sobota, 17 sierpnia 2019

Karol Trammer "Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej"

Karol Trammer  "Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej"

Opis książki:
Wielkie reformy, miliardy z Unii na zrównoważony rozwój, rekordy prędkości pociągów i liczby pasażerów, a tymczasem polskimi kolejami w III RP wciąż jeździ mniej ludzi niż w PRL-u, a najnowszy tabor ma problem z osiągnięciem czasu przejazdów sprzed wojny. Co się stało, że jest tak dobrze, skoro jest tak źle?

To nie tylko efekt propagandy kolejnych ministrów, dyrektorów i prezesów spółek kolejowych, ale również skutek celowej polityki polskich rządów, niezależnie od opcji politycznej. Polscy decydenci - wbrew światowym trendom i eksperckiej wiedzy - przyjęli sobie za cel likwidację „nierentownej” infrastruktury, odbierając całym miastom i miasteczkom ich „okno na świat”.

Czy zapaść polskiej kolei była niemożliwa do uniknięcia? Karol Trammer nie tylko opisuje kto i jak likwidował polską kolej, ale również wskazuje na polityczne mechanizmy, które sprawiły, że stała się możliwa ta piękna katastrofa polskiego kolejnictwa, a także całkiem naoczne katastrofy jak w Szczekocinach, na stacji Baby, czy w Korzybiu.

Recenzje:

Fascynująca opowieść o tym, że kolej u nas jest jak w Europie, tylko odwrotnie. Tam obowiązuje hasło TIRY NA TORY, u nas (rozbierane na złom) TORY NA TIRY. Tam buduje się nowe linie dużych prędkości, u nas przez ostatnie 30 lat PKP nie zbudowały ani jednej nowej linii, za to zlikwidowano więcej kilometrów linii kolejowych niż wybudowano nowych dróg i autostrad. Na zachodzie kupuje się nowy tabor w setkach sztuk, a nasz narodowy przewoźnik przez trzy dekady kupił… 60 pociągów i zezłomował kilka tysięcy wagonów. Tam bije się rekordy prędkości, u nas po wydaniu miliardów na modernizację linii cieszymy się, jeśli czas przejazdu zbliży się do przedwojennego z ery parowozów. Kolej oddana została różnej maści „bankomatom” albo „kulejarzom”, dla których transport kolejowy to obciach i z pasażerów wystarczy Pani Dotacja, bo inni to kłopot. Ta książka to elementarz wiedzy o tym, jak nie należy robić kolei dla ludzi.
Piotr Rachwalski były szef Kolei Dolnośląskich


Kończę czytać tę książkę w TLK Pobrzeże, spóźnił się 29 minut. Mam bilet bez gwarancji miejsca do siedzenia, ale siedzę – na podłodze. Mogłabym narzekać, że jedyną klimatyzacją są tu okna, że zapachy w toalecie paraliżują nos, ale po lekturze książki Karola Trammera mogę tylko dziękować przypadkowi, że pociągi jeszcze w ogóle po Polsce jeżdżą. Bo na pewno nie zawdzięczamy tego przemyślanym decyzjom.
Olga Gitkiewicz Dziennikarka, reportażystka


W Leśnej pozostały czynne tory kolejowe, po których jeżdżą wyłącznie wagony z... bazaltem do budowy dróg. A wystarczy podjechać kilka kilometrów do najbliższej wiejskiej stacji pasażerskiej, by motorakiem dostać się do stolicy sąsiedniego kraju – Pragi. To łatwiejsze niż dojazd komunikacją publiczną do Wrocławia. Wiedza o tym dlaczego tak się stało, uczy pokory i myślenia – nie tylko o transporcie, ale przede wszystkim o długofalowych konsekwencjach nieprzemyślanych decyzji. Lektura obowiązkowa dla decydentów każdego szczebla.
Szymon Surmacz Burmistrz Gminy Leśna

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,25080530,tak-wygaszano-koleje-w-latach-90-caly-czas-odbijamy-sie.html
""Na początku ludzie myśleli, że to spisek, potem okazało się, że taka była oficjalna linia". O tym, jak "wygaszano" polską kolej w latach 90.
Opisywał, jak ograniczano, a finalnie likwidowano lokalne linie. - Rozkomunikowywano pociągi, czyli tak zmieniano godziny dojazdów pociągów z mniejszych miejscowości do większych, żeby nie dało się do nich przesiadać. Przesuwano przyjazdy składów do miast powiatowych z 7.45 na 8.05, tak żeby uczniowie nie mogli zdążyć na lekcje rozpoczynające się o 8 rano i musieli wybierać inne formy transportu. Co więcej, w rozkładach jazdy przestano uwzględniać ośmiogodzinny dzień pracy, czyli dało się dojechać do zakładu pracy, ale nie było możliwości wrócić po skończonej pracy – wymieniał autor książki "Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej".
Wygaszano. Żeby uniknąć protestów
Jak dodał Trammer, w taki sposób stopniowo, w ciągu 2-3 lat, "wygaszano popyt na kolei, żeby nie wzbudzać protestów społecznych". - Wszystko w ramach "balcerowiczowskiego" podejścia do reform, że pozbywamy się tego, co jest nierentowe. Tylko że na kolei po masowej likwidacji połączeń lokalnych, które miały pozwolić jej wyjść z kryzysu, zakładanych efektów nie osiągnięto. Bo likwidując linie "boczne" zmniejszono rentowność na głównym ciągu – przekonywał gość Grzegorza Sroczyńskiego. I używał barwnego porównania do rzeki: "Gdybyśmy zlikwidowali dopływy Wisły, takie jak Narew czy Bug, to Wisła w końcu też przestanie płynąć". "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz