Agencja Bezpieczenstwa Wewnetrznego wciaz rzadza ludzie z rozdania Platformy Obywatelskiej.
http://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/559-agencja-towarzystwa
"Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego wciąż rządzą ludzie z rozdania Platformy Obywatelskiej.
Pomimo kilkunastu miesięcy rządów PiS w działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie widać „dobrej zmiany”. Kluczowe stanowiska obejmują zaufani ludzie poprzedniej władzy, którzy nadzorowali sprawy i śledztwa, które skończyły się kompromitacją służby. Tak więc Agencją kierują dziś… spece od zamiatania pod dywan afery Amber Gold. Trzon „starych” funkcjonariuszy Agencji, sam siebie nazywający w żartach „Mordorem” (kraina „zła” w słynnych powieściach J.R.R. Tolkiena), pozostał nienaruszony. Czy można się więc dziwić, że ABW jest równie nieskuteczna, co za rządów PO, skoro praktycznie nic się nie zmieniło?
Kroniki zapowiedzianej zmiany
Gdy 19 listopada 2015 r. profesor Piotr Pogonowski (w listopadzie skończy 44 lata) został mianowany pełniącym obowiązki szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), można było mieć nadzieję, że uzdrowi on sytuację wewnątrz Agencji. O konieczności głębokich zmian w ABW politycy PiS mówili od dawna i to zanim jeszcze partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła władzę. Takie deklaracje nie mogły też specjalnie dziwić. ABW w czasach rządów koalicji PO-PSL dopuściła się wielu grzechów. Nie tylko rażącej nieudolności w realizacji swoich ustawowych zadań, ale i co więcej, nader często dochodziło z jej strony do nadużywania swoich uprawnień i wysługiwania się rządzącym. Nie bez kozery politycy PiS mówili, że ABW, podobnie zresztą, jak i pozostałe nasze służby specjalne, winny zostać wreszcie przywrócone polskiemu państwu. Po wyborach parlamentarnych jesienią 2015 r. było zatem oczywiste, że w ABW nastanie czas głębokich zmian personalnych i że odejdą ludzie skompromitowani. W ich miejsce, jak deklarowali politycy PiS, mieli pojawić się nowi ludzie, w żaden sposób niezwiązani z poprzednim kierownictwem Agencji.
Stanowisko szefa ABW objął profesor prawa, spoza środowiska służb specjalnych, ale za to z wiedzą o ich funkcjonowaniu. Piotr Pogonowski przez jakiś czas bowiem kierował gabinetem szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, gdy ten był zwierzchnikiem tej służby. Miał zatem okazję przyjrzeć się w praktyce, jak funkcjonują w dzisiejszych czasach specsłużby i z jakimi problemami muszą się one mierzyć na co dzień. Pogonowski przejmując kierowanie ABW, miał nie tylko pełne zaufanie ministra Mariusza Kamińskiego, który w rządzie Beaty Szydło miał koordynować działalność wszystkich naszych służb specjalnych, lecz także jego wyraźne zalecenie, aby dokonać rewolucji kadrowej w Agencji.
Był jednak w tym pewien zasadniczy problem: z Pogonowskim nie przyszli do ABW jego ludzie. Siłą rzeczy musiał oprzeć się na tych, których mu polecono, w żaden sposób nie sprawdzając ani ich kwalifikacji, ani ich dotychczasowych dokonań w Agencji. Taka polityka zawsze jednak niesie za sobą opłakane skutki. Po szesnastu miesiącach urzędowania Pogonowskiego na stanowisku szefa ABW okazuje się, że w Agencji rządzą ludzie poprzedniego układu. Wielu z nich ma na koncie „zamiatanie pod dywan” ciemnych spraw poprzedniej ekipy rządzącej, łącznie z tą, która tak mocno zajmuje dzisiaj uwagę sejmowej komisji śledczej, badającą aferę Amber Gold. Trudno sytuację tę uznać za coś normalnego. Trzeba ją jasno zdefiniować jako bardzo patologiczną, która może przynieść negatywne skutki nie tylko dla Agencji, ale i dla samego Pogonowskiego. Jest to o tyle ważne, że trwają obecnie prace nad reformą polskich służb specjalnych, które mają w przyszłości funkcjonować w jednym specministerstwie, którym kierować będzie obecny koordynator służb Mariusz Kamiński. A kierownictwo ABW, ręka w rękę z „Mordorem”, walczy o to, aby mieć swoisty pakiet kontrolny w tym specministerstwie.
Wszyscy ludzie szefa
Doradcą Pogonowskiego jest dzisiaj płk Andrzej Lesiak, który jest jednocześnie przewodniczącym zespołu ds. połączenia ABW i Agencji Wywiadu (AW). W poprzednich latach Lesiak najpierw był dyrektorem Biura Kadr w Agencji, potem szefem jej Centralnego Ośrodka Szkolenia w podwarszawskim Emowie, a następnie szefem Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu. Należał do najbardziej zaufanych ludzi Krzysztofa Bondaryka i Dariusza Łuczaka, którzy kierowali wówczas Agencją. Z poprzednim układem związany był także inny kluczowy człowiek Pogonowskiego – płk Sylwester Lis obecnie dyrektor Departamentu Kontrwywiadu, czyli najważniejszego pionu w ABW. W latach 2009–2015 Lis był naczelnikiem wydziału I w Departamencie Kontrwywiadu i w praktyce odpowiadał za koordynację działań delegatur terenowych ABW. Gdy w 2012 r. wybuchła afera Amber Gold, został wysłany przez szefa ABW Krzysztofa Bondaryka ze specjalną misją do Gdańska. Zapewne w papierach ABW jest napisane, że miał pomagać i koordynować śledztwo. Skutek jego działań był jednak taki, że nie doszło do ujawnienia kontaktów działaczy gdańskiej PO z prawdziwym „mózgiem” Amber Gold, czyli gangsterem o pseudonimie „Tygrys”, którego nazwisko pojawia się w aktach śledztwa prokuratury w sprawie tej afery. Wspomniany „Tygrys” to były oficer komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, a po jej rozwiązaniu jedna z kluczowych postaci w trójmiejskim biznesie. To właśnie on – zdaniem naszych rozmówców z ABW – zaplanował całe Amber Gold i do tego celu wybrał właśnie Marcina P., który był jego słupem. „Tygrys” miał również nader bliskie kontakty z działaczami PO w Trójmieście, sięgające nawet otoczenia samego Donalda Tuska. Nadzór Lisa nad śledztwem doprowadził do tego, że wspomniane fakty w żaden sposób nie pojawiły się w ustaleniach, jakich Agencja miała dokonać w sprawie Amber Gold i jej powiązań z politykami."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz