sobota, 27 września 2025

O kondycji Wojska Polskiego

 O kondycji Wojska Polskiego
https://myslpolska.info/2025/09/26/o-kondycji-wojska-polskiego/
"Obserwujemy proces oswajania Polaków z rzekomo nieuniknioną wojną z Rosją. W ramach realizacji tego kierunku z jednej strony systematycznie bombarduje się Polaków informacjami na temat rosyjskich planów napaści na Polskę, żeby ich utwierdzić w przekonaniu, że ten atak jest nieunikniony.

Z drugiej strony przekonuje się o szybko rosnącej sile polskiej armii. Rządzący politycy chętnie podkreślają, że Polska ma drugą armię lądową spośród d europejskich państw NATO po Turcji. Potęguje się strach, oswaja z nieuniknioną wojną a jednocześnie buduje przeświadczenie, że jesteśmy „lokalnym mocarstwem militarnym”.

Wojska Obrony Terytorialnej

Przyjrzyjmy się więc jak w praktyce wygląda kondycja militarna tego naszego lokalnego mocarstwa. Bez wątpienia w perspektywie ostatniej dekady znacząco wzrosła liczba żołnierzy. Stało się tak głównie za sprawą utworzenia nowego rodzaju wojsk w 2017 r. jakim stały się Wojska Obrony Terytorialnej. Formację zasiliło wielu szczerych patriotów oraz pasjonatów tematyki militarnej, często ludzie ci przewyższają nie tylko swoim morale, ale również wiedzą w zakresie wojskowości zawodowych żołnierzy w tym oficerów. Są jednak również ludzie, którzy zostają żołnierzami tej formacji dla pieniędzy, gdyby wybuchła z ludzi tych nie będzie żadnego pożytku.

Formacja ta była oczkiem w głowie tworzącego ją PiSu. Była faworyzowana, kadrę podoficerów oraz oficerów zachęcano do jej zasilania szybszą ścieżką awansową, dodatkami finansowymi. Wszystko to odbywało się kosztem osłabiania potencjału wojsk operacyjnych, ponieważ PiS chciał w wymiarze propagandowym pokazać błyskawiczne efekty budowy tej formacji. Żeby szybko znaleźć oficerów dla WOT trzeba było ich zgarnąć z wojsk operacyjnych oraz logistycznych. Oficerowie przechodzili niechętnie, ponieważ z pogardą zapatrywali się na terytorialnego rekruta, a poza tym istnienie samej formacji uważano za sezonowe, uznając, że po „odbiciu” ministerstwa przez PO formacja WOT zostanie po prostu zlikwidowana.

PiS budował „potęgę” WOT w oparciu propagandowe triki. Na przykład na Mazowszu miały funkcjonować dwie brygady, ale potem postanowiono powołać trzecią, brakowało do niej chętnych więc dokonano sprytnego zabiegu mianowicie zabrano część żołnierzy z dwóch dotychczas istniejących mazowieckich brygad i w ten sposób utworzono trzecią. Medialnie wyglądało to pięknie, a w praktyce takie ruchu budowały fałszywy obraz rzeczywistego stanu polskiej armii. Budowę samej formacji zaczęto najpierw od pozyskania ludzi, a dopiero potem zaczęto się zastanawiać nad infrastrukturą oraz jej wyposażeniem. Do dziś dnia, mimo upływu tylu lat od jej powołania formacja ta nie jest w pełni wyposażona ani właściwie szkolona.

Właściwie poza osobistą bronią strzelecką, niewielką partą karabinów wyborowych oraz granatników przeciwpancernych oraz dronów formacja nie posiada istotnych elementów wyposażenia pozwalających na realne związanie przeciwnika na polu walki. W planach formacja ma być doposażona w różne typy dronów, w ręczne zestawy przeciwlotnicze, a nawet haubice czy ciągnione moździerze. Formacja nie osiągnęła również zaplanowanych stanów liczbowych. Na początku 2025 r. stan liczebny formacji wynosił 42 tys. żołnierzy wobec 57,5 tys. zaplanowanych. Mimo wszystko ogólnie należy uznać powstanie samej formacji za słuszne i potrzebne, a ona sama sprawdziła się już podczas kilku dużych akcji takich jak ochrona granic czy ubiegłoroczna powódź na południu Polski.

Dobrowolna Zasadnicza Służba Zawodowa

Kolejnym elementem wpływającym na liczebność armii jest Dobrowolna Zasadnicza Służba Wojskowa. Za kwotę 6 tys. złotych wypłacaną przez blisko 12 miesięcy werbuje się najczęściej młodych ludzi. Chodzi oto, żeby złożyli przysięgę wojskową, tym samym, na wypadek wojny, w prosty sposób pozyskać tysiące dodatkowych rekrutów, bo jak złożyłeś przysięgę to jesteś już nasz do końca swych dni. W trakcie szkolenia podstawowego większość „Dobrowolsów” jest gorzej przeszkolona niż żołnierze z poboru w okresie PRL-u. Nie ma dla nich miejsca w jednostkach oraz pomysłu na to co mieliby robić. Przenoszą więc meble, czasem śpią, a w najlepszym razie zajmują się sprawdzaniem dokumentów osób wchodzących na teren jednostki Niewielu z nich ma szansę na etat w wojsku po zakończeniu tego specyficznego „szkolenia”.

Wojskowe „biurwy” rosną w siłę

W wojsku przybywa gwałtownie oficerów.  Brak dla nich etatów w wojskach operacyjnych, które nie są nasycone odpowiednią ilością sprzętu wojskowego, które stałby się miejscem służby, więc tworzy im się etaty biurowe. I tak przykładowo w takiej biurowej sekcji, w której dotychczas było dwóch kapitanów, teraz jest major, porucznik lub kapitan, podoficer oraz szeregowy. Ci biurowi żołnierze mają sporadyczny kontakt z realiami realniej służby na polu walk. Nie biorą udziału w poligonach, strzelają kilka razy w roku w pierwszych dwóch latach po konfliktu na Ukrainie pozbawiono ich nawet tego, ponieważ amunicja nawet ta pistoletowa trafiła na Ukrainę, podobnie jak kevlarowe hełmy. Zabrano je nawet oficerom w zamian wyposażając ich w stalowe peerelowskie „orzeszki”. Polskim żołnierzom zabrano również kamizelki kuloodporne jak i maski przeciwgazowe. Maski zabrano również cywilnym pracownikom wojska posiadającym wojskowe przydziały mobilizacyjne. Ta rzekomo druga europejska armia NATO nie jest wstanie nawet wyposażyć swojego bieżącego składu w podstawowym zakresie, a słyszymy plany powszechnego poboru. Mimo coraz mniej licznych kolejnych roczników poborowych Polska na bieżącym etapie nie byłaby wstanie urzeczywistnić poboru na taką skalę, ponieważ w kontenerach mieszkalnych siedzi już teraz dowództwo WOT w wielu miejscach w kraju.

Morale i kondycja intelektualna kadry dowódczej

Największy mój niepokój budzi jednak kondycja polskiego korpusu oficerskiego, ludzi samodzielnych intelektualnie, gotowych otwarcie artykułować swój krytyczny stosunek do tego co się dzieje w siłach zbrojnych jest niewielu. Mamy za to wyścig szczurów, dalej funkcjonują „plecaki”, czyli ludzie, którzy zostają oficerami po znajomości, bo teść jest generałem, bo wujek jest pułkownikiem i załatwił. Tacy ludzie potrafią przeskakiwać w hierarchii o dwa stopnie oficerskie za jednym awansem i droga od cywila do majora zajmuje im 6 lat. Ludzie w stopniu majora nie odróżniający transportera opancerzonego od czołgu, bo takie sytuacje mają miejsce.

Zastanawiające jest również w jaki sposób z taką łatwością i szybkością oficerowie WP się doktoryzują. O ile dla cywila przewód doktorski to kilka lat, o tyle dla oficerów to kwestia nieco ponad roku. Wielu z nich ma ukończone po dwa trzy kierunki na studiach podyplomowych, choć mają problem, żeby skleić poprawnie zdanie w języku polskim. Urabiani w kulcie marszałka Piłsudskiego, bezrefleksyjni, stają bezmyślnymi wykonawcami poleceń przełożonych Pamiętam, kiedy w 2016 r. zapadła decyzja, że w Polsce stacjonować będą wojska amerykańskie. W gronie pułkowników oraz majorów, z którymi miałem wówczas kontakt, zapanowała powszechna radość z tego faktu. Zapanowało uczucie powszechnej ulgi, oto amerykańska armia wyręczy polskich żołnierzy w obronie granic. To było smutne uczucie obserwować kadrę dowódczą zadowoloną z przybycia na terytorium jej kraju obcej armii, która ma ich wyręczyć.
Właściwie z całej kadry dowódczej jedynie gen. Mirosław Różański stwierdził wówczas, że stacjonowanie wojsk amerykańskich w Polsce zamiast zapewnić nam rzeczywiste bezpieczeństwo przyniesie jedynie wzrost napięcia i eskalację psucia się relacji między NATO a Rosją. Czas pokazał, że gen. Różański miał rację. Choć on sam wycofał się z tej proroczej opinii chyłkiem, kiedy został doradcą Szymona Hołowni. Swoją drogą to szkoda Różańskiego, bo czy rządziło PO czy PiS on potrafił się postawić politykom. To był żołnierz z krwi i kości autentycznie zatroskany o dobro podległych mu żołnierzy, o czym miałem okazję naocznie się przekonać. Przetrwał starcie z PO, ale starcia z prawą ręką Macierewicza Bartłomiejem Misiewiczem nie był w stanie.

Polska straciła na przestrzeni nieco ponad roku dwa myśliwce, rakieta WP zniszczyła dom w Wyrykach a system obrony przeciwlotniczej nie był w stanie zatrzymać kilkunastu dronów oraz dwóch rakiet (Przewodów, Bydgoszcz). Delikatnie mówiąc słabo to wygląda, ale jeszcze gorszym wnioskiem płynącym z tych sytuacji jest brak odpowiednich reakcji na te wydarzenia dowództwa WP, które nie ma odwagi mówić prawdy, tylko bez względu na to czy rządzi PiS czy PO pozwala sobą pomiatać i zmuszane jest do manipulowania opinią publiczną.

Polska armia generałem stoi

Przy okazji generała Różańskiego kilka zdań refleksji nad polską generalicją oraz pułkownikostwem. To co rzuca się na pierwszy rzut oka, to przerost etatów generalskich oraz pułkownikowskich względem rzeczywistych potrzeb Sił Zbrojnych RP. Każde święto państwowe w Polsce, to kolejnych 8-10 nowych awansów generalskich oraz setki pułkownikowskich. W efekcie mamy około stu czynnych generałów oraz pewnie około tysiąca w rezerwie. Do tego mamy około dwóch tysięcy pułkowników oraz niemal dwa razy tyle podpułkowników. Jeśli cała armia ma około 200 tys. żołnierzy widać, że liczba tych etatów jest zdecydowanie za wysoka względem struktur całej armii.

Generałami często zostaje się nie ze względu na zasługi i zdolności, ale ze względu na znajomości. Wielu zostaje generałami na rok przed emeryturą po to tylko, żeby mieć potem wyższą emeryturę i dostać wyższą odprawę. O kondycji intelektualnej naszych generałów najlepiej świadczą ich opinie i wypowiedzi dotyczące wojny na Ukrainie. Generałowie Polko, Pacek czy Skrzypczak wielokrotnie się kompromitowali swoimi analizami jak i prognozami sytuacji na rosyjsko-ukraińskim froncie. Część generalicji prze do zbrojnej konfrontacji z Rosją upatrując w tym swojej szansy na sławę i dystynkcje. Inni to ludzie zapatrzeni w armię amerykańską. Wśród wyższych oficerów pojawiają się głosy, aby oficjalnym językiem komunikacji w Wojsku Polskim był język angielski. Nawet w czasach Układu Warszawskiego nikt nie wpadł na to, żeby Wojsko Polskie posługiwało się j. rosyjskim.
Mamy więc tysiące pułkowników, a będzie ich jeszcze więcej, ponieważ część stanowisk kierowniczych różnych komórek dotychczas kierowane przez cywili prowadzić mają teraz pułkownicy. Problem w tym, że cywil dla budżetu państwa jest co najmniej o połowę tańszy, a wykonuje te same biurowe obowiązki. W WP brakuje nie tylko ludzi samodzielnie myślących, ale również posiadających odwagę wytykania przełożonym zgubnego kierunku, w którym prowadzą nasze siły zbrojne.

Niegospodarność i biurokracja

Wojsko Polskie jest chyba najbardziej zbiurokratyzowaną strukturą w państwie, a do tego, choć kojarzone z zastosowaniem najnowocześniejszych rozwiązań technicznych na polu walki, to mocno anachroniczne w obszarze administracji. Odnieść można wrażenie, że gdyby wybuchła wojna nasza armia utonęłaby w papierologii. W naszym wojsku przykłada się teoretycznie dużą wagę do nadzoru na prawidłowym gospodarowaniem mieniem wojskowym czy pozyskiwaniem uzbrojenia i wyposażenia wojskowego bez praktyk korupcjogennych. W praktyce przywiązuje się ogromną wagę do detali a wielkie „tematy” przechodzą między palcami nie zauważone.

Niezmiennie od lat giną w wojsku mundury, materace czy paliwo. Tworzy się coraz bardziej rozbudowane struktury kontrolne, które w praktyce zamiast zwalczać patologie służą do znajdowania haków wobec dowódców, którzy są dla kogoś w resorcie niewygodni. Profilaktycznie wysyła się komórkę kontrolną, w skład której wchodzi 30 pułkowników celem skontrolowania jednostki wojskowej. Kontrola trwa miesiąc, choć w gruncie rzeczy można by ją przeprowadzić w tydzień i w dodatku siłami majorów czy kapitanów. No ale nie po to pułkowników został pułkownikiem, żeby teraz nie jechać sobie na miesiąc do jednostki znajdującej się na Mazurach, gdzie jest się zakwaterowanym w dobrym hotelu i można wraz z kolegami po fachu odpocząć od żony.
W efekcie komórka, która szukać ma niegospodarności sama jest jej synonimem. Tylko w wojsku wysyła się busa 400 km po to, żeby przywiózł jeden plakat albo wysyła busem kierowcę wraz z pracownikiem w drugi koniec Polski, żeby odebrali kilka medali, tak jakby nie można było zrobić tego kurierem. Tylko w wojsku wysyła się pojedynczego pracownika na kilkudniowe szkolenie busem wraz ze służbowym kierowcą. W trakcie kilku dni szkolenia zakwaterowani w hotelu są zarówno pracownik, jak i ten kierowca, który przez te kilka dni nic nie robi, tylko czeka, żeby zabrać z powrotem pracownika. To zadziewające, że tylko tu nie można wysłać pracownika czy żołnierza pociągiem albo autobusem. Podobnych skandalicznych przykładów jest znacznie więcej. Wszystkie one tworzą potem ten słynny budżet w wysokości 5% PKB.

Inną patologiczną grupą w wojsku są lekarze na etatach oficerskich. Czasem dana jednostka ma ich 7 czy 8 na stanie, ale rzeczywistości na ternie jednostki przebywa jeden, ponieważ pozostali w czasie, w którym powinni przebywać w jednostce pracują na etatach w szpitalach lub świadczą usługi prywatnie. W efekcie, choć wojsko płaci im wynagrodzenie, to nie ma ich na służbie. Kiedy żołnierz albo cywil poczuje się w pracy źle, zamiast móc skorzystać z porady lekarza, którego zatrudnia jego jednostka, to słyszy, że wojsko to nie przychodnia lekarska i jak źle się czujesz to zapisz się do swojego lekarza rodzinnego, bo lekarze w wojsku nie są od leczenia żołnierzy i pracowników wojska.

Wojsko to kasta a pułkownik na emeryturze ma się nie przemęczać

WP to firma rodzinna. Mąż oficer załatwia pracę swojej żonie, następnie siostrze żony a potem jeszcze szwagrowi, to tutaj norma. Jeśli jesteś pułkownikiem i przechodzisz na emeryturę, to przecież nie znaczy, że kończysz swoją przygodę z wojskiem. Bierzesz 7 tysięcy emerytury i zaczynasz pracę jako cywil w wojsku, najczęściej jako specjalista, bo na tym stanowisku da się zarobić najwięcej. „Pracujesz” od poniedziałku do czwartku, na stanowisku tak ustawionym żebyś nie musiał praktycznie nic robić i bierzesz co miesiąc emeryturę i pensję. Hitem był za rządów PiS pułkownik prawnik, który po przejściu na emeryturze pracował w MON a w godzinach pracy prywatnie świadczył usługi prawne dla kilku jednostek wojskowych. Skromnie licząc zarabiał co najmniej 20 tysięcy złotych. Potem dziwmy się, że tyle wydajemy na armię a efekty są mizerne.

Kiedy w 2015 r. do władzy doszedł PiS, liczono w strukturach sił zbrojnych na gruntowne porządki likwidujące nepotyzm, korupcje, biurokracje oraz niegospodarność, tymczasem PiS zajął się rugowaniem z wojskowych Sal Tradycji elementów odnoszących się do tradycji Wojska Polskiego z okresu PRL-u. W MON nastały czasy Bartłomieja Misiewicza i innych jemu podobnych cywili pomiatających starszymi oficerami. Kiedy do władzy doszedł PO, PSL i Lewica, znów łudzono się, że przyjdzie nowe, że to będzie nowa, lepsza jakość. Tymczasem chamstwo pracowników MON jest w opinii żołnierzy jeszcze większe a żadna z palących potrzeb wojska nie została rozwiązana. W efekcie mamy 15 sierpnia piękne defilady „mocarstwowej Polski”, a kilka dni później ląduje na terytoriom Polski dron, przez nikogo nie zauważony i niczym niepowstrzymany."

11 komentarzy:

  1. Marszałek Śmigły-Rydz
    Nasz drogi, dzielny wódz
    Gdy każe, pójdziem z nim
    Najeźdźców tłuc

    Nikt nam nie ruszy nic
    Nikt nam nie zrobi nic
    Bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby naprawdę Rosja miała się na nas „ruszyć” — ja nawet tutaj nie wnikam, ile w tym prawdy — to przecież nie miałoby sensu pakować się w rolę „kolejnej Ukrainy”, która miałaby być wykrwawiana i rujnowana w imię „osłabiania Rosji”. Przecież wszyscy widzimy, jak to wygląda, na przykładzie tej pierwszej Ukrainy, nieprawdaż?
    Nie mamy w naszej obecnej sytuacji ŻADNYCH szans w ew. zmierzeniu się z Ruskimi — zwłaszcza po dobrowolnym prawie całkowitym rozbrojeniu się na rzecz Ukrainy — więc gdyby „przyszło co do czego”, to po prostu wypadnie spytać: „no, to czego chcecie w zamian za utrzymanie pokoju?”. Nie ma rady.
    Poświęcanie bez sensu tysięcy żołnierzy — a przecież w takich wypadkach cywilów także — oraz rujnowanie się na wojnie prowadzonej bez perspektyw wygrania (i to szybkiego wygrania; znamy przecież od starożytności takie określenie, jak „Pyrrusowe zwycięstwo”), to byłby kompletny nonsens. Nonsensem było także stawianie się te 80 lat temu Niemcom, zamiast ułożenia się z nimi — co widziały takie przenikliwe umysły, jak np. Studnicki, któremu skonfiskowano cały nakład książki „Wobec nadchodzącej II wojny światowej”, w której jasno wyłożył (i uzasadnił na liczbach) swoje stanowisko na ten temat, aby „nie szerzył defetyzmu”. Tyle, że szybko okazało się, że to on miał rację.
    Tak więc i dzisiaj robienie jakichś „planów wojennych”, zamiast niezwłocznego poprawiania relacji z sąsiadami — a szczególnie z Rosją — to jest głupota, albo (chyba najpewniej) dywersja prowadzona rękami obcych agentów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sanacja na wojo przeznaczała do 40% budzetu ! Najwięcej w świecie. Pieniądze były przepuszczane przez Panów Oficerów. Rozkradziono nawet Fundusz Obrony Narodowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby pieniądze te były wydatkowane właściwie, zapewne klęska we wrześniu 1939 r. nie nastąpiłaby tak szybko — i być może jednak wtedy Brytania i Francja uderzyłyby na Niemcy od zachodu.
      Niestety: przede wszystkim masa pieniędzy poszła na okręty i łodzie podwodne, które we wrześniu 1939 r. nie przydały się właściwie na nic — a pożytek z nich (później) mieli „sojusznicy”. Tak, za polskie pieniądze.
      Poza tym w latach 20-tych ub.w. wydano raczej bez sensu sporo pieniędzy na starzejące się już wtedy samoloty francuskie — o ile dobrze pamiętam, odpowiedzialny za to był gen. Zagórski (ten „zniknięty” potem przez „sanatorów”) — w momencie, gdy nie było „nagłej potrzeby wojennej”. Pieniądze te należało raczej zainwestować w rodzime projekty nowych samolotów, czy w jakikolwiek inny sposób — choćby kupując licencję na jakiś sensowny silnik lotniczy (były z tym problemy przez całe 20-lecie II RP) — zamiast kupować francuskie samoloty z demobilu, które wkrótce potem nie miały już realnej wartości bojowej (rozwój techniki lotniczej następował wtedy szybko).
      O dziwo, nie można zarzucić marnowania pieniędzy utrzymywaniu pewnej ilości kawalerii, która w 1939 r. spisała się naprawdę całkiem nieźle (wbrew późniejszym niemieckim filmom propagandowym, szerzącym „fejki” w stylu: „szarża głupich Polaków z lancami na czołgi” itd.). Chodzi nie tylko o ułanów czy strzelców konnych — ale i o konną artylerię (DAK-i), która stanowiła realną zaporę dla niemieckich sił pancernych.

      Usuń
  4. Marszałek Hołownia w Sejmie mocnych słowach do Tuska: „Czas odejść w niesławie"
    "Oskar" i jego niemieccy panowie mają problem !

    OdpowiedzUsuń
  5. Wkleję cudzy komentarz z innego forum, bo to w sumie wszystko, co i ja na ten temat mógłbym napisać:

    Niestety, prezydent Karol Nawrocki podpisał ustawę pomocową dla Ukraińców i tym samym uległ naciskom rządu oraz ukraińskiego lobby w Polsce. To nie jest przypadkowa decyzja, to świadomy akt poddaństwa wobec obcych interesów. Polacy płacą coraz wyższe podatki, zmagają się z kryzysem, a władza woli pompować miliardy w cudze potrzeby, zamiast chronić własnych obywateli. To pokazuje, że państwo polskie zostało zredukowane do roli bankomatu dla przybyszów, a prezydent staje się wykonawcą dyktatu lobbystów.
    Wcześniej Nawrocki pozował w Nowym Jorku u boku przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów, teraz bez wahania podpisuje ustawę gwarantującą kolejne przywileje Ukraińcom. To sekwencja działań, które nie mają nic wspólnego z polską racją stanu – to zdrada narodowych interesów, jawne działanie wbrew własnemu społeczeństwu. Rząd i prezydent nie bronią już Polaków, lecz reprezentują cudze żądania. To jest prawdziwe oblicze tej władzy – posłuszeństwo wobec obcych, a pogarda wobec własnego narodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukraincy powinny walczyc w swoim kraju a nie dekowac się w Polsce.

      Usuń
    2. Polska zmienia prawo by zestrzeliwać rosyjskie samoloty i drony!
      https://www.youtube.com/watch?v=2lAvk3rOqp0

      Usuń
  6. To jest wojna Proxy USA z Rosją, a banderowcy są mięsem armatnim. USA się wycofują pozostanie Europa, która nie ma interesu w wojnie z Rosją. Jak zwykle Polaczki będą winne jako podżegacze i poplecznicy banderowskich terrorystów przy wysadzeniu gazociągów północnych. Krzykacze pokroju pachołka banderowskiego powinni oddać życie za banderowo w banderowie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znów generałowie i oficerowie na ZALESZCZYKI ????

    OdpowiedzUsuń
  8. „Żona Zełenskiego jest osobą bardzo wymagającą. Jednak udało nam się zaspokoić jej gusta i pomóc jej w wyborze ubrań”. Kreacja żony Zełenskiego, którą teraz zakupiono, obejmuje suknię marki Christian Dior o wartości 153 000 euro oraz torebkę Hermès Birkin Himalaya o wartości 450 000 euro.
    Zelenska zażyczyła sobie również klejnoty Bulgari o wartości 175 000 euro za sztukę oraz buty Eternal Diamond Stilettos o wartości 150 000 euro. Łączny koszt zakupów wyniósł 1,1 miliona euro. 😁

    OdpowiedzUsuń