Skazano dwoch chlopcow na dozywocie. Sad im nie uwierzyl chociaz mieli alibi i swiadkow.
Redaktor Adam Michnik połowicznie wdrożył w życie nową mądrość etapu - nadzwyczajna kasta to najgorsi zdziczali bandyci, degeneraci i zwyrodnialcy ! Miota się i jednocześnie GW "broni niezawisłości sądów" Prawdziwa schizofrenia.
Gazeta Wyborcza od około półtora roku zamieszcza super jadowite teksty o kastowych bydlakach. Każdy kto to przeczyta musi gardzić kanaliami ze stajni Augiasza ubabranymi w gnoju i żądać aby kastę skazać na dożywocie lub śmierć !
Kto kazał czasem o 180 stopni zmienić poglądy judenratowi z Czerskiej na razie nie wiadomo. Można stawiać przeróżne hipotezy.
1.Możliwe że GW w kłopotach finansowych liczy na pomoc rządu i wyciąga ręke na zgodę z próbką oferowanego towaru gratis. Gdyby doszło do porozumienia to dopiero sobie poczytamy o wyczynach kanali w togach ! Wtedy Sejm w podskokach znowelizuje regulacje i Kodeks Karny z dożywociem dla kasty a wyroki na kastowych łapówkarzy i mafiozów ładnie się posypią.
2.Michnik boi się destabilizacji państwa przez hućpy nadzwyczajnej kasty. Państwo jednak daje mu bezpieczeństwo i interes jednak działa.
3.Boi się długofalowego spadku nakładu GW ( także wersji cyfrowej ) do zera bowiem 82% społeczeństwa chce reformy sądów
I tak dalej.
Michałkiewicz:
"Doprowadziła ona do mobilizacji przebierańców, to znaczy – niezawisłych sędziów, którzy do pracy przebierają się w robocze drelichy, naśladujące – jak to określała Oriana Fallaci - „śmieszne, średniowieczne łachy”, to znaczy – tak zwane „togi”, „birety” i złote łańcuchy z tombaku, podobne do tych, które „człowieki” lubią nosić na byczych karczychach. Ciekawe, że i w jednym, jak i w drugim przypadku celem tych przebieranek i dekoracji jest dodanie sobie powagi i autorytetu. Podobnym celom służy – jak wiadomo – brzuch i broda, ale brzuch i brodę może zapuścić sobie każdy, podczas gdy do założenia „śmiesznego, średniowiecznego łacha” i innych akcesoriów konieczne jest specjalne zezwolenie, w związku z czym posiadacze tych kostiumów nie tylko zazdrośnie strzegą swego monopolu na ich noszenie, ale z tego powodu uważają się za wybrańców losu i „kastę”. Coś jest na rzeczy, bo rządzące państwami gangi posługują się nimi w celu utrzymywania w ryzach swoich trzódek, to znaczy – obywateli, czyli „suwerenów” i za to dopuszczają ich do udziału w łupach. Ale na tym świecie pełnym złości nigdy nic nie jest ustalone raz na zawsze, toteż i przebierańcom najwyraźniej przewróciło się w głowach, bo dopuścili sobie do nich, że są od nikogo niezależni, chociaż udziału w łupach wyrzec się nie chcą. Najwyraźniej nie zdają sobie sprawy, ze gdyby nie brutalna siła, jaką rozporządzają gangsterzy, nikt nie traktowałby ich poważnie mimo kostiumów. Wskazuje na to poeta pisząc o „zajączku”, który nie może wyjść za drzwi bez pozwolenia jegomościa, który „jednym ruchem ręki z Państwem mu da zaślubiny”. „Ale ty wyjść nie możesz, tobie by wyjść nie dali, bo za drzwiami jest siła, potęga z żelaza iu stali. Kiedy tak drżysz zajączku u stóp mistycznej drabiny, za drzwiami stoją ludzie mający karabiny.” Otóż to! Jak zauważył Mao Zedong, „władza wyrasta z lufy karabinu”. "
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25927186,tomek-siedzial-cztery-lata-nikt-nie-poniosl-odpowiedzialnosci.html
"- Licząc statystycznie, jeżeli mamy pół miliona spraw karnych rocznie, to załóżmy, że sądy pomylą się w pięćdziesięciu. Przez dwadzieścia pięć lat daje to ponad tysiąc osób - cytuje słowa prawnika Macieja Wolnego w książce "Będziesz siedzieć. O polskim systemie niesprawiedliwości" Violetta Krasnowska. Publikujemy jej fragmenty.
Niewysoka, szczupła ciemna blondynka z szopą niesfornych pukli wpada zdyszana do małej klitki na końcu wąskiego krętego korytarza na piątym piętrze budynku przy ulicy Zgoda 11. Swoją energią wypełnia całe pomieszczenie. To Maria Ejchart-Dubois, prawniczka, koordynatorka pracy Kliniki Prawa "Niewinność" Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która się tu mieści. Zasiada też w zarządzie European Innocence Network [Europejska Sieć Niewinności], organizacji zrzeszającej europejskie programy Innocence [Niewinność] w różnych krajach. Nie lubi długich wywodów ani dywagacji. Woli mówić o konkretach.*
- To są listy z jednego tygodnia, które czekają na przeczytanie. - Kładzie dłoń na wysokim stosie papierów leżących na skraju biurka, przy którym usiadła. - Przychodzi ich kilkaset tygodniowo, w co czwartym ktoś pisze, że jest niewinny - mówi. I od razu zastrzega: - Oczywiście to nie tak, że każda jest sprawą, w której mogło dojść do niesłusznego skazania.
Niemniej jednak tak trafił do fundacji przed wielu laty list niepełnosprawnego intelektualnie Tomka, wrobionego w zabójstwo.
Niewinni w więzieniach**
Tomasz opisał okoliczności swojego zatrzymania. List jest trudny do odczytania, zapisany fonetycznie, jak autor mówi i jak słyszy, bez zasad gramatycznych i ortograficznych, ale warto uważnie go przeczytać. Wczytując się, można zobaczyć skalę nieprawidłowości, która trwa - jak widać na przykładzie Komendy i innych - od lat.
Dnia 11 listopada gliny przyjechali na bazę nie oznakowanym samochodem po sąśada Mariana Dź. i po brata na ponowne zeznańa ale brata ne było i wźeli mie ojca i tamtego najpierw sąśada co kręcił w zeznańach. powiedziałem to samo nie uwierzyli i zaczęło się straszenie nachóki potem przekupstwo było zimno a oni kazali śćągnąć wszystko do spodenek i śedzieć a było zimno trzęsłem się robili kawe szlugi, dali postrzelać z gloka 22 bez naboji obiecali moro policyjne kase i po wymuszonych siłą zeznaniach zaczeli straszyć, że będę dłużej śedział jak śę nie przyznam potem wźeli na pogotowie do psychiatry na ćękej bólźe i spodenkach potem prokurator straszyła że uderzy z całej siły jeśli się ne przyznam robiło śe ciemno wźeli na dołek do karcera kazali rozebrać na golasa i spać bez gaći i skarpet na ćękej roboczej bluźe bez niczego na dechach pod gryzącym kocem na ćękiem materacu przegniłym było straszńe ńewygodne zimno trzęsło mie dostałem po całym dniu głodówki tależ zimnej zupy nie zdatnej do jedzenia 2 bółki + kubek zimnej cherbaty bódzili co 2 godź i dawali zajarać . a ja muwiełem że to Piotr T z Tczewa jest sprawcą a oni swoje ż kłamie i wymósili siła zeznania.
W Lisewie Malborskim został brutalnie zamordowany dwunastoletni Marcin. Zginął od siedemnastu ciosów zadanych nożem. Zabójstwo zostało dokonane na tle seksualnym. Głównym dowodem obciążającym Tomasza było przyznanie się do popełnienia przestępstwa, z którego się później wycofał. I opinia osmologiczna, że ślad zapachowy zostawiony na nożu, którym dokonano zabójstwa, należy do niego. W trakcie wizji lokalnej Tomasz nie potrafił wskazać miejsca zbrodni. Według raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka świadkowie - mieszkańcy Lisewa - mówili, że policjanci zaprowadzili go tam. Badaniom kryminalistycznym poddano jego odzież, znaleziono na niej i zabezpieczono ślady krwi, ale nie należały one do ofiary. Również włosy znalezione na butach ofiary nie były jego.
Podczas procesu sądowego Tomasz K. nie przyznał się do popełnienia przestępstwa. Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał go winnym i skazał na piętnaście lat więzienia. Sąd apelacyjny wyrok podtrzymał.
I sprawy by nie było, gdyby trzy lata później w Łęgowie koło Pruszcza Gdańskiego nie zginął od jedenastu ciosów nożem jedenastoletni Sebastian. Policja aresztowała dwudziestoośmiolatka Piotra T., który przyznał się do zbrodni. A ponadto powiedział, że i tamtego wcześniej w Lisewie Malborskim też on zabił.
Historia Tomasza wywołała pierwszy wstrząs w społeczeństwie. Że są niewinni w więzieniach i że tak łatwo można kogoś skazać za zbrodnię, której nie popełnił. Klinika Prawa "Niewinność" zaangażowała się w walkę o odszkodowanie dla niego.
Tomek siedział cztery lata. Nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za wsadzenie do więzienia niewinnego. Sąd Najwyższy na wniosek prokuratury wznowił postępowanie i nakazał zwolnić go z więzienia. Potem został uniewinniony. Skarb Państwa wypłacił mu najwyższą w tamtym czasie kwotę trzystu tysięcy złotych.
Po czym Tomasz K. zniknął. Nie odpowiedział na moją prośbę o kontakt, o spotkanie.
Po wielu przeprowadzonych rozmowach wiem już, że każdy niewinny, któremu udaje się wyjść, stara się po prostu o tym zapomnieć. Nie chce do tego wracać.
A listy do kliniki przychodzą cały czas.
"Pan Komenda i tak miał dużo szczęścia"
Prawnik Marcin Wolny, działający od lat w Klinice Prawa "Niewinność", szacuje, że na sto takich listów dziesięć zasługuje na szerszą analizę. Z nich jeden czy dwa dotyczą spraw, w których pojawiają się wątpliwości, czy osoba skazana za dokonanie przestępstwa rzeczywiście je popełniła.
- Licząc statystycznie, jeżeli mamy pół miliona spraw karnych rocznie, to załóżmy, że sądy pomylą się w pięćdziesięciu. Przez dwadzieścia pięć lat daje to ponad tysiąc osób - ocenia skalę problemu.
- Istnieje taki stereotyp, że każdy więzień mówi, że jest niewinny, ale to nieprawda - mówi Maria Ejchart-Dubois. Do Kliniki Prawa "Niewinność" trafiają sprawy osób, które odbywają karę dożywocia albo dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności za zabójstwo, którego, jak twierdzą, nie popełniły. - Ich konsekwencja i upór w dowodzeniu swojej niewinności przez tyle lat jest już jakąś przesłanką, żeby pomyśleć, że rzeczywiście tak jest - mówi. I wyjaśnia: - Dlatego, że takiej osobie, mówiąc wprost, nie opłaca się mówić cały czas, że jest niewinna. Bo to na przykład uniemożliwia ubieganie się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, którego przesłanką jest krytyczny stosunek do przestępstwa. Kwestionowanie swojej winy jest uznawane za bezkrytyczny stosunek do przestępstwa.
Spotykamy się po głośnym uniewinnieniu przez Sąd Najwyższy Tomasza Komendy, który spędził w więzieniu osiemnaście lat. Sprawa zszokowała społeczeństwo. Pytano, jak mogło do tego dojść. Maria Ejchart-Dubois twierdzi otwarcie:
- Pan Komenda i tak miał dużo szczęścia. Na końcu miał naprawdę dużo szczęścia - powtarza. - Miał szczęście dlatego, że praca, którą wykonała prokuratura, żeby odkręcić tę sprawę, była nieporównywalnie większa od pracy, którą włożyła, żeby tę sprawę na początku wyjaśnić. Co jest wyjątkiem, bo prokuratura tak nie działa. Nie zajmuje się takimi sprawami, jak sprawdzanie, czy w więzieniu siedzi ktoś niewinny. Pan Komenda miał też szczęście, że w sprawie, za którą został skazany, byli jeszcze inni, nieustaleni sprawcy. To właśnie motywowało prokuraturę do ponownego jej zbadania.
Maria Ejchart-Dubois dokładnie wie, co mówi. Od wielu lat walczy choćby o wznowienie rozstrzygniętej prawomocnie sprawy zabójstwa w 1998 roku w Giżycku dwóch chłopców, braci. Na dożywocie - jako prowodyrów - za to podwójne morderstwo skazano między innymi dwóch chłopaków: licealista Krzysztof Kaczmarczyk w chwili zabójstwa miał dziewiętnaście lat, a jego kolega z podwórka Marcin Chmielewski był o rok starszy.
- Jestem przekonana, że te dwie osoby zostały skazane na dożywotnie więzienie bezpodstawnie. Pomówili ich ci, którzy chcieli pomniejszyć swój udział w zbrodni - od lat powtarza prawniczka. (...)
Obaj nie przyznali się do winy. Chmielewski powiedział, że znał Adama, bo z jego ojczymem pracował w warsztacie blacharsko-lakierniczym, ale nie zna nikogo z trójki, która go obciąża. Tylko swojego kolegę z podwórka, Kaczmarczyka, który jest jak on, fałszywie pomawiany. W dniu zabójstwa nigdzie z nim nie chodził. To był dzień wyborów do samorządu, na które kazał mu iść ojciec, dlatego zapamiętał. Przed południem był jeszcze w kościele, potem siedział w domu, wychodził tylko na krótko do piwnicy. Potwierdzili to członkowie rodziny.
Jego kolega Kaczmarczyk wcześniej w ogóle nie znał zabitych braci ani innych zatrzymanych, wskazujących go jako współsprawcę zabójstwa. Także on był tamtego dnia w kościele, a potem pojechał z rodzicami do Szczybałt Giżyckich, do babci. Odwiedzili też wtedy ciotki. Potem jeszcze przypomniał sobie, że po drodze spotkali kolegę ojca z pracy. A ten, wezwany do sądu, to potwierdził. Kojarzył ten fakt z dniem wyborów właśnie.
Sąd nie dał mu wiary. "Nie sposób uznać tych zeznań za prawdziwe. Świadek twierdził, że spotkanie miało miejsce na dwa tygodnie przed ustaleniem osób podejrzanych (jak podał, wyczytał to z gazet), gdy tymczasem zwłoki Adama (...) odnaleziono dopiero w dniu 15 listopada 1998 roku, a zatem ponad miesiąc od daty rzekomego spotkania. Niewykluczone więc, że świadek mógł spotkać rodzinę Kaczmarczyków (w tym oskarżonego), lecz z całą pewnością nie miało to miejsca w dniu 11 października 1998 roku".
I po świadku. I po alibi.
"Wcześniej kłamałem, bo miałem zostać świadkiem koronnym"
Generalnie sąd przyjął, że "wyimaginowaną dla celów procesu jest wersja, jakoby w dniu zabójstwa braci (...) oskarżony Kaczmarczyk od południa przebywał z rodzicami u swojej babci i ciotek. Przeczą temu kategoryczne stwierdzenia współoskarżonych". Zaś zeznania ojca oskarżonego Kaczmarczyka, dającego synowi alibi, podsumował: "Poza faktem, iż jest on ojcem oskarżonego (czyli osobą żywotnie zainteresowaną w pozytywnym dla syna rozstrzygnięciu), to biorąc pod uwagę szczegółowość jego depozycji, składanych w odległym okresie od pamiętnego zdarzenia, nie sposób uwierzyć, iż zapamiętał on ten dzień w tak drobnych szczegółach".
Znaczy: pamiętał zbyt dobrze. To źle.
Zeznania rodziny w ogóle się dla sądu nie liczą. Sąd uznaje za wiarygodne zeznania pozostałych oskarżonych, obciążające Kaczmarczyka i Chmielewskiego. Mimo że, na przykład, żaden nie był w stanie podać, jak ci dwaj nieco starsi koledzy z podwórka byli wtedy ubrani.
Wyrok: Chmielewski i Kaczmarczyk, jako prowodyrzy, dostają po dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności, reszta znacznie mniej: Robert T. - piętnaście, Piotr P. - osiem, a Sebastian S. - siedem lat.
Zaskarża go prokuratura, jako za niski. Sąd apelacyjny zwraca sprawę do ponownego rozpoznania. Uznaje, że ustalenia co do winy są prawidłowe, ale nakazuje przesłuchanie dodatkowych świadków.
Na ponownym procesie więzień, który siedział z Robertem T., oświadczył, że ten zwierzał mu się, że pomówił Kaczmarczyka i Chmielewskiego. Potwierdził to sam T. "Wcześniej kłamałem, bo miałem zostać świadkiem koronnym, ale nic z tego nie wyszło. Byłem bity podczas przesłuchania. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałem o tym pani prokurator. Protokół był gotowy jeszcze przed przesłuchaniem. Ja miałem tylko podpisać".
Nowe wyroki zostały zmienione. Na jeszcze wyższe. Dwóm "prowodyrom" na dożywocie, a Robertowi T. na dwadzieścia pięć lat. I to gdy nie było ani grama dowodu zabezpieczonego na miejscu zbrodni, który wskazywałby na udział w niej Chmielewskiego i Kaczmarczyka. Liczyły się wyłącznie wyjaśnienia pozostałych współoskarżonych.
Obaj chłopcy, Chmielewski i Kaczmarczyk, złożyli kasację do Sądu Najwyższego. Helsińska Fundacja Praw Człowieka przystąpiła do sprawy w charakterze przedstawiciela społecznego. W swoim raporcie napisała o naruszeniu prawa do rzetelnego procesu, czyli artykułu 6 konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (chodzi o domniemanie niewinności i rozstrzyganie wątpliwości na korzyść oskarżonego). Lista zarzutów liczy kilkanaście punktów, w tym przekroczenie granic swobodnej oceny dowodów. Między innymi:
- oskarżenie i wyroki oparte zostały na wyjaśnieniach trzech współoskarżonych, którzy sami nie przyznawali się do winy, a ich wyjaśnienia były w dużej mierze niespójne (zmieniali też często wersję całego zdarzenia na różnych etapach postępowania, a ich wyjaśnienia zawierały wyraźne różnice) i zmierzały do przeniesienia winy na inne osoby;
- oskarżenie oparte było na zeznaniach świadka incognito, a istnieje przypuszczenie, że był nim jeden ze współoskarżonych, Robert T., który licząc na złagodzenie własnej kary, umniejszał swoją rolę w zdarzeniu kosztem obciążenia odpowiedzialnością Marcina Chmielewskiego i Krzysztofa Kaczmarczyka;
- jeden ze współoskarżonych (Piotr P.) stwierdził na rozprawie przed sądem pierwszej instancji, że ci dwaj nie są osobami, które brały udział w całym zdarzeniu; - jeden ze współoskarżonych (Robert T.) przyznał, że to funkcjonariusze miejscowej policji sugerowali mu, jakie ma złożyć wyjaśnienia;
- oskarżeni Piotr P. i Sebastian S. wyraźnie czegoś się bali w trakcie składania wyjaśnień;
- nie ustalono motywu popełnienia czynu przez Kaczmarczyka i Chmielewskiego, a z drugiej strony pojawiły się poszlaki wskazujące na występowanie w przeszłości zatargów jednego ze współoskarżonych (Roberta T.) ze starszym z braci, sądy nie podjęły jednak kroków umożliwiających zweryfikowanie tych informacji;
- sąd odrzucił jako niewiarygodne wszelkie zeznania, które potwierdzały alibi Krzysztofa Kaczmarczyka i Marcina Chmielewskiego oraz wskazywały na możliwość występowania motywu u pozostałych współoskarżonych, bez wyraźnego uzasadnienia takiego postępowania. (...)
Sprawa zabójstwa braci i wątpliwości wobec winy skazanych Kaczmarczyka i Chmielewskiego powracają jak bumerang. Na Facebooku istnieje strona poświęcona wyłącznie szukaniu nowych dowodów ich niewinności. Zamieszczony jest tam apel do mieszkańców Giżycka i okolic. "Jeśli jest ktoś, kto zna prawdę na temat morderstwa braci (...), które miało miejsce w 1998 r., bardzo proszę o ujawnienie prawdy. Za ten mord odbywa dożywotni wyrok Krzysztof Kaczmarczyk, który nigdy nie przyznał się do winy, tylko dlatego, że jest niewinny, miał alibi, a został skazany na podstawie pomówień trzech współoskarżonych. Jest wiele nieścisłości w prowadzeniu całego postępowania. My, czyli rodzina Krzyśka, zwracamy się z ogromną prośbą do ludzi: jeśli coś wiecie, pamiętacie, dajcie znać. Niech prawda zwycięży!
Fragmenty książki "Będziesz siedzieć. O polskim systemie niesprawiedliwości" Violetty Krasnowskiej"
"adam
80 lat temu NKWD-e stworzyła w Polsce system prawny oparty o "duraczówki" i kooptację. Niestety ten system trwa do dziś. Wąska grupa ludzi o komunistycznym rodowodzie kształtowała polskie sądownictwo po 1989 r Całkowicie pominięto wolę obywateli i ich wpływ na to kto zarządza tym systemem i kto wydaje wyroki w ich imieniu. Poprzez kooptację obsadza się stanowiska na wydziałach prawa i kluczowe stanowiska w sądach . Tak oto powstała kasta"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz