Obrona 7
Dla „psiapsiółki” premier Ewy Kopacz, czyli katechetki Teresy Piotrowskiej, minister spraw wewnętrznych, drony czyli samoloty bezzałogowe, to „bezgłowe samoloty”.
Dla przewodniczacego sejmowej komisji obrony narodowej entomologa Stefana Niesiołowskiego, wynajetego przez Platforme w charakterze chłopca do pyskowania, czołgi Leopard, ktore Polska dostała z niemieckiego demobilu, to „Leonardy”
To nie sa wyrwane z konteksu pojedyncze gafy. Osoby te sa skrajnie niekompetentne.
Polska demokracja jest w miedzynarodowych rankingach klasyfikowana jak "demokracja wadliwa" I to sa przyklady ze ta peryferyjna, fasadowa demokracja jest mocno wadliwa.
Były wiceminister obrony narodowej, gen. Waldemar Skrzypczak, powtarza ze w razie konfliktu zbrojnego Rosjanie znajda się w Warszawie w ciągu 3-4 dni. Z kolei byly wiceminister Szeremietiew uwaza ze polska obrone nalezy szacowac w godzinach a nie w dniach.
Kontrowersyjny raport komisji Jerzego Millera ma jedną wielka zaletę. Ustalił on katastrofalną sytuację 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. To była jedna z najwazniejszych dla polskiego bezpieczenstwa jednostek polskiej armii. Z pewnoscia stan w innych jednostkach wojska polskiego jest jeszcze gorszy.
http://www.rp.pl/artykul/479984.html?print=tak
"Być może ktoś z załogi prezydenckiego tupolewa popełnił błąd, ale znacznie poważniejsze błędy popełniono wcześniej. Kto dopuścił do tego, że w elitarnym pułku najbardziej doświadczonymi kapitanami byli oficerowie ze stażem dowódczym mniejszym niż dwa lata?
Załoga feralnego lotu Tu-154M do Smoleńska składała się z utalentowanych młodych oficerów. Staż nie pozwala ich nazwać superdoświadczonymi lotnikami ani tym bardziej elitą. Najmłodszy z nich – nawigator – miał wylatanych na tym samolocie niecałych 60 godzin. Mitem jest, że załoga była zgrana – wcześniej w tym składzie wylecieli tylko raz, z pomocą humanitarną dla Haiti. Choć lecieli na smoleńskie lotnisko wojskowe, gdzie raczej nie mówi się po angielsku, nikt w kokpicie nie przeszedł kursu komunikacji z wieżą w języku rosyjskim. Za to wszystko trudno winić załogę – lotnicy wykonywali rozkazy. Być może nie powinni schodzić do lądowania w tak trudnych warunkach, być może popełnili błąd – ale tego, póki nie skończy się śledztwo, nie wiemy na pewno.
Na pewno można postawić pytanie: Dlaczego nie polecieli ludzie bardziej zgrani, doświadczeni, mający certyfikaty znajomości języka rosyjskiego? Kto o tym decydował?"
Obecna armia urzednikow czasem zakladajacych mundury wojskowe z utesknieniem czeka na przejscie na wczesne i luksusowe emerytury. Mamy szalona ilosc generalow. Wydaje ze z w razie zagrozenia konfliktem wieksza czesc "zolnierzy" pojdzie na wyłudzone zwolnienia lekarskie a w czasie konfliktu zdezerteruje
Dan Senor i Saul Singer w książce „Naród start-upów”, przytaczaja ciekawe informacje. Izrealska armia jest wyjątkowo zdecentralizowana. Na jednego generała przypada tam 6917 żołnierzy W armii panuje porzadek i jednoczesnie niechec do sztywnej hierarchii. Wszyscy zwracają się do siebie po imieniu, nie salutują i zdarza się, że generałowie robią kawę zwykłym żołnierzom. Zołnierze po służbie wojskowej mają notesy pełne telefonów ludzi, z którymi współpracowali i potrafią te kontakty wykorzystać w cywilu. Żołnierze maja do siebie pełne zaufanie co przeklada sie na stosunki w cywilu. W Izraelu szpiegostwo, zdrada czy dezercja sa bardzo powaznie traktowane.
Armia Izraela to przyklad na to ze zolnierze spojnego spoleczenstwa sa prawdziwa siła bojowa.
Polska ma może 5-15 tysiecy żołnierzy zdolnych do jakiejkolwiek akcji bojowej. Reszta to spasieni oficerowie i podoficerowie. Wojna na Ukrainie pokazala ze do jakiejkolwiek walki zdolny byl tam mały ulamek ich wojska. Wieksza sile bojowa mialy tam nacjonalistyczne jednostki ochotnicze ! W ramach pozorowanej reformy armi ukrainskiej zwiekszono tam ilosc stanowisk generalskich ! Zaplanowano 151 stanowisk generalskich ale aż 125 nie należy do sił operacyjnych, a więc dowodzących wojskami sztabów i organów. Ta reforma sił zbrojnych jest uwazna za patologie i farse. Po aneksji Krymu zdolna do operacji jest jedynie ukrainska fregata „Hetman Sahajdaczny”. Siły morskie maja tam zas 13 admirałów i generałów.
W polskiej armi na generala przypada 830 żołnierzy a w armi chinskiej 13 100. Mamy wiecej generałów niż Amerykanie ! W armii amerykańskiej, która liczy 1,4 mln żołnierzy, generałów jest zaledwie 40 ! We włoskiej armii jeden generał przypada na 5200 żołnierzy.
http://www.fakt.pl/Po-co-nam-tylu-generalow-Mam-ich-wiecej-niz-Amerykanie-,artykuly,112787,1.html
"Po co nam tylu najwyższych rangą wojskowych? Wychodzi na to, że do przekładania papierków na biurkach. Wielu nigdy nie miało bowiem styczności z prawdziwie wojskowym zajęciem. Pełnią za to czysto urzędnicze funkcje. Mamy generałów w departamencie kadr MON, departamencie budżetu i kontroli resortu, a nawet na stanowisku szefa wojskowego instytutu medycznego oraz pionu logistyki – czyli zaopatrzenia i zakupów dla armii.
Według byłego szefa wojsk lądowych, gen. Waldemara Skrzypczaka, dowódcy z wojny irackiej, taka sytuacja – delikatnie mówiąc – nie jest normalna.
– W polskiej armii jest za dużo generałów – nie ma wątpliwości Skrzypczak. – Najgorsze jest to, że wielu z nich nie dowodzi żadnymi żołnierzami, pełnią czysto biurowe funkcje w kadrach czy logistyce. W Polsce nie trzeba być na linii, żeby zostać generałem. Można w ogóle nie ruszać się z Warszawy, by doczekać się generalskich lampasów! Zresztą w stolicy o to najłatwiej – dodaje.
Zdaniem Skrzypczaka, mnogość generałów jest reliktem poprzedniej epoki. I wreszcie trzeba to zmienić. Tak samo sądzi szef sejmowej komisji obrony, Stanisław Wziątek (52 l.) z SLD.
– Generałowie powinni być na linii, a nie siedzieć za biurkami – mówi nam poseł. – Polska armia pod tym względem wymaga reformy. Tak, by awansowali oficerowie wykonujący rzeczywiście wojskowe zadania, a nie urzędnicze."
Plan przeprowadzenia Strategicznej Operacji Obronnej jest dokumentem tajnym. osoby ktore sie z nim zapoznaly mowia ze to jest jakis zart.
Fragment książki „Wygaszanie Polski 1989-2015”:
" Dane z 2009 r. pokazują, że średnio na jednego dowodzącego oficera i podoficera w Siłach Zbrojnych RP przypadało 0,5 wykonującego rozkaz szeregowego...
Nierealna koncepcja przeprowadzenia operacji obronnej …
Zadania przewidywane do wykonania przez związki taktyczne (brygady) w ramach SOO są oparte na założeniach sprzecznych z zasadami sztuki operacyjnej oraz normami taktycznymi. Szerokość rejonu obrony brygady ogólnowojskowej, biorąc pod uwagę jej możliwości organizacyjno-techniczne oraz ukształtowanie i pokrycie terenu, powinna wynosić około 10 km, w sprzyjającym terenie – maksymalnie 15 km. Tymczasem podczas ćwiczeń przeprowadzanych przez nasze siły zbrojne ćwiczy się warianty, w których brygady te prowadzą działania obronne na szerokości od 50 do 100 km, a więc od 5-10 większej od maksymalnie zalecanej.
Najgorsze jest jednak to, że deklarowana obrona terytorium Polski w ogóle nie jest obroną, ponieważ podczas ćwiczeń prowadzonych na szczeblu strategicznym ćwiczy się sytuacje, w których nasze siły zbrojne nie bronią granic i terytorium RP, do czego są zobowiązane na mocy konstytucji, ale prowadzą jedynie działania obronno-opóźniające, których celem jest opóźnianie natarcia przeciwnika i zyskanie czasu, aby stworzyć sprzyjające warunki do rzeczywistej obrony naszego kraju przez sojusznicze siły wsparcia z NATO.
Gdybyśmy jednak chcieli bronić się naprawdę, to biorąc pod uwagę realne możliwości naszych brygad (ukompletowanie, normy taktyczne) oraz długość naszej wschodniej granicy (około 1200 km), a także stan liczebny sił lądowych (13 brygad), to widać jednoznacznie (13 x 10 km), że jesteśmy w stanie bronić jedynie około 10 proc. całkowitej długości naszej wschodniej granicy. I to w najbardziej optymistycznym wariancie.
Niskie morale i brak woli walki...
Jednak najbardziej niepokojący jest rozwijający się w szeregach sił zbrojnych konformizm. Jedną ze specyficznych właściwości sił zbrojnych jako organizacji jest podporządkowanie i posłuszeństwo oparte na przymusie. Jednak cecha ta, ze względu na specyfikę wojska do pewnego stopnia uzasadniona, przekształciła się współcześnie w normę, eliminując swobodną wymianę myśli i poglądów, niezbędną w instytucjach wojskowych szczebla strategicznego i operacyjnego. I nawet kilkanaście lat członkostwa w NATO nie potrafiło tego zmienić, a wprost przeciwnie – cecha ta w warunkach ciągłych reform i braku stabilności ma się nadal bardzo dobrze, a jej ofiarą padają kolejne pokolenia żołnierzy.
Istnienie konformizmu potęgowane jest jeszcze przez nepotyzm. Naturalna dla każdego człowieka, w tym oczywiście również żołnierza, chęć rozwoju osobistego oraz zaspokajania własnych ambicji, została w warunkach braku obiektywnych i uczciwych procedur doboru i selekcji kadr całkowicie wypaczona. Z jednej strony bowiem najbardziej kompetentne, a jednocześnie uczciwe osoby nie mogą awansować, natomiast z drugiej strony, osoby nieuczciwe i jednocześnie mniej zdolne, wykorzystujące tzw. znajomości, awansują, psując funkcjonowanie całego systemu. Ten patologiczny system powoduje marnotrawienie olbrzymiego potencjału intelektualnego oraz jest źródłem erozji zasad moralnych w całych siłach zbrojnych.
Wszystko to obywa się w warunkach upadku patriotyzmu. Instrumentalne traktowanie przez komunistów polskiego patriotyzmu, w celu osiągnięcia własnych korzyści politycznych, spowodowało jego erozję w całym narodzie i oczywiście również wśród elit. Po roku 1989, kiedy to Polska odzyskała niepodległość i zaczęła budować podstawy nowego państwa opierając się na doktrynie neoliberalizmu, patriotyzm stał się wartością nie odpowiadającą duchowi nowego liberalnego państwa. Negowanie i czasami wręcz ośmieszanie patriotyzmu, z czym mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich kilkunastu lat, spowodowało jego deprecjację, co w środowisku wojskowym jest szczególnie niebezpieczne."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz