niedziela, 19 lipca 2015

Grecje rozkradli oligarchowie, czyli Sowa Ateny i Przyjaciele

Grecje rozkradli oligarchowie, czyli Sowa Ateny i Przyjaciele

http://www4.rp.pl/Plus-Minus/307039927-Grecje-rozkradli-oligarchowie-czyli-Sowa-Ateny-i-Przyjaciele.html#

"Grecję rozkradli oligarchowie, czyli Sowa Ateny i Przyjaciele

Grecy muszą się obecnie nasłuchać, że są „nierobami", bo ich sektor publiczny jest niewydolny i przeżarty korupcją. Tyle tylko że winni temu nie są zwykli obywatele, lecz oligarchowie, na których działania europejski establishment długo przymykał oczy.

Oligarchami często nazywa się biznesowych potentatów z Rosji, Ukrainy czy innych państw postkomunistycznych, ale termin ten pasuje również do niektórych przedstawicieli gospodarczych elit części krajów „starej Unii". Choć europejscy decydenci od wielu lat odmieniają słowo „demokracja" przez wszystkie przypadki, to długo przymykali oczy na to, że np. w Grecji długo funkcjonował przeżarty korupcją system oligarchiczny. System, który według klasycznej definicji Arystotelesa był wrogiem demokracji.

Obecnie słychać często w Europie narzekania na „greckich nierobów", którzy najpierw „żyli ponad stan", a jak musieli „wziąć się do roboty", zbuntowali się przeciwko „reformom" i wybrali „oszołomów" z Syrizy. W tej narracji Europejczykom jakoś umyka, że to właśnie oligarchowie i budowana przez nich kultura korupcji sprawiły, że grecki system gospodarczy był nieefektywny. To właśnie bunt przeciwko oligarchii i skorumpowanym elitom politycznym był jednym z czynników, które kilka miesięcy temu skłoniły Greków do powierzenia steru rządów lewicowym radykałom z Syrizy.

Rząd Aleksisa Ciprasa doszedł do władzy dzięki hasłom antyoligarchicznym, których nie powstydziliby się Ziobro z Macierewiczem razem wzięci. MFW, Angela Merkel i unijni decydenci zaś są dla wielu Greków czarnymi charakterami, gdyż przez ostatnie pięć lat narzucali krajowi takie programy „reform", które przerzucały walkę z kryzysem głównie na zwykłych ludzi, dając dodatkowo zarobić oligarchom.

Sowa (Ateny) i przyjaciele

Kryzys w Grecji dla wielu ludzi oznaczał możliwość skorzystania z atrakcyjnych ofert inwestycyjnych. W ostatnich latach sprzedawano tam za bezcen firmy przynoszące budżetowi stabilne przychody, byle tylko wypełnić narzucone krajowi plany prywatyzacyjne. Zdarzało się, że państwowe urzędy pozbywały się nieruchomości, by wkrótce potem wynajmować te same budynki po wyższych cenach od prywatnych właścicieli.

Grecka sieć gazowa DESFEA została przejęta przez Socar, państwowy koncern z Azerbejdżanu, za sumę, która Azerom zwróciła się w ciągu roku. Złoża węgla brunatnego w Vevi sprzedano za 171 mln euro, mimo że wyceniano je na 3 mld euro. – Europejczyków w ogóle nie obchodzi prywatyzacja. W polu ich zainteresowania znajduje się coś innego: średnio- i długoterminowa konfiskata greckich aktywów za symboliczną cenę – tłumaczy Andreas Banoutsos, były prezes Stowarzyszenia Greckich Przemysłowców.

Na kryzysowej wyprzedaży państwowego majątku skorzystali nie tylko europejscy spryciarze, ale również greccy oligarchowie. Jednym z „mających szczęście do przetargów" miliarderów jest Dimitris Melissanidis, właściciel 60 tankowców i około 600 stacji benzynowych, podejrzewany o udział w przekrętach paliwowych na dużą skalę. Dzięki nadzorowanej przez MFW i UE prywatyzacji tanio nabył on jedną trzecią państwowego przedsiębiorstwa loteryjnego. W 2013 r. zabrał prywatnym odrzutowcem na wakacje Steliosa Stavridisa, szefa greckiego urzędu prywatyzacyjnego HRADF.

Lefterisowi Charalampopoulosowi, dziennikarzowi magazynu „Unfollow", który niepochlebnie o nim pisał, Melissanidis wysłał wiadomość: „Mógłbym kazać cię zabić bez wcześniejszego ostrzeżenia. Jestem jednak człowiekiem. Ostrzegam zatem, że wysadzę w powietrze ciebie, twoją żonę, twoje dzieci i wszystko, co posiadasz, w czasie gdy wy będziecie smacznie spać". Policja i prokuratura nie zauważyły nic nagannego w tych groźbach. Charalampopoulos ujawnił później, że Melissanidis groził również przywódcy jednej z partii reprezentowanych w parlamencie.

Pod pretekstem „reform" narzucanych przez MFW i UE poprzednie greckie rządy nie tylko uwłaszczały biznesowych rekinów na państwowym majątku, ale niszczyły również ich konkurencję. I tak np. w czerwcu 2013 r. rząd Antonisa Samarasa zlikwidował państwową telewizję ERT, w ciągu jednej nocy pozbawiając pracy 2,5 tys. ludzi.

Grecy wybrali radykałów nie dlatego, że chcą rozpadu strefy euro, ale dlatego, że uznali, iż ich państwo jest traktowane przez zagraniczne potęgi oraz wielki kapitał jako kraik Trzeciego Świata

Telewizja publiczna przynosiła zyski i przyciągała widownię, ale konkurowały z nią kanały telewizyjne należące do oligarchów. Każda ze stacji znajdująca się w rękach biznesowych potentatów przynosiła w ostatnich latach straty właścicielom. Oni jednak chętnie na nie łożyli, gdyż dzięki własnym „wajchom medialnym" mogli promować finansowanych przez siebie polityków i przekazywać społeczeństwu odpowiednio przefiltrowaną wizję rzeczywistości.

Co ciekawe, większość greckich prywatnych kanałów telewizyjnych nie zapłaciła za licencje na nadawanie. Dostawały one je „tymczasowo" i bezpłatnie w końcówce lat 80. Korzystają z tej „tymczasowej ulgi" do dziś.

Kontrolowane przez oligarchów greckie media często przymykały oko na takie sprawy jak np. afery w systemie bankowym. Gdy w 2012 r. agencja Reutera ujawniła, że Michalis Sallas, prezes Piraeus Banku i zarazem były socjalistyczny polityk, załatwiał preferencyjne pożyczki firmom swojej rodziny, większość gazet ograniczyła się jedynie do wydrukowania wyjaśnień Sallasa i nie zgłębiała powodów oskarżeń.

„Teoretyczne" państwo greckie wielokrotnie pokazywało, że dba o swoich najbogatszych obywateli. Gdy w 2011 r. ówczesny minister finansów Ewangelos Wenizelos, polityk socjaldemokratycznej partii Pasok, wprowadzał podatek od nieruchomości, postarał się, by w przepisach wykonawczych znalazła się 60-proc. ulga dla posiadłości większych niż 2 tys. mkw.

To niejedyna przysługa, jakiej udzielił bogatym fiskalnym grzesznikom. W 2010 r. Christine Lagarde, ówczesna francuska minister finansów (obecnie szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego), przekazała greckiemu Ministerstwu Finansów płytę CD z listą ponad 2 tys. nazwisk Greków mających tajne konta w Szwajcarii. Ówczesny minister finansów Giorgos Papakonstantinou z tą listą nic nie zrobił – być może dlatego, że było na niej trzech jego krewnych.

Później płytę przejął wspomniany Wenizelos. Gdy w marcu 2012 r. przestał być ministrem finansów, CD zabrał z sobą. Zwrócił ją dopiero, gdy jego następca Yannis Stournaras poskarżył się, że lista zaginęła.

Listę Lagarde opublikował w listopadzie 2012 r. magazyn „Hot Doc". Władze zareagowały aresztowaniem wydawcy i zarazem redaktora naczelnego pisma Kostasa Vaxevanisa. Oskarżono go o bezprawne ujawnienie danych osobowych.

Vaxevanis został później uniewinniony, Papakonstantinou trafił przed sąd, ale Wenizelosowi oraz osobom z listy nic się jak dotąd nie stało.

Grecy muszą się obecnie nasłuchać, że są „nierobami", bo ich sektor publiczny jest niewydolny i przeżarty korupcją. Stał się on jednak taki w dużej mierze dzięki działaniom oligarchów.

W greckim budżecie brakuje pieniędzy? Może by się znalazły, gdyby biznesowi magnaci częściej płacili podatki. Sama tylko branża przewozów morskich w Grecji skorzystała w ciągu dziesięciu lat z ulg podatkowych wartych 156 mld euro. Cały dług publiczny Grecji to około 280 mld euro. Z bardzo hojnych ulg podatkowych korzystają nawet najpotężniejsze greckie spółki okrętowe. Potentaci je kontrolujący trzymają swoje majątki w rajach podatkowych, a na londyńskim rynku domów wchodzą w lukę stworzoną przez spadek popytu ze strony rosyjskich oligarchów.

Blisko 900 greckich rodzin kontroluje 15 proc. światowej floty handlowej i przez wiele lat skutecznie przekonywało kolejne rządy, że ich przywileje podatkowe (wpisane do konstytucji!) są fundamentem rozwoju Grecji. MFW i UE jakoś nie naciskają, aby wykorzystać to źródło potencjalnie wysokich przychodów do greckiego budżetu. Wolą, by ateński rząd sięgnął głębiej do kieszeni emerytów (którym przez ostatnie pięć lat obniżono świadczenia nawet o 48 proc.) oraz by państwo kontynuowało okazyjną wyprzedaż majątku, na której korzystają oligarchowie.

„Prawdziwym problemem sektora publicznego jest wąska elita biznesowa ludzi, którzy żyją z greckiego państwa, jednocześnie pozując na »przedsiębiorców«. Przekupują polityków, by dostawać tłuste rządowe kontrakty, zazwyczaj mocno zawyżone. W ich rękach znajduje się duża część krajowych mediów, więc udaje im się ukryć swoje działania w cieniu. Czasem kupują drużynę piłkarską, by zdobyć popularność i ukryć za nią swoje przestępstwa" – uważa Kostas Vaxevanias, wydawca magazynu „Hot Doc", który ujawnił listę Lagarde.

Ch..., d... i stadionów kupa

Podobnie jak igrzyska olimpijskie w Soczi były złotymi żniwami dla oligarchów powiązanych z Putinem, tak olimpiada w Atenach z 2004 r. była dla greckich potentatów znakomitą okazją do pomnożenia majątków. Początkowo budżet olimpiady wynosił 1,3 mld USD, ale wszystkie koszty ostatecznie przekroczyły najprawdopodobniej ponad 20 mld USD.

Wiele obiektów na to wielkie wydarzenie sportowe zostało zbudowanych przez firmy oligarchy Giorgosa Bobolasa. Jego majątek szacowany był w 2014 r. na 1,9 mld USD. Jest on właścicielem firm deweloperskich i kopalni złota, a także jednym z głównych akcjonariuszy telewizji Mega, największej prywatnej stacji telewizyjnej w Grecji.

Na czele komitetu organizującego ateńskie letnie igrzyska olimpijskie stała Gianna Angelopoulos-Daskalaki. Jej mąż, Theodoros Angelopoulos, to magnat okrętowy i stalowy, którego rodzina kontroluje majątek wart 6,5 mld USD. Brat Theodorosa, Konstantin, złożył w 2004 r. przeciwko niemu i jego żonie pozew, w którym oskarżał ich o pranie brudnych pieniędzy przez konta komitetu przygotowującego olimpiadę oraz liczne oszustwa związane z kontraktami olimpijskimi. Sprawę przegrał, a obiekty sportowe zbudowane na olimpiadę spokojnie niszczeją...

Wielkie kontrakty związane z olimpiadą oraz innymi greckimi projektami infrastrukturalnymi dostawał często niemiecki koncern Siemens. Po latach okazało się, że zdobywał je dzięki łapówkom, które mogły wynieść setki milionów euro. Tasos Mantelis, były minister transportu i telekomunikacji reprezentujący socjalistyczną partię Pasok, przyznał się, że w latach 1998–2000 dostał od Siemensa 450 tys. marek niemieckich, a takich skorumpowanych polityków chodzących na pasku niemieckiego koncernu było bardzo wielu.

Komisja greckiego parlamentu ustaliła, że łapówkarska działalność Siemensa przyniosła gospodarce szkody sięgające 2 mld euro. W sierpniu 2012 r. grecki parlament specjalną ustawą zrzekł się roszczeń wobec Siemensa. Koncern zapłacił Grecji w ramach ugody łącznie 330 mln euro i zapewniał później opinię publiczną, że aktywnie walczy z korupcją i jest „czystą firmą".

W śledztwie dotyczącym korupcyjnej działalności Siemensa przewijało się nazwisko greckiego oligarchy Sokratisa Kokkalisa, właściciela holdingu Intralot oraz przez wiele lat, do 2010 r., klubu piłkarskiego Olimpiakos Pireus. Pracownicy niemieckiej firmy nazywali go „Mister K.". Gdy Volker Jung, członek zarządu Siemensa odpowiadający m.in. za kontakty z Grecją, przeszedł na emeryturę, trafił do rady nadzorczej Intralotu.

„Mister K." miał silne związki z Niemcami, a szczególnie z ich wschodnią częścią. Przez wiele lat mieszkał bowiem w NRD, a studiował w Berlinie Wschodnim i w Moskwie. W 1977 r. wrócił do Grecji, gdzie założył spółkę Intracom, która stała się później jednym z głównych greckich koncernów telekomunikacyjnych. Podejrzewano, że pieniądze na rozkręcenie interesu dał mu wschodnioniemiecki wywiad, zwłaszcza że spółka prowadziła lukratywne interesy z enerdowskimi firmami.

Po latach okazało się, że Kokkalis był tajnym współpracownikiem Stasi o pseudonimie „Rocco", chętnie donosił na kolegów ze studiów. Gdy wrócił do Grecji, rzekomo przekupywał greckich urzędników, by kupowali enerdowski sprzęt telekomunikacyjny, a po upadku komuny robił interesy na rynku hazardowym w Rosji oraz w Rumunii.

Siemens ma akurat długą tradycję sięgania po „kontrowersyjne" osoby w związku ze swoimi interesami w Grecji. W latach 1941–1944 niemieckich interesów gospodarczych w Grecji pomagał pilnować Ioannis Voulpiotis, grecki inżynier, który ożenił się z córką Wernera von Siemensa i przed wojną kierował ateńskim biurem AEG Siemens Telefunken. Po wojnie został on skazany za kolaborację, ale uciekł do Niemiec. Do Grecji powrócił w latach 50. jako reprezentant Siemensa. Miał po swojej stronie rząd RFN, który w 1954 r. naciskał na Grecję, by dała Siemensowi kontrakt na modernizację greckiej sieci radiowej.

Sorry, taki mamy klimat

Grecka oligarchia i korupcja przez wiele lat nie przeszkadzały europejskim decydentom i wiele wskazuje, że nadal im nie przeszkadzają. Jednym z powodów są związki helleńskich potentatów z zachodnioeuropejskimi elitami. Najbogatszy Grek Spiros Latsis (wraz z rodziną kontrolujący majątek szacowany na 11,4 mld USD) jest przyjacielem byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso. W czasie gdy Barroso szefował KE, Latsis zorganizował mu wakacje na swoim jachcie.

Konfliktu interesów się nie dopatrzono, mimo że Komisja Europejska decydowała później o pomocy publicznej dla należącego do Latsisa Eurobanku. Najbogatszy Grek jest również silnie powiązany z establishmentem Niemiec i Szwajcarii. Wspomniany przy okazji ateńskiej olimpiady biznesowy magnat Theodoros Angelopoulos mieszka w Szwajcarii i posiada udziały w banku UBS. Rodzina Kostopoulosów zaś, będąca właścicielami Alpha Banku, jednego największych greckich pożyczkodawców, jest blisko związana z francuskim establishmentem.

Grecka korupcja i system oligarchiczny są również wygodne dla europejskich możnych z innego powodu: łatwiej im przepychać ich interesy w Grecji. Widać to choćby na przykładzie kontraktów zbrojeniowych. W 2013 r. MFW i UE nakazały Grecji zlikwidować jej mały, ale rentowny i nowoczesny, przemysł zbrojeniowy. Zwolniono z pracy 2,2 tys. ludzi.

Gdy dokonywano tych niepotrzebnych redukcji, grecki budżet wojskowy rósł (np. w 2012 r. zwiększył się aż o 18 proc.). Jeszcze w 2011 r. niemiecka kanclerz Angela Merkel i francuski prezydent Nicolas Sarkozy mówili ówczesnemu greckiemu premierowi Georgiosowi Papandreou, że Grecja dostanie wsparcie finansowe tylko w zamian za nowe zamówienia na samoloty z koncernu EADS (podejrzanego później o dawanie łapówek politykom w wielu krajach) oraz na niemieckie okręty podwodne (których grecka flota nie chciała przyjąć, bo były wadliwie wykonane).

Ile podobnych interesów przepchnięto w ramach programów „pomocowych"? Może się kiedyś dowiemy przy okazji kolejnych skandali korupcyjnych.

Zwykli Grecy wybrali władzę radykałów nie dlatego, że chcą rozpadu strefy euro, tylko dlatego, że uznali, że ich państwo funkcjonuje tylko teoretycznie i jest traktowane przez zagraniczne potęgi i wielki kapitał jak kraik Trzeciego Świata. Grecja zaś została zdegradowana do tego statusu w dużej mierze dzięki wszechobecnej korupcji, oligarchom i politycznemu klientelizmowi.

Polacy powinni mieć to na uwadze, gdyż 12 lat temu, w związku z akcesją do UE, wskazywano im Grecję jako przykład sukcesu. Jako państwo, które przeszło od wojskowej dyktatury do demokracji i dynamicznie rozwija się za unijne fundusze. Ot, taką zieloną wyspę.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałem m.in. z książki „Cichy pucz" Juergena Rotha."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz