Problem z egzekucja prawa mamy od XVII wieku
"Zbigniew Bartus: Panie profesorze [Stanisław Sołtysiński] , miał Pan ostatnio w ręku szwajcarski kodeks cywilny i...
- Jest pięć razy chudszy od polskiego.
I co? Kuleje przez to szwajcarska sprawiedliwość? Sądy nie wiedzą, jak orzekać, a ludzie klną?
- Wręcz przeciwnie. Wszystko działa dobrze.
Czy Pan, prawnik o półwiecznym stażu, członek przeróżnych gremiów, które tworzyły i opiniowały prawo w Polsce, może racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego u nas jest inaczej?
- Sądy, na które - przesadnie - narzekają Polacy, są tylko częścią wymiaru sprawiedliwości. To nie tak, że np. adwokaci i radcy są świetni, a sądy i prokuratury beznadziejne. Wszyscy ponosimy odpowiedzialność za obecny stan. A ten stan odzwierciedla kondycję nie tylko polskich prawników, ale całego społeczeństwa, także jego parlamentarnych reprezentantów tworzących przepisy. Od XVII wieku mamy problem z egzekucją prawa w Polsce - i warto zdiagnozować przyczyny.
Diagnozujmy zatem.
- Koszmarem jest nasz formalizm. Nie jest on wadą samych sądów, czy w ogóle prawników. Spotykamy go we wszystkich dziedzinach życia społecznego, mamy więc do czynienia z cechą kulturową Polaków. Bo my sobie z założenia nawzajem nie ufamy!
Jak to - my? Tacy solidarni?
- Właśnie my. Zdecydowanie prędzej wierzymy w moc pieczątki i procedury niż w czyjeś słowo. Prosty przykład: żeby potwierdzić przed sądem ważność dokumentu, weźmy zwyczajny odpis z rejestru spółki, pełnomocnik strony musi przedstawić oryginalny dokument z Krajowego Rejestru Sądowego oraz oryginał uchwały uprawnionego organu spółki. Nie wynika to z kodeksu postępowania cywilnego, tylko z orzeczeń Sądu Najwyższego. On ustalił taką praktykę. Tymczasem w zdecydowanej większości krajów Europy wystarczy ustne oświadczenie pełnomocnika strony. Pięć sekund - i już.
Czy zaufanie popłaca? Sprawiedliwość wtedy działa?
- Działa! Kiedy jako ekspert występowałem przed sądem w Londynie, poproszono mnie o wizytówkę. Nikt nie sprawdzał mojej tożsamości. Polski formalizm nie dopuszcza takiego zaufania. Nakłada się nań często nieżyczliwość. To nas wyniszcza.
Czy jesteśmy europejskim kuriozum?
- Identyczna praktyka obowiązuje w Rosji i na Ukrainie, bo już nawet w Białorusi - nie! W dwóch z trzech krajów nadbałtyckich też już formalizm odrzucili. A my? Nie ma co ukrywać, że kulturowo zawieszeni jesteśmy między Wschodem i Zachodem - i dotyczy to również kultury prawnej.
Formalizm, drobiazgowość, przewlekłość postępowania - wszystko to oddala nas od sprawiedliwości. A gdzie zasady słuszności, ekonomiki procesów? Powinny być one przecież traktowane na równi z literą prawa.
- Ma pan absolutną rację. Ale - znowu - to, że jest inaczej, nie jest tylko winą sędziów. Weźmy zasadę słuszności. Odwołują się do niej przepisy generalne, mówiące np. o zgodności z zasadami współżycia społecznego, czy dobrymi obyczajami, jak art. 354 kc. Sęk w tym, że pełnomocnicy stron boją się z tych przepisów korzystać. A szkoda, bo odpowiednie odwołanie się do tych ogólnych zasad jest w stanie przekonać sąd - w sytuacji, gdy litera prawa stoi w sprzeczności z zasadą słuszności. Właśnie ostatnio wygraliśmy taką sprawę...
A może my źle uczymy kolejne pokolenia prawników? Wpajamy im nawyk formalizmu, nieufność, drobiazgowe procedury...
- Faktem jest, że bez zmian w edukacji prawniczej nie wyjdziemy z kultury wschodnioeuropejskiej. Potrzeba nam na ten temat społecznej debaty, nie wystarczą przepisy wzorowane na zachodnich. Ale też nie da się ot tak zadekretować zmian. Kulturowa zmiana wymaga czasu. Trzeba jednak wiedzieć, w którym kierunku winniśmy zmierzać. Na razie mamy chaos.
Z czego on wynika?
- Z braku spójnej wizji, jasnego celu, do którego powinniśmy dążyć. Oraz lobbingu różnych grup interesu psujących prawo w Polsce. W kółko zmieniamy na przykład kodeks postępowania cywilnego. W niektórych procesach sąd zmuszony jest posługiwać się przepisami z czterech okresów funkcjonowania tego kodeksu! No, przecież to niczego nie ułatwia, nie przyspiesza. I na pewno nie przybliża do sprawiedliwych orzeczeń.
Już dawno wymyślono, że lepsze są przepisy niedoskonałe, ale stabilne niż stale "udoskonalane".
- Właśnie! Dochodzi do tego tendencja do szczegółowego regulowania wszystkiego. Wszystkiego! Absurd. To jest inflacja prawa. Musimy z nią skończyć, bo prowadzi donikąd. "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz