Kosciol kat sam sie morduje. Super
Tępy grafoman, antygeniusz Paweł Zuchniewicz jest autorem potworka „Ojciec wolnych ludzi“, które to dzieło w roku szkolnym 2021/22 czasów ciemnoty Czarnkowej zostało przemycone na listę lektur uzupełniających dla szkół średnich. Jacek Podsiadło stworzył recenzje, której fragmenty są zacytowane poniżej.
Oczywiście książka jest śmiertelnie nudna. Jak zawsze w sytuacji zagrożenia życia, przystępuję do ratowania uczniów za pomocą streszczenia metodą usta-ucho.
Już w prologu komuniści gwałcą, choć na razie tylko porozumienia. Wyszyński natomiast robi wszystko „per Mariam”, znaczy się na Maryję. Rozpłakał się, kiedy mu się przypomniało, że 35 lat temu poprosił o dzień do namysłu, „gdy kardynał Hlond zwiastował mu objęcie biskupstwa”, bo gdy Archanioł zwiastował Maryi, to ona się w ogóle nie namyślała.
Kukołowicz przywozi prymasowi wezwanie na rozmowę do Jaruzelskiego. Jak wszyscy wolni ludzie w książce, tytułuje Wyszyńskiego „ojcem”. Jaruzel boi się strajku generalnego, więc straszy Wyszyńskiego ruskimi. Wyszyński ze strachu aż chudnie, a twarz rzeźbią mu nowe zmarszczki. Każe Kukołowiczowi przekonywać „Solidarność” do odwołania strajku, „Solidarność” odwołuje, Jaruzel się cieszy. Tyle prologu i chwała Bogu.
Dalej Niemcy napadają na Polskę. Ksiądz Wyszyński ucieka z seminarium we Włocławku do Łucka Wołyńskiego z grupą kleryków. W Łucku przypomina mu się, że nie może opuścić Polski, gdyż czekają ją cierpienia, dlatego postanawia wrócić z klerykami do Włocławka. Recytują wspólnie modlitwę „Pod Twoją obronę”, którą Zuchniewicz w całości przytacza, gdyż książka jego pełni także funkcję książeczki do nabożeństwa.
Jadą furmanką. Po drodze widzą, jak „masy Ukraińców, w tym bardzo liczni młodzi Żydzi”, niezwykle serdecznie witają Armię Czerwoną. Widzą, jak Ukraińcy zrywają mundur z polskiego żołnierza. Potem spotykają innego polskiego żołnierza, który w rowie sam zrywa z siebie mundur. Pyta on, czy się nie boją tak podróżować, na co Wyszyński odpowiada, że posuwają się naprzód „z pomocą Opatrzności”. Dzięki temu poznajemy z imienia dzielną kobyłę nieustraszonych uciekinierów. Następnie autor oddaje głos Niemcom, którzy mówią Raus!, Halt! i Donnerwetter!
Zaraz po powrocie do Włocławka Wyszyński uciekł z Włocławka, bo mu się przypomniało, że w redagowanym przez niego do wojny piśmie „Ateneum” obok zachwytów nad Trzecią Rzeszą Hitlera drukowano też artykuły, w których zarzucano Hitlerowi pewne odstępstwa od doktryny chrześcijańskiej. Uciekł do Grabkowa, gdzie przy grze w karty chwalił się jednej z partnerek, że jak studiował w Rzymie, to siadał na wykładach koło Murzynów, koło których nikt nie chciał siadać. Potem uciekł do rodzinnego Wrociszewa, gdzie od razu na wlotówce spotkał własnego ojca zajętego podnoszeniem przewróconego krzyża. Ojciec ojca wolnych ludzi bardzo się ucieszył na widok syna. Synowi ojca ojca wolnych ludzi przypomniało się, jak był mały i jego matka umierała. Kazała mu się wtedy ubierać, więc wdział na siebie paletko. Dopiero po pogrzebie ojciec mu wyjaśnił, że matce chodziło o to, że ma się „ubierać w cnoty”. Tego akurat wyrażenia nie rozumiem, ale tak Zuchniewicz podaje.
Kiedy Wyszyński dowiedział się, że Niemcy we Włocławku zamknęli księży w kaplicy, poczuł się „podle, jak dezerter” i uciekł do majątku Zamoyskich w Kozłówce. Kiedy aresztowano jednego Zamoyskiego, tak się przestraszył, że uciekł do Zakopanego. W Zakopanem gestapo zatrzymało go na parę godzin i przesłuchało, po czym wypuściło, oddając nawet oficerski salut, ale Wyszyński tak się przestraszył, że uciekł do Żułowa, a potem do Lasek.
W Żułowie jeden ksiądz nabił sobie nowotwora. No tak, jest napisane wyraźnie: „Uderzył się o futrynę niskich drzwi. Pojawił się guz, okazało się, że to nowotwór”. W Laskach Wyszyński poznał nastoletnie dziewczęta, których było o jedną więcej niż dziewcząt z Albatrosa, czyli osiem. Zamierzały one po wojnie założyć „Miasto Dziewcząt – instytucję, która będzie wychowywać młode Polki na święte”. Wyszyński został ich „kierownikiem duchowym”. Kiedy jednak poszły one do Warszawy do powstania, kierownik duchowy postanowił kierować nimi zdalnie i pozostał w Laskach.
Z ośmiu dziewcząt z Miasta Dziewcząt „ostatecznie znalazły się w powstaniu” trzy. Dlaczego – Zuchniewicz nie wyjaśnia. Podczas powstania jednej z nich, Marysi Okońskiej, wydało się, że Matka Boża oczekuje od nich ofiary z życia za Wyszyńskiego. To znaczy ja tam nie wiem, po co Matce Bożej albo Wyszyńskiemu miałaby być potrzebna ich śmierć, ale tak jest napisane w szkolnej lekturze. Lilka i Janka zgadzają się z Marysią, więc biorą wszystkie kąpiel („Skoro mamy zginąć, to powinnyśmy być czyste”). Wtedy na ich kamienicę spada gruba berta. Kamienica się wali, ale nie cała. „Ściana runęła o krok od łazienki”.
Po upadku powstania dziewczęta zostały „wepchnięte do bydlęcego wagonu”, ale Zuchniewicz nie podaje, przez kogo. „Czuwała” nad nimi bliżej nieokreślona „Matka” – być może ta sama, która oczekiwała od nich ofiary z życia – która też je „ocaliła” i „przeprowadziła”, wskutek czego wkrótce znów znalazły się w Laskach. Opowiedziały Wyszyńskiemu, że jak powstanie upadło, to przyszli własowcy, gwałcąc i mordując. Marysia opowiedziała, co pomyślała, jak jeden własowiec zawołał do drugiego „Stiepan”. „Pomyślałam sobie: »Boże, to imię naszego Ojca. To imię nas ocali«. I ocalałyśmy”.
Stiepan Wyszyński, o którym na tym etapie książki wiadomo już, że jest bardzo skromny, zaprzeczył, że to on ocalił dziewczęta, które – jeśli dobrze rozumiem ten skomplikowany system wierzeń – po zgwałceniu przez własowców nie mogłyby już założyć Miasta Dziewcząt. Potem opowiedziały mu jeszcze, że w powstaniu ogłosiły wielką mobilizację modlitewną Warszawy w intencji zwycięstwa i że po klęsce „Matka Boża dała im poznać” – niestety, nie mówią, w jaki sposób – „że choć Warszawa ginie, to ginie w stanie łaski”. Marysia wyspowiadała się Wyszyńskiemu i dzięki niedyskrecji Zuchniewicza wiemy, że spowiadała się m.in. z grzechu nienawiści do Anglików.
Po wojnie Wyszyński też spowiadał, znowu we Włocławku. Poznał pewną zbuntowaną, „wściekłą” licealistkę. Żeby nie być pomówionym o grzech nadinterpretacji, cytat z Zuchniewicza daję dosłownie i zostawiam bez komentarza: „Spowiadał ją do rana. Nie tylko ten jeden raz”.
Potem Wyszyński został biskupem i dostał ordynarny anonim: „Gdy inni ginęli dla ojczyzny, ty dekowałeś się na wsi, (…) lubisz towarzystwo młodych dziewcząt, z których zrobiłeś swój haremik” itp. Potępił strajk szkolny lubelskiej młodzieży, wskutek czego przypomniała mu się prawie cała Księga Ezechiela, którą Zuchniewicz obszernie cytuje.
Następnie w „Ojcu wolnych ludzi” pojawiają się Julia Brystygier i akowiec. „Otworzyła szufladę. Chwyciła więźnia za genitalia, wepchnęła do szuflady i zatrzasnęła z całej siły. Rozległ się przerażający krzyk”. Założę się, że Iwona Schymalla, kiedy na YouTubie wydawnictwa „Znak” mówiła, że książka Zuchniewicza „jest świetnie napisana, bardzo wartkim i barwnym językiem”, ten właśnie fragment miała na myśli.
Język taki wartki, że aż wyrywa kartki. Zaraz po akowcu Brystygierowa przesłuchiwała Marysię Okońską. Ponieważ nie miała jej czego przytrzasnąć, gawędziły sobie o filozofii. „Przecież jest pani filozofem, zatem pani myśli. Człowiek, który myśli, nie może nie dojść do istnienia Boga” – prowokowała Marysia Krwawą Lunę, ale ta nawet wtedy nie skorzystała z szuflady. Panie po prostu bardzo się polubiły. Na odchodne Okońska ucałowała Brystygierową w policzek, a Brystygierowa dała Okońskiej swój numer z zapowiedzią, że może do niej dzwonić o każdej porze, i zwolniła ją z więzienia. Ale „Maria była jednak przekonana, że najwięcej w tej sprawie zrobiła Matka Boża”.
Potem Wyszyński został prymasem, a w jego biografii pojawia się pierwsza kurwa. „Pospiesz się, kurwa, bo nie zdążymy” – mówi ubek do ubeka, kiedy szykują śmiertelną zasadzkę na drodze, którą ma jechać prymas. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na technikę budowania postaci, umiejętne szkicowanie portretów psychologicznych przez Zuchniewicza. Autor czyni to choćby, różnicując barwny język, którym mówią jego bohaterowie. Na przykład księży od ubeków odróżniamy po tym, że w miejscach, gdzie ci pierwsi mówią „zaiste”, ci drudzy używają słowa „kurwa”. A w tę ubecką zasadzkę to wpadła tylko przypadkowa ciężarówka, bo wszystkie ubeki to jedna gadzina.
Potem prymas mówi w kazaniu, że „tak jak normalny człowiek stoi na dwóch nogach, tak świętość opiera się na dwóch podstawach – przyrodzonej i nadprzyrodzonej”. Lud śpiewa pieśń „Boże, coś Polskę”, którą Zuchniewicz obszernie cytuje. Następnie ubecy aresztują prymasa, a Światło ucieka na Zachód, wskutek czego Radkiewicz myśli „ten skurwiel Światło”, a do Fejgina mówi głośno „kurwa” i „gówno”.
Wyszyńskiego izolują w Stoczku, gdzie siedzi razem z siostrą Leonią i ks. Skorodeckim, który pisze na niego donosy i wkłada je w więziennej celi pod dywan. Poza wkładaniem donosów pod dywan Skorodecki lubi też wkładać ręce w spodnie chłopców, ale o tym Zuchniewicz nie pisze, dopiero Stanisław Obirek o tym opowie. Wyszyński mówi do Skorodeckiego „Stasiu” i w zapiskach więziennych skłania się ku poglądowi, że „Stasia” doprowadziła do więzienia „gorliwość o Boga w duszach dziecięcych”. Sam w tych warunkach postanawia oddać się Chrystusowi – w całkowitą niewolę, przez ręce Maryi. Tak pisze Zuchniewicz.
Siostra Leonia całymi dniami froteruje podłogę celi, aż dziw, że nie znajduje donosów pod dywanem. Jak się wie – o czym Zuchniewicz znów nie pisze – że Leonia też kapowała na Wyszyńskiego, to przestaje to dziwić. Zuchniewicz nazywa Leonię „biedną istotą” ze względu na to froterowanie.
Wyszyńskiego przenoszą do Prudnika, a potem do Komańczy, do klasztoru nazaretanek. Czyta wtedy „Potop”, który Zuchniewicz obszernie cytuje. Kapują teraz na prymasa jedna z nazaretanek i odwiedzający go ks. Hieronim Goździewicz, który kapował jeszcze przed internowaniem Wyszyńskiego, z pałacu prymasowskiego.
Dla wszystkich nazaretanek prymas jest bardzo dobry. Raz przyniósł jednej kilka kartofli, innym razem innej jakieś zioła. Ba, kiedy wchodziły do jego pokoju – wstawał!!! „Nie były przyzwyczajone do takiego traktowania ze strony księży. Tym bardziej wzruszyło je, gdy dowiedziały się, iż uczynił takie postanowienie [że będzie wstawał] z powodu czci dla Maryi. Ale te ziemniaki to było coś naprawdę zaskakującego”.
Okońska ma chęć odwiedzić Wyszyńskiego, ale nie może, bo „ślubowała Maryi, że pozostanie jej dobrowolnym więźniem” na Jasnej Górze, dopóki Wyszyńskiego nie uwolnią, a jemu wciąż nie wolno było wyjeżdżać z Komańczy. W ogóle z nowej lektury szkolnej wynika, że chrześcijanie lubią sobie tak komplikować życie, żeby coś ślubować, a potem żałować. Na szczęście, tak jak w „Timurze i jego drużynie” żołnierz mógł zwolnić ze słowa honoru pioniera, tak w „Ojcu wolnych ludzi” Okońską mógł z jej ślubów zwolnić generał paulinów.
Po roku Gomułka, znaczy się Matka Boża, uwalnia Wyszyńskiego. Idzie on na ostatni spacer po Komańczy, a Zuchniewicz cały czas podczytuje mu myśli. Są to myśli takie jak: „Tablice zostały ukryte w arce. Prawo Izraela wypełnił Jezus, który przez dziewięć miesięcy ukryty był w łonie Maryi – nowej Arce”. Albo: „Tak jak przed narodem wybranym rozstąpiło się Morze Czerwone, tak też przed Kościołem w Polsce ustąpili komuniści”.
Wkrótce Wyszyński spotyka się w Rzymie z papieżami, najpierw z Piusem XII, a potem z Janem XXIII. Fajne jest to, że na dzień dobry prymas całuje papieży w trzewik i że Zuchniewicz opisuje to ze szczegółami. „Pius poczuł bardzo silne przyciśnięcie. Zdziwił się, że Prymas z taką gorliwością ucałował jego stopę”.
Wreszcie Goździewicz, nie mogąc znieść, że „Matka Boża” patrzy na niego z obrazu jak na Judasza, przyznał się Wyszyńskiemu, że od lat na niego kapuje. Prymas nie miał tego za złe, więc Goździewicz „padł na kolana i chwycił Kardynała za nogi”.
Następnie Wyszyński i Wojtyła spacerują nieopodal Poronina. Wyszyński znajduje szyszkę i mówi: „Nasz lud jest dzisiaj jak ta szyszka. Trzyma go wiara ojców. Ale przyjdzie taki czas, że łuski rozchylą się, a ziarna wypadną na ziemię. Oby to były zdrowe ziarna”. Przy ognisku „Karol” śpiewa „Góralu, czy ci nie żal” oraz piosenkę „Rozsiodłał stary kowboj konia”, którą Zuchniewicz przytacza w całości.
Podczas kolejnego spaceru Wyszyński w rozmowie z Wojtyłą odkrywa w sobie rapera: „Zobacz, co się dzieje. Europa poganieje”. Jadą obaj do Rzymu, gdzie w duecie rapują, znaczy się, sorry, intonują utwór „Maryjo, Królowo Polski”, który Zuchniewicz po raz trzeci w tej książce przytacza w całości. Martwią się, że długi Watykanu są większe niż długi PRL-u. Oglądają „Sąd Ostateczny” Michała Anioła. „Nagości na fresku Buonarrotiego nie gorszyły Prymasa, przecież zamierzeniem artysty było przygotować widzów do nowego życia po zmartwychwstaniu ciał, w całej chwale. Sam Bóg się nie zgorszył, skoro nie wzgardził Panny łonem”.
Jak w każdej dobrze skrojonej książce na koniec wszyscy umierają. Najpierw umiera Wyszyński, „poziom bilirubiny trzykrotnie przekracza normę”, ale Wojtyła „zarządza modlitwy w całej Polsce” i bilirubina opada. Potem umierają kolejno biskup Baraniak, Paweł VI, metropolita Nikodem, Jan Paweł I i kardynał Filipiak. Gierkowi dokuczają korzonki nerwowe. Wojtyła zostaje papieżem i przemawia do tłumu po włosku, co Zuchniewicz obficie cytuje. „Zamiast corregete powiedział corrigerete. Ludzie oszaleli z radości”.
Wojtyła przyleciał do Polski i znów przemawiał, co Zuchniewicz znów obszernie cytuje. „Pewna Polka z Paryża” przysłała Wojtyle depeszę o treści, którą Zuchniewicz przytacza w całości: „Urodziłam córeczkę. Kobiety polskie, Ojcze Święty, zawsze są wierne Kościołowi, nawet wtedy, gdy rodzą”. Wyszyński i Wojtyła zaśpiewali w duecie „Góralu, czy ci nie żal” na balkonie. Ludzie oszaleli z radości. Dziwisz się zdziwił, że Polska stała się wolnym krajem. Prymas umiera.
Niepotrzebnie uparł się Pan kompromitować tymi ciągłymi antykatolickimi wtrętami; lepiej niech Pan skupi się na tym, co Panu wychodzi, tj. na elektronice, dajmy na to.
OdpowiedzUsuńCo zaś do niejakiego Podsiadły — i paszkwilów jego produkcji — no przecież dość wygooglować jego nazwisko i spojrzeć na jego zdjęcie… czy tak wygląda normalny człowiek? Nawet nie trzeba dużo czytać o tej postaci — wystarczy popatrzeć.
Witam. Jacek Podsiadło. Wikipedia: "Jest autorem wielu tomów poezji, publikował wiersze i fragmenty prozy w większości polskich czasopism literackich. Jego wiersze tłumaczono m.in. na angielski, niemiecki, słowacki, słoweński i ukraiński[2]. Jest również autorem przewodnika po Wilnie wydanego przez wydawnictwo Pascal. W swojej twórczości przeciwstawia się formom społecznego ucisku (państwo, wojsko, edukacja)"
UsuńMnóstwo nagród !
Swoi „nagradzają” swego; zwykła sprawa. Nagrody „Nike” też takim dają — a np. „Oscary” to wiadomo…
UsuńTaki np. Tusk dostał „nagrodę Karola Wielkiego” (między innymi). To niby świadczy o jakichś jego wybitnych dokonaniach, Pana zdaniem?
Watykan był i jest wrogiem Polski.
OdpowiedzUsuńNa osądzenie czeka obrońca pedofilów, mafijny biznesmen JP2.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/live/bV1LiITiRNw?t=994
OdpowiedzUsuńwice minister cyfryzacji nie wie ile bitów ma bajt (od tego są specjaliści), natomiast szumnie zapowiada wzrost zainteresowania AI w polskim ministerstwie cyfryzacji (ten wzrost zainteresowania ma się objawiać dodatkowymi wakatami w ministerstwie)
OdpowiedzUsuńSondaż: Co zrobiliby Polacy, gdyby Rosja zaatakowała?
W razie wybuchu wojny co trzeci Polak zdecydowałby się na ucieczkę z miejsca zamieszkania za granicę.
https://www.rp.pl/wojsko/art39596581-sondaz-co-zrobiliby-polacy-gdyby-rosja-zaatakowala
Ja bym został — ale uważam, że gdyby faktycznie Ruscy chcieli nas atakować, to szykowanie się na wojnę z nimi nie ma sensu, bo nie da się wygrać wojny z atomowym mocarstwem, zaś Zachód jak zwykle bronić nas NIE BĘDZIE. Co najwyżej wykorzystają nas tak samo, jak Ukrainę, „do osłabienia Rosji”.
UsuńWitam. W tym sondażu do woja chce iść ca 15 %.
UsuńRząd ma czyścić kościelno – pislamską stajnię Augiasza konsekwentnie, do spodu. Najszybciej jak to tylko możliwe.
OdpowiedzUsuńNajwiększym Giga szkodnikiem dla Polski i Polaków jest
KRK, czyli pazerna Korporacja watykańska, która po mistrzowsku zabija człowieka w człowieku.