S.P. Morrison o Polsce: „Wielki biznes uwielbia migrację zarobkową”
https://rzadwygnanyrp.wordpress.com/2018/12/19/s-p-morrison-o-polsce-wielki-biznes-uwielbia-migracje-zarobkowa/
"MOTTO
„Przekonanie, że Polska musi importować Ukraińców i Azjatów do pracy na niskopłatnych stanowiskach jest oczywiście nieprawdziwe. Polacy będą wykonywać pracę pod warunkiem, że otrzymają sprawiedliwe wynagrodzenie, którego nie otrzymują, ponieważ rynek pracy jest w pierwszej kolejności zalewany imigrantami. Tu leży haczyk.”
Warto zapoznać się ze spojrzeniem Spencera P. Morrisona na kierunek, który obrał rząd Morawieckiego. Spencer P. Morrison to redaktor naczelny portalu National Economics Editorial, analityk gospodarczy (J.D. & B.A. in ancient & medieval history. Writer and independent intellectual with a focus on applied philosophy, empirical history & practical economics. Editor-In-Chief of the National Economics Editorial. Author of Bobbins, Not Gold: How Countries Get Rich. Contributor to American Greatness , Constitution & the American Thinker. Featured on Real Clear Politics, the Daily Caller, the Foundation for Economic Education). Portal kresy.pl przeprowadził interesujący wywiad z nim.
Michał Krupa, Kresy.pl: Większość komentatorów w głównych mediach zachodnich obwinia prezydenta Donalda Trumpa o rozpoczęcie wojny handlowej z Chinami. Nasuwa się pytanie: kto bardziej ponosi winę, Chiny, Trump czy poprzednie amerykańskie administracje?
Nie ma wątpliwości, że to Chiny rozpoczęły wojnę handlową: kradną rocznie około 600 miliardów dolarów amerykańskiej własności intelektualnej, zakazują amerykańskim firmom prowadzenia działalności w Chinach i manipulują swoją walutą od dziesięcioleci. Mając to uwadze, nie można jednak mieć Chinom za złe, że tak postępują. Chiny zrobiły dokładnie to, co powinny były zrobić: Chiny postawiły Chiny na pierwszym miejscu. Zaprojektowali swoją politykę handlową tak, aby żerować na amerykańskim wolnym rynku. I to zadziałało.
W 1980 r. Chiny były na krawędzi upadku cywilizacyjnego. Dziś są krainą tysiąca miast: w ostatnim dziesięcioleciu wylali więcej betonu niż Ameryka wylała w ostatnim stuleciu. Ich produkcja przemysłowa jest obecnie trzykrotnie większa niż Ameryki, a ich liczba ludności czterokrotnie większa. Są największą gospodarką świata. I wciąż rosną. I to szybko. Chiny nie mogłyby tego dokonać bez bierności Ameryki. Dlatego winę za tę wojnę handlową ponoszą wyłącznie niekompetentni, jeśli nie skorumpowani, przywódcy Ameryki.
Prezydent Nixon zniósł amerykańskie embargo handlowe na Chiny. Prezydent Carter nadał Chinom status „uprzywilejowanego państwa”, co obniżyło cła. Prezydent Reagan pozwolił amerykańskim firmom eksportować zaawansowane technologie do Chin, co pomogło im w modernizacji. Prezydenci Clinton i Bush naciskali na włączenie Chin do Światowej Organizacji Handlu. Każdy prezydent pozwolił Chinom obrosnąć w tłuszcz i zadowolenie kosztem Ameryki. Każdy z ostatnich prezydentów ponosi winę – wszyscy oprócz prezydenta Trumpa.
Jest Pan głośnym zwolennikiem ceł służących gospodarce narodowej. W dzisiejszej myśli ekonomicznej głównego nurtu, bronienie ceł i gospodarki narodowej, a ostatecznie państwa narodowego, jest uważane niemal za herezję. Patrząc z amerykańskiej perspektywy, dlaczego uważa Pan, że cła handlowe są właściwym instrumentem dla amerykańskiego przemysłu. Czy wolny handel nie służy interesom wszystkich?
Za każdym razem, gdy komunizm był wypróbowywany, zawodził. I za każdym razem, gdy komunizm zawodzi, jego zwolennicy twierdzą, że się nie udało, ponieważ „nie był to prawdziwy komunizm”. To samo dotyczy wolnego handlu. Na przykład, Wielka Brytania zaczęła stosować wolny handel w latach 40. XIX wieku. Obniżyli bariery cłowe z wysokich 50 procent w lat 20. XIX w. do zaledwie 5 procent kilka dekad później. Przez krótki czas, Wielka Brytania przekonywała swoich mniej uprzemysłowionych europejskich sąsiadów, aby postąpili podobnie. Brytyjskie towary zalewały rynki europejskie, co oczywiście było korzystne dla Wielkiej Brytanii, lecz niekorzystne dla Europy. Najniższy w Europie średni wzrost gospodarczy i przemysłowy stulecia zbiegł się z eksperymentem wolnego handlu.
Zdając sobie sprawę, że wolny handel przyniósł korzyści tylko Wielkiej Brytanii, Europa zaczęła ponownie chronić swoje rynki. To się udało: w latach 1891-1911 wzrost PKB w Europie kontynentalnej wynosił średnio 2,6 procent, a produkcja przemysłowa wzrosła o 3,8 procent, ponad dwukrotnie szybciej niż w czasach liberalnych. Wielka Brytania jedna uparcie trzymała się wolnego handlu, utrzymując otwarte rynki i niskie cła.
Brytyjska wyższość produkcyjna uległa erozji, ponieważ ich fabryki były zmuszone konkurować z popieranymi przez państwo europejskimi rywalami. Ta asymetryczna konkurencja zabiła brytyjski przemysł: w latach 1873-1883 wartość brytyjskiego eksportu spadła o 6 procent. Rósł import. Nastąpił kryzys „made in Germany” – Wielka Brytania zaczęła nawet importować hiszpańską stal po raz pierwszy od średniowiecza. W późnym okresie wiktoriańskim wzrost gospodarczy w Wielkiej Brytanii znajdował się w stagnacji i był o 55 procent wolniejszy niż w połowie wieku.
Zwolennicy wolnego handlu twierdzą, że „nie był to prawdziwy wolny handel”, ponieważ Europa nie stosowała zasady wzajemności w stosunku do Wielkiej Brytanią. To prawda. Lecz właśnie o to chodzi: zawsze będą państwa, które chcą oszukać system dla własnych korzyści. W ten sposób wolny handel jest niczym więcej niż ideą, mitem. To jednorożec. Rzeczywistość wymaga stosowania ceł w celu wyrównania asymetrii rynku i zapewnienia, że drapieżni handlowcy, tacy jak Chiny, przestrzegają zasad. Nie potrzebujemy wolnego handlu – potrzebujemy sprawiedliwego handlu.
W Polsce w ostatnich miesiącach dużo mówi się o ekonomicznych skutkach przyjmowania dużej liczby pracowników z Ukrainy, a nawet krajów azjatyckich, aby wypełnić lukę pozostawioną przez Polaków, którzy wyemigrowali do krajów Europy Zachodniej lub, aby wykonywać pracę, której rzekomo „Polacy się nie podejmą”. Ten trend wydaje się rosnąć z każdym miesiącem. Napisał Pan wiele o skutkach taniej imigracji zarobkowej, zarówno legalnej, jak i nielegalnej, dla Stanów Zjednoczonych. Czego Polska może się nauczyć z amerykańskich doświadczeń?
Nie ma takiej pracy, której „Polacy się nie podejmą”. Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, około 3 milionów Polaków przeniosło się do Wielkiej Brytanii. Pracowali jako dozorcy i opiekunowie. Pracowali w McDonaldzie. Czyścili toalety i ścieki. Wykonywali prace, których Brytyjczycy nie chcieli rzekomo wykonać. Polacy będą wykonywać dowolne prace. Co więcej, zanim Polacy przeprowadzili się do Wielkiej Brytanii, Brytyjczycy wykonywali te same prace. Praca to praca. Zanim wróciłem na wyższą uczelnię, aby zostać prawnikiem, pracowałem w kamieniołomach. Kruszyłem skały przez pięć lat. Moją pierwszą pracą było pakowanie zakupów klientom sklepie spożywczym. Czy sprzątałem toalety? Tak. Zrobiłem to, co musiałem zrobić. Wszyscy tak robimy.
Przekonanie, że Polska musi importować Ukraińców i Azjatów do pracy na niskopłatnych stanowiskach jest oczywiście nieprawdziwe. Polacy będą wykonywać pracę pod warunkiem, że otrzymają sprawiedliwe wynagrodzenie, którego nie otrzymują, ponieważ rynek pracy jest w pierwszej kolejności zalewany imigrantami! Tu leży haczyk. Polska powinna patrzeć na Amerykę jako przykład tego, czego unikać. Według najnowszych badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Yale, w Stanach Zjednoczonych nielegalnie przebywa obecnie 22,8 miliona cudzoziemców. Są geograficznie skoncentrowani w kilku stanach – sama Kalifornia jest domem dla jednej czwartej wszystkich obcokrajowców. Tymczasem w wielu sytuacja jest inna. Niektóre stany, takie jak Północna Dakota i Montana, prawie nie mają żadnych imigrantów.
Pomimo tego, mieszkańcy Montany nadal jedzą w restauracji McDonald’s. Nadal mają dozorców. Gospodarka działa dobrze bez pracy imigrantów – praca jest po prostu wykonywana przez nastolatków. Niedobór siły roboczej zmusza również przedsiębiorstwa do płacenia więcej i do lepszego traktowania pracowników. Państwa bez wysokiego poziomu imigracji mają niższe wskaźniki bezrobocia (szczególnie dla ludzi młodych), a płace są ogólnie wyższe. Imigracja prawie zawsze obniża płace i zwiększa bezrobocie i to jest powód, dla którego wielki biznes uwielbia imigrację. Polska musi postawić Polaków na pierwszym miejscu.
Na dzień dzisiejszy, czy Amerykanie widzą namacalne i pozytywne efekty gospodarczego nacjonalizmu Trumpa?
Wiele firm ogłosiło, że planuje zainwestować w Ameryce, aby uniknąć ceł Trumpa. W ubiegłym roku US Steel poinformowało, że ich nowe projekty stworzą na przykład 10 tys. miejsc pracy. Kilku producentów samochodów również złożyło wielkie obietnice. Ale bądźmy szczerzy: nie zobaczymy wielkich postępów jeszcze przez kilka lat. Prezydent Trump dopiero co zaczął nakładać znaczące cła na Chiny – i niewiele zrobił, aby powstrzymać offshoring do innych krajów azjatyckich. Nawet jeśli zrobi wszystko tak jak trzeba, upłynie nieco czasu zanim gospodarka się dostosuje. Nie zobaczymy od razu korzystnego wpływu ceł. Ameryka musi odbudować cały swój ekosystem gospodarczy – ekosystem, który był budowany przez ponad 100 lat, a który został zniszczony w ostatnich 40 latach. Trump prowadzi długofalową grę i wszystko spełznie na niczym, jeśli następne administracje nie będą kierowały się jego wizją.
Jak ocenia Pan plany nowej i ulepszonej umowy NAFTA?
Nowa NAFTA jest bezcelowa. Weźmy na przykład jej wpływ na przemysł motoryzacyjny. Meksyk zgodził się pozwolić pracownikom swobodnie tworzyć związki zawodowe, a to je wzmocni. W idealnej sytuacji, spowoduje to wyższe zarobki i lepsze warunki pracy, dzięki czemu koszty Meksyku zrównają się z kosztami w Ameryce. Podobnie, umowa przewiduje, że producenci muszą obecnie produkować 75 procent wartości samochodów w Ameryce Północnej, aby uniknąć karnych ceł (z 62,5 procent w ramach NAFTA). Producenci samochodów muszą zużywać więcej krajowych surowców i muszą płacić 40 procent swojej meksykańskiej sile roboczej co najmniej 16 USD za godzinę.
Zasadniczo nowe porozumienie spowoduje, że koszty pracy w Meksyku wzrosną, co zmniejszy ekonomiczną zachętę dla amerykańskich firm do przeprowadzki za granicę. To ma sens, ale jest o wiele za późno. NAFTA ma 25 lat i większość firm, które zyskałyby na przeniesieniu produkcji do Meksyku, już odeszły – nie możesz zatrzymać czegoś, czego już i tak nie ma. Co więcej, przeniesienie fabryki z powrotem do Stanów Zjednoczonych wiąże się również z wysokimi kosztami transakcyjnymi, więc nie ma powodu, aby przenosić produkcję, chyba, że oszczędności są znaczące i permanentne. Na przykład, amerykańscy producenci samochodów początkowo przenieśli swoje fabryki do Meksyku, ponieważ mogli obniżyć koszty pracy o ponad 75 procent – oszczędności były wystarczająco duże, aby uzasadnić koszty kapitałowe i zakłócenia działalności związane z offshoringiem.
Chociaż nowe rozwiązanie handlowe Trumpa powoduje, że Meksyk staje się droższy, nie spowoduje ono, że amerykańskie firmy zaoszczędzą pieniądze, przeprowadzając się do Ameryki. Tak naprawdę, nowe rozwiązanie nie wyrównuje kosztów – Meksyk nadal będzie tańszy i nadal będzie przyciągał amerykańskie inwestycje. Nie można ratować NAFTA i nie należy się o to starać. Porozumienie jest przyczyną problemu. Jeśli prezydent Trump poważnie myśli o „przywróceniu amerykańskich miejsc pracy”, musi wznieść mury cłowe, a nie tylko fizyczne."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz