niedziela, 5 maja 2019

Przeżarta korupcją "polska nauka" 5

Przeżarta korupcją "polska nauka" 5

 Roman Kuźniar to politolog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, dyplomata. W 1977 ukończył studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Kużniar jest stałym gościem dywersyjnej stacji telewizyjnej TVN.
Przedmioty jego 40 letnich badań "naukowych" i wypowiedzi publicznych:
- System zachodni w stosunkach międzynarodowych
- Pokój światowy i rola ZSRR w jego utrzymaniu
- Imperializm amerykański
- Zalety waluty euro
- Zagrożenia związane z tarczą antyrakietową

https://wpolityce.pl/polityka/374855-wbrew-lucyferowi-z-zoliborza-prof-kuzniar-poprowadzi-nas-do-swietlanej-przyszlosci-w-strefie-euro
"Gdyby za kurs Polski nadal odpowiadał mędrzec i mąż stanu Bronisław Komorowski, już dawno bylibyśmy w krainie szczęścia.
Jako doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego prof. Roman Kuźniar znany był głównie z zapamiętałości oraz oddania zwalczaniu amerykańskiego imperializmu. Długo był też znany z zachwytów nad postępami demokracji w Rosji Putina. Siłą rzeczy powściągnął swój entuzjazm po napaści Rosji na Ukrainę, lecz jego fascynacja pokładami demokracji w państwie Putina nigdy nie wygasła. Teraz w gazecie Michnika objawił się jako entuzjasta waluty euro. Najwyraźniej prof. Kuźniar, politolog, szef Zakładu Studiów Strategicznych Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW, musi być entuzjastą czegoś, bo bez tego nie może wypełniać swojej naukowej misji, czym tam by ona nie była. Nikt zresztą nie broni także prof. Kuźniarowi bycia entuzjastą euro, ciekawe są jednak podnoszone przez niego argumenty „za”. Podobne zresztą do innych argumentów „za” w sprawach, które go akurat zachwycają.

Od razu prof. Kuźniar przygniata swego czytelnika do ściany twierdząc, że kwestia euro „leży w centrum polskiej racji stanu”. Nawet mimo wiedzy (zapewne głęboko naukowej), że „nowy premier z entuzjazmem firmuje cofanie się RP do PRL-u”. O tym akurat nic nie wiadomo, sporo wiadomo zaś o warsztacie naukowym prof. Kuźniara, skądinąd kiedyś także dyplomaty. I profesor oraz dyplomata Kuźniar używa tak wyrafinowanych narzędzi badawczych jak określenie „Lucyfer z Żoliborza” (to o Jarosławie Kaczyńskim) czy „tupolewizm” i „psychoumysłowa aberracja” (o polskiej polityce zagranicznej). O prezydencie Andrzeju Dudzie mówił dyplomata Kuźniar, że nie jest „żadną poważną postacią na polskiej scenie politycznej, nie odgrywa żadnej, ale to absolutnie żadnej roli w polskiej polityce”. Wielką postacią był za to niedawny chlebodawca prof. Kuźniara, czyli Bronisław Komorowski. Roman Kuźniar zdaje się wciąż uważać, że gdy ktoś, jak minister Witold Waszczykowski, „negocjował w imieniu Polski bazę w Redzikowie”, to „reprezentował niepolskie interesy”. Polskie reprezentowałby zapewne negocjując podobną bazę z Władimirem Putinem. Na tej samej zasadzie Polska „musi” być w strefie euro, bo profesor gdzieś usłyszał, że bez tego wszystko się zawali. A nie jesteśmy w strefie euro dlatego, że – jak prof. Kuźniar wyznał w marcu 2017 r. - tak sobie ubzdurał „kompletnie merytorycznie nieprzygotowany” Jarosław Kaczyński. Generalnie prof. Kuźniar specjalizuje się w „naukowych” epitetach i obrażaniu ludzi z pozycji kogoś wtajemniczonego, choć nie wiadomo w co. To znaczy wiadomo, że w Rosję. A o poziomie tego wtajemniczenia świadczy taka opinia profesora: „Dziś Rosja kompletnie się nami nie interesuje”. Po Polsce hula rosyjska agentura wszelkich bander, ale Rosja się nami nie interesuje. To jest ten poziom merytorycznych uwag prof. Kuźniara w każdym jego publicznym wystąpieniu. Chyba że chodzi o celową dezinformację, ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie.

Obecnie profesor i dyplomata Kuźniar skupia się na agitacji za euro, gdyż „chodzi o nasze bezpieczeństwo, zwłaszcza ekonomiczne. Kiedy jakiś kraj strefy nagle, z jakichkolwiek powodów, staje w obliczu trudności finansowych czy gospodarczych, także prowokowanych z zewnątrz, solidarność pozostałych jest automatyczna, bo leży w interesie wszystkich członków”. Najlepiej europejską solidarność poznali Grecy, którym tak ratowano euro, że prawie wszystkie ratunkowe fundusze trafiły do niemieckich banków. W kwestii euro chodzi też o „zapewnienie naszej gospodarce długofalowej konkurencyjności, czyli wyjścia z pułapki średniego rozwoju. Nie da się z niej wyjść, chowając się za słabego złotego”. Oczywiście Grecja czy Portugalia szaleją konkurencyjnie z powodu euro, zaś Polska ze złotym jako jedną z najsilniejszych obecnie walut na świecie ma same kłopoty w eksporcie, choć rośnie on u nas w imponującym tempie. Prof. Kuźniar wie lepiej, ale konkrety ekonomiczne to błahostka. W gruncie rzeczy chodzi bowiem o „zapewnienie Polsce miejsca w nowej unii politycznej, która już się zaczyna budować (…) na fundamencie strefy euro. Bez udziału w niej będziemy mogli być partnerem prowincjonalnych Węgier Orbana, ale nie mocarstw „starej Europy”, zwłaszcza Niemiec i Francji”. Bo „wybór jest prosty: albo decyzyjne centrum Europy, albo sarmacka prowincja z Białorusią i Budapesztem”. Czyli przyjmujemy euro i już jesteśmy na politycznych i decyzyjnych szczytach UE. Zapewne tak jak Litwa, Słowacja, Cypr, Malta, Łotwa czy Grecja, które euro mają i bez ścisłych konsultacji z nimi Berlin czy Paryż nie podejmują najbłahszych nawet decyzji.

Dla Romana Kuźniara sprawa jest prosta jak trzonek młotka: „Bez ‘tak’ w tej fundamentalnej sprawie [euro] zaczniemy się stawać dla Brukseli i innych głównych stolic Europy taką samą osobliwą egzotyką, jak stawaliśmy się od drugiej połowy XVII wieku”. Ciekawe, jaką to egzotyką była Rzeczpospolita za królów Jana II Kazimierza czy Jana III Sobieskiego? I dlaczego za tego ostatniego ta egzotyka uratowała tyłki światłym Europejczykom? Historyczne analogie w wydaniu prof. Kuźniara nie mają zresztą żadnego znaczenia, gdyż występują wyłącznie w funkcji wyzwisk. Jak wtedy, gdy dywaguje, czy obecna władza „bardziej inspiruje się PRL-em, czy wczesnym włoskim faszyzmem”. Polskę może i dałoby się jeszcze uratować, czyli wprowadzić do nieba euro, ale „problemem jest współczesny Gomułka, czyli wódz”, który „odpowiada za ten obrzydliwy, autorytarny i sprzeczny z polską racją stanu kurs naszego kraju”. Gdyby za kurs Polski odpowiadał mędrzec i mąż stanu Bronisław Komorowski, już dawno bylibyśmy w krainie szczęścia. Ale ten mąż stanu nie znalazł poparcia w kunktatorskiej Platformie Obywatelskiej, więc teraz mamy klops. Ale trzeba coś zrobić dla euro i powszechnego szczęścia, a przede wszystkim muszą to zrobić politycy. Trzeba mieć bowiem wielkie idee, takie jak kiedyś socjalizm czy jego ucieleśnienie w formie Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. Roman Kuźniar je ma. I zrobi wszystko dla ich realizacji, nawet gdyby wszyscy mieli się skichać z tego powodu."

Web of Science nic nie wie o jego pracach naukowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz