Kto jest "ojcem obecnego VAT-u", czyli największej katastrofy fiskalnej w naszej historii
http://biznes.interia.pl/podatki/news/kto-jest-ojcem-obecnego-vat-u-czyli-najwiekszej,2364394,4211
"Kiedyś w prasie nazwano mnie kilkukrotnie "ojcem polskiego VAT-u", w czym było sporo dziennikarskiej przesady, bo nad wprowadzeniem tego podatku (łącznie z akcyzą) w 1993 roku pracował zespół (wcale nie taki duży), którego liderami byli już nieżyjący dyrektorzy z ministerstwa finansów panowie: Adam Wesołowski i Stanisław Rurka. Cześć ich pamięci - nie zapominajmy tych nazwisk, bo zrobili oni wiele dobrego dla naszej Ojczyzny, wyprowadzając nas - dzięki tym podatkom - z katastrofy finansów publicznych odziedziczonej po "radykalnej transformacji ustrojowej" lat 1989-1992.
Powoli zaciera się w naszej pamięci fakt, że "sukcesem" tamtych lat był całkowity rozkład, zresztą zupełnie świadomy, systemu podatkowego, głęboki - znacznie głębszy niż obecnie - spadek dochodów budżetowych i destrukcja budżetu państwa: podatki płacił tylko "sektor uspołeczniony", który w dodatku obciążono dyskryminującymi daninami (stawki wynosiły nawet 500 proc.), aby ... szybko upadł, co się niewątpliwie udało. W ostatnim pełnym roku obowiązywania (1992) podatek obrotowy (poprzednik VAT-u i akcyzy) dał tylko 10 mld zł. Dzisiejszych złotych. Sektor prywatny w zasadzie nie płacił prawie nic, a kraj, podobnie jak dziś, zalewał gigantyczny nieopodatkowany import paliw, papierosów, alkoholu i innych towarów. Byliśmy w stanie najgłębszej w naszej historii katastrofy fiskalnej, którą nie tylko udało się w 1993 r. powstrzymać, ale również na wiele lat zapewnić szybki wzrost dochodów budżetowych (w roku wprowadzenia VAT-u, akcyzy i banderolowania wyrobów akcyzowych dochody budżetu państwa wzrosły o ponad... 70 proc., a ich realny przyrost utrzymał się przez następne pięć lat).
Destrukcję systemu podatkowego z lat 1989-1991 "zawdzięczamy" dwóm pierwszym rządom, w których ministrem finansów i wicepremierem był Leszek Balcerowicz, nazywany niedawno "szkodnikiem". Czy sprawiedliwie? Oceniając dokonania resortu finansów w tym okresie, a zwłaszcza schedę, którą pozostawił następnym rządom, odpowiedź jest tylko jedna: był to wyjątkowo nieudolny minister finansów, bo nawet liberałowie z lat 2009-2015 nie popsuli aż tak dużo. Obecnie luka w podatku od towarów i usług i akcyzy wynosi około 60 mld zł (3 proc. PKB), powodując co rok utratę 20 proc. potencjalnych dochodów. Szacunki strat dochodów z lat 1991 i 1992 w podatku obrotowym wynosiły (w obecnych pieniądzach) około 9 mld zł i "mniejszą połowę" potencjalnych dochodów budżetowych.
Czasy tamtego VAT-u skończyły się w 2004 r., gdy uchwalono nową ustawę w związku z naszym "wuniowstąpieniem". Co prawda w ostatnim okresie prac podkomisji sejmowej powołano mnie jako eksperta do oceny tego projektu, ale na wstępie ustalono, że mam się nie odzywać (tylko pytany), ale tych pytań zadano mi bardzo niewiele. Mój wpływ na kształt nowej ustawy w momencie uchwalenia był zerowy, choć pisemnie ostrzegałem, że spowoduje ona głęboki spadek dochodów budżetowych, co zresztą miało miejsce już w 2004 r. W latach 2005-2015 późniejsze rządy oraz Sejm już nie korzystały z moich usług. Za to pojawili się, podobnie jak przy pracach nad jej pierwszą wersją, eksperci z zagranicznego biznesu podatkowego, a częściowo również krajowego, którzy w większości przypadków mówili tym samym głosem co ich koledzy z "renomowanych firm". Co prawda wielokrotnie pisałem do Sejmu, rządu i resortu finansów, aby nie uchwalano wielu proponowanych wówczas szkodliwych rozwiązań, ale poza zdawkowymi odpowiedziami nie reagowano na moją krytykę, uchwalając wszystkie przepisy, które kwestionowałem. Ostrzegałem wielokrotnie, że spowodują one spadek dochodów budżetowych, który lawinowo zaczął narastać od 2009 roku przekraczając w 2015 roku już rocznie kwotę 35 mld zł. Mam gorzką satysfakcję, że wszystkie sformułowane wówczas prognozy sprawdziły się, bo zresztą dlaczego nie miałyby się sprawdzić, skoro nawet dla laika było oczywiste, bo następował cały czas dalszy demontaż tego podatku. Ile budżet (czyli my) stracił dzięki jego lukom w całym okresie 2009-2015? Było to prawdopodobnie około 140 mld zł (roczne dochody), a może nawet więcej. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie miałem z tym nic wspólnego, więcej - starałem się temu przeciwstawić, ale rządzący mieli gdzieś moje gadanie.
Dziennikarze czasami pytali mnie o ocenę liberalnych pomysłów ustawodawcy dotyczących tego podatku, nazywając mnie wciąż "ojcem polskiego VAT-u". Wtedy w "Pulsie Biznesu" pojawił się artykuł Romana Namysłowskiego (wówczas z Arthura Andersena, która to firma wtedy po raz pierwszy zmieniła swoją nazwę), postulując że "trzeba mi odebrać ojcostwo VAT-u". Nie reagowałem na te stwierdzenia, bo z nową, wspólnotową wersją tego podatku nie miałem nic wspólnego, co zresztą wielokrotnie deklarowałem publicznie i powtórzę to jeszcze raz - obecną wersję podatku, będącą źródłem największej w historii przestępczości podatkowej, nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego. Jestem i byłem jej krytykiem zarówno w publikacjach, jak i raportach oraz listach skierowanych do władzy publicznej.
A komu można przyznać ojcostwo tej katastrofy? W sensie formalnym na pewno ministrowi (później wicepremierowi) Janowi Rostowskiemu, który najdłużej rządził na tym stanowisku. Ale nie tylko - tu pierwsze skrzypce grał zagraniczny biznes podatkowy, w tym zapewne pan Roman Namysłowski: on zapewne chce uchodzić za ojca lub jednego z ojców obecnego VAT-u. Być może w pełni zasadnie. Ale w dziele "reformowania" tego podatku oczywiście uczestniczyli również inni eksperci podatkowi. Można to łatwo sprawdzić w archiwach Komisji Finansów Publicznych Sejmu oraz resortu finansów. Ciekawe, czy wyrządzone przez nich szkody wynikały z niekompetencji, czy też były efektem lobbingu, bo wiemy, że na "nowelizacjach optymalizacyjnych" można dobrze zarobić. W końcu nie ma zakazu psucia przepisów prawa po to, aby ktoś na tym zarobił. Chyba warto to sprawdzić. Czekamy na powołanie komisji śledczej w sprawie VAT-u. Amber Gold to przecież pryszcz - idzie tam o 800 mln zł, a tu o ponad 140 mld zł.
Witold Modzelewski"
Pan Modzelewski pisze banialuki. Po pierwsze inflacja w 1992 roku wynosiła 43% a wzrost gospodarczy 2.6% w 1992 i 3.8% w 1993, więc siłą rzeczy dochody budżetu musiały wzrosnąć o 47% z racji samej inflacji i wzrostu PKB. To czego pan Modzelewski nie pisze, to to, że przed wprowadzeniem VAT wszelkie zakupy na cele zaopatrzeniowe i inwestycyjne nie były objęte podatkiem obrotowym. Po wprowadzeniu VAT cała budżetówka nie mogła nic kupić bez VAT, którego nie mogła nigdzie odliczyć.
OdpowiedzUsuńTo co jedną stroną wpłynęło do budżetu, musiało być z miejsca wydane na VAT płacony przez instytucje budżetowe.
Wzrost realnych wpływów był iluzją, bo ten VAT budżet płacił sam sobie.
Jedynym plusem VAT było zlikwidowanie szkodliwego podatku importowego i zastąpienie chorych stawek wziętych z wizji jakiegoś szaleńca ( ze zwolnieniami dla znajomych królika ) bardziej cywilizowanym VAT-em i cłem ( choć też ze zwolnieniami z cła dla znajomych królika w ramach różnych kontyngentów bezcłowych itp.). Pomijam tutaj sprawę zwolnień z VAT dla zakładów tzw. pracy chronionej, gdzie wyrosły setki gigantycznych fortun dla różnych cwaniaków, a których patronem był pan Modzelewski. Podobnie jak z chorym pomysłem drakońskich kar w wysokości 3-krotności VAT za najmniejszą nawet pomyłkę w rachunkowości. Wręcz zbrodnią na gospodarce było wprowadzenie zasady, że odliczyć VAT można tylko i wyłącznie od wydatków stanowiących koszty uzyskania przychodu. Spowodowało to, że ponoszenie wydatków na badania i rozwój przez polskie firmy było ekonomicznym samobójstwem, bo nie stanowiły one kosztów uzyskania przychodu ( bo przychód następował w odległej przyszłości, jeżeli w ogóle ) i nie można było od nich ani odliczać VAT ani odliczać od podatku dochodowego.
Ten człowiek powinien zamilknąć, jeżeliby miał resztki honoru.
Modzelewski jest falszywie kreowany przez media na tworce podatku VAT
OdpowiedzUsuń