wtorek, 9 lutego 2016

Obcy: Milicja, SB, LWP, prokuratura, sady PRL

Obcy: Milicja, SB, LWP, prokuratura, sady PRL

 Najpaskudniejszą wadą parapaństwa o operacyjnej nazwie III RP jest demoralizowanie narodu.
Dlaczego tyle mówi sie o Tajnych Wspolpracownikach SB i WSW a nie o samej sowieckiej bezpiece i aparacie terroru w Polsce ? Przeciez PRL byl oficjalnie dyktatura terrorystyczną.

Komunizm po raz pierwszy w histori z nagiego terroru, zbrodni, przemocy i wszechogarniajacego kłamstwa uczynił dominujace narzedzie władzy i posługiwał sie nim w ZSRR az 73 lata.
"Władza ludowa" to rządy gensekow KPZR, KGB, GRU w Imperium Zła i ich płatnych pachołkow - zdrajcow w podbitych krajach europy srodkowo - wschodniej.
Takze w zewnetrzym pasie Imperium Zla w panstwach kolonialnych, zainstalowo system wladzy wzorowany na systemie sowieckim ale zdalnie operowany z Moskwy. Resorty siłowe i "wymiar sprawiedliwosci" instalował w podbitej Polsce generał NKVD Iwan Sierow - postac wyjatkowo mroczna i odrazajaca. Nawet w ZSRR został w koncu skazany za swoje zbrodnie w Polsce.

Opłakany stan parapanstwa III RP to logiczny skutek zmiany nazwy PRL na III RP bez zadnych powaznych zmian instytucjonalnych. Symptomatyczne jest zrobienie z zamachowca, przywodcy junty i "ruskiego generała w polskim mundurze" Jaruzela , pierwszego prezydenta III RP. Mafijno - esbecki fasadowy twor nie ma prawdziwego wojska, nie ma żadnych profesjonalnych i sprawnych służb, nie ma sądownictwa.

Funkcjonariusze zbrodniczego UB i Informacji Wojskowej w wiekszosci juz nie zyja. Ogromnej wiekszosci w ogole nie postawiono zarzutow i nie sadzono. Czesto dozywali dziewiecdziesieciu lat i wiecej ! Otrzymywali dekadami za swoje zbrodnie ogromne emerytury.

Funkcjonariusze systemu wladzy PRL mieli gleboka swiadomosc braku oparcia w kraju i całkowitego wyobcowania ze spoleczenstwa. Wiedzieli ze bez poparcia ZSRR ich wladza nie utrzyma sie ani chwili dluzej.

Kamienice w Aleji Przyjaciół w Warszawie były symbolem luksusu w latach trzydziestych XX wieku. Po wojnie bylo to bardzo prestizowe miejsce. Mieszkania dostawali tu gratis rzadowi komunisci oraz prominenci aparatu terroru oraz tak zwana elita PRL Teraz mieszka tam ich progenitura.
Aleja Przyjaciół to nie jedyna taka ulica i obszar w Warszawie. "Ludowe władze" w mieszkaniach mialy gosposie a nawet słuzbe. Funkcjonariusze trzymali w mieszkaniach pistolety a nawet karabiny maszynowe. Ulice były pod obserwacja UB a potem Milicji Obywatelskiej.
"Ludowe władze" do szału doprowadzały audycje Radia Wolna Europa gdzie zbiegły płk X Departamentu Ministerstwa Bezpieczenstwa Publicznego, Jozef Swiatło prawdziwie relacjonował jak luksusowo zyly elity parti i bezpieki gdy narod przymierał głodem.

Aparat terroru a w tym sowieccy żołdacy LWP byli i są elementem obym i wyizolowanym w Polsce. "Wojsko Polskie" zostalo szybko calkowicie zsowietyzowane. W "wojsku" III RP słuzyło około 3 tysiace oficerów szkolonych w GRU !
Milicja Obywatelska zorganizowana na wzor sowiecki byla najbardziej znienawidzoną i pogardzaną instytucją PRL
- Dlaczego milicjanci nie jedzę korniszonów ? Bo głowa nie wchodzi do słoika
- Milicjant w autobusie patrzy jak przystanek odjeżdza
- Dlaczego milicjanci chodzili w PRL-u trójkami? Jeden umiał czytać, drugi umiał pisać, a trzeci pilnował tych dwóch intelektualistów, żeby przypadkiem nie zrobili kontrrewolucji.

Wyobcowanie funkcjonariuszy aparatu terroru ( w tym prokuratury i sadownictwa ) przybieralo karykaturalne formy.
Milicjanci i SBecy spotykali sie tylko w swoim towarzystwie co budzilo nawet odraze w ich rodzinach. Wigilię spedzali w swoim gronie przy golonce i wodce upijajac sie do nieprzytomnosci. Zwyczaj upijania sie wodka do Polski przywedrował z ZSRR choc przymus propinacji i pijanstwo funkcjonowało juz w I RP ale pozniej juz tylko w zaborze rosyjskim. Wigilia świąt Bożego Narodzenia to w polskiej obyczajowości i tradycji uroczysta świąteczna kolacja i najbardziej rodzinny dzień w roku. U obcych picie wodki , czesto wprost z butelki , "z gwinta".


Wodke rosyjskim żołnierzom [ powyzej plakat Armi Czerwonej ] dawano juz za cara Piotra I. Jednak pierwszy raz masowo sowieccy zołnierze dostali 100 gramow wodki dziennie podczas Wojny Zimowej z Finlandią. Dla lotników był przewidziany koniak.
Praktyke usankcjonował rozkaz numer 0320 z 25 sierpnia 1941 roku, stanowiący, że od 1 września 1941 roku ma się rozpocząć wydawanie żołnierzom służącym na pierwszej linii po 100 gramów wódki na dobę. Wódka była uniwersalną walutą radzieckiego żołnierza, wymienialną na całą gamę rabowanych przedmiotow.
Większości kradzieży wódki dokonywali oficerowie sztabowi i zaopatrzeniowcy, którzy fałszowali dokumentacje.
Aby zmniejszyc skale kradziezy wódke dostarczano w dębowych beczkach lub aluminiowych kaniach służących normalnie do przewożenia mleka. Ale w ZSRR zaczynalo nawet brakowac "setki" wodki. Naczelne dowództwo 12 maja 1942 roku wydało rozkaz, na którego mocy wstrzymano codzienne wydawanie wódki wszystkim jednostkom frontowym. Przywilej pozostawiono jednostkom pierwszoliniowym, odnoszącym sukcesy w działaniach bojowych zwiększajac tam normę do 200 gramów na dobę. W pozostałych jednostkach wprowadzono spis dni świątecznych, w które wydawano po 100 gramów wódki.
Po bitwie pod Kurskiem znow wszystkim zoldakom do konca wojny wydawano po 100 gramow wodki. Niemcy wiedzac o sowieckim pijanstwie celowo zostawiali w duzych ilosciach metanol. Gro strat niebojowych sowietow z lat 1944-1945 wynikała z zatrucia metanolem.

Pijanstwo i złodziejstwo żołdakow zsowietyzownego LWP bylo oczywistoscią.

Innym zwyczajem Milicji i SB było chowanie zwłok na cmentarzach prawoslawnych, tak jak to niedawno uczyniono z trupem szefa komunistycznej bezpieki Czeslawem Kiszczakiem. To zwyczaj przywleczony rowniez z ZSRR.
Aparat terroru PRL byl gleboko znepotyzowany. Rekrutowani SBecy i Milicjanci pochodzili z rodzin gdzie juz byly osoby z aparatu terroru.

Po niedawnym oswiadczeniu wiceministera MSWiA że na funkcje kierownicze w Policji nie będą awansowani byli milicjanci, zaczęły się masowe odejścia z Policji wysokich oficerow. Okazuje się, że siedmiu spośród siedemnastu obecnych komendantów wojewódzkich to milicjanci. Nie wiadomo jak duza czesc wysokich oficerow obecnej Policji pochodzi ze srodowiska aparatu terroru PRL.
Chyba najwyższa pora na usuniecie milicjantow oraz policjantow pochodzących z rodzin aparatu terroru PRL
Milicjanci i SBecy wstydzili sie munduru i tylko wyjatkowo mozna ich bylo w nim zobaczyc w miejscu zamieszkania.
Lokalną UB a pozniej SB kierował I zastępca komendanta MO do spraw SB. SBecy mieli mundury MO.

Zadaniem całego komunistycznego aparatu terroru bylo wyłacznie chronienie pozycji "ludowej wladzy". Skutecznosc Milicji w wykrywaniu przestepstw niepolitycznych byla znikoma. Norma bylo torturowanie i bicie przypadkowych osob oraz wymuszanie falszywych zeznan oraz masowe falszywe oskarzenia.
Dopiero teraz dowiadujemy sie jak beznadziejnie slabe byly dowody w oparciu o ktore skazano w najwiekszej aferze kryminalnej PRL "Wampira" Marchwickiego i ze mozliwe jest ze Wampirem byla inna osoba. Mozliwe ze na smierc skazano niewinna osobe aby uciac leb sprawie jego brata, ktory za lapowki rekrutował na studia przyszlych "prawnikow PRL".
http://sledczy.focus.pl/afery-kryminalne/tajemnice-marchwickiego-40
"Z dokumentów znalezionych w archiwum IPN w Katowicach wynika, że od 1962 roku Jan Marchwicki był agentem SB ps. „Janusz”. Został zwerbowany przez kapitana Stanisława Wowra z SB w Sosnowcu. Donosił przez kilka lat na księży z parafii św. Jacka w Sosnowcu. W 1963 roku przekazał sześć informacji dotyczących księży z Sosnowca: Grunwalda, Krawca i Czajora. To bezpieka załatwiła mu później pracę kierownika sekretariatu na wydziale prawa. Z jego gabinetu korzystał często oficer SB, który „zabezpieczał” uczelnię. – Jasiu, jak na niego mówili studenci, był znanym homoseksualistą, notowanym przez milicję i SB. Bardzo inteligentny, przebiegły. Uczył się w Niższym Seminarium Duchownym w Poznaniu, a potem przez prawie trzy lata w Wyższym Seminarium w Krakowie. Wyrzucono go stamtąd z powodu jego skłonności. Marchwicki był zarazem „szarą eminencją” Uniwersytetu Śląskiego. Żył ze swoim młodym partnerem Józefem Klimczakiem w Katowicach we własnym mieszkaniu, nieopodal uczelni. Demoralizował studentów, brał łapówki. Miał ku temu wiele okazji, bo był przecież kierownikiem dziekanatu Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim.
We wrześniu 1970 roku porucznik Cilecki z gr. IV Wydziału III SB spisał notatkę służbową z rozmowy z TW „Lech”. Agent streszczał rozmowę Ewy Stankiewicz (ówczesnej asystentki na Wydziale Prawa i Administracji) z Janem Marchwickim, dotyczącą mechanizmu brania łapówek za przyjęcia na studia. Z donosu wynika, że Marchwicki kompletował listę tych kandydatów na studia, którzy szukali protekcji. Wybierał dzieci osób zamożnych. Lista była przekazywana dyrektor Karpińskiej, która doręczała ją rektorowi. Protegowany zdawał egzamin pisemny ze wszystkimi. Gdy poszło mu źle, Marchwicki wymieniał w jego teczce pracę złą na dobrą. Gdy z kolei protegowanemu poszło źle na egzaminach ustnych, Marchwicki polecał mu pisać odwołanie do rektora, i taka osoba trafiała na studia z listy rektorskiej. Marchwicki żalił się, że z tego zyskownego interesu dostawał resztki. Nieprawidłowości w przyjęciach kandydatów na studia prawnicze nie stanowiły tajemnicy dla SB co najmniej od 1969 r. Sprawa korupcji nigdy nie została wyjaśniona."

Poteżna korupcja w naborze na Wydzialy Prawa funkcjonowała w całej PRL. Był to mechanizm systemowy, ktory pozwałał na te wydziały rekrutowac przygłupów z nomenklatury oraz aparatu terroru i ich dzieci.
SB nie tylko o tym wiedziała ale pilnowała aby mechanizm dalej dobrze działał !
Sowieci pilnowali mechanizmow negatywnej selekcji i wyobcowania aparatu terroru PRL ze spoleczenstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz