czwartek, 16 kwietnia 2020

Polski atom na wieczne nigdy

Polski atom na wieczne nigdy
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Polska-elektrownia-jadrowa-na-wieczne-nigdy-7858969.html
"Choć od zmiany władzy minęły już ponad cztery lata, polska elektrownia jądrowa wciąż pozostaje w sferze marzeń i gdybania. W tej kwestii padały już liczne obietnice, jednak obecnie wcale nie jesteśmy bliżej realizacji celu. Wręcz przeciwnie, atom nigdy nie był tak odległy jak dziś. I gdy tylko w uzasadnieniu pojawi się koronawirus, warto mieć świadomość, że to jedynie wymówka.

Polska już raz była bliska wybudowania elektrowni jądrowej. Za komuny rozpoczęła się budowa w Żarnowcu, lecz w rozgardiaszu lat 80. i 90. oraz w związku ze sporym oporem społeczeństwa po katastrofie w Czarnobylu projekt zawieszono. Temat nie zniknął jednak z rządowej agendy, atom od lat jest bowiem postrzegany jako lekarstwo na polskie uzależnienie od węgla. Z czasem cichły też obawy społeczne i rosła świadomość, że obecna technologia to "niebo a ziemia" w porównaniu z Czarnobylem.

By znaleźć polityczne deklaracje wychwalające atom i zapowiedzi budowy elektrowni, nie trzeba się zresztą szczególnie cofać w czasie, obfitowała w nie bowiem i obecna dekada. Rządy PO-PSL, a następnie PiS-u obiecywały, że „już zaraz”, „za rok ogłosimy” i „chcemy budować”. Papier jednak papierem, a rzeczywistość rzeczywistością. Choć dekada się kończy wciąż pozostajemy nie tylko bez elektrowni jądrowej, ale i bez wybranej potencjalnej lokalizacji, a jak się ostatnio okazało również nawet bez inwestora.
PGE wywiesza białą flagę?

Ostatni konsensus zakładał, że elektrownię wybuduje samotnie Polska Grupa Energetyczna, jej prezes poinformował jednak wprost, że spółka sama inwestycji nie uniesie. - Wielkość tej inwestycji będzie przekraczała nasze możliwości – ocenił prezes Wojciech Dąbrowski. Choć jawnego "weto" ze strony PGE brak, podejście do finansowania programu na pewno ulegnie zmianie, w grupie teraz na pierwszym planie mają się bowiem znaleźć oszczędności. Zrzucanie pełnej winy za jądrowe porażki na PGE byłoby jednak błędem. To tylko spółka i nawet należy docenić fakt racjonalnej oceny. Miks PGE oparty jest na węglu, a ten nie daje ulgi nawet w czasach koronawirusa. Tak kosztowny program wymaga woli politycznej (sektor jest bowiem znacjonalizowany), a tej wciąż brak, na co zwrócił uwagę i sam Dąbrowski. Fakt jednak faktem, że deklaracja prezesa Dąbrowskiego w sprawie finansowania oddala nas od polskiego atomu. Znak zapytania stoi bowiem nie tylko przy terminie i lokalizacji projektu, ale nawet przy głównym inwestorze.
Elektrownia jądrowa kluczowa dla dekarbonizacji

Choć elektrownia jądrowa zawsze budziła kontrowersje, to jednak jest nam ona niezbędna do dekarbonizacji energetyki. Przede wszystkim węgiel nie spełnia unijnych wymogów emisyjnych. I choć raptowne odchodzenie od „czarnego złota” byłoby grzechem, nie zmienia to faktu, że w długim terminie na węglu daleko w energetyce nie zajedziemy. Zjedzą nas koszty i podatki. Zresztą nasze górnictwo samo prosi się o dekarbonizację. Ceny polskiego węgla są kosmiczne (wykres powyżej) i znacząco odbiegają od światowych. Mimo jednak, że elektrownie płacą za polski węgiel więcej, niż na światowych rynkach, górnictwo generuje straty (wykres poniżej). Ba, w nierentownych spółkach rozdaje się nawet podwyżki, choć to właśnie koszty są głównym problemem polskiego węgla.Można narzekać, że sztuczna presja UE powiększa węglowy problem, jednak samym narzekaniem z impasu nie wyjdziemy. Jeżeli nie możemy przekonać Brukseli, byśmy dalej stali przy węglu (obecnie 80 proc. naszej energii pochodzi z tego źródła) musimy zaproponować coś innego. A tu w sukurs przychodzi „jądrówka”. I tak też do tej pory nasi politycy przedstawiali sprawę w Brukseli, atom miał być jednym ze sposobów dywersyfikacji polskiego miksu.
Bruksela zmieni kurs?

