piątek, 31 lipca 2015

Bucholc umarl

Bucholc umarl

 Zmarl Bucholc z "Ziemi obiecanej" czyli doktor Johan Kulczyk ze St Moritz w Szwajcari. Nie skończył nawet budowy luksusowej willi za 50 milionów Euro na stokach St. Moritz, złosliwie nazywanej przez szwajcarską prasę "willą Bonda".
Johan Kulczyk kochał Polske innaczej - podatki placił w Luksemburgu. Leczyl sie w USA i Wiedniu.

W polskojezycznych mediach gadzinowych pojawily sie anegdoty jakim to milym, uczynnym i dobrodusznym panem byl zmarly. Obowiazuja PR narracje pod tytulem „o dobrym carze i złych bojarach”. Przypominaja one do złudzenia "Opowiadania o Leninie" Zoszczenki. Teraz wódz rewolucji nosi pseudonim "Kulczyk".
Santo subito ! Zaloba narodowa, flagi do pol masztu, mowy zalobne w sejmie. Ulica i rondo Kulczyka w Warszawie.

Kulczyk niczego nie wynalazł, niczego nie stworzył, niczego nie opatentował.
Kulczyk dorobil sie na korupcji - Na szemranych prywatyzacjach majatku narodowego a wiec kradł nasz wspolny majatek. Byl sprawnym korumpatorem - posrednikiem , super lapowkarzem - zalatwiaczem. Wielkość Kulczyka mierzona jest wielkością tego, co ukradł "prowizjioner" i "przyjaciel skarbu panstwa"

Kulczyk tak sie ma do Warrena Buffetta jak Michnik ze swoja gadzinowka do redaktora naczelnego New York Times.
Zbrodniczych i zlodziejskich oligarchow ma Rosja i Ukraina. Kulczyk to taki nasz domaszny Bieriezowski, Dieripaska, Abramowicz... Ci lubia mordowac.
A moze ktos nam morduje luminarzy katastrofalnej transformacji ustrojowej ? Ktos demontuje III RP !

"W kraju dobrze rzadzonym wstyd jest byc biednym a kraju zle rzadzonym wstyd jest byc bogatym"

Kiedy Komisja Sledcza d/s PKN Orlen wezwala Kulczyka, ten w panice uciekl do Londynu. Jesli faktycznie Kulczyk teraz zmarl to mogl to byc efekt strachu, stresu i frustracji. Rzad PiS z pewnoscia umiescilby go szybko w wiezieniu.
Powiklania po operacjach sa rzecza normalna. Zwlaszcza po operacjach sluzb specjalnych.
Poniewaz w III RP wszystko jest mozliwe to i Kulczyk moze zyc sobie, po pozoracji zgonu, beztrosko dajmy na to w Argentynie.

Kulczyk bywal u najwazniejszych politykow !
"Dzień po zatrzymaniu prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego, rano u premiera Leszka Millera gościł Jan Kulczyk, a wieczorem nowy zarząd Orlenu
Chodzi o 8 lutego 2002 r., czyli dzień po zatrzymaniu przez UOP prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Tego dnia ok. 9.30 Kulczyk odwiedził premiera Millera.
Dokładnie w tym samym czasie Modrzejewski był od rana w warszawskiej prokuraturze, a o 10 rozpoczęło się posiedzenie rady nadzorczej spółki. Modrzejewski ledwo zdążył na swoje odwołanie. - To może świadczyć, że nowy zarząd Orlenu był konstruowany przez pana premiera przy pomocy pana Kulczyka - twierdzi Józef Gruszka, szef komisji śledczej. Wiceprzewodniczący komisji Zbigniew Wassermann (PiS) dodaje, że wizyta jest dowodem na "mafijne układy SLD".
Zdaniem anonimowych rozmówców PAP "zarówno premier, jak i poznański biznesmen na bieżąco pilotowali sprawę odwołania Modrzejewskiego ze stanowiska" i zrobili to, by "swoimi ludźmi obsadzić PKN Orlen".

Wiedenski szpital nie skomentowal zgonu pacjenta.
Nad rozmontowywaniem imperium Kulczyka będzie czuwał gentleman z Wiednia, Stefan Krieglstein, który od lat trzyma rękę na kontach bankowych Kulczyka. Demontaz zacznie sie niebawem.
Rownie ciekawy byl zgon innego oligarchy Jan Wejcherta na sepse w Szwajcari. W siedzibie Jana Kulczyka odbywała się coroczna ceremonia kultu jednostki Jana Wejcherta. Na zlot wzywani byli nasi najwięksi mężykowie stanu. Karnie stawial sie tez Donald Tusk

Kulczyk rzekomo inwestowal na calym swiecie i ... wszedzie tracil. Zarabial tylko na Polsce.
Diabli wzieli korupcyjne inwestycje Kulczyka w Nigerii, jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. Zmienil sie bowiem skorumpowany prezydent i jego ekpia. Co za niefart !
Diabli wzieli korupcyjne inwestycje na wschodzie Ukrainy !

Gwozdziem do trumny Kulczyka sa haniebne nagrania rozmow korumpatora z rzadowymi urzednikami. W tle afera z tanim zakupem od panstwa Ciechu.
Posluchamy jak to sie mieszalo i korumpowalo....

"Dwa wypadki zaalarmowały Łódź: śmierć Bucholca i podskoczenie cen bawełny do niebywałej przedtem ceny.
Bucholc umarł! Ta wiadomość rozlała się lotem błyskawicy po Łodzi, wywołując głębokie wrażenie.
Nie chciano wierzyć w tę śmierć, potrząsano głowami z niedowierzaniem.
Nie, to nie może być.
Nieprawda, zaprzeczali niektórzy stanowczo.
Bucholc umarł?
Ten Bucholc, który zawsze był, o którym od lat pięćdziesięciu mówiono, którego każdym krokiem się zajmowano, który niepodzielnie panował nad Łodzią; ten Bucholc, którego bogactwa olśniewały wszystkich, ten mocarz, ta dusza Łodzi i jej duma! ten przeklinany i podziwiany - umarł!
Jakieś zdumienie opanowywało masy, które nie mogły się pogodzić z tym prostym faktem śmierci.
Po kantorach, warsztatach i fabrykach zaczęło się zaraz wysnuwać tysiące legend o jego życiu, o jego milionach i o jego szczęściu; ciemne masy robotnicze nie rozumiały jego woli żelaznej i bezwzględnej, którą naginał dowolnie wszystko i wszystkich, jego genialności w swoim rodzaju; masy widziały tylko skutek - olbrzymie bogactwa, które wzrosły w ich oczach, przy nich, gdy oni jak dawniej nie posiadali nic.
Niestworzone rzeczy wygadywano na niego. Jedni twierdzili, że miał fabrykę fałszywych pieniędzy, jeszcze ciemniejsi, niedawno przedzierzgnięci z bezrolnych chłopów na robotników, przysięgali, że diabeł mu pomagał, byli i tacy, którzy gotowi byli przysięgać, że widziano rogi na jego głowie, iż sam był diabłem, ale wszyscy jednozgodnie nie mogli uwierzyć w śmierć zwykłą, taką, jaka brała każdego z nich.
Wieść jednak była prawdziwą.
Kto chciał, mógł iść się przekonać do pałacu Bucholca, do wielkiego przedsionka, zamienionego na pogrzebową kaplicę, obitą czarnym suknem skropionym srebrnymi łzami, gdzie Bucholc leżał na niskim katafalku wśród palm, kwiatów, wielkich świec woskowych, których światła chwiały się od brzmień ponurych psalmodii, ustawicznie śpiewanych przez liczny kler.
Oczekiwał na dzień pogrzebu, a tymczasem był pastwą ciekawych, płynących tłumami, aby zobaczyć, jak wygląda ten legendowy Bucholc, ten pan życia dziesiątek tysięcy ludzi, ten milioner!
Ludzie z trwogą i w cichości smutku dziwnego stawali wobec martwego mocarza, który leżał spokojnie, ze skamieniałą siną twarzą w srebrzystej trumnie, zaciskając w rękach czarny krzyżyk.
Leżał twarzą wprost drzwi otwartych na rozcież i zdawał się patrzeć zapadniętymi oczami przez poczerniałe powieki na park, na mury fabryk, na kominy buchające kłębami dymów, na swoje królestwo dawne, na cały ten świat, wyciągnięty własną wolą z nicości, który teraz żył pełnią sił wszystkich, bo słychać było łoskot maszyn, świsty i sapania pociągów zwożących i wywożących, całą gamę olbrzymiej produkcji, splatanej z wysiłków myśli i materii ujarzmionej, jaka huczała w ogromnych gmachach fabrycznych.
Dwie potęgi stały wobec siebie - człowiek umarły i żywa fabryka.
Twórca i ujarzmiciel potęg przyrody został ich niewolnikiem, a z niewolnika łachmanem wyżętym do ostatniej kropli krwi przez te same potęgi.
Knoll, przyjechawszy w sobotę, jak zapowiadał Bucholc, zastał już trupa.
Kazał zająć się pogrzebem jednemu ze swoich ludzi, a sam zanurzył się w pozostawionych interesach. W pałacu zapanowała atmosfera smutku.
Całe piętro zajmowane przez nieboszczyka opustoszało zupełnie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz