Parametry ekonomiczne Polski wskazują na to, że wciąż jesteśmy na granicy państwa półkolonialnego
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/wojciech-myslecki-2019/
"Wyzwania rozwojowe Polski.
W Polsce od momentu objęcia władzy przez obecną koalicję rządową doszło przynajmniej do jednej ważnej rzeczy – sformułowano Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, w której podjęto duży wysiłek (niedoceniony jak na razie) zdefiniowania wyzwań, przed którymi stoją Polska jako państwo i Polacy jako członkowie wspólnoty europejskiej. Wyznacza ona ramy dyskusji o przyszłości Polski oraz tego, co będzie się w tym roku działo. Są trzy filary tej strategii i każdy z nich niesie dosyć daleko idące konsekwencje:
– trwały wzrost gospodarczy, bardzo mocno oparty na wiedzy,
– rozwój społecznie wrażliwy i terytorialnie zrównoważony,
– skuteczne państwo i instytucje państwowe.
Program ten ma doprowadzić do tego, że w 2020 roku Polska będzie miała dochód narodowy per capita rzędu 75–80 proc. średniej unijnej, co jest celem bardzo ambitnym.
Niezależnie od tego, jak się ocenia działania obecnie rządzącej koalicji, trzeba przyznać, że zamierza ona przeprowadzić reformy w Polsce. Program, potocznie nazywany planem Morawieckiego, bardzo dobrze wpisuje się w procesy, które zachodzą w Polsce i w świecie, może kształtować najbliższą przyszłość, jest bowiem dobrze ukierunkowany na najważniejsze wyzwania rozwojowe. Próbuje on wyprowadzić Polskę z dwóch pułapek – państwa półkolonialnego i groźby utknięcia w pułapce średniego rozwoju.
Polacy jako naród mają ciężkie doświadczenia historyczne, ciągle bowiem musieli płacić wysoką cenę za odzyskanie państwa, a potem za jego odbudowę. Szczególnie koszty dojścia do obecnej pozycji po upadku PRL były bardzo wysokie. Obecnie w Polsce żyje się stosunkowo nieźle, co dodatkowo wzmocnił impuls w postaci programu 500 plus i podjęcie polityki szybkiego zwiększenia realnych zarobków. Pod względem ekonomicznym jest to na pewno najlepszy okres w naszej nowożytnej historii. To może skłaniać do zaniechania dalszych reform, bo pozwala zakładać, że – skoro jest tak dobrze – to po co się wysilać i wciąż coś zmieniać. Takie właśnie myślenie proponowała Platforma Obywatelska. Ale niestety, w sytuacji, w której jesteśmy, polityka taka nie jest możliwa i następne pokolenie musi mocno się napracować, żeby osiągnąć jakieś minimum stabilizacji.
Parametry ekonomiczne Polski wskazują na to, że wciąż jesteśmy na granicy państwa półkolonialnego. Widać to na przykładzie eksportu do wielkich państw, takich jak Francja, Wielka Brytania, a przede wszystkim Niemcy, że jest to struktura eksportu państwa podległego. Niewiele mamy produktów, które wytwarzamy od początku do końca, utraciliśmy zdolność prowadzenia gospodarki samoistnej, wciąż jesteśmy gospodarką pomocniczą. 38 proc. naszego eksportu do Niemiec, sięgającego dziesiątków miliardów euro, to w większości podzespoły o niskim oprocentowaniu marżowym, podczas gdy w Niemczech montowane są z tego np. gotowe samochody już o bardzo wysokiej marży. Nasza półkolonialność nie polega tylko na tym, że nie wytwarzamy samoistnych produktów końcowych, ale też mamy produkty niskomarżowe. W planie Morawieckiego jest jasno napisane, że musimy wyjść z finansowego półkolonializmu. Przecież 80 proc. banków było w rękach obcych, dodatkowo 70 proc. polskiego zadłużenia to były długi zaciągnięte w obcych bankach i instytucjach finansowych. Obecna koalicja w krótkim czasie tę niekorzystną sytuację zmieniła i ma w tym obszarze wyraźne osiągnięcia. Nie powinno tak być, że duża część marży z trudem wypracowana w Polsce jest wywożona za granicę, legalnie bądź nielegalnie. Przecież mafie VAT-owskie nie były polskie, to było zorganizowane w układzie międzynarodowym. A więc okradanie nas przez mafie VAT-owskie bądź wymuszanie niskiej marży musi się skończyć, i to jest jeden z ważnych celów tej polityki.
Definitywnie odchodzi już z czynnego życia moja generacja wielkiego powojennego wyżu, która przeprowadziła nas od realnego socjalizmu do czasów współczesnych. Zakończyła się wielka transformacja ustrojowa, a definitywne usunięcie struktur, które po niej pozostały, to najważniejsze i najpilniejsze dziś zadanie, które musi być doprowadzone do końca. Musi być też przeprowadzona zmiana finansowania rozwoju Polski. Unia Europejska hojnie przyznawała dotacje na rozwój regionalny, politykę spójności, inwestycje infrastrukturalne, ale bardzo szybko te środki odbierała, bo prawie siedemdziesiąt parę procent wielkich inwestycji (drogi, mosty, wiadukty, stopnie wodne) realizowały firmy zagraniczne, wykupując polskie firmy albo doprowadzając do sytuacji, że te pierwsze wygrywały przetargi, a nasze traciły tzw. referencje. Wobec tego Polska wylądowała jako podwykonawca prac pomocniczych, a nie podstawowych. Dawano więc jedną ręką, a drugą w jakimś sensie odbierano. Tyle tylko że u nas zostawały wybudowane autostrady, drogi, mosty. To bardzo dużo. Trzeba powiedzieć, że wejście do Unii Europejskiej, mimo znaków zapytania czy wątpliwości, było znaczącym skokiem cywilizacyjnym. Ten model rozwoju się kończy, bo z jednej strony jesteśmy krajem coraz bogatszym, z drugiej Unia Europejska musi zmienić swoje funkcjonowanie. To sprawia, że trzeba zmodyfikować model rozwoju, w większym stopniu oprzeć go na naszych środkach albo pozyskiwanych komercyjnie, a już nie na funduszach pomocowych.
Trwały wzrost gospodarczy, zapisany w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, polega na tym, by utrzymać Polskę przez dwa, trzy pokolenia na fali wzrostowej, a przynajmniej bez tych straszliwych spadków, które się w historii zdarzały. Przeskoczyliśmy już w rozwoju Grecję, Maltę, Portugalię i Węgry, które nas wyprzedzały, i powoli zbliżamy się do poziomu Włoch.
Nikt nie ma wątpliwości, że weszliśmy w czwartą rewolucję przemysłową, która jest najbardziej tajemnicza i nierozpoznana. Poprzednie, takie jak rewolucja pary, elektryczności czy telekomunikacji, były w większym stopniu technologiczne, bardziej wymierne. Teraz powstała podwójna gospodarka – globalna (finansowa) i realna (oparta na produkcji). Po raz pierwszy mamy sytuację, w której jest gospodarka realna i wirtualna. Powstał globalny rynek finansowy, który postawił przed człowiekiem zupełnie nowe zagadnienia. Jeden procent ludzi posiada kilkadziesiąt procent całego globalnego bogactwa. Skapitalizowany majątek ośmiu najbogatszych ludzi na świecie jest równy majątkowi 3,5 miliarda ludzi najbiedniejszych. Światowy PKB wynosi 75 bilionów dolarów, a sama wartość finansowych instrumentów, tzw. pochodnych, to jest 680 bilionów dolarów, a więc prawie dziesięć razy więcej jest instrumentów ekonomicznych. To stawia przed nami zupełnie nowe zagadnienia, nie mówiąc już o tym, że aby przeprowadzić jedną transakcję realną, trzeba wykonać 270 transakcji wirtualnych, wyrównawczych itd. Nie można twierdzić, że nas to nie interesuje, że to nie nasza sprawa. Musi nas to obchodzić, bo to, co widzimy na ulicach w normalnym życiu, to globalny rynek finansów wirtualnych – jest wszędzie obecny. To on wyznacza pewne trendy w odtwarzaniu kapitału. Pracujemy w gospodarce realnej, ale duża część bogactwa przenoszona jest w przestrzeń, nad którą nie mamy żadnej kontroli.
Ludzie protestują, ale właściwie nie wiedzą dlaczego. Ten problem musi być rozwiązany przez europejskie elity i polityków."
Pieniądz suwerenny - https://niss.org.pl/suwerenny-pieniadz-wolnych-polakow/?fbclid=IwAR28sQF6kn8m1KqLlM2b-60Ebae6Wgr-lRAxFunt4V77BksdTSm9cv4flU8
OdpowiedzUsuńAle żaden pieniadz nie powstrzyma drenazu Polski !
OdpowiedzUsuńTo prawda.
OdpowiedzUsuńGdyby to był jedyny element.
Ale rzecz jest interesująca w kontekście różnorakich koncepcji sanacji państwa. Projekty Morawieckiego są też projektami, które zakładają wzrost, lecz w dzisiejszym układzie wydaje się, że ten wzrost będzie budował w większej skali dobrostan nie suwerena. Więc nie będzie wyzwolenia kraju.
Spolegliwość Morawieckiego, nie wydaje mi się by budowała niezależność. Są całe przestrzenie istniejącej gospodarki (nie tej wirtualnej i dopiero planowanej), które miast budować Polskę budują inne kraje.
"A więc okradanie nas przez mafie VAT-owskie bądź wymuszanie niskiej marży musi się skończyć, i to jest jeden z ważnych celów tej polityki."
OdpowiedzUsuńOd 1989 r. te sumy kradzione przez domniemane "mafie VATowskie" mają wynosić kilkadziesiąt miliardów(!) złotych rocznie (np. https://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/841395,tak-dziala-karuzela-z-vat-co-roku-budzet-traci-kilkadziesiat-miliardow.html "Co rok przestępcy podatkowi okradają państwo na kilkadziesiąt miliardów złotych. Gdyby odebrać im te pieniądze, zniknąłby problem deficytu budżetowego.")
Od lat to widzimy - i, zagadka to naprawdę frapująca, ŻADEN z ministrów finansów się nie przejmuje utratą takiej forsy, tylko z rezygnacją rozkładają bezradnie rączęta na zasadzie: "no cóż, wszędzie kradną...".
Jak prowadziłem własną DG, to wycofanie kilkuset złotych nadpłaty VAT oznaczało Z AUTOMATU kontrolę. Nie wierzę, że fiskus - tak podejrzliwy nawet tam, gdzie chodziło o parę stówek - zupełnie niczego nie podejrzewa tam, gdzie chodzi o miliony, czy wręcz miliardy.
Wniosek: to nie są żadne "mafie"; to jest zorganizowany - i "kryty" przez władze - sposób wyprowadzania pieniędzy z Polski, pewnie na zasadzie płacenia jakiegoś rodzaju haraczu. Kiedyś robiło się to otwarcie - teraz, widocznie "dla świętego (społecznego) spokoju" wmawia się nam, że to "mafie" jakieś.
Kto twierdzi, że to "mafie" - niech sam spróbuje taką "karuzekę VAT-owską" zorganizować, i "wyprowadzić" z Polski choćby "skromny milionik" BEZ znajomości chociaż w urzędzie skarbowym, który miałby to kontrolować. Gdyby ktoś miał mi odpowiedzieć: "no właśnie tak robią mafie" - to pytam: gdzie są zatem ci przykładnie ukarani pracownicy skarbówki? Rzekome mafie co roku wyprowadzają z Polski kilkadziesiąt miliardów (rok w rok!) - i co, I NIC?
Sorry: od 1993 (wtedy bodajże wprowadzono VAT).
Usuń