutnych podporządkowaniem króla szlachcie. Chłopi i mieszczanie, stanowiący 90 % społeczeństwa byli pozbawieni wszelkich praw i zdani na łaskę miejscowej szlachty. Było to typowe państwo wyznaniowe, w którym nie-katolicy byli pozbawieni wszelkich praw politycznych. Nazywanie I Rzeczpospolitej ostoją demokracji w Europie to nieporozumienie. Faktem jest, że pierwsze elementy demokratyzacji ustroju państwa zostały wprowadzone dopiero przez zaborców.
W oficjalnej wersji historii twierdzi się, że to państwa sąsiednie przeszkadzały I Rzeczypospolitej w przeprowadzeniu niezbędnych reform politycznych i społecznych. Zapomina się przy tym, że Rzeczpospolita nie zrobiła dokładnie nic w tym względzie na długo przed tym, zanim mocarstwa sąsiednie były w stanie kontrolować wewnętrzną politykę państwa (od końca XVII wieku). Zresztą jak mogłaby tego dokonać? Większości szlachty stan anarchii bardzo odpowiadał. Podaje się przykłady prób reform, podjętych po I rozbiorze. Pomijając podstawowy fakt, że były to reformy spóźnione, to faktyczne znaczenie tych reform jest dzisiaj bardzo mocno przeceniane.
Nieprawdą jest, że Konstytucja 3 Maja z 1791 r. miała znaczenie dla kraju. W rzeczywistości w ogóle nigdy nie weszła w życie wobec powszechnego sprzeciwu szlachty, której uprzywilejowaną pozycję nieco ograniczała. Można z całą pewnością stwierdzić, że nawet w warunkach pełnej niepodległości nic by się w kraju nie zmieniło. Nie było po prostu żadnej silnej opozycji wewnętrznej wobec szlachty i kleru. Mieszczaństwo, czyli nosiciel postępowych idei w Europie Zachodniej, w I Rzeczpospolitej było słabe i nieliczne, a w dodatku często obcego pochodzenia i niezwiązane z interesami kraju. Nie było też silnego monarchy, który mógłby narzucić reformy. W tej sytuacji jedynym wyjściem było narzucenie Polsce reform z zewnątrz, w postaci obcej władzy. Czy było to jakieś fatum? Nie, raczej logiczna konsekwencja.
Rozbiory I Rzeczypospolitej były więc nieuniknionym rezultatem błędnych wyborów, uzależnienia się państwa od Kościoła rzymskokatolickiego i związanej z tym stagnacji politycznej, społecznej i gospodarczej.”
sobota, 6 stycznia 2024
Pochwala likwidacji I Rzeczypospolitej
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W nadchodzącej federalnej Europie Polska też zniknie.
OdpowiedzUsuńNazwanie oszusta po imieniu, to u nas niemalże zamach na państwo. - Gogol
OdpowiedzUsuńMianować swego konia konsulem - czy to nie znaczy trafnie ocenić ludzi? – Cioran