Dlaczego "jądrówka", a nie np. elektrownie wiatrowe? Te też mają grać istotną rolę w miksie, obecnie jednak całkowita zależność od odnawialnych źródeł energii (OZE) to utopia. I nie chodzi nawet o gigantyczne koszty transformacji, ale i o fakt, że OZE pozostają niestabilne i zależne od pogody. Konwencjonalne źródła (węgiel, gaz, atom) stabilizują system i póki nie została opracowana rentowna metoda magazynowania dużych ilości energii, pozostają one koniecznością w systemie. Stąd polską odpowiedzią na dekarbonizacyjne żądania Brukseli są nie tylko wiatraki i fotowoltaika, ale i gaz oraz właśnie elektrownie jądrowe. Źródła te pozwalają ograniczyć emisje, a jednocześnie dbają o stabilność systemu oraz są pewnym pomostem między mocno obłożonym podatkami węglem, a dotowanym OZE.Oczywiście koronawirus może przynieść i zapewne przyniesie rewizję unijnego podejścia do ekologii w energetyce i planów neutralności klimatycznej – szerzej pisaliśmy o tym w osobnym artykule. Ciężko sobie jednak wyobrazić, by Bruksela kompletnie odeszła od obranego wcześniej „zielonego” kierunku. Dla Kowalskiego oznacza to droższy prąd oraz słabe perspektywy w tej kwestii na przyszłość. Każde opóźnienie w energetycznej dywersyfikacji może mieć realne przełożenie na nasze portfele, nie jest to zatem gdybanie jedynie na szczeblu politycznym, a realna kwestia, która dotyka każdego z nas.
Ileż można tłumaczyć się Sowietami?

Gdy za sterami polskiej energetyki siedział jeszcze minister Krzysztof Tchórzewski, popularne były jego tłumaczenia, że nie jest winą Polski, iż za komuny szła w węgiel, a nie atom. Były to decyzje Związku Radzieckiego. Od upadku komuny minęło już jednak 30 lat, a wciąż 80 proc. naszego miksu to węgiel i to w sporej części brunatny, a więc ten, który generuje najwięcej zanieczyszczeń. Nie ma w UE kraju, który aż tak bazuje na węglu, co czyni nas de facto osamotnionymi w walce o "czarne złoto" (sporą produkcję z węgla brunatnego mają Niemcy - 21 proc. ich miksu - ale sam Berlin jest nastawiony mocno antywęglowo).Energetyka jądrowa zaś - mimo pojawiających się co jakiś czas zapowiedzi odchodzenia od niej - w Europie wciąż trzyma się mocno, przede wszystkim u Francuzów. Elektrownie jądrowe mają, bądź budują wszyscy nasi sąsiedzi. W branże inwestuje się kolejne miliardy, przykładowo pod koniec marca czeski CEZ złożył wniosek dotyczący rozbudowy "jądrówki" w Dukowanach. Pole do budowania politycznych sojuszy w energetyce jądrowej jest więc ogromne.
Dekada zaniedbań

Powagę węglowego problemu oraz rolę „jądrówki” w dekarbonizacji dostrzegały kolejne rządy, które program jądrowy umieszczały w sercu kolejnych energetycznych strategii. Niestety, od deklaracji do realizacji droga daleka, a „jądrówka” pozostawała przez lata „słowem wytrychem” w polskiej energetyce, które przytaczano, gdy padało hasło „dekarbonizacja”, nic się jednak w tej kwestii nie działo. Do wspominanego Żarnowca cofać się nie warto, to bowiem czasy odległe. Liczne deklaracje dotyczące atomu padały jednak i w kończącej się obecnie drugiej dekadzie XXI wieku.

Podróż przez „atomowe” obietnice warto zacząć chwilę przed startem nowej dekady - w końcówce 2009 roku. To wtedy pojawia się dokument dumnie nazywany „Polityką Energetyczą dla Polski” (tzw. PEP2030), który miał być drogowskazem dla energetycznych decyzji kolejnych lat ze szczególnym naciskiem na drugą dekadę XXI wieku. - Uwzględniono realizację strategicznego kierunku, jakim jest dywersyfikacja zarówno nośników energii pierwotnej, jak i kierunków dostaw tych nośników, a także rozwój wszystkich dostępnych technologii wytwarzania energii o racjonalnych kosztach, zwłaszcza energetyki jądrowej jako istotnej technologii z zerową emisją gazów cieplarnianych i małą wrażliwością na wzrost cen paliwa jądrowego - pisano w dziale bezpieczeństwa dostaw.

Dokument mówił zatem zarówno o potrzebie dekarbonizacji (i to zresztą już w samym wstępie), jak i zakładał inwestycje w energetykę jądrową. Najpóźniej w 2020 roku, wedle projektu, w polskiej sieci miała działać już pierwsza elektrownia jądrowa, potem miały powstawać kolejne (do 2025 roku 5,1 proc. produkcji). - Rok 2020 to realny termin uruchomienia pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej - oceniał w 2010 roku minister gospodarki Waldemar Pawlak.
Biurokratyczne rozdwojenie

Budowa pierwszego reaktora jest o tyle istotna, że to właśnie z nim wiążą się największe koszty (płaci się nie tylko za budowę, ale i za technologię, know-how, szkolenia etc.). Polska Grupa Energetyczna powołała nawet dwie spółki – PGE EJ1 i PGE EJ2. Z dwóch spółek nie wykluła się jednak ani jedna elektrownia. Warto wspomnieć, że stery w "jądrowych" spółkach objął m.in. Aleksander Grad (wcześniej minister Skarbu Państwa) i to on okazał się symbolem porażki i marnotrawstwa tamtej polityki. Budowy „jądrówki” nawet nie rozpoczęto, Grad zainkasował jednak „atomowe” pensje. Dziś wprawdzie nie ma już dwóch spółek (jest tylko jedna), jej celem od lat pozostają jednak przygotowania projektu, a realizacja wciąż pozostaje w sferze wyobraźni.

Jeszcze w raporcie PGE za 2019 rok czytamy, że "PGE EJ1 sp. z o.o. jest spółką Grupy Kapitałowej PGE odpowiadającą za bezpośrednie przygotowanie procesu inwestycyjnego, polegającego na przeprowadzeniu badań środowiskowych i lokalizacyjnych oraz uzyskaniu wszelkich niezbędnych decyzji warunkujących budowę pierwszej polskiej elektrowni jądrowej oraz realizację inwestycji". Teraz już jednak wiemy, że PGE w 2020 roku zaczęło na finansowanie projektu kręcić nosem. Co więcej spółka mówi o cięciu wydatków i zaangażowana może zostać w ratowanie górnictwa. Samo PGE EJ1, choć elektrowni brak, pochłonęło w latach 2010-18 447 mln zł.
Blamaż ponad politycznymi podziałami

PEP z 2009 roku okazał się kompletną porażką. Nie tylko nie wybudowaliśmy elektrowni jądrowej do zakładanego 2020 roku, ale nawet nie zaczęliśmy projektu. Strategia w swoich pierwszych zdaniach stawiała na dekarbonizację, tymczasem zwiększyliśmy produkcję energii z węgla. I to przede wszystkim z brunatnego, czyli tego, który najbardziej nas obecnie boli w kontekście opłat za emisję CO2. Blamażowi PEP-u z 2009 roku poświęciliśmy zresztą osobny artykuł, w którym udowadniamy, jak plany kompletnie rozminęły się z rzeczywistością.PEP z 2009 roku stanowi zresztą świetną cezurę. Dekada obowiązywania tej strategii w energetyce przypada bowiem w połowie na rządy PO-PSL, w połowie zaś na rządy koalicji dowodzonej przez PiS. To dowód, że partie potrafią działać ponad podziałami. Tak jak energetyczny „kit” obywatelom wciskała stara koalicja, tak wciska i nowa.
Już za cztery lata Polska będzie mistrzem świata

Już za PO wiadomo było, że elektrownia nie powstanie w wyznaczonym terminie. W 2014 roku mówiono, że do 2016 roku PGE przedstawi lokalizajce, a blok ruszy w 2024 roku. Chwilę później plany zrewidowano na 2027 rok. Przyzwyczajenie do opóźniania projektu nie ustąpiło i po zmianie władzy. W 2017 roku minister Tchórzewski wprost deklarował, że Polska nie ma wyboru i elektrownie jądrową wybudować musi. - Komisja Europejska nie będzie mogła nam nic zarzucić, elektrownia jądrowa jest nam po prostu potrzebna - wyjaśniał Tchórzewski. Do końca jego kadencji w listopadzie 2019 roku nie wybrano jednak nawet lokalizacji, choć w maju 2016 roku wspominane PGE EJ1 ponownie zapowiadało, że to zrobi. Dokonano nawet wstępnej selekcji. W 2017 roku usłyszeliśmy, że decyzja zapadła i "jądrówkę" budujemy. Projekt nie zszedł jednak z papieru. W 2019 roku deklarowano, że Polska wkrótce będzie miała 6 jadrowych bloków. Żaden nie jest obecnie nawet projektowany.

Gdzie jesteśmy dziś? Najnowszy PEP (projekt z 2019 roku) mówi o pierwszej połowie trzeciej dekady XXI wieku. - W strukturze mocy wytwórczych pomiędzy 2030 a 2035 r. pojawia się pierwszy blok jądrowy o mocy 1-1,5 GW - czytamy w dokumencie. W marcu pojawiła zapowiedź rządowego przedstawiciela Piotra Naimskiego, że za 10-12 miesięcy wybierzemy partnera do budowy. Ani o lokalizacji, ani o finansowaniu nic nie wiemy.

Wciąż pozostajemy zatem w obszarze "już za chwilę ruszymy", zamiast cokolwiek robić. Warto także przypomnieć, że każda wielka energetyczna inwestycja w Polsce jest kończona z opóźnieniem względem planu na początku robót - wprost udowadnia to raport Najwyższej Izby Kontroli. Jeżeli zatem nawet mielibyśmy się sprężyć i obecne budować według planu, to pierwszą połowę trzeciej dekady XXI wieku należy traktować raczej jako pobliże roku 2040. A przypomnijmy, że prąd z polskiego atomu według założeń z 2009 roku miał płynąć już obecnie. Opóźnienia generują też kolejne koszty, a odkładanie inwestycji naraża nas jeszcze bardziej na zmianę warunków (technologicznie świat za 20 lat będzie wyglądał zapewne zupełnie inaczej).
Projekt umarł?

Teraz dodatkowej wymówki dostarcza koronawirus. Rząd ma inne priorytety niż reforma energetyki, a i same spółki zapewne będą oglądać każdą złotówkę ze wszystkich stron. Deklaracja PGE to tylko przedsmak, do wydawania "atomowych" miliardów ciężko będzie po prostu teraz znaleźć chętnego. Należy jednak jeszcze raz podkreślić, że koronawirus będzie jedynie wymówką. W sprawie elektrowni jądrowej politycy kłamali tak często, że i bez koronawirusa ciężko byłoby uwierzyć, że za obecnymi deklaracjami stoją jakiekolwiek szanse na realizację projektu.

De facto należy więc założyć, że projekt atomowy umarł. Brak inwestora, brak lokalizacji, brak partnera, brak także koncepcji. "Wieczne jutro" w tym projekcie obserwujemy nie od dziś i można odnieść wrażenie, że kolejne deklaracje w kwestii atomu to jedynie słowa, które mają pomóc w negocjacjach unijnych dotyczących reformy energetyki. Samej reformy jednak brak (o czym szeroko pisaliśmy na Bankier.pl), a teraz temat w związku z koronawirusem zapewne trafi na boczny tor. O ile już wcześniej tam nie był."

5 komentarzy:

  1. W roku 2015 w Polsce był nr 1 w Hitachi. Podpisał dokumenty z Pawlakiem. Niestety było to tuz przed wyborami. Zmieniła się polityczna opcja rządząca. I poszło się...

    OdpowiedzUsuń
  2. @ PK
    To nie było żadna poważna umowa.Nic istotnego. Chodziło i chodzi a to aby "budować" ale niczego nie zbudować. To patent mafii włoskiej !

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisane przy innej nieco okazji, lecz tu też pasuje:

    Niezależnie od faktycznego stanu rzeczy, który nie zmienił się zasadniczo w ciągu kilku minionych lat, zastanawia koincydencja rozpętanej nagonki na "polski" smog z wydarzeniami rozgrywającymi się na szerokiej arenie europejskiej i światowej.
    Otóż jak powszechnie wiadomo Unia walczy z globalnym ociepleniem, zwanym ostatnio dla niepoznaki "zmianami klimatycznymi", podejmując różne przedsięwzięcia, jedne mniej, drugie bardziej sensowne. Szkoda tu je wyliczać, bowiem wszyscy o nich słyszeli.
    Między innymi więc chciałbym tu zwrócić uwagę na projekt, wyglądający na bardzo sensowny, który - mówiąc pokrótce - "grozi" całkowitą zmianą technologii ogrzewania domów , nawet jednorodzinnych. Projekt powiązany jest z wiadomą rewolucją "fotowoltaiczną" (FW lub z angielska PV) oraz wiadomymi jej wadami.
    cdn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Otóż, aby nie "zapychać"sieci energetycznej w lecie nadmiarem prądu z PV i nie trzymać kosztownych rezerw innego rodzaju na okres zimy (kiedy PV daje bardzo mało) uruchomiono w państwach poważnych szereg programów badawczych, które zaczynają przynosić efekty.
    Najciekawszym jest system ogrzewania i produkcji prądu w zimie w oparciu o magazynowanie energii w postaci metalicznego aluminium. Metal ten cechuje się najwyższą możliwą "pojemnością" energetyczną, tj. "zżera" najwięcej prądu podczas produkcji, ale za to może dać najwięcej energii przy spalaniu go jako paliwa .
    Żeby nie było nieporozumień: "spalanie" to termin czysto umowny. Chodzi tu o dość proste przetwarzanie metalu na wodorotlenek aluminium , przez zwyczajne rozpuszczanie tego metalu w wodzie. Aż tak bardzo proste to nie jest, bo metal ten pokryty jest zawsze ochronną powłoką tlenkową, lecz można temu zaradzić. Podczas tego procesu wydziela się mnóstwo ciepła (podobnie, jak w szkolnych doświadczeniach z metalicznym sodem) oraz wodór, najlepsze "paliwo" pod słońcem. Wodór także nie jest spalany, lecz w ogniwach paliwowych z udziałem tlenu z powietrza zamienia się w wodę, oddając w zamian dużo energii elektrycznej. Prąd zawsze się przydaje, jak nie w domu, to w sieci zasilającej, a ciepło można skierować prosto do kaloryferów, zwykle za pośrednictwem wodnego magazynu ciepła.
    Urządzenia niezbędne do zrealizowania opisanych procesów są może nieco kosztowniejsze od "klasycznej" kotłowni na węgiel, czy też "nowoczesnego", "nie kopcącego" pieca na gaz ziemny, ale za to nie produkują ani grama smogu.
    A skąd "paliwo", czyli metaliczne aluminium? Otóż projekt zakłada, że zużyte "paliwo", czyli wodorotlenek aluminium, będzie oddawany do recyklingu, dla którego mają powstać gminne lub powiatowe zakłady recyklingu, przerabiające go na powrót w metaliczne aluminium. Będą one pracowały głównie w lecie , "pożerając" nadwyżki prądu z PV po to, by nie "zapychały" one sieci energetycznej. W ten sposób sieć energetyczna zostanie uchroniona przed sezonową "huśtawką" i wszelkie nadwyżki, jak i niedobory podaży energii elektrycznej będą rozgrywane w skali lokalnej (gminno-powiatowej), stwarzając dla sieci ogólnokrajowej (kontynentalnej?) bardzo korzystne warunki pracy, nie wymagające nawet rozbudowy sieci przesyłowych.
    Co ważne, wszystkie elementy składowe opisanego systemu, są od dłuższego czasu dość dobrze znane i tylko "pożenienie" ich w spójny system wymagało sporo wysiłku intelektualnego.
    Podejrzewam, że zachodnie firmy, działające w branży ciepłowniczej, od dawna wiedzą, jaka rewolucja nadchodzi. Ale one przecież muszą zamortyzować obecne moce wytwórcze, choćby po to by zarobić na czekające ich inwestycje w nowe wyroby.
    I gdzie by tu wcisnąć nadmiar niepotrzebnych już na dłuższą metę wyrobów?
    O! Jest taki kraj, jak Polska, gdzie można łatwo zarobić, jeśli się odpowiednio przygotuje grunt. Jaki grunt? Wiadomo! Walka ze smogiem.
    I żeby to tylko na tym nas robili w konia. A te słynne elektrownie jądrowe? Żadnej nigdy już nie zbudujemy, ale pobawić się (wypić i zakąsić) można przy tym nieźle (naszym kosztem oczywiście).

    OdpowiedzUsuń
  5. Według mnie powinni inwestować w panele sloneczne lub jak to nazywają inaczej fotowoltaike. Każde dofinansowanie sprawia, że coraz więcej ludzi inwestuje np montaż paneli słonecznych Wrocław rozwija się bardzo szybko, co chwila mozna zauważyć panele na blokach co bardzo cieszy. Mam nadzieje ze zmniejszy to problem smogu.

    OdpowiedzUsuń