sobota, 7 października 2017

Pranie życiorysów komunistycznych bankowców

Pranie życiorysów komunistycznych bankowców
Według publicysty Piotra Bączka [ "Dolary z leninem w tle", Najwyższy Czas , nr 38, 19.09.1992 s. V.]  90 % banków polskich bezpośrednio kontrolują ludzie związani komunistycznym aparatem władzy:
 „Do chwili obecnej najważniejsza organizacja finansjery, Związek Banków Polskich, znajduje się w rękach komunistów, prezesem jest Marian Krzak [ minister finansów PRL w latach 1980 – ’82 i ambasador w Wiedniu ]. Właśnie w oparciu o ZBP powstaje centrum szkolnictwa bankowego. W proces ten zaangażowany jest także Władysław Baka, który był poprzednikiem na stanowisku prezesa NBP aresztowanego Grzegorza Wójtowicza. Jest on przewodniczącym Rady Programowej Katowickiej Szkoły Bankowej. ZBP jest również mecenasem właśnie powstającej Warszawskiej Szkoły Bankowej. Dobrym duchem tego przedsięwzięcia jest m.in. Stanisław Kociołek, osławiony I sekretarz gdańskiego KW PZPR. (…) Wielu funkcjonariuszy KC tuż przed rozwiązaniem PZPR nagle zostało skierowanych do pracy w NBP, teraz po odbyciu „odpowiedniego” stażu mogą rozpocząć indywidualną karierę w bankowości. Komuniści opanowując szkolnictwo bankowe umożliwiają swoim ludziom „wypranie” swoich życiorysów. Absolwenci szybkich kursów zorganizowanych przez te szkoły, w której wykładowcami będą pracownicy renomowanych uniwersytetów i firm zachodnich, dostaną podkładkę na dalszą pracę resorcie finansów państwa”.

W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy. Andrzej Zybertowicz. Wydawnictwo Antyk 1993. Strona 112:
"Spójrzmy w tej perspektywie na przyznawanie kredytów bankowych. Według raportu NIK dotyczącego nieprawidłowości w gospodarce w latach '90-91, w systemie bankowym występuje „udzielanie kredytów na podstawie arbitralnych decyzji szefów banków (mimo negatywnej oceny służb kredytowych). Czy to w małych bankach kredyty udzielane są 'krewnym' i 'znajomym' prezesa.”(49) Ktoś może powiedzieć: to nic nadzwyczajnego, dzieje się tak nie tylko w krajach obciążonych komunistycznym dziedzictwem. Korupcja zdarza się wszędzie. Jest tylko jedno ale... Ustalmy najpierw profil społeczno-polityczny owych prezesów - ilu z nich to ludzie z nomenklaturowych układów. Czymś innym jest bowiem korupcja statystycznie rozproszona, a czymś innym wyraźnie ukierunkowana przez pewne grupy i siły społeczne. Znane są przypadki, że ludzie dawnej nomenklatury najpierw załatwiają sobie korzystnie oprocentowane kredyty rzędu setek milionów złotych, a dopiero potem obmyślają, jak ustawić gwarancje. Z drugiej strony natomiast osoby spoza dawnych układów odsyłane są z kwitkiem. O zbyt wielu tego typu sytuacjach się słyszy, by nie uznać, iż mamy tu do czynienia z poważnym zjawiskiem społecznym.

Przypomnijmy, że każdy bank miał swego opiekuna z SB, którego podstawowym zadaniem było posiadanie siatki informatorów i pełna orientacja w sytuacji na terenie podległej mu placówki. A to, iż wiedza oficerów opiekujących się podległymi im zakładami pracy obejmowała niektóre przynajmniej ciemne: sprawki pracowników tych zakładów nie może ulegać wątpliwości.

Omawiając sprawy bankowe warto też spytać, czym zajmuje się UOP, skoro, nie ma końca wielkim aferom w tzw. bydgoskim zagłębiu bankowym?

Poświęćmy teraz nieco uwagi sygnalizowanej wcześniej sprawie Art-B. Zdaniem Jana Olszewskiego w spadku po UB i SB pozostała nam „pewnego rodzaju siatka, obejmująca tysiące ludzi, w różnych sferach życia, szczególnie gęsta tam, gdzie są newralgiczne ogniwa aparatu państwowego. (...) Bankowość, ministerstwo finansów, resorty związane z kontaktami zagranicznymi, pewne działy gospodarki, nie mówiąc już o wojsku, policji czy innych tego rodzaju służbach i także pewne elity intelektualne. (...) Jest zupełnie nie do pomyślenia, żeby tego rodzaju afera, jak sprawa Art-B, opierająca się przecież głównie na kombinacjach bankowych, mogła być dokonana bez specjalnego, dodatkowego uruchomienia takiej właśnie siatki. Jest to po prostu niemożliwe, by dwóch młodych ludzi, którzy nie reprezentując niczego, poza mniejszym czy większym talentem muzycznym, założyło firmę z niczego, bo suma wyjściowa była śmieszna i w ciągu bardzo krótkiego czasu, żerując tylko i wyłącznie na kredytach udzielanych im przez bardzo różne banki bez żadnego zabezpieczenia, kredytach podpisywanych przez bardzo różnych pracowników tych banków, zgromadziło tak duże pieniądze i mogło nimi obracać, a potem lwią ich część wywieźć za granicę. I żeby to wszystko odbywało się tylko na zasadzie jakiegoś gapiostwa czy dobrych układów osobistych. Przecież panowie z Art-B w większości dostawali te kredyty od ludzi, których nie widzieli na oczy, z którymi nie mieli żadnych osobistych kontaktów i z którymi nawet nie bardzo technicznie mogliby się podzielić zyskiem. Musiało być gdzieś wydawane polecenie, że taką, a taką sprawę trzeba załatwić w taki, a taki sposób. Czyli działała jakaś siatka, a nie odbywało się to jedynie na zasadzie prostego przekupstwa urzędników bankowych.”(50)

Przyjmijmy za dobrą monetę interpretację głównych, znanych bohaterów tej sprawy i uznajmy, iż - w zasadzie - przedsięwzięcie Art-B było na gruncie obowiązujących praw legalne. Weźmy teraz pod uwagę liczbę informacji, kontaktów i dojść do ważnych osób, niezbędnych dla sprawnego zaprojektowania i przeprowadzenia operacji typu oscylator. Gdy to uczynimy staje się jasne, że prawdopodobieństwo zrobienia tego wszystkiego przez dwóch geniuszy gospodarki rynkowej, pozbawionych wsparcia tego typu o jakim mówi Olszewski, jest skrajnie nieprawdopodobne. Wiele lat trzeba funkcjonować w różnych układach po to, by wyrobić sobie gęstą siatkę dobrych dojść osobistych. Czy sprawa Art-B nie jest wystarczającym wskaźnikiem silnej i szkodliwej społecznie pozycji układu postnomenklaturowego w naszym systemie bankowym?

Przypisy:
49. Krystyna Gąsiorowska, Biliony wyparowały z kasy, EW, 10.07.92, nr 133, wyd. 1, s. 2.
50. Cyt. za: Olszewski. Przerwana premiera, s. 28."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz