sobota, 30 września 2017

Tak zwana Polska nauka

Tak zwana Polska nauka

Politolog, poseł Kinga Gajewska do Mazurka: Właśnie skończyłam "Annę Kareninę". Autor? Bułhakow. Głuptasek Kinia robi doktorat.
Tu się nie ma z czego śmiać bowiem pani poseł od papieru toaletowego przynależy do ważnej sejmowej podkomisji stałej do spraw młodzieży. "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie".

Tak zwana polska nauka co jakiś czas jest przedmiotem niewybrednych kpin gdy publikowane są światowe rankingi najlepszych uczelni. Polskie uczelnie "wyższe" zaniżają poziom Polski w wielu innych kategoriach ! Miejsce Polski w świecie jest znacznie lepsze niż postkomunistycznej  "nauki".

Polska nauka ekonomi w świecie w ogóle nie istnieje. 
Ciemniak, szarlatan i oszust bez dorobku naukowego, dr. hab. Leszek Balcerowicz twierdzi, ze Petru i Rzońca należeli do jego najlepszych studentów. Jaki wykładowca tacy uczniowie ! Skoro prześmieszny Rysiu Petru jest najlepszy to co można powiedzieć o pozostałych studentach - siedzą na kasie w Biedronce czy czerwony układ dał im synekury ? Ciemniak uczył jednego... sprzedawać wszystko co może przynosić zyski za grosze i dużą łapówkę.
Balcerowicz miał wyleczyć gospodarkę Ukrainy. Wyszło to samo co u Nas -  triumf korupcji oraz pogrom gospodarki i społeczeństwa. 

Budżet bardzo ładnie rozchodzi się po znajomości na tak zwaną "naukę".
Grant na prawie pół miliona złotych  na badanie o drożdzowkach dla Boniego ( TW Znak. Tego co to mu Korwin Mikke obił pysk ) to znaczy dla Zofii Boni :)
Dreimal 100 Advokaten – Vaterland, du bist verraten; acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren!
Trzy razy stu adwokatów - Ojczyzno, jesteś zdradzona; osiemdziesięciu ośmiu profesorów - Ojczyzno, jesteś zgubiona.

Tekst ten przypisywany jest Otto von Bismarckowi. Miał tak powiedzieć o Parlamencie Frankfurckim (1848-1849) reprezentującym  kraje wcześniejszego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Posłowie byli na tle obywateli bardzo wykształceni a dominowali tam prawnicy co miało wzbudzić przerażenie Bismarcka.

https://www.salon24.pl/u/energetyk77/810169,co-bedzie-z-innowacyjnosci-gdy-uczelnie-stana-sie-domami-spokojnej-starosci
"Co będzie z innowacyjności, gdy uczelnie staną się domami spokojnej starości?
Na Narodowym Kongresie Nauki min. J. Gowin zapowiedział zniesienie obowiązku habilitacji i minimów kadrowych. Jeżeli tak się stanie, to wkrótce uczelnie staną się przytulnymi miejscami dożywotniej pracy i dobrej płacy dla tysięcy adiunktów, którzy na poziomie doktoratu osiągnęli swój stopień niekompetencji.

Polskie uczelnie zawsze stały, jak zresztą wiele innych, przed nakłonieniem pracowników do prowadzenia badań naukowych, ponieważ tylko w ten sposób można transferować nowoczesną wiedzę do dydaktyki i gospodarki. Przyczyn było wiele i wcale chodziło o niskie płace. W początku lat 80. ubiegłego wieku podjęto próbę podniesienia poziomu naukowego uczelni poprzez obowiązek wykonania pracy habilitacyjnej. Wprowadzone wówczas przepisy pozwalały zatrudniać osobę ze stopniem doktora na stanowisku adiunkta na trzy okresy, z których każdy nie mógł być dłuższy niż 3 lata. Możliwe były trzy ścieżki: (a) praca naukowa i wykonanie habilitacji w ciągu 9 lat, (b) przejście na stanowisko wykładowcy lub (c) odejście z uczelni.

Po upadku ówczesnego systemu politycznego zniesiono obowiązek habilitacji. W praktyce oznaczało to, że adiunkt niewykonujący pracy naukowej, przynajmniej takiej, która mogłaby być zweryfikowana przez recenzje i kolokwium habilitacyjne mógł pracować do emerytury ograniczając swoją w aktywności do pracy dydaktycznej i pewnych obowiązków administracyjnych.

Ponownie obwiązek habilitacji wprowadzono w 2012 roku ustając ustawowo, że praca na stanowisku adiunkta, tylko z doktoratem, jest możliwa przez okres nie dłuższy niż 8 lat. Zarówno w latach 80. jak i obecnie można było obserwować pozytywne skutki obowiązku habilitacji. Pracownicy ze stopniem doktora na stanowisku adiunkta mając perspektywę odejścia z uczelni zintensyfikowali pracę naukową, co zaczęło skutkować zwiększoną liczbą habilitacji. Gdyby obowiązek habilitacji dla adiunktów został utrzymany poziom polskich uczelni uległby znacznej poprawie.

Po 10-15 latach pracy na stanowisku adiunkta można liczyć na pensję w wysokości 5-6 tys. złotych miesięcznie. Może to mało, ale obowiązków też nie za dużo. Pensum (obowiązkowa liczba wykładów, ćwiczeń i projektów) adiunkta to 240 godzin pracy dydaktycznej rocznie. Jeżeli dodamy do tego egzaminy, kolokwia i prace administracyjne, to można założyć około 500 godzin obowiązków rocznie. Po podzieleniu przez 10 miesięcy pracy – dwa miesiące wakacji są standardem – otrzymujemy średnio 50 godzin miesięcznie, a przecież normatywny czas pracy w Polsce to 42 godziny tygodniowo. Czyli można otrzymywać na uczelni niezłą pensję za czas pracy niewiele większy od tygodniowego czasu pracy zwykłego pracownika.

Oczywiście większość adiunktów nie ogranicza się do pracy 50 godzin miesięcznie, ale podejmuje dodatkowe zatrudnienia, najczęściej w innych szkołach lub prowadząc własną działalność gospodarczą. Przy pewnym wysiłku można dorobić drugą pensję mając jednocześnie dobre niewymagające zbytniego wysiłku zajęcie, bo przecież wykłady i projekty po kilku latach prowadzenia można poznać na pamięć. Jednak główną zaletą pracy na uczelni jest mały zakres odpowiedzialności, bo dla wielu nie ma różnicy czy student dostanie 3 czy 3.5. Są co prawda oceny okresowe i hospitacje, jednak pracownik może zawsze od negatywnych ocen odwołać się, tak że zwolnienie adiunkta, który nie prowadzi pracy naukowej jest w praktyce niemożliwe, jak również nakłonienie go, w jakiejkolwiek formie, do takiej pracy.

Przed reformą systemu emerytalnego w 2017 roku zakładano, że pracownicy uczelni przechodzą na emerytury z osiągnieciem wieku emerytalnego. Było to najpierw 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, a następnie 67 lat dla wszystkich, z wyjątkiem profesorów tytularnych, którzy odchodzą na emerytury w wieku 70 lat. Nowe przepisy zmieniają przejście na emeryturę z obowiązku na przywilej. Kto jednak będzie chciał przywilej ciepłej posady i niezłej pensji, nie wymagającej wysiłku pracy naukowej, zamienić na „przywilej” znacznie niższej emerytury.

Spada liczba studentów ze względu na niż demograficzny. Redukcja pracowników niewykonujących prac naukowych jest bez obowiązku habilitacji praktycznie niemożliwa. Wiele uczelni wstrzymuje zatrudnienie. Zdolni doktoranci nie będą mogą liczyć na kontynuację pracy naukowej w swoich uczelniach, które staną się oazą dla ich starszych kolegów, którzy swoja pracę naukową zakończyli wiele lat temu poprzestając na stopniu doktora. Można mieć tylko nadzieją, że w konsultacjach ta propozycja upadnie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz