środa, 5 września 2018

Parę faktów o "polskich" sądach 166

Parę faktów o "polskich" sądach 166

https://www.salon24.pl/u/el-zorro/798002,sezon-ogorkowy-w-kaczystanie
"Wróćmy jednak do meritum.

W Polskim systemie prawnym, Sąd Najwyższy, to nie tyle wykonujący powinności Władzy Sądowniczej szczebel, ale raczej lukratywna synekura dla kasty profesorków, która obok wypasionych apanaży, (sędzia SN inkasuje miesięcznie blisko 25`000 złotych brutto, stawiając się w jego siedzibie kiedy mu pasuje i do tego nie płaci na ZUS), plus ekstra gratyfikacje za zlecony prawniczy bełkot, jeszcze bardziej gmatwający system prawny w Polsce.

Reszta pracowników SN „klepie nędzę” za średnio prawie 11`500 złotych miesięcznie brutto, czyli wedle wykładni prezeski SN wręcz wegetuje w nędzy, bo, w przeciwieństwie do sędziów, dotykają ich składki na ZUS.

WIĘKSZOŚĆ, czyli około 80% zadań Sądu Najwyższego to kasacje i skargi kasacyjne.

Dla nieobeznanych, tego typu sprawy są procedowanie szybko, gdyż wnioskodawca ma obowiązek w zwięzły sposób opisać powód, dla którego wnioskuje o kasację prawomocnego wyroku.

Podstawą do zasądzenia kasacji jest WYŁĄCZNIE rażąca obraza Prawa stanowionego, albo rażące zaniedbania sędziów nad skarżonym kazusem się pochylających.

Tymczasem średni czas „mielenia sprawy przez żarna cywilnej odnogi Sądu Najwyższego” wynosi „tylko” 10 miesięcy, czyli sędziowskie gremium Sądu Najwyższego „szanuje sobie pracę” równie dalece, co pozbawieni nadzoru robotnicy budowlani, opłacani wedle stawki godzinowej. A raczej, zdaje się, mają „ważniejsze priorytety” od przestrzegania ustanowionego w KPA terminu 30 dni, w sprawach szczególnie zawitych 60 dni) na wydanie decyzji. Za samo zatrudnienie na posadzie sędziego Sądu Najwyższego sędziowie przecież inkasują każdego 1 miesiąca kalendarzowego MINIMUM 25`000 zł brutto, więc pracę trzeba sobie szanować, nieprawdaż? Zwłaszcza, że trzeba się pokazać w innych miejscach pracy, na przykład na wykładzie, aby studenci wiedzieli komu się kłaniać i komu podsuwać indeksy do wpisania wyniku egzaminu, albo dopilnować, aby zamówiona na zasadzie „śmieciówki” ekspertyza prawna nie powaliła odbiorcy śmiechem.

Zatem ewidentnie, w obecnym kształcie, Sąd Najwyższy PILNIE WYMAGA naprawy, gdyż, jako instytucja uległ alienacji, a jako najwyższy organ Władzy Sądowniczej, niedostatecznie wypełnia swoje powinności z obszaru nadzorowania pracy polskich sądów powszechnych, które dziś są jednymi z najgorszych i najbardziej opieszałych w Unii Europejskiej.

Nawet wykładnie płodzone z tak wielkim mozołem przez SN, nie są warte kosztów ich publikacji, gdyż NIE MAJĄ waloru obligatoryjnego ich stosowania przy ferowaniu wyroków, a jedynie „stanowią wskazówkę” dla sądów powszechnych. W efekcie, na przestrzeni trwania III Rp powstał zbiór, często się wykluczających, dywagacji akademickich, dających ferującym wyroki sędziom wręcz nieograniczone pole do uzasadniania nawet najbardziej kuriozalnych wyroków lub procedowania przewodów sądowych.

Niewiele lepiej prezentuje się Krajowa Rada Sądownictwa, (to ten organ rekomenduje Prezydentowi Rp kandydatów do objęcia posady sędziego oraz ma czuwać nad przestrzeganiem Prawa przez sędziów).

Poziom alienacji nowo rekomendowanych na urząd sędziego jest coraz większy, zaś ich poziom wiedzy ogólnej coraz bardziej żenujący!

Nie ma się czemu dziwić, bo przyszli sędziowie są zwykle kalekami intelektualnymi, gdyż ułomny tok kształcenia w szkołach średnich powoduje, że zwykle nie mają nawet bladego pojęcia z zakresu nauk przyrodniczo-technicznych. Nie potrafią więc zweryfikować tego, co słyszą od stron w zakresie nawet podstawowych kanonów wiedzy ogólnej, nie potrafią niczego obliczyć lub przeliczyć, bazują więc na opiniach biegłych, którymi bardzo łatwo w polskich realiach manipulować, o ile wprost nie moderować ich opinii, „pomagając rozwiązać ich problemy materialne”.
Równie źle prezentuje się dbałość KRS o morale polskich sędziów!

Bywało, że sądy mające się pochylić nad „wyczynem” konkretnego sędziego nie mogły się zebrać latami, a kiedy już zdołały się zebrać, czyn złoczyńcy w todze ulegał przedawnieniu. Bywało, że za poważne przestępstwa, zwane w języku prawniczym „zbrodniami”, winowajcy otrzymywali, zamiast zgody na uchylenie immunitetu i nieuchronna odsiadkę, jedynie korporacyjne nagany, połączone z wnioskiem o zmianę sądu, analogicznie jak to czyni Kościół rzymski w Polsce, kierujący nagminnie przestępców w koloratkach do innych diecezji, co skutecznie utrudnia namierzanie takich osób i stawianie ich w stan oskarżenia. Ostateczności sądy korporacyjne działały na tyle opieszale, że zanim wydały prawomocny wyrok, przestępstwo się przedawniało.

Nic więc dziwnego, że poziom pracy polskich sądów jest oceniany źle, o ile nie najgorzej w całej Unii.

Zdaniem Zorra, między innymi, za postępującą deprawację polskich sądów odpowiada, nie kto inny, jak ...Jarosław Kaczyński, TEN, Jarosław Kaczyński który jako przyboczny, dopiero co wybranego prezydenta Lecha Wałęsy, owocnie wdrażał „wojnę na górze”. Po konflikcie z prezydenckim zausznikiem Wachowskim i odejściu koterii braci Kaczyńskich z obozu Wielkiego Elektryka, prezydent Wałęsa „odkrył” Aferałów z trójmiejskiej ferajny, a wśród nich „premiera z 3 ligi”, który bez krępacji twierdził publicznie, iż zacytujmy: „pierwszy milion dolarów trzeba ukraść”!

I to za rządów Lecha Wałęsy, który, jako prezydent miał o wiele większe plenipotencje, niż ma obecnie prezydent Rp, utrwaliło się w środowisku sędziowskich przekonanie o bezkarności prawniczych syndykatów w Polsce. A potem to już poo-szlo!

Zalecana przez guru Balcerowicza, jako panaceum na restrukturyzację polskiej gospodarki, dzika i zbójecka prywatyzacja, połączona z bezpardonowym uwłaszczaniem się PRL-owskich funkcjonariuszy służb specjalnych, WYMAGAŁA PRZYCHYLNOŚCI sędziów orzekających w Wydziałach Gospodarczych, w których gestii było, między innymi, ustanawianie syndyków upadłych przedsiębiorstw oraz dyspozycyjnych notariuszy i komorników.

Jakby kto pytał, to dokładnie prezesi sądów mają w obowiązku nadzorowanie pracy działających na ich właściwości terenowej komorników, syndyków, kuratorów i weryfikowanie tego, co ku pamięci zapiszą w dokumentach notariusze a także biegli sądowi. Bo co tu ukrywać, istota ludzka ludzka ułomna jest i jak to zauważył towarzysz Stalin, można jej ufać TYLKO na tyle, na ile można jej działania skontrolować.

Tymczasem WIĘKSZOŚĆ prezesów sądów zadowala się tym, że wspomniane osoby, przecież odpowiedzialne za egzekwowanie wyroków sądowych lub, jak to ma się w przypadku notariuszy, o porządek w przestrzeni prawnej państwa, złożą obligatoryjne sprawozdania ze swojej działalności, nie zadając sobie trudu zapoznania się z ich treścią.

Zarówno kazus Amber Gold, Sądu w Krakowie, jak i to, co do tej pory ujawniła komisja pochylająca się nad zbójecką prywatyzacją warszawskich nieruchomości, (a przecież zbójecka prywatyzacja i jawny rozbój „czyścicieli kamienic” to nie tylko warszawska specjalność), dobitnie wykazują słuszność tezy o alienacji połączonej z deprawacją, polskiej Władzy Sądowniczej, poczynając od sądu rejonowego na dalekiej prowincji, na sądach najwyższego szczebla i trybunałach kończąc.

Zaś niezawisłość i nieusuwalność jest przez zbyt wielu sędziów mylone z prawem do samowoli, której, jako żywo, Konstytucja Rp. nie przewiduje.

Za czasów PRL byli sędziowie dyspozycyjni, jednak ich postawa na sali rozpraw była kontrolowana przez partyjną Egzekutywę, zatem nie dochodziło do samowoli i braku staranności przy procedowaniu przewodu sądowego.

Dziś zbyt wielu sędziów, mając na uwadze awans w korporacji, dobrowolnie poddaje się politycznej dyspozycyjności, albo tak prowadzi procesy, aby dać jego stronom możliwość znalezienia „dojść”, i w efekcie uzyskania korzystnego dla ich oczekiwań wyroku.

Na przykład, zarządzając nawet kilkumiesięczne przerwy pomiędzy rozprawami.

Mało kumatym podpowiada się, że w większości przypadków, sędziowie biorą na swoje wokandy czekające w kolejce sprawy, więc strony NIE WIEDZĄ który sędzia będzie orzekał w konkretnym kazusie, ALE DO MOMENTU PIERWSZEJ ROZPRAWY! Konkretną sprawę proceduje zawsze ten sam sędzia prowadzący, a w sprawach karnych, cały skład, który bez zgody stron, nie może ulec zmianie. Gdyby posiedzenia odbywały się dzień po dniu, byłoby bardzo trudno „dotrzeć” do sędziów, ale już kilkudniowa przerwa umożliwia, oczywiście przypadkowe, kontakty pełnomocników z mającymi ferować wyrok sędziami. Obecnie istnieje dostatecznie wiele sposobów na przekazywanie „dowodów wdzięczności” lub bakszyszów, aby metodę kopertówki stosowali jedynie troglodyci, lub „ojcowie córek leśniczych”.

Konkludując, Władza Sądownicza w Polsce wymaga i to pilnie, głębokich reform!

REFORM, proszę PiS-manów, a nie politycznego liftingu, cofającego ją do czasów bolszewickiej dyktatury, kiedy do politbiuro partii bolszewickiej decydowało o tym, jakie powinny zapadać wyroki na salach sądowych!

Problemem nie jest ich ustrój, ale negatywna selekcja do zawodu, zaczynająca się ...już w polskim przedszkolu, gdzie obok kultu Mamony, katecheci „kościoła jedynie słusznego i właściwego” utrwalają w ich postępowaniu najgorsze wzorce zakłamania i obłudy.

W Polsce kłamstwo i krętactwo popłaca, a żadne inne wykształcenie, jak prawnicze nie nie przygotowuje młodego człowieka do bezdusznego bazowania na ludzkich słabościach!

Na całym świecie jest zapotrzebowanie na wyrachowanych i cynicznych prawników, gotowych za duże gratyfikacje reprezentować nawet najgorszego sortu kanalie, oczywiście w imię prawa każdego obywatela, nawet godnego pogardy, do obrony swojej postawy. Polska tu nie jest wyjątkiem, jednak w swojej masie Polacy, jak mało który naród, nie prezentują ŻADNEJ kultury prawnej i z pogardy dla Prawa stanowionego, zamiast sromoty, uczynili cnotę!

Młody Polak obserwuje i szybko zaczyna zauważać, że na uczciwości i prawości wielkich pożytków w Polsce nie osiągnie. Kiedy zacznie studiować Prawo, zauważy, że kluczem do zawodowego awansu jest monstrualny nepotyzm, polegający w skrócie na tym, że bez znajomości lub poleceń, praktycznie nie można dostać się na staż aplikancki, nawet mając zaliczony z wyróżnieniem tok studiów."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz