Pakistan Europy
Przyjmijmy udział "polskiego" przemysłu w produkcji swiatowej w 1913 roku za 100%.
W 1938 roku wyniósl on juz tylko 42%. Z krajów rolniczych Wielki Kryzys w świecie miał najgorszy, najbardziej dewastujacy przebieg w Polsce. Wielki Kryzys krajow rolniczych nie dotknal wcale. Skorumpowana Polska byla wyjatkiem. Rzady II RP w obliczu kryzysu wziely sie za fałszowanie statystyki !
Oto "sukcesy" edukacyjne kraju w którym analfabetyzm przekraczał miejscami 50%.
http://pl.wikisource.org/wiki/Historia_Polski_(Henryk_Zieliński)/Rozdział_10
"Maly rocznik statystyczny 1939"
1.Szkoły powszechne -29 031 i uczniow - 4 976 100 .
2.Średnie ogólnokształcące-789 i uczniów -234 200
3.Nauczycielskie -74 i uczylo sie tam- 6.600
4.Zawodowe -0 i uczniow-0
5.Ludowe rolnicze -0 i uczniow -0
6.Zawodowe dokształcające -641 i uczylo sie tam- 120,300.
7.Wyższe - 28 uczniowie -50,000 studentów
Kler zas chciał w szkolnictwie zwalczac herezje !
Z Neeweeka...
"Afery korupcyjne II Rzeczypospolitej podkopały młodą polską demokrację. Warto o tym pamiętać, by to samo nie spotkało nas teraz.
Posłowie w sposób bezczelny uważają państwo za dojną krowę - pisał w 1926 roku Ignacy Daszyński. Krowę, która "ma dać ich protegowanym nie tylko posady urzędnicze", ale i sprawić, aby ci ">>partyjni<< urzędnicy byli bezkarni i nietykalni nawet wtedy, kiedy gubią państwo i stają się plagą społeczeństwa!".
Tekst Daszyńskiego brzmi dziwnie współcześnie. A już zupełnie można się pogubić, gdy wybitny polityk podaje takie oto próbki partyjniactwa: "Poseł (...) nie płaci podatków, wzbogaca się kosztem państwa, ale nie można mu nic zrobić, bo poza nim stoi partia (...). Dyrektor banku państwowego kradnie i
kraść pozwala; jest nietykalny, bo daje kredyty >>partyjnym<< ludziom, którzy go w prasie i w Sejmie za to bronią lub co najmniej milczą".
Opisy afer, tak jak dzisiaj, co kilka miesięcy elektryzowały opinię publiczną II Rzeczypospolitej. Ówczesna gospodarka Polski w dużym stopniu zależała od decyzji administracyjnych: rządowych zamówień, koncesji i zwolnień podatkowych. Stwarzało to wiele okazji do nadużyć. Plaga łapownictwa najbardziej dotykała
ziemie dawnego Królestwa Kongresowego. Ludność zaboru rosyjskiego przyzwyczaiła się, że załatwienie jakiejkolwiek sprawy w urzędzie lub sądzie wymaga wręczenia "wziątki". Istniały wręcz nieoficjalne cenniki. Przekupywania carskich urzędników nie uważano za czyn naganny. "Okraść rząd najeźdźczy było
pewnego rodzaju cnotą! - pisał Daszyński - Dać łapówkę urzędnikowi, często czynem patriotycznym!".
Afery korupcyjne II Rzeczypospolitej często przemijały bez echa i nie kończyły się w sądzie. Oskarżenia formułowane na łamach prasy w wielu wypadkach brzmiały ogólnikowo i nie zawierały nazwisk. "Zapałki szwedzkie niecą u nas pożar korupcji. Szwedzki trust zapałczany 5 mln zł przeznaczył na korupcję, kierując
oddziaływania od razu we wszystkie strony. Doradcy finansowi trustu, uzyskawszy jakąś nieznaną drogą odpowiednie stosunki, zdołali spowodować zamknięcie kredytu w Banku Gospodarstwa Krajowego dla krajowych fabryk zapałek" - alarmował wiosną 1925 roku "Ilustrowany Kurier Codzienny".
Jednak od czasu do czasu na światło dzienne wypływały też fakty pozwalające postawić zarzuty konkretnym osobom. Skandal wybuchał, gdy okazywało się, że w
niejasne machinacje finansowe zaplątani są wysocy urzędnicy ministerialni lub powszechnie znani politycy. W 1927 roku przed sądem honorowym w parlamencie
Rzeczypospolitej toczył się głośny proces słynnego przywódcy powstań śląskich Wojciecha Korfantego, oskarżonego o niegospodarność na stanowisku prezesa Rady Nadzorczej Banku Śląskiego, a także o przyjmowanie łapówek od Związku Górniczo- Hutniczego. Proces potwierdził większość zarzutów, ale sąd wziął pod uwagę, że otrzymywane sumy Korfanty przeznaczył na działalność wydawniczą i większość pieniędzy zwrócił jeszcze przed rozpoczęciem postępowania. Czyny posła uznano za naganne, lecz sprawy nie skierowano do sądu cywilnego. Dwie z afer korupcyjnych w elitach władzy II Rzeczypospolitej szczególnie przyciągnęły uwagę prasy. W kwietniu 1924 r. powołano specjalną komisję sejmową dla rozpatrzenia sprawy byłego ministra skarbu Władysława Kucharskiego. Zarzucano mu, jakbyśmy to dzisiaj nazwali, bezprawną prywatyzację Zakładów Żyrardowskich. Nowy właściciel zobowiązał się co prawda do zapłacenia przewidzianej prawem sumy, uzyskał jednak od Kucharskiego wyjątkowo korzystne odroczenie płatności, co w warunkach szalejącej wówczas inflacji oznaczało, że skarb państwa otrzymał zaledwie ułamek należnej mu sumy. Co więcej, minister skłonił także państwowy bank do udzielenia nabywcy dużej pożyczki i zapewnił na nią gwarancje rządowe. Obrona podkreślała, że zarzuty mają charakter polityczny i są elementem kampanii przeciwko prawicy. Poseł Zjednoczenia Ludowo-Narodowego, do którego należał były minister, apelował, aby "nie stosować takiego uderzenia, które narażałoby na szwank powagę państwa i Rzeczpospolitą". "Minister nie jest własnością ani jednej ani drugiej strony" - napominał, co wywołało wesołość w ławach lewicy i okrzyki: "My go panu odstąpimy".
Dokładnie to napisałem u Doxy (slomski.us). Te przedwojenne elity były w wielu miejscach nie lepsze, a nawet gorsze od współczesnych.
OdpowiedzUsuńMamy taki sam pogląd na sprawe.
UsuńNajbardziej zakłamana jest historia "powstania" Centralnego Okregu Przemyslowego
To był głównie twór propagandowy.
Jako dziecko nie mogłem zrozumiec opowiesci babci o makabrycznej przedwojennej biedzie , złodziejstwie i wyzysku.